ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Wiem, że to może brzmi dziwnie – Rico zatoczył ręką półokrąg, ale wkrótce to wszystko ci spowszednieje.

Catherine nic nie odpowiedziała. Minęła marmurowy portyk rezydencji męża, prawie nie zwracając uwagi na luksusy. Ciągle dźwięczały jej w uszach przestrogi Antoni, w których zapewne było jakieś ziarno prawdy. Wiedzia, że raczej nie zaprzyjaźni się z macochą Rica, ale też nie chciała w niej widzieć wyłącznie swojego wroga. Było coś ludzkiego w uronionej łzie z powodu Lily. Kto wie, może ta przybrana babcia rzeczywiście kocha córkę jednego z pasierbów?

Rico podążał za Catherine nieświadom tego, co się dzieje w jej głowie. Wbrew deklaracjom o „małżeństwie bez miłości” czuł coś więcej do tej kobiety, która teraz była jego żoną. Jednocześnie rozumiał, że nie uda mu się ot tak przekonać jej o swoich zrewidowanych uczuciach. Chciałby ją ucałować, przytulić, ale nie wiedział, jak wykonać pierwszy gest. Patrzył, więc tylko na Catherine, pożerał wzrokiem jej piękną figurę, profil, marzył, by rozsypać jej włosy zebrane w węzeł na karku. Zanurzyłby w nich twarz, cały zanurzyłby się w tej kobiecie, o której przecież wiedział, jak potrafi być rozkoszna, szczodra i szczera w oddaniu.

Otrząsnął się. Lepiej nie myśleć w tej chwili o takich rzeczach. Cały ten dzień był ciężki i dziwny: rano ślub, po południu pogrzeb, wieczorem przykra wizyta u ojca i macochy. Mało prawdopodobne, by Catherine miała w tej chwili chęć na igraszki.

Jakby słysząc tę ostatnią myśl, powiedziała głucho:

– Skonana jestem. Marzę o poduszce, Zajrzę jeszcze tylko na chwilę do Lily. – Od razu ruszyła w stronę schodów prowadzących na górę.

– Jessica mówiła, że mała śpi – zauważył Rico.

– Może lepiej jej nie przeszkadzać.

– Jessica jest nianią. Ale od całowania na dobranoc i od bajek miałam być ja, prawda?

– Chaty, Rico zbliżył się i ujął ją za ramię, ten dzień za długo już trwa. Pochowałaś siostrę, wyprowadziłaś się z domu…

– I wyszłam za mąż – uzupełniła, wysuwając ramię – Zapomniałeś? Wzięliśmy jeszcze ślub.

Rico zmarszczył brwi.

– Jasne… Domyślam się, że ten ślub ci się nie podobał. Ale sama wolałaś, żeby był właśnie taki, skromny i cichy.

W myślach przyznała mu rację. A jednak w sumie było to przykre przeżycie. Jakaś tam nieważna rejestracja w urzędzie dzielnicowym, ni to spisanie umowy handlowej, ni wyrobienie prawa jazdy.

Westchnęła.

– Nie sądziłam, że to będzie aż tak zdawkowe. Właściwie uwłaczające.

– Słuchaj, zajrzał jej w oczy – jeśli zechcesz, możemy kiedyś powtórzyć ten ślub, z całą oprawą, jak należy. Zatrudnimy organizatora uroczystości, muzykę, wizażystów i tak dalej. Oczywiście będzie pastor…

Nawet się stara, pomyślała. Ale cóż, w głębszym sensie Rico Mancini chyba nie rozumie, o co jej naprawdę chodzi. I może nigdy nie zrozumie. Bo przecież mniejsza o ten nijaki urząd, o rytuał lub raczej jego brak. Najgorsze jest to, że Rico jej nie kocha. A co może być wart ślub bez miłości?

– Idę do Lily – Ruszyła znowu naprzód.

– Zostaw Lily – Zastąpił jej drogę – Jessica sobie z nią poradzi. Ma pokój obok małej. Lepiej chodź ze mną, zrobię ci drinka.

