Część I

MAGUIRFS FORD

Wiosna, 1630 rok

Nie alkohol jest przekleństwem Irlandczyków,

tylko religia.

– Kathleen Kennedy, markiza Hartford


ROZDZIAŁ 1

Lady Fortune Lindley, otulona szarą peleryną z miękkiej wełny, z natężeniem wpatrywała się w zielone irlandzkie wzgórza, które powoli wyłaniały się przed jej oczami. Majowy wiatr, nadal jeszcze ostry, poruszał futrzane obszycie kaptura, łaskocząc ją w twarz. Oparta o reling statku obserwowała poranne mgły, które niczym blade, srebrzyste wstążki rozwiewały się, odsłaniając połacie niebieskobiałego nieba. Zastanawiała się, jaka naprawdę okaże się Irlandia i czy w końcu odnajdzie tu miłość. Czy miłość jest jej w ogóle pisana?

Zacisnęła obciągnięte rękawiczką palce na poręczy. Co też się jej roiło? Miłość? Takie rzeczy były dla jej matki i dla jej siostry Indii. Fortune Mary Lindley była jedyną praktyczną osobą w rodzinie. Koleje losu jej matki wydawały się jednocześnie fascynujące i odpychające. Zamordowano jej dwóch mężów, w tym ojca Fortune. Jej brat przyrodni, Charlie, był nieślubnym dzieckiem o królewskim pochodzeniu, gdyż matka i książę Henry byli kochankami. Niestety, nigdy nie mogli się pobrać, gdyż angielska rodzina królewska uważała matkę Fortune za pochodzącą z nieprawego łoża. Jednak w Indiach uznawana była za księżniczkę z królewskiego rodu. Wszystko to za sprawą babki, która została porwana, umieszczona w królewskim haremie i urodziła dziecko hinduskiemu władcy, zanim została odnaleziona przez swą angielską rodzinę i odesłana z powrotem do Szkocji, do męża.

Natomiast jej starsza siostra India, która próbowała uciec statkiem z pewnym młodzieńcem, została schwytana przez piratów i także znalazła się w haremie. Ocalona wróciła do domu w ciąży ze swoim barbarzyńskim panem. Ich ojczym wściekł się i wysłał Indię do swej myśliwskiej siedziby w górach, aby tam powiła dziecko. Fortune udała się z siostrą, żeby dotrzymywać jej towarzystwa. Tuż po porodzie dziecko zostało zabrane siostrze, a Indię wydano za mąż za angielskiego lorda. Miłość? Boże broń! Z pewnością nie miała ochoty na takie melodramaty!

Miłość była niepraktyczna. Kobiecie potrzebny był przyjemny mężczyzna, z którym mogłaby spokojnie żyć. Powinien być dość przystojny i bogaty, bo z pewnością nie zamierzała dzielić się z nim swoim majątkiem. Zachowa go dla dzieci. Będą mieli dzieci w rozsądnym czasie. Dwoje. Syna, który odziedziczy włości ojca, i córkę, której przypadnie Maguire's Ford. To było sensowne rozwiązanie. Miała nadzieję, że polubi Irlandię, ale nawet gdyby jej się to nie udało, i tak tu pozostanie. Posiadłość wielkości trzech tysięcy akrów była nie do pogardzenia i taki prezent ślubny od matki uczyni z niej kobietę nie po prostu bogatą, ale bardzo, bardzo bogatą. Zorientowała się już, że bogactwo było lepsze od ponurej biedy.

– Myślisz o Williamie Deversie? – zapytała matka, stając koło Fortune, żeby popatrzeć na zbliżający się ląd.

– Stale zapominam, jak on się nazywa – odparła. – William nie jest dla mnie swojsko brzmiącym imieniem, mamo.

– Masz przecież kuzyna Williama – odpowiedziała Jasmine. – To najmłodszy syn mojej ciotki Willow. To kuzyn, który przyjął święcenia kapłańskie w kościele anglikańskim. Nie wydaje mi się, żebyś go kiedykolwiek spotkała, skarbie. O ile dobrze pamiętam, był z niego miły młody człowiek. Trochę młodszy ode mnie. Jeśli nie spodoba ci się ten młodzieniec, nie musisz wychodzić za niego za mąż, kochanie – oświadczyła córce chyba już po raz dwudziesty.

Boże! Nie chciała, żeby młodsza córka Rowana była nieszczęśliwa. Wystarczyło to, co się stało z Indią.

– Jeśli nieźle się prezentuje i jest miły, z pewnością będzie mi odpowiadał, mamo – odparła Fortune. – Nie mam awanturniczej duszy jak ty i India, czy reszta kobiet w naszej rodzinie. Pragnę spokojnego, uporządkowanego życia. Księżna Glenkirk roześmiała się głośno.

– Nie wydaje mi się, żeby kobiety w naszej rodzinie celowo szukały dzikich przygód. Po prostu coś im się przydarza.

– Przydarza się, bo jesteście impulsywne i lekkomyślne – z dezaprobatą stwierdziła Fortune.

– Ha! – parsknęła śmiechem matka. – A ty nie jesteś impulsywna, moja mała łowczyni? Wiele razy widziałam, jak przeskakiwałaś na swoim koniu przez przepaści, doprowadzając nas do rozpaczy.

– Jeśli jeleń potrafi przeskoczyć rozpadlinę, to koń leż – odpowiedziała dziewczyna. – Nie, mamo. Ty i inni szukaliście egzotycznych miejsc i wrażeń, związałaś się z potężnymi tego świata. Było nieuniknione, że wplączesz się w ryzykowne przygody. Ja jesieni zupełnie inna. Podczas naszego pobytu we Francji z radością pozostawałam w domu, na łonie rodziny. Nie lubię dworu, tak jak tata. Zbyt wielu młodych ludzi, którzy myją się nieregularnie, są zakłamani i tylko szukają najświeższych plotek, a gdy ich nie ma, sami je tworzą. Nie, merci.

– Nawet w prostych, wiejskich posiadłościach znajdują się złe języki, gotowe plotkować, Fortune. Może żyłaś zanadto osłonięta przed światem przez naszą rodzinę, ale bądź czujna, skarbie. Zawsze kieruj się instynktem, nawet jeśli kłóciłby się z twoją praktyczną naturą. Instynkt nigdy cię nie zawiedzie – poradziła matka.

– Zawsze kierowałaś się instynktem, mamo?

– Owszem, prawie zawsze. Tylko wtedy, gdy go nie słuchałam, popadałam w tarapaty – odpowiedziała z uśmiechem Jasmine.

– Tak jak wówczas, gdy zabrałaś nas wszystkich do Belle Fleurs, gdy stary król Jakub rozkazał ci poślubić tatę?

Księżna roześmiała się ponownie.

– Tak – przyznała – ale nigdy nie mów Jemmiemu, że to powiedziałam, skarbie. To będzie nasz sekret. O, spójrz! Wpływamy do zatoki Dundalk. Irlandczycy zwą ją Dundeal. Wkrótce dobijemy do brzegu. Ciekawe, czy powita nas Rory Maguire, tak jak to zrobił wiele lat temu, gdy z twoim ojcem pierwszy raz zawitałam do Irlandii, żeby obejrzeć nasze nowe włości. Ten nędzny podlec, który potem zabił Rowana, przywiózł go ze sobą jako woźnicę. Twój ojciec szybko się zorientował, że Erne Rock przez wieki należało do rodziny Rory'ego Maguire'a. Wyjechali stąd razem ze swoim przywódcą, Conorem Maguirem. Rory nie chciał jednak opuszczać swojej ziemi i swoich poddanych. Uczyniliśmy go zarządcą majątku i do dziś wiernie mi służy.

– Czy powinien tu zostać, mamo? – zapytała Fortune.

– Oczywiście. Posłuchaj mnie, Fortune. Maguire's Ford przypadnie ci w dniu twojego ślubu. Będzie należał tylko do ciebie, nie do twojego męża. Już o tym rozmawiałyśmy, ale muszę ci to jeszcze raz wyjaśnić. Kobieta, która nie posiada własnego majątku, skazana jest na życie niewolnicy. Pragniesz prostego i spokojnego życia, skarbie, lecz go nie zaznasz, jeśli nie będziesz panią samej siebie. W Ulsterze protestanci i katolicy w najlepszym razie nie wchodzą sobie w drogę, ale każdy malkontent łatwo może wywołać kłopoty. Dlatego właśnie odcięliśmy Maguire's Ford od otaczających go posiadłości. Teraz w naszej wiosce mieszkają i katolicy, i protestanci. Chodzą do swoich kościołów, ale pracują wspólnie. W pokoju. Chcę, żeby tak zostało, i ty chyba też. Rory Maguire robił to wszystko dla mnie przez dwadzieścia lat. Razem z moim kuzynem, ojcem Butlerem, i protestanckim pastorem, wielebnym Steenem, stał aa straży spokoju. Teraz będziesz odpowiedzialna za utrzymanie tego spokoju. Twój mąż nie będzie miał nic do powiedzenia w sprawach Maguire's Ford, a ty nie powinnaś poddawać się jego wpływom, zęby poczynić tu jakieś zmiany. Mieszkańcy Maguire Ford żyją razem z sobą bez kłopotów. I tak musi pozostać.

Ponad głowami obu kobiet wiatr wypełnił płótno największego żagla i wydął je ze świstem. Drobinki soli osiadły na ich ustach. Powietrze było wilgotne, przesycone zapachem morza.

– Dlaczego katolicy i protestanci walczą ze sobą, mamo? Czyż nie mamy tego samego Boga?

– To prawda, córeczko, mamy, ale Kościoły stały się potęgą, tak jak królowie i rządy. A potęgi i władzy nigdy za wiele. Ludzie, którzy je mają, zawsze chcą więcej. Aby mieć władzę, trzeba zawładnąć sercami i umysłami innych ludzi. Bóg jest najpotężniejszym narzędziem. Kościół używa go, aby zastraszyć ludzi. Każdy chce, żeby jego sposób oddawania czci Bogu był najlepszy, jedyny. Toteż walczą pomiędzy sobą, zabijając, w co wierzą głęboko, w imię Boga, z pełnym przekonaniem, że postępują słusznie. Dawno temu mój ojciec, a twój dziadek, wielki Mogoł Akbar, sprowadził na swój dwór przedstawicieli wszystkich religii świata. Przez lata spierali się pomiędzy sobą o naturę Boga, odpowiedni sposób czczenia go i uzasadniali, dlaczego ich sposób myślenia jest właściwy, a inni się mylą. Mój ojciec tolerował ich i wysłuchiwał z dużym zainteresowaniem, i w końcu odnalazł religię dla siebie, ale nie wymagał, by inni poszli w jego ślady. Wiara, moja droga, jest sprawą tylko pomiędzy tobą i Bogiem. Nie daj się do czegokolwiek zmusić.

– A więc ludzie używają Boga dla swoich własnych celów, mamo? – rzekła w zamyśleniu Fortune. – Mam wrażenie, że to bardzo niegodziwe.

– Owszem. Wychowałam cię tak, żebyś była tolerancyjna wobec innych ludzi i religii, skarbie. Nie pozwól nikomu się zmienić – poradziła Jasmine córce.

– Nie pozwolę – zdecydowanie odpowiedziała Fortune.

– Kiedy się zakochasz, twój ukochany może mieć na ciebie wpływ – zauważyła matka.

– W takim razie nie zakocham się nigdy – spokojnie stwierdziła Fortune. – Z moich obserwacji wynika, że dzisiejsi mężczyźni nie są podobni do mojego ojczyma. On cię szanuje i słucha twoich rad. Takiego człowieka chcę poślubić, mamo. Mam nadzieję, że William Devers okaże się właśnie taki.

– Twój ojciec szanuje mnie, bo go do tego zmusiłam. Natomiast jeśli chodzi o moje rady, to wysłuchuje ich, ale rzadko z nich korzysta. Mężczyźni są pod tym względem bardzo uparci, Fortune. Musisz nauczyć się znajdować okrężną drogę, żeby postawić na swoim – z uśmiechem powiedziała Jasmine.

– Widziałam, jak pracowałaś nad tatą – odpowiedziała Fortune, chichocząc. – Gdy byłyśmy małe, zakładałyśmy się z Indią, ile czasu zajmie ci skłonienie go, żeby postąpił zgodnie z twoją wolą.

– Doprawdy? – rzuciła cierpko Jasmine. – Która z was częściej wygrywała zakład?

– Ja – odpowiedziała Fortune z pewnym zadowoleniem. – India zawsze za bardzo się spieszyła, żeby wygrać. Tymczasem ja, podobnie jak ty, czekałam na właściwy moment. Cierpliwość może być ogromną zaletą w postępowaniu z mężczyzną.

Jasmine ponownie wybuchnęła głośnym śmiechem. Pieszczotliwie poklepała córkę po policzku.

– Nie wiedziałam, że mam takie mądre dziecko, Fortune. Obawiam się, że William Devers dostanie więcej, niż oczekuje – rzekła ze śmiechem.

– Jedyną rzeczą, której oczekuje William Devers, jest mój posag – ostro rzuciła Fortune. – Bardzo się zdziwi, kiedy się dowie, że zamierzam zatrzymać swój majątek. Może nie chcieć takiej dziewczyny za żonę, mamo.

– Wówczas okazałby się głupcem – padła odpowiedź.

– Kto byłby głupcem? – James Leslie, książę Glenkirk, podszedł do relingu, dołączając do żony i pasierbicy.

– Och, po prostu mówiłyśmy o mężczyznach – powiedziała Fortune.

– Chyba niezbyt pochlebnie, dziewczyno – odpowiedział książę. – Jesteś podniecona, moja ślicznotko? Już wkrótce, za kilka dni, poznasz młodego człowieka, który najpewniej zostanie twoim mężem.

– Zobaczymy – spokojnie rzekła Fortune.

James Leslie głęboko wciągnął powietrze. Co było nie tak z jego pasierbicami? Wychowywał je od małych dziewczynek i zwykle łatwo było nimi sterować. Dopóki nie dochodziło do kwestii małżeństwa. Nadal miał w pamięci zerwanie stosunków ze starszą, Indią, które poprawiły się dopiero niedawno. Obiecał Indii, że już nigdy nie zwątpi w żadne ze swoich dzieci. Była to obietnica, której zamierzał dotrzymać.

– Masz rację, dziewczyno. Zobaczymy. Jeśli młodzieniec okaże się okropnym ciemięgą, nie będę chciał, żeby moja córeczka poślubiła głupca czy łajdaka – oświadczył książę.

Jasmine Leslie uśmiechnęła się. Dostrzegła wyraz oczu męża i wiedziała, że jego cierpliwość została wystawiona na ciężką próbę. Jednak zareagował właściwie. Może da się nauczyć starego psa nowych sztuczek.

– Wróćmy lepiej do kabiny, skarbie – zwróciła się księżna do córki – i sprawdźmy, czy wszystko jest gotowe do dalszej części naszej podróży.

– Mamo, pozwól mi zostać i przyglądać się tej ziemi – poprosiła Fortune.

– Dobrze – powiedziała Jasmine, wzięła za rękę męża i odciągnęła go. – Ona chce być sama, Jammie.

Kiwnął głową i oboje opuścili pokład statku.

Fortune pozostała pogrążona w myślach. To było miejsce jej urodzenia, które opuściła jako kilkumiesięczne niemowlę. Irlandia nic dla niej nie znaczyła. To była nazwa. Nic więcej. Jaka była naprawdę? I jaki okaże się Maguire's Ford? Mama powiedziała, że zamek, który jej przypadnie, nie jest duży. Nazywał się Erne Rock i stał nad jeziorem. Mama mówiła, że to słodkie miejsce i że była tam szczęśliwa z Rowanem Lindley. Fortune zmarszczyła brwi. Czy może być naprawdę szczęśliwa w miejscu, gdzie brutalnie zamordowano jej ojca? Ojca, którego nigdy nie znała, bowiem zginął niedługo po tym, jak została poczęta?

Przez całe życie czuła jego brak. Jakże często, zatrzymując się u swojego starszego brata Henry'ego w Cadby, wpatrywała się w wiszący w domu portret Rowana Lindleya. Wysoki, silnie zbudowany Rowan miał mocno zarysowaną szczękę i dołeczek w brodzie. Miał brązowe włosy i złociste oczy. Nosił się z pewną arogancją, zupełnie naturalną u mężczyzny, którego rodzina władała tymi samymi ziemiami od czasów przed normańskim podbojem. Henry Lindley był zbudowany podobnie jak ojciec, a India, będąca mieszanką obojga rodziców, odziedziczyła po ojcu jego słynne oczy. Fortune uwielbiała portret Rowana Lindleya. Chłonęła go za każdym razem, gdy go widziała, jakby mogła dostać coś od swojego ojca.

Nie była podobna ani do ojca, ani do matki. Nie było w niej nic, co mogłaby przypisać ojcu. Miała zielono – niebieskie oczy swojej prababki de Marisco i, jak jej powiedziano, płomiennoczerwone włosy praprababki O'Malley. Jej babka Gordon stale powtarzała, że Fortune jest brzydkim kaczątkiem w łabędzim gnieździe, ze swoją bladą cerą i rozwichrzoną głową. Fortune uśmiechnęła się do siebie. Ciekawa była, jak wygląda William Devers i, jeśli go poślubi, jak wyglądać będą ich dzieci.

Zaczęło kropić i Fortune szczelniej otuliła się peleryną. Słyszała powiedzenie, że w Irlandii w jednej chwili pada, a w następnej już świeci słońce. Zerknęła w górę i zobaczyła chmury, szybko przesuwające się po niebie, ale gdzieniegdzie widniały łaty błękitu. Roześmiała się i doszła do wniosku, że jej się to podoba. Nagle wyjrzało słońce, sprawiając, iż poranek stał się jasny i dość ciepły. Statek płynął teraz znacznie wolniej, bowiem w miarę, jak zbliżał się do brzegu, zwijano kolejne żagle. Zazwyczaj rzucano kotwicę w zatoce, ale dzisiaj, ze względu na ogromną ilość bagażu należącego do lady Fortune Lindley, wpłynęli do portu.

Gdy żeglarze wylegli na pokład, żeby zacumować, Fortune ujrzała wysokiego dżentelmena stojącego na brzegu i obserwującego manewry. Zaciekawiło ją, kim był. Miał na sobie czarne spodnie, kamizelę bez rękawów z jeleniej skóry, z rogowymi guzikami, białą, lnianą koszulę i buty z miękkiej skóry, a włosy równie płomienne, jak jej. Fortune pomyślała, że w jego obecności sama nie będzie się tak bardzo rzucać w oczy. Dżentelmen stał w pobliżu ogromnego powozu, zaprzężonego w sześć pięknych kasztanów. Fortune z zadowoleniem spostrzegła, że zwierzęta były starannie dobrane. Ponieważ statek, którym podróżowali, oraz port należały do rodziny, wiedziała że powóz również był ich własnością.

– Ależ to Rory Maguire! Wyszedł nam na spotkanie. Cudownie! – Jasmine znów znalazła się u boku córki. Pomachała z zapałem.

– Rory! Rory Maguire!

Widział, jak podchodziła do relingu i zatrzymała się koło młodej dziewczyny. Chociaż starsza, nadal była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał w życiu. Pomachał w odpowiedzi.

W końcu statek zacumowano i spuszczono trap. Jasmine pospiesznie zeszła na ląd, a w jej ślady ruszyła rodzina i służba. W powitalnym geście wyciągnęła ręce do zarządcy majątku.

– Rory Maguire! Jakże miło z twojej strony, że wyjechałeś nam na powitanie! Przypominają mi się dawne czasy. Dawno mnie tu nie było – zakończyła z uśmiechem.

Ujął jej szczupłe dłonie i ucałował.

Cai Mille Failte, droga lady Jasmine. Witaj wraz z rodziną ponownie w Irlandii. – Puścił jej ręce z uścisku.

– To mój mąż, James Leslie, książę Glenkirk, Rory – powiedziała Jasmine, pociągając do przodu Jemmiego.

Obaj mężczyźni podali sobie ręce, uważnie mierząc się wzrokiem. Wyraźnie zadowoleni z tego, co zobaczyli, z uśmiechem wymienili powitania.

– Moja żona mówi o panu same dobre rzeczy, Maguire – rzekł książę. – Z niecierpliwością czekam, kiedy ujrzę posiadłość.

– Dziękuję, milordzie. Mam nadzieję, że będziesz zadowolony. Maguire's Ford to wspaniały majątek. – Rory zwrócił się do Jasmine: – Oczywiście wziąłem powóz, milady, i konie, gdyby ktoś wolał jechać konno. Przypominasz sobie chyba Fergusa Duffy. Przyjechał, żeby powozić karocą. O ile pamiętam, twoi służący wolą podróżować powozem.

– Fergusie Duffy, jak się miewa twoja żona Bride? – zawołała z uśmiechem Jasmine do woźnicy. – Moja córka z niecierpliwością czeka, żeby poznać swoją chrzestną matkę. – Księżna wypchnęła do przodu córkę. – Rory, to jest Fortune. Fergusie, to jest lady Fortune.

Woźnica zasalutował na powitanie. Rory Maguire ujął szczupłą dłoń Fortune, uniósł do ust i pocałował.

– Witam, lady Fortune, i mam nadzieję, że Maguire's Ford spodoba ci się na tyle, żebyś chciała tu pozostać.

Fortune spojrzała prosto w niebieskie, oceniające ją oczy. Nagle poczuła, że go poznaje, chociaż widziała tego człowieka po raz ostatni, gdy była maleńkim dzieckiem.

– Dziękuję, panie – odpowiedziała, zdumiona dziwnym uczuciem, jakie nagle ją ogarnęło.

Mam ze sobą śliczną czarną klaczkę, może ci się spodoba – Rory odezwał się do Fortune, puszczając jej rękę.

– Wolałabym tego pstrego, gniadego wałacha – wskazała palcem Fortune, otrząsając się z wcześniejszych emocji.

– Bywa nieobliczalny – ostrzegł zarządca.

– Ja też – odparła Fortune z przekornym uśmiechem.

Rory Maguire roześmiał się głośno.

– Sądzisz, że dasz sobie z nim radę, milady? Nie chciałbym, żeby cię zrzucił.

To by było kiepskie powitanie.

– Nie ma konia, którego bym nie poskromiła – pochwaliła się Fortune.

Maguire zerknął na księcia i księżną, a kiedy James Leslie skinął głową, Irlandczyk powiedział:

– Nazywa się Piorun, milady. Pozwól, pomogę ci go dosiąść.

– A mój bagaż? – zapytała Fortune.

– Będziemy potrzebowali paru wozów – rzekła Jasmine. – Fortune zabrała ze sobą wszystkie swoje rzeczy, bo ma nadzieję, że pozostanie w Irlandii.

– Możemy wynająć wozy w miasteczku – rzeki Rory. – Nie byłem pewny, czy panienka zamierza zostać, czy też nie.

– Czy William Devers jest kiepskim wyborem? – bezceremonialnie spytała Fortune.

Rory zachichotał.

– Nie, milady. W okolicy uchodzi za świetną partię. Jest wysoki i przystojny, a w Lisnaskea znajduje się posiadłość, która pewnego dnia będzie należała do niego. Nie taka duża jak Maguire's Ford, ale całkiem przyzwoita. Sądzę, że w dniu, w którym wybierze sobie żonę i poślubi ją, wiele dziewcząt będzie rozczarowanych.

Fortune zamilkła. A więc William Devers podobał się paniom. Pewnie miał przewrócone w głowie. Podeszła do konia, który niecierpliwie grzebał nogą. Wzięła zwierzę za uzdę i zajrzała mu prosto w oczy, drugą ręką gładząc go po aksamitnych chrapach.

– No cóż, przyjacielu, jesteś bardzo urodziwy. Wierzę, że będzie nam ze sobą dobrze. Jesteś gotów do długiej drogi? Ja jestem, ale musisz się dobrze zachowywać, dopóki nie wyjedziemy na szeroką drogę za miastem. Tam już oboje możemy ścigać się z wiatrem!

Rory Maguire obserwował dziewczynę, łagodnie przemawiającą do konia. Gdy spojrzał na nią po raz pierwszy, ogarnęło go dziwne uczucie. Miał wrażenie, że ją zna, a przecież było to niemożliwe. Podoba! mu się jej sposób traktowania zwierzęcia. Splótł dłonie i pomógł jej dosiąść Pioruna. Dopiero gdy uniósł ją do góry, zorientował się, że koń nie ma damskiego siodła. Lecz dziewczyna dosiadła rumaka okrakiem, najwyraźniej przyzwyczajona do jeżdżenia w ten sposób. Odwiązał zwierzę od pala. Piorun zatańczył pod ciężarem na swoim grzbiecie. Szarpnął głową, żeby sprawdzić odwagę młodej amazonki, ale dziewczyna trzymała go mocno, z widoczną swobodą dzierżąc lejce i ściskając konia kolanami.

– Spokojnie, przyjacielu – uspokajała wierzchowca, strzygącego uszami i słuchającego miękkiego głosu, który, jeszcze chwilę wcześniej obcy, teraz stał się znajomy.

Rory Maguire uśmiechnął się i z zadowoleniem skinął głową. Dziewczyna była urodzoną amazonką. Odwrócił się i ujrzał pudła i skrzynie wyładowywane ze statku.

– Matko Najświętsza – mruknął pod nosem. – Nigdy jeszcze nie widziałem tyle dobytku.

Książę wybuchnął śmiechem. Zareagował dokładnie tak samo, gdy po raz pierwszy ujrzał cały bagaż Fortune.

– Kazałem kapitanowi posłać kogoś do miasta po wozy do transportu rzeczy mojej córki. Nie musimy czekać. Czy masz konie dla mnie i mojej żony?

– Tak, milordzie. Milady może pojechać na czarnej klaczy. To ta sama klacz, na której jechałaś do Maguire Ford poprzednim razem – przypomniał z uśmiechem Jasmine, która kiwnęła głową. – Dla ciebie zaś mam świetnego ogiera, milordzie. Jest świeżo ułożony. Nie potrafiłem się przemóc, żeby go wytrzebić, więc muszę go trzymać z dala od reszty stada. Pewnie sprzedamy go komuś potrzebującemu ogiera rozpłodowego. Dostaniemy za niego dobrą cenę, tak jak za inne nasze konie. Potomkowie Nocnego Wiatru i Nocnej Pieśni uważani są za bardzo cenne zwierzęta. Kto będzie jechał w powozie?

– Adali i Rohana – powiedziała Jasmine.

– A więc nadal są przy twoim boku, prawda? Co się stało z drugą dziewczyną, którą miałaś, milady?

– Toramalli jest już mężatką – odpowiedziała Jasmine. – Została wraz z mężem w Glenkirk w Szkocji, aby pilnować naszych trzech synów. Patrick ma teraz czternaście lat, a jego młodsi bracia trzynaście i dziesięć. Rozważaliśmy zabranie ze sobą Adama i Duncana, ale chłopcy woleli spędzić lato bez nas.

– Zamierzacie więc w niedługim czasie wracać do domu? – zapytał Rory.

– Owszem. Williama Deversa polecił nam zarówno mój kuzyn, który jest księdzem, jak i wielebny pan Steen. Jeśli spodobają się sobie z Fortune, wesele odbędzie się przed końcem lata, Rory. A wtedy moja córka, która urodziła się w Maguire's Ford, uczyni z Irlandii swój dom. Mam nadzieję, że taka będzie przyszłość Fortune, chciałabym bowiem, żeby była szczęśliwa i znalazła miejsce dla siebie.

– Typowe życzenie każdej matki – odpowiedział Rory.

Och, jakże była piękna, pomimo swoich lat. Omal nie westchnął głośno.

– Dzień dobry, panie Maguire – rozległ się głos, wyrywając Rory'ego z marzeń.

Zaskoczony podniósł wzrok i spojrzał prosto w twarz wiernego sługi Jasmine, Adalego. Z pewną irytacją pomyślał, że ten człowiek zupełnie się nie zmienił. Jasnobrązowa twarz nadal była gładka i delikatna, a ciemne oczy patrzyły przenikliwie.

– Nie sądziłem, że cię jeszcze kiedyś zobaczę, Adali – odpowiedział.

– A tymczasem pojawiłem się, niby zły szeląg – Adali się uśmiechnął, ukazując rząd równych, białych zębów. – Wszystko gotowe do podróży?

– Tak.

– Ruszajmy więc – rzekł służący. Odwrócił się. – Wsiadaj do powozu, Rohano. Za chwilę do ciebie dołączę. – I zwrócił do księcia: – Wozy po rzeczy milady przyjadą już niedługo, milordzie. Rohana zebrała wszystko, co może być potrzebne w podróży, do powozu. Wozy będą jechać wolniej niż my. Mogą się pojawić w Erne Rock najwcześniej dzień po naszym przybyciu. Panie na pewno będą chciały przez kilka dni odpocząć, zanim zaczną się udzielać towarzysko.

– Doskonale – odpowiedział książę, dosiadając młodego ogiera.

Pogodny dotąd dzień poszarzał; zaczął siąpić deszcz.

– Mokry dzień, tak jak mój pierwszy dzień w Irlandii – zauważyła Jasmine, uśmiechając się do Rory'ego Maguire'a. – Opowiedz mi, jak się miewa mój kuzyn.

– Czuje się dobrze i jest zadowolony, niczym myszka w zimowej norce – usłyszała w odpowiedzi. – Cullen Butler to dobry człowiek, chociaż jest księdzem. Nie osądza ludzi i nie jest ograniczony, tak jak wielu innych. Często powtarza, że Rzym nie byłby nim zachwycony, ale Rzym jest daleko.

– A protestanci, którym pozwoliliśmy się tu osiedlić wraz ze swoim pastorem?

– To porządni ludzie i ciężko pracują – odpowiedział Maguire. – Samuel Steen jest ulepiony z tej samej gliny, co twój kuzyn, milady. Jest rozsądny i nie kieruje się uprzedzeniami. Chociaż inni mają kłopoty, my nie mamy żadnych problemów, ale wiemy dobrze, czemu to zawdzięczamy.

– Prośmy Boga, Rory, żeby Maguire's Ford pozostało miejscem spokojnym i przyjaznym dla uczciwych ludzi – powiedziała Jasmine.

Po kilku godzinach podróży zatrzymali się w malej gospodzie.

– To miejsce wydaje mi się znajome – stwierdziła Jasmine – ale poprzednim razem nie było tu zajazdu, tylko dom, w którym mieszkała samotna kobieta i jej biedne dzieci, Rory. Co się z nią stało?

– Nie wiesz? Twój zmarły mąż, angielski markiz, przysłał mnie tutaj jakiś miesiąc po waszym przybyciu do Maguire's Ford. Kupił od pani Tully dom, po czym zatrudnił ją, żeby prowadziła w nim szynk.

Płacił jej za pracę w gospodzie, a poza tym mogła zatrzymać ziemię i ją uprawiać. Spójrz, pani, na nazwę zajazdu. Złoty Lew. Pani Tully powiedziała, że angielski dżentelmen przypominał jej właśnie lwa. To jedyne przyzwoite miejsce na postój w drodze do Maguire's Ford. Wielu Anglikom się to nie podoba, ale nic nie mogą zrobić, bo miejsce jest własnością najprawdziwszego angielskiego markiza i jego rodziny.

– Mój syn nigdy o tym nie wspomniał.

– Pewnie nic o tym nie wie. Administrowanie gospodą przypadło mnie. Markiz uważał, że będę lepiej zarządzał tym przedsięwzięciem z Maguire's Ford, niż zrobi to ktoś na odległość.

– Mój Boże, a ja przez tyle lat nic nie wiedziałam! Rowan miał takie dobre serce. Pamiętam tę nieszczęsną kobietę z dużym brzuchem i ten tłoczący się wokół niej drobiazg. Pamiętam tamtą biedę, brudne podłogi i dwie drewniane lawy. Powiedziałeś mi wtedy, że mąż zostawił tę kobietę i wyjechał z lordami, ona zaś nie chciała opuścić rodzinnej ziemi. Spójrz, jak tu wygląda dzisiaj – podsumowała Jasmine, gdy wjechali na dziedziniec przed gospodą.

Z trudem rozpoznawała dawny dom pośród budynków należących do zabudowań zajazdu.

Domy lśniły czystością, tonąc w różach i innych kwiatach. Znajdowała się tu stajnia co najmniej na dwadzieścia parę koni, w oknach głównego budynku wstawiono szyby, a z kilku kominów na dachu ulatywał dym. Czuła woń pieczonego mięsiwa i drobiu. Z izby biesiadnej dochodził zapach dobrego piwa. Ze stajni wybiegło paru młodzieńców, żeby wziąć konie.

– Pozwól, pani – rzekł Rory Maguire i pomógł Jasmine zsiąść z konia. – Musisz odnowić znajomość z panią Tully, która teraz umie już mówić po angielsku. Szybko zorientowała się, że to niezbędne, aby przetrwać.

