O świcie Tula siedziała już na koniu i ukryta między drzewami nie spuszczała wzroku z zajazdu. W jej oczach żarzył się niebezpieczny płomień, który wystraszyłby nawet Heikego. To rozgorzała nienawiść i żądza zemsty.
Przede wszystkim jednak z oczu biła uraza. Można to nazwać próżnością albo urażoną dumą, pomyślała, i zdaję sobie sprawę, że wiele w tym było mojej winy. On jednak o tym nie wie. Zaskoczył mnie w korytarzu, nie dał możliwości obrony. I, doprawdy, nie musi się dowiedzieć, że już wcześniej zarzuciłam na niego sieci.
Ale nie chciałam dostać go w taki sposób!
Nie tak po prostacku i upokarzająco!
Gniew wywołany bezsilnością znów chwycił ją za gardło.
Nikt do tej pory nie zachował się tak w stosunku do Tuli Backe!
Taki postępek nikomu nie może ujść na sucho.
Z gospody zaczęli wychodzić żołnierze, pojedynczo, to znów po dwóch.
I nagle na schodach pojawił się on, znienawidzony arogant!
No, teraz zobaczymy, pomyślała Tula. Tej nocy wypróbowała zupełnie nowe zaklęcie.
– Baczność!
Żołnierze odwrócili głowy, spoglądając na wrzeszczącego podoficera, i zaraz spokojnie powrócili do rozmów.
To działa! pomyślała Tula w uniesieniu. Moje zaklęcia naprawdę poskutkowały!
Zaczął wrzeszczeć, aż twarz zrobiła mu się całkiem sina.
– Baczność, powiedziałem!
Żołnierze zaśmiali się szyderczo.
W tym momencie na dziedzińcu pojawił się oficer. Wiatr poniósł jego słowa aż do Tuli.
– Co tu się dzieje?
– Ci nędzni rekruci odmawiają wykonania moich rozkazów. To niesłychane, to…
Nowo przybyły krzyknął:
– Baczność!
Natychmiast żołnierze znieruchomieli na swoich miejscach.
Kiedy jednak wybranek Tuli zawołał: „w lewo zwrot”, żaden z nich się nie poruszył.
Oficer surowym tonem zapytał, co ma oznaczać to łamanie wojskowej dyscypliny.
Tula uświadomiła sobie nagle, że żołnierze mogą ponieść dotkliwą a niezasłużoną karę na skutek jej porachunków z podoficerem. Ze wzrokiem utkwionym w oficera mamrotała długą, niezrozumiałą wiązankę słów, jakby zaklęcie.
Jeden z mężczyzn odpowiedział swemu zwierzchnikowi:
– Poruczniku, dowiedzieliśmy się, że…
Reszta zdania uleciała z wiatrem, do Tuli dotarły jedynie urywane słowa: „rozpustne… proponuję… zdegradowany…”
Porucznik zwrócił pociemniałą z gniewu twarz ku podoficerowi.
Wtedy Tula ruszyła w dalszą drogę. Na ustach igrał jej zły, wręcz budzący przerażenie uśmieszek satysfakcji.
Była już blisko domu, a pozostało jej jeszcze wiele dni przeznaczonych na podróż. Uprzedziła przecież w liście rodziców, że przybędzie znacznie później.
Bardzo jej to odpowiadało. Ostatnie wydarzenia do tego stopnia wytrąciły ją z równowagi, że nie miała dość sił, by spojrzeć w oczy matce i ojcu. Jeszcze nie, na razie jeszcze nie.
Poza tym musiała najpierw kogoś odwiedzić. Tego, kto w jej przekonaniu był spokojną, cichą przystanią, przed kim nie musiała niczego udawać, mogła być prawdziwą Tulą Backe.
Jeśli w ogóle prawdziwa Tula jeszcze istniała, bo sama nie wiedziała już, kim jest.
Ostatnie spotkanie, to z zalotnym podoficerem, zupełnie zmąciło jej wiarę w siebie. Nie dlatego wcale, że tak niegodziwie wobec niej postąpił, z tą sprawą już się uporała. Przyczyną największych udręk było jej własne zachowanie. Jak mogła ulec pokusie, by ukarać go tak dotkliwie, tak okrutnie? Czy rzeczywiście na to zasłużył?
Wówczas jednak jej myślami rządziły jedynie nienawiść i pragnienie zemsty.
Tego popołudnia do Wexio przybyła całkiem załamana Tula. Sklepów jeszcze nie pozamykano; wjechała w znajomą uliczkę, zeskoczyła na ziemię i uwiązała konia.
