Hej ludzie, odłóżcie te noże, ona nie napisała już nigdy żadnej książki, żadnej książki, ona gotuje wrzątek, taką wodę gorącą i obiera ziemniaki, takie kartofle, po domu specjalnie chodzi, a nuż rozpoznają ją jakieś sprzęty domowe, spytają jak nowa powieść, z bliskich nielicznych ktoś czasem aby jej przyjemność zrobić spyta, czy to ona jest Dorota Masłowska, pozorując że ją w tłumie rozpoznał, aby podtrzymać wrażenie jej sławy i popularności, ona jednak wie, że to podstęp, wie, że to sukcesu jej koniec, rozpoznawalność w komunikacji miejskiej zerowa, wszędzie tylko Kuczok Wojciech, Kuczok Wojciech na odczycie w Płocku, Kuczok Wojciech dyskusja panelowa w Rudawie Dolnej z przedstawicielami bibliotek szkolnych pod hasłem „Przemoc w domu, przemoc w szkole”, a ona z dzieckiem w domu patrzy przez okno na przejeżdżające samochody.


To był film który od samego początku musiał się skończyć, a rano radio włączyła sobie, o Boże, „jeden ci uważaj z nami powie, drugi chce, abyś myślał o czymś ciągle”, co za kultura masowa, chyba napiszę o tym do „Apokalipsy jeźdzcowie”. Hej ludzie, no już dobrze, odłóżcie te noże, spokojnie, no czym ci ona odda, mopem?


A on jedzie tak samochodem, i myśląc o tym projekcie nowym przyspiesza bardziej coraz, w Alejach Pawła Jana jakaś mu idiotka zajechała drogę, ja skręcałem, ale to ty wymusiłaś torbo, no to teraz proszę, teraz tu macie, ja do pracy się spieszę jadę, bardzo przepraszam, nie jesteśmy na sankach proszę państwa, też trzeba trochę uważać, jeszcze się dziwka patrzy czoło pokazuje palcem, do zrozumienia mu zakola jego dając, co, nie podobają ci się, a może źle jestem ubrany? Może masz coś do mojej papy może mam żylaki? Dla ciebie jestem palantem? Ty jedź, jedź do agencji, wymyślaj reklamy pieniądze sprzedawaj w banku ty z poduszkami marynaro, italo disco słuchałaś, w Budapeszcie na Patelni dilowałaś kryształami, jak ja przed polewaczką uciekałem, i teraz kurwa żyjemy w jednym mieście, w jednym kraju, ty idź marynaro, kłamstwa swoje sprzedawaj, które są już dawno sprzedane, tak jak wszystko w tym państwie, szyby sobie załóż przyciemniane, ale nie z folią taką, tylko szyby nowe przyciemniane całe.


Aleje Jana Pawła, a w ogóle to on umarł jakoś niedawno, prawda? No tak, on sam zgłosił wniosek o opuszczenie do połowy z logiem przed firmą flagi, bo tam nikt nawet tego by nie zauważył, siedzą kolesie i łaski całymi dniami, golą się tam, współżyją, wartości żadnych, okna przyciemniane, to nie widać pór dnia i roku zmiany w ogóle co to dla nich że umarł Papież, jak w kserze skończył się papier, a ludzie płakali, znicze zapalali, w telewizji pokazywali, on był w depresji po Koni porażce, spadku zainteresowania publiczności padaczką, i wiem zaczął się zastanawiać, czemu ci ludzie tak płaczą, kupują te znicze, te flagi, tu dywany z Papieżem w oknach powywieszane, kwiaty przecież oni ich sami nie wyhodowali, oni za nie płacą, przecież o czymś to świadczy bo chociaż Papież nie był ładny ani żadny, to miał rozgłos medialny, miał i to jaki. I tu iluminacja, nagła inspiracja, trendów fekalnych kontestacja, zupełnie nowa strategia medialna, bo oto są społeczne nowe zapotrzebowania, ludzie nie chcą już dłużej zła, fekaliów, seksu z psami, małżeństw księżów z księżami, małżeństw jednych małżeństw z innymi małżeństwami, ludzie chcą teraz jakichśtam wartości, tradycjonalnych takich, dobro, zło, ojczyzna, nienawiść, bo tu facet wraca z pracy baba mu kotlet daje, telewizor włancza, a tam laski wymachują cycami, a tu ziemniaki, a tutaj z kolei w sejmie debata, czy pochwa to już są włosy pokazane, czy dopiero jak się te w środku flaki pokaże to jest to wtedy pornografia, no spokój dajcie, to się znudzić musiało i się wreszcie przejadło, on tego świadomość miał od dawna, choćby jak wtedy Retru kazał iść do szpitala z tymi pomarańczami, ale wtedy społeczeństwo nie było gotowe na takie innowacje, ale teraz wszystko jest inaczej, teraz na takiego Retra Stacha geja i masona koncert przyjdzie osób sto piętnaście, w tym polowa przez nieszczelną kratę jakichś śmierdzących starym olejem lewaków, a na Papieża pogrzebie tyle samo siedzi w jednej ławce i to bez plakatów, bez żadnej zorganizowanej promocji medialnej. Wnioski są jasne i on nie zamierza tego już zaprzepaścić, zrobi projekt taki, że wypruje sobie branża flaky i w kościele pod jego Szymonu wezwaniem złoży asparagusem przybrane i zawinięte w ozdobny papier, i to nie są ega napady bezzasadne, poniedziałek ja, wtorek ja, jak w tym wierszu znanym. Jedzie, Świętokrzyska, Tamka, Kawasaki, Yamaha, Voila. „Life and die”, spółka medialna. Wysiada, z domofonu słyszy: „halo?”, „żyrafy wchodzą do szafy” żartuje dowcipnie jak zawsze, „dzień dobry dzień dobry witam bardzo, panie Szymonie, kawa czy herbata”? „Late poproszę, dzieńkuję bardzo”, bo właśnie najbardziej lubił late, nawet do domu kupił na Allegro aukcji, kiedy jeszcze Konie były popularne, ten ekspres ciśnieniowy czy jakiś, no chyba z półtora tysiaka na to wywalił, ale on po prostu zwraca na widok sam takiej parzonej chamówy z fusami, a jak to przywieźli to jeszcze się okazało, że to jest, za przeproszeniem stodoły rozmiarów i trzeba będzie wyburzyć kawałek ściany żeby ten ekspres postawić, szczerze powiedziawszy z tego względu jeszcze nawet czy działa nie sprawdził, ale się opłacało, bo lubił late, a szczególnie tą piankę. „O, a co tu mamy?”- rozchyliwszy żaluzje pionowe jak kochanki sromowe wargi przez okno patrzy a tam przy jego aucie się czai dwóch miejskich strażników w serdakach żarwiastych o fasonie niekszałtnym, motyw fabularny to w moich utworach stały strażnicy i policjanci po dwa pakowani, w parach parami, tu konno dla odmiany z pretensjami, że nie ma za szybą tego śmiecia z parkomatu, no takiego jeszcze nie było przypadku, ci też chcą go okradać? „Przepraszam na chwilę państwa, osobista sprawa, człowieku, no ale jak ty mitu mandat wystawiasz, no co ty mitu wystawiasz? No bądźmy poważni, ja jestem człowiekiem, człowiekiem pan jest, dziecko mi się tu prawie zesrało w aucie, no sraczkę ma, jakąś salmonellę czy helikobakter na tych, na chrzcinach złapało, coo jadło? No cośtam jadło, no jakąś sałatkę śledziową czy kiełbasę, Bóg wie, co się nażarło, no to będę czterdzieści groszy do kiosku rozmieniać latał, żeby była biurokracja, jak córka na moich oczach sra, siedem miesięcy noworodek ma, a ja tu pan widzi pod spodem w garniaku, no to panowie bądźmy realni, ja jestem podatnikiem państwa, ja płacę rocznie 40 tysięcy podatku. Coo, gdzie kupiłem tą papę? A to moja stara, młodości lata, ach pan też był pankiem?! Nie do wiary a w Jarocinie był pan w osiemdziesiątym czwartym? No to bracie, a ksywę pan miał jaką? Kaka? Co, Kaka, skurwiły się czasy nie ma już szansy Ale co z Siekierą, ma pan Siekierę starą? Jeszcze bez Maliny na wokalu? Pan nie gada. A panowie tu często przejeżdżają? Bo mógłby mi pan przepalić, ja zapłacę, z góry nawet od razu. Tak? Pięć dyszek będzie się zgadzało? No to jak się umawiamy może być poniedziałek z rana? A tu jeszcze taka mała niespodzianka dla z Jarocina starych ziomali, tylko otworzę bagażnik, o właśnie, dla pana koszulka i z napisem balon, a dla pana taki – nie wiem właściwie jak to nazwać – na biurko przycisk czy gadżet, no to przyda się na pewno w domu czy w biurze do kartek, sam u siebie mam taki i bardzo się przydaje, nic nie lata, niekorzystny nie robi się bałagan. Tu domofonem pan zadzwoni, o Szymona zapyta Rybaczka, tu moja wizytówka, o, Szymon Rybaczko, specjalista spraw medialnych, no właśnie”.