Książę Glenkirk czul się lekko rozdrażniony swobodą, z jaką Irlandczyk odnosił się do jego żony. Potem zaczął sobie tłumaczyć, że, w przeciwieństwie do Adalego i Rohany, Maguire był znajomym Jasmine. Znalazł się w trudnym położeniu. Jako człowiek szlachetnie urodzony nie był właściwie służącym. Ale nie posiadał już swojej ziemi, tylko zarządza! nią w imieniu angielskiej właścicielki, którą była księżna Glenkirk. James Leslie postanowił sobie, że musi lepiej poznać tego mężczyznę. Sprawiał wrażenie porządnego człowieka i uczciwie zarządzał ziemią oraz ludźmi Jasmine.

Jasmine z trudem rozpoznała panią Tully, która teraz była pulchna i różowa na twarzy. Szynkarka powitała ją serdecznie, dygając i ponownie dziękując jej za dobroć Rowana Lindleya, jaką jej okazał wiele lat temu.

– Jak widzisz, pani, jego dobre serce ocaliło nas. Nie mam pojęcia, jak bym sobie inaczej poradziła – rzekła śpiewnym głosem.

W niewielkiej, ustronnej izbie zasiedli do posiłku, składającego się z pieczonej baraniny, cebuli, marchewki i ziemniaków. Była też tłusta kaczka, nadziewana chlebem i jabłkami, pieczony łosoś z koperkiem, świeży chleb, masło i ser, a także wino i piwo.

– Szkoda, że nie możemy tu zostać na noc – zauważył James Leslie, rozpinając kamizelkę i odsuwając cynowy talerz.

– Gdybyśmy tu zostali, dotarlibyśmy do Maguire's Ford dopiero jutro późnym popołudniem – odpowiedział Rory.

– Gdzie się zatrzymamy na noc, Maguire? – zapytał książę.

– W jedynym możliwym miejscu, w majątku sir Johna Appletona – padło w odpowiedzi.

– To on jeszcze żyje? – zdziwiła się na głos Jasmine. – Jak pamiętam, on i jego żona byli straszliwymi snobami i zachowywali się bardzo nieprzyjemnie wobec Irlandczyków. Appleton pełnił jakąś pomniejszą funkcję na dworze królowej Bess.

– Żyje i ma się dobrze, a na dodatek z wiekiem stał się jeszcze bardziej nieprzyjemny. Jego żona umarła i sir John mieszka z córką i zięciem, którzy są nie lepsi od niego – ponuro stwierdził Rory Maguire.

– Miło to brzmi – mruknął James Leslie.

– Och, będą się wdzięczyć do pana i do pańskiej żony, milordzie. To tylko reszta z nas będzie źle traktowana – zaśmiał się Maguire.

– Nie ma innego miejsca? – chciał wiedzieć James Leslie.

Rory Maguire pokręcił rudą głową, krzywiąc się przy tym żałośnie.

Sir John Appleton był teraz starym, grubym mężczyzną cierpiącym na podagrę. Jego córka Sarah i jej mąż Richard stali się zgorzkniali i skąpi. Wyraźnie okazywali, że pochlebia im możliwość goszczenia księcia i księżnej Glenkirk wraz z córką. Posadzili Fortune koło swojego syna Johna, mając nadzieję na cud. Nie doczekali się go jednak, gdyż John, na codzień głośny zawadiaka, oniemiał wobec urody i pewności siebie lady Fortune Lindley. Była niepodobna do żadnej dziewczyny, jaką znał, i onieśmielała go. Tymczasem Fortune po prostu go ignorowała. Miody John Appleton miał pryszcze na twarzy i wilgotne dłonie. Fakt, że siedział bez słowa, nie prowadząc interesującej rozmowy, dodatkowo pogrążał go w oczach Fortune. Dziewczyna doszła do wniosku, że jest dość głupi.

– Sława waszych koni rozciąga się daleko. Jestem zdumiony, bo w waszym majątku są zatrudnieni irlandzcy katolicy. Na pewno was okradają – zauważył stary sir John Appleton.

– W moim majątku pracują i katolicy, i protestanci – słodkim głosem odezwała się Jasmine. – I jedni, i drudzy dobrze mi służą i nie widzę żadnej różnicy pomiędzy nimi, sir Johnie. Wszyscy są uczciwymi ludźmi.

– Bałwochwalczy papiści – zjadliwie stwierdził staruszek.

– Katolicy nie są bałwochwalcami – warknęła mocno zirytowana Fortune. – Oni czczą Boga. Co za bzdury!

– Madam! Zgań, proszę, swoją córkę. Jest zbyt porywcza i samowolna – krzyknął sir John.

– Fortune, przeproś sir Johna. Nie jest winien swojej ignorancji – rzekła księżna Glenkirk do córki.

– Dobrze, mamo – potulnie zgodziła się Fortune. – Przepraszam za pańską ignorancję, sir Johnie. – Uśmiechnęła się słodko. Potem wstała i ślicznie dygnęła. – Muszę iść odpocząć – wyjaśniła i opuściła pokój.

Sir John i jego rodzina wcale nie byli pewni, czy Fortune naprawdę przeprosiła, ale nie śmieli się sprzeczać z księżną Glenkirk. Bez słowa uznali, że dziewczyna zupełnie się nie nadaje dla ich młodego Johna. Była za ładna i o wiele za zuchwała. Na pewno źle skończy. Nie zmartwili się więc, gdy ich goście oświadczyli, iż pragną iść spać.

Roremu Maguire'owi, Adalemu i Rohanie niechętnie podano posiłek w kuchni ogromnego budynku. Służący byli podejrzliwi wobec Irlandczyka i dwójki towarzyszących mu ludzi o obcym wyglądzie. Gdy skończyli jeść, dowiedzieli się, że Rohana może iść do swojej pani, ale obaj mężczyźni muszą spać w stajni.

– Nasz pan nie pozwala takim jak wy spędzać nocy w domu. Wszyscy zostalibyśmy zamordowani we własnych łóżkach! – ponuro stwierdziła kucharka.

– Wątpię, żeby istniał człowiek, który chciałby podejść bliżej do łóżka tej kobiety – wesoło skomentował Adali, gdy wraz z Rorym znaleźli sobie kąt do spania w stajni. Rozłożył płaszcz na pachnącym słodko sianie i usiadł.

– Spałem już w gorszych miejscach – podsumował.

– Ja też – rzucił Rory, kładąc swoje okrycie na sianie. Przeciągnął się i dodał: – Wygląda na szczęśliwą.

– Jest szczęśliwa.

– To dobrze.

– Nigdy się pan nie ożenił? – zapytał Adali.

– Nie – padła odpowiedź. – Nie było sensu. Ziemia nie należała już do mnie. Nie miałem nic do zaoferowania kobiecie. Dzieci skomplikowałyby jeszcze moje życie, bowiem byłyby katolikami z wyznania, Irlandczykami z urodzenia i obcymi w swoim kraju tak długo, jak długo trwać tu będzie angielska okupacja. Sam nie jestem pewny swojej przyszłości. Niepotrzebna mi dodatkowa odpowiedzialność za żonę i dzieci.

– Kobieta nie jest panu potrzebna?

– Po niej? – odpowiedział pytaniem Rory Maguire.

– To była tylko jedna godzina tamtej nocy, niemal dwadzieścia jeden lat temu, panie Maguire. Chce pan powiedzieć, że od tamtej pory nie było żadnej innej?

– Właśnie. Z rzadka, gdy ogarnie mnie przypływ żądzy, zaspokajam ją ze znajomą wdową we wsi. Znana jest ze swojej sympatii dla takich mężczyzn, jak ja, ale jest dyskretna i nikt nie śmiałby nazwać jej dziwką – powiedział Rory.

– Czy potrafisz być równie dyskretny, jak twoja wdowa, panie Maguire? – z całą powagą zapytał go Adali.

– Oczywiście! – zawołał Rory. – Czyż nie dotrzymywałem zawsze tajemnicy? Wiem, że nie ma pojęcia, co się wówczas stało. Nie będę jej niepokoił.

– To dobrze. Uważa pana za przyjaciela. Sądzę, że nie chciałby pan utracić tej przyjaźni. Kocha Jamesa, a on kocha ją. Wspólnie z dziećmi wiodą w Szkocji szczęśliwe życie.

– Nie obawiaj się, Adali – rzekł Rory Maguire z nutką smutku w głosie. – Zawsze uważała mnie jedynie za przyjaciela. I to wszystko, na co mogę liczyć. Nie zmarnuję nawet tego drobnego ułamka jej zainteresowania, żeby marzyć i mieć nadzieję na coś, co nigdy nie nastąpi. Nie, Adali. Oddałbym życie za moją Jasmine, ale nigdy nie dowie się, jaką rolę odegrałem przed laty w ocaleniu jej życia. Wstydzilibyśmy się oboje.

– Nie ma się czego wstydzić – zapewnił go Adali. – Pan, ksiądz i ja zrobiliśmy to, co należało. I tyle. Nie ma w tym nic niegodnego, nie powinien pan się winić. A teraz dobranoc. Zobaczymy się jutro rano.

– Dobranoc, Adali – spokojnie odpowiedział Rory Maguire, przekręcając się na bok i nakrywając peleryną.

Pomyślał, że najbliższe miesiące będą najtrudniejszym okresem w jego życiu.

ROZDZIAŁ 2

Opuścili posiadłość Appletonów przed wschodem słońca. Gospodarze byli jeszcze w łóżkach, ale oni nie chcieli tu przebywać ani chwili dłużej, niż to było konieczne.

Proszę, powiedz swojemu panu – nakazał książę Glenkirk nie do końca obudzonemu odźwiernemu – że dziękujemy mu za gościnę, ale czeka nas długa i wyczerpująca podróż. Jeśli mamy dotrzeć do celu jeszcze dzisiaj przed zachodem słońca, musimy wyruszyć wcześniej, niż myśleliśmy. Odźwierny, równie służalczy jak jego pan, skłonił się nisko.

Dobrze, milordzie. Sir John będzie zmartwiony, że nie miał okazji osobiście się z państwem pożegnać – odpowiedział gładko.

Jest usprawiedliwiony – rzekł James Leslie, władczym gestem machając ręką w rękawiczce. Odwrócił się i wyprowadził żonę i pasierbicę przez drzwi na dwór, w wilgotny, mglisty poranek.

Powóz z Adalim, Rohaną i drobną częścią bagażu już odjechał. Rory Maguire czekał na nich, trzymając konie. Szybko dosiedli wierzchowców i pokłusowali żwirową drogą jak najdalej od Appleton Hall.

Świetna ucieczka! – podsumował James Leslie.

Owszem, milordzie – odpowiedział Maguire.

Przejaśniło się i mgła trochę się podniosła, ale słońce nie wyjrzało i po chwili znów zaczął padać deszcz. O dziwo jednak, panująca szarość tylko pogłębiała zieleń wiejskiego krajobrazu. Przejeżdżali pomiędzy łagodnie wspinającymi się, zielonymi wzgórzami. Krajobraz urozmaicały widoczne z rzadka umocnienia z szarego kamienia, zwykle zrujnowane, oraz małe wioski. Jasmine zauważyła, że wsi zostało mniej niż wówczas, gdy była tu po raz pierwszy. Niektóre wyglądały na opuszczone i popadały w ruinę, inne zniknęły całkowicie, a jedynym śladem ich istnienia były połamane, poprzewracane celtyckie krzyże, zarosłe chwastami. Ulster, który nigdy nie był gęsto zaludniony, teraz wydawał się jeszcze mniej zamieszkany.

– Co tu się stało? – zapytała Jasmine Rory'ego Maguire.

– Nie wszyscy właściciele ziemscy są podobni do ciebie, milady. Słyszałaś o karach wymierzanych tym, którzy wyznają wiarę katolicką? Wielu zostało wygnanych z ich ziemi, bo nie chcieli się nawrócić na protestantyzm. To proste.

– Ale przecież właściciele tutejszych majątków nawet nie mieszkają w Irlandii. Jaka to dla nich różnica, jeśli ziemia jest właściwie uprawiana i przynosi im zyski?

– Wyznaczają zarządców, którzy przestrzegają litery prawa – wyjaśnił. – Większość z nich to Anglicy, podobnie jak osadnicy. Mamy też szkockich właścicieli ziem, ale teraz Szkoci w większości pozostają u siebie, z wyjątkiem tych, którzy potrafią zerwać więzy ze swoim klanem i szukać dla siebie ziemi.

– Co dzieje się z mieszkańcami tych wiosek? – dociekała Jasmine.

– Uciekają do krewnych w innych częściach Irlandii, gdzie prawo nie jest tak rygorystycznie przestrzegane. Zaszywają się w bardziej ustronnych miejscach, wiodąc znacznie prymitywniejsze życie. Umierają. Nieliczni emigrują do Francji i do Hiszpanii. Nie ma innych możliwości.

– Tak jest urządzony ten świat – spokojnym głosem odezwała się Fortune, zaskakując wszystkich. – Nauczyłam się tego podczas moich studiów, mama też mi to często powtarzała. Jedno plemię podbija drugie, potem przychodzi następne, i tak dalej, i dalej. Nic nie pozostaje niezmienne na zawsze. Ale, podobnie jak mama, nie widzę powodu, dlaczego tak musi się dziać w Irlandii. Bigoteria jest czymś złym i okrutnym.

– Ale występuje zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie – wyjaśnił Rory dziewczynie. – Na szczęście w Maguire's Ford mamy dwóch duchownych o otwartych poglądach, ale to rzadkość. Większość protestanckich pastorów opowiada swoim owieczkom, że katolicyzm jest złą, bałwochwalczą wiarą, a przeważająca część księży katolickich wykrzykuje, że protestanci są brudnymi heretykami, zasługującymi na spalenie, jeśli nie tu, na ziemi, to w piekle, są bowiem szatańskim pomiotem. Takie postawy nie prowadzą do zrozumienia i tolerancji, milady. Obawiam się, i mówię to z przykrością, że na tej ziemi jest więcej ludzi pokroju Johna Appletona niż podobnych do twojej mamy.

– Lubisz moją mamę, prawda? – zauważyła Fortune, przysuwając swojego wierzchowca do jego konia. Serce ścisnęło mu się w piersi, ale zdobył się na obojętny uśmiech.

– Owszem, milady, lubię. Zawsze ją lubiłem. To dzięki płynącej w jej żyłach irlandzkiej krwi lady Jasmine musi mieć takie wielkie serce.

– Moja mama twierdzi, że jeśli pozostanę w Irlandii, powinnam cię zatrzymać, bo można ci ufać, jak rzadko komu – powiedziała Fortune.

– Twój przyszły mąż może być innego zdania, pani – odpowiedział. Fortune spojrzała na niego, jakby postradał zmysły. Znał to spojrzenie, i z pewnością nie było ono typowe dla jej matki.

– Mój mąż nie będzie miał nic do powiedzenia w sprawie zarządzania Maguire's Ford – rzekła Fortune. – Jeśli poślubię Williama Deversa, nie będzie miał żadnych praw do moich ziem. Ma swoje. Kobiety z mojej rodziny nie przekazują swojego majątku mężczyznom, za których wychodzą za mąż. To nie do pomyślenia! Rory roześmiał się głośno.

– Matka świetnie cię wychowała, lady Fortune – stwierdził szczerze rozbawiony.

– Jeśli poślubię Williama Deversa, zostaniesz na swoim miejscu, Rory – mówiła Fortune. – Będę cię też potrzebowała, żebyś nauczył mnie wszystkiego o hodowli koni. Wiem o koniach bardzo niewiele, ale bardzo je lubię i uwielbiam na nich jeździć.

– Umiesz przemawiać do koni, milady – zauważył.

– Widziałem, jak rozmawiałaś z Piorunem, zanim wskoczyłaś na jego grzbiet. Kto cię tego nauczył, pani? Fortune przez chwilę wyglądała na zdumioną, po czym rzekła:

– Nikt. Zawsze tak robiłam, dosiadając nieznanego zwierzęcia. Uważam, że tak jest uprzejmie. Moja siostra i bracia wyśmiewali się z tego, ale nigdy żaden koń nie zrzucił mnie z siodła, od mojego pierwszego kucyka nigdy nie miałam najmniejszych kłopotów.

– Ach, to musi być twoja irlandzka krew – powiedział z uśmiechem.

– Lubię cię, Rory Maguire.

– A ja lubię ciebie, lady Fortune Mary Lindley – odpowiedział.

– Skąd znasz moje pełne imię? – zapytała zaskoczona.

– Nie wiedziałaś, milady, że jestem twoim ojcem chrzestnym? – zapytał w odpowiedzi.

– Ty? Mamo, czy to prawda? – zawołała Fortune do swojej matki, jadącej tuż za nią. – Czy Rory Maguire jest moim ojcem chrzestnym?

– Owszem – przyznała Jasmine.

– Będę cię więc nazywać wujkiem Rory, a ty będziesz do mnie mówił Fortune, gdy będziemy w gronie rodzinnym, en familie – zawołała podniecona Fortune. Odwrócił się, żeby spojrzeć na Jasmine, która leciutko skinęła głową.

– Dobrze, Fortune – zgodził się, ogarnięty ciepłymi uczuciami wobec jej szlachetności i wdzięku. To nie była wyniosła dziedziczka. Mieszkańcy Maguire's Ford bez wątpienia ją polubią i wszyscy będą mogli żyć w pokoju, pod warunkiem że William Devers nie będzie podważał autorytetu małżonki.

Rory zastanawiał się, w jaki sposób młody człowiek zareaguje na wieść o tym, że Fortune zamierza sama zarządzać swoim majątkiem i swoimi ziemiami. Na ile Rory znał Jasmine, narzeczony Fortune będzie musiał podpisać prawny dokument, zanim ruszy w kierunku ołtarza. Deszcz stopniowo zanikał, a gdy zatrzymali się na popas, żeby dać odpocząć koniom i zjeść nieco chleba i sera, zaświeciło słońce. Patrząc w niebo, Rory doszedł do wniosku, że do końca dnia powinno być słonecznie. Rozejrzawszy się, rozpoznał znane miejsce i zorientował się, że w związku z wczesnym rozpoczęciem podróży dotrą do Maguire's Ford popołudniem. Ukradkiem obserwował Jasmine i Jamesa Lesliech. Oboje byli tak otwarcie zakochani w sobie, że poczuł w sercu wręcz fizyczny ból. Bez względu na to, co ostatniej nocy mówi! Adalemu, bez względu na to, co kiedykolwiek powiedział ojcu Cullenowi Butlerowi, nigdy nie utracił skrawka nadziei, że ona kiedyś go pokocha. Teraz widział jasno, że tak się nigdy nie stanie. Ta wiedza sprawiła, że coś w nim umarło.

Głęboko westchnął.

Usłyszawszy to, Fortune, która siedziała na trawie koło niego, odwróciła się.

– Co się stało, wujku Rory? – zapytała. – To najsmutniejsze westchnienie, jakie kiedykolwiek słyszałam. Nie bądź smutny. – Oparła mu głowę na ramieniu i ujęła w ręce jego dłoń. Zaskoczyło go jej współczucie. Poczuł łzy napływające do oczu i szybko zamrugał.

– Och, dziewczyno, my, Irlandczycy, często znienacka popadamy w ponury nastrój. – Lekko uścisnął elegancką rączkę. – Wszystko w porządku. A teraz, jeśli jesteś gotowa, powinniśmy ruszać dalej. – Wstał i pociągnął ją za sobą. – Byłaś takim maleńkim dzieckiem, Fortune Mary Lindley, a wyrosłaś na wspaniałą damę.

– Ciekawa jestem, skąd się biorą te napady ponurego nastroju, wujku Rory. Też je miewam. To muszą być moje irlandzkie korzenie. Jak na dziewczynę, która miała ojca Anglika i której matka jest na wpół Angielką, na wpół Hinduską, chyba odziedziczyłam wiele po mojej irlandzkiej prababce – roześmiała się.

Jechali teraz wolniej. Powóz toczył się przed nimi. Popołudnie było pogodne, a słońce grzało im plecy. W końcu wspięli się na szczyt wzgórza. Przed nimi rozciągała się błękitna tafla wody, która, jak Rory wyjaśnił Fortune, a Jasmine swojemu mężowi, nazywała się Lough Erne. Górna i dolna odnoga oddzielała obszar znany jako Fermanagh, a potem przechodziła w rzekę Erne, mającą swe ujście do Zatoki Donegal w Ballyshannon.

Rory wskazywał palcem, mówiąc jednocześnie:

– Tam, przed nami, znajduje się Maguire's Ford, a nad jeziorem stoi zamek Erne Rock, który, mam nadzieję, zechcesz uczynić swoim domem, Fortune.

– Spójrz na te łąki, skarbie – zwróciła się Jasmine do córki. – Widzisz nasze konie? Popatrz, owce! Widzę, że stado zarodowe, które przysłaliśmy z Glenkirk, ma się dobrze, Rory.

– Owszem, milady – odpowiedział. Zjechali ze wzgórza i dotarli do wioski. Przed nimi biegła grupka małych chłopców, wołając do mieszkańców po irlandzku i po angielsku:

– Jadą! Jadą! – Ludzie zaczęli się wyłaniać ze swoich domostw, nadchodzili z pól i stawali wzdłuż drogi, żeby zobaczyć właścicielkę Maguire's Ford, która powracała po dwudziestu latach. Wypatrzywszy znajomą twarz, Jasmine zatrzymała konia.

– Bride Duffy! – Zsunęła się z końskiego grzbietu i uściskała swoją dawną przyjaciółkę.

Cal mille failte! Witam serdecznie – rzekła Bride Duffy, a jej szczera twarz zmarszczyła się w szerokim uśmiechu. – Witaj z powrotem w Maguire's Ford, milady Jasmine! Obie kobiety uścisnęły się ponownie, po czym Jasmine wypchnęła do przodu Fortune:

– A to jest twoja chrzestna córka, Bride Duffy. Przywitaj się, Fortune. Fortune dygnęła przed wieśniaczką o czerwonych policzkach.

– Jak się pani miewa, pani Duffy? – odezwała się i spojrzała prosto w oczy drugiej kobiecie. – Cieszę się, że w końcu panią poznałam.

– Niech ci Bóg błogosławi, milady – odpowiedziała Bride. – Jestem szczęśliwa, mogąc cię znów spotkać, bo kiedy widziałam cię po raz ostatni, byłaś małym niemowlęciem w pieluchach. – Zawahała się przez chwilę, po czym uścisnęła dziewczynę. – A teraz wróciłaś tutaj, gdzie po raz pierwszy ujrzałaś światło tego surowego świata, żeby, jak powiadają, wyjść za mąż.

– Tylko jeśli mi się spodoba – pospiesznie zastrzegła się Fortune. Bride Duffy zachichotała.

– Zupełnie jak twoja matka.

– Obie moje córki mają własny rozum – powiedziała Jasmine. – Chodź, Bride, poznaj mojego męża, Jamesa. – Pociągnęła przyjaciółkę w stronę, gdzie stał książę, i przedstawiła ich sobie. Dopiero po pewnym czasie Rory'emu udało się odciągnąć Fortune i małżonków Lesliech, żeby mogli zobaczyć zamek. Powóz, wiozący Adalego i Rohanę, znajdował się już daleko z przodu. Zamek Erne Rock stał na cyplu, otoczonym z trzech stron wodą. Miał prawie trzysta lat. Aby dotrzeć do zamkowych wrót, trzeba było pokonać wzmocniony ogromnymi głazami most zwodzony ponad bagnami, będącymi w gruncie rzeczy fragmentem jeziora. Po podniesieniu zwodzonego mostu Erne Rock stawał się niepokonaną, choć niewielką fortecą.

Przeprowadzili konie przez most i wjechali przez bramę na dziedziniec, gdzie zostali powitani przez paru chłopców stajennych, którzy wzięli od nich wierzchowce. Fortune rozejrzała się, oceniając swoje dobra. Dojrzała stajnie i domek strażnika. Dziedziniec wykładany był niezbyt dużymi, płaskimi kamieniami. Idąc w ślady matki, pokonała kilka schodów. U ich podnóża znajdował się klomb, na którym rósł krzew czerwonych róż. Fortune ujęła jeden z kwiatów w dłoń i powąchała go. Potem podążyła pospiesznie za Jasmine.

Wewnątrz zamek Erne Rock był ciepłym i przytulnym miejscem. Posadzkę na parterze wykonano z kamienia, na piętrze zaś królował pięknie wypolerowany parkiet. Tego majowego popołudnia w obu kominkach, znajdujących się w głównej sali zamkowej, buzował ogień. Fortune zauważyła, że samo pomieszczenie nie było zbyt duże, nie większe niż główna komnata w Glenkirk. Na jednej ścianie wisiał gobelin, przedstawiający Świętego Patryka wyprowadzającego węże z Irlandii. Meble wykonane były z błyszczącego, złocistego drewna dębowego. Na parterze mieściła się też bogato wyposażona biblioteka oraz pokój, w którym Rory prowadził rachunki posiadłości. Kuchnie znajdowały się pod główną salą. Na drugiej kondygnacji zamku usytuowane były sypialnie, każda ze swoim kominkiem.

Jasmine otworzyła drzwi prowadzące do przestronnej sypialni i cofnęła się, żeby córka mogła zajrzeć do środka.

– Tutaj się urodziłaś – rzekła cicho. – Siostra madam Skye, Eibhlin, zakonnica i lekarka, pomogła ci przyjść na świat. Byłaś najprzekorniejszym z moich dzieci, odwrócona w złą stronę. Założyłam się z mamą, że jesteś chłopcem.

– Byłaś rozczarowana? – zapytała Fortune, która nigdy wcześniej nie słyszała tej historii.

– Nie – odrzekła Jasmine. – Jak mogłabym być rozczarowana? Byłaś wspaniałą maleńką dziewczynką, ze znamieniem swojego dziadka nad wargą, z lewej strony buzi. Ale o wiele ważniejsze było to, że stanowiłaś ostatni podarunek twojego ojca dla mnie, Fortune. Tak bardzo go kochałam. Ty, India i Henry byliście wszystkim, co mi pozostało po Rowanie Lindleyu, jeśli nie liczyć słodkich wspomnień. To był najwspanialszy dar, jaki kiedykolwiek otrzymałam.

– Co się stało z moją cioteczną babką Eibhlin? Czy jeszcze żyje? Czy moglibyśmy ją odwiedzić? – zainteresowała się Fortune.

Jasmine uśmiechnęła się. – Nie, skarbie. Eibhlin O'Malley, niech spoczywa w spokoju, zmarła niespełna dwa lata po twoich narodzinach. – Otarła łzy, które napłynęły jej do oczu, bowiem wspomnienie Eibhlin przywołało myśli o babce. Jasmine spostrzegła, że Irlandia wpływa na nią przygnębiająco. Otrząsnęła się szybko i powiedziała:

– Ten pokój, należący do właściciela domu, będzie teraz twój, kochanie.

– Nie jestem jeszcze panią na zamku Erne Rock, mamo – odpowiedziała Fortune. – Zajmij ten pokój z tatą. Wolę ten z widokiem na jezioro. Jeśli wezmę za męża Williama Deversa, to po ślubie przeniosę się do głównej sypialni, ale nie teraz.

– Jesteś pewna?

– Tak – odparła Fortune i spojrzała zakłopotana. – Mamo, czy nie będzie ci niezręcznie mieszkać z tatą w pokoju, który dzieliłaś kiedyś z moim prawdziwym ojcem? Może wolisz inną sypialnię?

– Nie, kochanie. Z tym miejscem związane są zarówno radosne wspomnienia o twoim ojcu, jak i smutne. Być może obecność mojego Jemmiego wymaże te nieszczęśliwe wspomnienia i zacznę myśleć o Erne Rock jak o radosnym miejscu, gdzie się urodziłaś i gdzie odbędzie się twoje wesele. Moje wnuki przyjdą na świat w Erne Rock – rzekła Jasmine.

– Być może – mruknęła Fortune. Jasmine wzięła córkę za rękę i obie usiadły na obszernym łożu.

– Skarbie, od samego początku wyczułam w tobie jakąś niechęć do tego małżeństwa. Jest rzeczą naturalną, że panna waha się przed zbliżającym się ślubem, ale wydaje mi się, że w twoim przypadku to coś więcej, Fortune. Co cię niepokoi, córeczko?

– Ty i tata powtarzacie, że nie muszę wychodzić za mąż za tego Williama Deversa, jeśli mi się nie spodoba. A jednocześnie mówicie tak, jakby nasze poznanie się i ślub były tylko kwestią czasu. Nie jestem tobą, mamo. Nie chcę, żeby ktoś znajdował mi męża. Sama chcę go sobie wybrać! Zabraliście mnie z domu i przywieźliście w obce miejsce, żebym poślubiła nieznajomego. Co się stanie, jeśli naprawdę nie będę chciała wyjść za mąż za Williama Deversa? Co się wówczas ze mną stanie? – W niebieskozielonych oczach Fortune pojawił się niepokój.

– Jeśli naprawdę nie spodoba ci się ten młody człowiek, to będzie koniec sprawy – odpowiedziała Jasmine. – Lecz czemu myślisz, że nie będzie ci się podobał? Czy dlatego, że go nie znasz? Fortune, to prawda, że mój ojciec, Wielki Mogoł, wybrał dla mnie męża. Zobaczyłam go pierwszy raz w godzinie naszego ślubu. Lecz moi rodzice zdecydowali mądrze i byłam z nim szczęśliwa. Moja babka wybrała dla mnie twojego ojca, chociaż znałam go już wcześniej, a stary król Jakub przeznaczył mi waszego ojczyma, którego również znałam poprzednio. Czasem opiekunowie wiedzą lepiej, Fortune, ale jeśli naprawdę nie polubisz tego młodzieńca, nie musisz wychodzić za niego za mąż. Ani ja, ani Jemmie nie chcemy, żebyś była nieszczęśliwa.

– Nikt z nas nie zna tego Williama Deversa – ponuro stwierdziła Fortune.

– Zna go mój kuzyn, ojciec Cullen Butler, zna go wielebny Steen. Obaj są przekonani, że to odpowiedni kandydat do twojej ręki, skarbie. Może jest, a może nie. Czas pokaże. Co będzie, to będzie. Skoro jednak poruszono tę sprawę z rodziną młodzieńca, wypada teraz dać mu szansę – oświadczyła córce Jasmine.

– Owszem – bez zbytniego entuzjazmu zgodziła się Fortune. Jasmine wstała.

– Chodźmy na dół, do panów. Spodziewam się, że mój kuzyn zdążył już przybyć. Matka i córka razem zeszły na dół i ramię w ramię wkroczyły do głównej sali. Rory Maguire i James Leslie stali, rozmawiając z siwowłosym księdzem w czarnej sutannie. Jasmine pospiesznie rzuciła się do przodu.

– Cullen Butler! Tak się cieszę, że cię widzę! Dobrze wyglądasz! Dziękuję za pomoc w utrzymaniu pokoju w Maguire's Ford. – Jasmine zarzuciła kuzynowi ręce na szyję i ucałowała go w oba policzki.

– Spójrz na siebie, Jasaman Kama Begam – odpowiedział. – Jak zawsze piękna, a przecież jesteś matką tabuna dzieci – odpowiedział, ściskając ją z błyskiem radości w oczach.

– I babką, Cullenie. Babką małego chłopca o imieniu Rowan, na pamiątkę po moim Rowanie i malutkiej dziewczynki, Adrianny – rzekła z uśmiechem Jasmine. Ksiądz przeniósł spojrzenie na Fortune i serce mu załomotało na widok jej ognistorudych włosów. Jego twarz pozostała jednak spokojna i uprzejma, niczym maska.

– A to musi być lady Fortune Mary, którą sam ochrzciłem wiele lat temu. Witaj ponownie w Irlandii, moje dziecko. Fortune dygnęła, uśmiechając się do Cullena Butlera. Wyczuwała w nim przyjaciela i sprzymierzeńca.

– Dziękuję, ojcze.

– Głośno ucałował ją w oba policzki.

– Dla ciebie kuzyn Cullen, dziecko. No, niewątpliwie wyrosłaś trochę od czasu, gdy cię ostatnio widziałem. I masz włosy jak twoja praprababka O'Malley, szkocka dziewczyna z wyspy Skye. Nie znałem jej, bo umarła przed moim urodzeniem, ale mówiono, że miała płomienną fryzurę.

Stojący w kącie sali Adali pomyślał, że ksiądz jest mądry i ma refleks. Madam Skye byłaby zadowolona, ale to przecież ona sama wybrała go przed laty i wysłała do Indii, żeby strzegł panienki. Ksiądz Butler jednym zdaniem zasugerował wszystkim, że włosy lady Fortune są spuścizną po rodzinnych przodkach, chociaż nikt z jej rodzeństwa i kuzynów nie miał włosów w tak wyzywającym kolorze. Adali uśmiechnął się do siebie, zadowolony.

– Chciałabym spotkać wielebnego Steena – powiedziała Jasmine.

– Zaproponowałem mu, żeby przyjechał ze mną was powitać – odparł ksiądz – ale uważał, że powinniśmy mieć trochę czasu na spotkanie w rodzinnym gronie. Zawita tu jutro.

– A rodzina Deversów? Kiedy ich spotkamy? – dopytywała się dalej Jasmine.

– W przyszłym tygodniu. Zostali zaproszeni na trzy dni, żeby młodzi mogli stwierdzić, czy przypadli sobie do gustu – odpowiedział Cullen Butler. Potem zwrócił się do Fortune: – Jesteś niespokojna, czekając na spotkanie z przeznaczonym ci młodzieńcem, moje dziecko? Mogę cię zapewnić, że jest przystojnym młodym człowiekiem – roześmiał się.