– Nie chcę drinka.

– To może jakaś gorąca kąpiel?

Zaśmiała się niewesoło.

– Nawet nie wiem, gdzie tu jest łazienka.

– Cathy, proszę – nie ustępował.

– O co ci właściwie chodzi – zapytała, nie pod nosząc wzroku. Oczywiście domyślała się, o co mu chodzi. Byli przecież mężem i żoną. A jednak nie chciała tego przyjąć do wiadomości, ponieważ on jej nie kochał. A skoro jej nie, kochał, nie może być mowy o nocy poślubnej. Poza tym wciąż jej dźwięczały w uszach ostrzeżenia Antonii… Ach, jak daleko chciałaby być teraz od tego miejsca i tego człowieka! Najlepiej gdzieś w podróży, która pomogłaby zapomnieć o wszystkich przykrych przeżyciach. Niestety, sama siebie skazała na bycie właśnie tu, bo wybrała rolę nowej mamy Lily. I rolę żony stryja tej małej, dla którego dziś rano zgodziła się porzucić pracę, do które go rezydencji się przeprowadziła i którego nazwisko miała od dzisiaj nosić.

Catherine Mancini. Oto, kim teraz jest. Czy to jeszcze w ogóle ja – przemknęło jej przez myśl.

– Zostaw Lily – poprosił znowu Rico. – Jeśli ją teraz rozbudzisz, trudno będzie ją znów uśpić. A oboje jesteś my przecież zmęczeni, prawda?

– No dobrze – zgodziła się. – Może rzeczywiście wezmę po prostu kąpiel. Ale zaraz potem pójdę do łóżka. Czy zechciałbyś mi powiedzieć, gdzie będę spała?

– Oczywiście – I poprowadził ją schodami, delikatnie podtrzymując jej łokieć, aż stanęli przed dużymi drzwiami z mahoniu. Pchnął drzwi, zauważając kątem oka, że Catherine wzięła głębszy wdech na widok wielkiego łoża małżeńskiego i okien od sufitu do podłogi, za którymi skrzyła się światłami nocna panorama Melbourne.

– Przygotuję ci kąpiel – Rico ruszył w stronę łazienki.

Przygotuję ci kąpiel. Cóż, była w tej zapowiedzi uprzejmość, ale może i coś więcej? Poszła za nim i ujrzała cały salon kąpielowy z małym basenem w roli wanny. Jak zahipnotyzowana patrzyła na marmury, którymi wyłożono ściany, na lustra, roślinność na para pecie, mnóstwo kosmetyków i ręczników.

Nagle dopadła ją myśl o tych wszystkich kochankach, które musiały się tu kąpać przed nią, dla niego, i poczuła skrępowanie. Bo kimże mogła być w tym szeregu? Jedną panienką więcej, i tyle. Jakąś parodią żony, której Rico nigdy nie pokocha.

– Straszne tu luksusy – powiedziała – Nie miałbyś dla mnie czegoś skromniejszego?

– Dla ciebie? Skromniejszego? Nie rozumiem.

– Wyregulował wodę – To jest nasza wspólna sypialnia i wspólna łazienka. Myślałem, że jesteśmy mężem i żoną?

Wzruszyła ramionami.

– Przecież wiesz, co mam na myśli. Zacznijmy od tego, że nasze małżeństwo me jest prawdziwe…

Utkwił w niej tak intensywne spojrzenie, że urwała.

– A to dlaczego, zapytał – Bo co, bo się nie kochamy?

Skinęła głową. Do tańca trzeba dwojga. Cóż z tego, że ona go może i kocha, skoro on jej nie? Zresztą, co to znaczy kochać Rica? Tego mężczyzny nie da się bez reszty zaakceptować. Zbyt jest na to arogancki, zadufany w sobie i zmienny. Nie do przyjęcia są jego maniery i stosunek do ludzi.

Nagle znów jej stanęła przed oczami Antonia.