„Pięć dych za płyty przegranie, która złotówkę kosztuje w Auchanie, tak się sprawy teraz mają, słyszała pani, pani Haniu?” – do sekretarki się, siedząc już w biurze, zwraca. Przez firany patrzy za strażnikami, którzy konno się oddalają i czerwony trzymając, który im dał, balon. „Pięć dych ode mnie wzięli w łapę, to pani chyba tyle za tydzień pracy dostaje, nie mam racji? No właśnie. Za tydzień pracy od ósmej do osiemnastej, codziennie, sprzątanie, ksero, upokarzanie się, usługiwanie, kobieta stara, lata stażu i tyle zarabia pani samo, co taki palant weźnie od człowieka za samochodu zaparkowanie, i to jeszcze mój znajomy stary Skurwiły się czasy naprawdę kiedyś inni byli ludzie, mieli ideały wszystko było inaczej, a dzisiaj kasa kasa kasa, masz to za co zapłacisz. Zaraz też do domu jadę i mówię swojej babie: wyskakuj z kasy tu dziesięć złotych za otworzenie bramy tu przeszedłem korytarzem, to to będzie gratis, ale tu już zjedzenie obiadu to dwanaście, a jak chcesz pogadać to z dymaniem stówa, a osiem dych bez dymania, promocja i rabat ze względu, że jestem z tobą żonaty na to. Może być gotówka, może być karta, tu, tu PIN wpisz i zielonym zatwierdź, nie miej mi za złe, ale muszę zapłacić za zeszły miesiąc za oddychanie i grawitację. Ale kawę, to pani Haniu, ja taką proszę z dwóch płaskich, taką słabszą”.