– Nie jest mi przeznaczony, dopóki nie sprawdzę, czy mi się podoba i czy nadaje się na mojego męża. Nie poślubię mężczyzny, którego nie będę w stanie pokochać – odparła Fortune.

– Oczywiście, dziewczyno – rzekł ksiądz. – Małżeństwo to wspaniały sakrament i powinien być traktowany z szacunkiem. Jednak podoba mi się to, co słyszałem o młodym panu Deversie, i mam nadzieję, że tobie również się spodoba.

– Skarbie, idź z Adalim. Pokaże ci resztę zamku. Jeśli ma być twój, musisz wiedzieć o nim wszystko, co się da. – Jasmine odprawiła córkę ze swoim wiernym sługą.

– Ma wątpliwości, ale to naturalne – zauważył ksiądz. – Ile ma lat?

– Latem skończy dwadzieścia – odparła Jasmine.

– Trochę zbyt dorosła, żeby odgrywać rolę nieśmiałej dziewicy – mruknął książę Glenkirk. – Powinna była wyjść za mąż parę lat temu i zrobiłaby to, gdyby nie jej uparta starsza siostra.

– Jemmie, przecież obiecałeś, że nie będziesz gderał. Jeśli zaczniesz, to dziewczyna tylko bardziej się zaprze. Byłoby niedobrze, gdyby nie przypadli sobie do gustu z Wiliamem Deversem, ale to jeszcze nie koniec świata, mój drogi – zaśmiała się Jasmine. – Po tej ziemi chodzi mężczyzna przeznaczony Fortune i ona go znajdzie we właściwym momencie. Jestem tego pewna.

– Zaczynasz mówić jak twoja babka – mruknął James Leslie. – Panna w takim wieku powinna mieć męża. Znaleźliśmy jej przyzwoitego młodego człowieka z dobrej rodziny, który, jak mi mówiono, jest przystojny, postawny i który pewnego dnia odziedziczy ładny spadek. Fortune ma szczęście, że chłopak gotów jest się zainteresować kimś tak starym, jak ona. W wieku dwudziestu lat jest już w zasadzie za późno na zamążpójście.

– Panieńskie nerwy. Kiedy pozna młodego Williama, poczuje się pewniej, milordzie, gwarantuję – zapewnił księcia Cullen Butler.

– A ty co myślisz, Rory? – James Leslie spojrzał na zarządcę, czekając na jakieś zapewnienia i słowa otuchy.

– Nie słyszałem o nim nic złego, milordzie. Podobno jego matka rządzi niepodzielnie w Lisnaskea, ale młoda para zamieszka tutaj, w Erne Rock. Powiadają, że to udany chłopak, chociaż osobiście wolę jego starszego brata – powiedział Rory Maguire.

– Starszego brata? Mówiono mi, że William Devers jest spadkobiercą majątku. Jak to możliwe, skoro ma starszego brata?

– Starszy brat został wydziedziczony, milordzie – wyjaśnił Rory.

– Dlaczego?

– Jest katolikiem, milordzie.

– Okropne – zawołała Jasmine.

– Na takim świecie żyjemy – ponuro rzucił książę. – Aż trudno uwierzyć, żeby coś takiego było możliwe, a jednak jest.

– Nawet tutaj, w Irlandii, a zwłaszcza w Ulsterze, jesteśmy dyskryminowani i prześladowani. Kary są takie same jak w Anglii. Katolicy nie mogą sprawować urzędowych funkcji, z wyjątkiem Izby Lordów – spokojnie odezwał się ksiądz.

– To dlatego, że nie mogą w zgodzie z własnym sumieniem złożyć przysięgi na wierność królowi, bo nie uznają go za głowę kościoła w Anglii – zauważyła Jasmine.

– Nie można odprawiać publicznie mszy, nie wolno gościć księży – szybko dorzucił Cullen Butler. – Czyż nie płacisz podatków za mieszkańców Maguire's Ford? Inaczej zostalibyśmy stąd wyrzuceni. Pilnuję, żeby moi wierni parę razy w miesiącu brali udział w nabożeństwach wielebnego Steena, w celu odsunięcia podejrzeń, że jesteśmy gniazdem zdrajców. Nieprzyjęcie komunii w czasie ważnych świąt kosztuje dwadzieścia funtów. Trzy takie przewinienia są uznawane za zdradę.

– Znasz przyczynę tego stanu – zabrała głos Jasmine. – Babka i dziadek Adam sami byli w Paryżu w tysiąc pięćset siedemdziesiątym drugim roku, podczas nocy św. Bartłomieja. Papież Grzegorz XIII otwarcie cieszył się w Rzymie, dowiedziawszy się o masakrze, i poprowadził publiczną procesję księży i kardynałów dla uczczenia śmierci nieszczęsnych protestantów. Zachęcał też otwarcie do zamordowania królowej Bess. Zaoferował nawet rozgrzeszenie dla każdego, kto ją zgładzi. A potem, w tysiąc sześćset piątym roku grupa głupich angielskich katolików zamierzała wysadzić w powietrze Parlament podczas przemówienia króla Jakuba. Nie uważam jednak, że trzeba tak srogo karać i prześladować katolików za grzechy paru fanatyków – podsumowała Jasmine.

– W pełni się z tobą zgadzam – roześmiał się ksiądz. – Dziękuję ci też za twoją postawę w imieniu wszystkich moich owieczek.


*

Następnych parę dni minęło spokojnie dla Jasmine, Jamesa i Fortune, którzy odpoczywali po podróży ze Szkocji. Fortune zwiedzała posiadłość, sama bądź z Rorym Maguirem. Szybko postanowiła, że nie wprowadzi żadnych zmian w Maguire's Ford, bo spodobał jej się Irlandczyk i sposób, w jaki zarządzał majątkiem. Chyba mieli ze sobą wiele wspólnego, łączyła ich zwłaszcza miłość do koni. Fortune miała wrażenie, że znali się od zawsze.

W poniedziałek rano do Erne Rock przybył wielebny Samuel Steen, żeby powitać dziedziczkę i przyszłą pannę młodą. Był wysokim mężczyzną z pięknymi, szarymi oczami. Jego ciemnobrązowe włosy lekko siwiały na skroniach. Nosił niewielką bródkę. Miał niski, dźwięczny głos.

– Dzień dobry, milady – powiedział do Jasmine.

– Miło mi wreszcie pana gościć, pastorze Steen – odpowiedziała Jasmine. – Steen. Bez obrazy, ale to dziwne nazwisko, sir. W taki wilgotny dzień proszę usiąść ze mną przy kominku. Samuel Steen przyjął jej zaproszenie.

– Nazwisko Steen pochodzi z Hainault, milady. Moja rodzina, która zajmowała się tkactwem, przybyła do Anglii trzysta lat temu, jako część posagu królowej Filipy. Wówczas przybyło do Anglii kilka rodzin tkaczy. Naszym zadaniem było zapoczątkowanie przemysłu tkackiego w Anglii, żeby nie trzeba było wysyłać wełny do obróbki za granicę. Ponieważ byliśmy prześladowani za naszą wiarę, po pewnym czasie opuściliśmy Anglię i przenieśliśmy się do Holandii. Dziesięć lat temu mieliśmy sposobność przeniesienia się do angielskich kolonii w Nowym Świecie, niestety jednak nasz statek „Speedwell” zaczął przeciekać. Musieliśmy zawinąć do angielskiego portu. Zaproponowano nam wyjazd do Irlandii albo powrót do Holandii. Wybraliśmy Irlandię. Zrządzeniem boskim w dniu, w którym dopłynęliśmy, pan Maguire znalazł się w portowych dokach. Oferował nam schronienie w Maguire's Ford, jeśli tylko będziemy żyć w zgodzie z katolickimi sąsiadami. Jak mogliśmy nie przystać na tę propozycję? Zbyt dobrze wiedzieliśmy, czym są prześladowania. Jednak niektórzy nasi pobratymcy nie potrafili wyzbyć się uprzedzeń, więc musieliśmy się z nimi rozstać. Nigdy nie żałowaliśmy dnia, kiedy tu przybyliśmy, milady.

– Ja też nie. Mój kuzyn, Cullen Butler, pisa! mi, że założyliście w wiosce niewielki warsztat tkacki i nauczyliście tego fachu waszych katolickich sąsiadów. Bardzo mi się podoba twoja inicjatywa, pastorze. A jutro się przekonam, czy właściwie potrafisz ocenić kandydata na męża – uśmiechnęła się Jasmine.

– Widziałem młodą panią jadącą konno z panem Maguirem. Śliczna dziewczyna. William Devers będzie dla niej dobrym mężem – odpowiedział, odwzajemniając uśmiech.

– Jeśli będą do siebie pasować – zauważyła Jasmine. – Jestem nowoczesną matką i nie będę zmuszać córki do zawarcia nieszczęśliwego związku, Samuelu Steen. Pastor wyglądał na nieco zaskoczonego, ale nic nie powiedział. Był pewien, że młodzi się polubią. A poza tym w końcu rodzice postawią na swoim i dojdzie do ślubu.

– Twoja córka jest protestantką, milady? – zapytał.

– Urodziła się tutaj, w Maguire's Ford, jako pogrobowiec mojego drugiego męża i została ochrzczona przez mojego kuzyna. Jednak wychowywała się w wierze Kościoła anglikańskiego – wyjaśniła Jasmine.

– Może powinienem ją ochrzcić jako protestantkę – zaproponował. – Sir Shane i jego żona są bardzo zasadniczy i mogą być zaniepokojeni tymi informacjami. Oczywiście nie chcę nikogo urazić, milady.

– Porządnemu chrześcijaninowi jeden chrzest w zupełności wystarczy, Samuelu Steen – rzekła Jasmine. – Jeśli zaniepokoi ich fakt, że moja córka została ochrzczona jako katoliczka, to być może ich syn nie jest pisany lady Fortune. W końcu jest ona bogatą dziedziczką. Może sobie przebierać w kandydatach do ręki. To nie musi być William Devers. To tylko zrządzenie opatrzności, że Fortune w ogóle bierze go pod uwagę. – Uśmiechnęła się słodko do pastora. Wielebny Steen pomyślał, że ma do czynienia ze stanowczą kobietą i wcale go to nie zraziło. Miał nadzieję, że jej córka jest równie twarda, gdyż przyszła teściowa lady Fortune, lady Jane Annę Devers, była równie nieugięta, jak księżna Glenkirk. Była nieprzejednaną protestantką, która zdążyła już mu wspomnieć o usunięciu katolików z Maguire's Ford, gdy jej syn zostanie właścicielem majątku. Oczywiście młody William był elastyczniejszy i, jeśli młoda para osiądzie na stałe w Erne Rock, łatwiej ulegnie wpływom żony, a nie swojej matki, co zdaniem Samuela Steen byłoby dużo lepsze. Nie widział powodu, aby przeganiać z wioski katolików z powodu ich wiary. Wszystkim dobrze się wiodło. Jeśli nikt nie będzie się wtrącał, pozostaną w dobrych stosunkach.


*

W dniu przybycia rodziny Devers Fortune wykąpała się przy asyście swej nowej pokojówki, Rois, najmłodszej wnuczki Bride Duffy. Była to smukła osiemnastolatka z ciemnymi warkoczami, ogromnymi niebieskimi oczami i porcelanową cerą, delikatnie nakrapianą paroma piegami na nosie. Mówiła miękkim, melodyjnym głosem i była nieśmiała wobec swojej pani. Jej babka przez parę miesięcy szkoliła ją do objęcia tej atrakcyjnej pozycji w przyszłym domu lady Fortune.

– Czy kiedykolwiek miałaś zalotnika, Rois? – zapytała Fortune, wychodząc z balii i pozwalając się otulić miękkim, nagrzanym ręcznikiem. Rois zaczerwieniła się wdzięcznie.

– Kevin Hennesey i ja lubimy wspólne spacery, mi – lady, ale babka mówi, że powinniśmy się skoncentrować na naszych obowiązkach. Może za rok czy dwa będzie nam wolno zalecać się do siebie.

– Co robi twój Kevin? – spytała zaintrygowana Fortune.

Wyglądało na to, że jej pokojówka miała tak samo ograniczoną swobodę, jak ona.

– Kevin pomaga panu Maguire'owi przy koniach – powiedziała Rois.

– Lubi swoje zajęcie? Dobrze mu idzie? – drążyła dalej Fortune. Na Boga! Wyciąganie wiadomości od Rois było jak wyrywanie zębów.

– Owszem, kocha te bestie, jak nazywa konie. I świetnie sobie z nimi radzi. Powiadają, że pewnego dnia zajmie miejsce pana Maguire'a, ale to oczywiście bardzo odległa sprawa, milady – odparła Rois z zapałem.

– Całowałaś się już z nim? Rois ponownie oblała się rumieńcem, jeszcze czerwieńszym niż poprzednio.

– Och, milady – jęknęła. – Nie powinna pani zadawać mi takich pytań.

– To znaczy, że się całowałaś! – stwierdziła Fortune. – Świetnie! Jak to jest, gdy ktoś cię całuje? Nikt mnie nigdy nie całował, poza krewnymi. Z zalotnikiem jest chyba zupełnie inaczej, prawda? Rois kiwnęła głową, energicznie panią wycierając. Nie wiedziała, co ma powiedzieć.

– Kiedy Kevin mnie całuje – zaczęła, po czym pospiesznie poprawiła się – gdyby Kevin mnie pocałował, serce biłoby mi jak młot i miałabym wrażenie, że wypełnia mnie światło. Trudno to opisać, ale to coś cudownego. Oczywiście, gdyby się rzeczywiście wydarzyło. Fortune zachichotała przewrotnie.

– Niewiele mi to mówi, Rois – rzekła szczerze. – Myślę, że samej trzeba doświadczyć pocałunku, żeby wiedzieć, jak to jest naprawdę. Ciekawe, ile czasu minie, zanim William Devers spróbuje mnie pocałować. Ciekawa też jestem, czy mi się ten pocałunek spodoba.

– Kobietom zwykle się podoba – odpowiedziała Rois. Potem nałożyła czystą koszulę swojej pani przez głowę.

– Na pewno podoba się mojej matce – zauważyła Fortune, wygładzając koronkę obszywającą głęboko wycięty dekolt koszuli i brzeg bufiastych, sięgających ramion rękawów. Rois wciągnęła na szczupłe nogi Fortune jedwabne, kremowe pończochy, mocując je złotymi rozetkami. Potem pomogła jej założyć kilka halek i wreszcie spódnicę z ciężkiego, zielonego jedwabiu, opadającą fałdami z tyłu i rozciętą z przodu, aby odsłonić halkę z kremowo – złotego brokatu.

– Usiądź, milady, żebym mogła cię uczesać – powiedziała Rois. Uwolniła ognistą masę włosów, spiętą na czubku głowy Fortune i zaczęła je energicznie szczotkować. Później zrobiła przedziałek na środku i związała włosy w płaski supeł na karku dziewczyny. Pojedynczy lok nad lewym uchem Fortune przewiązała złotą wstążką, wyszywaną perłami. Odsunęła się o krok, żeby przyjrzeć się swojemu dziełu, i uśmiechnęła się. – A teraz założymy stanik, milady – powiedziała. Pomogła Fortune nałożyć wycięty w karo kubraczek i zdecydowanym ruchem obciągnęła go w dół, żeby wyjrzała spod niego koronka koszuli. Suknia była prosta, ale niewątpliwie kosztowna.

– Ślicznie pani wygląda – stwierdziła Rois. – Czy mam podać szkatułkę z biżuterią?

– Tak, proszę – odparła Fortune. Kiedy służąca otworzyła puzderko, Fortune wybrała pojedynczy, długi sznur kremowych pereł i założyła go na szyję. Na jej sukni prezentowały się idealnie. Na lewej ręce zapięła bransoletkę, zrobioną z pereł nanizanych na dwa sznurki. Jej drugą rękę zdobił złoty łańcuszek, wysadzany szmaragdami. Fortune zastanowiła się przez chwilę, po czym wybrała pierścionek z ogromną perłą i okrągłym szmaragdem oraz prosty, złoty sygnet z herbem Lindleyów, przedstawiającym dwa łabędzie z szyjami wygiętymi w kształt idealnego serca.

– Tak – powiedziała ze śmiechem. – To powinno zrobić wystarczające wrażenie podczas pierwszego spotkania.

– Ale pani jest przewrotna, milady – zachichotała Rois, odstawiając na bok szkatułkę z precjozami. Rozległo się ciche pukanie do drzwi, ale zanim Rois zdążyła do nich podejść, otworzyły się, wpuszczając do środka księżną Glenkirk, odzianą w jedwabną suknię w kolorze czerwonego wina, z naszyjnikiem z rubinów wielkości gołębich jajek na szyi i pasującymi do niego rubinowymi kolczykami oraz kilkoma kosztownymi bransoletami i eleganckimi pierścieniami na rękach. Była uczesana tak samo, jak córka, tyle że bez loka nad uchem.

– Wyglądasz cudownie, kochanie – odezwała się, komplementując zarazem córkę i służącą. – Zieleń świetnie pasuje do twoich włosów, oczu i cery. Masz bardzo jasną, typową irlandzką cerę, po O'Malleyach, skarbie.

– Merci, mamo – odpowiedziała Fortune. – Widzę, że ubrałaś się na bitwę – roześmiała się. – Czy to ładnie onieśmielać biedną lady Jane podczas naszego pierwszego spotkania? Już sam tytuł księżnej Glenkirk jest przytłaczający.

– Dobrze poinformowani donieśli mi, że sama lady Jane bardzo lubi onieśmielać, Fortune. Chcę, żeby zrozumiała, że ludzie boją się mnie jeszcze bardziej niż jej i żeby wywnioskowała stąd, iż ty nie pozwolisz się zastraszyć. Ważne jest, żeby te rzeczy zostały ustalone podczas pierwszego spotkania, bo później trudniej jest to przeprowadzić. Musisz pamiętać, że zastanawiasz się nad małżeństwem z młodym Williamem, nie z silną osobowością jego matki. Wspominano mi, że to miły młodzieniec, tak jak jego ojciec. Dzisiaj musimy pokazać twojej przyszłej teściowej, gdzie jej miejsce, żeby później nie stwarzała problemów – wyjaśniła córce Jasmine.

– Posłuchaj matki, milady – nieoczekiwanie odezwała się Rois z nagłą szczerością. – Moja babcia obdarłaby mnie za to ze skóry, ale muszę powiedzieć, że nawet w Maguire's Ford krążą plotki o lady Jane Devers.

– Jakie plotki? – zapytała Fortune.

– Podobno nienawidzi katolików i nie będzie ich tolerować w swoim otoczeniu. Katolicy mieszkający w Lisnaskea muszą ukrywać swoją wiarę, żeby nie stracić domów, pracy, wszystkiego, co mają. Jej pasierb, pan Kieran, może mieszkać z nimi tylko dlatego, że macocha nie wyrzuciła go z domu w obawie przed skandalem. Sir Shane wydziedziczył go, gdy pan Kieran skończył dwadzieścia jeden lat i odmówił przejścia na protestantyzm. Większość ludzi sądzi, że sir Shane uległ wpływom żony – odpowiedziała Rois.

– Jak to się stało, że najstarszy syn sir Shane'a jest katolikiem? – zapytała pokojówkę Jasmine.

– Sir Shane urodził się w czasach, gdy obowiązywała jedna religia – z całkowitą otwartością odpowiedziała Rois. – Jego pierwszą żoną, niech spoczywa w pokoju, była lady Mary Maguire, krewniaczka pana Rory'ego. Miała troje dzieci. Najstarsza była Moira, potem pan Kieran i na końcu Colleen, która zabiła matkę przy porodzie. Starsze dzieci miały sześć i cztery lata, gdy zmarła ich matka. Dwa lata później sir Shane zaczął się starać o względy i zdobył rękę panny Jane Annę Elliot, jedynej córki londyńskiego kupca, który osiedlił się w Londonderry. Miała swój majątek i sir Shane był zafascynowany zarówno jej zamożnością, jak i charakterem. Jedynym warunkiem zawarcia małżeństwa było nawrócenie się sir Shane'a na protestantyzm i wychowanie dzieci w tej wierze. Nieszczęśnik nie był człowiekiem silnej wiary. Miał trójkę pozbawionych matki dzieci. Chociaż miał ziemię i bydło, brakowało mu gotówki, którą posiadał jego przyszły teść, żeby odremontować rozpadający się dwór i kupić więcej bydła. Uległ więc i został powtórnie ochrzczony, tym razem przez protestanckiego pastora, i szybko się ożenił. Obie córki sir Shane'a bez trudu zostały nakłonione do pójścia w ślady ojca i przejścia na wiarę protestancką. Moira miała osiem lat i była oczkiem w głowie ojca. Chciała mu sprawić przyjemność i nie stracić na rzecz macochy. Chociaż trzeba przyznać łady Jane, że była dobra dla dzieci swojej poprzedniczki. Mała Colleen miała zaledwie dwa lata, gdy jej ojciec ożenił się ponownie. Lady Jane jest jedyną matką, jaką pamięta. Ale pan Kieran miał sześć lat i był uparty jak osioł. Ubóstwiał swoją matkę. Pozostały mu po niej dwie rzeczy: niewielka miniatura, którą zawsze nosił na sercu, i jej wiara. Co niedzielę ojciec i macocha zmuszali go do pójścia z nimi do kościoła, ale później chłopak wymykał się na mszę, odprawianą po kryjomu gdzieś w Lisnaskea. Ojciec i lady Jane odkryli to dopiero wiele lat później. Był już wówczas dorosłym młodzieńcem, a kiedy wprost postawili mu zarzut, nie zaprzeczył. I od tego czasu nie uczestniczył z nimi we mszy w kościele protestanckim. Lady Jane obdarzyła męża dwójką dzieci. Pierwsza urodziła się dziewczynka, gdy pan Kieran miał siedem lat. Ma na imię Elizabeth. Pan William przyszedł na świat w następnym roku. Więcej dzieci nie było. Krążą plotki, że sir Shane ma kochankę poza Lisnaskea, niejaką Molly Fitzgerald, która ma z nim dwie córki, ale nikt nie mówi o tym głośno, bo kobieta jest katoliczką. Kiedy w końcu pan Kieran skończył dwadzieścia jeden lat, ojciec postawił mu ultimatum. Miał zrezygnować z wiary katolickiej bądź ze swojego dziedzictwa na rzecz młodszego brata Williama. Powiadają, że ojciec i syn pokłócili się wówczas tak bardzo, że słychać ich było nawet w Ballyshannon. Kieran Devers odmówił zrezygnowania ze swojej wiary w zamian za kawałek ziemi. Ojciec wydziedziczył go więc i uczynił swoim spadkobiercą młodego pana Williama.

– A jednak Kieran wciąż mieszka w domu swojego ojca? – Jasmine była zaciekawiona tą historią.

– Jego macocha nie pozwoliłaby na wyrzucenie z domu pasierba z obawy o to, co powiedzą ludzie. Chciała, żeby wszystko wyglądało na zawinione przez niego. Chciała uchodzić za dobrą i łaskawą panią. Tak więc pan Kieran zajmuje swoje pokoje w oddzielnym skrzydle domu. Chociaż niektórzy są zmartwieni, że straci! prawo do dziedzictwa, nikt nie może stwierdzić z całą pewnością, że to lady Jane jest odpowiedzialna za ten stan rzeczy. Lady Jane bardzo zależy na wizerunku w oczach innych – wyjaśniła Rois. – Biedny pan Kieran nie miał gdzie pójść. Cała rodzina jego matki wyjechała, a pozostała część rodziny ze strony ojca mieszka w Donegal. Ledwo ich zna i nie wiadomo, czy chcieliby go przyjąć. Chociaż jest dumny, to nie głupi. Moja babcia twierdzi, że panu Kieranowi sprawia przyjemność denerwowanie lady Jane, która tylko udaje, że lituje się nad nim. Powiadają, że usiłowała powstrzymać męża przed przyznaniem synowi stałej pensji, aby ocalić duszę młodzieńca. Jednak pan Shane nie posłuchał jej, ponieważ zależy mu na tym, co myślą inni. Nie usunął więc najstarszego syna ze swojego testamentu i co roku wypłaca mu rentę. Podobno ta sowita kwota pochodzi ze spadku, jaki lady Jane otrzymała po swoim ojcu. Doszły mnie też słuchy, że pan Kieran przekazuje dużą część tych pieniędzy na Kościół i bardzo się cieszy z irytacji macochy. – Rois zachichotała. – Nigdy go nie widziałam, ale podobno Kieran Devers jest piekielnie przystojny i diabelnie złośliwy. Ale jest również miły i zawsze gotów nieść pomoc tym, którzy jej potrzebują. Najwięcej pomaga ludziom, którzy za wiarę zostali wypędzeni ze swojej ziemi – dokończyła.

– Nigdy dotąd nie słyszałam, żebyś tyle mówiła – zażartowała Fortune.

– Nie było nic do opowiadania, dopóki pani matka mnie nie spytała – odpowiedziała Rois. Jasmine uśmiechnęła się.

– Jesteś konkretną dziewczyną, Rois, jak moja córka. Bride świetnie wybrała cię dla Fortune. Drzwi do komnaty otworzyły się znowu i pojawiła się w nich głowa księcia.

– Powóz Deversów już jedzie przez wioskę – poinformował żonę. – Chodźmy już, jeśli mamy się nie spóźnić i nie okazać niegrzeczni. Chcemy przecież wywrzeć korzystne pierwsze wrażenie, prawda?

– Naprawdę? – zapytała przekornie Fortune.

– Najwyraźniej za mało cię biłem, kiedy byłaś mała – odpowiedział James Leslie.

– Wcale mnie nie biłeś, tato – stwierdziła Fortune, biorąc go pod rękę i uśmiechając się.

– Cóż, chyba jednak powinienem – przekomarzał się z nią książę. Następnie zwrócił się do żony: – Gdzie ich powitamy?

– W głównej sali – odpowiedziała Jasmine. – Adali przyprowadzi ich do nas. To ustali właściwe relacje, bowiem nasza pozycja jest znacznie wyższa niż ich. Powinni czuć się zaszczyceni, że w ogóle myślimy o związku naszej córki z ich synem. Im więcej się dowiaduję o Deversach z Lisnaskea, tym mniej jestem przekonana, że z tą rodziną należy się wiązać. Być może w domu nie przyjrzeliśmy się im dość dobrze.

Nawet jeśli James Leslie był zaskoczony słowami żony, nie dał tego po sobie poznać. Książę wiedział, że Jasmine postawi na swoim bez względu na to, co powie, i że najpewniej będzie miała rację.

Niczego jeszcze nie podpisaliśmy, na nic się nie zgodziliśmy – przypomniał żonie. – Możemy zmienić zdanie, jeśli Fortune nie polubi tego młodzieńca albo jeśli dojdziemy do wniosku, iż się dla niej nie nadaje, kochana Jasmine. Cieszę się, że myślisz tak jak ja, Jemmie – usłyszał w odpowiedzi. Gdy zeszli do głównej sali zamkowej, przez otwarte drzwi wejściowe usłyszeli stukot kół powozu na dziedzińcu. Adali, ubrany jak zwykle w białe spodnie, tunikę i turban, czekał na gości przed domem, dopóki Deversowie nie wysiedli z powozu i nie zaczęli wchodzić po schodach prowadzących do domu. Skłoni! się przed nimi z szacunkiem.

Sir Shane, lady Jane, panie Williamie. Jestem Adali, majordomus księżnej. Witajcie w zamku Ernę Rock. – Odwrócił się. – Proszę za mną. Zaprowadzę państwa do księcia i księżnej, którzy wraz z lady Fortune oczekują w głównej sali zamkowej.

ROZDZIAŁ 3

Lady Jane Devers zerknęła na męża i szepnęła cichutko: Ma ciemnoskórego służącego, Shane? Nie mówiono nam, że otacza się takimi ludźmi.

Jeśli ten człowiek piastuje tak wysoką pozycję w gospodarstwie księżnej, Jane, to oznacza, że jest godzien zaufania jej i księcia – odszepnął Shane Devers. – A teraz zamknij buzię, zanim zdołasz zniszczyć szansę Williama na to małżeństwo. Dziewczyna jest bogatą dziedziczką.

– Też byłam bogatą dziedziczką – padła cierpka odpowiedź.

– Ale nie tak, jak ona – odparował jej mąż, wchodząc do głównej sali zamkowej. Był wysokim mężczyzną o posiwiałych włosach i ciemnoniebieskich oczach.

Miał twarz ogorzałą i wysmaganą wiatrem oraz ogromne dłonie.

Jego żona była drobną kobietą o jasnych włosach i jasnoniebieskich oczach. Miała ładną cerę, chociaż uważała, że wygląda młodziej dzięki delikatnemu różowi nakładanemu na policzki. Ubrana była w staromodną, sięgającą do kostek suknię w kształcie bombki, narzuconą na rozpięte na obręczy halki, z talią osy i długim, szpiczasto zakończonym stanikiem. Kreacja o intensywnym, niebieskim kolorze, uszyta była z materiału doskonałej jakości. Jednak lady Jane, ledwie tylko spojrzała na suknię księżnej, wiedziała, że znalazła się w niekorzystnej sytuacji. Niemal rozpłakała się ze złości. Czemu się nie dowiedziała, jak ubierze się lady Leslie? Cóż, założyła, że przybyła ze Szkocji księżna nie będzie miała lepszego pojęcia o obowiązującej modzie niż ona.

Widząc badawczy wzrok lady Jane, Jasmine poczuła przypływ triumfu. Najwyraźniej lady Jane już czuła się niepewnie. Doskonale! Jasmine jeszcze nie wiedziała, co sądzić o Williamie Deversie, ale skoro miał zostać jej zięciem, uważała, że nie zaszkodzi speszyć jego dominującą matkę. Uśmiechnęła się łaskawie.

– Witam w Erne Rock, sir Shane, lady Jane i młody Williamie. Niech mi wolno będzie przedstawić mojego męża, Jamesa Leslie, księcia Glenkirk, i moją córkę, lady Fortune Mary Lindley. Sir Shane i jego syn pokłonili się swoim gospodarzom, zaś lady Jane dygnęła. Odpowiedziano im powitalnym ukłonem i dygnięciami. Potem odezwał się sir Shane:

– Dziękuję za zaproszenie, wasza miłość. Zawsze byłem ciekaw, jak wygląda wnętrze zamku Erne Rock.

– Wydawało mi się, że pańska pierwsza żona była kuzynką Maguire'ów z Erne Rock – rzekła słodko Jasmine.

– Miała wspólnego pradziadka z Maguire'ami z Erne Rock, ale jej rodzina była bliżej spokrewniona z Conorem Maguirem i jego rodem – odpowiedział.

– Aha – mruknęła Jasmine, po czym uśmiechnęła się do przystojnego młodego człowieka, stojącego obok ojca.

– To William, mój syn i spadkobierca – rzekł sir Shane. Żona dźgnęła go ostrym palcem. – I moja żona, lady Jane – dokończył szybko.

– Jak się pani miewa, wasza miłość? – zapytała Jane Devers. Potem przeniosła wzrok na Fortune. Dziewczyna była zdecydowanie zbyt ładna, tą zuchwałą rudowłosą urodą. Wyglądała niemal jak Irlandka.

– Miło mi cię poznać, moja droga – odezwała się słodkim głosem. – Moja kochana pasierbica również ma na imię Mary.

– Nie mówią na mnie Mary – odparła Fortune. – Mówią na mnie Fortune, madam, gdyż moja mama uważała za wielkie szczęście fakt, iż zostałam poczęta w nocy, w przeddzień śmierci mojego ojca. Jana Annę Devers gwałtownie wciągnęła powietrze. Czyż ta dziewczyna nie miała za grosz delikatności, mówiąc, że została poczęta? Opanowała się jednak i powiedziała:

– Fortune to niespotykane imię, moja droga, skoro jednak tak na ciebie wołają, to i my tak będziemy cię nazywać.

– Uważam, że to cudowne imię – odezwał się William Devers, pochwycił dłoń Fortune i ucałował. – Pani sługa, lady Fortune. – Spojrzał na nią oceniają co, po czym uśmiechnął się, ukazując rząd równych, białych zębów.

– Panie – odpowiedziała, przyglądając mu się równie otwarcie. Niebieskie oczy i kasztanowe włosy ze złotymi refleksami. Z przyjemnością zauważyła, że górował nad nią wzrostem, chociaż wiedziała, że jest wysoka jak na dziewczynę. Miał opalone ręce i twarz, co oznaczało, że wiele czasu spędzał na świeżym powietrzu. Sprawiał wrażenie dobrze zbudowanego i dobrze wychowanego.

– Tuszę, że znalazłem uznanie w pani oczach, milady – mruknął cicho, tak że tylko Fortune słyszała jego słowa.

