Rozdział 8

W tym momencie do salonu wszedł steward.

Gruszki w szampanie, krewetki, sałatka ze szpinaku, jagnięcina, słodkie ziemniaki zapieczone w brązowym cukrze, cynamonie i maśle, a na deser ciasto truskawkowe z bitą śmietaną.

Jak uszczęśliwione dzieci, usiedli do jedzenia pośród bałaganu. Terri bawiła się jak nigdy w życiu.

Ben dopił szampana i usiadł na sofie.

– Powiem Andre, że przeszedł samego siebie.

– Chciałabym osobiście mu podziękować. Mam nadzieję, że z czasem poznam cały twój personel. I będę mogła do każdego zwracać się po imieniu.

– To bardzo ambitny plan, nawet jak na ciebie.

– Ale możliwy do zrealizowania.

– Dla ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.

– Właśnie chciałam to samo powiedzieć o tobie. W przeciwnym wypadku nie byłoby „Spirit of Atlantis", a ja nie zostałabym żoną jego twórcy. Kiedyś Cyganka wróżyła mi z ręki i powiedziała, że w przyszłości przystojny brunet zabierze mnie w długą podróż. Potem dowiedziałam się, że to samo mówiła moim koleżankom.

Ben zachichotał.

– Teraz mogłabym posłać jej kartkę i napisać, że przepowiednia sprawdziła się w stu procentach. Dodałabym tylko, że nie uprzedziła mnie, iż najpierw spotkam mumię.

– Musiałem wyglądać przerażająco.

– Nie było tak źle, tylko ta maska tlenowa… Naprawdę czujesz się już zupełnie dobrze? Ja po czymś takim tygodniami dochodziłabym do siebie.

– Miałem odpowiednią opiekę. Ty mi ją zapewniłaś.

– Cieszę się, że mogłam się na coś przydać.

– Twoje wizyty przywracały mnie do życia. Tylko były zbyt krótkie. Dlatego po ciebie przyjechałem.

– Teraz masz mnie na zawsze. Łańcuch od Creightona jest tego wymownym znakiem.

– To taki nasz rodzinny dowcip.

– Chciał dać do zrozumienia, że nawet ty nie uchroniłeś się przed małżeńskimi więzami, tak?

– Coś w tym stylu. – Ben spojrzał na nią z uwagą. – A wracając do poprzedniego tematu, czy pani Rosario poprosiła mojego brata o pieniądze?

– Nie. Dał je z dobroci serca.

– W takim razie zwrócę mu je.

– Czy myślisz, że… – Terri w ostatniej chwili ugryzła się w język.

– Ze co?

Powinna się domyśleć, że Ben nie popuści i wytrwale będzie drążyć temat.

– Fotografia od Parkera podsunęła mi pewien pomysł. Może gdzieś w mieszkaniu znalazłoby się miejsce, żeby zrobić kolekcję rodzinnych zdjęć i pamiątek. – Miała na myśli konkretne miejsce w sypialni. – Ale porozmawiamy o tym innym razem.

– Do tej pory jadłem tu i spałem. Teraz, odkąd mam żonę, to mieszkanie stanie się domem. Możesz tu robić wszystko, co tylko ci się podoba. Twoje rzeczy powinny wkrótce nadejść z Lead.

– Rozpieszczasz mnie.

– Zasługujesz na to. A teraz powiedz, co chciałaś powiedzieć o Parkerze.

– Może poczuć się dotknięty, jeśli oddasz mu pieniądze.

– Tak?

– Ty i Creighton zawsze go kontrolowaliście, a on tak bardzo się cieszył, że mógł stać się czyimś dobroczyńcą.

– Twoja znajomość ludzkiej natury nieustannie mnie zadziwia. Zostawię Parkera w spokoju.

– Dziękuję. Jutro ostatni dzień przed wypłynięciem. W czym mogłabym ci pomóc?

Ben potarł dłonią kark.

– Rano mam wizytę u doktora Dominigueza. Potem muszę pojechać do biura w mieście. Może pojechałabyś ze mną?

– Z przyjemnością.

Ben sprawiał wrażenie zadowolonego.

– Leciałaś już kiedyś helikopterem?

– Tak. Nad górą Rushmore.

– Podobało ci się?

– Na początku byłam zbyt zajęta swoim żołądkiem, ale potem było super.

– To świetnie. Polecimy helikopterem, żeby do minimum skrócić czas naszej nieobecności na statku. Jutro będzie tu istne piekło.