Bo ostatnio powiedział mu psychiatra, żeby nie przesadzał z kawą, właściwie to zmusiła go do tego Sandra: „ty weź idź do lekarza, ty zmieniłeś się, jesteś nienormalny ja cię nie poznaję”, jego zdaniem trochę przesadzała, trochę się odgrywała, że współżycie wygasło między nimi seksualne, no jakoś tak szczerze mówiąc śmiercią naturalną, to przecież nic z nią wspólnego nie miało, ani że się jakoś specjalnie roztyła po dziecku czy rozstępy jakieś miała, czy że ją zdradzał, no po prostu jakoś tak mu zeszło ostatnio ciśnienie z pewnych części ciała, że człowiek dojrzewa naturalna sprawa. No bo co, jak miał lat piętnaście, to sobie różne rzeczy wyobrażał, że jakby miał tak na chacie non stoper babę, to by tam siedział i czas cały trzymał u niej wewnątrz w środku bez przerw na jedzenie i spanie, były marzenia, ale bądźmy realni, raz nie ma ochoty raz ma, ale mu jakimiś rzygami pościel zapachnie, no a jak ma być inaczej, skoro ona tu dziecko kładzie, raz ma chęć sobie obejrzeć czy „Fakta”, czy jakąś sensację, bo tak jakoś ostatnio spać mu się nie chciało wcale, a obok jakieś plamy coś żółte powylewane, jemu zbiera się na pawia, tu dziecko płacze, żeby chociaż mu coś powiedziała, uciszyła je jakoś. Wszędzie nasrane, tylko toi toi tu jeszcze wstawić, a do dużego kupić dmuchane bagno i posypać wszystko od ziemniaków obierkami. No to jej mówił, zbudź się wreszcie babo, zrób z tym coś, co tu jest grane? Bo nie po to kupił stolik do przewijania tylko, żeby tam je przewijała, i to wcale nie z tych tańszych, ale z tych droższych raczej, z półeczkami dwoma taki i pojemników zestawem, ale po co to kupił teraz zadawał sobie gorzkie pytanie, skoro wszystko co się dało zasrać i tak było zasrane, oprócz rzeczy trudno zasrywalnych, takich jak sufity takich jak lampy czy ściany A ona na to: „odwal się wariacie, przestań nosić tą papę, bo mnie więcej nie zobaczysz i w ogóle idź do psychiatry”. Wiadomo: emocjonalny z jej strony szantaż, na kroku każdym mózgu pranie, psychiczne się znęcanie, ciągła choroby psychicznej sugeracja: „ty mnie przerażasz, ty kiedyś mówiłeś wolniej, normalniej, ja się ciebie boję, ja się ciebie obawiam, to przez te twoje buddyzmy sangi, kocią wiarę pogięły ci się blachy ty idź coś zrób, zjedz normalnie jak człowiek kiełbasę, a nie te kłykcie, ten czerpany papier, skup się, zrób coś, zobacz, umarł Papież”. Ale co jest źle, to, że ma gadane? No to na telefon jakąś swoją gadkę nagrał, bo miał telefon z dyktafonem wbudowanym i dotychczas w sumie mu się to nie przydawało a teraz nagle, no jakąś gadkę walnął i jak policzył ilość na minutę wyrazów, to wyszło czterdzieści z hakiem, może sporo, ale też bez przesady mówił może szybko, ale przecież głośno i wyraźnie, ale poszedł w końcu do tego psychiatry wchodzi, patrzy czarujący jakoś w jego wieku facet, może trochę starszy „O”- mówi – „super ma pan tą papę” i w ogóle od słowa do słowa się dogadali! Lekarz WiP-u okazał się działaczem, robił dla nich poligrafię, nie zdjął nigdy gaci i w ogóle dużo opowiadał, no nieważne, w każdym razie rozmowa zeszła na dzieciaki, i pierwszy raz miał się komu pożalić, bo tajemnica lekarska, to go jakoś tak otwarło, i jak za ten rodzinny poród tysiaka zapłacił! Za kurwa blada wybaczą państwo największą w życiu estetyczną jaką miał traumę tysiaka, no kosztowna sprawa, zobaczyć jak żona robi kupę i siku to mógł sobie w domu za darmo i bez innych świadków, a tu stoi konsolium lekarskie całe, latają flaki, Monty Python, niech pan ją za rękę złapie, no niech pan złapie!


A ta jeszcze wziąć się w garść zamiast, szlocha, płacze, doła nie wiadomo o co łapie, on jej przyniósł tam pomarańcza, a ona go nawet nie zjadła, tylko tak ścisnęła w łapach, że się cały zgniótł i połamał, i do niczego się już potem nie nadawał, on jej mówił: „no wyluzuj kobito, o co ty tu tak skamlesz, leżysz tu sobie jak królowa w szpitalu, wszyscy koło ciebie latają cię wycierają, ludzie się rodzą, ludzie umierają, wyluzuj, jeszcze nieraz w życiu będzie cię bolało, pomyśl sobie jakbyś była Indianką i żyła teraz w jakichś krzakach”. A ten lekarz na to: „to normalne, to normalne całkiem, niech pan tylko nie pije tyle kawy”. No i fajnie, w końcu już o wszystkim zaczęli gadać, powiedział mu o problemach swoich, o żylakach, o tym jak stary czuje się czasem, stary zwyczajnie, jak że przegrał życie czasem mu się zdaje, że ma te wszystkie rzeczy ekspresy do kawy a używać ich mu się nie chce wcale, kurzu tylko się robią na tym dziady o skurwysyństwie panującym w branży wreszcie o tym, że na rewolucję nie ma już szansy że chyba już wyłącznie rzucenie Mołotowa koktajlem w Wita Stwosza ołtarz w kościele Mariackim byłoby tu szansą, pewne rzeczy nawet rozrysowali, aż wreszcie widzi, że ten lekarz zaczyna spoglądać na zegarek, więc chce zapłacić, a mówi tamten: „Rybi, oszalałeś?! „ bo taka była Szymona ksywa jeszcze w Federacji, no jak to usłyszał, to prawie się popłakał, jedna, jedna osoba na tysiąc przynajmniej, która nie chce od niego żadnej kasy wstaje, zdejmuje swoją papę z oparcia. „Acha” – mówi ten psychiatra – „coś mi się przypomniało, jest taka sprawa, może coś byś staremu ziomowi największemu przyjacielowi poradził. Siostrzenicę mam muzycznie bardzo utalentowaną, brzydka dziewucha, powiem ci szczerze, strasznie, no dzieciaki na ulicy wprost dawniej przed nią uciekały skór od makreli jej kiedyś do buzi napchały to siostra ją wypuszczać przestała, sam trochę aż się jej obawiam, chłopaka nigdy nie miała, jakiemuś piosenkarzowi podobno dała, który ją zostawił, przez co w depresję straszną wpadła, więc keyboard jej taki kiedyś kupiła moja siostra, to znaczy jej matka, Yamaha, żeby nie zgłupiała, dziewczyna grała, grała, i teraz napierdala na nim jak stara, wszystkie zna standardy wszystko umie zagrać, Cztery pory roku melodię, motywy różne z Mozarta, i tak się zastanawiam, czy nie mógłbyś jej gdzieś pchnąć, komuś powiedzieć coś w temacie? No brzydka jest strasznie, aż żal mi i ja się nie znam na temacie, ale gdyby może miała gorset jakiś, jakąś charakteryzację…”

„Oczywiście, sprawdzę, ja to może nie całkiem, ale może kogoś brzydkiego szuka ktoś z kolegów akurat w branży” – mówi i inne pierdoły takie, wizytówkę mu daje specjalną na takie okazje: starą, z telefonem nieaktualnym. „To na razie, za dni parę koniecznie zadzwoń” – mówi mu gdzie indziej patrząc, wychodzi na ulicę, myśli jakieś, wyobraźnia, brzydką laskę grającą na yamasze stara się sobie wyobrazić z innych myśli braku, i wiem olśnienie, iluminacja, jak w bloku zapalone naraz wszystkie światła: nowość totalna, prosta prostotą rzeczy genialnych, czy nie tego szukał właśnie?


