– Jestem przy tobie – powiedział cicho i spokojnie i czekał aż Sabrina się uspokoi.
Pomyślał, że jej płacz i łzy powinny mu przeszkadzać, ale wcale tak nie było. Jego matka nigdy przy nim nie płakała, a jedyne kobiece łzy, jakie widział, należały do tych nielicznych dziewczyn, z którymi romansował. Miał jednak wrażenie, że w ten sposób próbowały nim manipulować. Jednak Sabrina nie mogła wiedzieć, że przyjdzie do niej akurat w tej chwili.
Budziła w nim dziwne instynkty opiekuńcze. Nigdy dotąd tego nie przeżywał. Poza tym martwił się, że jest nieszczęśliwa, a przecież chodziło tylko o kobietę. Mimo to wcale nie czuł się zniecierpliwiony jej szlochaniem. Nie miał również ochoty powiedzieć, że cokolwiek się wydarzyło, jest to jej prywatna sprawa, z którą musi sobie poradzić sama.
Wreszcie Sabrina uspokoiła się na tyle, że mogła mówić.
– Znalazłam twój telefon.
Kardal zaklął cicho.
– Zostawiłem go w płaszczu.
– Zadzwoniłam do Bahanii, do ojca.
Kardal zesztywniał. Co takiego Hassan jej powiedział? Czy wspomniał coś o zaręczynach? Czy teraz Sabrina odejdzie od niego i wróci do Bahanii lub Kalifornii?
Znowu się rozpłakała.
– Powiedz mi, co się stało.
– Mówiłeś, że czekasz, aż ojciec zapłaci za mnie okup. Pomyślałam więc, że jeśli z nim porozmawiam… Myślałam, że będzie się o mnie martwił, ale myliłam się. Nie wiem, co ci obiecał, ale wygląda na to, że nie zamierza za mnie zapłacić. Powiedział, że wcale go nie dziwi pośpiech, z jakim chcesz się mnie pozbyć, i że nie ma zamiaru przyjąć mnie z powrotem. Mam zostać w Mieście Złodziei i to ma być dla mnie nauczka.
Sabrina znów zaczęła płakać. Kardal zaklął pod nosem i mocno ją przytulił.
Uznał, że król Hassan paskudnie potraktował swoją córkę, chłodno i obojętnie. Nie miał do tego prawa, choćby nie wiedzieć jak mocno był nią rozczarowany. Ale przecież Hassan miał mnóstwo okazji, by dobrze poznać Sabrinę i dowiedzieć się, jaka jest naprawdę. Lecz nie wykorzystał tego.
Oczywiście musiał wiedzieć, że to, co pisały o niej gazety, nie było prawdą. Jednak Kardalowi chodziło o coś więcej. Hassan był pewien, że jego córka jest pusta, głupia i postrzelona. Miał ją za kobietę kompletnie bezwartościową.
– Czego jego zdaniem miałabym się tutaj nauczyć? Czy ojciec chce, żebym się nauczyła, jak być dobrą niewolnicą? – Sabrina pokręciła głową. – Przecież jestem jego rodzoną córką. Dlaczego to się dla niego nie liczy?
– Obaj nasi ojcowie to idioci – oświadczył Kardal. – Ktoś powinien popracować nad ich charakterami.
Sabrina wreszcie lekko się uśmiechnęła.
– Zawsze wiedziałam, że mu na mnie nie zależy. Liczyli się tylko moi bracia i oczywiście koty. Próbowałam się z tym pogodzić, ale to zawsze boli tak samo.
Gdy Kardal odgarnął włosy z jej twarzy, rude loki owinęły się wokół jego palców. Przesunął kciukami po policzkach Sabriny, ocierając łzy.
