PROLOG

Tłumek odzianych na czarno żałobników skupił się wokół otwartego grobu. Do zmarzniętej ziemi wkładano trumnę, w której leżał młody mężczyzna. Mosiężna tabliczka podawała jedynie suche fakty: nazywał się Peter Mullery, w chwili śmierci miał osiemnaście lat. Tylko szlochająca matka i zesztywniałe twarze braci przypominały o tym, że był ukochanym, przystojnym, pełnym życia chłopakiem. I że zmarł za sprawą kobiety pozbawionej serca.

Ksiądz intonował właśnie ostatnie śpiewy, gdy uświadomił sobie, że wokół nastąpiła jakaś zmiana. Podniósł oczy na żałobników i spostrzegł, że nie zwracają na niego uwagi. Ich spojrzenia przyciągała młoda kobieta, która pojawiła się niespodziewanie u wejścia na cmentarz. Od ponurych, białych wrzosowisk wiał zimny wiatr, podnosząc jej długie, czarne włosy. Stała nieruchomo, wpatrując się w grupę ludzi, którzy z kolei nie odrywali wzroku od niej. Mięśnie jej twarzy były napięte, co świadczyć mogło o tym, że boi się, a mimo to próbuje być odważna.

W końcu zaczęła zbliżać się do grobu. Głowę trzymała wysoko, a jej twarz, choć naznaczona cierpieniem i strachem, była uderzająco piękna. Milczenie żałobników miało w sobie coś niepokojąco groźnego, ale ona szła pewnie naprzód. Może tylko uniesiona nieco wyżej broda wskazywała, ile wysiłku kosztuje składanie hołdu zmarłemu w atmosferze otaczającej ją nienawiści.

Wokół dał się słyszeć cichy, gniewny pomruk. Kto by pomyślał, że Kirsty Trennon odważy się tu pokazać? Po chwili zamarł nawet i ten dźwięk. Ksiądz i żałobnicy stali jak sparaliżowani w kompletnej ciszy, zupełnie jakby poraził ich jakiś straszny sen.

Zatrzymała się przy otwartym grobie i skierowała na trumnę czarne, błyszczące oczy. Jej usta poruszały się bezgłośnie, wymawiając słowo „przepraszam". Powoli rozwarła ramiona i obsypała trumnę liśćmi.

To rozwiało urok, który paraliżował dotąd ruchy żałobników. Podniosła się wrzawa. Matka zmarłego chłopca krzyknęła w jej stronę:

– Morderczyni! Wiedźma! Czarownica!

Jeden z braci chwycił bryłkę ziemi i cisnął nią w kobietę.

– Za późno na przepraszanie – krzyknął. – Nie dostaniesz tak tanio przebaczenia – ani teraz, ani kiedykolwiek. Wynoś się i niech cię więcej nie widzą przyzwoici ludzie.

Zachowywali się jak zwierzęta, gotowe rozszarpać swą ofiarę. Uciekała na oślep, zalewając się łzami. Gdy biegła, rzucano za nią kamieniami, a krzyki „Morderczyni, wiedźma, czarownica!" niosły się z cmentarza daleko na wrzosowiska.

Загрузка...