Ryszard Sawwa Lot dalekosiężny

Był piękny, wiosenny dzień, pełen słońca, i jak zwykle Centrum Badań Kosmicznych przy obserwatorium w Wynnejack zapełniało się ludźmi. Jensen i Hollitz pracowali razem u profesora Kilseya. Po tym, kiedy ten opracował słynną już metodę poszukiwania kontaktu z innymi cywilizacjami, chętnych do pracy nad tym tematem było bardzo wielu, ale profesor tak zżył się ze swoimi starymi pracownikami, że nie zmieniał personelu.

Tego dnia zaraz po przyjściu obydwaj zameldowali się u profesora. — Panie profesorze. Wspólnie z Hollitzem wpadliśmy na pewien pomysł. Mamy propozycję… — zaczął nieśmiało Jensen.

— Proszę, mów, Bobby! — Profesor zawsze traktował ich trochę jak dzieci.

— Zgadzamy się, panie profesorze, że pańska metodyka jest optymalna. Ale znajdując się na brzegu Galaktyki mamy i tak bardzo małe szansę na szybkie osiągnięcie kontaktu. Wydaje mi się, że te sygnały, które wysyłamy, są zbyt narażone na zakłócenia i zniekształcenia.

Profesor uśmiechnął się. — No tak, mój drogi, ale nic na to nie poradzimy.

— A właśnie — ożywił się Jensen — doszliśmy z Hollitzem do wniosku, że po pół roku wysyłania dotychczasowych stałych sygnałów można by spróbować czegoś innego.

Na dobrodusznej twarzy Kilseya odbiło się zaciekawienie. — Proponujemy wysyłać sygnały zmienne co 2 minuty, oparte na trzeciej logice Weymanna z grupą sygnałów stochastycznie zmiennych — wyjaśnił Hollitz. — Opracowaliśmy specjalny układ z widmem minimalnie podatnym na zakłócenia kosmiczne. Podejmujemy się opracować taśmy do nadajnika w ciągu kilku dni. Potrzebujemy tylko pańskiej zgody na eksperyment.

Kilsey zamyślił się. — Właściwie — powiedział powoli — nie mam na razie żadnych zastrzeżeń co do tej propozycji. Przygotujcie taśmy. Tylko jedno: chciałbym, żeby nasze stare sygnały również były nadawane przez kilka godzin dziennie.

Jensen i Hollitz poderwali się z krzeseł. — Dobrze, panie profesorze, za trzy dni przystąpimy do wysyłania nowych sygnałów.

Jasne, nocne niebo zaczęło szarzeć, czerwony świt przytłumił już blask miliardów gwiazd na niebie. Rubinowy brzeg pierwszego słońca wynurzył się zza horyzontu.

„Tu, w centrum Galaktyki, noc jednak nigdy nie jest tak piękna i ciemna jak na jej brzegu” — pomyślał Alf obserwując wschód na ojczystej planecie. Spojrzał jeszcze raz na podobizną młodej, dziewczęcej twarzy na obelisku z szarego marmuru. Posąg Britt stał na placu Pamięci w grupie pomników pilotów solarnych i galaktycznych.

Wiele razy już zastał go świt przed posągiem i mimo że minął rok od katastrofy, nie potrafił w pełni wrócić do zwykłego życia. Poprawił bukiet żywych, złotych kwiatów u stóp pomnika i ciężkimi krokami ruszył w stroną wyjścia.

Hollitz przywitał się z Jensenem i usiadł przy pulpicie. — No, to zaczynamy, Bob. Puścimy naszą nową muzykę dla kolegów po fachu. Przyszedł

Kilsey. Jensen krótko objaśnił:

— W części stochastycznej daliśmy echo radiogwiazd centrum i środka drugiej najbliższej naszego układu spirali Galaktyki. Powiązaliśmy je logiką Weymanna z adresem naszej Ziemi i jesteśmy gotowi do eksperymentu.

Kilsey przejrzał taśmy na ekranie czytnika sygnałów i oddał je Jensenowi. — No cóż, chłopcy, nawet podoba mi się ta wasza nowa oda do Księżyca. Nadawajcie, może wreszcie do kogoś trafimy.