– Musisz być bardzo przejęty. Nie wiem, jak w ogóle zdołasz zasnąć tej nocy!

– Ja też nie. Co powiesz na partię pokera w moim łóżku?

Serce Terri zaczęło mocniej bić.

– Mam chyba talię kart gdzieś w szufladzie. To co, zagramy?


Recepcjonistka spojrzała na Terri pytającym wzrokiem.

– Może zechciałaby pani się czegoś napić, czekając na męża?

Ben zniknął w swoim gabinecie. Powiedział Terri, że wróci za jakieś pół godziny.

– Nie dziękuję. Chętnie skorzystałabym z telefonu. To ważna sprawa.

– Bardzo proszę.

Terri odnalazła w książce telefonicznej numer do domu, w którym mieszkała Juanita. Słuchawkę podniósł jakiś mężczyzna.

– Mówi pan po angielsku?

– Trochę.

– Chciałabym rozmawiać z Juanita Rosario, która mieszka z panem Richardem Jeppsonem.

– Ach, Amerykanka.

– Tak. Czy Juanita nadal tam mieszka?

– Do jutra. Potem musi się wyprowadzić.

– Może pan poprosić ją do telefonu?

– Nie mam czasu.

– Rozumiem. Dziękuję za pomoc.

Odłożyła słuchawkę, obawiając się, że jej sarkazm nie zrobił na nim większego wrażenia.

Poszukała w torebce numeru do kapitana Ortiza i wykręciła go. Ku jej zdumieniu, Ortiz był w biurze.

– Kapitanie? Próbowałam dodzwonić się do pani Rosario, ale gospodarz nie chciał poprosić jej do telefonu. Mógłby pan zadzwonić do niego? Pana zapewne posłucha.

– Chętnie to zrobię, ale muszę panią ostrzec, że ona będzie próbowała wyciągnąć od pani więcej pieniędzy.

– Ta kobieta została sama i spodziewa się dziecka. Potrzebuje pomocy. Chciałam zaproponować jej pracę.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Jest pani niesamowita, naprawdę. Proszę dać mi numer tego człowieka.

– Dziękuję. Proszę powiedzieć, żeby Juanita zadzwoniła na moją komórkę. Podam panu numer.

– Postaram się zrobić, co w mojej mocy.

– Dziękuję. Jest pan dobrym człowiekiem.

– Nie, to pani jest dobrym człowiekiem. Zazdroszczę pani mężowi.

Kiedy Terri skończyła rozmawiać, w drzwiach gabinetu pojawił się Ben. Po dzisiejszej wizycie w szpitalu nie miał już żadnych opatrunków, a blizny były niemal niewidoczne. Podszedł do Terri.

– Każda inna kobieta spędziłaby ten czas na zakupach, a ty gdzieś wydzwaniasz.

– Miałam do załatwienia pewną sprawę.

– Rozumiem. – Pocałował ją w usta, skinął głową recepcjonistce i ruszyli do wyjścia.

Podczas powrotnej drogi Ben nieustannie odbierał telefony od swoich współpracowników. Terri była pełna podziwu dla spokoju, jaki zachowywał, rozmawiając z nimi. Na jego miejscu większość osób byłaby nieprzytomna ze zdenerwowania. Ale nie on. Jakby żył dla takich chwil jak ta.

Tak bardzo go kochała! Od momentu, kiedy go poznała, jej życie nabrało innego wymiaru, a każda godzina przynosiła coś nowego. Tak jak ten niespodziewany pocałunek w biurze, który nadal czuła na ustach. Czy pocałował ją tylko ze względu na obecność recepcjonistki? Wszyscy w firmie wiedzieli, że się ożenił. Może chciał uwiarygodnić swoim zachowaniem to, co się wydarzyło?

Ostatniej nocy, po kilku partiach pokera i dwóch tabletkach przeciwbólowych zmorzył go sen. Ona poszła spać do pokoju gościnnego.

Dobrze, że niczego się nie spodziewała. Mimo to nie mogła powstrzymać uczucia rozczarowania.

Pogrążona w myślach, nie zauważyła, że helikopter podchodzi do lądowania. Wyjrzała przez okno i krzyknęła w zachwycie.

– Ten widok nigdy mi się nie znudzi – usłyszała głos Bena.

Z tej wysokości widać było dokładnie cały statek, otoczony błękitnymi wodami oceanu, w których odbijały się promienie słońca.

