W przeciwieństwie do momentu śmierci Stevie Rae, tym razem ani przez chwilę nie czułam oszołomienia czy wahania.
– Nie! – krzyknęłam, podbiegając i klękając przy Eriku, który opadł na czworaki i stękał z głową zawieszoną niemal do ziemi.
Nie widziałam jego twarzy, ale zauważyłam że pot – a może nawet krew, choć nie czułam jeszcze jej zapachu – już przesiąka mu przez koszulę. Wiedziałam, co nastąpi za chwilę: krew tryśnie strumieniem z jego oczu, nosa, ust i Erik dosłownie się w niej utopi. Owszem, brzmi to strasznie i takie właśnie będzie.
Nic tego nie powstrzyma. Nic nie może tego zmienić. Ja mogłam tylko być przy nim w tych ostatnich chwilach i liczyć na to, że stanie się taki jak Stevie Rae, zachowując w sobie cząstkę człowieczeństwa.
Położyłam dłoń na jego drżącym ramieniu. Przez koszulę przebijała gorączka, jakby ciało płonęło od środka. Rozglądałam się nerwowo w poszukiwaniu pomocy. Damien już był przy mnie, jak zawsze, gdy go potrzebowałam.
– Przynieś ręczniki i sprowadź Neferet – poleciłam, a on już biegł. Jack ruszył w ślad za nim.
Obróciłam się z powrotem do Erika, lecz nim zdążyłam wziąć go w ramiona, przez jego jęki i przerażone krzyki pozostałych przebił się głos Afrodyty:
– Zoey, on nie umiera. – Podniosłam na nią wzrok, nie rozumiejąc, co chce powiedzieć. Złapała mnie za rękę i odciągnęła od Erika. Zaczęłam się szarpać, ale na dźwięk jej kolejnych słów zamarłam. – Posłuchaj! On nie umiera. To Przemiana.
Erik nagle krzyknął, a jego ciało skuliło się, jakby coś próbowało na siłę wyszarpnąć mi się z piersi. Przycisnął dłonie do twarzy. Wciąż wstrząsały nim gwałtowne drgawki. Niewątpliwie cierpiał i działo się z nim coś wielkiego. Ale nigdzie nie było ani śladu krwi.
Afrodyta miała racje. Erik zmieniał się w dorosłego wampira.
Podbiegł do mnie Jack i wrzucił mi w ręce parę ręczników. Podniosłam głowę. Był taki zaryczany, że aż się osmarkał. Wstałam i przytuliłam go.
– On nie umiera. To Przemiana – powtórzyłam słowa Afrodyty dziwnie ochrypłym i napiętym głosem.
W tym momencie do sali wpadła Neferet, a za nią Damien i kilku wojowników. Kapłanka podbiegła do Erika. Badawczo obserwowałam jej twarz i poczułam oszałamiający przypływ ulgi, gdy malujące się na niej napięcie i obawa w mgnieniu oka przeszły w wyraz radości. Neferet z wdziękiem opadła na podłogę obok Erika. Mamrocząc coś tak cicho, że nie zdołałam wychwycić słów, łagodnie dotknęła jego ramienia. Raz jeszcze wstrząsnął nim gwałtowny spazm, po czym wszystko się uspokoiło. Drgawki i jęki bólu dobiegły końca i Erik powoli się rozprostował, a następnie uniósł na czworaki. Głowę wciąż miał zwieszoną, więc nie widziałam jego twarzy.
Neferet znów coś do niego szepnęła, a on skinął głową. Wtedy kapłanka podniosła się i spojrzała na nas. Jej uśmiech był niesamowity, przepełniony radością i niemal oślepiająco piękny.
– Radujcie się, adepci! Erik Night ukończył Przemianę. Wstań, Eriku, i chodź za mną, by przejść obrzęd oczyszczenia i rozpocząć nowe życie!