Hollitz założył taśmy do czytnika, włączył antenę i nadajnik.

Alf wsiadł już do terralotu, kiedy zapaliła się lampka cerebrofonu. Włączył wzmacniacz informacyjny i skupił się na odbiorze. Mimo że istoty cywilizacji, do której należał, łatwo mogły się porozumieć także za pomocą myśli, ważniejsze wiadomości przekazywano poprzez wzmacniacze informacyjne. Szybko przejmował nadawane myśli komendanta Admiralicji. — Krótki komunikat do pilotów dalekosiężnych. Nasza przesyłka-informator do cywilizacji z drugiej spirali zboczyła z toru i zaczyna się oddalać od brzegu Galaktyki. Za 5 dni dokonamy dalekosiężnego lotu pościgowego. Rado Naczelna Admiralicji prosi o Wasze zgłoszenia.

Alf już dawno czekał na jakieś poważne zadanie. Nie zastanawiał się ani chwili. Nacisnął sygnał zgłoszenia i pomyślał: „Zgłaszam swoją kandydaturą bez warunków dodatkowych”.

Komendant Admiralicji był kolegą Alfa z czasu jego studiów w szkole pilotażu. Po jednej z tragicznych wypraw, podczas której tylko przypadkowo uratował życie, musiał zwrócić licencję pilota ze wzglądów zdrowotnych. Odpowiedział Alfowi: „Przyjdź do mnie jutro rano, ochotnicy dostaną pełną informacją o locie i nastąpi wybór kandydata”.

Alf z niecierpliwością oczekiwał następnego dnia.

Cztery dni po nadaniu pierwszych sygnałów metodą Jensena-Hollitza do obserwatorium w Wynnejack nadszedł komunikat z Głównego Obserwatorium w Norton. Kilsey przeczytał i powtórzył:

— W Norton złapali obiekt radiowy. Nazwali go X. Ogromnie daleko i bardzo mały. To chyba nie jest radiogwiazda, bo nawet szperacze neutronowe nie mogą ustalić parametrów ruchu. Zauważyli tylko, że przypadkowo znajduje się na linii naszego nadajnika. Jeśli jest to odpowiedź na nasze sygnały, to będziecie chyba, chłopcy, ojcami chrzestnymi tej kruszyny. — Niemożliwe, panie profesorze, niech pan z nas nie kpi. Po czterech dniach nadawania? Kiedy pół roku nic nie dało?

— Jensen nie był pewny, czy profesor mówi poważnie. — Rzeczywiście, bardzo mało prawdopodobne — zgodził się Kilsey.

W informacyjnej sali Admiralicji zebrało się kilkunastu pilotów dalekosiężnych, członkowie Rady Naczelnej i komendant Admiralicji. Po przywitaniu się ze wszystkimi zabrał głos komendant:

— Wiemy wszyscy, że od czasu, kiedy udało się nam zrealizować przejście przez barierą świetlną do przestrzeni informacyjnej, możemy nawiązywać łączność z cywilizacjami rozmieszczonymi dalej od centrum Galaktyki. Poruszanie się w przestrzeni informacyjnej równoważne jest szybkościom wielokrotnie przewyższającym prędkość światła w zwykłej przestrzeni trójwymiarowej. Od dawna już korespondujemy z innymi ośrodkami cywilizacyjnymi i Zrzeszenie Galaktyczne ma już 6000 członków, nie licząc niższych kultur, które zaprosimy prawdopodobnie za kilka tysięcy lat. Ostatnio wymianą korespondencji prowadzimy, jak zapewne wiecie, przy pomocy ulepszonych, automatycznych informerów-liniowców, które po zbliżeniu się do adresata automatycznie wywołują się i cała zawarta w nich informacja w postaci pola informacyjnego zostaje przyjęta przez odbiorców. Muszą tu wspomnieć, a za chwilą zrozumiecie dlaczego, o początkach naszych kontaktów i powstaniu paragrafu 2 Kodeksu Galaktycznego. Otóż jeden z naszych pilotów nawiązał samodzielnie kontakt z cywilizacją klasy A-3. Jest to klasa cywilizacyjna techniczna na etapie wojen i podbojów. W rezultacie próbowano wykorzystać pokładowy nadajnik informacyjny naszego liniowca do porachunków wewnątrz tej cywilizacji. Oczywiście pilot zginął. Musieliśmy zastosować blokadę informacyjną i wymazać z ich pamięci świadomość naszego istnienia. Kontakt ponowny z tą cywilizacją nawiązaliśmy później i bardzo jesteśmy z niego zadowoleni. Prowadzimy wspólnie z nimi poważne i cenne badania naukowe. Ale od tego czasu wprowadzono paragraf 2, który absolutnie zabrania nawiązywania kontaktu z cywilizacjami technicznymi klasy poniżej i równej A-3.

