ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Po śniadaniu spakowała torby i przebrała się w dżinsy, białą bluzkę oraz sweter. Rzeczy kupione przez Emmę zostawiała, ponieważ Michael zadecydował, że przekaże je komuś potrzebującemu. Miała ochotę wziąć je na pamiątkę szczęśliwych dni, lecz po namyśle zostawiła, ponieważ i tak by ich nie nosiła. Musiała skończyć z maskaradą. Wracała do dawnego trybu życia i nie było powodu, aby udawała, że nie jest Rosalind Leigh.

Zamknęła ostatnią torbę, usiadła na łóżku, ze smutkiem popatrzyła na obrączkę, którą powoli zdjęła. Czuła się przy tym, jakby wyrywała sobie serce, więc mówiła przez ściśnięte gardło:

– Proszę. Oddaję pamiątkę po twojej matce, bo już nie jest nam potrzebna.

– Chyba nie.

– Mam nadzieję, że następnym razem dasz ją prawdziwej żonie.

– Oby.

Wziął obrączkę, jak gdyby parzyła mu palce i natychmiast schował do kieszeni.

– Jeśli jesteś gotowa, możemy iść.

Rozstanie z panią Brooke było bardzo smutne. Rosalind bała się, że wybuchnie płaczem, więc tylko serdecznie uściskała swą na krótko przybraną ciotkę i powiedziała coś niewyraźnie. Pani Brooke też było ciężko na sercu. Nie płakała, ale mocno zaciskała usta, aby nikt nie zauważył, że drżą.

– Będzie mi was brak i będę tęsknić – powiedziała cicho. Rosalind skinęła głową. Wiedziała, że nic nie mogą zrobić, chociaż dla obu kończą się dobre czasy.

– My też będziemy za ciocią tęsknić. Dziękuję za gościnę i do widzenia.

Jak automat wyszła z domu i wsiadła do samochodu. Z wysiłkiem uśmiechnęła się do pani Brooke i pomachała ręką. Gdy wjechali na główną drogę, poczuła się jak roślina brutalnie wyrwana z ziemi z korzeniami.

Koło sklepu zatrzymała ich Laura.

– Dobrze, że was widzę – powiedziała, przyjaźnie uśmiechnięta. – Wiem, że powinnam uprzedzić was wcześniej, ale nie zdążyłam. Czy zechcecie przyjść na jutrzejszą kolację? Panią Maud oczywiście też zapraszam.

– Dziękuję, ale jedziemy na dworzec, bo Rosalind i Jamie muszą wracać do Londynu – rzekł Michael.

– O, jaka szkoda. Ty też jedziesz?

– Nie.

– Więc może przyjdziesz z ciocią?

– Ciocia na pewno ucieszy się z zaproszenia.

– Więc jesteśmy umówieni. Rosalind, szkoda, że musisz jechać. Tomowi będzie żal, że stracił kolegę. Kiedy znowu przyjedziecie?

– Chyba nigdy, ale jednak mówię: Do widzenia.

Jechali w milczeniu. Rosalind tłumaczyła sobie, że musi przyzwyczaić się do tego, iż Michael obędzie się bez niej. Nadszedł kres pobytu pod jednym dachem i odtąd każde z nich będzie żyło własnym życiem. Wbiła wzrok w szosę i z rozpaczą myślała, że dzień wcześniej jechali tą samą drogą i wtedy czuła się zupełnie inaczej. Była szczęśliwa, pełna radosnego oczekiwania i rozkosznych wspomnień. Teraz przyszłość rysowała się ponuro. Zaczynają oddalać się od siebie coraz bardziej i jedyne, co jej pozostało, to udawać, że jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.

Michael zostawił samochód na parkingu i gdy podchodzili do kasy, usłyszeli zapowiedź:

„Pociąg pospieszny do Londynu odjedzie z peronu trzeciego o godzinie 10.05”.

Poszli na peron. Rosalind pustym wzrokiem patrzyła przed siebie. Bała się pożegnania i pragnęła jak najprędzej mieć je za sobą. Chciała wsiąść, nim załamie się i zacznie błagać Michaela, aby pozwolił jej zostać.

Wjechał pociąg i stanął ze zgrzytem hamulców. Ludzie grupkami ustawili się przy drzwiach wagonów i czekali, aż wysiądą pasażerowie, którzy skończyli podróż.