Erik wstał i uniósł głowę. Krzyknęłam zdumiona, podobnie jak wszyscy pozostali. Jego twarz jaśniała, jakby gdzieś w środku ktoś włączył światło. Już wcześniej był przystojny, ale teraz jego uroda nabrała blasku: oczy miał bardziej niebieskie, gęste włosy zmierzwione, czarne i groźne. Wydawał się nawet wyższy. No i jego znak był teraz kompletny: szafirowy półksiężyc się wypełnił, a wokół oczu, wzdłuż brwi i ponad wyrazistymi kośćmi policzkowymi pojawił się zdumiewający wzór przeplatających się linii, ułożonych w kształt maski, która natychmiast przywiodła mi na myśl piękny znak profesor Nolan. Jakie to znamienne, pomyślałam w oszołomieniu.
Wzrok Erika na chwile zatrzymał się na mojej twarzy i jego pełne usta obdarzyły mnie wyjątkowym uśmiechem. Myślałam, że serce mi eksploduje. Potem Erik uniósł ręce nad głowę i wykrzyknął głosem przepełnionym mocą i czystą radością:
– Ukończyłem Przemianę!
Wszyscy zaczęli wiwatować, ale nikt prócz Neferet i innych wampirów nie zbliżył się do niego. Później dorośli wraz z nim opuścili salę wśród podekscytowanych pomruków.
Stałam jak wryta, kompletnie otumaniona, zmagając się z falą mdłości.
– Zostanie namaszczony na sługę bogini – rzekła Afrodyta. Stała koło mnie, a jej głos był równie posępny jak moje uczucia. – Adepci nie wiedzą dokładnie, co się dzieje podczas ceremonii namaszczenia. To wielka tajemnica dorosłych wampirów i nie wolno im jej zdradzać. – Wzruszyła ramionami. – Cos w tym stylu. Pewnie kiedyś ją poznamy.
– Albo umrzemy – wymamrotałam zdrętwiałymi wargami.
– Albo umrzemy – zgodziła się, po czym spojrzała na mnie. – Nic ci nie jest?
– Nic – odparłam machinalnie.
– Hej, Zo! Niesamowite, co? – zawołał Jack.
– Ojejku, to było niewiarygodne. Jestem wprost roztrzęsiony. – Jak zwykle Damien powachlował się dramatycznie.
– No proszę! Teraz Erik Night dołączy do grona wampirskich przystojniaków, takich jak Brandon Routh, Josh Hartnett czy Jake Gyllenhaal,
– Nie zapominaj o Lorenie Blake’u, Bliźniaczko – dodała Erin.
– Ależ bynajmniej – zapewniła ją Shaunee.
– To po prostu super, że chłopak Zoey został wampirem. Prawdziwym, znczy – podniecał się Jack.
Damien nabrał tchu, by coś powiedzieć, ale nagle zamknął usta i zrobił niewyraźną minę.
– Co? – zapytałam.
– Nic, ja tylko… no… – plątał się.
– Jezu, no co? Gadaj! – zażądałam.
Wzdrygnął się przestraszony moim tonem, przez co poczułam się jak idiotka. Opowiedział jednak:
– Ja za bardzo się nie znam, ale kiedy adept ukończy Przemianę, zwykle opuszcza Dom Nocy i rozpoczyna życie dorosłego wampira
– Odejdzie ze szkoły – zapytał Jack.
– Czeka cię związek na odległość, Zo – rzuciła szybko Erin.
– jasne. Cos wykombinujecie. Spoko wodza – dodała Shaunee.
Spojrzałam na Bliźniaczki, następnie na Damiena i Jacka, a na końcu na Afrodytę.
– Zimna dupa – stwierdziła. – Przynajmniej dla ciebie. – Uniosła brwi i wzruszyła ramionami. – Cieszę się, że mnie rzucił.
Dumnie odrzuciwszy włosy do tyłu, ruszyła w kierunku wyłożonego w sąsiedniej sali jedzenia.
– Jeśli nie możemy jej nazwać „wiedźmą z piekła rodem”, to może chociaż „pinką”? – zaproponowała Shaunee.
