ROZDZIAŁ DWUNASTY

– Dasz sobie radę?

– Jasne – Catherine przygotowywała się do wyjścia, stojąc z Rikiem w holu na dole – Wczoraj poszło mi nieźle, dlaczego dziś miałoby być inaczej?

– Wczoraj wróciłaś skonana, całe popołudnie prze leżałaś na kanapie.

– Ach, to drobiazg. To, dlatego, że się trochę odzwyczaiłam. Nie masz pojęcia, jaka się czuję szczęśliwa, że znowu chodzę do pracy.

Przyjęli ją na dawne miejsce bez trudu. Place nauczycieli nie są imponujące, więc nie ma wielu chętnych do tego zawodu. Właściwie liczy się tylko powołanie. Catherine miała pracować na pól etatu we wtorki, środy i czwartki.

Płace w szkołach były niskie, ale jednak realne, a to dla Catherine miało duże znaczenie. Perspektywa posiadania znowu swoich pieniędzy i nie wyciągania ręki do męża po każdego dolara wydawała się przyjemna.

Wczoraj, kiedy już wypoczęła i podniosła się z kanapy, znalazła w sobie energię, by całą resztę popołudnia bawić się z Lily. Czuła, że wraca jej zdolność odczuwania szczęścia. Umiała też być dobra dla męża, co Rico od razu docenił.

– Wiesz, że piszą o tobie w gazetach- Podsunął jej płachtę „Daily Mirror” – Znalazłem to wczoraj. Żona biznesmena na posadce w szkole. To się niektórym nie mieści w głowie. Jesteś dla nich mocno zagadkowa.

– Nie chcę tego czytać – powiedziała – I mam nadzieję, że wkrótce im się znudzimy. Ile można wałkować taki temat?

Rico westchnął.

– Mimo wszystko to nie wygląda dobrze. To, że się tak przyczepili do nas.

Zaśmiała się.

– Chyba od tego nie spadną akcje twojej spółki i nie splajtujesz?

– Nie dbasz o to, co ludzie o tobie mówią?

– A ty dbasz – Catherine stuknęła palcem w pierś męża.

– No, na ogół nie – przyznał. – Ale nie wiem, co kuratorka z sądu rodzinnego powie o tym wszystkim. Czy jej się spodoba ten model rodziny: ojciec w pracy, matka w pracy, a dziecko?

– Kuratorka, tak się składa, nazywa się Lucy – Catherine wykonała niedbały gest – I sama jest pracującą matką. Myślę, że bardzo dobrze rozumie współczesne kobiety starające się pogodzić życie prywatne z publicznym.

– Nie zdawałem sobie sprawy, że z ciebie taka feministka!

– Przywykniesz i do tego – Uśmiechnęła się. – A co do tej gazety – wskazała ruchem głowy – to myślę, że ostatecznie z tego ich pisania może wyniknąć coś pożytecznego. Kobiety to przeczytają i dowiedzą się, że nie muszą siedzieć zamknięte po domach, że też mogą być szczęśliwe.

– O tak, szczęście to dobra rzecz – powiedział Rico. A powiedział to tak jakoś miękko, że Catherine od razu pojęła, że mówi także o ich wczorajszej nocy. Spuściła oczy i oblała się rumieńcem. W jej ciele odżyły nagle wszystkie pieszczoty, które miałaby ochotę natychmiast powtórzyć. Tylko, że wtedy już raczej nie pojechałaby do szkoły…

– Państwo wychodzą – Na schodach pojawiła się Jessica z Lily w objęciach. – A o której dziś wracacie?

Odsunęli się trochę od siebie.

– Ja będę około piątej – Catherine spojrzała na swój mały zegarek.

– A ja jak zwykle o siódmej – dodał Rico. – I pamiętaj, Jessico dziś też kąpiel małej rezerwuję dla siebie.

Piastunka zeszła na dół i podała zaspane dziecko do pocałowania. Rico pochylił się nad Lily i pogłaskał ją po spoconych włoskach.

– Przeczytam ci też bajeczkę na dobranoc – powiedział, uśmiechając się do maleństwa – Tylko żeby mi Jessica nie podsuwała nic z piosenkami.

– O tak – skwapliwie przytaknęła Catherine – Bo jak na Włocha, to dosyć fałszujesz.

Rico zmarszczył czoło, lecz zaraz się rozpogodził.

– Patrzcie, wyrzyna jej się chyba pierwszy ząbek!

Po chwili oboje z Catherine zaczęli uważnie studiować urodę dziąseł Lily. Dziecko uśmiechało się do nich, fikając nóżkami.

