ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Naprawdę dobrze wyglądasz, Amando. – Pamela Warburton ujęła jej dłoń i przytrzymała w ciepłym uścisku. – Na kiedy przewidziany jest termin rozwiązania?

– W połowie czerwca.

– Wyobrażam sobie, jak szczęśliwa jest twoja matka. Dwoje wnucząt w odstępie niecałego roku.

Niestety, to niezupełnie tak, pomyślała Amanda, lecz nic nie powiedziała. Starała się być dzielna.

– Mam nadzieję, że to będzie dziewczynka. Z tego, co wiem, twoja bratowa nie zamierza przysłać do nas swojej córki.

– Tak, Jill nie przepada za szkołami z internatem. – I ma rację, dodała już w duchu. Pogłaskała z czułością swój brzuch. Jej rodzice nie mieli właściwie innego wyjścia. Ojciec pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i spędzał większość czasu za granicą. Ona natomiast nie będzie miała tego problemu. – Wybacz, ale muszę cię rozczarować. To chłopiec! – pochwaliła się z promiennym uśmiechem.

– Na miłość boską! Amando, jak możesz? Myślałam, że jesteś najlepiej zorganizowaną dziewczyną, jaka kiedykolwiek opuściła tę szkołę! Jak to się mogło stać?

Amandzie na moment zastygł uśmiech na twarzy. Ale już po chwili dostrzegła figlarne ogniki w oczach starszej pani.

– Tak, to jakieś fatalne w skutkach niedopatrzenie z mojej strony.

– Jedź trochę szybciej, tato. Spóźnimy się.

– A czyja to wina? Godzinami grzebałaś w szafie i stroiłaś się bez końca, choć wielokrotnie przypominałem ci, która godzina.

– No wiesz, chyba specjalnie chcesz mnie zdenerwować?

– Nieważne. W ogóle nie rozumiem, dlaczego uparłaś się, żeby pojechać na to rozdanie nagród. Przecież to nie jest obowiązkowe. Chyba nie chcesz mi dać do zrozumienia, że zdasz z wyróżnieniem? Po tym, co wyprawiałaś?

– To zależy wyłącznie od średniej.

– Ach, już się cieszę na te nie kończące się przemówienia i uściski dłoni.

Wiedział jednak dokładnie, dlaczego chciała się pojawić na tej uroczystości. Bardzo przyłożyła się do nauki. No i wyglądała dzisiaj… po prostu wspaniałe! Krótka, dopasowana sukienka, buty na obcasach i ten delikatny, nietypowy dla niej makijaż. Jej widok aż zapierał dech w piersiach. W całym Dower House nie będzie dziś nikogo, kto by się za nią nie obejrzał. Bez względu na płeć i wiek. Przyszło mu do głowy, że być może powinna mieć na sobie coś skromniejszego i mniej wyzywającego. Pewnie pani Warburton uniesie groźnie brew, gdy ją zobaczy, ale nie chciał psuć córce nastroju swoim gderaniem. Zapracowała sobie na ten sukces i pozwolił jej się nim w pełni delektować.

– Kto będzie rozdawał w tym roku nagrody? – zapytał, parkując samochód.

– Jakaś absolwentka, która zrobiła karierę – odpowiedziała, szukając zaproszenia w torebce. – Amanda Garland – przeczytała na głos.

Stopa Daniela zsunęła się ze sprzęgła i samochód skoczył żabką do przodu. Silnik zgasł. Daniel z trudem opanował drżenie rąk.

– Nigdy o niej nie słyszałam.

– Prowadzi agencję sekretarek w Londynie – wyjaśnił po chwili. – Bardzo ekskluzywną. Czasami wynajmuje od nas kierowców.

– Jaka ona jest?

Dan odwrócił się w stronę Sadie.

– Nie mam pojęcia. Marzę jedynie o tym, żeby nie okazała się jakąś straszną gadułą.

Przy wejściu czekało kilka uczennic młodszych roczników, które miały za zadanie zaprowadzić spóźnionych gości na ich miejsca.