Maleńki sklepik…
Oczy rozszerzyły jej się ze zdumienia, gdy ujrzała witrynę. Była schludna, bez odrobiny kurzu, ładnie udekorowana czterema instrumentami.
Czyżby ktoś inny przejął interes?
Weszła do środka, kiedy drzwi zawadziły o sznurek, na którym zawieszony był dzwonek, rozległ się delikatny, czysty dźwięk.
Jak tu ładnie! Prawdziwy, fachowo urządzony sklep! Wszystko leżało na swoim miejscu, poukładane w równe rządki na półkach wprost niewiarygodnie starannie.
Usłyszała odgłos toczących się po podłodze kółek.
Z dalszych pomieszczeń nadjechał na wózku Tomas i zatrzymał się w drzwiach.
– Tulo – szepnął, a radość rozpromieniła jego twarz. – Moi przyjaciele mówili mi, że nigdy nie wrócisz. „Nie buduj zamków na lodzie, Tomasie, nie wyrządzaj krzywdy samemu sobie”. Ale ja wiedziałem, że ty przyjdziesz, wierzyłem w to, co wspólnie przeżyliśmy… Ale tak długo cię nie było.
– Tak – odrzekła głucho. Boże, wróciłam do domu! Dlaczego w ogóle stąd wyjeżdżałam? Pozwól mi tu zostać! – Tak tu ładnie, Tomasie. I ty… wydajesz się taki silny i zdrowy.
– To prawda, często teraz wychodzę.
– Wspomniałeś jakichś przyjaciół?
– To muzycy. Przychodzą tu często, kupują ode mnie instrumenty. I rozmawiają.
Jak mogła dokonać się taka odmiana? A zresztą, wszystko przecież jasne. Heike! Jego wizyta. Przykładał do ciała Tomasa swe leczące dłonie. Musiał tchnąć weń pragnienie powrotu do życia, do świata. Dobro.
Heike, gdziekolwiek się pojawił, niósł ze sobą dobro. Ona, Tula, jedynie smutek.
– Od dawna jesteś już w domu? Twoi rodzice na pewno bardzo się ucieszyli z twojego powrotu – stwierdził z promiennym uśmiechem. Ludzkie ciepło…
– Nie byłam jeszcze w domu. Jadę prosto z Norwegii.
Tomas powiedział cicho, niemal szeptem:
– A więc najpierw przyjechałaś tutaj? Do mnie?
Tula osunęła się po ścianie na podłogę i usiadła skulona, przesłaniając twarz dłońmi.
– Tulo – rozległ się jego łagodny głos. – Czy wiele zła doświadczyłaś?
– Tak. Od siebie samej.
Zaśmiał się niepewnie.
– Ani trochę w to nie wierzę.
Płacz już, już wyrywał jej się z gardła, ale próbowała jeszcze go powstrzymać.
– Ach, Tomasie, Tomasie, ty nic nie wiesz!
Podjechał do niej na wózku i pogładził ją po włosach.
– Jeśli potrzebujesz rozmowy, to mam dość czasu. Nawet całe życie, jeśli tego pragniesz. Ale może żądam od ciebie zbyt wiele?
Tula po omacku odszukała jego dłonie i przycisnęła je do swojej twarzy. Oddychała ciężko, nierówno.
– Przychodzę tu… i płaczę! A tobie przecież należy się radość i beztroska. Zasypuję cię swoimi problemami. Powinnam się wstydzić, wstydzić!
– Znalazłaś się w potrzebie, Tulo – stwierdził ze spokojną życzliwością. – I przyszłaś ze swą troską do mnie. Rozumiem, że nie miałaś nikogo, z kim mogłabyś porozmawiać.
– Nie! Nikogo! Nie chciałam!
– Ale ze mną, być może, ośmielisz się pomówić o tym, co cię dręczy. Czy może być większa radość dla mężczyzny niż okazanie mu takiego zaufania?
– Ale tak nie powinno być, nie powinno!
– Dobrze, już dobrze. Zaraz przekręcimy klucz, zamkniemy już sklep na dzisiaj. A potem wejdziemy do środka i usiądziemy na łóżku. Trochę niewygodnie, jak ty leżysz na podłodze, a ja siedzę na wózku, który toczy się raz tu, raz tam.
Tula roześmiała się bezradnie przez łzy. Wstała, a Tomas zamknął drzwi.
Pomieszczenia w głębi wyglądały równie schludnie jak sklep. Było w nich czysto, wszędzie panował wzorowy porządek, tu i ówdzie pojawiły się nowe ozdoby.
Tomas dostrzegł jej zdumienie.
– Musiałem przygotować się na twoje przybycie. Gorzej tu przecież było niż w śmietniku.