Tydzień temu został wysłany automatyczny liniowiec informacyjny do środka drugiej spirali galaktycznej. Jest to świeży kontakt i wysłaliśmy im wiadomości wstępne o naszej kulturze i cywilizacji z instrukcją o sposobie odpowiedzi. Tymczasem informer z niewiadomych początkowo przyczyn zmielił gwałtownie kierunek lotu i zaczął się poruszać w kierunku brzegu Galaktyki. Dopiero sieć satelitarnych stacji nasłuchowych wykryła za pomocą penetratorów informacyjnych o dużej czułości, że informer dostał jakieś sygnały radiowe w naszym kodzie intersolarnym z adresem odbiorcy i skierował się pod nowy adres. Penetratory określiły na podstawie analizy rozkładu i charakteru pól informacyjnych, że cywilizacja ta mieści się niedaleko brzegu Galaktyki, jest młoda, klasy A-3, i że przypadkowe sygnały radiowe przez nią wysyłane zmieniły kierunek informera. Informer po podejściu do nich wywoła się i wyrzuci cały ładunek informacyjny, zamieniając go w bardzo silne pole, które natychmiast przekaże cały nasz list do ich świadomości.

Otóż nie wolno nam do tego dopuścić. Informer zawiera zbyt poważne wiadomości. Nie są one przeznaczone dla A-3 z ich wrogimi ugrupowaniami i rozbudowanym aparatem wojennym. Informer nie może przekazać swej zawartości.

Unikamy stosowania blokady informacyjnej, bo blokada taka jest to akt ingerencji. Zadaniem naszym jest odholowanie informera od A-3 i przełączenie go na adres właściwy. Pozostało bardzo mało czasu. Na wszelki wypadek, gdyby informer zaczął się wcześniej wywoływać, liniowiec pościgowy będzie dysponował ładunkiem bomby entropijnej dla anihilacji zawartości informera.

Muszę podkreślić, że misja zawiera około 10 procent ryzyka, a więc jest bardzo niebezpieczna. Odległość jest ogromna. Jesteśmy w stanie przyjmować tylko informacje, ale komend dla zewnętrznego sterowania pościgiem przekazać już nie będziemy mogli.

A teraz proszę pilotów o zabranie głosu. Żonaci i ojcowie rodzin proszeni są o zrezygnowanie z lotu.

Komendant skończył i usiadł obok Alfa. Dyskusja ciągnęła się około godziny, ale innego, lepszego rozwiązania nie udało się znaleźć. Alf ponownie zgłosił swoją kandydaturę. Razem z nim jeszcze trzech innych, młodych chłopców, którzy niedawno opuścili akademię. Wszyscy pozostali mieli rodziny. Komendant z członkami Rady Naczelnej wyszli z sali na kilka minut. Po powrocie komendant ogłosił decyzję.

— Przyjmujemy kandydaturą Alfa. Jeśli bada protesty, rozpatrzymy je od razu. Wtedy Alf wstał.

— Koledzy, wierzcie mi, że ja muszą dostać to Marianie.1 Bardzo was proszą, nie zgłaszajcie protestów.

Młodzi piloci wpatrzeni byli w Alfa, którego znali jeszcze z akademii jako wykładowcę pilotażu, a także z podrączników. Na początku rozdziału o przestrzeni informacyjnej było przecież jego zdjęcie jako pierwszego, który wrócił z przestrzeni informacyjnej. Wtedy właśnie wyjaśniono trudności powrotów i loty w przestrzeni informacyjnej stały się normalną praktyką.