– Wywarłeś dobre pierwsze wrażenie, panie – odpowiedziała. William Devers roześmiał się. Nie lubił nieśmiałych i pruderyjnych kobiet, a spodziewał się właśnie kogoś takiego. Ucieszył się, że tak się nie stało. Dużo większą przyjemnością było poskramianie dzikiej kotki niż zabawa ze słodkim kociakiem. Ojciec powtarzał mu zawsze, że żona jest jak ulubione zwierzątko, pieszczone, chronione i wytresowane przez męża. Shane Devers twierdził jednak, że tresura jest znacznie przyjemniejsza w przypadku kobiety z charakterem. A Fortune Lindley z pewnością była pełną temperamentu klaczką.

– Napijmy się wina, żeby uczcić nasze spotkanie – powiedziała Jasmine. – Adali, dopilnuj, proszę, żeby przyniesiono beczułkę czerwonego wina z Archambault. Leżakuje w piwnicy już od paru lat i powinno być wyśmienite. Przynieś też słodkie wafle. Adali skłonił się.

– Tak jest, księżniczko, już pędzę. – I pospiesznie opuścił komnatę.

– Pani służący jest cudzoziemcem? – zapytała Jane Devers, nie mogąc pohamować ciekawości.

– Adali jest ze mną od dnia moich narodzin. Jest w połowie Hindusem, w połowie Francuzem, madam. Urodziłam się w Indiach. Jeśli uważasz Adalego za cudzoziemca, musisz i mnie uważać za cudzoziemkę, gdyż mój ojciec, Akbar, Wielki Mogol, był władcą Indii, matka zaś angielską szlachcianką o irlandzkich korzeniach. Była jego czterdziestą i ostatnią małżonką. Przybyłam do Anglii jako wdowa, mając szesnaście lat. Moim drugim mężem został markiz Westleigh, ojciec Fortune. Książę to mój trzeci małżonek. Nasz związek został zaaranżowany przez samego króla Jakuba i naszą kochaną królową Annę. Oboje już nie żyją, niech Bóg ma w opiece ich dusze – zakończyła Jasmine.

Ha! To powinno dać lady Jane do myślenia.

Ale lady Jane niełatwo było uciszyć.

– Trzech mężów, mój Boże! Zawsze uważałam, że jeden to aż nadto, madam. Ile ma pani dzieci, poza Fortune? – Uśmiechnęła się ponownie do dziewczyny.

– Cóż – zamyśliła się Jasmine, a James Leslie, widząc złośliwy błysk w oczach żony, wstrzymał oddech. – Troje z Lindleyem, dwie dziewczynki i jeden chłopiec, poza tym trzech chłopców i dziewczynka, która zmarła, z moim Jemmiem. – Rzuciła mężowi czułe spojrzenie. – I, oczywiście, mój syn ze zmarłym księciem Henrym. Był moim kochankiem pomiędzy drugim i trzecim mężem. Pamiętam go jako cudownego młodego człowieka. Nasz syn, Charlie Stuart, jest księciem Lundy.

– Urodziłaś bękarta? – wstrząśnięta Jane Devers pobladła.

– Pani! – zagrzmiał jej mąż, zawstydzony jej słowami.

– Królewski ród Stuartów zawsze był wspaniałomyślny w swoich laskach, prawda, Jemmie? – pogodnie rzekła Jasmine. – Poza tym, żaden potomek królewskich Stuartów nie jest uważany za trędowatego. Król uwielbia swojego bratanka, lady Jane. Charlie – go zapraszano na królewski dwór od dnia narodzin i traktowano jak każdego krewnego Stuartów. Chłopiec był pierwszym wnukiem starego króla. Jego dziadek tak się uradował jego przyjściem na świat, że obiecał nadać Charliemu tytuł książęcy w dniu, gdy chłopiec odziedziczy ziemie mojego dziadka de Marisco. I dotrzymał słowa. Och, Adali. Lady Jane, sir Shane, oto wino, które pochodzi z posiadłości rodziny mojego dziadka de Marisco we Francji. William Devers przyglądał się temu z rozbawieniem. Miał nadzieję, że jego przyszła żona okaże się równie zabawna, jak jej matka. Niemal wybuchnął śmiechem, gdy jego matka, zapominając o manierach, wzięła podany srebrny kielich i upiła duży łyk, zanim jeszcze wzniesiono toast. Przez całe życie usiłował zniszczyć jej niezwykłe opanowanie, ale nigdy mu się to nie udało. Nawet jego starszy brat Kieran nie potrafił jej otwarcie wyprowadzić z równowagi. To cudowne, że przyszła teściowa okazała się tak trudna.

– Za nasze dzieci – rzekła Jasmine, wznosząc kielich. – Miejmy nadzieję, że to będzie związek zgodny z wolą nieba.

– Za dzieci – zawtórowali sir Shane i książę Glenkirk. Jane Devers niemrawo uniosła swój kielich. Nagle ogarnęły ją ogromne wątpliwości, czy aby na pewno lady Fortune Lindley jest tą wymarzoną synową. Jej własny brat miał śliczną córkę, Emily Annę Elliot, która byłaby wręcz idealna dla Williama. Dzięki Bogu, że nic nie zostało jeszcze podpisane! Był jeszcze czas, żeby uchronić jej ukochanego chłopca przed wplątaniem się w ten okropny mezalians. Żadne pieniądze nie zrekompensują synowej, której bezwstydna matka urodziła bękarta. Nagle westchnęła i przyłożyła rękę do serca, gdy do komnaty wkroczył ksiądz w towarzystwie wielebnego Samuela Steena.

– Kuzynie! – zawołała Jasmine. – Chodź i napij się z nami wina. Ty także, Samuelu Steen. Adali, jeszcze dwa kielichy.

– Kuzyn? Shane! Nazwała księdza kuzynem! – lady Jane gorączkowo szepnęła do męża. – Jeśli jest protestantką, w jaki sposób jej kuzyn może być katolickim księdzem?

– Sam byłem katolikiem, zanim się z tobą ożeniłem, moja droga – przypomniał jej.

– Wiele angielsko – irlandzkich rodzin składa się i z katolików, i z protestantów. Nie przejmuj się. Wszystko, co widzę, przekonuje mnie, że to będzie dobra partia dla naszego Williama. Spójrz, oboje z dziewczyną nieźle się dogadują. Oczaruje ją w mgnieniu oka.

– Nie jestem już teraz taka pewna, czy to właściwy wybór. Swobodne obyczaje jej matki dają mi do myślenia. Może Emily Annę byłaby lepszą żoną dla Williama? A co będzie, jeśli ta Fortune Lindley okaże się podobna do swojej matki? Wzdrygam się na samą myśl o nieszczęściu, jakie sprowadzi na naszego syna.

– Przyznaję, że dziewczyna sprawia wrażenie żywej, ale nie ma nic złego w tym, że młoda istota jest wesoła i ma charakter – odpowiedział.

– Czemu nie mogła znaleźć męża w Anglii czy w Szkocji, Shane? Odpowiedz mi na to pytanie! Może ma już złą reputację, a my tutaj, na naszym odludziu, nic o tym nie wiemy i dowiemy się, gdy będzie za późno. Nerwowo wychyliła kielich.

– Adali, więcej wina dla lady Jane – zaszczebiotała Jasmine.

– Miej odrobinę litości, dziewczyno – cicho szepnął do żony James Leslie. – Nieszczęsna kobieta została już powalona na kolana.

– Popełniamy błąd. Nie chcę, żeby moja córka wychodziła za mąż za syna tej kobiety. Nie wiesz, czego się dowiedziałam dziś rano – odparła Jasmine.

– Ale mi opowiesz, tego jestem pewien – zaśmiał się książę. – Zapomnij o lady Jane, kochana Jasmine, i spójrz na swoją córkę. Nieźle się dogaduje z młodym Williamem. Decyzja należy nie do nas, lecz do Fortune. Za parę miesięcy skończy dwadzieścia lat, a odtrąciła już oświadczyny kilku szacownych młodzieńców w Anglii i w Szkocji. Wszyscy byli utytułowani! Jeśli ten młody człowiek jej odpowiada, to niech tak będzie.

– Zobaczymy, co się stanie – odrzekła Jasmine, ale istotnie spojrzała na Williama Deversa i córkę. Gdyby nie jego jasnoniebieskie oczy, w niczym nie przypominałby swojej matki. Jasmine uznała, że już sam ten fakt dobrze wróżył. Widziała, że miał mnóstwo uroku, ale Fortune nie da się zwieść nawet największemu czarowi. Jednak Jemmie miał rację, młodzieniec zdawał się autentycznie zainteresowany dziewczyną.

Jasmine postanowiła, że kupi im dom w Anglii. Przecież nie muszą mieszkać w Erne Rock. Była pewna, że młody Devers z przyjemnością przeniesie się do Anglii. Może gdzieś w pobliże Queen's Malvern albo Cadby, siedziby Henry'ego. Wtedy na pewno widziałaby ich co roku i mogłaby odwiedzać Fortune równie łatwo, jak Indię. Tak! W prezencie ślubnym podaruje im piękny dom w Anglii oraz Maguire's Ford.

– Masz ten błysk w oczach – zauważył jej mąż. – Co knujesz, moja kochana Jasmine?

– Nic – mruknęła. – Po prostu zastanawiam się, w jaki sposób zachować ciastko i zjeść je jednocześnie.

– Niech Bóg ma nas wszystkich w opiece. Jasmine przypomniała sobie o roli wzorowej gospodyni.

– Droga lady Jane – odezwała się. – Oczywiście zna pani naszego kochanego Samuela Steena. A to mój kuzyn, ojciec Cullen Butler.

– Milady – ksiądz uprzejmie się ukłonił. Ledwie zauważalnie kiwnęła mu głową.

– Świetnie, że znów pana widzę – rzekł Cullen Butler do Shane'a Deversa, ignorując lekceważące zachowanie lady Jane. Słyszał o niej i w najmniejszym stopniu nie czuł się urażony. Pomyślał złośliwie, że sam fakt przebywania razem z nim w tym samym pomieszczeniu musiał być dla niej niezwykle bolesny. I zaraz zaczął się zastanawiać nad pokutą, jaką sobie wyznaczy za swoją złośliwość. Najwyżej trzy zdrowaśki.

– Ojcze – powitał go głos sir Shane'a. – Chyba widziałeś się niedawno z Kieranem. – Jego słowa zabrzmiały niemal gorzko.

– Widuję go – odpowiedział. Nie było sensu jątrzyć rany. Ani on, ani Kościół nie był odpowiedzialny za decyzje Kierana Deversa.

– Nasi młodzi zdaje się przypadli sobie do gustu – zauważył wesoło wielebny Steen.

– Owszem – przytaknęli jego rozmówcy.

– Tworzą ładną parę, prawda? – dodał pastor Steen.

Jego uwaga spotkała się z potakującym pomrukiem.

– Żeby związek był udany, potrzeba czegoś więcej, niż tylko dwóch ślicznych twarzy – ostrym tonem rzuciła lady Jane.

– Oczywiście w pełni się z tym zgadzam – powiedziała Jasmine.

– Może lady Fortune zechce wziąć pana Williama na przejażdżkę po posiadłości – zaproponował Cullen Butler.

– Świetny pomysł! – zawołała Fortune. Sir Shane sprawiał miłe wrażenie, lecz nie mogła się przekonać do lady Jane, mimo jej słodkich słówek. Miała ochotę spędzić trochę czasu z przystojnym Williamem Deversem i przekonać się, czyjej się spodoba. I czy coś pomiędzy nimi zaiskrzy.

– Masz ochotę na przejażdżkę? – spytała.

– Nie mam konia. Przyjechaliśmy powozem – odparł. Wyglądał na rozczarowanego.

– Ale my mamy mnóstwo koni – roześmiała się Fortune. – Adali, idź do stajni i powiedz, że będą nam potrzebne dwa wierzchowce. Pójdę się przebrać w coś bardziej odpowiedniego na przejażdżkę. Mogę, mamo?

– Naturalnie – zgodziła się Jasmine. Rozumiała i aprobowała plan Fortune. Fortune wybiegła z komnaty, by parę minut później wpaść tam ponownie, z okrzykiem:

– Chodź, William!

Pospieszył za nią z uśmiechem, słysząc za sobą okrzyk zdumienia matki na widok stroju Fortune.

– Wasza córka jeździ okrakiem? W spodniach?

Nie dosłyszał riposty księżnej, ale podejrzewał, iż była cięta. Osobiście uważał, że Fortune wygląda czarująco w spodniach. Nie były wypchane, lecz dość dopasowane, podkreślając zgrabne nogi i pośladki. Ponadto Fortune miała na sobie granatową, jedwabną kamizelę bez rękawów ze srebrnymi guzikami, narzuconą na białą koszulę z bufiastymi rękawami. Całość prezentowała się zachwycająco.

Chłopiec stajenny trzymał dwa konie. Fortune od razu dosiadła srokatego wałacha. Drugi był wysoki, mocno zbudowany i lśniąco czarny. William wziął lejce od chłopca i wskoczył na siodło.

– Ma na imię Oberon – poinformowała Williama Fortune. – Chodź! Jedź za mną!

Przejechał za nią przez niewielki zamkowy dziedziniec, most zwodzony i wioskę, cały czas popędzając swojego wierzchowca, aż wreszcie się z nią zrównał.

– Nie dosiadasz klaczy?

– Nie. Nasz zarządca, Rory Maguire, uważa, że Piorun i ja jesteśmy dla siebie stworzeni. Lubię konie z temperamentem, a Piorun jest zwierzęciem z charakterem. Chętnie jeździć konno?

– Owszem. Ślęczenie nad rachunkami, co czyni mój ojciec, nie wydaje mi się najwspanialszą rozrywką.

– Dlatego mamy zarządcę majątku – rzekła Fortune.

– Nie boicie się, że was okradnie? Przecież jest Irlandczykiem – zapytał William Devers.

– Tak samo, jak ty – odparła. – Przynajmniej ze strony ojca.

– Zawsze uważałem się za Brytyjczyka.

– Urodziłeś się w Irlandii. Mieszkasz w Irlandii. Twój ojciec jest Irlandczykiem. Ty też jesteś Irlandczykiem – tłumaczyła mu Fortune z niezachwianą logiką. – Tymczasem mój rodowód jest trochę bardziej skomplikowany. Mój ojciec był Anglikiem. Mój ojczym jest Szkotem. Moja matka jest Hinduską po swoim ojcu, a Irlandką, Angielką i Francuzką po swojej matce. Jestem siostrzenicą władającego obecnie Wielkiego Mogoła, a moi przyrodni bracia Leslie są spokrewnieni z sułtanem ottomańskim. Mamy wyjątkowo pokręcone, skomplikowane i zawiłe drzewo genealogiczne, Williamie Deversie.

– Jesteś fascynująca – powiedział. – Nigdy w życiu nie spotkałem dziewczyny podobnej do ciebie. Dlaczego chcesz mnie poślubić?

– Nie wiem, czy chcę – szczerze wyznała Fortune. – Muszę znaleźć mężczyznę, którego pokocham, bo wyjdę za mąż tylko z miłości. Chyba to wszystko brzmi bardzo romantycznie i naiwnie, ale tak właśnie czuję, Williamie.

– Przyjaciele nazywają mnie Will. Mam nadzieję, że mnie pokochasz, Fortune, bo wydaje mi się, że już się w tobie trochę zakochałem. Jesteś taka pełna życia!

– Miło to słyszeć, Willu. – Uśmiechnęła się do niego, po czym zawołała: – Zobacz! Tam rośnie drzewo, na którym mama powiesiła zabójcę mojego ojca. To tamta sosna – pokazała ręką. – Podobno moja matka nawet się nie skrzywiła, tylko kazała go powiesić na pasku ojca i stała, przyglądając się, jak konał. W rzeczywistości to ją chciał zabić. Oboje z ojcem wybrali się na przejażdżkę i zatrzymali się, żeby porozmawiać z moją siostrą Indią, która była wówczas malutką dziewczynką. Chciała, żeby ją posadzono na koniu mamy, a kiedy mama pochyliła się do niej, padł strzał. Zginął ojciec. Ludzie, którzy zbiegli się z pól, widzieli błysk muszkietu na wzgórzu. Popędzili ile sił i złapali zbrodniarza. Był to zarządca, którego mama zwolniła. Okazał się na tyle bezczelny, że przyznał, iż chciał zgładzić ją, nie jego.

– Czemu go odprawiła?

– Był okrutny. Wypędził wieśniaków z Maguire's Ford tylko dlatego, że byli katolikami. Zamierzał zasiedlić wieś wyłącznie protestantami. Uważał, że mama jest zbyt pewna siebie, a ojciec przez nią opętany.

– Nie pochwalasz wypędzenia katolików.

– Nie, nie pochwalam. Czemu miałabym wyrzucać z domów ludzi tylko ze względu na ich religię?

– Zamordowaliby nas, gdyby tylko mieli okazję – odparł Will.

– Wiem, ale wy zrobilibyście to samo – odrzekła Fortune zdesperowanym głosem. – Uważasz mnie za głupią? Gniew i bigoteria są po obu stronach konfliktu. Rozumiem to, ale sądzę, że lepiej by było, gdyby Anglicy w Irlandii ograniczyli się jedynie do rządzenia krajem i zostawili wszystkich w spokoju. Ale nie. Anglicy muszą we wszystkim postawić na swoim, więc Irlandczycy opierają się z całych sił. To szaleństwo.

– Jak na tak młodą dziewczynę, dużo myślisz – zauważył.

– Nie podoba ci się, kiedy kobieta jest wykształcona, Willu?

– Zawsze mnie uczono, że miejsce kobiety jest w domu, gdzie powinna się zajmować nadzorowaniem służby i dziećmi. Jest odpowiedzialna za ich dobrobyt, a także ma za zadanie zadowalać swojego męża pod każdym względem i sprawiać, aby dom był dla wszystkich oazą spokoju.

– Czy tylko niewykształcona kobieta może realizować te wszystkie zadania? – zapytała z powagą Fortune. Spojrzała na niego, żeby móc obserwować jego twarz, gdy będzie udzielał odpowiedzi, i widzieć, czy nie kręci.

– Matka nauczyła moje siostry wszelkich spraw, związanych z prowadzeniem domu – zaczął.

– Czy umieją czytać? Albo liczyć? Czy znają jakiś obcy język? Czy znają historię swojego kraju i gdzie szukać na mapie Nowego Świata? Czy potrafią spojrzeć nocą w niebo i nazwać gwiazdy, Willu? – Fortune czekała na odpowiedź.

– Po co miałyby to umieć? – zdziwił się.

– Jeśli człowiek nie potrafi czytać i pisać, to w jaki sposób ma prowadzić domowe rachunki? Jeśli nie umie się liczyć, skąd można wiedzieć, czy zarządca majątku nie oszukuje? Znajomość obcych języków pozwala porozumieć się z Francuzami, Włochami, Niemcami. Natomiast znajomość całej reszty po prostu sprawia człowiekowi przyjemność, Willu. Wiedza daje moc. W mojej rodzinie wszystkie kobiety są wykształcone. Również zamierzam wykształcić moje córki i synów. Umiesz czytać i pisać, prawda?

– Oczywiście! – odpowiedział pospiesznie. – Ale moje siostry nie. Mary, Colleen i Lizzie są mężatkami. Niepotrzebna im taka edukacja, o której mówiłaś. Mojej matce z pewnością nie była do niczego potrzebna. Była jedyną córką i dziedziczką mojego dziadka Elliota. Mój ojciec szukał bogatej dziedziczki na żonę, bo miał dużo ziemi, ale mało pieniędzy. W ten sposób zawierane są małżeństwa, Fortune. I nie ma znaczenia, czy panna jest wykształcona, czy też nie. Najpierw liczy się jej majątek, potem dopiero wdzięk i uroda.

– I tak wolę być wykształconą kobietą. Kobiety w mojej rodzinie nie mają mężów, którzy szukają atrakcji poza domem, gdyż same są atrakcyjne i w sypialni, i poza nią – z dumą stwierdziła Fortune. – Doszły mnie słuchy, że twój ojciec ma kochankę. Will się zaczerwienił.

– Młode damy nie powinny rozmawiać o takich sprawach, ani nawet wiedzieć o nich. – Nagle się zaśmiał. – Jesteś bardzo otwartą dziewczyną.

– Wolałbyś, żebym udawała? Albo była nieśmiała i chichotała, jak tyle dziewcząt w czasie polowania na męża?

– Nie – odparł ku własnemu zaskoczeniu. Podobała mu się jej szczerość. Matce by się to nie spodobało, ale w końcu wybór nie należał do niej, lecz do niego. Nigdy wcześniej nie znał nikogo takiego jak Fortune Mary Lindley. Był nią całkowicie zafascynowany.

– Ile masz lat? – zapytał.

– Dziewiętnaście. A ty?

– Dwadzieścia trzy.

– Widzisz tamto wzniesienie? Ścigajmy się! – zawołała. Ruszyła do przodu na swoim rumaku, pędząc niby jakaś starożytna łowczyni.

Włosy wysunęły się z koka i powiewały dziko, unoszone pędem powietrza.

Popędził za nią. Ta płomiennowłosa piękność o zuchwałym języku nie tylko intrygowała go, ale również podniecała. Postanowił już, że zostanie jego żoną.

Pragnąłby jej nawet, gdyby nie miała złamanego grosza, choć może wtedy nie jako żony.

Fortune nie zamierzała pozwolić mu wygrać wyścigu. To nie byłoby w jej stylu. Ścigała się, żeby zwyciężyć. Piorun wielkimi, dudniącymi krokami pokonywał odległość, ale przez cały czas słyszała za plecami tętent czarnego konia. Pochyliła się nisko nad grzbietem wierzchowca, zachęcając go do szybszego biegu. Na twarzy czuła zimne, wilgotne powietrze. Zaczynało się chmurzyć. Fortune zdążyła pomyśleć, że zaraz się rozpada, gdy Piorun wspiął się na wzgórze i omal nie zderzył z nadjeżdżającym z przeciwnej strony jeźdźcem. Oba konie zatrzymały się raptownie.

– Kieran! – usłyszała za sobą głos Williama Deversa, który właśnie wjechał na wzgórze. – To jest lady Fortune Lindley. Fortune, to mój przyrodni brat, Kieran Devers.

Wysoki, szczupły, ciemnowłosy jeździec obrzucił ją zuchwałym spojrzeniem.

– Prawdziwa awanturnica z ciebie – powiedział, wyciągając rękę, żeby dotknąć pukla jej płomiennorudych włosów.

– A ja słyszałam, że jesteś głupcem – gniewnie rzuciła Fortune. Roześmiał się i zwrócił do Williama:

– Czy twoja matka aprobuje ją, Willy?

– Aprobuje mój posag – odparowała Fortune. – Ale wybiega pan zanadto w przyszłość, panie Devers, bo jeszcze nie odbyły się żadne zaręczyny i nie dojdzie do nich, jeśli się na nie nie zgodzę.

– Nie żeń się z nią, Willy – poradził Kieran bratu.

– Będziesz miał z nią pełne ręce roboty, już to widzę.

– Roześmiał się ponownie, widząc oburzenie na twarzy dziewczyny. – Sądzę, że twoja kuzynka, Emily Annę Elliot, byłaby dla ciebie o wiele lepszą żoną niż ta dzika kotka.

– Kieran! – zawołał zaniepokojony William. Z zaczerwienioną twarzą odwróci! się do Fortune.

– Mój brat tylko żartuje. Ma dość specyficzne poczucie humoru. Wybacz mu, proszę. Nie chciał nic złego.

– Absolutnie – potwierdził Kieran Devers, posyłając jej przekorny uśmiech. – Absolutnie nic złego, lady Fortune. Wbiła w niego wzrok. Widziała w jego oczach złośliwy błysk. Miał ciemne oczy. Ciemnozielone. I był nieprzyzwoicie przystojny. Przystojniejszy nawet od swojego młodszego brata. W porównaniu z pełnymi ogłady manierami Willa wyczuwało się w nim jakąś niefrasobliwość. Nigdy by się nie domyśliła, iż są braćmi. William Devers był podobny do ojca. Wysoki, dobrze zbudowany i krzepki, miał jasnoniebieskie oczy swojej matki i kasztanowozlociste włosy. W okrągłej twarzy uwagę zwracał zgrabny nos, małe usta i szeroko rozstawione oczy. Tymczasem jego brat był wyższy, miał pociągłą twarz z mocno zarysowaną szczęką i niby wykutym w granicie nosem. W jego wyglądzie było coś dzikiego, nieokrzesanego, gdy tymczasem jego brat stanowił wzór kulturalnego dżentelmena. Kieran wyglądał na niebezpiecznego i nie można go było tolerować.

– Dlaczego przyjechałeś? – zapytał William.

– Pomyślałem, że dobrze będzie, jeśli sprawimy wrażenie szczęśliwej rodziny i książę Glenkirk zobaczy, że nie obchodzą mnie ziemie mojego ojca. Należą do ciebie, braciszku, wraz z moim błogosławieństwem. A więc, milady – zwrócił się do Fortune – William Devers nie pójdzie do ołtarza bez grosza. Czy jesteś z tego zadowolona? – Zielone oczy patrzyły na nią szyderczo.

– Jego bogactwo nic mnie nie obchodzi – pogardliwie rzuciła Fortune. – Za mój osobisty majątek mogłabym kupić wiele takich majątków, jak ten w Lisnaskea, należący do Deversów. Szukam człowieka, którego mogłabym pokochać, ty gburze! Szarpnęła za cugle Pioruna i pogalopowała w stronę zamku.

– Co za ogień! – z podziwem rzekł Kieran Devers. – Jeśli ją zdobędziesz, będziesz miał szczęście, Willy. Rude włosy i gorący temperament! W łóżku będzie jak tygrysica. Nie jestem pewien, czy zasługujesz na taką nagrodę. Twoja mama nie polubi tej dziewczyny. Jestem pewien, że woli Emily Annę, tylko że biedna Emily nie jest dość bogata, czyż nie? – Roześmiał się.

– Fortune jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką zdarzyło mi się spotkać, i jakże interesującą. Mówi, co tylko przyjdzie jej do głowy – powiedział William.

– Zauważyłem. Obaj bracia zjechali ze wzgórza i przez łąki skierowali się do wioski. Gdy podążali główną drogą Maguire's Ford, parę młodych kobiet zawołało coś na powitanie do Kierana Deversa, który odpowiedział każdej, z uśmiechem kiwając głową i zwracając się do dziewcząt po imieniu. William uniósł brwi. Nie miał pojęcia, że eskapady Kierana, jak nazywała je matka, sięgały aż do Maguire's Ford.

Na dziedzińcu zamkowym powitał Kierana rudowłosy dżentelmen.

– Kieran, chłopcze, jak się masz? – zagadnął Rory Maguire. – A to chyba jest twój młodszy brat, prawda? Witam, panie Williamie. Jestem Rory Maguire, zarządca majątku jej książęcej mości.

– Rory, świetnie wyglądasz, jak zawsze. Słusznie się domyśliłeś, to jest młody Willy – odpowiedział Kieran Devers, zsiadając z konia.

– Nie było cię w sali zamkowej – zauważył William.

– Owszem, nie było mnie tam, ze względu na twoją matkę, bo wszyscy wiemy, co myśli. Uważałem, że da radę znieść najwyżej obecność ojca Cullena, kuzyna lady Jasmine. – Słowa te wypowiedziane zostały z humorem i mrugnięciem okiem. William Devers się roześmiał.

– To prawda – zgodził się. Doszedł do wniosku, że podoba mu się ten Maguire. Oczywiście matka zdążyła mu już powiedzieć, że gdy zostanie panem Erne Rock, najodpowiedniejszym zarządcą będzie ich kuzyn, James Dundas, porządny protestant. Jednak Fortune dała mu do myślenia, pytając, dlaczego ktoś dobrze wykonujący swoją pracę miałby być dyskryminowany ze względu na wyznawaną religię. A poza tym James Dundas nie miał pojęcia o koniach i bał się ich. William zsunął się z siodła, mówiąc:

– Chodź, Kieranie, zaskoczymy mamę Jane Annę Devers rzeczywiście zaskoczył widok pasierba, wchodzącego do głównej sali zamkowej w towarzystwie swojego przyrodniego brata. Przynajmniej był przyzwoicie ubrany i sprawiał wrażenie, iż jest w dobrym humorze. Miała nadzieję, że nie przyjechał tutaj, by spłatać jakąś diabelską sztuczkę.

– Kieran, kochanie – zaszczebiotała, gdy się do niej zbliżył.

– Pani, wyglądasz prześlicznie, jak zawsze – powiedział starszy z braci Devers, nachylając się i całując jej dłoń. Następnie odwróci! się i ukłonił pięknie księżnej Glenkirk, siedzącej obok jego macochy.

– Jestem Kieran Devers, wasza miłość. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale nie mogłem pohamować ciekawości. Przybyłem, żeby służyć wsparciem mojemu bratu Williamowi w jego staraniach o względy pani prześlicznej córki, którą poznałem właśnie przed chwilą. – Ucałował dłoń Jasmine.

– Jest pan mile widziany w Erne Rock, Kieranie Deversie – odparła Jasmine. – Adali, przynieś wino dla pana Deversa. Dotrzyma nam pan towarzystwa? – Wskazała mu krzesło przy kominku. Pomyślała, że jest z niego przystojny diabeł. Czy istotnie przywiodła go tu jedynie ciekawość, czy też coś knuł? Uśmiechnęła się. – Czy kiedykolwiek był pan już w Erne Rock? Słyszałam, że pańska matka, zanim poślubiła pana ojca, nosiła nazwisko Maguire.

– To moja pierwsza wizyta w Erne Rock – odpowiedział Kieran. – Dziękuję – zwrócił się do Adalego, który podał mu kieliszek wina.

– Spotkaliśmy Kierana na przejażdżce – wyjaśnił William.

– Już nam to wyjaśnił, kochanie – cierpliwie powiedziała lady Jane. Boże! Czy William musi wychodzić na głupca przy księżnej? – Jestem pewna, że nie będzie mógł zostać, kiedy już zaspokoił swoją ciekawość. Gdzie jest Fortune?

– Ależ skądże! Pani pasierb musi zatrzymać się u nas przynajmniej na jedną noc – odpowiedziała Jasmine. – Zawsze byłam znana z gościnności, moja droga lady Jane. Miło mi będzie gościć pani rodzinę. Mam nadzieję, że później poznam również państwa córki.

– Tylko Colleen jest w Irlandii – rzekła lady Jane. – Mary i moja Bessie są w Anglii, gdzie mieszkają ich mężowie. Colleen zamieszkuje pod Dublinem, w Pale. Jej mąż ma tam niewielką posiadłość. Tylko ona będzie w stanie przyjechać na wesele.

– Jeśli będzie wesele – zauważyła Jasmine. Kieran Devers spostrzegł, że macocha lekko pobladła. A więc to, co Jane Annę Devers uważała za pewnik, wcale nie było przesądzone. Ciekawe. Dziewczyna była niezwykle atrakcyjna ze względu na swoje bogactwo, o urodzie nie wspominając, ale Jane Annę była przekonana, że z jakichś powodów Fortune nie mogła wyjść za mąż w Anglii i dlatego rodzina Lesliech przybyła do Irlandii w poszukiwaniu tu męża dla córki. Zdaniem jego macochy angielski małżonek był najbardziej pożądanym kandydatem. Udało jej się wydać za mąż za Anglika jego starszą siostrę Moire, którą od dnia ślubu z ich ojcem nazywała Mary, oraz własną córkę Bessie. Jednak Colleen wymknęła się jej i zakochała w sir Hughu Kellym. Na szczęście Hugh miał matkę Angielkę i był protestantem, więc Jane Annę łaskawie zgodziła się na jeden irlandzki ożenek w rodzinie.

– Oczywiście, że będzie wesele – z uśmiechem rzekł William. – Zamierzam zdobyć względy Fortune. Jest cudowną dziewczyną i już ją uwielbiam!

– Kogo uwielbiasz? – zapytała Fortune, wchodząc do komnaty w czystej zielonej sukni, z gładko zaczesanymi włosami podtrzymywanymi złocistą siatką.

– Ciebie, naturalnie – szczerze odparł William. Fortune uśmiechnęła się.

– Jesteś głupcem, Willu Deversie – skarciła go, ale Kieran zauważył, że zrobiła to łagodnym głosem.

Kieran w myślach zachęcił młodszego braciszka, żeby wypróbował na dziewczynie swój czar. Ale kiedy ponownie zerknął na Fortune Lindley, która z niesfornego łobuziaka przedzierzgnęła się w elegancką, młodą dziewczynę, pomyślał nagle, że jest zbyt wielkim wyzwaniem dla młodszego brata. Ich małżeństwo postawiłoby Willa w niezwykle trudnym położeniu. Znalazłby się pomiędzy silną matką, która przez całe życie mówiła mu, co ma robić i myśleć, a upartą młodą żoną, która z pewnością sama decydowała o swoim życiu i która będzie chciała kierować także jego poczynaniami. Wojna, która wybuchnie pomiędzy obiema kobietami, zabije jego miłego przyrodniego braciszka.