Przeniósł się z wózka na łóżko, przykryte nową ładną narzutą. Pchnął wózek pod ścianę i zaproponował Tuli miejsce obok siebie.
Ciężko wzdychając, przycupnęła na brzegu łóżka, ale zaraz pozwoliła mu przygarnąć się bliżej. Jej głowa spoczęła na ramieniu Tomasa, czuła, że podbródkiem delikatnie ociera się o jej włosy.
– Jak cudownie, że już jesteś!
– Dobrze być przy tobie, Tomasie! A mimo to pozostaje mi jeszcze długa, długa droga, by naprawdę dotrzeć do ciebie.
– Jest krótsza, niż ci się wydaje. Opowiadaj teraz!
I znów pokój wypełnił zdradzający udrękę szloch.
– To takie straszne, takie straszne!
– Trudno mi w to uwierzyć.
Tomas więcej się nie odezwał, czekał. Tula przez chwilę milczała, wreszcie powiedziała spokojnie:
– Jestem czarownicą.
– Wspomniałaś już o tym poprzednio. Twierdziłaś, że jesteś diabłem albo złym człowiekiem.
– To jedno i to samo. Tomasie, nie mogę wyznać ci nawet połowy!
Popatrzył na nią i rzekł surowo:
– Musisz opowiedzieć mi o wszystkim, bez względu na to, jak sama to oceniasz.
– Najdroższy przyjacielu, nie należę do ludzi, którzy za wszelką cenę muszą wyznać wszystkie grzechy, by uwolnić swe sumienie od dręczącego je ciężaru, raniąc przy tym innych. Ja nie chcę zranić ciebie. Właśnie ciebie, bo tak niezmiernie dużo dla mnie znaczysz. Posłuchaj teraz, są dwie bardzo istotne sprawy: nie przyjechałam tutaj dlatego, że nic mi się nie powiodło i zostałeś mi jedynie ty. Przyszłam tu, bo byłeś mi pociechą, dawałeś poczucie bezpieczeństwa w tym okropnym, trudnym życiu. Nie będę bałamucić cię twierdząc, że myślałam o tobie dniem i nocą, bo to nieprawda. Nie pozwoliła na to moje bujne życie, nazbyt obfite w przygody i nader chaotyczne. Jednak świadomość, że ty istniejesz, przez cały czas tkwiła we mnie. To jedyny stały punkt oparcia, jaki mam na świecie. Druga sprawa to powód, dla którego nie chcę cię zranić. Nie dlatego, że mi cię żal. Przyczyna tkwi głębiej, to nie jest zwykła, poniżająca litość. Zrozum, nie jestem zdolna, by żywić głębsze uczucia do kogokolwiek, ale jeśli istnieje młody mężczyzna, do którego przywiązałam się w mym nędznym życiu, to jesteś nim właśnie ty!
Wybuchnęła niepohamowanym płaczem i przez długą chwilę nie była w stanie wymówić ani słowa. Ale Tomas czekał cierpliwie, starając się ją pocieszyć dotykiem dłoni. Kiedy się nieco uspokoiła, powiedział:
– Teraz ty mnie posłuchaj. Jak sądzisz, kim jesteś dla mnie? Jak myślisz, ilu mam przyjaciół, którzy są czymś więcej niż tylko troskliwymi, życzliwymi klientami? Ile przyjaciółek może mieć taki jak ja inwalida? Kto jest zdolny dostrzec człowieka w kalece? Nikt inny oprócz ciebie, Tulo! Jesteś „moją dziewczyną”, czy tego nie pojmujesz? Ja, najnędzniejszy ze wszystkich, mogłem mówić: „Moja dziewczyna jest w Norwegii.” Jak myślisz, ile znaczył dla mnie ten fakt? Co wiesz o mojej tęsknocie przez ten nieskończenie długi rok? Ale jeśli nawet będę mógł cię zobaczyć tylko raz do roku i jeśli wiem, że nigdy cię nie dostanę, nie robię sobie bowiem żadnych nadziei, to i tak dla mnie jesteś moją dziewczyną. Jak możesz zatem przypuszczać, że braknie mi sił, by wysłuchać twoich zwierzeń? Że ty, która jesteś całym moim światem, opowiesz mi zbyt wstrząsające historie? Cierpisz, jest ci trudno, i to jedynie widzę. Pragnę być twoją opoką, przyjacielem, który wszystko zrozumie.
– I wszystko wybaczy?
– Cóż ja mogę mieć do wybaczania? Ta, co zrobiłaś, to tylko twoja sprawa. Ale chcę o wszystkim wiedzieć, by lepiej cię poznać. A poza tym potrzebujesz z kimś porozmawiać.
– Ach, Bóg jeden wie, jak bardzo pragnę mówić z kimś, kto ma siłę mnie wysłuchać!