Hej ludzie, odłóżcie te noże, ona nie napisała nigdy żadnej książki, spokojnie, odłóżcie z ręki stolec, gówno nie ucieknie, gówno poczeka na lepszą osobę, dobrego gówna swojego nie będziesz przecież marnować na gospodynię domową, co po domu chodzi wlekąc za sobą odkurzacza odwłok i niby coś robi, ale jak ma coś robić, powiedz człowieku jak masz zrobić cokolwiek, jak nikt nie widzi tego, jak nikt nie patrzy na to co robisz, jak siedzisz w domu. Gazetkę taką ścienną ma w dużym pokoju, przed którą staje raz po raz i dotyka się w okolice narządów płciowych i klatki piersiowej, wycinki wszystkie prasowe zabezpieczone folią, zna je na pamięć ale przeczytać raz jeszcze co szkodzi, oczywiście te pozytywne wyłącznie, w kwiatach przed nimi stojących zmienia wodę, świece zapala zapachowe, sadzi choinki w podłodze, na zdjęciach swoich biel zębów poprawia biurowym korektorem, a wszystko mówi: koniec, wszystko szepcze: koniec, Kuczok Wojciech na odczycie w Kiełbasie Śląskiej, a ona w domu, w domu. Hej ludzie, odłóżcie te gówna te noże, ona nie napisała już nigdy żadnej książki!


A on już w myślach ogłasza nową medialną epokę: niniejszym koniec flaków, sraki, tematów analnych, czas nadszedł uwagę zwrócić na realia, na czasu prawdę, na wartości, których ludzie pragną, na przekór więc obowiązującym tendencjom estetycznym i mentalnym, on, Szymon Rybaczko, menadżer genialny wylansuje brzydką łaskę! Brzydką ekstatycznie, brzydką fatalnie, bez cycków i bez dupy za to z brzuchem i garbem, brzydką w taki sposób specjalny nie mandaryńkę co wypadła komuś z torebki w solarium, ale klimat pielgrzymkowo-parafialny jakby do Częstochowy szła na pieszo z Gdańska dzień piętnasty w Kubota klapkach, pijąc wodę z kałuż i żywiąc się osami, gałęziami, bo grupą docelową będzie tu wymagający target chrześcijański, laskę, która nie śpiewa „kocham cię bardzo” czy „cienie i blaski ma moje i twoje solarium, nasze solarium”, tylko totalnie odrzucona, wyśmiana, niekochana, garbata, porusza problematykę społeczną, syfu, zła, życia niskich standardów, ludzie z widowni rzucają w nią ogryzkami, psimi gównami, srajtaśmą, szal, ekstaza, mieszanina litości i pogardy on już to widzi oczami wyobraźni, to medialnie jest genialne, to jest dynamit.

Ale jak taką znaleźć, zaczął zadawać sobie pytanie, zrobił casting, ale przyszły wszystkie te co przychodzą zawsze, brzydkie owszem, ale jakże banalnie, od perfum wypitych zalane, odchudzone, pryszcze czymś pozaklejane, garb przypudrowany kostium kąpielowy pod płaszczem, na biurku się kładą i myślą, że mu staje, chcą możliwości prezentować wokalne, a tu nie chodzi o możliwości wokalne żadne, no bądźmy realni, ta tu klęczy prawie, bo zawsze tak jest, że w którejś tam chwili casting zamienia się w festiwal ogólnych płaczów i świętokrzyski lament, tego znajomość na pamięć, społeczeństwo sfrustrowane, odporności konieczność, psychiczne na to przygotowanie: „nie mam pracy jak pan chce to ja uklęknę przed panem, a może szuka pan kogoś do sprzątania mieszkania? Będę myć podłogę rękami, wycierać włosami i polerować twarzą, bardzo tanio, ja proszę, błagam i tak dalej, i am a in your headflights rabbit, tu jest moje curiculum vitae, a w ogóle to mój kuzyn mieszkał kiedyś w jednym bloku z panem tylko w innej klatce, miał twarz, włosy na pewno pan kojarzy Marcin, ja błagam, ja zaklinam pana”. No to jak ci jedna taką apostrofę zapodaje, to jeszcze wytrzymać da się, ale druga, czwarta, tobie plamy narastają pod pachami, ciastka stają w gardle. W końcu mówisz wprost: „basta, proszę mi przestać jęczeć i płakać, co sobie myśli pani do cholery jasnej? Tak, jestem bogaty jestem bogaty jestem bogaty przyznaję, to co, to mam się z tego powodu pochlastać?? Myśli pani, że ja jestem od tego szczęśliwszy niż pani? Jedzenia mam pełno i co z tego, jak mi się jeść nie chce wcale, rzeczy jakichś mam pełno, gratów i tylko mi się na tym kurz gromadzi. Proszę się nie starać poczucia winy mitu jakiegoś wpajać, że mam się czuć winnym o całe zło świata, co chce pani, żebym się tu zaczął tarzać? Są chyba jakieś instytucje, PCK kontenery z ciuchami stoją na kroku każdym. Owszem, no cieszę się, że nie jestem panią, ale nikt nie ma dzisiaj łatwo, też mam żylaki, córka z białkową skazą, z żoną mi się nie układa i do kogo ja iść mam, do kogo się skarżyć? Sam swojego losu każdy jest panem. Niech pani wstaje, następna pani, następna pani”. Itak piętnasta, szesnasta dwudziesta czwarta, zwątpienie narasta, siedział dzień cały i żadnej nie znalazł, tylko nadwerężył sobie układ centralny doła złapał, cztery wypił kawy o czym wiadomo, że lekarz mu zakazał, jedzie do domu, otwiera zamek, a tam Sandra aerobik uprawia przy Nie myśl nic kochanie, włącza radio: Nie myśl nic kochanie, w telewizji Flaky w rozmowie z Robertem Makiem, „Wprost” otwiera czy inną jakąś prasę: „Nie trzymając kału” – Flaky o zespole genialnym pisze Sawicka Maria czy Marta, zwężają się rzeczywistości ściany obniża sufit, szemrzą dywany wszystko go pogania, wreszcie zaczyna się zastanawiać, myśli, myśli, wie! Jak się nazywał ten psychiatra? Raz dwa, telefonów parę, z tą siostrzenicą się umawia w Filozoficznej Jadłodajni, wpada tam, choć nadzieję już stracił i co? I nie wierzy oczom własnym, od razu, że to ona rozpoznaje, dziewczynę widzi, myślał, że nie znajdzie jakiej albo brzydszą nawet, twarz świni a psa ciało, oczy kaprawe jakieś zaropiałe, każde z innego jakby zestawu, zębów pełne wargi, a w inną stronę uśmiecha się każdy „Patrycja Pitz” – ona się przedstawia. Na czole żyły się płożą, powiem w różnych kolorach wzorach i rozmiarach, poszukiwań ukończenia ekstaza, ze sobą przyniosła yamahę, podłączyła do kontaktu, zaprezentowała parę standardów, „Wielki talent!”, krzyczał, gdy grała, „wie]M talent”, jakby po wodzie stąpała na nią patrząc, absolutny z jego strony zachwyt, aż że to fatamorgana przez chwilę się obawia, „przepraszam cię na chwilę, nigdzie się nie ruszaj, lecę się załatwić”, spuszcza wodę by nie być słyszanym, dzwoni do firmy „udało się, kurwa, udało! Mamy ją! Mamy!”.