Pani Warburton była już w trakcie swojego powitalnego przemówienia. Sadie natychmiast zniknęła w tłumie koleżanek. Daniel zaś, nie chcąc robić zamieszania, zajął pierwsze wolne miejsc w tylnym rzędzie. Patrzył bez większego zainteresowania na przesuwające się po scenie postaci. Nie kończący się szereg nagrodzonych w dziedzinie sportu, za najlepsze wyniki w nauce, za najlepsze projekty. Cały czas próbował zgadnąć, którą z siedzących tam kobiet jest Amandą Garland.

Natychmiast przypomniał mu się ten jesienny, ciepły poranek, kiedy żartował sobie z szefowej Mandy. Mandy… Mandy… Boże, nie mógł zapomnieć jej głosu, jej śmiechu… Chwilami zbyt trudno było mu z tym wszystkim żyć. Dźwięki i obrazy powracały z tak ogromną siłą i tak natarczywie, iż zdawało mu się, że tego nie zniesie. Nagle wyrwał go z tych rozmyślań znajomy głos. W pierwszej chwili nie zrozumiał jeszcze, co się dzieje. Zebrani nagrodzili oklaskami kolejną osobę na podium. Podniósł głowę. Na podium stała Mandy.

– Jak zapewne większość z was zauważyła – zaczęła lekko i z humorem – naprawdę nie powinnam tu stać. – Na widowni rozległ się cichy szmer. – Nie potrafiłam jednak odmówić Pameli i doszłam do wniosku, że być może rzeczywiście uda mi się was, uczennice Dower House zainspirować do podejmowania trudnych wyzwań i przekonać, że warto jest żyć intensywnie. Nie mam na myśli wyłącznie ciężkiej pracy. Najważniejszą sprawą jest mieć marzenia i wyznaczyć sobie konkretny cel. A potem konsekwentnie dążyć do jego realizacji. Kiedy się czegoś naprawdę bardzo, ale to bardzo chce, żaden wysiłek nie jest zbyt wielki. No cóż, osiągnęłam wszystko, czego pragnęłam. A poza tym bóle krzyża, spuchnięte kostki i nieustającą zgagę. – Te ostatnie uwagi wzbudziły śmiech na sali.

Mandy… Nie mógł uwierzyć. To była ona.

– Być może mniej by mi to przeszkadzało, gdybym mogła się wygodnie wyciągnąć, unieść stopy do góry. Ale niezależnie od tego, jak bardzo bolą mnie plecy, jak bardzo mam spuchnięte nogi i jak bardzo jestem niewyspana, dzień w dzień muszę wstawać o godzinie siódmej, aby punktualnie o ósmej trzydzieści być w biurze. Inaczej osiągnięcie czegokolwiek byłoby niemożliwe. A jak dotąd, prowadzenie agencji było sensem mojego życia. – Czule pogłaskała brzuch.

Jest w ciąży? Wstał powoli, żeby lepiej ją widzieć.

– Jednak ostatnio moje życie zmieniło się nieco. Chciałabym, abyście właśnie dzisiaj zastanowiły się nad tym, jakie macie marzenia i niezwłocznie przystąpiły do ich realizacji. Czas szybko ucieka… – Przerwała, zauważywszy, że ktoś w ostatnim rzędzie wstał. To był on. Zamarła, nie mogąc wykonać żadnego ruchu ani powiedzieć choćby słowa. Patrzył na nią nieprzytomnym wzrokiem, jakby zobaczył ducha. A więc byli tu dziś. Zza pleców usłyszała zaniepokojony głos Pameli:

– Amando, czy wszystko w porządku?

Upiła łyk wody. Nic nie było w porządku. Ale nie mogła przecież stąd tak po prostu uciec. Kontynuowała więc, starając się nie patrzeć w jego kierunku.