Alf usiadł i czekał. Wszyscy wiedzieli o katastrofie Britt i rozumieli, że Alf, by powrócić do równowagi psychicznej, musi się zająć jakąś trudną i niebezpieczną pracą. Protestów nie było.

Następnego dnia po komunikacie o obiekcie X Kilsey z samego rana sam zadzwonił do Obserwatorium w Norton. — Zobaczymy, chłopcy, co u nich nowego. Jednak ich, urządzenia są trochę nowocześniejsze.

Długo trzymał słuchawkę. Kilka razy przerywał: — Ile mówicie? Ile? Setki razy?

W końcu odłożył słuchawkę i przez chwilę milczał. Ciszę przerwał Hollitz: — Co się stało, panie profesorze? Kilsey odpowiedział powoli:

— Musimy to sprawdzić. Ci z Norton twierdzą, że X zbliża się z szybkością 100 razy przewyższającą prędkość światła. To przecież niemożliwe. Nadaje stale jednakowe sygnały. Impulsy o stałej częstotliwości. Czyżby to był… — Gwiazdolot — dokończył Jensen. — Tak, gwiazdolot — powtórzył Kilsey.

Podał Jensenowi poranny telex z Norton że współrzędnymi. Hollitz ustawił analizator. — Mamy go, jest w siatce celownika radiowego.

— No, a teraz zmierzcie szybkość — polecił Kilsey. Hollitz włączył dalmierz grawitacyjny i zaczął mierzyć. Plamka świetlna wyskoczyła poza skalę.

— Tak, panowie — rzekł profesor — z odchylenia plamki poza skalę logarytmiczną widać, że szybkość X jest rzędu 100 c.

Jensen nie mógł ochłonąć ze zdumienia. — Jak to możliwe? Jakim sposobem dostajemy normalne sygnały radiowe?

— Nie wiem, chłopcy, nie wiem, jak — odparł Kilsey — i nie wiem, w jaki sposób sygnały są wysyłane. Ale tu nie ma pomyłki. W Norton też najpierw myśleli, że mają zepsuty blok pomiaru prędkości… Tylko, proszę was, nie rozgłaszajmy tego faktu, bo nas wyśmieją. Koledzy z Norton też na razie milczą. Poczekamy, aż X się przybliży.

Alf wszedł do kabiny liniowca dalekiego zasiągu. Zamknął luk i zameldował gotowość do startu. Otrzymał rozkaz: „Włącz rozbieg” i później już cieplej: „Do zobaczenia, Alf”. Z ekranu zniknęła twarz komendanta i pokazał się schemat drogi startowej. Po włączeniu rozbiegu stacje startowe w układzie solarnym automatycznie przejmują akceleracją aż poza granice układu, nadając liniowcowi ogromną prędkość, która pozwala mu przejść do przestrzeni informacyjnej. Alf przekręcił przełącznik „start” i pogrążył się w fotelu. Akceleratory anty grawitacyjne zaczną działać za kilka minut. Za godzinę liniowiec przejdzie przez barierę i wynurzy się z przestrzeni informacyjnej bezpośrednio przy informatorze.

„Britt” — pomyślał Alf, ale liniowiec już zaczął nabierać prędkości i włączył się automat usypiający. Ekran z niebieskim, poruszającym się ognikiem na schemacie drogi startowe j rozpłynął mu się przed oczami.

Ktoś z Norton jednak wypaplał, bo nazajutrz rano gazety przyniosły krótki komunikat o nieprawdopodobnym fakcie astronomicznym. Było to podane jako nowy fałszywy alarm naszych szanownych astronomów.

Kiedy Hollitz zmierzył około południa szybkość X, okazało się, że ta znacznie zmalała. — Czuję, że to jakaś bzdura, nabieramy się pewnie na nie Zitnane zakłócenia obserwacyjne — zwrócił się do profesora, który teraz stale przebywał w pracowni.