– Jamie, idziemy – powiedział Michael sztucznie ożywionym głosem. – Wsiadacie tutaj.

Przejęty chłopiec skinął głową, ale nie ruszył się i nadal kurczowo trzymał Rosalind za rękę. Michael wstawił torbę do wagonu.

– Wolę nie wchodzić, masz lekki bagaż, więc sobie poradzisz. Rosalind bała się, że lada chwila wybuchnie płaczem, więc ze wszystkich sił starała się opanować.

– Oczywiście, dziękuję. Jamie, pożegnaj się z Michaelem. Chłopiec zdał sobie sprawę, że jadą sami i wykrzywił buzię w podkówkę.

– Michael nie jedzie?

– Nie mogę, dziecino. – Wziął go na ręce i mocno uściskał.

– Bądź grzeczny i opiekuj się Rosalind. Pamiętaj, że jesteś małym dżentelmenem.

Postawił Jamiego i odwrócił się do Rosalind, która miała podejrzanie błyszczące oczy. W milczeniu patrzyli na siebie, nie wiedząc, co powiedzieć.

Rosalind z przerażeniem uświadomiła sobie, że więcej nie zobaczy ukochanego. Nie mogła odjechać bez podziękowania, bez powiedzenia mu, ile dla niej znaczy.

– Mikę… – Urwała, ponieważ nie mogła znaleźć odpowiednich słów.

– Ja…

Głos jej się załamał, więc Michael ją objął.

– Nic nie mów. – Pocałował ją ostatni raz. – Żegnaj. Spojrzeli sobie w oczy; zielone były pełne łez, a szare bardzo smutne.

– Żegnaj.

Znalazła swój przedział, rozległ się gwizdek zawiadowcy i pociąg ruszył. Nie było odwrotu.

Michael uśmiechnął się do Jamiego, ale gdy spojrzał na Rosalind, wymuszony uśmiech zniknął z jego ściągniętej twarzy. Wkrótce straciła ukochanego z oczu, ponieważ nie mógł nadążyć za pociągiem. Wszystko się skończyło.

Na dworcu King’s Cross czekała limuzyna z kierowcą, którego zawiadomiła o powrocie. Patrząc przez okno na szare budynki, kolorowe samochody i pędzące tłumy, zatęskniła za cichymi, tonącymi w zieleni uliczkami w Askerby.

Po lunchu przeszła się po pokojach, ale wszędzie prześladowało ją uczucie, że nie jest u siebie. W porównaniu z domem pani Brooke londyńska rezydencja przypominała starannie zaprojektowany i kosztownie urządzony pałac. Wszystko działało, wszystko było czyste i na swoim miejscu, ale to był jedynie bezduszny budynek, nie gniazdo rodzinne. Miała liczną służbę – do sprzątania, gotowania, usługiwania przy stole, nawet do załatwiania korespondencji. Jej jedynym zajęciem było zabawianie zmęczonego i marudnego dziecka. Zaczęła dusić się w luksusie.

Wieczorem, gdy kładła go spać, Jamie objął ją za szyję i szlochając, szeptał:

– Chcę do Michaela, chcę do Michaela.

– Ja też, kochanie.

Gdy dziecko usnęło, poszła do gabinetu i przesłuchała automatyczną sekretarkę. Wiele osób chciało się z nią skontaktować, ale był tylko jeden człowiek, z którym pragnęła rozmawiać. Jednak akurat on się nie odezwał. Podniosła słuchawkę, by zadzwonić i usłyszeć jego głos, lecz w porę się zreflektowała, że to byłby błąd. Rozstali się ostatecznie i wiedziała, że musi pogodzić się z sytuacją. Powoli odłożyła słuchawkę.

Niestety tego zrobić nie potrafiła. Było coraz trudniej, mimo że starała się zapomnieć Michaela i wmawiała sobie, że wkrótce znowu będzie sobą. Myślała, że gdy elegancko się ubierze i odrosną włosy, na pewno poczuje się lepiej. Przyglądając się swemu odbiciu w lustrze, doszła do wniosku, że bardzo łatwo zmienić zewnętrzny wygląd, lecz nie można zmienić duszy.

Coraz mocniej kochała Michaela.