– Jestem przy tobie, Tulo!
Łzy spływające jej po policzkach kapały na jego dłonie.
– Ale tego jest tak wiele, Tomasie. Twoja przyjaźń zostanie wystawiona na ciężką próbę. Nie sądzę, byś był w stanie przyjąć wszystko!
– Nie oceniaj mnie z góry! – Kiedy Tula milczała, Tomas mówił dalej: – To samo powiedziałaś mi rok temu. Mówiłaś o grzebaniu w bagnie, o wszelkich brudach, które wówczas wypływają na wierzch.
– I to wcale się nie zmieniło, Tomasie! To budzi moją największą rozpacz. – Znów umilkła na chwilę. – Nawet Heike tak naprawdę nic nie wie. Sporo przypuszcza, ale nie wie na pewno. Nie mogłam z nim rozmawiać, on nie jest mój.
Tomas powiedział cicho:
– Chcesz powiedzieć, że ja jestem twój?
– Tak! Tak! I dlatego nie mogę cię skrzywdzić! Ach, Tomasie, nie zdawałam sobie sprawy, że tak wiele dla mnie znaczysz, że jesteś mi aż tak bliski.
Przytulił ją jeszcze mocniej.
– Nie mogłam z tym iść do moich rodziców – powiedziała niewyraźnie, bo znów porwał ją płacz. – W całym świecie tylko z tobą mogę porozmawiać.
Tomas westchnął, drżąc ze szczęścia.
– Zbłądziłam – załkała. – Zbłądziłam.
– Ale teraz jesteś już w domu, najdroższe, zbłąkane dziecko. Zacznij od samego początku, niczego nie ukrywaj, bo to później obróci się przeciw tobie.
– Masz rację. Wszystko, co do tej pory zmilczałam, wypala mnie, zżera po kawałku od środka. A najstraszniejsze, Tomasie, że wcale nie staję się lepsza. Raz za razem popełniam te same błędy. Heike wziął mnie pod swą opiekę. Uczył mnie, pomagał mi stać się dobrym człowiekiem, lecz nie byłam w stanie spełnić jego oczekiwań.
– Dla mnie jesteś najlepsza ze wszystkich ludzi na świecie. Ale zacznij opowiadać, Tulo!
Wzięła głęboki oddech, wierzchem dłoni osuszyła łzy z oczu. Tomas podał jej chusteczkę, by wytarła nos. A mimo wszystko w jej głosie ciągle dźwięczał płacz, kiedy zaczęła:
– Wiesz, że należę do Ludzi Lodu. To ród spłodzony z zimna i mroku, nad głowami jego potomków ciąży odwieczne przekleństwo.
– Wspominałaś już o tym.
– Widziałeś Heikego. On jest jednym z dotkniętych w naszym rodzie. Przeklętym.
– Ale taki dobry!
– Tak. Bo on jest niewiarygodnie silny. ja, Tomasie, także należę do przeklętych, choć nie posiadam żadnych zewnętrznych tego oznak. Ale jestem inna niż Heike. Poddaję się złym impulsom i rozsądek dochodzi do głosu dopiero znacznie później.
– Tak trudno mi wierzyć, że ty…
– Och, przestań już, Tomasie! Jestem czarownicą, tej prawdy nie da się ominąć.
– A więc udowodnij mi to – rzekł łagodnie.
– Jak chcesz – odparła Tula niechętnie.
Cicho zaczęła snuć swoją pieśń, przedziwne słowa, których sensu nie mógł zrozumieć.
Poczuł jednak, że podnoszą mu się delikatne włoski na plecach i karku, kiedy patrzył, jak pokój spowija nagle mrok, świeca, stojąca w świeczniku na stole, przy którym pracował, zapala się sama z siebie, w palenisku zaczyna trzaskać ogień, a drewniane naczynia unoszą się ze stołu i wibrując zawisają w powietrzu.
Tomas siedział nieruchomo, śmiertelnie wystraszony, nie zdjął jednak z pleców ramienia, którym obejmował dziewczynę jakby w geście obrony.
Teraz nadeszła pora, bym okazał Tuli swe zaufanie. Jeśli teraz zawiodę, utracę ją na zawsze. Ach, mój Boże, co tu się dzieje? Boże, pozwól tej dziewczynie uwolnić się od przekleństwa!
Nic jednak nie świadczyło o tym, by włączyła się jakaś wyższa moc. W pokoju zapanował straszliwy nastrój magii i czarów.
Tula przestała nucić. Ogień i świeca zgasły, wszystko wróciło na miejsce, w pokoju znów było jasno.