Kilsey był jednak innego zdania. — A mnie się wydaje, że nie. Nie tracę nadziei, że po trzydziestu latach, od kiedy Ziemia w ogóle zaczęła wysyłać sygnały, będziemy mieli gości. — Czy potrafimy ich przyjąć? — zapytał Jensen.

— No, jeśli przyjęli nasze sygnały, to na pewno nas zrozumieją. — Nie o tym myślę, profesorze. Gdzie oni wylądują? U nas czy u tamtych? — Ach, to. Rzeczywiście, o tym nie pomyślałem.

— Sądzę, że nie będą na tyle naiwni, żeby się nie zorientować w naszych stosunkach na Ziemi — wtrącił Hollitz. Obserwując ekran, profesor przerwał dyskusję:

— Patrzcie, X wyraźnie hamuje. W takim tempie znajdzie się w układzie słonecznym w ciągu 2 dni.

Automat obudził Alfa w zadanym czasie. Na ekranie widniał informer zbliżający się na małej szybkości do układu słonecznego z jednym słońcem i dziewięcioma planetami. Zmniejszył szybkość na podświetlną i nastawił lot na trajektorię spotkania z informerem. Punkt spotkania wypadł niedaleko od środka układu. Alf skierował pokładowy inforlokator na trzecią planetę. Nie było wątpliwości. To była właśnie cywilizacja klasy A-3. „Niestety zakaz kontaktu obowiązuje” — pomyślał. W chwilę później niespodziewanie włączyła się ochrona liniowa. Zajarzyło się światło silnego pola informacyjnego. Po kilku sekundach alarm się wyłączył.

Centralny analizator zameldował, że informer ma przeciek i w każdej chwili może zacząć się rozładowywać.

Alf zaczął analizować położenie. Nie było ani chwili czasu do stracenia. Nie można się zbliżyć da informera i wyholować go z układu słonecznego. Pole informacyjne z przecieku jest zbyt silne i może zakłócić centralne sterowanie liniowca. Alf owi została jedyna możliwość. Włączył dźwignią przygotowania ładunku entropijnego i zaczął celować.

Hollitz, niewyspany, po nocnym dyżurze, krótko zameldował Kilseyowi: — Telefony w nocy się urywały, panie profesorze. W Centrum Badań Kosmicznych szykują rakietę sondę, z pilotem, jeśli X wejdzie na orbitę ziemską. Dopiero wczoraj uwierzyli, że to statek kosmiczny, ale na razie zabronili cokolwiek ogłaszać dziennikarzom.

— Dobrze, Hollitz, poczekajmy, aż sprawa się wyjaśni. Niech Jensen przejmie obserwacje, a ty idź spać.

Hollitz odmówił: — Nie, panie profesorze, zostanę tutaj.

Jesnsen wpadł z „Morning Telegraph” w ręku. — Proszę tylko spojrzeć, co się dzieje — zawołał i pokazał dziennik. Na pierwszej stronie tłustym drukiem wybity był tytuł artykułu:

PANIKA NA WYBRZEŻU ATLANTYCKIM!

Korespondenci z wybrzeża donosili, że od kilkunastu godzin zgłaszają się ludzie do policji i do lekarzy stwierdzając, że nagle wiedzą jakieś dziwne rzeczy. Po bliższych wyjaśnieniach przeprowadzonych przez władze okazało się, że w tym samym czasie wiele ludzi zaczęło nagle wiedzieć o istnieniu jakiejś cywilizacji na bardzo wysokim poziomie. Nie rozumieją, ale pamiętają urywki informacji o jakichś maszynach, urządzeniach i znają dziwne wzory matematyczne. Niestety wiadomości te są tak nieuporządkowane, tak źle przekazywane, że dotychczas nie udało się wyjaśnić istoty zjawiska. Część lekarzy przypuszcza, że wskutek wczorajszego sugestywnego programu telewizyjnego, opartego na plotkach prasy na temat prac prof. Kilseya w związku z próbami nawiązania kontaktu z braćmi kosmicznymi, wielu słuchaczy uległo zbyt silnej emocji. Jednakże chodzą słuchy, że osoby nie oglądające programu też odczuwają podobne halucynacje. Drobna grupka fantastów upiera się znowu przy twierdzeniu, że halucynacje nie mają nic wspólnego z audycją i że dziwny obiekt obserwowany prze profesora Kilseya to statek kosmiczny, i że w ten sposób są przeprowadzone próby porozumienia się z nimi.