Daniel opadł ciężko na krzesło. Mandy Fleming… Amanda Garland… jak mógł być tak głupi? Ale dlaczego mu nic nie powiedziała? Co za szaleństwo! Podczas gdy on obawiał się ujawnić prawdę o sobie zwykłej sekretarce, Amanda maskowała się przed szoferem… To właśnie tę prawdę chciała mu wyznać, zanim Sadie wtargnęła do pokoju. A teraz spodziewała się dziecka. Jego dziecka. Lecz ukryła to przed nim. Dlaczego? Nawet wtedy, kiedy w teatrze niemal wpadli na siebie. Czemu nic mu nie powiedziała? I kim był ten facet, który jej towarzyszył? Na samą myśl o tajemniczym nieznajomym poczuł gwałtowny przypływ zazdrości.

A może Sadie także ją zauważyła i dlatego tak mocno wbiła paznokcie w jego rękę. Sadie… Sadie? Gdzie ona jest? Poczuł kolejny przypływ adrenaliny. Poderwał się ze swojego miejsca jak oparzony. Wystarczył mu szybki rzut oka, żeby stwierdzić, że nie było jej na sali. Skierował się do wyjścia.

– Czy mogę panu pomóc? – Zjawiła się przed nim jedna z małych dyżurnych.

– Muszę porozmawiać z moją córką. – Jego głos brzmiał niezwykle stanowczo. – To pilne!

– Taka wysoka, w czarnej sukience?

– Tak.

Dziewczynka wzięła głęboki oddech.

– Sadie Redford? O rany!

Burzliwe brawa na sali uświadomiły mu, że za chwilę na podium wejdzie Sadie i stanie oko w oko z Mandy… Amandą. Na coś takiego z pewnością nie była przygotowana.

– Gdzie jest moja córka? – zapytał niecierpliwie.

– Poszła do garderoby.

– A gdzie to jest?

– Ale pan przecież nie może tam wejść! – zaprotestowała oburzona.

Amanda czuła się bardzo zmęczona. Było jej duszno. Marzyła o tym, żeby usiąść gdzieś na powietrzu. Ale wiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Zostało jej już tylko wręczenie dyplomów i nagród. Nazwisko – dyplom – uścisk dłoni. Nazwisko – dyplom – uścisk dłoni.

Daniel mocno zastukał do drzwi. Cisza. Pomieszczenie było puste. A więc minął się z Sadie. Tego tylko brakowało. Pobiegł szybko korytarzem. Nagle usłyszał, że wywoływane jest imię i nazwisko jego córki. Tak jak ktoś, kto obserwuje mający się za chwilę wydarzyć wypadek, tak i on patrzył, jak Sadie wchodzi po schodkach na podium i idzie w kierunku stołu. Wyraźnie widoczny był moment, w którym zdała sobie sprawę, kto za chwilę ma uścisnąć jej rękę i wręczyć dyplom. Stała tam spięta i zdruzgotana. Na pewno nie wiedziała, co powinna zrobić.

– Ty nie jesteś żadną Amandą Garland! – rzuciła gniewnie. – To jest Mandy Fleming! Panna od kolczyka! – Poniosły ją nerwy. Zupełnie się nie kontrolowała. Mówiła podniesionym głosem. Wszyscy zebrani na sali wstrzymali oddech. Zapadła kompletna cisza. – O Boże! I do tego jeszcze jesteś w ciąży!

Tego było za wiele. Amanda poczuła, jak uginają się pod nią nogi i osunęła się na ziemię. Ostatnim obrazem, jaki zarejestrowała, była przestraszona twarz Daniela, który podążał w jej kierunku.

Nie miał już żadnych wątpliwości, co do niej czuje. Podbiegł, roztrącając stojących wokół ludzi.

– Niech ktoś zadzwoni po karetkę – ryknął, pochylając się nad Amandą i poluźniając jedwabną chustkę, którą miała zawiązaną na szyi. – Mandy – wyszeptał cicho. Chwycił ją za rękę. – Mandy, ocknij się. – Ktoś przyniósł szklankę wody. Daniel umoczył w niej rąbek chustki i zwilżył nim usta Amandy. – Kochana, ocknij się, błagam!

Powoli otworzyła oczy. Ich spojrzenia spotkały się. Zupełnie nie wiedział, co ma powiedzieć, od czego zacząć: wybacz mi, dlaczego nic mi nie powiedziałaś… Zamiast tego jednak wyszeptał:

– Kocham cię… Tak bardzo mi cię brakowało. Boję się o ciebie.