– Król Hassan nie wie, jak wiele stracił przez to, że nie chciał cię lepiej poznać. Minął zaledwie tydzień, a ja już wiem, że prasa napisała o tobie same kłamstwa. Wiem też, że jesteś inteligentna i uparta. Choć brak ci rozrywek, nie narzekasz z powodu pobytu w mieście. Dobrze znasz i rozumiesz historię naszych krajów. Nauczyłaś się nawet języka starobahańskiego.
– Niezbyt dobrze, jak widziałeś.
– A ja nie znam go w ogóle. – Uśmiechnął się. Sabrina spojrzała na niego ciepło.
– Dziękuję ci. Ani moi rodzice, ani bracia nie potrafią tak ze mną rozmawiać. Twoje słowa wiele dla mnie znaczą. Niestety moja rodzina, a szczególnie ojciec, ma inną opinię o mnie. Gdyby wyżej mnie cenił, być może nie zaręczyłby mnie z mężczyzną, którego nawet nie widziałam na oczy.
Kardal zesztywniał.
– Czy teraz, jak do niego zadzwoniłaś, rozmawialiście o zaręczynach?
– Nie. – Sabrina wysunęła się z jego objęć i wzruszyła ramionami. – Bo o czym tu rozmawiać? Mądry król zdecydował, głupia księżniczka ma się słuchać. A przecież tu chodzi o moje życie! Jak mam polubić, nie mówiąc już o miłości, człowieka, którego poznam w dniu ślubu. Wszystkim ludziom wolno marzyć o szczęściu i do niego dążyć, lecz mnie to jest odebrane. – Zamrugała, by powstrzymać napływające do oczu łzy. – Mam poślubić starego, odrażającego dziada z trzema żonami.
– Księcia trolli – mruknął Kardal.
– Tak, obrzydliwy książę trolli. – Wzdrygnęła się.
– Twój ojciec nie zgodziłby się na taki związek.
– Wręcz przeciwnie, już to zrobił. Z tego małżeństwa mają wyniknąć jakieś korzyści polityczne dla Bahanii, a moje szczęście nie ma żadnego znaczenia.
Siedziała pośrodku łóżka, wyprostowana, z uniesioną głową. Mimo zapuchniętych oczu i wilgotnych od łez policzków, biła z niej prawdziwie książęca godność i duma.
Chciał wyznać Sabrinie, że los, który ją czeka, nie będzie aż tak okropny. Jej przyszły mąż ani nie ma żon, ani nie jest stary. Lecz Kardal nie był jeszcze gotowy, by zdradzić jej prawdę. Musiał być całkiem pewien.
– Wszystko, czego pragnęłam, to znaleźć kogoś, komu będzie na mnie zależało. Kogoś, dla kogo będę ważna, i kto będzie lubił przebywać ze mną – powiedziała cicho. – Nikt nigdy mnie nie chciał, nigdy nikomu nie byłam potrzebna. Ani moim rodzicom, ani moim braciom. Nikomu.
Mógłby teraz wyznać, jak bardzo jej pragnie, lecz nie zrobił tego. Sabrinie chodziło nie o fizyczne pożądanie, lecz o uczucia. Musiał się z tym liczyć, choć zarazem nie pojmował, dlaczego kobietom tak bardzo zależy na miłości. Nie rozumiały, że wzajemny szacunek i wspólne cele są dużo ważniejsze.
– Poza tym mamy dwudziesty pierwszy wiek i małżeństwa kontraktowe są barbarzyństwem – powiedziała.
– A jednak takie związki wciąż się zdarzają. Jesteś księżniczką i masz obowiązki wobec królewskiego rodu.
– Szkoda tylko, że to działa w jedną stronę – powiedziała z goryczą. – Wiesz, jak traktuje mnie moja rodzina. A teraz nagle żąda się ode mnie, bym dla interesu politycznego zrezygnowała ze szczęścia i wyszła za jakiegoś wstrętnego dziada.
– Hm, tak… – mruknął Kardal.
– A ty? Poddałbyś się bez walki?
– Oczywiście. Tradycja nakazuje, żeby małżeństwo władcy przynosiło korzyści jego ludowi.