Następnego dnia z wizażystką spotkanie ustawił. „O kurwa”- z początku się babie wyrwało, i on pyta czy to jest profesjonalizm? Od razu jej skleszczył za to szufladą palce, żeby zrozumiała, że ma się zamknąć, profesjonalnym okiem Patrycję obejrzała: jest idealnie prawie, tylko parę pryszczy z czubkiem białym przykleić jej się zdecydowała i włosy wysmarowała olejem jakimś, no jak to zobaczył, to sam się przestraszył, bo gdzieś to się tam to wszystko w mózgu odkłada, w każdym razie dziecku nigdy by nie pozwolił na to patrzeć, sam budzi się z niedawno od swojego „Sandra! Sandra!” rozpaczliwego wrzasku, sen miał z rodzaju tych 3D prawie namacalnych, widział Patrycję jak nachyla się nad nim, wręcza mu swoją twarz straszną i mówi: „teraz to ty ją masz, Rybaczko.” O Boże, obudził trzęsąc się cały a Sandra uspokoić go jakoś zamiast, trzasnęła go w twarz dłonią otwartą: „odwal się ode mnie palancie nienormalny swoją połowę łóżka masz tam, to się na moją nie ładuj”, i tak dalej, uspokoić go jakoś zamiast, „tu jest linia podziału” – powiedziała, ręką swoją połowę materaca odgradzając i większość kołdry dla siebie zabrała. I z powrotem poszła spać, a on jeszcze długo nie mógł zasnąć, lęków taki ogarnął go atak różnorakich, może miało to zresztą także zaczepienie w wydarzeniach innego rodzaju, kiedy sprawcy nieznani w zeszłym miesiącu pomalowali go na czarno olejną farbą, o czym już było tu wspominane, jak więc miał nie bać się, jak miał żyć normalnie? Wracał akurat z pracy dzień jak co dzień, z samochodu wysiada, idąc w kierunku bramy i łubudu nagle! Do dzisiaj jak sobie to przypomni, to robi sie blady szok, skandal, koniec świata, tu przed chwilą szedł jeszcze, teraz nogami w powietrzu macha, przed chwilą widział światło, teraz widzi to czarno, było ich dwóch albo trzech, nie widział ich twarzy od tyłu go zaszli, jedno jest pewne – był to ktoś z branży podejrzewa menedżera Flaków, chociaż według jego prokuratora, którego z miejsca powiadomił o sprawie, poszlak nie ma żadnych, po prostu żadnych, jakby nic nigdy się nie stało. „W sądzie” – wrzeszczał – „się spotkamy…”, ale jak z człowiekiem z nim pogadać zamiast, pomalowali go na czarno, na papie wciąż ma smugi jeszcze farby których doczyścić sie nie dało, a próbował wodą utlenioną, próbował denaturatem, może zresztą byli to prawicowcy jacyś, chcący załatwić go za wylansowanie pedała, a może Sandra ich na niego nasłała, sprawa jest ciągle badana, w każdym razie nie wie, co dokładnie się działo, ze strachu przytomność stracił i obudził się w szpitalu już pomalowany ekstremalna sytuacja, po której doznaniu jak ma być normalny? Wszystko zrozumiał leżąc na tym oddziale, wszystkie świata zasady wszystko go swędzi, drapie, „Głos Szpitala” czasopismem sobie twarz ochładza, chociaż nie wiadomo, kto to macał, strony przewracał palcem, co wcześniej sie po raku drapał. Fiuta się tu boi wyjąć do sikania, żeby mu coś nie usiadło, jedyne co go psychicznie ratowało, to wstępne zarzutów formułowanie oczami wyobraźni, które padną, bo że szpitalowi założy w sądzie sprawę to już wtedy wątpliwości nie ulegało:

A – zabranie majtek w celu godności odebrania, skandaliczne uwagi na temat pacjenta genitaliów przez niego niezawinionej barwy, Be – z pacjenta szpitala przez sanitariuszy się śmianie oraz w celu uniemożliwienia mu sprzeciwu wyrażania, położenie mu na jamie brzusznej statywu na pochłaniacza łamane. Ce – innych pacjentów o jego rzekomym bogactwie informowanie, w celu podburzenia ich i sprowokowania, De – trwałego szoku psychicznego u pacjenta spowodowanie, bezsenności, przyczynienie się do z żoną współżycia rozkładu oraz konieczności kosztownej u psychiatry terapii.