Amanda miała wrażenie, że za chwilę się rozpłacze.

– Nie wygłupiaj się. Nic mi nie będzie. Zajmij się Sadie – powiedziała nad podziw spokojnie.

Lecz on nie rozluźniał uścisku na jej dłoni.

– Daniel, poszukaj jej. Ona cię potrzebuje!

– A ty nie? Boże, co za pokusa.

– Sadie… znajdź ją – ponaglała Mandy. Rozejrzał się dookoła, ale nigdzie jej nie było. Pamela Warburton pokiwała głową na potwierdzenie.

– Ja się nią zajmę, a ty znajdź Sadie, zanim zrobi jakieś głupstwo.

– Zdaje się, że już za późno – powiedział nieco szorstko, spoglądając z niepokojem na Mandy. A potem mocno uścisnął jej dłoń. – Kiedy wrócę… – zawiesił na krótko, głos – będziemy musieli sobie wyjaśnić kilka spraw.

Jedna z małych dziewczynek poinformowała go, że Sadie jest w garderobie. Jeśli sądziła, że uda jej się tam ukryć, to bardzo się pomyliła, pomyślał z wściekłością, otwierając drzwi. Stała oparta o ścianę, a po jej twarz spływały wielkie łzy. Kiedy wszedł, nawet się nie poruszyła. Stała i tępo patrzyła w jakiś punkt na suficie.

– Więc udało się jej… – powiedziała po chwili z żalem. – Usiłowałam jakoś temu zapobiec, ale teraz będziesz musiał się z nią ożenić.

– Czemu zapobiec? Co chcesz przez to powiedzieć?

– Czy ty naprawdę nie słyszałeś nigdy o bezpiecznym seksie? – zapytała z wyrzutem.

– Czy to właśnie bezpieczny seks próbowałaś zaoferować Nedowi Greshamowi, gdy się przed nim rozebrałaś?

Zamarła.

– Ja tylko chciałam…

– Wiem dokładnie, co chciałaś zrobić. Zajść w ciążę, żeby ukarać matkę.

– To nie takie proste – odpowiedziała, czerwieniąc się. – Dlatego go wyrzuciłeś? – zapytała zdziwiona. – To nie była przecież jego wina. A poza tym, skąd o tym wiesz?

– Po pierwsze, nie wyrzuciłem go. A po drugie, wtedy, kiedy wymknęłaś się z domu, szukałem cię po całym Londynie. Znalazłem was w biurze. Obserwując to całe zajście, doszedłem do wniosku, że i tak nieźle wybrnął z sytuacji. Zaimponował mi.

Jęknęła i opadła ciężko na krzesło.

– A już myślałam, że nic gorszego dzisiaj nie może mnie spotkać.

– To jeszcze nie koniec, moja kochana. – Przytulił ją mocno. – Co miałaś na myśli, mówiąc, że próbowałaś temu zapobiec?

Wymamrotała coś niezrozumiale, z głową wtuloną w jego tors. Nie był pewien, czy dobrze zrozumiał. Odchylił się więc nieco do tyłu

– Przyrzec? Co jej kazałaś przyrzec? Wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy.

– Obiecałam, że wrócę do szkoły, jeśli ona przysięgnie mi, że nigdy więcej się z tobą nie spotka.

No tak, teraz wszystko jasne. Nic mi nie powiedziała, bo zawarła taką umowę z Sadie. O nie, pomyślał, nie pozwolę sobą manipulować. Przypomniał sobie ostatnie spotkanie z Amandą. Na samo wspomnienie, jak ją wtedy potraktował, krew nieomal zastygła mu w żyłach.

– Czy naprawdę sądziłaś, że po tym wszystkim będzie chciała się ze mną jeszcze widywać?

Spojrzała na niego ze zdziwieniem

– A dlaczego by nie? Przecież jej chodziło tylko o…

– Czy nie dotarło do ciebie, jak jest naprawdę? Ona mnie nie potrzebuje. A już na pewno nie moich pieniędzy. To Amanda Garland! Kobieta sukcesu – przerwał jej w pół słowa.