Próbowała nie myśleć o nim, ale to się nie udawało. Jakże mogła nie myśleć, gdy noce bez niego były takie długie, a dni takie puste? Na domiar złego Jamie często pytał o Michaela i o babcię Maud.

Któregoś dnia Rosalind odwiedziła Emmę. Przyjaciółka z niepokojem popatrzyła na jej zmęczoną twarz, na podkrążone oczy.

– Oj, kiepsko wyglądasz. Coś cię dręczy? Tak bardzo przejmujesz się zerwaniem z Simonem?

– Nie.

– Czyżby? Postąpił skandalicznie, co musiało kosztować cię sporo nerwów.

– Owszem, kosztowało – przyznała niechętnie. – Prawdę powiedziawszy, serce mnie nie bolało, tylko czułam się upokorzona. Teraz wiem, że gdybym za niego wyszła, popełniłabym życiowy błąd.

W duchu pomyślała, że największym błędem było odrzucenie oświadczyn Michaela.

– Przepraszam, że jestem nie w sosie. To chyba… zmęczenie.

– Podejrzewałam, że u ciotki będziesz musiała zakasać rękawy i solidnie pracować. – Emma dolała kawy. – Powiedz mi coś o Michaelu. Nic nie mówisz o moim bracie, a ciekawa jestem, jak się sprawował. Czy bardzo was krępowało, że musicie udawać małżeństwo?

Rosalind podniosła kubek, ale prędko odstawiła^ ponieważ trzęsła się jej ręka.

– Na początku tak.

Powiedziała to takim głosem, że przyjaciółka spojrzała na nią zaintrygowana.

– Tylko na początku?

– Byliśmy… – Pomyślała o dłoniach Michaela, jego oczach i uśmiechu. O nocach, gdy leżała w jego ramionach i o tym, jak rano siedzieli w łóżku i pili herbatę.

– Było…

Znowu urwała. Zakryła usta dłonią i odwróciła głowę, ale Emma zdążyła zauważyć łzy w oczach przyjaciółki.

– Ros! O co chodzi?

Przestała z sobą walczyć i rozpłakała się.

– Michael… Tak go kocham, że… nie mogę bez niego żyć. Dość długo trwało, nim Emma wydobyła z niej całą prawdę, a gdy wszystkiego się dowiedziała, łagodnie zapytała:

– A on? Jeśli było wam tak dobrze, niemożliwe, żeby to dla niego nic nie znaczyło.

Rosalind wytarła oczy i policzki.

– Przyznał, że mu dobrze ze mną, ale to nic ważnego. Mamy gorącą krew i tyle.

– Głupie określenie. Coś mi się zdaje, że oboje szukaliście wymówki, żeby się nie przyznać do prawdziwych uczuć.

– Nic nie rozumiesz – powiedziała Rosalind ze smutkiem.

– Odbyliśmy poważną rozmowę i uzgodniliśmy, że to będzie przelotny romans. Michael twierdził, że nie chce powtórnie angażować się uczuciowo. Gdyby mu zależało na mnie, zaproponowałby, żebym jeszcze trochę została. – Pociągnęła nosem.

– A on nie mógł się doczekać, kiedy odjadę.

– Czemu miałby proponować, skoro nie wie, że go kochasz?

– logicznie zauważyła Emma. – On też jest dumny. Z tego, co mi powiedziałaś o waszej kłótni, domyślam się, że nie chce powtórnie dostać kosza. Teraz wszystko zależy od ciebie. Uważam, że powinnaś jechać i powiedzieć mu, co czujesz.

– Nie mogę.

– Możesz, możesz. Długo czekałaś na prawdziwą miłość, więc nie rezygnuj z próby jej ocalenia. Wystarczy, żebyś powiedziała Michaelowi prawdę. Przedtem on zaryzykował i wyznał ci miłość, a teraz twoja kolej. Przynajmniej tyle jesteś mu winna.


Rosalind stanęła przed furtką i patrzyła na dom inaczej niż przed miesiącem. Zdenerwowana jeszcze raz powtórzyła przemowę, którą przygotowała podczas jazdy taksówką z Yorku. Nie wiedziała, co zrobi, jeśli Michael nie zechce jej wysłuchać i bała się, że powie jej, iż spóźniła się z wyznaniem o pięć lat. Zresztą, dlaczego miałby ją kochać, skoro własna matka jej nie kochała?