Tomas zorientował się, jak silnego doznał wstrząsu, bo z oczu płynęły mu łzy, a w piersiach aż dech zaparło.
– Wierzę ci – powiedział, kilkakrotnie przełykając ślinę. Nadal ją obejmował, wargi delikatnie muskały skronie dziewczyny. Tuli wydawało się, że w oddali zapłonął nikły płomyk, wskazujący drogę do wspaniałego świata jedności i wspólnoty. Jakby jakieś drzwi uchyliły się odrobinę.
I ona zauważyła, jak bardzo Tamas jest wzburzony, a zresztą dziwne by było, gdyby stało się inaczej.
– Wybacz mi, Tomasie – powiedziała. – Musiałam ci to pokazać, byś potraktował moje opowiadanie poważnie. Bo ono całe jest wprost niewiarygodne. Czy masz siłę mnie wysłuchać?
Odpowiedzieć mógł jedynie skinieniem głowy, ale Tula dostrzegła jego gest i to jej wystarczyło.
Zwiesiwszy głowę na piersi powiedziała cicho:
– Zabiłam, Tomasie.
Poczuła, że napinają mu się wszystkie mięśnie, ale po chwili rzekł spokojnie:
– Myślę, że nie bez powodu.
– Masz rację. To były potwory, pragnęły krzywdy innych.
Powiedziała „potwory”? Mój Boże, myślał Tomas. A więc było ich więcej.
– W samoobronie? – zapytał. – Czy zrobiłaś to, by się bronić?
– Raz tak. Myślę, że zabiłam tylko dwóch ludzi, Tomasie, ale nie pamiętam dokładnie. Byłam wtedy za mała. Jeden chciał zgładzić naszego dobroczyńcę. Ten nędznik utonął w gnojówce, dlatego że ja tak chciałam.
Tomas bezgłośnie jęknął z przerażenia.
– Drugi niósł śmiertelne niebezpieczeństwo dla otoczenia. Zhańbił i zabił wiele małych dzieci. To on mnie zgwałcił, mówiłam ci o tym. No, ale jeśli cała prawda ma wyjść na jaw, to sprowokowałam go do tego. Poniósł straszną śmierć w potwornych męczarniach.
Tomas westchnął.
– Ale mściłam się i na inne sposoby. Upokarzałam ludzi w najbardziej wyrafinowany sposób. Ostatnio dziś rano i dlatego właśnie jestem taka zrozpaczona. Kiedy ogarnia mnie nienawiść, poczucie krzywdy wywołane niesprawiedliwością, jaką mi wyrządzono, nie wiem, co robię. Dopiero kiedy to przeminie, budzę się i wylewam gorzkie łzy.
– Myślę, że powinniśmy zostawić twoje dzieciństwo w spokoju, Tulo. Spędziłaś rok u Heakego, mówisz, że on cię wiele nauczył. Jak się sprawowałaś tam, w Norwegii?
– Wydaje mi się, że wszyscy byli ze mnie zadowoleni. Heike i Vinga to silne osobowości, a ja naprawdę starałam się jak mogłam, tak jak mnie uczyli.
– No widzisz! Tym sposobem zebrałaś bardzo wiele plusów. A najważniejsze, jak zachowywałaś się później.
– Chodzi ci o podróż do domu? O, to była strasznie wybuchowa mieszanka.
Tula szczerze wyznała mu wszystko, co przeżyła w tej fatalnej podróży, uznała bowiem, że Tomas ma rację. Wszystko, co wydarzyło się przed jej pobytem w Norwegii, nie miało większego znaczenia, była przecież dzieckiem. Z tego okresu nie można jedynie zapomnieć o mrożącym krew w żyłach spotkaniu z Tengelem Złym, do którego doprowadził flet od Tomasa.
Tomas usiłował przekonać ją, że nie była to jej wina, lecz splot nieszczęśliwych okoliczności. Tula kiwnęła głową, uśmiechając się z niedowierzaniem, ale wdzięczna była za te słowa pociechy.
Kiedy wreszcie skończyła opowieść o swej podróży, Tomas westchnął:
– Po pierwsze, nie ciebie jedną należy obarczać winą za to, co się stało. W równym stopniu winien jest twój kuzyn Eskil, bo pozwolił ci jechać tak daleko samotnie. A poza tym jestem zdania, że twoje dobre i te nie bardzo chwalebne postępki mniej więcej się równoważą. Okazałaś dobroć tym dwojgu dzieciom, no i mężczyźnie, który kochał chłopców. Muszę przyznać, że w tym wypadku postąpiłaś nadzwyczaj delikatnie.
Tula wpatrywała się w niego zdumiona.
– Naprawdę nie jesteś wstrząśnięty?