– Nie mówisz poważnie! Naprawdę zgodziłbyś się na takie małżeństwo?
– Tak, ale nie zrobiłbym tego w ciemno. Najpierw spotkałbym się z narzeczoną, by się przekonać, czy nasz związek okaże się konstruktywny i czy zaowocuje wieloma synami.
– Co takiego? Chciałbyś mieć pewność, że przyszła żona urodzi ci samych synów? Przecież płci dziecka, o ile mi wiadomo, nie da się ani przewidzieć, ani tym bardziej zaprogramować.
– Oczywiście masz rację. Mówiąc o konstruktywnym związku, miałem na myśli nie tylko zapewnienie sukcesji tronu. Potrzebuję kobiety, która stanie u mego boku i udźwignie ciężar władzy. Która zrozumie potrzeby mojego ludu, przystosuje się do życia w Mieście Złodziei i stanie się jego częścią.
– Gdybym miała taką szansę… – Sabrina zamyśliła się na chwilę. – Gdyby ktoś mi zaproponował takie małżeństwo, pewnie umiałabym zrezygnować z marzeń o innym życiu, bo zyskałabym szczytny cel. Lecz nie mam na to szans. Tobie dostanie się księżniczka z bajki, a mnie wpycha się do łoża wstrętnego księcia trolli. – W jej oczach pojawił się bunt. – To nie w porządku. Dlaczego ojciec szykuje mi taki los?
– Może książę trolli nie jest takim potworem? – Im lepiej poznawał Sabrinę, tym bardziej go pociągała. W każdej chwili mógł wyznać jej prawdę, wtedy inaczej spojrzałaby na swą przyszłość, na razie nie chciał jednak, by łączące ich relacje uległy drastycznej zmianie.
– Uważasz więc, że powinnam spełnić powinność wobec mojego kraju i zgodzić się na te nieszczęsne zaręczyny?
– To twój obowiązek.
– Po prostu obowiązek? Bez względu na okoliczności? Moje dobro w ogóle się nie liczy? Nic się nie liczy, tylko obowiązek? – Sabrina była coraz bardziej wzburzona.
– Ja zgodziłbym się na takie małżeństwo.
– Posłuchaj uważnie. Przed laty król Givon, by wypełnić swój obowiązek, przybył do Miasta Złodziei. Wykonał swoje zadanie, spłodził ciebie. Tak jak ty uważał, że obowiązek nade wszystko.
Kardal chciał zaprotestować, jednak zabrakło mu słów. Wiedział, że Sabrina ma rację.
– Wezmę to pod uwagę. – Potrzebuję jednak trochę czasu, by pogodzić się z myślą, że odwrócił się plecami do swojego syna.
– Wiem, jakie to dla ciebie trudne. – Dotknęła jego dłoni. – Znam ból odrzucenia. Uważam jednak, że król Givon powinien być dumy z takiego syna. Jeśli nie chce cię znać, to jest idiotą.
– Dziękuję. – Delikatnie dotknął jej policzka. – Cenię sobie twoje zdanie i to, że potrafisz mnie zrozumieć. Przykro mi, że twoi rodzice tak cię traktowali. Zasługujesz na dużo więcej.
Ta prosta i szczera rozmowa była dla niej zupełnie nowym – i jakże wspaniałym – doświadczeniem. Dla kalifornijskich przyjaciół była Sabriną Johnson, która prawie całą swą energię i czas poświęca nauce. Niektórzy przypuszczali, że jest znaną z brukowej prasy księżniczką Sabrą, lecz rozdźwięk między rozpustną arystokratką a skromną i pilną studentką był tak wielki, że trudno było temu dać wiarę. Jednak Sabrina, żyjąc w fałszu dwóch tożsamości, z nikim nie mogła szczerze porozmawiać o swoich problemach. Natomiast jeśli chodzi o jej najbliższych… Bracia mieli ją za nic, co najwyżej trenowali na niej kunszt prawienia złośliwości. Matka nie zawracała sobie nią głowy, wiecznie się gdzieś śpieszyła, a wszelkie próby poważniejszych rozmów tłumiła w zarodku. Ojciec natomiast był wielce zajętym monarchą, który na nieśmiałe pytanie Sabriny, dlaczego nigdy nie ma dla niej czasu, miał jedną odpowiedź: sprawy państwowe.