Kiedy Kilsey przeczytał artykuł, Jensen zapytał: — Co pan o tym wszystkim myśli, panie profesorze?

— Myślę, że nie tak powinna wyglądać próba porozumienia się z nami. Zupełnie tego nie rozumiem. Jensen spojrzał w analizator i wykrzyknął:

— X podzielił się na dwa! Są bardzo blisko siebie. Jeden z nich jakby manewruje. Wchodzą chyba na bardzo daleką orbitę ziemską.

— Sprawdź to jeszcze raz, Jensen, i nie przerywaj obserwacji — rzucił Kilsey. — To na pewno są statki kosmiczne. Aha — dodał po chwili — zupełnie o tym zapomniałem, Hollitz, natychmiast wyłącz nadawanie naszych sygnałów na głównej antenie.

Hollitz pobiegł do sterowania anteną, żeby włączyć zasilanie nadajnika. W dziesięć minut później do pokoju weszło dwóch przedstawicieli Centrum Badań Kosmicznych. Jeden z nich poprosił Kilseya o kilka minut rozmowy. Kilsey zaprosił obu do swego gabinetu obok. Razem opuścili pokój, trzasnęły drzwi i w pracowni zostali Jensen z Hollitzem.

Wykonał już prawie pełny obrót, kiedy znów włączył się alarm informacyjny. Analizator zameldował, że wskutek ciągłych sygnałów z planety informer zaczyna się rozładowywać. W sekundę później doniósł, że sygnały przestały przychodzić. Ale już było za późno. Natężenie poła informacyjnego imitowanego przez informer zaczyna rosnąć. Teraz przez kilka obrotów planety dookoła Słońca informer automatycznie będzie przekazywał całą informacją w kierunku planety. Nie było sekundy do stracenia.

Alf nacisnął spust bomby entropijnej. Ale nie odczuł lekkiego wstrząsu charakterystycznego dla odpalenia. Włączył się brzęczyk awaryjny wyrzutni. Jak przez watę usłyszał beznamiętny głos analizatora: — Celownik automatyczny zakłócony przez informera.

Zmusił się do spokoju. Pozostało albo zrezygnowanie z zamierzonego zniszczenia informera, albo naprowadzenie ręczne. O tym ostatnim w szkole pilotów mówiono zawsze najmniej.

Alf we wszystkich swoich lotach realizował zadania do końca. Od razu wiedział, co zrobi, i wiedział, że jego decyzja jest nieodwołalna. Wyłączył celownik i przeszedł na sterowanie ręczne. Osiągnie informer w ciągu 15 sekund. Zaczął naprowadzać przód liniowca na informer. Myślał bardzo szybko i sprawnie. Teraz już był spokojny. Opuściło go zupełnie podniecenie towarzyszące zawsze niszczeniu nie-posłusznych automatów. Kazał sterowni pokładowej przygotować meldunek z akcji wraz z pełnym tekstem swoich myśli i wysłać na 5 sekund przed osiągnięciem informera. Nie był tylko pewny, jaki ładunek entropii przygotowali to bazie. „Czy przewidzieli każde wykonanie zadania? Czy ładunku entropii wystarczy tylko na anihilację ładunku informacyjnego?”

Do informera zostało kilkaset metrów. Szczęknął zawór śluzy nadawczej. Zapaliła się i zgasła czerwona lampka z napisem: „Depesza do bazy”.

„To już załatwione. Dostaną pełną informację. Szperacze bazy wykryją gwałtowny zanik informacji zawartej w informerze jako zakłócenie pola. Myśli emanowane już po wysłaniu depeszy dojdą bardzo zniekształcone, ale dopełnią obrazu. Będą wiedzieli, jak zadanie zostało wykonane” pomyślał Alf.