– Niewiarygodne. Wciąż nie mogę uwierzyć, że wszystko dzieje się naprawdę. Pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu był to tylko pomysł w twojej głowie. Zupełnie jakbym wyszła za Leonarda da Vinci.

– Chyba przesadzasz. – Ben uśmiechnął się. Jednak kiedy na nią patrzył, w jego oczach rozpalił się jakiś blask, który rozświetlił jej duszę.

Po kilku minutach znaleźli się w mieszkaniu.

– Terri?

Nauczyła się już rozpoznawać w jego głosie pewne nuty.

– Wiem, wiem. Musisz iść. Nie martw się o mnie. Mam się czym zająć.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– Zadzwoń, gdybyś mnie potrzebował. Przybiegnę natychmiast.

– Będę pamiętał.

Terri wyczuła jego wahanie. Wstrzymała oddech, ale drzwi widny zamknęły się. Gdyby został jedną sekundę dłużej, chyba by się na niego rzuciła.

Wdzięczna, że ma tyle spraw do załatwienia i nie może się nad sobą użalać, ruszyła do salonu pisać kartki z podziękowaniami.

Minęło kilka godzin, zanim skończyła.

Zrobiła sobie kanapkę z masłem orzechowym i sięgnęła po mapę „Atlantis", żeby odszukać pocztę.

Biuro Bena i innych dyrektorów były usytuowane na dwudziestym trzecim piętrze, w pobliżu sali konferencyjnej. Terri wyszła z poczty i zaczęła zwiedzanie od górnego piętra, chcąc najpierw zapoznać się z królestwem Bena.

W biurze brakowało kwiatów i obrazów. Być może firma wynajęta do urządzenia jeszcze nie skończyła pracy. Musi zapytać o to męża.

Piętra od piątego do dwudziestego drugiego były zajęte przez mieszkania. Poniżej znajdowały się sklepy i restauracje. Terri przebiegła przez wszystkie korytarze, żeby zorientować się, gdzie co jest.

Ileż pracy wymagało urządzenie takiego pływającego miasta! Samo rozmieszczenie łodzi ratunkowych, kamizelek i zapasów na wypadek katastrofy było nie lada wyzwaniem. Chciałaby mieć kiedyś okazję uścisnąć dłoń architektom i inżynierom, dzięki którym marzenie Bena stało się rzeczywistością.

Kiedy lecieli helikopterem, Ben powiedział jej, że na pokładzie A jest wolny pokój, w którym będzie mogła urządzić sobie biuro. Poszła tam, chcąc jak najszybciej zobaczyć miejsce, gdzie będzie pracować.

Odkryła niewielki pokój, całkiem pusty, gotowy, by się do niego wprowadzić. Był idealny. Jej rzeczy miały znaleźć się na statku jeszcze przed wypłynięciem. Urządzi swoje biuro tak, jak to, które miała w Dakocie Południowej. Będzie się czuła jak w domu i to w dodatku nie wydawszy ani centa!

Zadowolona, kontynuowała wycieczkę po statku, aż doszła do działu personalnego. Przy biurku siedział młody mężczyzna, a stojąca przed nim tabliczka informowała, że nazywa się John Reagan i jest tu dyrektorem.

– Pan Reagan?

Mężczyzna podniósł wzrok znad komputera, po czym zerwał się na równe nogi.

– Dzień dobry, jestem Terri Herrick – przedstawiła się.

– Witam, pani Herrick. Słyszeliśmy o ślubie Bena. Szczęściarz z niego – mruknął pod nosem, ale usłyszała.

– To ja mam szczęście. – Wymienili powitalny uścisk dłoni.

– Zgubiła się pani?

– Jeszcze nie, ale wszystko przede mną. Chciałam z panem porozmawiać.

– Proszę usiąść.

– Dziękuję. Będziemy sąsiadami. Zostałam mianowana szefem działu handlowego. Moje biuro znajduje się naprzeciw pańskiego.

– Nie wiedziałem, że mamy na statku taką instytucję.

– Dopiero od wczoraj. Ale nie o tym chciałam rozmawiać. Być może na statek przybędzie młoda, ciężarna kobieta, która potrzebuje pracy. Prawie nie mówi po angielsku i nie wiem, jakie ma kwalifikacje. Za jakiś tydzień urodzi dziecko. Wiem, że na statku miało nie być dzieci, ale być może wkrótce ten przepis zostanie zmieniony. Chciałam się dowiedzieć, czy są jeszcze wolne mieszkania dla personelu?