I oto teraz spotkała kogoś, kto ją rozumiał.
Kardal ponownie otarł kciukami łzy z jej policzków.
– Koniec płaczu, szkoda tak pięknych oczu dla łez. – Przysunął się bliżej.
Byli sami w komnacie, siedzieli na łóżku, atmosfera gęstniała. Jednak Sabrina, zamiast się przestraszyć, zrozumiała, że na coś czeka.
Powoli opadli na materac.
– Sabrino… – Dotknął ustami jej warg.
Tak bardzo czekała na ten pocałunek. Kardal wplótł palce w jej gęste loki, jakby chciał na zawsze ją tu zatrzymać. Powinna się przerazić, lecz zamiast tego oparła dłonie na jego ramionach. Poczuła ogarniający jej ciało ogień. Przesunęła palcami po ciemnych, jedwabistych włosach Kardala. Druga dłoń zaczęła błądzić po jego silnych, wspaniale umięśnionych plecach.
Delikatnie przygryzł jej wargę. Sabrina chciała, żeby całował ją głęboko i namiętnie, pragnęła zatracić się w jego ramionach. Czuła rosnący niepokój i napięcie, które nie mogło znaleźć ujścia. Chwyciła Kardala za włosy i wsunęła język w jego usta.
Zamruczał z rozkoszy, potem przerzucił nogę przez uda Sabriny i przycisął ją do łóżka.
– Próbujesz mnie okiełznać? – mruknął.
– Nie – speszyła się. – Ja tylko…
Ujął ją pod brodę i zmusił, by na niego spojrzała.
– Nie wstydź się. To cudowne, że mnie pożądasz. Grozi nam tu prawdziwy pożar. – Uśmiechnął się. – Wiesz, jeszcze nigdy nie całowałem się z księżniczką.
– Ani ja z księciem.
– Pokażę ci, jakie to może być wspaniałe.
Jego wargi zamknęły się na jej ustach. Kardal całował, ogarniając całe ciało Sabriny. Jej piersi stały się wrażliwe aż do bólu, gdzie indziej pojawiło się dziwne napięcie, pragnienie wyzwolenia. Usta Kardala dokonywały rzeczy niezwykłych, dłonie czyniły cuda. Sabrina odpowiadała spontanicznymi gestami i pieszczotami.
Pomyślała, że nigdy dotąd z żadnym mężczyzną nie posunęła się tak daleko. Powinna się wycofać, lecz wcale nie miała na to ochoty. Jej dziewictwo… do diabła z jej dziewictwem! Dotąd strzegła go niezłomnie, pomna obowiązków wobec rodziny, lecz po ostatniej rozmowie z ojcem coś w niej pękło. Ojciec zostawił ją w rękach porywacza, jej los zupełnie go nie obchodził. A więc dobrze, jest sama i sama będzie decydować za siebie. Już dawno powinna była tak zrobić. Z całych sil wtuliła się w Kardala, chłonąc moc jego ciała.
Nagle ogarnęła ją panika.
– Kardal, ja nie…
Uspokoił ją szybkim pocałunkiem.
– Wiem, pustynny ptaszku. Wiem, że jesteś niewinna, i nie mam zamiaru kłaść głowy pod topór za twą cnotę. – Uśmiechnął się. – Nie obawiaj się, nie posunę się za daleko.
– Kardal, ja nie wiem… – Naprawdę nie wiedziała.