Teraz zdawało się jej, że popełniła głupstwo, przyjeżdżając do Askerby, a jeszcze większe, że się zakochała. Ogarnęło ją zwątpienie i chciała zawrócić, ale taksówkarz już odjechał, więc nie mogła uciec. Nerwowym ruchem otworzyła furtkę, podeszła do drzwi i zadzwoniła.

Maud Brooke w pierwszej chwili nie poznała eleganckiej młodej kobiety.

– Rosalind? – zdziwiła się.

– Tak, to ja.

Zapomniała, co chciała powiedzieć i z niepokojem patrzyła na starszą panią, która wpatrywała się w nią świdrującym wzrokiem.

– Pewno masz jakąś sprawę do Michaela? Czy chcesz wyznać mu miłość?

– Tak – szepnęła drżącym głosem.

– Wobec tego możesz wejść. Dlaczego nie przywiozłaś Jamiego?

– Jest z Emmą… – Zawahała się. – Nie wiedziałam, jak zostanę przyjęta i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ciocia… pani zamknęła mi drzwi przed nosem. Oszukałam panią i przeze mnie Michael też musiał kłamać. Bardzo przepraszam. Postąpiliśmy nieuczciwie, mówiąc, że jesteśmy rodziną.

– Gdy mi Michael o tym powiedział, w pierwszej chwili byłam zła – przyznała się pani Brooke. – Zabolało mnie, że nie mieliście do mnie zaufania i ukryliście prawdę. Ale gdy wyjaśnił, przez co przeszłaś, zrozumiałam, dlaczego woleliście utrzymać wszystko w tajemnicy. A skoro wróciłaś, to już nie ma znaczenia. Zostaniesz do jutra?

– To zależy od Michaela… Jest… w domu?

– Nie, na spacerze. Od twojego wyjazdu stale chodzi na długie spacery.

– Dokąd poszedł?

– Chyba do lasu. Powinien niedługo wrócić, więc może tu zaczekasz?

– Nie mogę dłużej czekać.

Poszła ścieżką, którą tyle razy chodziła z Michaelem i Jamiem. Było ciepło, w powietrzu unosił się zapach dzikiego czosnku.

Czuła się dziwnie spokojna, nawet gdy skręciła za starym rozłożystym dębem i zobaczyła ukochanego. Szedł powoli, zgarbiony, ze zwieszoną głową. Zawahała się przez moment, ale jednak podeszła i cicho powiedziała:

– Dzień dobry.

Michael stanął jak wryty, uniósł głowę i patrzył z niedowierzaniem.

– Ros? Ty tutaj?

– Musiałam zobaczyć się z tobą.

– Stało się coś? Jamie…?

– Nie.

Zapomniała wszystko, co tak starannie przygotowała i opuściła ją pewność, że dobrze postąpiła. Stała wpatrzona w niego i zastanawiała się, jakimi słowami ma zapewnić, że kocha go nad życie.

– Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę. – Lekko musnął palcami jej włosy, jak gdyby chciał się przekonać, że nie jest zjawą. – Pożegnaliśmy się…

– Wiem – przyznała rozdygotana. – Twierdziliśmy, że mamy niewiele wspólnego, ale to nieprawda. Przed wyjazdem powinnam była ci coś wyznać, ale zabrakło mi odwagi. – Oblizała suche wargi. – Przez pięć lat żałowałam wszystkiego, co ci wtedy nagadałam, więc nie chcę przez pięć następnych żałować tego, czego teraz nie powiedziałam.

– A co to takiego?

– Wróciłam, żeby ci powiedzieć, że cię kocham – wyznała z prostotą.

Zrobiło się cicho. Gdzieś w dali śpiewały ptaki, lecz Rosalind słyszała jedynie łomot serca.

– Kochasz mnie? – zdumiał się Michael.

– Tak.

– Ale… przecież… nie wierzysz w miłość.

– Nie wierzyłam – sprostowała. – Nie chciałam uwierzyć. Własna matka mnie porzuciła, więc bałam się uczuć i bólu, jaki często niosą. Ale po spotkaniu ciebie przekonałam się, że miłość przychodzi wbrew naszej woli. Nie wiem, czy przed laty cię kochałam, ale teraz na pewno darzę cię szczerym uczuciem. Próbowałam się okłamywać, walczyć z sobą, zapomnieć, ale nic z tego.