– Więc dlaczego… no… ta koperta?

– Dlaczego mnie sprawdzała? Bo pozwoliłem jej sądzić, że jestem zwykłym szoferem. Chciałem, żeby pokochała mnie dla mnie samego, a nie dla moich pieniędzy. Ona też wolała przekonać się, czy nie jestem oszustem lub łowcą posagów.

– Ale i tak… Ona jest wyjątkowo atrakcyjna, a ty patrzysz w nią jak w obraz! I wciąż nosisz przy sobie jej kolczyk! Nigdy się z nim nie rozstajesz. A ja jestem zazdrosna i przerażona, że zostawisz mnie tak jak mama… – wyrzuciła z siebie w końcu i zaczęła łkać jak małe dziecko. – Wybacz mi, tato! Ty ją kochasz, a ja wszystko zepsułam.

– Myślę, że i ja nie jestem bez winy. Może jeszcze nie wszystko stracone. – W kieszeni marynarki znalazł chusteczkę. Delikatnie starł z twarzy Sadie czarne smugi rozmazanego tuszu. Będę potrzebował twojej pomocy. Chodź, czas na wielki finał.

Początkowo trochę się opierała. Dorzucił więc jeszcze:

– Po dzisiejszym wystąpieniu staniesz się legendą tej szkoły. To jest historia, którą będą sobie przekazywać kolejne pokolenia.

Te ostatnie słowa zagłuszyła syrena nadjeżdżającej karetki. Twarz Sadie zastygła w wyrazie przerażenia.

– Boże, dziecko! – krzyknęła. – Co ja najlepszego narobiłam? Powinieneś być teraz z nią! – Zanim zdążył zareagować, już wybiegła na korytarz.

Amanda siedziała spokojnie w biurze dyrektorki, a młody lekarz mierzył jej właśnie ciśnienie. Protestowała, że nie ma takiej potrzeby, że czuje się dobrze. Przede wszystkim chciała odnaleźć Daniela i upewnić się, czy z Sadie jest wszystko w porządku. Lekarz jednak nie dawał za wygraną. Zbadał ją bardzo dokładnie, gdyż głosił zasadę, że lepiej dmuchać na zimne, niż potem żałować. Właśnie wyciągał ze swej podręcznej torby stetoskop, kiedy do biura wpadła zaniepokojona Sadie.

– Dziecko! Czy wszystko w porządku z dzieckiem?

– Mercedes!

Sadie zlekceważyła srogą minę pani Warburton i natychmiast podeszła do Mandy.

– Mandy… panno Fleming… panno Garland, proszę mi wybaczyć! Byłam taka głupia. Błagam, niech pani nie obwinia ojca za to, co się wydarzyło. To wszystko moja wina. Byłam przerażona, że mi go pani odbierze.

Amanda dostrzegła kątem oka wchodzącego do pokoju Daniela. Sadie odwróciła się w jego stronę.

– Powiedz jej, jak bardzo ją kochasz! Powiedz jej o kolczyku! – wykrzyknęła.

– No powiedz jej, stary. Ale czy przedtem ktoś mógłby mi wytłumaczyć, co tu się właściwie dzieje?

– Max! – Amanda odetchnęła z ulgą. Daniel spojrzał w jego kierunku.

– A ty, kim do diabła jesteś? – zapytał.

– Maxim Fleming. – Max wyciągnął dłoń na przywitanie.

– Czy my przypadkiem nie spotkaliśmy się kilka miesięcy temu w teatrze?

– Fleming? – Daniel zmarszczył czoło i przeniósł wzrok ż Maksa na Mandy.

– Jestem bratem Mandy – powiedział Max. – To na wypadek, gdyby miał pan jakieś wątpliwości.

– Ach… – Daniel odprężył się i serdecznie uścisnął dłoń Maksa. – Daniel Redford. Chciałbym pana poinformować, że zamierzam ożenić się z pańską siostrą.

– Naprawdę? Czemu nic mi nie powiedziałaś? Mandy jęknęła.

– Bo sama jeszcze nie wiedziałam. A właściwie, to on mi się wciąż jeszcze nie oświadczył.