– Ciii…
Podciągnął jej sukienkę i opadł na Sabrinę. Poczuła… poczuła, jak bardzo jej pragnął. Nie była naga, chroniła ją bielizna, lecz Kardal chciał dać jej namiastkę tego, co mogłoby być, gdyby porzucili wszelkie opory. Złączyła ich intymna bliskość, śmiały i czuły dotyk.
Była oszołomiona, a potem okropnie się zawstydziła, lecz Kardal zdołał przywrócić intymność i poczucie bezpieczeństwa. Jednak gdy jego palce zbłądziły między jej uda, przyjęła to ze strachem i zdumieniem.
– Korzystaj z okazji, niewinna księżniczko – szepnął. – Ciało oferuje wiele rozkoszy, a to tylko jedna z nich.
Nogi Sabriny same się rozchyliły. Wstyd gdzieś uleciał, pozostała rozkosz. A zarazem pragnęła więcej i więcej. Zaczęła poruszać biodrami w rytm ruchu jego palców. Napięcie rosło, dochodziło do jakiejś niepojętej granicy… gdy nagle Kardal szepnął coś cicho i zamarł w bezruchu.
– Dlaczego?! – krzyknęła oszołomiona.
– Muszę cię dotknąć… – Szybkim ruchem zerwał z niej majtki.
Była naga od pasa w dół, Kardal patrzył na nią, a jednak nie czuła wstydu. Chciała tylko, by znów zaczął ją pieścić. Co też zaraz zrobił.
Zawłaszczał jej intymność, jego palce stały się dla niej całym światem. Światem, w którym zmysły są bogiem. Aż wreszcie Sabrina po raz pierwszy w swym życiu poznała, czym jest spełnienie. Jej krzyk przebił grube mury zamku i poleciał ku niebu.
A potem zległa bez sił, leniwa, przepełniona zadowoleniem. Tajemniczy uśmieszek błąkał się po jej ustach.
– Nawet się nie pytam, czy było ci dobrze. – Kardal spojrzał na nią z góry.
– Arogancki samiec – szepnęła.
– Przeszkadza ci to?
– Nie…
– Jasne, że było ci dobrze.
– Wcale nie. Było cudownie. To normalne?
– Oczywiście. – Uśmiechnął się. – Może być jeszcze lepiej.
– Niemożliwe!
– Możliwe. – Pocałował ją w policzek. – Mógłbym wejść w ciebie, wypełnić cię całą, i ruszać się w coraz szybszym rytmie, a ty odpowiadałabyś mi tym samym. Nasze ciała stałyby się jedną wielką mocą dążącą razem ku ostatecznemu spełnieniu. Moglibyśmy to robić na mnóstwo sposobów, wyzbywszy się wszelkich barier i oporów, biorąc to wszystko, co daje rozkosz. Poczułabyś dreszcze w całym ciele, wibrującą eksplozję, jasność nad jasnościami.
– Więc to zróbmy…
– Nie. Obiecałem ci, że pozostaniesz dziewicą. Bez względu na to, jak bardzo chciałbym się z tobą kochać, to nie jest właściwa pora.
– Dlaczego więc dotykałeś mnie w ten sposób?
– Chcę, byś marzyła o mnie przez sen. – Przygarnął ją do siebie. – Czy to naprawdę był twój pierwszy raz?
– Tak… – Speszyła się nieco. – Niezbyt często wychodziłam wieczorami.
– Jak to możliwe? Jesteś przecież piękną dziewczyną, a mężczyźni na Zachodzie nie są ślepi.
Ogromnie ucieszył ją ten komplement.
– Ostrożnie traktowałam randki. Spotykałam się z kilkoma chłopakami, ale… – Zamyśliła się na chwilę. – Trudno mi o tym mówić, Kardal, ale to wszystko przez matkę. Była dla mnie negatywnym przykładem, ci jej wciąż zmieniający się faceci… Nie chciałam być taka jak ona, starannie i z oporami wybierałam chłopaków.