Po oczyszczeniu bylejakim położyli go na obserwację w wieloosobowej sali. Ze względu na niedającej doczyścić się farby liszaje czarne, schorzenie o powadze, nie ukrywajmy dość umiarkowanej, poza tym bogaty od początku plasował się nisko w szpitalnej hierarchii, od początku pomiatany przez pacjentów kalekich, z rakiem, rannych lub martwych, którzy trzęśli oddziałem, tworząc swoistą mafię i pokątnie handlując serkami i ciastkami, których samodzielne spożywanie było niemożliwe już dla nich, ze względu na brak odpowiednich tkanek, ale gdy próbował coś od nich odkupić za Seico oryginalny zegarek, to go wyśmiali. Chcieli go sobie ustawić, a sanitariusze, których próbował zainteresować tą sprawą, nie reagowali, tylko szydzili z jego pomalowania, jeśli można śmiechem nazwać te pełne rozpaczy skargi zwierząt gospodarskich nożem do smarowania zażynanych. Dzwoni do Sandry: „przyjedź po mnie, błagam”. „Spadaj psycholu, przestań nosić papę, to przyjadę” – słyszy i odkładanej dźwięk słuchawki, patowa sytuacja, wyjść się obawia, żeby nie spotkać nikogo, nie zostać rozpoznanym, „Murzyn, Murzyn”- słyszał wciąż szepty złośliwe z sali, jak sobie wody z kranu pół butelki nalał, bo pić mu się chciało, miał połowę, a jak się tylko obrócił, to już ma butelkę całą, jakieś czary mary patrzy – a do środka naszczane. Wciąż aluzje o kakałku słyszy jakieś od handikapów w trzech czwartych zbiodegradowanych, co im trzeba trzymać siusiaka do sikania. On jeszcze milczał, nazwiska tylko sprawdzał na chorób karcie, zapamiętać się starał, kogo o co będzie skarżył, ale już na wytrzymałości był skraju. Przynieśli śniadanie, lecznicza dieta dla pomalowanego na czarno człowieka, chleba trzy na trzy centymetry kawałek, dwadzieścia mililitrów herbaty i łyżka smalcu, on jest wegetarianem, ale zjadł, zjadł tylko po to, bo by mu zabrali inaczej. I może do obchodu jakoś by zleciało, lecz wtedy ta z telewizją wynikła sprawa, bo na oddziale przez cały ranek przeprowadzali jego współpacjenci składkę, by wykupić za sześć złotych bez przerw oglądania godzin piętnaście, no i zebrali, siedzą, patrzą, „Wiadomości” jakieś czy poranne „Fakta”, i wiem on widzi raptem twarz swoją własną, z ręki ujęcia, jak go niosą pomalowanego do ambulansu: „głośny menedżer, promotor, specjalista spraw medialnych przez bandytów nieznanych dzisiejszej nocy pomalowany” i tak dalej. Wypowiadają się znawcy nie ma sprawców „Samo pomalowanie rozważane przez policjantów jest tropem niejasnym. W Szpitalu Praskim przebywa pomalowania ofiara, ale jak twierdzi rzecznik prasowy szpitala wyjątkowo trudna do zdarcia okazała się podwójna olejnej farby warstwa, którą pokryte było około osiemdziesiąt procent ciała. Pytanie, które dziś policja stawia, komu zależało, by pomalować Szymona Rybaczka, menadżera i medialnego potentata? Z miasta Warszawy dla Wiadomości Hanna Markowska-Ciałamas.”, Małacias czy inna szmata, to już nieważne, panowanie nad sobą stracił w razie każdym i chociaż wiedział, że jako buddysta powinien wewnętrzną zachować równowagę, wyłączył im, to prawda, wyłączył im ten system telewizji szpitalnej. Jeszcze przed chwilą na sali głośno było i gwarno, materiał o nim oglądając krzyczeli się i śmiali, ha ha ha, ktoś krzyknął „a to nasz tu Murzynek jest Mambo”, na niego pokazując palcem, a teraz raptem, widząc ekran wygasły jak makiem jest zasiał, wszyscy co oglądali teraz się patrzą na niego totalnie oniemiali, jakby ktoś im ukradł własne jajka z gaci, rozbój w dzień biały nie mogą zrozumieć co się stało, już usta otwierają, podwijają rękawy już wrzeszczeć chcą, górę zdejmować od pidżamy tyle sekund telewizji zmarnowanych! Ale nie to nawet, tylko że jeden taki facet z obwisłym pidżamy zadem, co trzy złote całe dał na składkę, nie może znieść tej marnacji i zaczyna się stawiać: „te, pomalowany za każdą minutę nieobejrzaną groszy pięćdziesiąt mi zwracasz”. Pięćdziesiąt groszy? Za minutę? Chyba go pojebało i wtedy coś się w Szymonie złamało, napad odczuł bezsilności i żalu, i ryknął nagle przez łzy prawie, udręczony tą sytuacją, tym go poniewieraniem: „a ty masz kurwa raka stary ty swoim rakiem się zajmij”.


No tak powiedział tylko, był zdenerwowany a facet się popłakał, choć przecież nie chciał go zranić, chciał tylko, żeby się zamknął, na Boga, przecież nie można tak wszystkiego znowu traktować poważnie, jesteś dorosły mój panie, więc się zachowuj dojrzale, to były tylko żarty ale widzi jaka jest sytuacja, że jak tu choć krótki czas jeszcze będzie bawił, to źle się to skończy dla integralności powłok jego ciała, więc nie patrząc już na nic, wkłada to ubranie, wkłada papę, a wszystko od farby tak sztywne i twarde, jakby człowieka innego na siebie zakładał i wychodzi cichaczem, modląc się, aby nikt go nie zobaczył, spod szpitala zaraz planując wziąć jakąś taksę, schodzi schodami, i jeszcze jakiś dogania go zdeformowany facet: „przepraszam, czy to pan był ten pomalowany na czarno? Mogę prosić autograf Dla Agaty? Dzięki bardzo”. On drzwiami trzasnął i po wyjściu zaraz do kiosku zaszedł, by ciemne kupić sobie okulary plastikowe cacko Dolce and Rabanna z nieprzezroczystymi szkłami, z łańcuszkiem pozłacanym i po bokach w roślin kształcie złoceniami, ale gdy tylko oderwać łańcuszek po chwili szarpania mu się udaje, by zmniejszyć choć o jednostkę jedną kompromitacji doznanej skałę, gdy tylko je zakłada w celu nie bycia rozpoznanym, bo jednak że cały jest tym gównem czarnym wymazany zdaje sobie sprawę, i gdy za taksówką już jakąś zaczyna patrzeć, ktoś go chwyta za ramię i mówi: „siema stary!”