– Kilka.

– A jakieś kawalerki?

– Są.

– Jeśli ta kobieta będzie mogła zająć jedną do czasu porodu, zapłacę. Gdyby po porodzie nie mogła pracować na statku i musiała wrócić do Guayaquil, zajmę się tym osobiście.

– Jasne. Nie ma problemu.

– Mam nadzieję, że nie mówi pan tak tylko dlatego, że jestem żoną Bena.

– Gdybym potrzebował tego mieszkania, powiedziałbym pani. Jak na razie jednak nie widzę przeszkód.

– Dziękuję, panie Reagan.

– John.

– Dzięki, John. Problem polega na tym, że nie mam pewności, czy ona w ogóle się pojawi. Jednak uznałam, że powiadomię cię o tym, zanim taka sytuacja zaistnieje.

– Nie ma problemu.

– Świetnie. W takim razie poproszę cię o jeszcze jeden drobiazg. Mógłbyś napisać mi po hiszpańsku kilka słów? Chciałabym umieć się z nią porozumieć, gdyby do mnie zadzwoniła.

– Bardzo proszę.

Po kilku minutach była przygotowana do rozmowy z Juanitą.

– Dziękuję. Do zobaczenia wkrótce.

Po wyjściu od Johna poszła do supermarketu na pierwszym piętrze. Chciała ugotować Benowi obiad i musiała kupić potrzebne produkty. Przygotowanie ziemniaków, kotletów, fasolki i owocowej sałatki zajęło jej niecałą godzinę. Nakryła stół i czekała na męża.

– Terri?

Na dźwięk znajomego głosu jej serce natychmiast zaczęło szybciej bić.

– Jestem w kuchni.

– Hmm, coś ładnie pachnie. Nie spodziewałem się obiadu w domu.

– Mam nadzieję, że zdążysz zjeść, zanim pójdziesz dalej walczyć z żywiołem.

– Jasne. Umieram z głodu.

– W takim razie siadaj. Zaraz podam obiad.

Ben miał rzeczywiście wilczy apetyt. Zjadł wszystko, co mu nałożyła i to, co miała nadzieję ocalić na następny dzień.

Spojrzał na nią nieśmiało.

– Byłem bardziej głodny, niż sądziłem.

Terri nie mogła powstrzymać uśmiechu.

– Jedz, jedz. Dzień się jeszcze nie skończył. Jak wrócisz, włączę ci film, przy którym na pewno zaśniesz. Przygotowałam coś specjalnego.

– Co takiego?

– „Zabójcze pomidory"

– Co? Nigdy o takim filmie nie słyszałem.

– W Dakocie znają go wszystkie dzieci.

Ben sięgnął przez stół i uścisnął jej rękę.

– Nie mogę się doczekać. Dziękuję za obiad. Był naprawdę pyszny.

– Na zdrowie.

Kiedy wyszedł, posprzątała ze stołu, ciesząc się z tych kilku wspólnie spędzonych chwil jak dziecko. W pewnym momencie zadzwonił telefon komórkowy. Juanita?

– Słucham?

– Mówi kapitan Ortiz.

– Tak, kapitanie?

– Jest ze mną Juanita Rosario.

– Gdzie jesteście?

– Na nadbrzeżu w policyjnym samochodzie. Po pani telefonie zadzwoniłem do gospodarza domu. Zachowywał się dość dziwnie, więc pojechałem tam. Chciał ją wyrzucić na bruk, bo nie zapłaciła za mieszkanie. Jak się okazało, pani były mąż od dawna zalegał z czynszem. Juanita dała gospodarzowi pieniądze, które otrzymała od pani, ale i tak kazał jej się wyprowadzić. Powiedziałem Juanicie o pani propozycji. Zgodziła się przyjechać tu ze mną, ale obawiam się, że jest chora.

– Myśli pan, że zacznie rodzić?

– Nie wiem.

– Dziękuję, że zadał sobie pan tyle trudu, kapitanie. Będę o tym pamiętać. Zaraz zadzwonię do szpitala, żeby po nią przyjechali. Będę czekała w izbie przyjęć.


Za dziesięć dziesiąta Ben rozstał się z Carlosem i ruszył do domu. Całe popołudnie myślał tylko o tym, by wrócić do Terri. Zawołał ją po imieniu. Nie odpowiedziała. Poszedł do kuchni, ale i tam jej nie zastał. Może położyła się spać?