– Wiem co nieco o tym, co znaczy stać poza nawiasem społeczeństwa, Tulo, nie zapominaj o tym! Przyznam, że trudno mi się pogodzić z wieloma punktami twej opowieści. Twoje nadprzyrodzone zdolności i ta lodowata nienawiść… Ale rozumiem, że wszystko łączy się z tym, co nazywasz przekleństwem Ludzi Lodu. Twierdzisz, że jesteś rozdarta, i nie mam ani cienia wątpliwości, że to prawda! Bo jesteś dobrą dziewczyną, Tulo, która nie ma kontroli nad swoim drugim ja, czyż nie tak?
– O, ale jest jeszcze o wiele więcej – załkała, kryjąc głowę na jego kolanach. – Nie doszłam jeszcze do najgorszego.
Tomas w milczeniu gładził ją po włosach. Rozglądał się po swym pokoju, w którym robiło się coraz ciemniej. Zapadał zmrok. Uświadomił sobie swą niepojętą samotność. Nie chciał do niej wracać, za nic na świecie!
– Cóż może być gorszego niż odebranie życia drugiemu człowiekowi? – zapytał cicho.
– Tomasie… ja… jestem straszna także, jeśli chodzi o intymną sferę życia człowieka.
– Wydawało mi się, że masz tylko jedno doświadczenie. Z mordercą dzieci, który cię zgwałcił,
– To prawda. Ale noszę w sobie ogień, którego nie da się ugasić. Dotknięte kobiety z Ludzi Lodu często bywają właśnie takie. A ja należę do najgorszych pod tym względem.
– Uważam, że nie możesz tak mówić. Nigdy przecież…
– Tak, ale pragnęłam tego, bardzo. Moje potrzeby były takie silne, takie gwałtowne, że… Nie, nie mogę ci o tym powiedzieć!
– Myślisz, że ja za tym nie tęskniłem? Że nie załamywałem się i nie płakałem gorzko nad moimi żądzami?
Tula na chwilę zapomniała o sobie i usiadła wyprostowana.
– A więc ty możesz…? Ta znaczy, że nie jesteś… całkiem sparaliżowany?
– Nie – odparł, czując, że rumieniec oblewa mu twarz. – Choć przez wiele lat tego pragnąłem. Aż do…
Rozpromieniła się.
– Aż do chwili, kiedy mnie spotkałeś?
Pokiwał głową, uśmiechając się z zawstydzeniem.
– Och, Tomasie! – westchnęła z głębi serca. – A więc mogę opowiedzieć ci o demonach!
Usłyszał więc całą tę zadziwiającą historię. Raz wtrącił, że były to na pewno postacie z jak najbardziej naturalnych erotycznych snów, ale Tula szybko wyprowadziła go z błędu, opowiadając o ostatnich dramatycznych zajściach na strychu Grastensholm. Nadal jeszcze mogła zademonstrować szramy, ślad ataku szarego ludku. Z jego szponów uratowały ją właśnie cztery demony i od tej prawdy nie dało się uciec.
Była to ostatnia rzecz, jaką Tula miała do powiedzenia. Uznała, ze zbędne będzie dręczenie Tomasa opowieścią o pożądaniu, jakie wzbudził w niej Micke, a potem podoficer. Ponieważ pożądanie miało tak niewiele wspólnego z miłością czy z głębszymi uczuciami w ogóle, nie chciała sprawiać Tomasowi jeszcze większej przykrości. Raz już zresztą mu o nich wspomniała – powiedziała, że chcieli się z nią kochać, a ona odpowiedziała im na to zbyt brutalnie.
Teraz znów przylgnęła mocno do jego ramienia.
– Tomasie, to takie niezwykłe! Muszę wyznać, że bardzo często w mężczyznach, których spotykałam, upatrywałam partnerów do nocnych igraszek. Zawsze jednak odwracałam się od nich. Ale teraz… Teraz erotyka znaczy dla mnie tak mało. Bo miłość to przecież o wiele, wiele więcej! Tak, chyba ty mi to mówiłeś kiedyś, już dawno temu – powiedziała ze śmiechem. – Dawno? Upłynął przecież tylko rok, a mnie wydaje się, jakby całe życie!
Tomas nic nie powiedział. Nie wiedział, jak powinien zareagować na jej zwierzenia. Ale drgnął, słysząc jej następne słowa:
– Wiesz – Tula nie przestawała się uśmiechać. – W tej godzinie szczerości najlepiej będzie, jak wyznam ci jeszcze coś. Czy uwierzysz, że kiedy odwiedziłam cię po raz drugi, miałam wobec ciebie bardzo niecne zamiary?
– Jakież to?