Głos wewnętrzny podpowiadał mu, że powinien się przyznać przed samym sobą. Dziewczyna zaintrygowała go i chciałby ją mieć dla siebie. Chciałby ją mieć nawet wówczas, gdyby niczego nie posiadała. Ale Fortune Lindley to bogata dziedziczka i pewnie uważa się za zbyt dobrą dla takich jak on. Jest dumną jędzą, ale zarazem romantyczką. Osobiście powiedziała mu, że wyjdzie za mąż tylko z miłości. Jednak on niczego nie mógłby jej zaoferować, nie mógł więc poślubić bogatej dziedziczki. Inni mężczyźni pewnie by próbowali, lecz Kieran Devers był równie dumny, jak lady Fortune Lindley.

– Brat Williama zostanie u nas na noc – zwróciła się Jasmine do córki. – To bardzo miłe, prawda, kochanie?

Fortune uśmiechnęła się z trudem. Wyraz jej twarzy wyraźnie mówił, że wcale nie uważa tego za miłe wydarzenie. Jak ten intruz śmiał wciskać się do ich małej grupy w czasie, gdy usiłowała dowiedzieć się czegoś więcej o Willu? Fortune nie była zachwycona. William Devers wydawał się miłym młodzieńcem, ale miał takie niedzisiejsze poglądy, okropną matkę i brata łajdaka. Nie wywołał w niej przyspieszonego bicia serca, czego się spodziewała po miłości swojego życia.

Jego starszy brat budził w niej silniejsze emocje.

Fortune wstrzymała oddech. O Boże! Zerknęła ukradkiem na Kierana Deversa i zamarła, widząc, że patrzy na nią i do niej mruga. Poczuła, że policzki zaczynają jej płonąć, i pospiesznie opuściła głowę. To niemożliwe! Kieran Devers był wielce nieodpowiedni i, co gorsza, był praktykującym katolikiem. Will Devers dużo bardziej nadawał się na męża. Pewnego dnia odziedziczy ziemie i stada swojego ojca, ona zaś wpłynie na niego, żeby był nieco mniej staroświecki w swoich poglądach. W Szkocji i w Anglii nie było nikogo, na kim by jej zależało. Za parę miesięcy skończy dwadzieścia lat. Jeśli nie William Devers, to kto?

Na pewno nie ów ciemnooki przyrodni brat Willa.

Była przekonana, że Kieran Devers nie jest człowiekiem godnym zaufania. Przecież zrezygnował z dziedziczenia majątku po ojcu wyłącznie z powodu religii. Jaki człowiek może być takim głupcem? Cichy głos w jej głowie podpowiadał, ze uczciwy. Fortune pomyślała, że nawet jeśli Kieran jest uczciwy, nie interesuje jej podniecające życie, w którym nie będzie mogła przewidzieć, co przyniesie następny dzień. A takie życie będzie wiodła kobieta u boku Kierana. Fortune pragnęła stabilizacji, nie przygody.

– Mamo, czy Will może siedzieć koło mnie przy kolacji? – zapytała słodkim, proszącym tonem.

Im szybciej przełamie swoją rezerwę wobec Williama Deversa, tym szybciej się pobiorą.

– Oczywiście – odrzekła Jasmine, zastanawiając się, o co chodzi córce.

Widziała, jak Kieran Devers zaczepia Fortune, budząc w dziewczynie popłoch. Potem na twarzy córki pojawił się wyraz zastanowienia. O czym myślała? Jasmine doszła do wniosku, że jeśli Fortune wcale nie jest pewna swojej decyzji i zmusza się do poślubienia Williama, może to jedynie doprowadzić do nieszczęścia.

Jasmine postanowiła więc w myślach, że posadzi Williama po prawej ręce Fortune, a Kierana po lewej. Ostatnio, w czasie, gdy spokojniej podchodziła do kwestii małżeństwa, Fortune oświadczyła, że wyjdzie za mąż jedynie z miłości. Co się stało z jej praktycznym, rozsądnym dzieckiem? Zawsze jednak lepsza miłość do nieodpowiedniego mężczyzny niż długie, nieszczęśliwe życie z odpowiednim. Jeśli Fortune była zainteresowana Kieranem, lepiej żeby zdała sobie z tego sprawę teraz i nie wychodziła za mąż za Williama tylko dlatego, że był właściwą partią. Jej córka potrafiła być uparta. Jasmine uśmiechnęła się do siebie, myśląc jednocześnie, że łajdak bywa dużo ciekawszym kochankiem niż dobrze wychowany dżentelmen. Doszła do wniosku, że nie może pozwolić córce na popełnienie błędu. Nie może!

Oczywiście, gdyby Jemmie dowiedział się, co się dzieje, byłby wściekły, pomimo swojej obietnicy, że pozwoli Fortune na samodzielne podejmowanie decyzji. Będzie musiała ukrywać przed nim prawdę, jak długo się da.

– Adali – zawołała. – Zanieś rzeczy pana Kierana do pokoju pana Williama. Mogą dzielić pokój i łoże. Na pewno robili tak już przedtem. Erne Rock jest takie małe, ale to cudowne miejsce dla młodej pary i dzieci. Zgadza się pani ze mną, lady Jane?

– Sądziłam, że William i jego żona zamieszkają z nami w Mallow Court. Przecież pewnego dnia będzie to posiadłość Williama, czyż nie, Kieranie?

– Naturalnie, pani – przytaknął pogodnie Kieran.

– Jeśli dojdzie do ślubu – zaczęła Jasmine, ponownie napełniając serce lady Jane obawą – uważam, że młoda para powinna zamieszkać sama w swoim domu. Fortune nie musi mieszkać z krewnymi swojego męża. W Irlandii będzie miała Erne Rock, zaś ja wraz z księciem oczywiście zadbamy o odpowiedni dla niej dom w Anglii – albo w pobliżu siedziby jej brata w Cadby, albo koło Queen's Malvern, majątku jej przyrodniego brata. – Uśmiechnęła się szeroko. – Będziemy chcieli przedstawić ich na dworze.

– Mamo, wiesz przecież, że nie cierpię dworu – zawołała Fortune.

– Jeśli chcesz odnieść sukces ze swoją hodowlą, musisz nawiązać właściwe znajomości, kochanie – przypomniała jej Jasmine. – Nie możesz traktować swoich udziałów w naszej rodzinnej spółce handlowej jak jedynego źródła utrzymania. Chyba nie sądziłaś, że przywiozę cię do Irlandii i zostawię tutaj?

– Nie miałam pojęcia – odpowiedziała Fortune, zdziwiona słowami matki James Leslie i sir Shane weszli do głównej sali. Siedzieli zamknięci w bibliotece, omawiając warunki ewentualnego ślubu ich dzieci. Kieran Devers podniósł się i przywitał z ojcem. Potem, gdy ojciec przedstawiał go Jamesowi Leslie, ukłonił się księciu. Książę dostrzegł w Kieranie Deversie nieujarzmionego Celta i natychmiast poczuł do niego sympatię. Oczywiście chłopak był głupcem, oddając przysługujące mu dziedzictwo, ale trzeba było podziwiać jego wiarę i wytrwałość w trzymaniu się tego, co uważał za słuszne.

– Zadowolony jesteś ze swoich decyzji, chłopcze? – zapytał książę.

– Tak, wasza miłość – odpowiedział Kieran Devers, świetnie wiedząc, czego dotyczyło pytanie. – Mallow Court należy do mojego brata i z radością zrzekłem się go na jego rzecz.

– Ale zostałeś tutaj. – James Leslie był zaintrygowany.

– Chwilowo – odparł Kieran Devers. – Czuję, że moje miejsce na świecie znajduje się gdzieś indziej, ale na razie nie mam pojęcia gdzie. Muszę poczekać, a we właściwym czasie opatrzność mnie tam zaprowadzi. James Leslie skinął głową. Dziwne, ale rozumiał dokładnie, o czym ten młody człowiek mówi. Irlandczycy byli jeszcze bardziej szaleni niż Szkoci. Skoro Kieran Devers czeka! na objawienie, w końcu na pewno się go doczeka.

– Obiad podany, milordzie – odezwał się Adali.

– Panowie – rzekł książę i poprowadził gości do stołu.

ROZDZIAŁ 4

Williama Deversa zaskoczyło, jak szybko zdołał się zakochać w Fortune Lindley. Tak, był pewien, że jest w niej zakochany. Była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Podobały mu się jej ogniście rude włosy, bez względu na to, co mówiła jego matka, a lady Jane miała wiele do powiedzenia po powrocie do domu. W powozie zachowywała się spokojnie, gdy wracali do Lisnaskea, okrążając jezioro. Zupełnie jakby się obawiała, że księżna może ją usłyszeć. William był zdumiony, że matka została tak zastraszona przez Jasmine Leslie. Sam patrzył na księżnę z przyjemnością i uważał, że jest czarująca w obejściu. Poślubię Fortune najszybciej, jak tylko się da – oświadczył rodzicom, gdy wieczorem zasiedli w domu przy kominku.

Nie – powiedziała matka – nie poślubisz jej! Wypowiada się o wiele zbyt śmiało jak na kobietę. Typowa wykształcona, szlachetnie urodzona sawantka. To nie jest dziewczyna dla ciebie. Twoja kuzynka, Emily Annę, jest dużą lepszą partią Williamie. Może nie jest tak bogata jak Fortune Lindley, ale żadne pieniądze nie zrekompensowałyby nam wejścia lady Fortune do naszej rodziny!

Jestem tego samego zdania – wsparł macochę Kieran Devers. – Pierwszy raz w czasie całej naszej znajomości zgadzam się z tobą pani. Doprawdy? – Jane Devers była podejrzliwa. – Czemu, u licha, miałbyś się ze mną zgadzać, Kieranie? Niewątpliwie nigdy dotąd nie zgadzałeś się ze mną w niczym, chociaż robiłam, co tylko mogłam, żeby dać ci właściwe wychowanie, pomimo twoich katolickich skłonności.

Roześmiał się. Istotnie wypełniała swoje obowiązki jako macocha, przynajmniej oficjalnie, musiał też przyznać, że nigdy nie była okrutna. Nic nie mogła poradzić na to, że wolała swojego syna. Dziwne, ale Kieran nie czuł się specjalnie przywiązany do swojego domu. Gdzieś w świecie czekało na niego coś innego.

– Zgadzam się z pani wnioskami, bo są poprawne, madam. Fortune Lindley jest piękną, zepsutą dziewczyną wysokiego rodu. Zniszczy Williama, wcale tego nie chcąc. Tymczasem kuzynka Emily Annę od dziecka kocha naszego Willa. Jest o prawie trzy lata młodsza od lady Fortune. Będzie zachwycona, mogąc mieszkać w Mallow Court i słuchać twoich wskazówek. Nie tak, jak lady Fortune.

– Sam jej pragniesz! – oskarżył William brata. – Chcesz jej dla siebie, Kieranie. Nie myśl, że tego nie widzę! – Twarz poczerwieniała mu z gniewu.

– Owszem, przyznaję, że mnie intryguje, ale dzikość zawsze mnie fascynowała, Willy. Wątpię jednak, żeby książę Glenkirk, w którego żyłach płynie królewska krew i którego łączą bliskie związki z monarchą, chciał wydać swoją piękną i bogatą córkę za kogoś takiego, jak ja. Nie tak zawiera się związki w towarzystwie. Jak doskonale wiesz, nie mam nic, co mógłbym zaoferować szanowanej kobiecie. Toteż mogę sobie jej pragnąć, a i tak jej nie dostanę. Ty zaś nie bądź głupi i nie proś o jej wyperfumowaną rączkę.

– Poproś o nią. – William Devers zwrócił się do ojca. – Poproś, bo jeśli tego nie zrobisz, opuszczę ten dom i już nigdy nie wrócę!

– Kochanie! – Lady Jane dotknęła twarzy syna. William odskoczył od niej jak oparzony.

– Fortune Lindley będzie moją żoną! Po ślubie zamieszkamy w Erne Rock i w Anglii, bo to się jej spodoba. Nigdy więcej moja noga nie postanie w tym domu, dopóki nie umrzesz, madam. Nigdy więcej nie będziesz mną rządzić!

– Ale jej na to pozwolisz – warknęła jego matka.

– Ma mi więcej do zaoferowania niż ty, mamo – odparował.

Efekt był druzgocący. Lady Jane wybuchnęła płaczem.

– Opętała go! – łkała na krzepkim ramieniu męża. – Mój syn nigdy nie odzywał się do mnie w taki okropny sposób. Opętała go!

– Nie bądź głupi, Willy – skarcił młodzieńca Kieran. – To prawda, że ta dziewczyna jest śliczna, ale nie nadaje się dla ciebie. Nie przychodzi mi do głowy nic, co moglibyście mieć ze sobą wspólnego. O czym byś z nią rozmawiał?

– Rozmawiał? Nie chcę z nią rozmawiać. Cholernie dobrze wiesz, co chcę z nią robić! – padła gniewna odpowiedź.

– Och! – zszokowana lady Jane opadła na ramię męża. Sir Shane stłumił śmiech.

– Uważaj co mówisz, smarkaczu – złajał Williama. Tymczasem Kieran roześmiał się, czym zasłużył sobie na wściekłe spojrzenie zdenerwowanej macochy.

– Wychowałaś go na uczciwego człowieka, madam – rzekł, wzruszając ramionami.

– Jeśli naprawdę tego chcesz, Williamie, poproszę księcia Glenkirka o rękę jego córki – oświadczył sir Shane wzburzonemu synowi.

– Jeśli to uczynisz, nigdy ci tego nie wybaczę – zawołała jego równie poruszona małżonka. – To okropna dziewczyna! Okropna! Okropna! Okropna!

– Uspokój się, madam – powiedział Kieran i ku zaskoczeniu macochy otoczył ją ramieniem w pocieszającym geście. – Jest wielce nieprawdopodobne, żeby Fortune Lindley zaakceptowała oświadczyny Willa, a słyszeliśmy przecież, że ostateczna decyzja należy do niej.

– Naprawdę tak myślisz, Kieranie? – Jane Devers głośno pociągnęła nosem.

– Tak, madam.

– Chcesz powiedzieć, że masz taką nadzieję? – parsknął William. – Fortune zostanie moją żoną! Nie przyjmę jej odmowy.

– Będziesz musiał, ty głupcze! – odparował starszy brat. – Na miłość boską, Willy, jeśli zrobisz z siebie widowisko w sprawie tej dziewczyny, Emily Annę cię nie zechce. Zachowuj się jak Devers z Lisnaskea, a nie jakiś skamlący, rozgrymaszony angielski milord! – Zwrócił się do ojca: – Może byłby to właściwy moment, żeby Willy odwiedził kontynent i zobaczył, jak żyje reszta świata. Jane Devers oderwała się od pasierba.

– O tak, Shane! – zawołała do męża. – Najpierw mógłby pojechać do Londynu, odwiedzić siostry i ich rodziny. Pojadę z tobą, Williamie! Ostatni raz byłam w Londynie jako mała dziewczynka. – Klasnęła w ręce niczym podniecone dziecko. – Pojedźmy wszyscy! Ty też, Kieranie. W tym momencie serce przepełniała jej życzliwość i dobra wola. To był wyśmienity pomysł. Odciągnie syna od Fortune Lindley. Kiedy wrócą, dziewczyna na pewno już dawno wyjedzie ze swoją rodziną do Szkocji. A Emily Annę Elliot będzie czekała.

– Oczywiście, będzie mi potrzebna nowa garderoba. Ciekawe, czy Colleen ma w Dublinie dobrą krawcową, która chciałaby przyjechać do Ulsteru. Muszę do niej napisać jeszcze dzisiaj. – Pospiesznie opuściła pokój.

– Złóż propozycję księciu – nieubłaganie powtórzył William Devers. Kieran Devers podszedł do stołu i wlał do trzech cynowych kubków podwójne porcje whisky. Jeden wręczył ojcu, drugi młodszemu bratu, ostatni zaś zatrzymał dla siebie.

Shane Devers wypił duszkiem ognisty płyn, który paląc go w przełyku, spłynął do żołądka niby płynna lawa.

– Posłuchaj, zanim posuniesz się dalej – zwrócił się do swojego spadkobiercy. – Rozmawiałem z księciem pierwszej nocy naszego pobytu w Erne Rock.

Warunki twojego małżeństwa z lady Fortune byłyby, delikatnie mówiąc, bardzo dziwaczne. Książę stwierdził, że to typowe warunki kontraktu małżeńskiego dla kobiet w ich rodzinie. Otrzymałbyś posag w złocie, w wysokości ustalonej przez obie nasze rodziny. Natomiast reszta majątku lady Fortune i jej ziemie pozostałyby w jej rękach. Nie miałbyś nic do powiedzenia w sprawie zarządzania majątkiem, Williamie.

– Ale gdyby zaczęła trwonić majątek, jak każda kobieta, która miałaby taką okazję? Kobiety nie mają pojęcia, jak zarządzać swoimi pieniędzmi na drobne wydatki, a co dopiero mówić o ogromnym majątku, tato. Spójrz, jak mama zawsze przychodzi do ciebie, żeby wyciągnąć dodatkowe pieniądze, bo w kilka dni wydała całe swoje miesięczne kieszonkowe – mówił William.

– Jak twierdzi ojczym lady Fortune, dziewczyna zarządzała swoimi pieniędzmi od dwunastego roku życia. Nauczyła ją tego przed śmiercią jej prababka, słynna Skye O'Malley, która, jeśli wierzyć plotkom, była zaufaną królowej Bess. W ciągu ostatnich dwóch lat dziewczyna podwoiła swój majątek, Williamie. Nie jest głupia. Uważasz, że mógłbyś mieć za żonę kobietę, która nie potrzebowałaby twojej rady, jak pilnować interesów? W końcu nie masz o tym zielonego pojęcia. Ta dziewczyna wychowała się w bogatej, arystokratycznej rodzinie i do tego jest mądra. Nie zadowoli jej siedzenie w domu, zarządzanie gospodarstwem i rodzenie ci dzieci. W przeciwieństwie do twojej matki, nie kieruje mną zazdrość i inne nieopanowane emocje, ale ja również uważam, że to małżeństwo nie będzie dla ciebie dobrą rzeczą. Jednak, jeśli wiedząc to wszystko, nadal będziesz chciał, żebym poprosił księcia Glenkirka o rękę córki, zrobię to, mój synu.

– Proś go – przez zaciśnięte zęby rzucił William Devers. Kieran Devers wzruszył ramionami i nalał sobie następny kubek whisky.

– Chcesz się z nią przespać i nie potrafisz znaleźć innego sposobu, żeby to zrobić, tylko ożenić się z nią – rzekł z naganą. – Znam dziewczynę, która tak bardzo cię zadowoli, że kompletnie zapomnisz o Fortune Lindley.

– Chcesz jej dla siebie – powtórzył ze złością brat.

– Gdybym jej pragnął, już bym ją miał, Willy – z brutalną szczerością odparł Kieran Devers. – Ale dziewice mnie nie interesują.

– Ty draniu! – wrzasnął William i próbował uderzyć brata, który jednak był szybszy, przycisnął obie ręce Williama do tułowia i ostrzegawczo pokręcił głową.

– Zachowuj się grzecznie, Willy, bo mama nie zabierze cię do Londynu.

– Zostaw go, Kieran – nakazał starszemu synowi ojciec. – Ty zaś – zwrócił się ostro do młodszego potomka – trzymaj ręce przy sobie! Nie pozwolę, żeby moi synowie bili się ze sobą jak dzikusy.

– Poprosisz księcia o rękę córki? – zapytał William, wyswobadzając się z uchwytu starszego brata.

– Jutro rano poślę umyślnego do Erne Rock – obiecał synowi Shane Devers.


*

– Milordzie, właśnie przyszedł list z Mallow Court – rzekł Adali, następnego dnia rano wchodząc do głównej komnaty zamkowej.

Książę wziął złożony pergamin, złamał pieczęć i przebiegł wzrokiem treść notatki.

– Poprosili o rękę Fortune – powiedział. Następnie zwrócił się do swojej pasierbicy: – I co ty na to, dziewczyno? Chcesz go, czy nie? Jasmine wstrzymała oddech.

– Wiem, że powinnam przyjąć jego oświadczyny, tato – zaczęła. – To rozsądne, zważywszy, że jestem coraz starsza.

– Ale nie przyjmiesz jego oświadczyn, prawda, dziecko? – powiedział James Leslie. Fortune przecząco pokręciła głową.

– Nie, odmówię mu. Biedny Will. Wiem, że nie obchodzą go moje pieniądze. Jest przystojny i pewnego dnia odziedziczy ładną małą posiadłość. Ale jest to najnudniejszy mężczyzna, jakiego zdarzyło mi się spotkać w życiu. Zaś jego poglądy na temat kobiet są bardzo staroświeckie. Kobiety powinny siedzieć w domu, mieć dzieci i z uwielbieniem słuchać każdego słowa wypowiadanego przez męża. Jest kiepsko wykształcony. Poza jazdą konno nie ma żadnych zainteresowań, ale konie są dla niego jedynie środkiem transportu. Zupełnie nie pociąga go myśl o hodowli zwierząt na sprzedaż. Powiada, że należy to pozostawić Maguire'owi. Nie znalazłam z nim żadnego wspólnego tematu, chociaż próbowałam. Skoro mam pozostać starą panną, to zostanę nią, wolę bowiem iść do grobu jako dziewica, niż wyjść za mąż za tego przystojnego prostaka! Jasmine głośno odetchnęła.

– Dzięki Bogu! Tak bardzo się bałam, że postanowisz postąpić tak, jak należy, kochanie i że uczyni cię to nieszczęśliwą.

– No tak – ze zdumiewającym spokojem rzekł James Leslie. – Co więc mamy teraz zrobić?

– Sądzę, że przez kilka miesięcy powinniśmy pozostać w Irlandii – zaproponowała Fortune.

– Dobrze – zgodziła się Jasmine. – Musimy też dopilnować, żeby młody William nie poczuł się zakłopotany twoją odmową, kochanie. Trzeba podkreślić, że po prostu nie pasujecie do siebie i że nasze rodziny pozostaną w przyjaźni, pomimo obopólnego rozczarowania.

– Zgadzam się – rzekł James Leslie. – Osobiście doręczymy naszą odmowę. Nie chcę stawiać Deversów w niezręcznej sytuacji. Teraz jest już za późno, żeby jechać i wrócić, ale jutro pojedziemy z samego rana. Musimy wcześnie wyruszyć. Najpierw jednak powiem o wszystkim ojcu Cullenowi i wielebnemu Steenowi. Wiązali z tym małżeństwem duże nadzieje. Cullen zrozumie, ale dla wielebnego Steena to będzie trudne.

– Mam też jechać? – zapytała Fortune.

– Myślę, że nie – odpowiedział ojczym. Fortune mocno go uściskała i pocałowała w policzek.

– Dziękuję za zrozumienie, tato. Wiem, że stale was rozczarowuję, bo nie mogę się zdecydować na męża, ale Will Devers, chociaż to przystojny chłopiec, jest nie dla mnie. Ciekawe, czy w ogóle istnieje jakiś mężczyzna, który będzie się dla mnie nadawał.


*

Rano książę i księżna Glenkirk wyruszyli do Mallow Court. W czasie jazdy cieszyli się ładną pogodą i widokiem niskich wzgórz. Mallow Court był typowym budynkiem, zbudowanym w stylu Tudorów. Ich przybycie sprowadziło sir Shane'a i lady Devers do głównej sali dworu, gdzie dobrze wyszkolona służba podała już Jasmine i Jamesowi wino.

– Proszę nam wybaczyć, że przybyliśmy bez zapowiedzi – zagaił James Leslie, całując dłoń Jane Devers – ale chcieliśmy osobiście dostarczyć odpowiedź na państwa prośbę o rękę lady Fortune.

Dobry Boże – pomyślała poruszona Jane Devers. Chcą mi zabrać mojego Williama. Posłała mężowi zaniepokojone spojrzenie. Widząc to, Jasmine ogarnęło współczucie dla tej kobiety, więc zaczęła szybko mówić:

– Państwa syn jest wspaniałym młodzieńcem i byłabym dumna, mogąc go mieć za zięcia. Niestety, moja córka uważa, że nie jest dla Williama właściwą kandydatką na żonę. Chociaż oboje z Jemmiem sądzimy, że chłopiec świetnie się nadaje, nie będziemy zmuszać Fortune do małżeństwa, którego ona nie chce. Pragnęliśmy powiedzieć państwu o tym osobiście, żeby nie powstało wrażenie, iż odrzucamy państwa propozycję dla kaprysu. Nie chcemy też, żeby powstały jakieś plotki, które mogłyby się negatywnie odbić na Williamie. Mam nadzieję, że nie czujecie się państwo urażeni i że nie będziecie myśleć niepochlebnie o Fortune Jane Devers omal nie zemdlała z ulgi. William był bezpieczny! Nagle uświadomiła sobie, że czuje się również obrażona. Fortune Lindley odtrąciła propozycję małżeńską jej syna! Czy ta dzierlatka uważa się za zbyt dobrą dla Williama Deversa? Słowa wyrwały się jej z ust, zanim zdążyła się powstrzymać.

– Czemu więc przyjechali państwo do Irlandii w poszukiwaniu męża dla córki, skoro nie zamierzali państwo zaakceptować najlepszej propozycji? Wydaje mi się to bardzo dziwne.

– Moja żona – zaczął książę, mocno ściskając rękę Jasmine, żeby skłonić ją do milczenia – chciała dać Fortune swoje irlandzkie posiadłości. Uważaliśmy, że w tej sytuacji najlepszy byłby także irlandzki mąż.

– Bardzo rozsądne podejście – odpowiedział sir Shane, łypiąc groźnie na żonę i bez słowa ostrzegając ją, żeby zachowała spokój. Książę i księżna Glenkirk bardzo łaskawie potraktowali rodzinę Deversów.

Nie będą teraz zakłopotani zaistniałą sytuacją, pomimo tego, że Jane opowiadała każdemu, kto chciał słuchać, że jej syn na pewno poślubi dziedziczkę zamku Erne Rock.

– Czy wrócicie państwo niedługo do Szkocji? – zapytał.

– Nie od razu. Chcielibyśmy spędzić w Ulsterze lato – odpowiedział książę. – Jasmine nie była tutaj od czasu narodzin Fortune. Teraz, gdy dawno minął ból po zabójstwie markiza Westleigha, znów może się cieszyć pobytem w Maguire's Ford. Ojciec Cullen był jej nauczycielem w Indiach i dwadzieścia cztery lata temu wywiózł ją z dworu jej ojca do Anglii. Jest jej krewnym i czuje się z nim blisko związana. Kiedy ostatnim razem opuszczała Irlandię, nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy. Wyjedziemy do Szkocji na jesieni, gdy nadejdzie pora polowań, a potem na dwór do Anglii, aby tam spędzić zimę. Może pojawi się jakiś odpowiedni kandydat na męża. Mam taką nadzieję, ze względu na Fortune.

– Lady Fortune jest śliczną dziewczyną – z sympatią stwierdził Shane Devers. – Przykro mi, że nie zostanie naszą córką, milordzie. Po wymianie ukłonów i pożegnań małżonkowie Leslie z Glenkirk opuścili siedzibę Deversów w Mallow Court.

– Moje modlitwy zostały wysłuchane! – zawołała lady Jane, gdy tylko goście wyjechali. – A teraz do Anglii, najszybciej, jak tylko się da. Sprawię sobie suknie w Londynie. Będą modniejsze niż te, które mogłabym uszyć w Dublinie.

– William nie będzie zachwycony – rzekł w odpowiedzi jej małżonek. – Nie mam pojęcia, co zrobi, bo utwierdził się w przekonaniu, że lady Fortune Lindley jest miłością jego życia. Jak wpadł na ten pomysł po tak krótkiej znajomości, jest dla mnie nie do pojęcia, moja droga. Zawołajmy go teraz, żeby mu powiedzieć, co się wydarzyło. Przywołał lokaja i rzekł:

– Znajdź moich synów i każ im natychmiast stawić się w głównej sali. Najpierw poszukaj pana Kierana.

– Dlaczego najpierw Kierana? – zapytała żona.

– Bo Kieran może nam pomóc opanować wybuch Williama. Nie chcę, żeby pogalopował błagać dziewczynę. Wprawiłoby to w zakłopotanie lady Fortune, nas zaś okryłoby wstydem. Gdy pojawił się Kieran, pospiesznie został zapoznany z sytuacją. Uśmiechnął się sardonicznie. Czyż nie przewidział, że zarozumiała dziewczyna odtrąci jego młodszego brata? Nie pojmował, czemu w ogóle rodzina Lesliech brała pod uwagę Deversów z Mallow Court. Mając ojczyma z książęcym tytułem, braci z tytułami księcia i markiza, sporą fortunę i żyzne ziemie, lady Fortune Lindley mogłaby mieć książęcego małżonka. Pewnie pozostawiła w Anglii jakiegoś nieszczęśnika, torturując go wyjazdem do Irlandii w poszukiwaniu męża.

– Kiedy dziewczyna wyjeżdża? – zapytał ojca.

– Planują pozostanie tutaj przez lato – padła zaskakująca odpowiedź – co stanowi dodatkowy powód, dla którego należy jak najszybciej wywieźć Williama do Anglii. Jedziesz z nami? Kieran potrząsnął głową.

– Nie mam ochoty. Jedź z Williamem i lady Jane. Dopilnuję tu wszystkiego, tato. To żaden problem. Zboża są zasiane, owce pasą się na łąkach. Nie ma wiele do roboty, ale wiem, jak wielką wagę przywiązujesz do rachunków, a te mogę poprowadzić dla ciebie. Do komnaty wszedł William Devers.

– Wzywałeś mnie, tato?

– Lady Fortune odtrąciła twoją propozycję – otwarcie powiedział ojciec.

– Oczywiście, że zrobiła to za pierwszym razem – spokojnie stwierdził William. – Jest damą i nie wypada jej uczynić inaczej.

– Na miły Bóg, Willy – niecierpliwie parsknął jego brat. – Możesz się oświadczać setki razy, a dziewczyna i tak cię odtrąci! Nie chce cię. Jej rodzice przybyli tu, żeby osobiście powiedzieć to naszemu ojcu i twojej matce, chłopcze. Daj spokój i ożeń się ze swoją kuzynką Emily.

– Nie wierzę ci.

– To błąd. Ty mu powiedz, madam. Powiedz swojemu synowi, że dostał kosza od pogardzającej nim, aroganckiej angielskiej pannicy – ze złością rzuci! Kieran.

– To prawda, Williamie – rzekła lady Jane.

– Pojadę do niej! – zawołał William.

– Nie pojedziesz! – ostro powiedział sir Shane. – Chcesz sprowadzić hańbę na naszą rodzinę swoim zaślepieniem?

– Zrób tylko jeden krok za drzwi tego pokoju, a przysięgam, chłopcze, że stłukę cię do nieprzytomności! – ostrzegł go brat. Williama Deversa opuściła odwaga. Odtrąciła go. Jak mogła? Była najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Rozmawiała o sprawach, których nigdy nie poruszała żadna kobieta. Uwielbiał ją. Jak mogła nie rozumieć, że ją kochał?

– Zawsze planowałaś, że poślubię Emily Annę – powiedział groźnie, zwracając się do matki. – Wybij to sobie z głowy, mamo. Nie chcę tej głupawo uśmiechniętej, przesłodzonej dziwki, nawet gdyby była jedyną dziewczyną na powierzchni ziemi!

Lady Devers wyprostowała się i gniewnie popatrzyła na syna.

– Nie odzywaj się tak do mnie, Williamie. Nie musisz się żenić ze swoją kuzynką, jeśli nie chcesz, ale lady Fortune Lindley też cię nie poślubi. Jutro wyjeżdżamy do Anglii, odwiedzić twoje siostry. Może kilka miesięcy poza domem uwolni cię od złych wpływów, którym uległeś w ciągu paru ostatnich dni. Nie! – Podniosła do góry rękę. – Nie próbuj ze mną dyskutować na ten temat! – I wyszła z sali, wyprostowana, z wysoko uniesioną głową. Kieran otoczył ramieniem brata, ale William strząsnął jego rękę.

– Nie możesz powiedzieć nic, co mogłoby mnie pocieszyć – warknął.

– Proponuję, tato, żebyś zamknął go w pokoju do czasu wyjazdu – szyderczo rzekł Kieran. – Jeśli tego nie zrobisz, ten głupiec może uciec do Erne Rock i dać się wyrzucić stamtąd na zbity pysk przez księcia.

– Pewnego dnia zabiję cię, Kieranie – gniewnie rzucił William.

– Po co miałbyś się wysilać? – ostro odparował Kieran. – Masz już wszystko, co należało się mnie. Nie zależy mi na tym, Williamie, ale twojej mamie może zależeć. Weź się w garść, człowieku, i zachowuj się jak Devers. – Powiedziawszy to, również wyszedł z komnaty.

– Boję się, że nie mogę ci ufać, Williamie – zmęczonym głosem odezwał się jego ojciec i posłuchał wskazówek starszego syna.


*

Następnego ranka powóz Deversów opuścił Mallow Court. W powozie, z kamienną twarzą, siedział William z matką. Ojciec towarzyszył im konno wraz ze swoim starszym synem, który postanowił odprowadzić rodzinę aż do drogi do Dundalk. Tam Kieran Devers pożegnał się z nimi i skierował się na skróty w stronę domu.