– Rozumiem…
– No i jeszcze to moje dziewictwo na wagę racji stanu… – Uśmiechnęła się. – Mówiąc szczerze, doskwierało mi to. Stałam się przecież kobietą, żyłam w świecie, gdzie seks traktowany jest jako normalna sfera życia, panuje równouprawnienie i nie ma tego obłędnego kultu czystości. Jednak pamiętałam, że jestem księżniczką i nie zamierzałam zawieść ojca.
– I żaden facet nie próbował zmienić twojego zdania?
– Kilka razy się zadurzyłam. Randki, spacery, a potem… – Sabrina przygryzła wargę. – A potem dochodziło do rozmowy o seksie. Wtedy mówiłam, kim naprawdę jestem i że muszę zachować dziewictwo. Oraz że ten, kto mi je odbierze, narazi się na zemstę króla Hassana. Żaden z chłopaków nie wykazał się klasą. Uciekali, gdzie pieprz rośnie.
– Świetnie ich rozumiem. – Kardal był wyraźnie rozbawiony.
– A ty mówiłeś znajomym, kim jesteś?
– Istnienie Miasta Złodziei jest tajemnicą, więc nie miałem wyboru. Poza tym, gdybym powiedział, że jestem księciem, ludzie inaczej zaczęliby się do mnie odnosić.
– No właśnie. Też ukrywałam przed przyjaciółmi moje pochodzenie, co powodowało liczne niedopowiedzenia. Tak bardzo pragnęłam bliskości, ale bez wyznania prawdy była ona niemożliwa.
Kardal przewrócił się na plecy i pociągnął ją za sobą.
– Ja mogłem przynajmniej porozmawiać z dziadkiem. Świetnie mnie rozumiał.
– Wciąż za nim tęsknisz.
– Umarł cztery lata temu, a nie ma dnia, żebym o nim nie myślał. Mam tyle pytań, na które nikt nie zna odpowiedzi. Odkąd go zabrakło, nie ma nikogo, kto potrafiłby mnie zrozumieć.
Miał przecież ojca, lecz Givon wciąż był zakrytą kartą.
Sabrina wiedziała, że nawet gdyby okazał się człowiekiem mądrym i szlachetnym, musi wiele wody upłynąć, nim relacje między nim i Kardalem staną się bliskie.
– Szkoda, że twój ojciec tak się zachował.
– Źle postąpił wobec matki i mnie, to prawda, ale mądrze włada El Baharem.
– Żałuję, że nic nie mogę dla ciebie zrobić. Chciałabym ci jakoś pomóc – wyznała szczerze. – Jeśli to ci ulży, to chętnie cię wysłucham. Nie znam się na zarządzaniu miastem, ale sporo się domyślam, poza tym studiowałam historię, więc znam się trochę na polityce. No i płynie we mnie królewska krew. Wrodzony instynkt sprawia, że wiem więcej, niżbym chciała.
– Dziękuję ci. Dobrze jest mieć kogoś, z kim można porozmawiać o różnych sprawach. – Spojrzał na nią uważnie. – Teraz już wiem, że jesteś inna, niż początkowo sądziłem.
– Nie chcę nawet słuchać, co dawniej o mnie myślałeś. Paparazzi zrobili mi wielką krzywdę. A przecież jestem zupełnie inna.
– Tak… Książę trolli to najszczęśliwszy mężczyzna na świecie. – Gwałtownie wstał. – Dziękuję ci, Sabrino. – Pocałował ją w usta. – Uczyniłaś mi wielki zaszczyt. -Uśmiechnął się. – Żadna kobieta nie zdołała mnie tak podniecić. – Ruszył do drzwi.
Gdy została sama, wtuliła twarz w poduszkę. Co za dziwne spotkanie, pomyślała. Nie rozumiała Kardala, a mimo to go lubiła. Zastanawiała się, ile czasu minie, zanim znowu jej dotknie… i poczuła przenikający ciało dreszcz.