Moja wierna mowo

Moja wierna mowo,

służyłem tobie.

Co noc stawiałem przed tobą miseczki z kolorami,

żebyś miała i brzozę i konika polnego i gila

zachowanych w mojej pamięci.

Trwało to dużo lat.

Byłaś moją ojczyzną bo zabrakło innej.

Myślałem że będziesz także pośredniczką

pomiędzy mną i dobrymi ludżmi,

choćby ich było dwudziestu, dziesięciu,

albo nie urodzili się jeszcze.

Teraz przyznaję się do zwątpienia.

Są chwile kiedy wydaje się że zmarnowałem życie.

Bo ty jesteś mową upodlonych,

mową nierozumnych i nienawidzących

siebie bardziej może niż innych narodów,

mową konfidentów,

mową pomieszanych,

chorych na własną niewinność.

Ale bez ciebie kim jestem.

Tylko szkolarzem gdzieś w odległym kraju,

a success, bez lęku i poniżeń.

No tak, kim jestem bez ciebie.

Filozofem takim jak każdy.

Rozumiem, to ma być moje wychowanie:

gloria indywidualności odjęta,

Grzesznikowi z moralitetu

czerwony dywan podścieła Wielki Chwał,

a w tym samym czasie latarnia magiczna

rzuca na płótno obrazy ludzkiej i boskiej udręki.

Moja wierna mowo,

może to jednak ja muszę ciebie ratować.

Więc będę dalej stawiać przed tobą miseczki z kolorami

jasnymi i czystymi jeżeli to możliwe,

bo w nieszczęściu potrzebny jakiś ład czy piękno.

(Z tomiku "Miasto bez imienia", 1969)

Загрузка...