Fortune dostrzegła go z daleka. Rozpoznała ogromnego białego ogiera, na którym tamtego dnia przyjechał do Erne Rock. Koń miał charakterystyczną czarną grzywę i czarny ogon. Fortune pomachała ręką. Wiedziała, że postępuje bardzo zuchwałe, ale gdy uświadomiła sobie, że młody William Devers nie był dla niej właściwą partią, jednocześnie zrozumiała, że jego starszy brat to o wiele bardziej interesujący mężczyzna. Teraz szukała potwierdzenia swojego pierwszego wrażenia. Fakt, że nie wychodziła za mąż za jego brata nie musiał oznaczać zerwania ich kontaktów. Przecież jej rodzice wyraźnie podkreślali, żeby nie unikać Deversów i nie wprawiać ich tym w zakłopotanie. A Kieran Devers wcale jej szczególnie nie interesował.

Co knuła ta dziewczyna? Kieran zastanawiał się nad tym, jadąc w jej stronę. Niewątpliwie była dość nieuprzejma podczas ich pierwszego spotkania, a potem udawała, że jest oczarowana jego bratem. Jeśli kogoś można było winić za złamane serce Williama, to z pewnością była to lady Fortune Lindley. Ale i tak go fascynowała. Dziewczyna, która dosiadała ogromnego konia i na dodatek jeździła po męsku. Pomachał w odpowiedzi, podjeżdżając bliżej.

– Dzień dobry, panie Devers – miło zagaiła Fortune.

– Dzień dobry, lady Fortune – odpowiedział.

– Jechał pan drogą z Dundalk?

– Odprowadzałem rodziców i Williama. Wybrali się do Anglii, żeby odwiedzić moje siostry w Londynie – wyjaśnił.

– Biedny Will. Jest takim słodkim chłopcem. Mam nadzieję, że spodoba mu się w Londynie, chociaż większość szlachetnie urodzonych latem wyjeżdża z miasta. Może pańskie siostry mają domy pod miastem?

– Jeśli należy to do dobrego tonu, to z pewnością mają – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Jedno jest pewne: macocha na pewno nauczyła moje siostry, jak nosić się modnie i zachowywać w angielskim stylu.

– Nie lubi pan Anglików? – spytała spokojnie.

– Nie zachwycam się tymi, którzy najeżdżają kraj, odbierają ziemie prawowitym właścicielom i próbują narzucić swoją wiarę i styl życia ludziom, którzy mają już własną religię i żyją zgodnie z własną tradycją – rzekł Kieran Devers.

– Tak się dzieje na tym świecie – powiedziała Fortune, jadąc koło niego. – Nasi nauczyciele uczyli mnie i moje rodzeństwo, że zawsze jedna kultura podbijała drugą. Dzisiejsi mieszkańcy Irlandii pewnego dnia przybyli z innego rejonu świata i podbili Tuatha de Danae, legendarny lud, który podobno kiedyś władał tymi ziemiami. Ponoć teraz żyją pod ziemią, bo nie chcieli się zasymilować z Celtami. Czasami takie zmiany wychodzą na dobre, czasem nie. Nie pochwalam sposobu, w jaki większość Anglików traktuje Irlandczyków, ale czyż Irlandczycy nie zachowywaliby się podobnie, gdyby nadarzyła się im okazja? Gdybyście mogli, palilibyście i łupili tak jak wasi przodkowie i zepchnęli Anglików do morza. Nie okazalibyście łaski, nie bylibyście lepsi od nich.

Roześmiał się, nagle dostrzegając to, co tak bardzo zafascynowało jego młodszego brata.

– Owszem – przytaknął – tak byśmy postąpili, lady Fortune Lindley. Lecz ciebie moglibyśmy zostawić w Irlandii, bo słyszałem, że płynie w tobie irlandzka krew. Czy to prawda?

– Tak. Moją prababką była Skye O'Malley. Wspaniała kobieta z rodu O'Malleyów z Innisfany. Umarła, gdy miałam trzynaście lat, ale znałam ją dobrze i nigdy jej nie zapomnę – powiedziała Fortune, czując łzy cisnące się do oczu. – Zawsze była dla mnie taka dobra. Z zaciągniętego chmurami nieba zaczął padać gęsty kapuśniaczek.

– Schowajmy się w tych ruinach – zaproponował. Gdy schronili się pomiędzy murami z szarego kamienia i zsiedli z koni, Fortune zapytała:

– Co to za miejsce? Potrząsnął głową.

– Nie wiem na pewno, ale mówią, że kiedyś, kilkaset lat temu, był tutaj dwór przywódcy klanu Maguire. Widzisz, jaka gruba warstwa mchu porasta mury? Ale to sklepienie uchroni nas przed najgorszym. Usiądź, Fortune Lindley, przeczekamy deszcz. – Sam usadowił się na kamiennym murku, który tworzył naturalną ławkę, i wskazał jej miejsce koło siebie.

Usiadła i powiedziała:

– Czy mogę ci zadać jedno pytanie, Kieranie Deversie? – A kiedy potakująco kiwnął głową, ciągnęła: – Dlaczego zrezygnowałeś ze swoich praw do spadku dla religii? Nie wyglądasz na fanatyka, jak tylu innych.

– Dobre pytanie, i postaram się na nie odpowiedzieć. Masz rację, nie jestem fanatykiem i, szczerze mówiąc, religia niewiele dla mnie znaczy. Nie jestem męczennikiem ani świętym, lecz wiara katolicka jest jedyną rzeczą, jaka mi pozostała po matce. Umarła, gdy byłem małym chłopcem. Wtedy byliśmy irlandzką rodziną, Moire, ojciec i ja. Potem urodziła się mała Colleen i mama straciła życie, rodząc naszą siostrzyczkę. Z początku ojciec był załamany. Szybko jednak zaczął się rozglądać w poszukiwaniu nowej żony, która wychowałaby jego dzieci i prowadziła mu dom. Inne swoje potrzeby zaspokajał już z pomocą pewnej dyskretnej niewiasty o imieniu Molly, z którą spłodził dwie córki. Mają na imię Maeve i Aine i obie są bardzo miłymi dziewczynami – uśmiechnął się.

– Znasz je? – Fortune była zdumiona.

– Owszem, chociaż moja macocha nie ma o tym pojęcia. Maeve urodziła się, gdy miałem jedenaście lat, a Aine, gdy miałem czternaście. Tato był już wtedy mężem lady Jane, pięknej dziedziczki o zdecydowanych poglądach na wszystko.

– Powiadają, że nie chciała go, dopóki nie stał się protestantem – zauważyła Fortune. – I że zmusiła go do ponownego chrztu.

– To prawda – przyznał Kieran. – Jane Elliot od pierwszego wejrzenia zakochała się w Mallow Court. Bardzo go pragnęła, ale jest oddana swojej wierze i uparta. Nalegała, żeby tato się nawrócił. Do Mallow Court przybył ksiądz z Lisnaskea i ostrzegł mojego ojca, że jeśli to uczyni, sczeźnie w piekle, więc naturalnie ojciec się ochrzcił. Obaj jesteśmy do siebie podobni i nie lubimy, żeby ktoś nam dyktował, jak mamy postępować. W odwecie za groźby ojciec wyrzucił księdza.

– A ty dlaczego nie zostałeś ponownie ochrzczony?

– Nie mogli mnie złapać – odparł Kieran z przekornym uśmiechem. – Kiedy lady Jane przybyła do Mallow Court, wszystko uległo zmianie. Rzeczy należące do mojej matki zaczęły kolejno znikać. Jej wiara została usunięta z naszego życia. Zupełnie jakby Jane chciała całkowicie wymazać naszą matkę. Dopiero gdy dorosłem, zrozumiałem, że wcale tak nie było. Moja macocha jest przyzwoitą kobietą, ale żyje w świecie własnych zasad i zwyczajów, i oczekuje od rodziny, żeby też je akceptowała. Toteż chociaż nie zostałem ponownie ochrzczony, postanowiła okazać mi cierpliwość. Co niedzielę i w dni świąteczne zmuszano mnie do uczestniczenia we mszy razem z całą rodziną. Jane sądziła, że gdy przyzwyczaję się do jej wiary, ulegnę też innym jej życzeniom. Dopiero po paru latach odkryli, że po mszy z nimi wymykałem się na mszę katolicką. W dniu moich dwudziestych pierwszych urodzin usłyszałem, że albo się ochrzczę jako protestant, albo ojciec wydziedziczy mnie i uczyni Willa swoim spadkobiercą. Będę dostawa! rentę i mogę mieszkać w Mallow Court, ale stracę prawo do lwiej części posiadłości Deversów. Próbowałem wyjaśnić ojcu, co czuję. Wiesz, co mi powiedział? Że już nie pamięta twarzy mojej matki. Że jego żoną jest Jane i chce, aby była zadowolona. Wtedy właśnie powiedziałem mu, że nie potrzebuję Mallow Court i żeby dał go Willowi.

– Czy przypadkiem nie kieruje tobą poczucie dumy, a nie zdrowy rozsądek? – głośno zastanawiała się Fortune. – Nie sądzę, żeby twój ojciec był gruboskórny, gdy mówił, że nie pamięta twarzy twojej mamy. Po pewnym czasie trudno jest sobie przypomnieć, jak wyglądali ludzie, którzy umarli. Nie ma w tym niczyjej winy.

– Prawda polega na tym – powiedział Kieran Devers – że nic nie czuję do Mallow Court. Wiem, że powinienem, ale nic z tego. Nigdy nie czułem, że jest mój, nigdy też nie uważałem, że należę do tej ziemi, na której się urodziłem. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wierzę, że mój prawdziwy dom znajduje się gdzie indziej.

Fortune otworzyła zdumiona usta i wbiła w niego wzrok.

– Ty też? – udało jej się tylko wykrztusić.

– Ale przecież na pewno istnieje miejsce, które kochasz, które jest dla ciebie domem – odpowiedział.

– Urodziłam się tutaj, w Maguire's Ford – zaczęła – ale zabrano mnie do Anglii, gdy miałam zaledwie kilka tygodni. Mieszkałam w Queen's Malvern, w domu mojej prababki. Potem mieszkałam w domu mojej matki we Francji, w Belle Fleurs. Mieszkałam w Szkocji, w zamku Glenkirk, należącym do mojego ojczyma, i w Cadby, siedzibie mojego ojca w Oxfordshire. Nigdy jednak nie czułam się naprawdę jak u siebie w domu, choć przyznaję, że najlepiej mi było w Queen's Malvern. Chyba nie istnieje miejsce na świecie, które byłoby naprawdę moje. Miałam nadzieję, że znajdę je w Irlandii.

– Ale nie zanosi się na to – podsumował.

– Nie – przyznała. – Widzę, że oboje jesteśmy zabłąkanymi duszami, Kieranie Devers. Spojrzał na nią, jakby po raz pierwszy zobaczył ją naprawdę. Była bardzo ładna i rozświetlała ją też inna, wewnętrzna uroda. Jej zielononiebieskie oczy były ciepłe i pełne współczucia. Miała słodki uśmiech, dziwnie kontrastujący z jej zuchwałym językiem.

– Przestało padać – odezwała się Fortune. – Moi rodzice będą się zastanawiać, gdzie się podziewam, Kieranie. Wyprawisz się jeszcze kiedyś ze mną konno?

– Jutro? – zapytał cicho. Kiwnęła głową.

– Dobrze, jutro rano. Wyprowadził na zewnątrz jej konia i pomógł wskoczyć na siodło. Kiedy siedziała pewnie na końskim grzbiecie, ujął jej obciągniętą rękawiczką dłoń i pocałował.

– Do jutra, Fortune Lindley – rzucił.

Potem lekko klepnął w zad jej wierzchowca. Koń ruszył do przodu. Patrzył, jak odjeżdża, ciekawy, czy się obejrzy, a gdy to uczyniła, uśmiechnął się szeroko.

Fortune zaczerwieniła się po cebulki włosów. Podlec! Czekał, żeby się obejrzała. Znał kobiety. Bezczelnie odwróciła się do tyłu, pokazała mu język, po czym spięła nogami Pioruna, zachęcając konia do galopu. Wiatr przyniósł odgłos jego śmiechu. Też się roześmiała.

Doszła do wniosku, że pasują do siebie.

Nagle uświadomiła sobie znaczenie tej myśli. Pasują do siebie. Czy rzeczywiście? Co naprawdę o nim wiedziała? Fakt, że umieli prowadzić ze sobą miłą rozmowę wydawał się zachęcający. Przynajmniej Kieran Devers nie był takim osłem, jak jego młodszy brat Will. Ponadto Kieran był pierwszym mężczyzną któremu udało się ją zaintrygować. Czyżby wreszcie spotkała kogoś, kogo będzie mogła pokochać? Fortune pomyślała, że czas pokaże. Tylko czas może to pokazać.

ROZDZIAŁ 5

Zaczynaliśmy się już martwić, skarbie – powiedziała księżna, gdy córka weszła do holu i podała lokajowi pelerynę i rękawiczki.

Byłam na przejażdżce i spotkałam Kierana Deversa. Musieliśmy schronić się przed deszczem, mamo. Przyjedzie jutro rano, żeby wybrać się ze mną na przejażdżkę. W gruncie rzeczy, kiedy lepiej się go pozna, wcale nie jest taki zły.

Wiedziałem! – rzekł z uśmiechem James Leslie.

Co wiedziałeś? – zapytała zaciekawiona żona.

– Wiedziałem, że Kieran Devers zafrapował Fortune. Wysocy, ciemnowłosi Celtowie są dużo bardziej interesujący od kulturalnych, anglo – irlandzkich maminsynków – zaśmiał się i z czułością poklepał pasierbicę po policzku. – Bądź ostrożna, kochanie. To jest prawdziwy mężczyzna, jakiego jeszcze nigdy nie miałaś okazji poznać, jak mniemam.

– Tato! Kieran Devers wcale mnie nie interesuje – zaprotestowała Fortune. – Ale kto mi pozostaje w Maguire's Ford? Miło będzie mieć towarzystwo do przejażdżek konnych i miło, że będzie to atrakcyjny mężczyzna, a nie mama czy tata.

– Madam, musisz porozmawiać ze swoją córką – ostrzegł żonę książę. – Wolałbym jej nie wprawiać w zakłopotanie i wysyłać lokaja, żeby jej pilnował. Nie chcę, żeby ten przystojny diabeł zrobił coś naszej Fortune, Jasmine.

– Jestem więc taka naiwna, tato, że można mnie uwieść? – gniewnie zapytała Fortune. – Uważasz, że jako dziewica nie mam zielonego pojęcia, co dzieje się pomiędzy kobietą i mężczyzną? Ale to nieprawda. Jak mogłabym tego nie wiedzieć, żyjąc w twoim domu? Nie zapominaj też o zimie, którą spędziłam z Indią, kiedy była w ciąży z moim siostrzeńcem Rowanem. Sądzisz, że przez cały ten czas nie robiłyśmy nic innego, tylko wzdychałyśmy nad utraconą miłością, opowiadałyśmy bajki i szyłyśmy dziecinne ubranka? Podczas gdy w naszej obecności Diarmid zalecał się do Meggie? Doprawdy, tato!

– Fortune – ostrzegła córkę Jasmine, ale James Leslie roześmiał się z wybuchu pasierbicy.

– Ona ma rację, kochana Jasmine – powiedział. – Fortune jest za dorosła, żebym ją traktował jak niedoświadczoną piętnastolatkę. Nie jest podobna do tej upartej Indii, która lubi uciekać i skakać z deszczu pod rynnę. To nasza praktyczna córka. Zachowa się rozsądnie.

– Z pewnością – burknęła Fortune.

Nie mogła się doczekać chwili, gdy znajdzie się w swoim pokoju i porozmawia z Rois, która, chociaż obawiała się swojej babki, Bride Duffy, mogła, pociągnięta za język, dostarczyć wszelkich lokalnych plotek. Czekała więc cierpliwie przez resztę dnia i wieczór, udając, że nic się nie zmieniło w jej życiu. Ale nic nie było już takie, jak przedtem.


*

Tego wieczoru o gościnę w Erne Rock poprosił staromodny bard, jakich niewielu pozostało jeszcze w Irlandii. Jego prośba została łaskawie spełniona. Teraz nakarmiony i napojony bard, siedząc przed kominkiem, zaczął stroić swoją harfę. Śpiewał o bitwach i bohaterach nieznanych księciu i księżnej Glenkirk. Śpiewał swoje ballady w języku dawnych Irlandczyków. James Leslie rozumiał niektóre słowa, ale szkocki gaelicki odbiegał nieco od staroirlandzkiej mowy. Rory Maguire, który siedział z nimi przy stole, tłumaczył melodyjnym głosem, dzięki któremu historie opiewane przez barda ożywały.

Kiedy skończył, James Leslie zaprosił go, żeby pozostał, jak długo zechce.

– Nasz zamek nie jest duży, Connorze McMor, ale jesteś mile widzianym gościem. Bard w podzięce pochylił głowę.

– Skoro mam wcześnie wstać, udam się już na spoczynek – zakomunikowała Fortune. Wstała od stołu i dygnęła przed trójką dorosłych. Potem pospiesznie opuściła komnatę.

– Jutro rano spotkaj się z Kieranem Deversem, zanim zobaczy go moja córka – rzekł książę Glenkirk do Rory'ego. – I ostrzeż go, że jeśli tylko tknie Fortune, jego chwile są policzone. Może z nią jeździć konno i przyjaźnić się, jeśli obojgu sprawi to przyjemność. Ale przywiozłem Fortune do Ulsteru jako dziewicę i chcę ją zawieźć z powrotem do domu w tym samym stanie. Musi znaleźć męża, który będzie jej odpowiadał. Dopilnujesz, żeby zrozumiał?

– Owszem, milordzie, dopilnuję – odpowiedział Rory. – Kieran Devers jest uczciwym człowiekiem Gdybym miał własną córkę, zaufałbym mu. Przekażę jednak pańskie przesłanie.

Tę wymianę zdań słyszała stojąca przed komnatą Fortune. Uśmiechnęła się do siebie. Jej ojczym był taki słodki i opiekuńczy, choć niepotrzebnie się martwił. Powinien być taki zasadniczy w przypadku Indii. Fortune zachichotała.

Drgnęła, zaskoczona, gdy Rory Maguire stanął przed nią z rozbawionym wyrazem twarzy.

– Ci, którzy podsłuchują, rzadko słyszą miłe rzeczy na swój temat – zażartował.

– Jeśli otrzymam w wianie Maguire's Ford, będziesz dla mnie pracować, Rory – przypomniała mu Fortune.

– Teraz wcale nie jest pewne, czy dostaniesz Maguire'a Ford – odpowiedział. – Miało tak być, gdybyś wybrała na męża młodego Williama Deversa. Ale ty go odtrąciłaś. W pobliżu nie pojawił się żaden inny zalotnik. Nie jesteś jeszcze panią Erne Rock, ale obiecuję, że rozmawiając rano z Kieranem Deversem, nie postawię cię w kłopotliwej sytuacji.

– Dlaczego wszyscy uważają, że powinni mnie chronić? – burknęła Fortune. – Nie jestem dzieckiem, mam prawie dwadzieścia lat. Roześmiał się.

– Cóż z ciebie za mieszanka. Celtycka i mogolska krew walczy w tobie z czystą angielską naturą. Idź spać, chociaż nie sądzę, żeby udało ci się zasnąć. Widzę ten błysk w twoich oczach. Przed laty twoja matka miała podobny wzrok, gdy myślała o twoim ojcu.

– Chyba cię kocham, Rory – stwierdziła Fortune i cmoknęła go w policzek.

– Bądź miły dla biednego Kierana. Dopiero zaczęłam się nim bawić. Mogę dojść do wniosku, że zupełnie mi nie odpowiada, ale nie chcę go spłoszyć, dopóki sama nie podejmę decyzji. Ukłonił się przed Fortune.

– Jak sobie życzysz, milady – powiedział.

Z dziewczęcym chichotem Fortune pospiesznie wspięła się po schodach do swojego pokoju. Gdy weszła do sypialni, drzemiąca przy kominku Rois obudziła się.

– Chcę się wykąpać – oświadczyła Fortune. – Jutro rano wybieram się na przejażdżkę z Kieranem Deversem i chcę wiedzieć wszystko, co słyszałaś, Rois Duffy! Rois poderwała się z fotela.

– Najpierw naszykuję kąpiel, milady. – Wyciągnęła z szafy dębową balię, podeszła do drzwi, otworzyła je i zawołała:

– Poproszę wodę na kąpiel dla mojej pani. Niemal natychmiast pojawili się młodzi służący z wiadrami parującego ukropu. Adali dobrze znał przyzwyczajenia swoich pań. Po napełnieniu wanny służący zniknęli. Rois pomogła Fortune się rozebrać i upięła jej włosy na czubku głowy. Dziewczyna weszła do wody i usiadła z westchnieniem zadowolenia. Szybko się wyszorowała, podczas gdy Rois szczotką oczyściła z kurzu ubranie swojej pani i buty. Potem przyniosła czystą, obszytą koronką koszulę nocną.

Umyta Fortune wyszła z wanny i wpadła w objęcia ogrzanego przy kominku ręcznika. Rois wytarła ją do sucha i włożyła jej przez głowę koszulę, po czym zawiązała tasiemki pod szyją. Następnie rozpuściła jej długie, rude włosy, wielokrotnie je wyszczotkowała i zaplotła w jeden warkocz. Kiedy Fortune położyła się do łóżka, pokojówka zasunęła kotarę przy posłaniu i wezwała służbę, żeby sprzątnęła po kąpieli. Mężczyźni przenieśli małą wannę do otwartego okna i opróżnili ją, wylewając wodę prosto do jeziora. Następnie schowali balię na miejsce w szafie i w końcu wyszli.

– Rozsuń teraz zasłony i usiądź ze mną, żeby porozmawiać – poleciła Fortune służącej. – Opowiedz mi wszystkie plotki o Kieranie Deversie, jakie słyszałaś. Niczego nie ukrywaj! Wiem o jego młodych latach, sam mi o nich opowiedział dziś po południu. Czy ma kochankę? Czy lubi kobiety? Chcę wiedzieć wszystko, co słyszałaś, Rois.

– Dziewczęta go lubią – zaczęła Rois. – Od czasu do czasu przyjeżdża z Lisnaskea do Maguire's Ford odwiedzić takie dwie. Nie należą do grona panien, które mężczyzna chciałby poślubić, ale to dobre dziewczyny. Plotka głosi, że jest gorącym kochankiem. Och, milady, nie powinnam opowiadać pani takich rzeczy, przecież obie jesteśmy jeszcze pannami!

– Chcę wiedzieć! – nalegała Fortune.

– Powiadają, że jest miłym człowiekiem o dobrym sercu. Proszę sobie wyobrazić, że jedna z kobiet była w ciąży, wcale nie z nim, i rozchorowała się. Zapłacił medykowi, żeby przyjechał i zaopiekował się chorą, a po narodzinach dziecka dopilnował, żeby kobieta miała dość pieniędzy, aby zimą nie wracać do pracy i móc w pełni odzyskać zdrowie. Dziewczyna była protestantką, milady.

– Ale nie ma stałej kochanki?

– O żadnej nie słyszałam – rzekła Rois.

– A nieślubne dzieci?

– Nikt się nie zgłaszał – odpowiedziała Rois. – Sprawia wrażenie człowieka lubiącego miłosne igraszki, ale nie jest wyuzdany, milady. Po prostu ma potrzeby, jak typowy dżentelmen. W końcu jest synem swojego ojca.

– I nie starał się o żadną damę?

– Podobno uważa, że po wydziedziczeniu nie ma nic do zaoferowania kobiecie. Dżentelmen w jego sytuacji chciałby zaoferować żonie dom. Nie chce sprowadzać jej do domu swojego ojca, bo nie jest już dziedzicem. To wszystko, co wiem, milady. Mało jest plotek dotyczących Kierana Deversa.

– Nic złego – głośno zauważyła Fortune. – Rozłóż swoje łóżko, Rois. Chcę wstać ze wschodem słońca i przygotować się do przejażdżki. Rois wypełniła polecenie. Sprawdziła, czy w kominku jest dość torfu, żeby ogień palił się przez całą noc, umyła się w niewielkiej misce i rozebrała do koszuli. Gdy się położyła, natychmiast zasnęła. Zgodnie z życzeniem Fortune nie zaciągała zasłon przy łóżku swojej pani.

Fortune nie mogła zasnąć. Srebrny księżyc świecił za oknem, odbijając się srebrzyście w wodach jeziora. Kieran Devers o ciemnych włosach i ciemnozielonych oczach był przystojnym mężczyzną. Wysokim i szczupłym, chociaż Fortune podejrzewała, że pod jego ubraniem kryło się silne, dobrze zbudowane ciało. Lubił kobiety, ale nie był rozwiązły. Miał silną wolę i dobrze zdefiniowane pojęcie dobra i zła. Jej zdaniem był zwyczajnym mężczyzną, bardzo podobnym do Jamesa Lesliego. Czemu więc tak bardzo ją fascynował? Co takiego sprawiało, że różnił się od wszystkich, których znała?

Za parę tygodni będzie miała dwadzieścia lat. Zabiegano o jej względy i zalecano się do niej odkąd skończyła piętnaście i nagle wyraźnie uwidoczniły się jej piersi. Chłopcy, których znała w Szkocji i w Anglii, z trudem trzymali ręce przy sobie i deklarowali miłość do grobowej deski. Śmiała się z nich. Przecież od dziecka bawili się ze sobą na bosaka, jeździli konno i polowali. W żadnym z nich nie widziała przyszłego męża. Ci towarzysze dziecięcych zabaw, teraz dorośli, byli jej przyjaciółmi, a nie ewentualnymi kandydatami na ukochanych.

Nie umiała traktować ich poważnie i wszystkich odprawiała.

Nie była tak romantyczna i uparta jak India. Na dworze wielu młodzieńców z dobrych rodzin zawierało znajomość z ich rodzicami, mając na uwadze małżeństwo. Obie z Indią doszły do wniosku, że większość zabiegających o ich względy była zainteresowana posagiem. Ale małżonkowie Leslie z Glenkirk zawsze powtarzali, że ostateczna decyzja należy do córek. Chociaż było to niezwykle frustrujące dla Jamesa Lesliego, starał się dotrzymać danej dziewczętom obietnicy. India mogłaby świętego doprowadzić do szału. W końcu książę Glenkirk stracił cierpliwość i wydal ją za hrabiego Oxtona. Małżeństwo to okazało się szczęśliwym związkiem. India zmusiła jednak Jamesa Lesliego do złożenia obietnicy, że nie zrobi tego samego wobec Fortune. Czy jednak ojczym, jedyny ojciec, jakiego znała, dotrzyma słowa? Czy Rowan Lindley, mężczyzna, który ją spłodził, dotrzymałby takiej obietnicy?

Przyjechała do Irlandii ze szczerym zamiarem poślubienia Williama Deversa, jeśli tylko nie okaże się potworną bestią o złym charakterze. I nie okazał się. Wysoki, przystojny, czarujący William bardzo chciał ją za żonę i Fortune czuła, że nie chodziło mu tylko o jej majątek. Ale podczas kilku dni, które spędziła poznając Willa, zrozumiała, że nie może wyjść za mąż, kierując się wyłącznie rozsądkiem i wygodą. Co się z nią stało? Wyglądało na to, że była bardziej podobna do swojej matki i siostry, niż sądziła. Niepokojące odkrycie.

Jeszcze bardziej niepokoiło ją rosnące zainteresowanie starszym bratem Willa, Kieranem. Opanował jej myśli zmysłowym niepokojem, którego istnienia nawet nie podejrzewała. Ten skomplikowany człowiek wydawał jej się o wiele bardziej interesujący od swojego młodszego brata. Poczuła prawdziwą ulgę, że rodzina Deversów wyjechała do Anglii, aby uniknąć ewentualnych nieprzyjemności, jakie mogłoby wywołać niepowodzenie w planowanym skoligaceniu ich rodzin. Teraz miała czas, żeby spędzić go z Kieranem, i nikt nie mógł jej o to winić. A tata dostrzegł jej zainteresowanie Kieranem Deversem, zanim ona sama zdała sobie z niego sprawę! Fortune uśmiechnęła się do siebie w ciemności. James Leslie był dobrym ojcem dla niej i dla pozostałych dzieci.


*

Wstała rano, ale rozczarował ją deszcz. Patrząc na jezioro, nad którym wisiała gęsta mgła, zastanawiała się, czy w ogóle przyjedzie. Doszła do wniosku, że drobny deszczyk jeszcze nikomu nie zaszkodził. Ubrała się i zeszła na dół, żeby zjeść owsiankę i wypić rozcieńczone wodą wino. Widząc jej strój do jazdy, James Leslie obrzucił ją rozbawionym spojrzeniem.

– Gdzie jest mama? – zapytała, siadając obok niego za stołem. Sięgnęła po bochenek wiejskiego chleba i urwała sobie niewielką porcję, posmarowała obficie masłem, a na wierzchu położyła plaster sera.

– Dobrze wiesz, że twoja matka z wiekiem coraz mniej chętnie wstaje o świcie – odpowiedział. Pociągnął łyk wina i sięgnął po gotowane na twardo jajko.

– Myślisz, że przyjedzie, tato? – wyrwało jej się pytanie.

– Gdybym był w jego wieku, odrobina deszczu nie powstrzymałaby mnie przed spotkaniem z ładną dziewczyną, skarbie – odpowiedział James.

– Nie wiem nawet, ile ma lat.

– Myślę, że dwadzieścia parę. Moim zdaniem mąż powinien być starszy od żony. – Zanurzył obrane jajko w misie z solą i ugryzł je.

– On nie ma być moim mężem – szybko rzuciła Fortune. James Leslie wziął do ust resztę jajka, po czym ujął Fortune za rękę, a kiedy odwróciła do niego twarz, powiedział:

– Posłuchaj mnie, dziecko. Pod wieloma względami jesteś podobna do swojej prababki. Mówiono mi, że madam Skye za miodu nie flirtowała jak dworska kokietka. Ale wystarczyło, żeby jakiś mężczyzna wpadł jej w oko… Sądzę, że z tobą będzie tak samo, skarbie. William Devers jest dobrym chłopcem, ale jest zbyt miękki, zanadto sterowany przez swoją rodzinę. Od początku widziałem, że to nie mężczyzna dla ciebie. Jednak z jego bratem sprawa ma się inaczej. To prawdziwy mężczyzna. Może wykazał się pewną głupotą, rezygnując z Mallow Court, ale jeśli zdobędzie ciebie, będzie miał Erne Rock, a to chyba nie najgorsza zamiana. Jeśli więc masz na niego ochotę, Fortune, zdobywaj go i nie czuj z tego powodu wstydu. Szczęście nie spada z nieba tylko dlatego, że jesteś ładną i majętną dziewczyną; musisz o nie walczyć.

– Ależ tato! – Fortune była autentycznie zaskoczona jego słowami. – Nie byłeś taki wyrozumiały wobec Indii.

– Kiedy India polowała na męża, zachowywała się trochę jak sroka – odpowiedział James Leslie. – Ty jesteś jej przeciwieństwem i nie masz tak pstro w głowie. Inteligencja u kobiety nie jest złą rzeczą, Fortune, ale nad miłością nie trzeba zbyt wiele myśleć. Jeśli ją znajdziesz, dziewczyno, chwytaj ją i trzymaj się jej mocno, bo może ci się trafić tylko raz w życiu.

Tak było w przypadku twojego ojca i w moim. Od początku pokochałem twoją matkę i będę ją kochać aż do śmierci. – Poklepał Fortune po policzku. – Jesteś dobrą dziewczyną. Jeśli chcesz, idź za głosem serca, nie będę miał nic przeciwko temu.

Fortune poczuła łzy pod powiekami. Szybko zamrugała, żeby powstrzymać się od płaczu. Nigdy jeszcze James Leslie nie rozmawiał z nią tak szczerze i z taką miłością.

– Jesteś pewny, że nie chcesz się mnie po prostu pozbyć? – zażartowała.

– Owszem – rzekł z uśmiechem. – Chcę, żebyś odeszła, dziecko, ale tylko do mężczyzny, który będzie cię kochał mocniej niż ja. – Wyciągnął dłoń i starł pojedynczą łzę, która nie wiedzieć jak znalazła się na jej bladym policzku.

– Milordzie. – W drzwiach komnaty pojawi! się Adali. – Właśnie przybył pan Devers. Pomyślałem, że łady Fortune będzie chciała to wiedzieć.

– A więc jednak przyjechał – na wpół wyszeptała.

– Byłby głupcem, gdyby tego nie zrobił – oświadczył książę Glenkirk, wstając ze swojego miejsca za stołem. – Jest w tym samym stopniu zaintrygowany tobą, jak ty nim, dziewczyno.

– Skąd możesz to wiedzieć, tato? – zapytała.

– Nie zauważyłaś tych spojrzeń, które ci posyłał, gdy był tutaj ostatnim razem? Kiedy je zobaczyłem, nie miałem wątpliwości, że jest już trochę w tobie zakochany. Szczęśliwie się złożyło, że jego głupia macocha wywiozła swojego małego kurczaczka do Anglii, prawda? – Książę roześmiał się głośno.

– Prawda, tato – z uśmiechem przyznała Fortune.