– Zamierzałam cię uwieść! Chciałam sprawdzić, czy jesteś w stanie się kochać. Pragnęłam zrobić coś dla ciebie, pomóc ci w twej erotycznej samotności. Poczuć się szlachetnie. Oczywiście oszukiwałam samą siebie, prawda była inna, zwyczajnie miałam na ciebie ochotę, ale nie chciałam się do tego przyznać. I stało się zupełnie odwrotnie, to ty byłeś miłosierny, a ja nieszczęśliwa. Całkiem zapomniałam o swoich zamysłach. Na szczęście! Co byś sobie o mnie pomyślał?
Tomas śmiał się szczerze i radośnie.
– Tak wiele bym pewnie nie myślał, raczej bym działał.
I Tula wybuchnęła śmiechem.
– Mimo wszystko cieszę się, że nic się wtedy nie wydarzyło. Nie miałabym na co się cieszyć.
– Niech mnie Bóg strzeże. Tak szybko kończysz swoje romanse?
– Dobrze wiesz, że wcale nie o to mi chodziło – powiedziała, tuląc się do niego. – Powodowała mną ciekawość, by dowiedzieć się, jak to jest. Bo tamto było po prostu wstrętne, odrażające.
Zadrżała na samo wspomnienie.
– Myślę, że to może być piękne – rzekł Tomas.
– Ja też, jeśli ludzie naprawdę się kochają.
Tula jednak nie była wcale taka pewna, jak by się mogło wydawać. Nagle użaliła się drżącym głosem:
– Nie, Tomasie, to nieprawda. Podejrzewam, że ja nie jestem zdolna do głębszych uczuć. Boję się, że jestem jak Sol, ona nie mogła pokochać żadnego ziemskiego mężczyzny, tylko Szatana.
– Ale ty nie masz chyba nic wspólnego z Szatanem?
– Nie.
Ale za to z demonami, dodała w myśli Tula. Czy tylko one mogą mnie zaspokoić? I jak naprawdę będzie z miłością? Czy umiem kochać?
Ach, tak bardzo lubię Tomasa! Jego życzliwość, jego sympatyczna twarz z niebieskimi oczami o ciemnych rzęsach, wyraziste usta, otoczone zmarszczkami goryczy… Smutek, ból, bijący z każdej linii twarzy… Włosy, układające się w loki, które okalają twarz… A dłonie? To chyba to, co ma najładniejszego… Silne, z mocnym rysunkiem mięśni i ścięgien, a zarazem takie delikatne… Szerokie barki, duże, twarde mięśnie ramion, którymi mnie obejmuje… Poczucie bezpieczeństwa, jakie mi daje…
Ale jak jest z jego nogami?
Nogi!
– Ach, Tomasie, zapomniałam o najważniejszym!
– Masz jeszcze coś do wyznania?
– Nie, przechodzimy do milszych spraw. Heike dał mi trochę leków…
Nie dodała, że pochodzą one z owianego grozą tajemnicy skarbu Ludzi Lodu, ani też że miała zamiar użyć ich do czarów.
– Leki? – zdziwił się Tomas, marszcząc przy tym czoło. – Ja przecież nie jestem chory?
– Nie, ale…
Oj, to dopiero będzie trudne!
– Heike powiedział, że to, być może, wzmocni twoje… nogi.
Odwrócił głowę ruchem świadczącym o irytacji.
– Z nimi nie da się już nic zrobić.
Chyba zbyt brutalnie dotknęła jego najczulszego punktu.
– Nie zechciałbyś opowiedzieć mi o swoich nogach?
– Nie, nie ma o czym opowiadać – parł wciąż gniewnym tonem.
– A więc to tak – powiedziała Tula ze złowróżbnym spokojem. – Wyciągasz ze mnie prawdę o wszystkich moich słabościach, ale swoje chcesz zatrzymać dla siebie!
Tomas brał długi, głęboki oddech. Przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu, potem znów westchnął.
– Nikt nie oglądał ich od czasu, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Nikt poza Heikem. Ja… nie mogłem…
– No cóż – rzekła Tula lakonicznie. – A więc wydawało ci się, że ja i ty będziemy razem przez całe życie. Ale twoje nogi, one nie istnieją?
– Gdybyś poczekała, aż skończę, usłyszałabyś coś jeszcze.
– Przepraszam. Mów dalej.
– Miałem właśnie zamiar powiedzieć, że bez względu na to, jak bardzo się tego wstydzę, będę musiał ci je kiedyś pokazać. Im prędzej się ta stanie, tym lepiej. Ale nie łudź się, że kiedykolwiek uda ci się je na powrót ożywić, bo to niemożliwe.
– Co się właściwie stało? Czy taki się urodziłeś?