– Więc pytam cię, moja kochana, tu i teraz: Wyjdziesz za mnie za mąż?

Wszyscy obecni skierowali na nią wzrok i w napięciu czekali na odpowiedź. Jak mogło jej się coś takiego w ogóle przydarzyć? Żeby ona, rozsądna i świetnie zorganizowana Amanda Garland, znalazła się w tak niezręcznej, głupiej sytuacji…

Uniosła powoli głowę i spojrzała Danielowi prosto w oczy. W tę jego przepiękne jasnoszare oczy…

– Nie wygłupiaj się, Daniel. Ostatniej rzeczy, jakiej potrzebuję, to małżeństwo.

Max uniósł brwi i rzucił lekko:

– Kto powiedział, że romantyzm już nie istnieje?

– Ty oświadczyłeś się Jill w bufecie kolejowym. – Amanda stanęła w obronie Daniela. – To rzeczywiście było szalenie romantyczne.

Max uśmiechnął się z satysfakcją.

– Na tyle romantyczne, że się zgodziła. – Odwrócił się do Daniela. – Przepraszam cię, stary. Nie przeszkadzaj sobie.

– Mandy, nie chodzi o to, że jesteś w ciąży. Te sześć miesięcy bez ciebie to był prawdziwy koszmar.

– Być może ze mną byłyby jeszcze gorsze. Max znowu wymamrotał coś pod nosem.

– Wyjdź stąd, Max, proszę cię, wyjdź stąd! – krzyknęła.

– Wyjdźcie stąd wszyscy.

– Proszę, wysłuchaj go – dobiegł ją cichy głos Sadie.

– Przecież ja niedługo pójdę na studia, a tata będzie cię potrzebował. A poza tym, jest jeszcze dziecko.

– Z nim wszystko w porządku.

– Z nim?

Amanda skinęła głową.

– To chłopiec. Podaj mi dłoń. – Położyła dłoń Sadie na swoim brzuchu.

– O rety, jakie to cudowne! Naprawdę niesamowite! – Odwróciła się do ojca. – Chodź, zobacz, jak mały mocno kopie!

Daniel jednak nawet nie drgnął. Wpatrywał się w Mandy i czekał na jej odpowiedź.

– Na miłość boską, tato! – Sadie przerwała ciszę. – Na co ty jeszcze czekasz?

Dodała mu odwagi. Podszedł do Mandy i objął ją czule. Sadie cmoknęła go w policzek.

– Oczywiście, że Mandy za ciebie wyjdzie – powiedziała i uśmiechnęła się promiennie. – A jeśli ci odmówi, to powiedz, że nie oddasz jej kolczyka. – Podeszła do drzwi i otworzyła je. – Myślę, że dużo łatwiej będzie jej podjąć tę decyzję, gdy zostaniecie sarni. – Mówiąc to, niemal bezszelestnie wyszła.

Zapanowała cisza. Daniel przerwał ją pierwszy.

– Powiedziałabyś mi o dziecku?

– Bardzo chciałam ci o tym powiedzieć, ale… – zawiesiła głos -…nie mogłam. Przyrzekłam Sadie.

– Ale ona przecież nic nie wiedziała o tym, że jesteś w ciąży.

– Nie! – wykrzyknęła. – Nie – powtórzyła już spokojniej. – To było wtedy na wsi. Była przerażona i walczyła jak lwica broniąca swoich młodych. Zawarłyśmy coś w rodzaju umowy: ja przyrzekłam, że zniknę z twojego życia, a ona, że wróci do szkoły. To jedyne, co mogłam zrobić. Zresztą, i tak byłam pewna, że ze mną zerwiesz.

– Ale czy powiedziałabyś mi o dziecku?

Zamilkła. Tak naprawdę sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Po krótkim zastanowieniu lekko wzruszyła ramionami i odparła:

– Ja obiecałam Sadie, ale Beth nikomu nic nie obiecywała. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że wysłałaby ci kartkę z gratulacjami lub coś w tym rodzaju.

– Ach, to ta przyjaciółka z mieszkaniem…

– Przyjaciółka, partnerka w interesach… To ona właśnie cię sprawdzała.