– Dzień dobry, lady Fortune, dzień dobry milordzie. – Kieran Devers wszedł do zamkowego holu i poda! przemoczony płaszcz Adalemu. – Kiedy wyruszałem z domu, siąpił tylko niewielki kapuśniaczek. A teraz pada całkiem intensywnie.

– Dopilnuję, żeby porządnie wysuszono pańskie okrycie, sir – powiedział Adali i pospiesznie wyszedł z holu.

– I tak jesteś mile widziany, Kieranie Devers – rzekł książę. – Czy grasz może w szachy?

– Tak, milordzie.

– Może więc, dopóki nie przestanie padać, spędzisz czas z moją córką przy tym zajęciu? Fortune gra całkiem nieźle, prawda, dziewczyno? – Nie czekał na odpowiedź. – Poślę Adalego po szachownicę, pionki i dobrą whisky dla pana na rozgrzewkę. Energicznie opuścił pomieszczenie.

– Naprawdę dobrze grasz? – zapytał Fortune Kieran.

– Nawet bardzo dobrze – odpowiedziała. – Nauczyła mnie matka, która jako mała dziewczynka w Indiach grywała w szachy ze swoim ojcem.

– Zagramy jedną partię, a jeśli uznam cię za odpowiedniego przeciwnika, może się o coś założymy. Co ty na to? – zapytał.

– Nie musisz wypróbowywać moich umiejętności, Kieranie Deversie – odparła Fortune. – Założymy się na samym początku. Czego będziesz chciał ode mnie, jeśli wygrasz? – Jej oczy zabłysły przekornie, ale słysząc jego odpowiedź, gwałtownie wciągnęła powietrze.

– Pocałunku – powiedział z powagą.

– Zuchwały jesteś – odparowała, odzyskując równowagę.

– A jeśli ty wygrasz, czego zażądasz? – zapytał.

– Pocałunku – odpowiedziała, czym go bardzo zaskoczyła. – Mam nadzieję, że będzie warto. Nie mógł się powstrzymać i roześmiał się głośno.

– Odnoszę wrażenie, że to ty jesteś zuchwała, mi – lady – powiedział.

– Dlaczego? Bo się nie zaczerwieniłam, nie sprzeciwiłam, a potem nie założyłam się o słodką, błękitną wstążkę do włosów? Przez całe życie bawiłam się z chłopakami, Kieranie. Ostrzegam cię. Gram, żeby wygrać. Nie jestem miłą, naiwną panienką. Zmrużył ciemnozielone oczy i ponownie obrzucił ją oceniającym spojrzeniem.

– Nie ma wycofania się? – zapytał cicho.

– Nie ma – odpowiedziała równie cichym głosem.

– Szachownica, milady – odezwał się Adali, podchodząc do nich. Na stoliku, przy którym mieli grać, postawił cynowy dzbanek z sokiem.

– Do licha, człowieku! Skradasz się jak kot – powiedział Kieran.

– Owszem, proszę pana – odpowiedział Adali, posyłając młodzieńcowi promienny uśmiech. – Nauczono mnie tego, gdy usługiwałem w haremie. To pożyteczna umiejętność. Często pojawiam się tam, gdzie nikt się mnie nie spodziewa. Rozłożył szachownicę na niewielkim, kwadratowym stoliku przy kominku. Z prostopadłościennego, srebrnego pudełka, wysadzanego zielonymi malachitami, wyjął pionki, rzeźbione z kości słoniowej i malachitu, i starannie rozstawił na planszy. – Proszę wybrać kolor, panie.

– Zagram zielonymi – zdecydował Kieran, usiadł, przy stoliku i szybko wychylił whisky.

Fortune zajęła miejsce naprzeciwko niego, po czym wykonała dość proste, typowe posunięcie swoim pionkiem.

Stojący w pobliżu Adali uśmiechnął się i opuścił komnatę.

Grali dość szybko. Kieran był zadowolony z jej umiejętności. Niewątpliwie była najlepszym graczem, z jakim zdarzyło mu się zmierzyć, ale i tak wygrywał. Śmiejąc się cicho, przesunął jednego ze swoich koni. Fortune wystudiowanym ruchem dała mata jego królowi.

– Wydaje mi się, że wygrałam, sir – rzekła słodko. Zamarł.

– Jakim cudem… – Spojrzał na nią pytająco, z wyrazem zdumienia na przystojnej twarzy.

– Pokażę ci, jeśli chcesz – powiedziała, a kiedy energicznie kiwnął głową, ponownie rozstawiła pionki i zademonstrowała, jak doszło do szacha i mata.

– Madam, to było bardzo przewrotne – powiedział. – Zagrajmy jeszcze raz.

– A moja wygrana? – upomniała się Fortune. Ujął jej dłoń i pocałował gorąco.

– Nie, sir – zawołała, zrywając się na nogi. – Gdybym to ja przegrała, czy przyjąłbyś takie marne wynagrodzenie? Żądam prawdziwego pocałunku! Nigdy jeszcze nikt mnie tak nie całował, ale teraz chcę, żeby to się stało! – Pochyliła się do przodu nad stolikiem, zamknęła oczy i wyciągnęła w jego stronę usta. Niech Bóg ma mnie w swojej opiece, pomyślał Kieran. Potem kciukiem i palcem wskazującym przytrzymał drobną brodę Fortune Lindley i delikatnie musnął wargami jej usta.

– Czy to cię bardziej satysfakcjonuje, milady? – zapytał, puszczając ją.

Serce jej podskoczyło, gdy tylko jej dotknął. A kiedy jego usta nawiązały kontakt z jej wargami poczuła, że tonie. Otworzyła oczy i powiedziała:

– Chcę więcej, sir. To było bardzo przyjemne, lecz z pewnością jest jeszcze coś więcej.

– Jeśli jest, musisz ponownie wygrać, żeby to poznać – drażnił się z nią. – Teraz, gdy zobaczyłem twoją strategię, nie będzie ci tak łatwo ze mną wygrać. Siadaj, Fortune, i ustawmy ponownie pionki. – Serce waliło mu w piersiach. Chociaż bardzo się starał, nie potrafił się skupić. Ku jego wielkiemu upokorzeniu drugi raz też go pokonała.

– Zapłacisz teraz, sir – powiedziała Fortune – i to tym razem naprawdę, jak mój ojciec, kiedy całuje mamę. Weźmiesz mnie w objęcia i przytulisz do siebie. – Wstała i wyszła zza stolika.

– Dobrze, ty sprytna lisico – rzucił ostrym głosem i wstał.

Przyciągnął ją mocno do siebie, otaczając ramionami. Odnalazł jej usta i pocałował namiętnie, czując narastające pożądanie i serce rozsadzające mu klatkę piersiową.

To było uniesienie! Głód, który jej przekazywał, tak, prawdziwy głód, przyprawiał ją o pomieszanie zmysłów. Zrozumiała, że w tym pocałunku pragnął jej całej. Fortune, chociaż była dziewicą, umiała rozpoznać pożądanie. Często widywała je w męskich oczach. Zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek z równą mocą. Tego szukała przez całe życie. Było wspaniale!

Nagle odsunął ją od siebie. Prawie się trząsł.

– Nie! – powiedział.

– Tak! – sprzeciwiła się pospiesznie.

– Nie masz pojęcia, co mi robisz, kochana – wyszeptał.

– A ty wiesz, co mi robisz? – zapytała.

– Tak, wiem.

– Czemu więc mamy przestać, Kieranie Deversie? – zażądała odpowiedzi Fortune. Była zaróżowiona z rozkoszy i Kieran starał się z całych sił pozostać dżentelmenem.

– Bo jeśli nie przestaniemy, zaniosę cię do sypialni, by nacieszyć się twoją słodyczą – rzekł ochrypłym głosem. – Bo pragnąłem cię od chwili, gdy cię po raz pierwszy ujrzałem. Bo modliłem się, żebyś nie chciała Williama. Bo, chociaż cię kocham i pożądam, Fortune Lindley, nie mogę cię mieć, gdyż nie mam ci nic do zaoferowania. Nie jesteś zwykłą dziewczyną, jakie znałem. Jesteś panną ze znamienitej rodziny, o ogromnym majątku. Nie zasługuję na ciebie. I moje pochodzenie, i moje doczesne dobra są cholernie mało warte. Wiesz, jak mnie to złości, Fortune? – Odsunął się od niej. – Najlepiej będzie, jeśli wrócę do Mallow Court.

– Przestało padać, więc możesz wybrać się ze mną na przejażdżkę – rzuciła. Fortune doszła do wniosku, że w tym momencie nie może go stracić. Gdyby teraz pozwoliła mu odejść, nigdy więcej by go nie zobaczyła. Pamiętając słowa ojczyma, brnęła dalej: – W przyszłym miesiącu będę miała dwadzieścia lat. Przez całe życie czekałam na ciebie, Kieranie Deversie. Nie pozwolę, żebyś mnie zostawił! Co mnie obchodzi, czy jesteś bogaty, czy biedny. Możesz mieć mój majątek, jeśli tylko zechcesz. Natomiast twoje pochodzenie, gdyby takie rzeczy w ogóle mnie obchodziły, uznałabym za niezwykle szlachetne. Rodzina twojego ojca wywodzi się z rodu Debhers. Twoi przodkowie Celtowie zajmowali się poszukiwaniem wody. To była wysoka kasta, Kieranie. Maguire'owie, rodzina twojej matki, przez wieki panowali w Fermanagh. W obu drzewach genealogicznych są O'Neilowie. W twoim pochodzeniu nie ma nic złego. Obawiam się, że jesteś pod silnym wpływem angielskiej macochy, która pogardza wszystkim, co irlandzkie.

– Skąd o tym wiesz? – zapytał zdumiony.

– Pytałam Rory'ego Maguire'a. Czy wiesz, że mężczyźni z Fermanagh zawsze byli uważani za najgorszych szermierzy w całej Irlandii?

– Nie – odparł z uśmiechem.

– Otóż byli. Fermanagh to najspokojniejsze miejsce w całej Irlandii. Żaden z wielkich władyków nigdy nie uważał mieszkańców Fermanagh za zagrożenie, bowiem możne rody tego regionu składały się w większości z poetów, bardów, medyków i prawników – wyjaśniała Fortune. – Rory Maguire, który sam pochodzi z jednej z głównych rodzin tego regionu, zna całą historię tego okręgu i z radością mi ją wyjawił.

– Nie podejrzewałem nigdy Maguire'a o zainteresowania historyczne – rzekł Kieran.

– Bo przestrzegł cię, abyś nie zapominał, że jestem szlachetnie urodzoną panną i nie należy się mną bawić? – zapytała prowokacyjnie. Roześmiał się, bo były to niemal dokładnie słowa Maguire'a, które usłyszał wcześniej, gdy przyjechał i prowadził konia do stajni.

– Ruszajmy na przejażdżkę, jeśli przestało padać. A może chodziło ci tylko o to, żeby mnie zatrzymać tu dłużej?

– I jedno, i drugie – rzekła uczciwie.

– To wszystko nie ma przyszłości – upierał się. – Jesteśmy szaleni, sądząc, że coś mogłoby z tego wyniknąć.

– Czyż nie do nas należy decyzja, Kieranie? – Położyła mu rękę na ramieniu i spojrzała w jego przystojną, zmartwioną twarz.

– Do nas? – zastanowił się głośno, tonąc w spojrzeniu jej oczu. Zdumiony pomyślał, że jest zakochany. Stało się to tak szybko, tak nagle.

Nigdy się nie spodziewał, że się zakocha. Cała ta sytuacja była nie do zniesienia. Nigdy mu nie dadzą tej dziewczyny za żonę.

– Chcę, żebyśmy się pobrali, zanim twoja rodzina powróci na jesieni z Anglii – szczerze stwierdziła Fortune.

– Nie prosiłem cię o rękę.

– A nie chcesz?

– Oczywiście, że chcę, ale twoja rodzina się na to nie zgodzi, kochanie. Nie rozumiesz? Biedni mężczyźni, nawet jeśli pochodzą ze szlacheckich rodów, nie żenią się z dziedziczkami wielkich fortun. Możesz mieć księcia czy markiza, Fortune. Twoja rodzina na pewno może ci znaleźć lepszego męża ode mnie.

– Kieranie, wybór należy do mnie. Zawsze tak było. Wybieram ciebie. Czy naprawdę mnie kochasz, chociaż tak krótko się znamy?

– Owszem – odpowiedział cicho. – Od pierwszego wejrzenia, gdy spotkaliśmy się twarzą w twarz na tamtym wzgórzu, gdy byłaś taka dumna i wyniosła.

– Byłam okropnie nieuprzejma – przyznała – ale ty zachowałeś się równie arogancko. Moje serce chyba już wtedy wiedziało, chociaż rozum jeszcze nie. Byłam jednak wściekła, że zepsułeś moje doskonałe plany. Pocałował ją w rudą głowę. Bardzo jej pragnął. Chciał obudzić się rano i znaleźć ją koło siebie. Chciał dać jej dzieci. Dlaczego był taki głupi i sprzeciwił się ojcu? Dlaczego nigdy nie przyszło mu do głowy, że kiedyś może zaistnieć sytuacja taka jak ta teraz? Że może się pojawić w jego życiu lady Fortune Mary Lindley?

– Zostałam ochrzczona jako katoliczka przez ojca Cullena – powiedziała, jakby czytając w jego myślach. – A to oznacza, że możemy wziąć ślub w jego kościele. Nie musisz dla mnie z niczego rezygnować, Kieranie.

– To nadal nie rozwiązuje problemu mojego ubóstwa – oświadczył spokojnie, delikatnie odsuwając Fortune od siebie.

– Podyskutujmy o tym w czasie przejażdżki – zaproponowała.

– Nie jestem odpowiednią partią dla ciebie, kochanie – powtórzył.

– Adali! – zawołała, a gdy majordomus wyłonił się z ciemnego korytarza, rzekła: – Znajdź tatę. Powiedz mu, że muszę z nim natychmiast porozmawiać.

– W tej chwili, milady – odpowiedział Adali, widząc nerwowy, pełen zaskoczenia wyraz twarzy Kierana Deversa.

Odszedł szybko korytarzem, uśmiechając się pod nosem. Młody człowiek nie miał żadnej szansy, żeby uciec lady Fortune. Zawsze była zdecydowanym, upartym dzieckiem, które wiedziało, czego chce. Ponieważ nigdy, nawet jako brzdąc, nie miała zbytnich wymagań, gdy zaczynała się tak zachowywać, zawsze zaskakiwała tym swoją rodzinę.

Znalazł księcia w niewielkim gabinecie Maguire'a, przeglądającego plany hodowli.

– Lady Fortune chciałaby się z panem widzieć w holu, milordzie – odezwał się Adali.

– Powiedz jej, że niedługo przyjdę – odpowiedział książę.

– Chyba lepiej będzie, jeśli pójdzie pan zaraz – nalegał Adali. – Lady Fortune oświadczyła panu Deversowi, że muszą się pobrać, ale on wysuwa wątpliwości, bo uważa, iż nie ma majątku, więc nie jest jej godzien.

– Na litość boską! – jęknął książę.

– A niech mnie – z uśmiechem zawołał Maguire.

Kiedy książę Glenkirk wkroczył do holu w towarzystwie Adalego i Rory'ego Maguire'a, Kieran Devers wyraźnie pobladł. Na pewno chcieli go wyrzucić i poszczuć psami. Nie miał prawa, nawet potajemnie, w głębi serca, myśleć o takiej dziewczynie jak Fortune.

– Milordzie – odezwał się, kłaniając.

Co do cholery się z nim działo? Przecież nie był byle chłopem. Był Deversem, miał matkę z rodu Maguire'ów i kuzynów noszących nazwisko O'Neil. Nie był bogaty, ale nosił szanowane nazwisko. Maguire uśmiechał się od ucha do ucha. Co, u diabła, mu się stało?

– Podobno chcesz poślubić moją córkę, Kieranie Deversie – spokojnie odezwał się książę.

– Owszem, milordzie, wiem jednak, że na to nie zezwolisz, bo jestem biednym człowiekiem, który poza nazwiskiem nie ma nic do zaoferowania – odpowiedział Kieran. James Leslie spojrzał na swoją pasierbicę.

– I co powiesz na to, Fortune?

– Kocham go, tato – oświadczyła Fortune.

– Aha. I masz majątek, który wystarczy dla was obojga. Chcesz się nim podzielić?

– Wiesz, że chcę, tato! – zawołała. – A Kieran może mieć wszystko, co jest moje. Tyle tego mam.

– Milordzie, nie mogę poślubić Fortune dla jej majątku – dobitnie stwierdził młody człowiek. – Muszę polegać na sobie i wrócić do niej, gdy będę miał coś więcej do zaoferowania, poza nazwiskiem. Jestem człowiekiem honoru, a nie nędznym łowcą posagów.

– Och, nie bądź taki cholernie dumny! – krzyknęła na niego Fortune.

– Może Willy mógłby się z tobą ożenić dla pieniędzy, ale nie ja! – zawołał w odpowiedzi.

– Nie musi pan żenić się z moją córką dla jej majątku, panie Devers. Nie będzie pan miał żadnej kontroli nad jej fortuną, tak samo, jak nie miałby jej pański młodszy brat. W tej rodzinie kobiety zatrzymują swój majątek i zarządzają nim z rozwagą. To ich tradycja. Mężczyźni, za których wychodzą za mąż, przed ślubem otrzymują odpowiednią rentę. Fortune pozostanie bardzo bogatą kobietą. Jeśli pan zechce, będzie pan mógł zainwestować swoją rentę, żeby ją pomnożyć. Teraz chyba nie może pan mieć już żadnych obiekcji, prawda? Wyświadczy mi pan ogromną przysługę, zabierając smarkulę spod mojej opieki. Była okropnie wybredna przy wyborze przyszłego męża. Jeszcze nigdy Kieran Devers nie był tak zdumiony, jak w tym momencie.

– Mówi pan, że mogę poślubić Fortune, milordzie?

– Tak, pod warunkiem, że ją kochasz. Kochasz ją? – zapytał książę Glenkirk, chociaż znał odpowiedź. Chciał bowiem usłyszeć, jak Kieran Devers mówi to głośno.

– Kocham ją z całego serca! Nie mógłbym poślubić innej, wiedząc, że moje uczucie do niej nigdy nie dorówna mojej miłości do Fortune. Tak, milordzie, kocham ją! Słysząc te słowa, Rory Maguire poczuł, że ściska mu się serce. Doskonale wiedział, co czuje młodzieniec. Chłopak przynajmniej mógł zrealizować pragnienie swojego serca. Jemu to się nigdy nie udało.

– Och, dziękuję, tato! – Fortune zarzuciła księciu ręce na szyję i ucałowała go.

– Co się dzieje? – Jasmine Leslie weszła do holu i rozejrzała się.

– Kieran i ja pobieramy się, mamo! – powiedziała promieniejąca Fortune, rzucając zakochane spojrzenie swojemu wybrańcowi.

– To całkiem nagle, nawet jak na ciebie, kochanie – powoli powiedziała księżna. – Czy jesteś pewna, że właśnie jego chcesz? Nie młodego Williama, ale jego brata?

– Kocham go – stwierdziła Fortune. – Dlaczego tak trudno ci to zrozumieć, mamo? Will jest słodki, ale nudny. Kieran i ja mamy ze sobą o wiele więcej wspólnego.

– Na przykład? – spytała córkę Jasmine.

– Żadne z nas nigdy nie czuło, że jest u siebie w domu. Oboje wiemy, że gdzieś na świecie istnieje miejsce nam przeznaczone, na które jeszcze nie natrafiliśmy – z przejęciem rzekła Fortune.

– Nie czujesz się w Irlandii jak w domu? Albo tutaj, w Erne Rock? – Jasmine była poruszona, wiedziała bowiem, że Kieran Devers mieszka! w domu swojego ojca, gdzie nie mogli zamieszkać po ślubie. Czy rozwiązaniem była Anglia? Jasmine, znająca antykatolickie prawa obowiązujące w Anglii, miała co do tego wątpliwości. Gdzie więc będą mogli się podziać jej córka i Kieran Devers?

– Wiesz, że planowałam dać ci w prezencie ślubnym Maguire's Ford – powiedziała Jasmine.

– To źle, że zakochałem się w pani córce, madam – odezwał się Kieran. – Gdybyśmy zamieszkali tutaj, w Maguire's Ford, moja rodzina w Lisnaskea, a zwłaszcza moja macocha, skręcaliby się z zazdrości. Jak pani widziała, Jane Devers ubóstwia swojego syna. Nie będzie mogła pogodzić się z myślą, że chociaż się modliła, aby Fortune przyjęła oświadczyny Williama, ta je odtrąciła i poślubiła właśnie mnie. Od dłuższego czasu pożąda waszych ziem, chociaż kryje się z tym przed moim ojcem. To ona namówiła Samuela Steena, żeby zaproponował Williama. Mój brat ma zwyczaj zwierzania mi się, bo jego matka, chcąc zachować pozory, zawsze dbała o serdeczne stosunki pomiędzy nami. Willy jest samotnym młodym człowiekiem, jednak lady Jane w ciągu jednej minuty potrafiłaby obrócić go przeciwko mnie, gdyby tylko myślała, że Maguire's Ford należy do mnie. Brat wyobrażał sobie, że jest zakochany w Fortune i łatwo dałby sobą pokierować matce. Moja macocha ma chętkę na te ziemie. Zrobiłaby wszystko, żeby zabrać tę posiadłość jej katolickim właścicielom. Przysporzy wielu kłopotów na wieść o ślubie Fortune ze mną.

– Kieran ma rację – powiedział Rory Maguire. – To fanatyczka, milady. Chcąc uniknąć jej gniewu, Kieran i lady Fortune będą musieli opuścić Irlandię. Pani zaś powinna oddać posiadłość w ręce niekwestiowanego protestanta, aby lady Devers nie miała żadnej możliwości kradzenia pani tych ziem.

– Och, Rory, a co będzie z twoimi ludźmi? – zaniepokoiła się Jasmine.

– Będzie nam dobrze pod rządami nowego protestanckiego właściciela, którego nam wybierzesz, milady. Do licha, ależ była dobra, jakże troszczyła się o wszystkich.

– Duncan i Adam! – nagle zawołała Jasmine. – Oddamy Maguire's Ford naszym najmłodszym synom, Duncanowi i Adamowi Lesliem. To jeszcze chłopcy, ale obaj zostali wychowani w wierze szkockiego Kościoła anglikańskiego. Nie można kwestionować ich lojalności, zwłaszcza że są braćmi przyrodnimi królewskiego bratanka. Starszy może dostać zamek, zaś młodszemu wybudujemy ładny dom. Chociaż to protestanci, obaj są otwartymi, tolerancyjnymi chłopcami, Rory Maguire.

– Skoro to pani synowie, ani przez chwilę w to nie wątpię – odpowiedział.

– Czy możemy się więc z Kieranem pobrać? – zapytała Fortune.

– Nie tak od razu – powiedziała Jasmine córce, podnosząc rękę, żeby powstrzymać protest Fortune.

– Oboje z Kieranem daliście się porwać burzy uczuć, skarbie. Nie wątpię, że się kochacie… teraz. Ale czy za miesiąc, za rok też będziecie się kochać? I gdzie będziecie mieszkać? Kieran ma rację; nie możecie zostać w Irlandii. Jego rodzina będzie wściekła, że złapał dziedziczkę Maguire's Ford. W Anglii może być trochę bezpieczniej, jeśli tylko Kieran nie będzie się manifestował ze swoim katolicyzmem i będzie przestrzega! praw ustanowionych przez króla.

– Żona króla jest katoliczką! – zawołała Fortune.

– I jej wiara przysporzyła już wielu problemów, bo istnieją ludzie, którzy nie dopuszczają do siebie myśli o różnorodności świata, stworzonego przez Boga – odpowiedziała księżna Glenkirk.

– Co więc mamy począć, madam? Jaką mamy szansę? – Kieran Devers zadał pytanie Jasmine Leslie.

– Macie szansę – spokojnie stwierdziła Jasmine.

– Zawsze trzeba mieć nadzieję, Kieranie. Mówisz, że nie czujesz się w Irlandii jak w domu, chociaż jest to twoja ojczyzna, kraj twoich przodków. Wierzysz jednak, że gdzieś istnieje miejsce, przeznaczone dla ciebie. Ja również kieruję się swoim instynktem i dlatego sądzę, że jesteś właściwym mężem dla mojej córki. Zanim jednak oddam ci Fortune, musisz znaleźć miejsce, gdzie oboje będziecie się czuli wygodnie i bezpiecznie. Pod koniec lata pojedziesz więc wraz z nami do Anglii. Chcę, żebyś tam kogoś poznał. Nazywa się George Calvert, lord Baltimore. Jego matka była katoliczką, a ojciec protestantem i wychował się w wierze kościoła anglikańskiego. Chociaż pochodził z szanowanej i zamożnej rodziny, nie należał do szlachty. George Calvert był gruntownie wykształcony i zwrócił na siebie uwagę sir Roberta Cecila, królewskiego sekretarza stanu. Został jego osobistym sekretarzem i w ten sposób rozpoczął karierę polityczną. Ożenił się, a jego pierworodny syn otrzymał imię Cecil, po sir Robercie. Powoli, dzięki pilności i ciężkiej pracy, George Calvert piął się w górę. Kilkakrotnie przyjeżdżał do Irlandii w królewskich interesach, zna więc panującą tu sytuację. W tysiąc sześćset dwunastym roku, kiedy umarł sir Robert Cecil, król zatrzymał Calverta w swojej służbie. W tysiąc sześćset szesnastym roku nadał mu tytuł szlachecki. W końcu Calvert został sekretarzem stanu i członkiem rady królewskiej. To skromny, lubiany człowiek. Sam ma ziemie w Irlandii. Kiedy parę lat temu jego żona Anna umarła przy porodzie, sir George przeżył załamanie i przeszedł na wiarę swojej matki. Calvert jest człowiekiem niezwykłej szczerości. Publicznie oznajmił o swoim nawróceniu i zrezygnował z piastowanych stanowisk. Król był załamany i gotów skazać sir George'a na śmierć. Ale jego miłość do Calverta przezwyciężyła rozczarowanie i król mianował go baronem Baltimore w Irlandii. Po śmierci króla Jakuba Calvertom udało się zachować przyjaźń i życzliwość króla Karola. Lord Baltimore ma marzenie, aby założyć kolonię, gdzie każdy mógłby wyznawać swoją wiarę i nikt by mu w tym nie przeszkadzał. Nie wiem, czy uda mu się to osiągnąć. Nie wierzę specjalnie w dobrą wolę moich rodaków – mówiła Jasmine – ale Calvert jest jedynym człowiekiem, który mógłby osiągnąć swój cel. Może jego kolonia jest właściwym miejscem dla ciebie i mojej córki. Pojedziesz do Anglii?

Pojadę! – bez namysłu odparł Kieran Devers. Wziął Fortune za rękę. – To mogłoby być rozwiązanie, moja kochana. Miejsce, gdzie moglibyśmy wyznawać naszą wiarę w wolności i pokoju. To niemal zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

Może tak być – rzekła Jasmine. – Żyję już dość długo i widziałam wiele zła wyrządzanego w imię Boga, ale, jak ci mówiłam, Kieranie, zawsze jest nadzieja. – Uśmiechnęła się do niego.

Ale kiedy możemy się pobrać, mamo? – chciała wiedzieć Fortune. Kiedy będę pewna, że wasza miłość przetrwa dłużej, niż do końca słodkiego lata – odpowiedziała córce Jasmine.

ROZDZIAŁ 6

Po słowach matki Fortune jak burza wypadła z sali. Czy matka nie rozumiała, że są zakochani? Mama tyle razy bywała zakochana, że z pewnością powinna rozumieć to uczucie. Fortune, wściekła, mruczała do siebie, że całe życie czekała na tę chwilę, a matka ją zepsuła.

– Kochanie, poczekaj! – Kieran Devers dogonił Fortune, gdy dziewczyna wybiegła na dziedziniec. – Przejedźmy się. Deszcz ustał. Porozmawiamy. Przecież wiesz, że twoja mama ma rację.

– Co? Stajesz po jej stronie? Nie chcesz mnie poślubić, Kieranie Devers? Twój zapał tak szybko opadł? Michaelu, osiodłaj mojego konia! Kieran złapał ją w objęcia, lecz Fortune usiłowała mu się wyrwać.

– Przestań! – polecił ostro. – Zachowujesz się jak dziecko. Coś w jego głosie zmusiło ją do posłuchu. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.

– Ona nie rozumie, Kieranie.

– Mylisz się, Fortune. Twoja matka aż za dobrze rozumie. – Pogłaskał ją po włosach.

– Żyłaś pod kloszem, kochanie, i jesteś taka rozpieszczona. To ty nie rozumiesz, a może tak bardzo chcesz postawić na swoim, że nie chcesz zrozumieć. Fortune pociągnęła nosem i oparła głowę na szerokim ramieniu Kierana.

– Jestem katolikiem, Fortune. Podjąłem tę decyzję dawno temu i nie widzę powodu, żeby teraz ją zmieniać. Jednak nie chcę być ani męczennikiem za wiarę, ani bigotem. Żaden Kościół mnie do tego nie zmusi. Wyznaję wiarę katolicką, bo mi to odpowiada. Ty należysz do kościoła anglikańskiego, bo tak chcesz. Obie nasze wiary są sobie wrogie i gotowe zniszczyć się nawzajem. Wydaje się, że spokojne życie może nam zagwarantować jedynie wybranie jednej, wspólnej wiary. Twoja matka proponuje nam miejsce, gdzie oboje moglibyśmy modlić się zgodnie z własnym przekonaniem, a nie jak ktoś nam nakaże.

– Takie miejsce nie istnieje – ze smutkiem zauważyła Fortune.

– Gdyby sir George Calvert założył kolonię, gdzie takie życie byłoby możliwe, czy nie chciałabyś tam mieszkać, kochanie? Może to jest miejsce, którego oboje poszukujemy przez całe życie.

– Ale gdzie znaleźć takie miejsce? – zapytała. Wzruszył ramionami.

– Nie jestem pewien, ale może w Nowym Świecie, za oceanem. Spędźmy lato w Irlandii i kochajmy się coraz bardziej, Fortune. A z nadejściem jesieni pojedziemy z twoimi rodzicami do Anglii. Spotkamy się z sir Georgem i zobaczymy, co nam może powiedzieć o tym wspaniałym świecie, który chce stworzyć, gdzie moglibyśmy wyznawać taką wiarę, jaką pragniemy.

– Ale kiedy się pobierzemy?

– Mam nadzieję, że przed wyjazdem do Anglii. Twoi rodzice nie są przeciwko nam, kochanie. Chcą tylko się upewnić, że naprawdę się kochamy. Będę cierpliwy, więc i ty musisz okazać cierpliwość. A oto i Michael z naszymi końmi. Chodź, przejedźmy się na wzgórza, gdzie się zobaczyliśmy pierwszy raz. Wyjechali razem, pogalopowali przez wioskę, po czym popędzili przez łąki, płosząc pasące się owce. Fortune roześmiała się, a jej śmiech poniósł wiatr. Wreszcie wspięli się na szczyt pagórka, na którym spotkali się pierwszy raz. Pod nimi znajdowało się błękitne jezioro, stapiające się z zielononiebieskimi wzgórzami, rozpływającymi się we mgle na zachodzie. Zsiedli z koni i przystanęli, patrząc na rozciągający się widok.

– Tu jest pięknie, ale to nie jest dom – odezwała się Fortune. Zdjęła płaszcz, rozłożyła go na trawie i usiadła.

– Tak… – zgodził się, siadając obok niej. – Patrzyłem na te wzgórza przez całe życie i nigdy nie czułem z nimi żadnego pokrewieństwa. – Otoczył ją ramieniem, a następnie pochylił się i pocałował, z początku czule, a potem z coraz większą namiętnością. Fortune pomyślała, że to bardzo dziwne, ale wcale nie ma ochoty się wyrywać. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Poczuła na piersiach dotyk jego twardego torsu. To był prawdziwy pocałunek! Zdumiewające, że przychodził jej tak naturalnie, chociaż do dzisiejszego dnia nie miała właściwie żadnego doświadczenia. Napór na jej usta potęgował się. Niemal bezwiednie rozchyliła wargi. Poczuła, jak okrąża je czubkiem języka. Było to wspaniale doznanie. Zuchwale wysunęła swój język na spotkanie. I jakby poraziła ją błyskawica!

Kieran uniósł ciemną głowę i uśmiechnął się do niej leniwie. Przekręcił się na plecy i wbił wzrok w niebo. Drżał z rosnącego podniecenia. Fortune naprawdę nie miała pojęcia, co się działo z nim i z nią samą. Zastanawiał się, jak daleko pozwoli mu się posunąć. Odwrócił się do niej i położył na boku, opierając się na łokciu. Wyciągnął drugą rękę i rozpiął srebrne guziki jej kamizelki.