– Jak tak dalej pójdzie – odezwała się po paru minutach Jessica – to się oboje spóźnicie.

– Rzeczywiście – Catherine dała malej całusa i złapała swoją torebkę. W takim razie pa, pa. Do zobaczenia wieczorem.

Wyszli z Rikiem, zmierzając w stronę garaży.

– A mnie nie pocałujesz – zapytał Rico, po czym nie czekając, sam objął Catherine i przycisnął usta do jej warg. Zamknęła oczy i starała się nie myśleć o tym, że pewnie z okien domu obserwuje ich cały personel.

Rico odstąpił, ale tylko na ćwierć kroku.

– I pamiętaj, że twoją kąpiel też sobie dzisiaj rezerwuję.

– A będzie bajeczka? Tylko bez śpiewów.

– Będzie, będzie. I bez śpiewów – przyrzekł jej.

– Nastawimy sobie zamiast tego jakąś ładną muzykę. Otwarli drzwi garażu pilotem.

– Chyba powinienem ci kupić jakieś porządne auto.

– Rico przyjrzał się krytycznie staremu wehikułowi Catherine – Przyjmiesz ode mnie taki prezent? Nie byłoby to sprzeczne z twoimi zasadami feministycznymi?

– Myślę, że by nie było. Dostać coś w prezencie od własnego męża to przecież nie grzech?

– No, to cieszę się – Uderzył się po udzie zwiniętą w trąbkę gazetą. – Aha, właśnie. Zostawię ci jednak „Daily”, bo coś czuję, że mimo wszystko chciałabyś zobaczyć siebie na fotografii.

– Wcale nie chcę. – Pokręciła głową, ale przyjęła z rąk męża gazetę.

Rico zatrzasnął za Catherine drzwi jej samochodu i ruszył do swojego auta. Po chwili jednak zatrzymał się jeszcze i odwrócił. Pogroził żartobliwie palcem żonie.

– Opuść okienko – poprosił. – Na przyszłość, jak będziesz się dawała fotografować, dopinaj górne guziki bluzki, dobrze?

Udała, że nie wie, o co chodzi, i pierwsza wyjechała z garażu. Już po chwili była na obwodnicy wiodącej ku centrum Melbourne. Rzuciła okiem na gazetę leżącą na fotelu obok. A może by jednak zajrzeć, pomyślała. Przystanęła w najbliższej zatoczce i rozłożyła ją. Rzeczywiście dekolt był wyeksponowany. Stanowczo przesadzili. Zaczęła czytać artykuł. Jego treść tak ją wciągnęła, że nie zauważyła samochodu, który przyhamował obok niej. Dopiero po chwili podniosła głowę. To był Rico, który pomachał jej znad kierownicy i zaraz znowu ruszył. Zaśmiała się do niego, bo oczywiście przyłapał ją na czytaniu tego szmatławca.

Zwolniła hamulec ręczny nadal z uśmiechem na twarzy.

Po kwadransie podjeżdżała już pod szkołę, wciąż rozjaśniona. Jak dobrze móc się uśmiechać z powodu własnego męża, pomyślała.

Jak dobrze.

Dobry nastrój nie potrwał długo. Wrzaski uczniów na przerwach i konieczność nieustannego mówienia do nich na lekcjach przyprawiły ją wkrótce o ból głowy. Już nie była taka pewna jak wczoraj, że dobrze zrobiła, wracając do pracy. Co chwila rzucała okiem na zegarek, licząc kwadranse dzielące ją od powrotu do domu. W domu wykąpie się, odpręży, poleży sobie, pobawi się z Lily. Potem będzie długi wieczór z Rikiem. I przecież to wszystko ma o wiele więcej sensu niż szarpanie się z tymi małymi łobuzami!

– Milo, że znów jesteś wśród nas – odezwał się do niej Marcus Regan, gdy weszła do pokoju nauczycielskiego.

Spojrzała na dyrektora szkoły i pomyślała, że jednak nie może go zawieść, nie będzie mu opowiadała o swoich nagłych wątpliwościach dotyczących profesji. Za nadto lubiła tego starszego pana, dobrego pedagoga i kolegę.

– Mnie też jest miło, Marcus. Dobrze, że mnie przyjąłeś z powrotem.

– A czemu miałbym cię nie przyjąć? Sama wiesz, jak jest z kadrą nauczycielską. Jeśli pensje będą nadal tak niskie, wszyscy pouciekają z zawodu. Nieraz budzę się rano i nie wiem, kim dzisiaj obsadzę lekcje. Do tego jeszcze te urlopy macierzyńskie.