No trzy sekundy przed osiągnięciem informera analizator doniósł, że z trzeciej planety startuje rakieta na paliwo chemiczne. Alf pomyślał: „Szkoda, że paragraf 2 jest taki surowy”. Chciałby zobaczyć mimowolnych sprawców swego lotu. Chyba już niedługo wejdą do grupy A-2. Następny pilot w ten zakątek Galaktyki poleci już zapewne w locie zapoznawczym…

Poczuł wstrząs — liniowiec zetknął się z informerem. To już koniec misji. Z pamięci wypłynęła najdroższa twarz. Pamiętał Britt przed jej startem do ostatniego lotu. W tym samym momencie nacisnął dźwignię „Wyzwolenia ładunku entropijnego”. Błysk nie był duży. Największa część energii wydzieliła się w postaci promieniowania korpuskularnego. Ułamek sekundy później szperacze bazy przyjęły zakłócenia pola informacyjnego spowodowanego anihilacją informera.

Kiedy Kilsey i goście wrócili do pokoju obserwacyjnego, Jensen, blady i przejęty, zameldował:

— Te dwa obiekty zetknęły się około 20 minut temu i od tego momentu już nic nie rozumiemy. X zaczął zachowywać się jak mały, słabo odbijający światło promieniotwórczy meteor. Żadnego ruchu, zmiany orbity, żadnych sygnałów radiowych.

Kilsey i goście wysłuchali go w milczeniu. Potem jeden z przybyłych powiedział: — Właśnie przed chwilą dostaliśmy radiogram od pilota z rakiety sondy. Po wejściu na orbitę dokonał zdjęć obiektu, co pozwoliło na pierwsze wnioski. Wstępnie zanalizowano te zdjęcia pod względem widma i okazało się, że rzeczywiście jest to zwykły meteoryt z dużą zawartością żelaza, jakich wiele spotyka się w kosmosie w okolicach Ziemi. Wydaje się, że tak tę sprawę potraktujemy. Przede wszystkim musimy się liczyć z faktami.

Kilsey twierdząco skinął głową, a gość po chwili jeszcze dodał: — Myślę, że nie będzie dla panów czymś zaskakującym, że na meteorycie były także proste związki organiczne. Ostatecznie zdarzyło się to już kilka razy. Jeszcze nie wiemy, jakiego pochodzenia mogą być związki organiczne na meteorytach.

Gdy przedstawiciele Centrum Badań Kosmicznych opuścili pracownię, Hollitz i Jensen natychmiast podbiegli do Kilseya:

— Panie profesorze, co pan naprawdę o tym wszystkim sądzi? — Co to było z tą prędkością nadświetlną?

— A jak wytłumaczyć manewr i połączenie się dwóch obiektów? Kilsey cicho i w zamyśleniu odpowiedział:

— Myślę, że najsensowniej jest liczyć się z faktami. Komunikat będzie taki, jak mówiliśmy… Chociaż wielu rzeczy nie rozumiem — dodał po chwili — to jeśli przyjdziecie dziś do mnie do domu na kawę, powiem wam, co naprawdę o tym wszystkim myślę. Ale to już jak najbardziej prywatnie… Wydaje mi się jednak, że już teraz powinniśmy uczcić Kogoś, z Kim nie mogliśmy się spotkać, a Kto poświęcił dla nas życie… Komunikat Admiralicji był zwięzły i krótki: „Mimo pewnych niedociągnięć, które uwzględnimy w przyszłości, cel ostatniego lotu dalekosiężnego został osiągnięty. Pilot Alf zginął przy wykonywaniu zadania w imię dobra istot rozumnych na niższym etapie rozwoju. Rada postanowiła wpisać Go do Wielkiej Księgi Lotów. Jak zawsze na placu Pamięci zostanie wzniesiony pomnik Pilota”.

Kilka dni później na placu Pamięci stanął jeszcze jeden strzelisty obelisk z kometą na szczycie. Uśmiechnięta twarz Alfa patrzyła na Britt w kombinezonie kosmicznym uwiecznioną w kamieniu. Znowu byli razem, i teraz już na zawsze.

Загрузка...