Patrzył na nią trochę nieufnie, ale słuchał z uwagą.

– Twierdziłeś, że to tylko fizyczny pociąg, więc zgodziłam się z tobą, bo myślałam, że jedynie tego chcesz. Ale to za mało. Przynajmniej dla mnie.

– A czym to było dla ciebie?

Nie od razu odpowiedziała. Doskonale wiedziała, lecz nie mogła znaleźć słów, którymi przekonałaby Michaela, że mówi o prawdziwym uczuciu.

– Chciałam być z tobą zawsze, we dnie i w nocy. Przy tobie naprawdę żyłam, byłam szczęśliwa i bezpieczna. Gdy wychodziłeś, dom stawał się pusty. Miałam wrażenie, że bez ciebie nie jestem sobą, czegoś mi brak… Teraz też tak czuję. Wiem, że nie ma powodu, byś mi uwierzył, ale to prawda. Pokochałam cię i musiałam ci to wyznać. – Uśmiechnęła się nieśmiało. – Teraz masz okazję potraktować mnie tak, jak ja ciebie przed laty i sprawiedliwości stanie się zadość.

– Naprawdę myślisz, że tak postąpię?

– Wcale bym się nie zdziwiła. Ujął jej ręce w swoje.

– Och, Ros, Ros! Nie wyobrażasz sobie, ile twoje wyznanie dla mnie znaczy. Nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham, jak zawsze kochałem.

– Mimo że tak okropnie cię potraktowałam?

– Tak. Widziałem cię, gdy byłaś zimna, zła i okrutna, ale widziałem również, gdy jesteś ciepła, dobra, kochająca. Kocham cię.

– Mocniej zacisnął pałce na jej ręce. – Ja też broniłem się przed miłością, ale byłem bezradny wobec uczucia. Pięć lat temu zakochałem się w tobie beznadziejnie i na zawsze.

– Powiedziałeś, że przedtem to była obsesja, zadurzenie – wypomniała mu. – Mówiłeś, że tylko pociągamy się fizycznie.

– Mówiłem dużo nieprawdziwych rzeczy, bo nie chciałem, żebyś się domyśliła, że przez pięć lat o tobie marzyłem. Powtarzałem sobie, że wyrzuciłem cię z pamięci i kobieta taka jak Kathy jest dla mnie odpowiedniejsza, ale wszystko na nic.

– Och, jaka straszna zazdrość mnie ogarnęła, gdy Emma o niej opowiadała – przyznała się Rosalind. – Wyglądało na to, że Kathy jest idealna dla ciebie.

– Była. – Objął ją. – Posiadała wszystkie cechy, które cenię u kobiety, ale jej dotyk nie rozpalał mnie tak jak twój, a jej uśmiechu już nawet nie pamiętam. – Zajrzał jej głęboko w oczy.

– Po prostu nie jest tobą.

Pocałował ją. Rosalind ogarnęła radość, która przyćmiła przygnębienie i wątpliwości, a zostawiła oczarowanie. Oddała pocałunek równie gorąco.

– Kochałem tylko ciebie, jedną jedyną – szepnął Michael. – I zawsze będziesz tylko ty.

– Jaka szkoda, że nie pobraliśmy się pięć lat temu. Tyle czasu zmarnowaliśmy.

– Może ten czas był potrzebny, żebyśmy zrozumieli szczególny dar losu i go docenili? Wtedy byliśmy za młodzi, żeby zdać sobie sprawę, że spotkaliśmy jedyną osobę, z którą możemy być szczęśliwi. Przez te lata wmawiałem sobie, że nienawidzę cię za to, że nie mogę o tobie zapomnieć, ale wystarczyło, że cię znowu zobaczyłem i miłość odżyła. – Odsunął się i popatrzył na nią rozświetlonym wzrokiem. – Tym razem pokochałem cię jeszcze bardziej i od twojego wyjazdu zżerała mnie porażająca tęsknota. Wtedy zakochałem się w twojej urodzie i nadal zachwycają mnie twoje oczy i rzęsy, uśmiech i włosy, piękne ciało, ale teraz kocham też Rosalind, której przedtem nie znałem. Nie wiedziałem, że jesteś taka wrażliwa i odważna. W samotności oczami wyobraźni widziałem, jak czule przytulasz Jamiego, jak niecierpliwym ruchem odgarniasz włosy, jak zaciskasz zęby, gdy zmuszasz się, by zrobić coś, czego nie cierpisz. Wszystko wspominałem i tęskniłem za tobą. Nie chcę więcej tęsknić.