Urlopy macierzyńskie. Catherine pokiwała głową i uznała, że dobrze zrobiła, na razie nic nie mówiąc o swojej ciąży. Po co jeszcze bardziej zasmucać biednego dyrektora? Po co miałby się dodatkowo martwić?

Regan zdjął okulary i zaczął je przecierać irchą.

– No a jak ci służy małżeństwo, Cathy? Wszystko w porządku?

– W porządku – potwierdziła z zapałem. Równocześnie przebiegła jej przez głowę refleksja, jak długo do tej pory, odpowiadając na tego rodzaju pytania, musiała kłamać i nadrabiać miną. Dobrze, że w końcu może mówić prawdę i że jest to dobra prawda, a w każym razie lepsza niż kiedyś.

– Małżeństwo to niezła rzecz. – Uśmiechnęła się do szefa.

– I właśnie dlatego pozwól, że się już spakuję. Pojadę kultywować to moje małżeństwo.

Cześć, Marcus do zobaczenia w poniedziałek.

W domu skierowała się najpierw do pokoiku Lily. Wzięła małą na ręce, pocałowała ją w oba pulchne policzki, ale nie poczuła się odprężona. Czekała na coś. A może raczej na kogoś? Między szóstą a siódmą snuła się z kąta w kąt, aż wreszcie usłyszała samochód Rica na podjeździe. Wybiegła przywitać męża i potem już oboje powędrowali do łazienki, gdzie Jessica czekała z kąpielą dziecka. Catherine przyglądała się, jak Rico z Lily dokazują i jak jedwabny krawat męża bezpowrotnie traci formę, zmoczony wodą. 0, teraz przydaliby się tutaj jacyś fotografowie, pomyślała, przysiadając na skraju wanny.

– Poproszę o ręczniki – powiedział Rico.

Wytarli małą foczkę i zaczęli odziewać ją w śpioszki.

– Kaszka jest już podgrzana – oznajmiła Jessica, wkładając głowę do łazienki.

– To świetnie – Catherine poszła za niańką, dziwiąc się, że jest dziś taka elegancka, z makijażem na twarzy i w sukience, a nie jak zwykle w spodniach. – Ładnie wyglądasz – pochwaliła Jessicę.

– Dziękuję – odpowiedziała, rumieniąc się. – Przebrałam się, bo pan Mancini dał mi dziś wychodne.

Ach tak – Catherine przymusiła się do uśmiechu. Więc to takie plany ma jej mąż. Nie chce, by ktokolwiek im przeszkadzał. Ale właściwie, w czym przeszkadzał? Ściany są tutaj grube, drzwi szczelne. Po co odprawiać niańkę, która właśnie mogłaby być przydatna, czuwając nad dzieckiem, gdy oni będą zajęci sobą?

Zasiadła w pokoiku dziecka z Lily, podając dziewczynce butelkę. Myśli pędziły jej przez głowę. Intuicja podpowiadała jej, że jeszcze nie wszystko jest w porządku między nią a Rikiem. Tyle rzeczy pozostało niedopowiedzianych.

Po chwili pojawił się Rico.

– Widzę, że dzidziuś kończy już kolację – powiedział. – To dobrze. Pora, żebyśmy i my coś zjedli, prawda? Coś ty taka spięta – Przyjrzał się baczniej Catherine – Stało się coś?

– Nie, nic – Podniosła się, zanosząc Lily do łóżeczka – Zmęczona jestem. Chętnie wzięłabym kąpiel przed kolacją.

– A może potem – Rico też wstał. – Wolałbym nie czekać, jestem już strasznie głodny.

– Jak wilk?

Uśmiechnął się.

– Może jak wilk. Dałem dziś całemu personelowi wolne – dodał.

– Całemu personelowi? Po co?

Wzruszył ramionami.

– Czy ja wiem? Chciałem ci zrobić przyjemność.

– Mnie? W jaki sposób?

– No – zawahał się. – Narzekałaś kiedyś na nad miar obsługi w tym domu, więc dzisiaj jest okazja… Zostaliśmy tylko ty i ja. Chodź, idziemy jeść.

Poprowadził ją, ale nie do jadalni, a do wspólnej sypialni.

Zdziwiona, przystanęła w progu.

– Tutaj? Tu będzie kolacja?

– Zapraszam – Wykonał zachęcający gest. – Tutaj.

Weszła i zobaczyła mały stolik, na którym czekało spore pudło z pizzą oraz coca-cola.

Nie mogła się nie uśmiechnąć.