Jej łóżko było nietknięte, pobiegł więc do swojej sypialni, myśląc, że pewnie zasnęła przed telewizorem. Tam też jej nie było. Był tak rozczarowany, że sam się tym zdziwił. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak głęboko Terri wrosła w jego życie. Przed wypadkiem nie odczuwał braku kobiety. Od lat żył sam, od czasu do czasu chodził na przypadkowe randki.

I nagle, kiedy leżał pogrążony w bezsilnej rozpaczy w szpitalu, pochyliła się nad nim kobieta o anielskiej twarzy. Cudowne oczy spojrzały na niego z takim przejęciem, że jego życie w jednej chwili uległo diametralnej zmianie.

Gdzie ona jest?

Wyjął telefon komórkowy. Zdenerwowany czekał, aż odbierze. Miała prawo chodzić, dokąd chciała i nie musiała mu się z tego spowiadać. Nie musiała czekać na niego jak oddana żona. Już raz przez to przeszła z Richardem i do niczego dobrego ją to nie doprowadziło.

Naprawdę myślisz, Heniek, że dla ciebie zechce to zrobić po raz drugi?

– Cześć. Pomyślałem, że zadzwonię do ciebie.

– Co słychać?

Ben zacisnął palce na słuchawce. Coś było nie tak.

– W porządku.

– Gdzie jesteś?

– W domu.

– Och. Nie sądziłam, że tak wcześnie wrócisz.

Tak wcześnie? Było po dziesiątej. Ben zrobił głęboki wdech.

– Kiedy wrócisz?

– Nie wiem.

– Chcesz, żebym po ciebie przyszedł?

– Nie. Powinieneś iść spać. Wrócę, jak będę mogła najszybciej.

– Co się stało?

– Później ci wyjaśnię.

– Terri, powiedz mi, gdzie jesteś.

Terri zamknęła oczy. Niepotrzebnie go zaniepokoiła. Chciała powiedzieć mu o Juanicie, ale nie dziś. Nie w przeddzień tak ważnego wydarzenia w jego życiu!

Wiedziała, że ma na głowie mnóstwo spraw i nie chciała dokładać mu nowych zmartwień. Nie widziała jednak innego wyjścia. Skoro dziecko zdecydowało, że chce przyjść na świat, nic nie było w stanie tego zmienić.

– Jestem w szpitalu…

– Boże…

– Ben, nic mi nie jest! – krzyknęła, ale Ben się rozłączył.

No nie.

Wiedziała, że za kilka chwil zjawi się w szpitalu. Zeszła więc do głównego holu. Cały czas robiła sobie wyrzuty, że nie powiedziała mu o Juanicie. Tak się kończy robienie tajemnic przed mężem i próby zbawienia całego świata.

– Ben! – krzyknęła na jego widok.

I nagle znalazła się w jego ramionach.

– Bogu dzięki – wyszeptał drżącym głosem.

– Rozłączyłeś się, zanim zdążyłam powiedzieć, że nic mi się nie stało.

Odsunęła się, obawiając się, że jeśli jeszcze przez chwilę pozostanie w jego uścisku, nie oprze się i będzie musiała go pocałować.

– Co się dzieje?

– To długa historia. Wolałabym opowiedzieć ci o wszystkim w domu.

– Kto jest chory?

Terri przygryzła nerwowo wargę.

– Juanita Rosario.

Jego oczy pociemniały.

– Co ona robi na statku?

– Właśnie ma cesarskie cięcie.

Ben zamrugał powiekami.

– Lekarz powiedział, że dziecku grozi niebezpieczeństwo i potrzebna jest szybka pomoc.

Niemal słyszała, jak jego szare komórki intensywnie pracują, przetwarzając dane.

– Parker popełnił błąd, dając jej pieniądze.

– Nie, to nie ma z nic wspólnego z twoim bratem…

– Pani Herrick? – glos pielęgniarki przerwał jej. – Och, pan Herrick! Cóż za zaszczyt! Gratulacje z okazji ślubu.

– Dziękuję.

– Pani Herrick? Doktor Cardenas chce z panią porozmawiać. Proszę się nie martwić, pacjentka urodziła śliczną córeczkę… Pierwsze dziecko urodzone na „Atlantis". Wszyscy są zachwyceni. Ależ niesamowita noc!

Ben objął Terri.

– Wyjęła mi pani te słowa z ust.

Загрузка...