– Więc nie pozwól mi odejść.

– Już nie pozwolę.

Znowu długo się całowali, a potem Rosalind z wyrzutem zapytała:

– Dlaczego wcześniej nic mi nie powiedziałeś?

– Bo nie wiedziałem, że mnie kochasz. Czasami zdawało mi się, że darzysz mnie cieplejszym uczuciem, ale bez zastrzeżeń zgodziłaś się, że spędzimy razem tylko kilka tygodni. No i ta historia z Hungerfordem… zastanawiałem się, czy przypadkiem. nie bierzesz na nim odwetu.

– Nigdy! – zawołała. – Musisz mi wierzyć.

– Wierzę, ale czasem podejrzewałem, że jednak ci na nim zależy. Zresztą za każdym razem, gdy zbierałem się na odwagę, żeby ci wyznać miłość, przypominało mi się, jak mnie przed laty potraktowałaś i stwierdziłaś kiedyś, że nie pasujemy do siebie, bo tyle nas dzieli. Te różnice nie zniknęły.

– Ale ja się zmieniłam. Wróciłam do dawnego trybu życia, ale już mi nie odpowiada. Tak bardzo chcę być z tobą, wszędzie i na zawsze.

– Wobec tego chyba znowu muszę zaryzykować i poprosić cię o rękę. – Ujął jej twarz w dłonie. – Powiedz, że mnie kochasz. Chcę to usłyszeć jeszcze raz.

– Kocham cię, najdroższy. Kocham nad życie.

– I wyjdziesz za mnie?

– Tak, tak. Ja chyba śnię – szepnęła między jednym pocałunkiem a drugim. – Rano byłam taka przybita, a teraz jestem najszczęśliwsza pod słońcem. Nie chce mi się wierzyć, że mnie kochasz.

– A jednak. Tylko ciebie.

Po pewnym czasie spojrzała na zegarek i zawołała:

– Musimy wracać, bo ciocia pewno martwi się o nas i zastanawia się, co się z nami dzieje.

– Jest bardzo spostrzegawcza, więc się domyśla. Ona też za wami tęskniła, bo bez was dom zrobił się pusty. I życie też.

Na skraju lasu stanęli i rozejrzeli się.

– Wiesz, wychodziłem z domu, ogarnięty czarną rozpaczą i godzinami chodziłem w kółko, zastanawiając się, co robić. Nie uśmiechał mi się wyjazd za morze, chciałem przynajmniej być w tym samym kraju, co ty. Zamierzałem poszukać pracy tutaj, ale bałem się, że będzie mi źle, gorzej niż tam. Bo byłbym bliżej, ale i tak nie przy tobie.

– To by było straszne!

– Jak dobrze, że nam to nie grozi.

– Czy naprawdę musisz wyjechać za dwa dni?

– Zmienię rezerwację biletu, bo nic się nie stanie, jeżeli przesunę wyjazd. Najpierw musimy się pobrać, bo już cię nie zostawię. – Zawahał się. – A może nie chcesz się spieszyć? Może wolisz spokojnie przygotować wszystko do ślubu? Może nie chcesz wywozić Jamiego na drugi koniec świata? Wolisz poczekać, aż wrócę do kraju?

– Nie. I Jamie, i ja chcemy być z tobą. Nie zależy mi na wystawnym weselu. Możemy pobrać się tutaj, dzięki czemu ciocia jednak będzie na twoim ślubie. Poprosimy Emmę, żeby jutro przyjechała. Będą przy nas najbliżsi, więc nic więcej nam nie trzeba, prawda?

– Tak. Obrączkę już mamy. Nosiłem ją w kieszeni, żeby dotykać i mieć dowód, że nie śniłem. – Wsunął obrączkę na jej palec. – Tym razem będzie inaczej.

– Bez udawania.

– I na zawsze.

Загрузка...