– Pizza i coca-cola? Widzę, że jesteś w nastroju do żartów.

– Coś takiego ci się przecież marzyło, o ile pamiętam. Zwykły wieczór nauczycielki, której nikt nie nadskakuje, nikt nie obsługuje, a ona sama nie bierze się do gotowania, bo jest zbyt zmęczona. Dzwoni, więc po pizzę. No i ja dziś właśnie, w twoim imieniu, zadzwoniłem.

Zdumiona kręciła głową.

– Zapraszam – powtórzył Rico. – Jedzmy, bo nam wystygnie.

Zasiedli, pochłaniając kawałek po kawałku ciasto z warzywami, szynką, serem i keczupem.

– Rzeczywiście nie lubię być obsługiwana – odezwała się Catherine, popijając pizzę coca-colą – bo na przykład wydaje mi się, że personel podsłuchuje mnie przy stole, kiedy rozmawiam. I czuję się skrępowana.

– Nie podsłuchuje – zapewnił Rico. – Oni zawsze są dyskretni, a zresztą prawdopodobnie wydajemy im się bardzo nudni.

Nie przekonał jej. Być może ona jest nudna, z ewentualnego punktu widzenia obsługi, ale Rico? Niemożliwe, żeby nie elektryzował również i służby. W tym mężczyźnie wyczuwała magnetyzm, który, jak sądziła, narzuca się wszystkim.

Skończyli skromną kolację.

– To teraz idę wziąć prysznic. – Podniosła się.

Poszedł za nią.

– Wydajesz mi się smutna – powiedział. – Czy coś się stało? Chciałem ci dzisiaj zrobić przyjemność, a nie zasmucać cię.

Zatrzymała się i nagle poczuła, że ma pod powieka mi łzy. Tak, między nią i Rikiem nadal było coś nie w porządku. I Catherine nawet wiedziała, co. Otóż to, że mąż jej nie kochał.

– Nie czujesz się tu jak u siebie – Rico oparł się ramieniem o drzwi – Nie przywykłaś jeszcze? Czujesz się uwięziona?

– Dlaczego uwięziona – Spróbowała się uśmiechnąć – Tu jest zbyt luksusowo, by porównywać to do więzienia.

– Jesteś pewna?

Nie, niczego nie była pewna, nagle dotarło do niej, że tak naprawdę chciała zamieszkać z Rikiem nie dla Lily, a nawet nie z powodu ich wspólnego dziecka. Została jego żoną dla niego samego, z miłości do niego. Z miłości niestety nieodwzajemnionej.

– Cathy, źle ci ze mną – Podszedł do niej bliżej.

Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wziął ją w ramiona i pocałował w usta.

0, tak jest najlepiej, przemknęło jej przez myśl. Za chwilę będą się kochać, a wtedy pytanie, czy mąż ją „kocha” przestanie być tak naglące.

Na pierwsze jego skinienie rozebrała się. Rico zachłysnął się, gdy naga przywarła do jego ciała. Chyba naprawdę mu się podobała. A gdy wzięła do ręki jego twardą, okazałą męskość, jęknął. Pogrążyła w sobie to cudo. Przez moment była władczynią jego namiętności i to ją uskrzydlało.

Rico był ostrożny, świadomy, że Catherine jest przecież w odmiennym stanie. Nie położył się na niej, lecz posadził ją na sobie. Pieścił jej piersi, kołysał się wraz z nią i wkrótce doprowadził ją do rozkoszy. Sam dogonił ją w trzech ruchach.

Leżeli potem odprężeni w swoim wielkim łożu małżeńskim i słuchali cichej muzyki, którą Rico nastawił. Kiedy uspokoiły się ich serca i oddechy, Rico uniósł się i zajrzał Catherine w oczy – Powiedz, źle ci ze mną? Ale szczerze.

Przymknęła powieki.

– Dobrze mi, Rico, bardzo dobrze. Chociaż nie do końca wiem, co tutaj robię.

– Jak to nie wiesz – Opadł na poduszkę obok niej.

– Jesteśmy rodziną, Cathy. Mieszkamy pod wspólnym dachem.

Prawdopodobnie chciał być dla niej miły, ale przecież nie na takie słowa czekała. Nic, więc nie odpowiedziała. Leżała cicho, wpatrując się w zapadającą za oknem noc. A kiedy Rico zasnął, odwróciła się do niego tyłem i wreszcie pozwoliła popłynąć długo tłumionym łzom. Płakała i czekała na nowy dzień. Każdy nowy dzień przynosi nadzieję. Leżała, więc, płakała i czekała. Na nowy dzień.

Загрузка...