– Niezła spryciula.

– Próbowała mnie tylko chronić. Nawet nie przeczytałam tego raportu, który mi dała. – Przerwała na chwilę. – Zresztą, w ogóle nigdy go nie przeczytałam. I co, naprawdę chcesz się ze mną ożenić?

Uśmiechnął się pod nosem.

– Czyżbyś wciąż zastanawiała się nad odpowiedzią?

– Rzeczywiście nosisz przy sobie mój kolczyk? – zapytała.

Włożył rękę do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyjął małe zawiniątko. W środku był jej kolczyk. Wyciągnęła rękę, lecz Dan tylko pokręcił głową. Ukląkł przed nią i powiedział:

– Chcesz mego dziecka. To cudowne! Ale co będzie ze mną? – Położył delikatnie swoją dłoń na jej brzuchu. Oczy Daniela rozbłysły szczęściem, kiedy dziecko się poruszyło. – Ojej, on mnie kopnął, hodujesz tu małego piłkarza!

– A może raczej tancerza? Poza tym, on cię nie kopnął. On tylko cię przywitał. – Nagle jej oczy spoważniały i poczuła ucisk w gardle. – Przywitał się ze swoim tatą.

Mocno ją do siebie przytulił i szepnął czule:

– Może następna będzie dziewczynka? Wtedy na pewno zostanie tancerką.

– Męski szowinista! Uśmiechnął się tylko.

– Wybacz mi, kochana, że tak późno zrozumiałem, jak bardzo cię kocham. Więc jak, wyjdziesz za mnie? Tam na zewnątrz przynajmniej tuzin osób czeka na twoją decyzję.

– Mogą sobie jeszcze chwilę poczekać. A teraz, przestań już wreszcie paplać i pocałuj mnie.

– Brawo, Tom! No zobacz tylko, jak się uwija! Widzisz, piłka nożna wcale nie jest taka zła.

Amanda spojrzała na Daniela. Uśmiechał się szeroko od ucha do ucha.

– To prawda. – Nie mogła się powstrzymać i uściskała swojego małego piłkarza na oczach całej drużyny. – Świetnie się spisałeś! Cieszy mnie jego sukces – przyznała, kiedy wracali do samochodu. – W przyszłym tygodniu twoja kolej. Będziesz oklaskiwał Molly na jej występie baletowym.

Schylił się i podniósł do góry swoją czteroletnią córeczkę. Pocałował ją w szyję, a ona zaczęła chichotać.

– Nie mogę się już doczekać. Uwielbiam oglądać te wasze popisy.

– A skoro już mówimy o dzieciach, co z Sadie? Przyjedzie na wigilię?

– Tak, i to do tego nie sama. Nie powiedziała wprawdzie z kim, ale czuję, że to coś poważnego. Czyżbym już niedługo miał zostać dziadkiem? Będę się musiał przyzwyczaić do tej myśli.

– Żeby ci nie było przykro, to mam dla ciebie prezent.

– Tak przed świętami? Prezent?

– Ale wręczę ci go dopiero w dniu twoich urodzin.

– Mam czekać siedem miesięcy?!

– Wiesz dobrze, kochanie, że oczekiwanie to połowa radości. Jak ci zapewne wiadomo, naszemu krajowi zagraża niż demograficzny…

– Tak, mówili o tym w dzienniku.

– Doszłam więc do wniosku, że trzeba coś z tym fantem zrobić… Jakoś poprawić sytuację.

– Czyżbyś…była… – Spojrzał wymownie na jej brzuch. Objął ją mocno i pocałował. – Być ojcem, to naprawdę wspaniała rzecz! Jakże się cieszę!

Amanda dobrze pamiętała, jak podczas pierwszego spotkania wyobrażała sobie cztery dorodne, niebieskookie bobasy, obdarzone szelmowskim uśmiechem Dana. Trzy już są, pomyślała z zadowoleniem. Żeby jednak do końca zrealizować plan, trzeba będzie jeszcze trochę popracować – mruknęła do siebie pod nosem.

Загрузка...