– Nie, to była choroba. Miałem wtedy jakieś dziesięć lat. Długo nie opuszczałem łóżka, paraliż dotknął znaczną część ciała. Później ustąpił, tylko nogi… One pozostały martwe.
– Rozumiem.
Tula postanowiła działać. Raźno zapytała:
– Maże je obejrzymy?
Tomas zaśmiał się zażenowany.
– Powinnaś mi dać więcej czasu na przygotowania. A jeśli nie umyłem nóg?
– O ile dobrze cię znam, to unikasz patrzenia na nie. Najpewniej też nie są zbyt czyste.
– Masz rację. Ale czy możesz się odwrócić, bym mógł ci je pokazać w bardziej przyzwoity sposób?
Wstała.
– Zajrzę w tym czasie do konia. Zawołaj mnie, jak będziesz gotowy.
Ale się ze mnie zrobiło cnotliwe dziewczę, pomyślała z ironicznym uśmiechem. To wpływ Tomasa, on swoją postawą wprost zmusza do bardziej przyzwoitego zachowania. Niech Bóg go błogosławi, pomyślała z czułością. Zaakceptował ją! Jakie to wspaniałe uczucie, móc wylać z siebie całe zło, wszystkie troski i zmartwienia, mieć przyjaciela, który zrozumie i wybaczy!
Zawołała do niego zza drzwi:
– Nie powiedziałeś nic, co myślisz o tym, że jestem czarownicą?
Wesoły śmiech, jaki rozległ się ze środka, dodał jej otuchy.
– Uważam, że umiejętność czarowania pod pewnymi względami może okazać się niezwykle pożyteczna!
Buzia Tuli rozjaśniła się, ogarnęło ją niewypowiedziane uczucie szczęścia.
– Dzięki ci, Tomasie, za te słowa – zawołała cicho.
– Teraz wszystko stanie się jasne – odparł. – Weźmiemy byka za rogi, jestem przygotowany na najgorsze. I tak nigdy nie wierzyłem w możliwość wiecznego szczęścia z tobą. Ten dzień był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Musi mi wystarczyć.
– Ale z ciebie pesymista – zaśmiała się.
Kiedy jednak stanęła w jego sypialni, spoglądając na nieodwracalnie martwe nogi, serce ścisnęło jej się z bólu. Czego się spodziewała? Że czarami przywróci mu zdrowie?
Tu nie pomógłby nawet najmocniejszy czarodziejski środek na świecie.
Jego biedne nogi były jak zwiędłe, wysuszone i skurczone. Nigdy nie będzie mógł na nich stanąć, a tym bardziej chodzić.
Tula uklękła i delikatnie ich dotknęła. Potem podciągnęła się do góry, przytuliła do niego, objęła. Nie odzywali się do siebie ani słowem, leżeli tylko, czule pieszcząc się nawzajem, zrozpaczeni, ale pełni miłości.
– Nie odchodzisz? – szepnął w końcu, kiedy mrok spowił już cały pokój, mrok taki, jak może zapaść wczesnym latem.
– Nie. Mam zamiar zostać tu na noc. Jeśli mnie zechcesz…
– Czy istnieje coś, czego bardziej bym pragnął? Ale czy to na pewno mądre z twojej strony? Twoja bliskość już na mnie podziałała. A cała noc…
– Znasz moją tęsknotę. Dziewicą także już nie jestem, nie wyrządzisz mi więc żadnej krzywdy. Wprost przeciwnie.
– Czuję, że drżysz. Prawie tak, jak ja – szepnął.
– A więc weź mnie – odszepnęła. – Tak długo czekałam, aby to się wreszcie stało. Z tobą. Napotykałam niezliczone pokusy. Ale ciągnęło mnie tutaj, do ciebie. Ku miłości i wzajemnej czułości. Tomasie, ja… – Ożywiła się, mówiła z większym zapałem. – Tomasie, mimo wszystko jednak wydaje mi się, że jestem zdolna do większego oddania. Nie chcę jedynie zaspokoić pożądania. Może jednak nie jestem wcale taka jak Sol?
Zaczął ją całować, długo, delikatnie pieszcząc przy tym jej ciało jak ktoś, kto znalazł skarb, o którego istnieniu nie śmiał nawet marzyć. Tula nie myślała już o tym, by powstrzymać swą żądzę, ciało poddało się miękkim ruchom jego ręki, aż wreszcie oboje dotarli tam, gdzie od tak dawna pragnęli się znaleźć. I Tula znalazła w końcu owo ludzkie ciepło, którego tak długo szukała.
Biedna Sol, pomyślała Tula, muskając ustami policzek Tomasa. Biedna Sol!