– Powiedz – oparła się ramieniem o framugę – czy to prawda, co mówiła twoja macocha? O tym, że za grosze wykupiłeś ojca?

Rico zwlekał z odpowiedzią. Wreszcie zamknął dopływ wody.

– Dlaczego akurat teraz chcesz to wiedzieć?

– Bo Antonia…

– Daj już spokój z tą Antonią – Machnął ręką – To jest okropna baba. Fałszywa do szpiku kości, zawsze kłamie i odwraca kota ogonem. Takie ma metody.

Catherine zmrużyła oczy.

– Ale, właściwie dlaczego miałabym wierzyć tobie? Może ona wcale nie jest taka zła… Chciałabym sobie o niej wyrobić własne zdanie. Więc jak było z tymi akcjami ojca?

Rico przysiadł na brzegu wanny.

– No dobrze. Akcje rzeczywiście były -tanie. Ale były tanie dla wszystkich, nie tylko dla mnie. Każdy mógł je kupić. Ja zareagowałem najszybciej, prawdopodobnie, dlatego, że chciałem, żeby majątek pozostał w rodzinie.

– Ale starsi państwo na tym stracili, tak?

– Już wcześniej stracili, bo źle gospodarowali. Ja ich do sprzedaży akcji nie zmuszałem.

Catherine namyślała się przez chwilę.

– Nie zmuszałeś ich, tak jak mnie nie zmuszałeś do małżeństwa? Tylko, że jakoś dziwnie nie miałam innego wyboru. A to, jak traktujesz rodzinę, pokazuje mi, co i mnie może przy tobie czekać.

Zaplótł ramiona i nic nie odpowiedział.

Catherine przełknęła ślinę raz i drugi.

– Naprawdę nie jestem pewna, czy chciałam poślubić człowieka, który wyzyskuje rodzinę.

Rico uśmiechnął się ironicznie.

– Szukasz dziury w całym. Zmieniasz sens tego, co ci powiedziałem o ojcu. Ale mniejsza z tym. A co do wątpliwości w sprawie ślubu, to chyba trochę się spóźniłaś. Dziś rano nie podpisywałaś jakiejś kartki urodzinowej tylko akt małżeństwa. Czyli jest już po herbacie. A może coś przeoczyłem?

Wzruszyła ramionami, niezadowolona z nieodpartej logiki jego rozumowania.

Rico wymierzył w nią palec:

– Jesteś teraz moją żoną, Catherine, ze wszystkim, co się z tym wiąże. Za późno na jakieś tryby warunkowe.

– Ale chyba nie myślisz – uniosła brwi, że zaraz pójdę z tobą do łóżka, co? Że będziemy razem spali?

– Właśnie, że myślę. Wtedy, w hotelu, nie odczuwałaś do mnie niechęci. Nasze ciała dosyć się lubią.

– Wtedy byłam oszołomiona i samotna – Spojrzała z wahaniem – Rico, nie każ mi – Wypowiadała te słowa, a równocześnie czuła, że gdyby ją teraz przygarnął, pocałował, szepnął coś miłego, natychmiast byłaby jego. Ciałem i duszą.

Ale nie ruszył się z miejsca. I wciąż miał na ustach ten ironiczny uśmieszek, a w oczach lód.

– Nie mamy innego wyboru, Cathy. Musimy tu razem spać. Bo może nie zauważyłaś, ale pod naszym domem czai się kilku paparazzich. Gdybyś poszła do pokoju gościnnego i zapaliła tam światło, wykalkulowaliby, że nasze małżeństwo jest fikcją i tak to przed stawili. A wtedy sąd rodzinny mógłby nam cofnąć prawo do opieki nad Lily. Rozważ to sobie, Cathy.

Spojrzała na niego spłoszona.

– Mówisz serio? Rzeczywiście byli tam na dole jacyś faceci.

Cóż, jestem człowiekiem publicznym i często snują się za mną reporterzy.

– Cholera – Poczuła, że zaczyna ją boleć głowa. Uniosła ręce, by pomasować sobie skronie.