Obserwowała go spod wpółprzymkniętych powiek. Kiedy ostatni guzik wyślizgnął się z dziurki, serce zaczęło jej bić trochę szybciej. Przesunął rękę i bardzo delikatnie zaczął pieścić miękkie wzniesienie jej biustu. Wstrzymała oddech, a jej oczy rozwarły się szeroko; przeszyła ją eksplozja podniecenia. Zastanawiała się nerwowo, jak daleko ośmieli się posunąć. Czy ona sama skłonna jest pozwolić mu na większą poufałość? Czy przestanie, jeśli go o to poprosi?

Jego palce bawiły się ze sznurówką jej jedwabnej bluzki. Poluzował ją zręcznie. W zasięgu jego ręki znalazły się teraz wstążki koszulki. Napotkał jej wzrok i bez słowa zapytał o zgodę na dalsze działania. Odczekał chwilę i lekko pocałował ją w usta.

Miała ciało jak z ołowiu. Nie mogła się ruszyć. Nie mogła powiedzieć mu „nie”. Chciała, żeby rozchylił jej koszulę. Chciała, żeby dotknął jej piersi. Kiedy była mała, pewnego dnia widziała, jak kochanek matki, książę Henry Stuart, pieścił nagie piersi Jasmine. Wyraz zachwytu na twarzach ich obojga i serdeczne westchnienie rozkoszy matki pozostało na zawsze w pamięci Fortune. Chciała poznać tę samą radość. Z westchnieniem zamknęła oczy.

Nie powiedziała ani słowa, a jednak udzieliła mu pozwolenia na podjęcie dalszych działań. Jego palce niemal wyrwały wstążki z delikatnego materiału i rozchyliły go, aby odsłonić biust Fortune. Prawie zawył z wdzięczności za to, że jest taka piękna, o doskonałych kształtach. Miała drobne, okrągłe piersi z rozkosznymi brodawkami, które wyglądały jak maleńkie jagódki na czubku miseczki ze śmietaną. Nie potrafił się powstrzymać i delikatnie ujął w dłoń jedną z nich.

Fortune gwałtownie otworzyła oczy i zerknęła w dół na jego rękę.

Kieran uśmiechnął się do dziewczyny. Była taką ognistą istotą, a jednocześnie bardziej niewinną, niż oboje mogliby się spodziewać. Jednak nie potrafi! się pohamować, była bowiem tak bardzo kusząca. Przyłożył policzek do jej piersi i usłyszał szaleńcze bicie serca Fortune.

– Przebacz mi, najdroższa – rzekł cicho – ale nie mogę się powstrzymać. Jesteś tak cudowna, Fortune. Najcudowniejsza!

Dotknęła ręką ciemnej czupryny Kierana i łagodnie potargała gęste włosy.

Chociaż troszkę się lękała, czuła, że ich bliskość była czymś szalenie naturalnym. Kieran ją kochał. Nie skrzywdzi jej. Matka zawsze ją ostrzegała, że namiętność jest potężnym uczuciem. Ledwo zaczynała pojmować, co miała na myśli.

– Kocham cię, Kieranie Deversie – oświadczyła. Oderwał policzek od jej piersi.

– Ja też cię kocham, skarbie – odpowiedział. W jego wzroku było coś, czego nie rozumiała.

– O co chodzi? – zapytała.

– Nie jestem przyzwyczajony do miłosnych gier, Fortune – przyznał szczerze. – Płonę z pożądania.

– Och! – szepnęła słabym głosem. Była na tyle mądra, że wiedziała, o czym mówił. Zebrała rozchyloną koszulę i na powrót zawiązała tasiemki. Potem uporządkowała jedwabną bluzkę. W końcu zapięła guziki kamizelki.

– To może być niebezpieczna gra, prawda? – wyszeptała. W odpowiedzi ujął jej dłoń i położył sobie na spodniach.

– Owszem, kochanie – przytaknął. Czuła pod palcami twardy, podłużny kształt, który pod wpływem jej dotyku zdawał się promieniować ciepłem.

– Twój… organ jest wspaniały – zakomunikowała. – Pewnego dnia dostarczysz mi wielkiej rozkoszy.

Napięcie, które powstało pomiędzy nimi, nagle pękło i Kieran roześmiał się.

Było to bardzo dziwaczne oświadczenie w ustach dziewicy, choć trudno było się spodziewać po Fortune czegoś innego.

– Tak – zgodził się. – Dam ci wiele przyjemności, skarbie. A teraz zabieraj ze mnie swoją podstępną rączkę, zanim wybuchnę z żądzy. Poklepała go żartobliwie i powiedziała:

– Nie położyłam ręki na tobie z własnej inicjatywy, mój panie. To ty chciałeś się pochwalić. – Zabrała dłoń. – Następnym razem obejrzę go sobie bez ubrania, tak jak ty widziałeś dzisiaj moje piersi. To chyba sprawiedliwy rewanż. Śmiejąc się, ujął dłoń, która go chwilę wcześniej dotykała, i ucałował ją po obu stronach.

– Czy mam ci sprawić lanie, żebyś zaczęła się przyzwoicie zachowywać? Obawiam się, że jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką.

– Możesz mnie zbić, jeśli to zapewni przyjemność nam obojgu – odparowała. Uniósł pytająco brwi. Zrozumiał, że nie miała zielonego pojęcia, co powiedziała. Ze śmiechem dźwignął się na nogi i szybko złapał konie, które spokojnie pasły się nieopodal nich.

– Najwyższy czas wracać do domu. Twoi rodzice będą zachodzić w głowę, gdzie przepadliśmy, a Maguire poszczuje mnie psami, jeśli dojdzie do wniosku, że w jakikolwiek sposób cię znieważyłem.

Pomógł jej dosiąść konia, powstrzymując się przed pogładzeniem kusząco okrągłych pośladków dziewczyny.

Jechali do domu wolno, chociaż chmury na niebie szybko się przemieszczały. Odległy grzmot kazał im popędzić rumaki. Wjechali na dziedziniec Erne Rock, gdy deszcz dopiero zaczynał padać. Nie było widać żadnego chłopca stajennego, więc podjechali prosto do stajni, zsiedli z koni i zaprowadzili zwierzęta do ich boksów. Wprawnie rozsiodłali konie i zdjęli uprzęże. Fortune wzięła zgrzebło Pioruna i zaczęła go szczotkować. Koń tańczył na nogach i parskał. Kieran obserwował scenę z uśmiechem. Potem postanowił być użytecznym i nasypał obu koniom owies do żłobów.

Po zakończeniu szczotkowania Fortune odwiesiła zgrzebło i wyszła z boksu, starannie zamykając za sobą drzwi.

– Nie wiem, gdzie się podział Michael – powiedziała. – Może poszedł coś zjeść do kuchni. – Wyjrzała ze stajni. Lał deszcz. – Chyba musimy tutaj zostać, dopóki ulewa się nie skończy albo przynajmniej nie zelżeje. – Spojrzała na niego z udawaną nieśmiałością. – Co możemy robić, żeby szybciej nam minął czas oczekiwania? Roześmiał się frywolnie.

– Naprawdę jesteś bezwstydna, dziewczyno – powiedział, przypierając ją do ściany stajni. Nie stykając się z jej ciałem, wyciągnął ręce i złapał ją za pośladki, pieszcząc je prowokacyjnie.

– Co chciałabyś robić, kochanie? Była jak zahipnotyzowana tymi zielonymi oczami, którymi ją pożerał, silnymi palcami, ugniatającymi jej tyłeczek, niemal niekontrolowanym pragnieniem, żeby się z nią kochał. Usłyszała swój głos, przyznający się do tej myśli.

– Chcę cię poczuć w sobie, Kieranie. Chcę cię twardego, gorącego i spragnionego.

– Jezu! – wyrwało mu się z ust.

– Szokuję cię, bo jestem dziewicą, a dziewice nie powinny nic wiedzieć o tych sprawach, prawda? Ale ja mam matkę, która była kochanką księcia. Mam ojczyma, który nie wstydzi się okazywać namiętnych uczuć wobec mojej matki. Moja starsza siostra niemal przez rok żyła w haremie. Przede wszystkim zaś, Kieranie, mam oczy, żeby widziały, i uszy, żeby słyszały. Wiem, co dzieje się pomiędzy kobietą i mężczyzną. Chcę, żeby stało się to pomiędzy nami. Owszem, jestem zuchwała, ale oszalałam na twoim punkcie i chcę być twoją żoną – oświadczyła Fortune z policzkami zaróżowionymi od własnej śmiałości.

Pocałował ją. Nie wiedział, co ma począć wobec takiej szczerości. Nie powiedziała mu nic, o czym by sam wcześniej nie myślał. Nie chciała niczego więcej niż on. Przesunął dłonie, żeby ująć jej twarz. Jego zgłodniałe usta wędrowały po jej miękkiej skórze, dotykając warg, nosa, oczu, czoła, policzków. Pachniała końmi i skórą. Jej bliskość przyprawiała go o zawrót głowy. Chciał, żeby ta chwila trwała w nieskończoność. Nie trwała. Przeciął ją głos Rory'ego Maguire'a:

– Twoja mama wysłała mnie, żebym cię poszukał, milady Fortune.

Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Kierana Deversa, który pospiesznie puścił jej twarz. Zerknęła w stronę drzwi do stajni, otwartych za plecami Maguire'a.

– O, przestało padać – zauważyła. – Czekaliśmy, aż deszcz zelżeje, Rory.

– I widziałem, że byliście bardzo zajęci podczas tego czekania – rzekł oschle. Potem wbił wzrok w Kierana. – Milady chce, żebyś pozostał przez jakiś czas w Erne Rock, Kieranie. Czy będziesz umiał się zachować w tym czasie? Szczerze mówiąc, uważam, że to najlepsze miejsce, gdzie stale możemy mieć na ciebie baczenie.

– Nie jestem szesnastoletnią panienką, Rory – ostro rzuciła Fortune.

– Owszem, nie jesteś, a to oznacza, że nie powinnaś się obściskiwać w miejscu, gdzie każdy może cię zobaczyć – odpowiedział równie ostro. – Następnym razem postaraj się być bardziej dyskretna, dziewczyno. Relacje o twoim swobodnym zachowaniu z przystojnym rozrabiaką zostaną bardzo zniekształcone, zanim dotrą do Lisnaskea. I możesz mi wierzyć, że zostaną opowiedziane ze wszystkimi szczegółami lady Devers, gdy tylko wróci do domu. Nie będzie zachwycona, zwłaszcza że prawdopodobnie będziesz już wówczas żoną jej pasierba, odtrąciwszy wcześniej jej syna. Pierwsza rzecz, jaka przyjdzie do głowy tej dobrej chrześcijance, to zemsta.

– Mama powinna pozwolić nam się pobrać już teraz – parsknęła Fortune. – Nie byłoby wtedy powodu do plotek.

– Twoja mama jest mądra. Co jest złego w czekaniu, jeśli naprawdę się kochacie? – zapytał Rory. Fortune potrząsnęła głową ruchem, który był mu dziwnie znajomy.

– Może coś w moim brzuchu, jeśli mama każe mi zbyt długo czekać! – I wypadła ze stajni, zmierzając w stronę schodów prowadzących do zamku. Kieran Devers podniósł do góry ręce w geście poddania się.

– Nie uwiodę jej – obiecał.

– Wierzę, ale ona zrobi wszystko, żeby uwieść ciebie – powiedział Maguire, kręcąc głową. – Miałem młodszą siostrę Aoife, która była równie uparta, jak lady Fortune. Strzeż się, Kieranie, bo możesz wylądować na plecach, z tą młodą lisicą siedzącą ci na brzuchu. To bezwstydna dziewczyna, chociaż jest dziewicą. Mężczyźni rozstali się. Kieran Devers skierował się do zamku, a Rory Maguire opuścił stajnię i udał się do małego domku, który wiele lat temu podarowała mu Jasmine. Zamieszkał w nim dopiero teraz, kiedy Jasmine wróciła do Erne Rock, ale już wcześniej zapełnił go pamiątkami rodzinnymi, szczególnie drogimi jego sercu. Bride Duffy pilnowała, żeby dom zawsze był wysprzątany i przewietrzony, na wypadek gdyby go potrzebował. Gdy wszedł do środka i zobaczył swoje rzeczy, ogarnęła go nostalgia. Wspiął się na strych pod spadzistym dachem. Ze znajdującego się tam kufra wyciągnął drewnianą szkatułkę o rogach okutych srebrem i zniósł ją na dół do dużego pokoju. Służący rozpalił już ogień na kominku, żeby osuszyć powietrze.

Rory postawił pudełko na stoliku w pobliżu kominka i nalał sobie szklaneczkę whisky. Usiadł i przez chwilę ze smakiem sączył trunek, po czym odstawił szklaneczkę i sięgnął po szkatułkę. Od wielu lat do niej nie zaglądał. Zawierała miniaturowe portrety osób z jego rodziny. Ich oglądanie zawsze wprawiało go w głęboki smutek, bo Rory Maguire pamiętał dawne czasy, gdy Erne Rock i Maguire's Ford należały do jego bliskich. Przez kilkaset lat te skromne włości przechodziły z pokolenia na pokolenie Maguire'ów.

Kiedy przed dwudziestu laty przywódca ich klanu, Conor Maguire, opuścił Irlandię wraz z hrabiami z północnych ziem, ojciec, matka, młodszy brat i trzy siostry wraz z rodzinami poszli za nim. Był jedynym, który pozostał, nie potrafił bowiem zostawić swoich poddanych na laskę Anglików. Zrządzeniem boskim, a może dzięki diabelskiemu szczęściu, nowym właścicielem Maguire's Ford okazała się Jasmine Lindley, markiza Westleigh, która poznawszy jego historię, uczyniła go zarządcą swoich nowych włości.

Mógł pozostać w swoim domu. Chociaż niektórzy byliby zbyt dumni, żeby się tak upokorzyć, Rory wierzył, że słusznie postąpił. Jego rodzice zostali pochowani we Francji, z dala od rodzinnej ziemi. Nie wiedział, co się stało z jego siostrami i ich rodzinami. Jego młodszy brat Conan zawędrował do Rosji i został oficerem w armii cara. Ostatni raz miał od niego wiadomości dziesięć lat temu. Dziś mógł już nawet nie żyć. Szkatułka z miniaturami była jedyną rzeczą, która pozostała po rodzinie.

Wolno uniósł wieczko. Wewnątrz znajdowało się siedem owalnych miniatur. Uśmiechnął się na widok twarzy ojca, uświadomił sobie bowiem nagle, że teraz wygląda tak jak on. Była też podobizna matki o długim, zgrabnym nosie i bystrych, niebieskich oczach. Był też on, w wieku osiemnastu lat, i drugi syn, czternastoletni wówczas Conan. I jego siostry, najstarsza z nich wszystkich, dwudziestojednoletnia Myrna, szesnastoletnia Aoife i dwunastoletnia Fionula. Szykując się do zamknięcia szkatułki, pomyślał ze smutkiem, że był to szczęśliwy czas.

Nagle jednak powrócił spojrzeniem do Aoife. Artysta namalował ją w pozie, która kiedyś była mu dobrze znana, z niecierpliwym odchyleniem głowy. Tego gestu nie widział od lat… aż do dzisiaj. Rory wyjął miniaturę z pudełka i starł cienką warstewkę kurzu. Z niedowierzaniem przyglądał się patrzącej na niego twarzy. To była twarz Aoife. Była to też twarz Fortune Lindley. Do tej pory nie zauważył tego podobieństwa, chociaż oba oblicza były niemal identyczne.

Chwycił kubek i jednym haustem wypił jego zawartość. Czuł się tak, jakby dostał obuchem w łeb. Jak to możliwe? W jaki sposób lady Fortune Lindley i jego siostra Aoife mogły mieć takie same twarze? Te same gesty? Takie same płomienne, złocistorude włosy, które z całej rodziny miał tylko on i Aoife? Głupcze, zadźwięczało mu w głowie. Znasz przecież odpowiedź na swoje pytania. Czyż wiele lat temu nie przespałeś się z Jasmine Lindley?

Fortune jest twoją córką.

Jęknął, jakby coś go zraniło. Cofnął się myślami o dwadzieścia jeden lat. Markiz Westleigh został zamordowany. Jego żona zapadła w stan, z którego nie można jej było wyrwać. Wzywała swojego męża, żeby kochał się z nią jeszcze jeden raz. Umierała, jak twierdził Adali i ksiądz. Posłali po niego, żeby się kochał z obłąkaną kobietą, w nadziei, że uda się ją w ten sposób wyrwać śmierci. Chociaż zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia, wiedział, że ona nie pokocha go nigdy.

Rory pamiętał, że był zaszokowany uczynioną mu propozycją, zwłaszcza że nalegał na to nie tylko Adali, któremu można było wybaczyć jako cudzoziemcowi, lecz również ksiądz.

Nie potrafił zrezygnować z okazji. Uświadomił sobie, że nie musieli zanadto się wysilać, by go przekonać. Gdyby przeżyła, miałby satysfakcję, że ją uratował. Gdyby zaś umarła, umarłby wraz z nią. Spełnił więc ich żądanie, po czym wymknął się z jej sypialni i ukrył w mroku swej samotności. Jasmine przeżyła i ocknęła się następnego ranka. Gdy po paru tygodniach okazało się, że jest brzemienna, wszyscy uznali, że jej ukochany Rowan Lindley, który kochał się z żoną w noc poprzedzającą jego zabójstwo, podarował jej pożegnalny prezent w postaci trzeciego dziecka.

Ale Fortune nie była córką Rowana Lindleya. Była córką Rory'ego Maguire'a. Kto jeszcze wiedział? Jasmine? Nie! Nie mogła wiedzieć, bo nigdy nie wiedziała o jego roli w uratowaniu jej życia. Adali mógł się domyślać. Jego przenikliwe oczy dostrzegały wszystko. A ojciec Cullen? Tak, on pewnie także wiedział! I przez te wszystkie lata trzymali to przed nim w tajemnicy. Gdyby dzisiaj nie poczuł potrzeby spojrzenia na twarze najbliższych, mógłby nigdy nie poznać prawdy. A teraz, co miał począć?

Zanim zamknął i odstawi! na bok szkatułkę, wsunął miniaturę Aoife do kieszeni.

Co robić? Co robić?

Do pokoju weszła służąca z tacą.

– Nie przyszedł pan do jadalni, więc pan Adali przysłał kolację. Pyta, czy dobrze się pan czuje.

Dziewczyna postawiła tacę na stoliku i uniosła lnianą serwetkę, przykrywającą jedzenie.

– Powiedz Adalemu, że nie czuję się dobrze i chciałbym się z nim zobaczyć, zanim uda się na spoczynek – rzekł Rory. – Chcę się też spotkać z ojcem Cullenem. – Widząc przerażony wyraz twarzy służącej, roześmiał się. – Nie, dziewczyno, jeszcze nie umieram. Może tylko pogoda nieco mnie przygnębia. Chcę zasięgnąć rady księdza w pewnej sprawie. Zachowaj dyskrecję, wypełniając moje polecenie, bo nie chcę niepotrzebnego zamieszania.

Puścił do niej oko. Dziewczyna wybiegła, chichocząc, a Rory spojrzał na jedzenie. Pstrąg. Kilka plastrów wołowiny. Chleb. Masło i ser. Miseczka zielonego groszku. Z przyzwyczajenia zjadł trochę, ale nie czul żadnego smaku. Nalał sobie więcej whisky i wychyli! do dna. Był spokojny, przeraźliwie spokojny. Miał córkę. Piękną córkę, która była wierną kopią jego ulubionej siostry.

Miał córkę, która byłaby wstrząśnięta na wieść o tym, że nie jest pogrobowcem po markizie Westleigh. Rory Maguire westchnął. Przez dwadzieścia jeden lat zachował w tajemnicy szczegóły choroby Jasmine po śmierci Rowana Lindleya. Nie było to łatwe, ale udało mu się. Usunął Jasmine ze swojej głowy, choć na zawsze pozostała w jego sercu.

Był to wielki ciężar, a teraz na barki zwalił mu się jeszcze większy, wiedza o prawdziwym pochodzeniu Fortune. Dlaczego od razu się nie zorientował? Cóż, Aoife tak dawno go opuściła, że jej obraz zatarł mu się w pamięci. Wyniósł szkatułkę z miniaturami na strych, bo wspomnienia dawnych, szczęśliwych czasów, kiedy miał kochającą rodzinę, którą potem stracił, były zbyt bolesne. Mógł odejść wraz z nimi, ale odmówił opuszczenia Ulsteru. Przypomniał sobie szloch matki i sióstr, gdy odchodziły z Maguire's Ford. Nawet teraz, po dwudziestu pięciu latach, serce ściskało mu się na wspomnienie tamtych wydarzeń.

Nie zgadzał się z hrabiami z północy, którzy porzucili swoje domy i poddanych. Uważał ich za egoistów. Pamiętał swoje dyskusje z ojcem, którego lojalność wobec kuzyna, Conora Maguire'a, zdawała się większa niż przywiązanie do najbliższej rodziny. Tylko interwencja matki powstrzymała obu mężczyzn od bójki. Oczywiście w końcu wola ojca przeważyła. Rodzina opuściła Ulster, podążając za hrabiami, ale Rory Maguire pozostał, aby chronić mieszkańców Maguire's Ford najlepiej jak umiał. W ten sposób jednak został pozbawiony najbliższych. Nigdy się nie ożenił, bo zakochał się w Jasmine i żadna kobieta nie mogła jej dorównać. Naturalnie Jasmine nigdy nie dowiedziała się o jego głębokich uczuciach. A teraz nagle okazało się, że ma rodzinę. Lecz jak mógł przyznać się do córki, nie wyrządzając krzywdy Fortune i jej matce? Służąca wróciła po tacę i powiedziała:

– Przyjdą obaj, i pan Adali, i ksiądz. Naprawdę dobrze się pan czuje? Milady prosiła, żebym się upewniła.

– Coś mnie tylko kręci w brzuchu, dziecko – odpowiedział jej z uśmiechem. – Jutro rano będę zdrów jak rydz.

– Powiem pani – rzekła dziewczyna, zabierając tacę i ponownie pozostawiając go samego.

Ale niedługo był sam. Adali i Cullen Butler zawitali do niego jeden po drugim.

– Jesteś chory – odezwał się ksiądz. – Służąca doniosła o tym mojej kuzynce.

– To choroba duszy, Cullenie Butlerze – odparł Rory. Sięgnął do kieszeni, wyciągnął owalną miniaturę i podał ją księdzu. Cullen Butler spojrzał na nią pobieżnie.

– Skąd masz ten śliczny portrecik Fortune.

Podał owalną miniaturę Adalemu. Majordomus przyjrzał się obrazkowi i powiedział szybko:

– To nie jest lady Fortune, ojcze. Nie ma znamienia po lewej stronie, pomiędzy nosem i górną wargą. – Popatrzył prosto na Irlandczyka. – Kto to jest?

– Moja młodsza siostra Aoife – wyjaśnił Rory Maguire.

– No tak – spokojnie odezwał się Adali. – Niezwykle podobieństwo, milordzie Maguire. Obie są pięknymi kobietami.

– Wiedziałeś? – oskarżycielskim tonem rzucił Rory.

– Wiedziałem – przyznał Adali.

– A ty, księże? Ty też wiedziałeś? – pytał Rory podniesionym głosem.

– Tak, wiedziałem – potwierdził Cullen Butler – i niechaj Bóg zlituje się nad nami wszystkimi.

– Ale ona nie wie?

– A skąd miałaby wiedzieć? – odpowiedział pytaniem Adali. – Nie ma pojęcia, co wydarzyło się owej nocy pomiędzy wami. Nie może więc wiedzieć nic o ojcu swojej córki. Gdybyś nie znalazł miniatury swojej siostry, też byś się nawet nie domyślał.

– Jak mogliście trzymać to przede mną w sekrecie? Jak mogliście mi nie powiedzieć, że mam dziecko? – zapytał załamany Rory. Jego mokre od łez oczy przepełniał ból.

Cullen Butler wyglądał na poruszonego, ale Adali był o wiele bardziej praktyczny od ogarniętego poczuciem winy księdza.

– A gdybyśmy ci powiedzieli, Rory, co byś zrobił? – zapytał. – Co mógłbyś zrobić? Nic! Kto uwierzyłby w to, jak została poczęta panienka Fortune? Informacja o jej prawdziwym pochodzeniu przyniosłaby wstyd mojej księżniczce i napiętnowałaby lady Fortune jako nieślubne dziecko. Chyba nigdy się nie spodziewałeś, że staniesz się częścią życia lady Fortune, milordzie Maguire. To, co wydarzyło się dwadzieścia jeden lat temu, było znane jedynie czworgu ludziom. Madam Skye domyśliła się prawdy i zapytała mnie o to. Nie skłamałem jej. Nie żyje od siedmiu lat, więc tylko nasza trójka zna prawdę. Postąpiłeś wówczas szlachetnie, milordzie Maguire. Wykorzystałem cię do tego, wiedząc o twojej miłości do księżniczki. Nie wstydzę się swojego postępowania i ty też nie powinieneś. Nie przypuszczałem, że lady Fortune wyrośnie na taką dziewczynę. Miałem nadzieję, że nigdy nie ujrzy ani tego miejsca, ani ciebie. Ale parę lat temu moja księżniczka postanowiła dać Maguire's Ford córce. Nie mogłem jej tego zabronić. Ty zaś, nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, odkryłeś prawdę. Przykro mi, milordzie. Będzie ci teraz jeszcze ciężej dźwigać dawny sekret. Ale musisz zachować tajemnicę, bo inaczej cię zabiję. Nikomu nie pozwolę skrzywdzić mojej księżniczki ani jej dziecka. Wkrótce wracamy do Anglii, więc wszystko się skończy.

– Dobrze – spokojnie odpowiedział Rory. – Mogę jedynie westchnąć żałośnie, myśląc o córce, która nie wie, że jest moim dzieckiem. Ale na tym się nie skończy, Adali. Nie możesz oczekiwać, że dalej będę się zachowywał, jakby nic się nie stało. W przyszłości dwa razy w roku oczekuję od ciebie listu z raportem o mojej córce, jak jej się wiedzie. Uważam, że w tych okolicznościach należą mi się takie informacje.

– Zgoda – rzeki Adali.

Należał do ludzi praktycznych, a to było rozsądne rozwiązanie tej dość kłopotliwej sytuacji.

– Proszę jednak pamiętać, że gdy wyjdzie za mąż, nie będę miał bezpośrednich wiadomości. Podobno lady Fortune i młody Devers mogą wyjechać do kolonii w Nowym Świecie, gdzie każdy wyznaje własną wiarę. Będę musiał opierać się na listach do jej matki, milordzie Maguire.

– W porządku – usłyszał w odpowiedzi.

– Będę się modlił za nas wszystkich – powiedział Cullen Butler – a zwłaszcza za ciebie, Rory. Czy wybaczysz mi kiedyś?

– Co mam wybaczyć, Cullenie Butlerze? Ocaliłeś mnie przede mną samym. Obawiam się, że Adali ma rację, twierdząc, iż nigdy nie mógłbym stać się częścią życia mojej córki, nie sprowadzając wstydu na nią i jej matkę.

– A więc wszystko ustalone? – pospiesznie spytał Adali.

– Ustalone – odpowiedział Rory.

– A gdybyś poczuł, że ogarnia cię jakieś wariactwo, milordzie, przyjdzie pan do mnie albo do księdza, dobrze? – Na ciemnym obliczu Adalego pojawił się delikatny uśmiech.

– Dobrze – zgodził się Rory. Jednocześnie pomyślał, że może zachowywać się rozsądnie, ale nikt nie zabroni mu marzyć o tym, co mogłoby się zdarzyć. Nikt nie zabroni mu stanąć w obronie dziecka, gdyby zaszła taka potrzeba. Stracił jej całe życie, jeśli nie liczyć pierwszych dwóch miesięcy i tych ostatnich tygodni. Musi nasycić się ułamkiem szczęścia, zanim znów od niego odejdzie, tym razem pewnie na zawsze.

– Wracam więc do zamku – rzucił Adali, odwrócił się i wyszedł, pozostawiając swoich towarzyszy.

– Zostań ze mną, Cullenie Butlerze, napijemy się whisky – poprosił Rory. – Wyglądasz, jakby ci się to mogło przydać. Dziwne, ale wydaje mi się, że ta sprawa jest trudniejsza dla ciebie, niż dla Adalego czy dla mnie. – Wskazał księdzu drugi fotel, stojący przy kominku, nalał kieliszek trunku i podał mu. – Na zdrowie! – powiedział, pociągając solidny łyk ze swojej szklaneczki.

– Na zdrowie! – zawtórował ksiądz, łykając połowę nalanej porcji. Poczuł się pewniej. – Naprawdę jesteś zadowolony, Rory? Maguire wzruszył ramionami.

– A co innego mogę zrobić, ojczulku? Mój Boże, kiedy po tylu latach spojrzałem na podobiznę Aoife i rozpoznałem w niej twarz Fortune! Zrazu zdawało mi się, że mam halucynacje, ale potem zrozumiałem, że nie. A więc nie umrę bezpotomnie. Moja córka i jej dzieci będą żyć dalej. To lepszy los, niż sądziłem, Cullenie Butlerze.

– Tak mi przykro, przyjacielu – rzekł ksiądz. – Nadal nie mogę się nadziwić, że wówczas dałem się wciągnąć w ten spisek. Ale ta intryga uratowała życie mojej kuzynce, chociaż ona nic o tym nie wie. Pamiętam, że spytałem moją ciotkę Skye, jak to jest, że taki zły postępek może być właściwy. I wiesz, co mi odpowiedziała? Że Kościół często popełniał błędy. Że prawo, którego tak kurczowo się trzymano, stworzyli ludzie, a nie Bóg. Wierzyła, że gdyby ludzkość częściej kierowała się zdrowym rozsądkiem, wszyscy by na tym zyskali. – Uśmiechnął się do swoich wspomnień, ale szybko się otrząsnął. – Wiem jednak, że nasze działania skrzywdziły cię, Rory. Sądziłem, że wszystko już za nami i byłoby tak, gdybyś nie znalazł tych miniatur. Teraz musisz zachować dyskrecję, co będzie dla ciebie bardzo trudne, bo młoda Fortune jest upartą dziewczyną.

– Tak jak Aoife – odpowiedział z uśmiechem Rory. – Teraz wiem przynajmniej, skąd u Fortune ta namiętność do koni. Moja siostra miała taką samą pasję i była doskonałą amazonką. Obawiam się, księże, że ta samowolna irlandzka dziewczyna nie jest podobna do swojej matki.

– Ostrzegę kuzynkę Jasmine, żeby uważniej obserwowała córkę – odrzekł Cullen Butler.

– Ja też będę uważał na moją córkę – oświadczył Rory. – Pragnie dobrego związku, choć dość niefortunnego. Jej namiętność do Kierana Deversa kosztuje ją utratę Maguire's Ford. Nie chciałbym jednak, żeby była zagrożona oskarżeniem o zdradę z powodu wiary męża, co stanie się na pewno, jeśli pozostanie w Irlandii. Kiedy obaj młodzi Leslie przyjeżdżają, żeby otrzymać dar od swojej matki?

– Przyszłą wiosną – rzekł ksiądz. – Jasmine powiedziała mi, że chce, aby król potwierdził ich prawa do Maguire's Ford, żeby nikt nie mógł ich zakwestionować. Jestem przekonany, że lady Devers od dłuższego czasu ma na oku tę posiadłość. Sądziła, że zdobędzie ją poprzez Fortune i chociaż przyznaję, iż uważałem Williama Deversa za odpowiedniego kandydata do ręki córki Jasmine, to bałem się wpływu jego matki. Możemy dziękować Bogu, że sama zniszczyła wszystkie szanse na związek pomiędzy Fortune i młodym Willem. Możemy też dziękować Bogu za to, że Fortune jest rozsądną dziewczyną, która dostrzegła niebezpieczeństwo posiadania takiej teściowej.

– Owszem – zgodził się Rory. – Ale zrobi sobie wroga w owej damie, gdy wyjdzie na jaw, że wybrała Kierana Deversa. Lady Jane trudno będzie przełknąć fakt, że Fortune wolała jej pasierba, a nie jej syna.

– Nie może zjeść ciastka i jednocześnie je zachować – odpowiedział ojciec Cullen. – Obawiała się wpływu Fortune na syna, a zarazem pragnęła posagu dziewczyny. Teraz nie dostanie nic, a moja kuzynka Jasmine dopilnuje, żeby podstępnie nie zawładnęła ani Maguire's Ford, ani Erne Rock.

– Mam nadzieję, że się nie mylisz – rzekł Maguire – ale Jane Devers to zdeterminowana kobieta, a na dodatek Angielka. Cullen Butler roześmiał się.

– Ależ Rory, słyszałem, że nawet Anglicy mają swoje dobre strony, chociaż nasz Kościół mógłby się nie zgodzić z tą opinią.

– I w tej sprawie zgadzam się z naszym Kościołem – padła cierpka odpowiedź. – Nie zaszkodzi obserwować Deversów po ich powrocie z Anglii. Pamiętaj, że chłopcy Lesliech przyjadą dopiero na wiosnę. A są młodzi. Musimy bacznie pilnować, żeby ta kobieta nie sprawiała żadnych kłopotów.

– Będziemy uważać razem, ja i ty, przyjacielu – powiedział ksiądz. – Obaj będziemy czuwać

Загрузка...