Pierwsza jego myśl, kiedy Retra zobaczył, to że to on, że to Retro Stachu właśnie napuścił na niego tych drabów, że to on ich podnajął, aby zemścić się za zniewagi, dość liczne Szymon przyznaje, w firmie „Life and die” doznane, ale doznane bądźmy szczerze tylko z głupoty własnej, i teraz tu niego się przyczaił, żeby korzystając z niekorzystnej pryncypała estetycznej sytuacji, za homoseksualizm niechciany zaznać satysfakcji, ale potem sprawę wybadał i to nie Stachu zlecił to pomalowanie, z dość pewnych źródeł dowiedział się, że inaczej trochę sprawa wyglądała, nie wie dokładnie co tam się stało, ale w jakichś okolicznościach niejasnych w sylwestra Retro całe AGD i RTV utracił, było chyba o tym w zeszłym rozdziale, ale potem telewizor i pralkę podobno odzyskać mu się udało, na garaże pobliskie się któregoś dnia udawszy do jakiejś przybudówkoszklarni tam, gdzie on mieszka na Pradze, Retro odkupił je jakoby za dwie paczki od dwóch kolesi pijanych, choć już po transakcji się okazało, że i odbiornik i pralka są olejno przemalowane na jakiś kolor pośredni pomiędzy wszystkimi kolorami, no ale nieważne, od tego czasu podobno siedzi cały czas na chacie, oglądając wszystko co popadnie i piorąc od czasu do czasu, bo po prostu nie ma innych zajęć ani przyjaciół, i zapewne dzisiaj właśnie piorąc tak i oglądając na „Wiadomości” trafił, gdzie o Szymonie zobaczył informację i jego pobycie w Szpitalu Praskim, w razie każdym nie on może zlecił to pomalowanie, ale sterczy już tu pewnie od chwil paru za kioskiem się czając i to nie w pocieszenia zamiarach, bo jakąś taką świat rządzi się zasadą, że nie lubi się osoby która przyłapała cię na sraniu, więc Stachu przez na plecach ubranie wymacuje mu malę i strzela mu z mali jakby dziewczynę z największymi w Masie cycami złapał za stanik, „co tu porabiasz” – pyta – „brachu?”, a potem zdziwienie Szymona brudnym ubraniem udaje, „o Boże, Szymek, co ci się stało? Ktoś cię pomalował na czarno, ha ha?” i dodaje „fajne okulary o stary daj popatrzeć. O, nic nie widać przez nie prawie. Ale wyglądasz w nich świetnie naprawdę, dedektywem byłbyś jakbyś”

I jeszcze on Szymon do domu wraca, taksówkarzowi za kurs zegarek Seico ten oryginalny oddawszy niezła za kilometr stawka, ale co się dzieje dalej, drzwi otwiera frontalne, widzi Sandrę i jak nigdy chce mu się normalnie płakać. „Cześć Sandra” – mówi słabo, głos mu się łamie, pilnować się musi, żeby szlochać nie zacząć – „jak tam? Jak mała? No co spadaj, co spadaj, sama spadaj, ja tu przychodzę a ty jak ty się do mnie zwracasz, nie wiem czy widzisz ale ja kupiłem ci takie okulary może ci się spodobają, czarne do chodzenia takie, nic przez nie nie zobaczysz, no sprawdź jak fajnie. No chociaż tu kurwa zechciej popatrzeć, co a nie dotykaj mnie”, kurwa, jaki nienormalny ja byłem w szpitalu, ja cię kochałem, a ty tak mnie.”


Jezus Maria, nie może o tym myśleć, bo rozkleja się całkiem, wszędzie zdrajcy zdrajcy i zdrajcy zdrajców, wszędzie podsłuchy oczy wbudowane w ściany pomyślisz coś zbyt głośno, następnego dnia usłyszysz to w radiu, ale nie po to teraz przyjechał do pracy żeby doła łapać, w sądzie sprawy pozakładane, jeszcze wszystko się wyjaśni, ha ha – tu się zaśmiał, a raczej powiedział: ha ha, dla animuszu sobie dodania, o co chodziło? Aha, w Patrycji sprawie jest i imidż opracowany są aranże, jedyna kwestia która pozostaje otwarta jest kwestią tekstów napisania i po to właśnie dziś tu się zjawił tak rano, bo wbrew pozorom nie jest to takie łatwe, sam mógłby jedną ręką to machnąć jadąc autem, ale plan ma taki, że to musi napisać jakieś nazwisko znane, żeby konkurencję do tylnego rzędu odesłać jeszcze bardziej, jeszcze dalej, pod samą ścianę, zaciska dłoń na krzesła oparciu, drugą w blat uderza z emfazą, „Woźniak”- woła Woźniaka, ale nikt się nie zjawia, „Woźniak” jeszcze głośniej woła i „Woźniak” w drzwiach z zadyszką staje, „kogoś do tekstów chcę mieć napisania, nazwisko znane, niekoniecznie wielki jakiś talent, ja tu listę taką przygotowałem do poruszenia w utworze tematów, wystarczy żeby ułożyć to w zdania z rymami i refrenami, bo właśnie tak pomyślałem, że Pitz hip hopu gwiazdą zostanie, bo tylko to jest teraz popularne, wszyscy na tym teraz jadą, a bity może sobie robić na swojej yamasze fristajlując w tym samym czasie, żeby na DJ-a żadnego nie tracić kasy słabe? Nie musi tego napisać nawet, ja mogę sam to mu napisać bez żenady tylko o nazwisko w sumie chodzi znane, atrakcyjnie medialne, którym to wszystko byłoby podpisane”.


I siedzą tak w trzewi firmy „Life and die” otchłaniach, Szymon Rybaczko, który mówi i Woźniak, który się z tym co mówi Szymon zgadza, telefonu szukają do jakiejś osoby znanej, ale też umiarkowanie, aby wszystko niszowości miało znamię, w alternatywnych klimatach było utrzymane, względem kultury oficjalnej marginalne, aby trafić również do tych wszystkich punków i wegetarian różnych zbuntowanych, do różnych tych lasek zjełczałych z pociągu do Żarów, z tira pełnego rajstop do Amsterdamu, co na podkład nie mają, one z Pitz na pewno będą się identyfikowały mediów kontestacja, cosmoświnie do gazem depilacji, jeszcze tylko nazwisko odpowiednie znaleźć, które by to wszystko firmowało, hej zaraz, a ta Masłowska jakaś, kiedyś była znana, a teraz o sławie przebrzmiałej, która właśnie ze względu na to może okazać się tania, poza tym autentyczna taka, w bloku mieszkała, zna realia społeczne i socjalne, o, już ją mają, halo?


Hej ludzie, odłóżcie te noże, ona nie napisała już nigdy żadnej książki, żadnej książki, to był film, co od samego początku się kończył, hej ludzie, wypuście z ręki stolec, ona siedzi w domu, paski z ćwiekami dawne przymierza swoje, kiedy jeszcze była zdolna i młoda, z gwiazdami serialów chodziła na kosztownych alkoholi i koniaków degustacje i promocje serków topionych, serów pleśniowych, ciastek, czekólad i włosów łonowych, a teraz w domu, bez braw, bez oklasków, bez znajomych, wiem telefon dzwoni, kto może to być, może to oni, może to biblioteka uzdrowiskowa w Zdroju Kudowie przyznała jej doroczną nagrodę za ciekawy styl i osobowość, biegnie, o szlafroka potyka się poły czasopisma „Twój Pies” dziennikarka to może, chce, aby opowiedziała o psie swoim, którego nie posiada i sfotografować się z nim dała, a co jej szkodzi, więc słuchawkę podnosi, mówi: „halo, ja w to wchodzę”.