– Co, migrena – Uśmiechnął się krzywo – Jak na zawołanie. Ulubiona wymówka niechętnych żon.

– Nie udaję – powiedziała głucho. Naprawdę mnie boli.

– Wykręcasz się, Catherine – Wstał i podszedł do niej – Słuchaj, nie umawialiśmy się na białe małżeństwo. Mowa była o małżeństwie z rozsądku, owszem, ale nie o…

Uniosła rękę, by go powstrzymać.

– Proszę cię, nie zmuszaj mnie.

– Zmuszać? Nie, co to, to nie. Ale myślę, że masz jakąś naturalną skłonność do mnie. Wykorzystaj ją.

– Ja?

– Tak, ty. Jeszcze raz przypomnij sobie ten hoteli, co tam robiliśmy…

Racja. Oczywiście racja. Miała do niego skłonność. A właściwie kochała go! I nawet z tą bolącą głową od razu by mu się oddała, gdyby tylko zechciał ją miło poprosić, oczarować, skusić. Zamiast rozkazywać.

Niestety, Rico nie był z tych, co czekają i proszą.

Ale i ona nie była z tych, co łatwo dają za wygraną!

– Nie myśl – cofnęła się o krok, że masz mnie całkiem w ręku. Zrobiłeś mnie swoją żoną, ale to nie jest nieodwracalne. Zupełnie nieźle wyobrażam sobie rozwód z tobą. I myślę, że gdyby do tego doszło, sąd nie odebrałby Lily nam, a tylko tobie. Sądy zwykle zostawiają małe dzieci przy kobietach. Jako była pani Mancini dalej wychowywałabym Lily Mancini.

– No wiesz – W spojrzeniu Rica pojawiło się oburzenie. – Zdumiewasz mnie!

– A co, myślałeś, że masz do czynienia z głupią gąską – Catherine wzruszyła ramionami. – No teraz wyjdź już z łazienki, bo naprawdę chciałabym wziąć tę kąpiel.

Ponieważ się nie ruszał, zaczęła rozpinać guziki bluzki, tak jakby go nie było. Rozpuściła włosy i zrzuciła sandałki. Ściągnęła spódnicę. Widziała, jak w Ricu walczy uraza i coraz większe zainteresowanie jej negliżem. Po chwili była już tylko w koronkowych majtkach i staniku.

– Ciekawe, jakbyś się bronił w sądzie – Zanurzyła palce w wodzie. Woda wciąż jeszcze była wystarczająco ciepła – Co by na przykład powiedział dumny Sycylijczyk – spojrzała zezem – gdyby jego młoda żona oskarżyła go o niewydolność seksualną, podając to za przyczynę rozejścia.

Rico zbladł.

– Jesteś podła – wycedził. – Nie sądziłem, że aż tak.

– Ty też bywasz podły – powiedziała, zdejmując powoli majteczki i odpinając stanik. Weszła do wanny.

Rico patrzył na nią jak zahipnotyzowany.

Catherine sięgnęła po jeden z szamponów. Zaczęła sobie namydlać głowę.

– Nie pamiętasz już, jak mnie oskarżałeś? Jak bez sensu pomawiałeś mnie o interesowność, o polowanie na bogatego męża i tym podobne bzdury. Nic z tego nie odwołałeś. A jednocześnie chcesz, żebym poszła z tobą do lóżka, żebym dzieliła z tobą intymność…

– Ale ja – Rico podniósł ramiona, dziwiąc się niepomiernie. – Ale ja…

Pokręciła głową.

– Nie dam ci się wykorzystywać, panie Mancini. Wyszłam za ciebie dla dobra Lily. I zamierzam się trzymać tej motywacji. A ty będziesz to musiał ścierpieć. Rzeczywiście jestem teraz twoją żoną i to znaczy, że mam też pewne prawa. I nie będziesz mnie wykorzystywał, Rico. Nic z tego. Nie licz na to.

Загрузка...