„Dzień dobry czy z Masłowską Dorotą rozmawiam?” „Tak, słucham bardzo”. Z tej strony na pewno o mnie pani słyszała, Szymon Rybaczko, specjalista mediów i spraw medialnych, z pewną propozycją taką, ja żadnych książek pani powiem szczerze nie czytałem, może do Przekroju felietonów parę, to było świetne naprawdę, mocne, szczere, pełne wewnętrznej prawdy literatura wspaniała, Dostojewski, Beckett, Musil czy choćby Roman Bratny my właśnie takiego czegoś do naszego projektu szukamy bo nam zależy na autentyźmie, zależy nam na czasu prawdzie, właściwie to nic pisać nawet by pani specjalnie nie musiała, ale żeby była to właśnie pani ważne, szkielet tekstu jest gotowy prawie, najwyżej rymy pani dopisze jakieś, bo to hip hop jest taki, ja wszystko wytłumaczę, fabularnie jest sytuacja, że brzydka dziewczyna, rozumie pani, przez wszystkich pomiatana, dzieciaki na podwórku w nią skórami od makreli rzucają, w tle Polska Ce, trudne realia, kapitalizm, konsumpcja w różnych auczanach, ogólna rzeczywistości przepychanka, no na pewno wie pani, jak to tam lirycznie przedstawić, trochę przekleństw, bo to ma być manifest prawdy ale nie za bardzo wulgarne, żeby słuchacza też nie odstraszyć i żeby papierosów nikt w fabule nie palił, bo to nie przejdzie inaczej, to co, myślę że pani się zgadza? Ja pani z góry mówię, że pani to bardzo się opłaca, to dla pani wielka szansa, tamta książka była zdaje się popularna, ale bądźmy realni, teraz już pani nie jest ani sławna, propozycji żadnych, bo drugiej to już chyba pani nie napisała? No właśnie, no to to jest dla pani wielka możliwość, wielka szansa takiego tekstu dla nas nawet nie napisania, tylko żeby to była właśnie pani. Pani symbolizuje autentyzm, w bloku mieszkanie, no to właśnie taka osoba do hip hopu tworzenia świetnie się nadaje, a proszę powiedzieć sama, pani też chyba wcale nie jest taka znowu ładna, pewnie też pani w tej kwestii nie było w życiu łatwo, no właśnie, więc trochę tu też może pani wykorzystać autobiografizm, zamieścić parę przemyśleń własnych. A jeszcze potem wszystko pani wyjaśnię, bo ta brzydka dziewczyna właśnie, jest romans taki, ona i jeden facet właśnie, zna pani Stanisław Retro takiego piosenkarza? No właśnie, no to powiem pani tak out of record nieoficjalnie, że bardzo nam jego sprzedajność spadla ostatnio, no jest sobie pani w stanie wyobrazić, bo to chyba tak samo jak z panią, ktoś jest gwiazdą, gwiazdą, a potem któregoś dnia się budzi i już nie jest ani sławny ani żadny zna to na pewno pani z własnych doświadczeń, siedzi pani też pewnie teraz na chacie, no po prostu takie są realia medialne, no i właśnie, więc pomóc koledze co prawda z innej branży ale zawsze, no myślę że to nawet taki nasz obowiązek moralny żeby uratować chłopaka, bo w końcu się pochlasta, więc żeby ta Patrycja, bo Patrycja nazywa się ta hip hopu, którą promujemy gwiazda, śpiewała o z tym Stachem romansie, rozumie pani, metatekstualność, dwie pieczenie nad jednym gazem, a to pani na pewno się opłaca w pani sytuacji no naprawdę, i jeszcze taki aneks mały że on ten Stachu jest homoseksualny to bardzo ważne, więc to też trzeba tam uwzględnić fabularnie, że tu romans z babą, a on właściwie kompletnie niezainteresowany no na pewno pani da radę i też będzie z tego pewna kasa, no to co, myślę, że się pani zgadza.

„Ja nie wiem sama” – ona się jeszcze chwilę zastanawia. „A więc targować się chce pani? Wszystko da się ustalić, ja powiem szczerze: pani zapłacić trzysta złotych planowałem i ja powiem pani: to naprawdę nie jest mało, ale w takiej sytuacji, ponieważ właśnie na pani zależy nam bardzo, niech stracę: jestem w stanie jeszcze dwieście złotych dopłacić, więc myślę, że jesteśmy dogadani, musimy zresztą jeszcze różne kwestie ustalić, a co, nie może pani dziecka samego zostawić? Sam mam dziecko i rozumiem doskonale, niby mógłby się mały sam bawić, ale strach zostawić, no to ja do pani przecież przyjadę, niech stracę, Północ Praga? Ach już wiem, te za mostem takie slumsy to wy tam mieszkacie? No pewnie, manowce losu takie, gwiazdą jest się najpierw, a potem ląduje się na Pradze, ja to rozumiem doskonale. Jedenaście przez dwanaście, na pewno będę w takim razie, to na razie. Cieszę się, że tak się rozumiemy z panią, proszę pani.”


Hej ludzie, są jakieś kłopoty ona coś tam pisze znowu podobno, o Boże, trzeba temu zapobiec, my nie chcemy nie pozwolimy nie damy się nabrać znowu, to nie może, niech karierę robi Lem, niech Miłosz robi, niech Gombrowicz, inni z miast wojewódzkich autorzy zdolni, dużo bardziej utalentowani literaci młodzi z „kundle” blogu, ale nie ona, jak tu do Europy z nią to możemy przyłączyć się do Rosji, zaorać się pod kartofle i pokrzyw hodowlę, no dlaczego nikt nic nie powie, panowie, tego dobrego koniec, hej ludzie, no przecież stać tak nie można, gówno w łapę i celować, celować, nie oszczędzać, na później nie chować, nie żałować, jak się skończy nie szkodzi, nie będzie to, będzie nowe, raz dwa trzy pięć osiem, co ona w ogóle wie o hip hopie, nie rozśmieszać mnie proszę, najpierw dresiarę udawała, jak dresy były modne, teraz pod hip hop próbuje się podpiąć, cierpliwości koniec, trzeba coś z tym zrobić, do startu start gotowi, skupić się teraz proszę, czy wszyscy gotowi i nie żałować, nie żałować, skończy się to, będzie nowe. Ognia, panowie!

Загрузка...