– Wolałabym „wredną pindą”, Bliźniaczko – wtrąciła Erin.
– Myli się! – rzucił zawzięcie Damien. – Erik wciąż jest twoim chłopakiem, nawet jeśli wyjedzie, żeby wypełnić wampirskie misje.
Wszyscy gapili się na mnie, więc spróbowałam się uśmiechnąć.
– Tak wiem. Wszystko w porządku. Po prostu za dużo wrażeń naraz. Chodźmy cos zjeść. – Nie czekając, aż znów zaczną mnie pocieszać, ruszyłam w kierunku stołów, a oni podreptali za mną jak stado kaczuszek.
Miałam wrażenie, że jedzenie i później sprzątanie trwa w nieskończoność, ale gdy spojrzałam na zegarek, okazało się, że Synowie i Córy Ciemności najedli się bardzo szybko i nie ociągali się odejściem. Wszyscy z podnieceniem rozprawiali o Eriku, a ja kiwałam głowa i cos tam odmrukiwałam, starając się nie okazać otępienia i przygnębienia. Podejrzewam, że nie bardzo mi wychodziło, dlatego wszyscy tak szybko się zmywali.
W końcu spostrzegłam, że zostali tylko Jack, Damien i Bliźniaczki, którzy po cichu wyrzucali resztki i pakowali śmieci do worków.
– Hej, ja to zrobię – zaprotestowałam.
– Już kończymy, Zo – odparł Damien. – Musimy jeszcze sprzątnąć rzeczy ze stolika Nyks.
– Zostawcie to mnie – mruknęłam, starając się (oczywiście bezskutecznie, wnioskując z ich min), by wypadło to nonszalancko.
– Zo, wszystko…
Uniosłam rękę, by uciszyć Damiena.
– Jestem zmęczona. Ta historia z Erikiem trochę mnie wystraszyła. Szczerze mówiąc, musze chwile pobyć sama. – Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak wrednie, ale przybliżałam się okresu wytrzymałości, jeśli chodzi o przylepiony do ust uśmiech i udawanie, że nie trzęsę się cała w środku. Zdecydowanie wolałam, by moi przyjaciele myśleli, że mam zespół napięcia przedmiesiączkowego, niż że jestem na skraju wytrzymałości nerwowej. Osoby szkolone na starsze kapłanki nie sypią się z przerażenia. Radzą sobie. A ja naprawdę, naprawdę nie chciałam zdradzić, że mnie to nie dotyczy, – Proszę, dajcie mi czas. Dobra?
– Nie ma sprawy – odparły jednogłośnie Bliźniaczki. – Nara, Zo.
– Donra. No… to do zobaczenia – dodał Damien.
– Narka, Zo – uzupełnił Jack.
Zaczekałam, aż zamkną za sobą drzwi, po czym powoli przeszłam do przyległego pomieszczenia będącego salą do tańców i jogi. W kącie leżała sterta materacy. Klapnęłam na nie i drżącymi rekami wyjęłam z kieszeni sukni telefon.
wszystko gra?
Wstukałam krótką wiadomość i wysłałam na numer komórki, którą dałam Stevie Rae. Miałam wrażenie, że minęła wieczność, nim przyszła odpowiedź.
gra
czekaj – napisałam
streszczaj się – odpisała
ok.
Zamknęłam komórkę, oparłam się o ścianę i czując się jak ktoś, komu zwalił się na barki cały świat, rozryczałam się histerycznie.
Ryczałam, trzęsłam się i ryczałam dalej, mocno przyciskając kolana do piersi i kołysząc się w przód i w tył. Wiedziałam co jest ze mną nie tak, i byłam zdziwiona, że nikt, żaden z moich przyjaciół nie domyślił się tego.
Kiedy myślałam, że Erik umiera, ponownie, przeżyłam sytuację sprzed miesiąca, kiedy to Stevie Rae skonała w moich ramionach. Wszystko wróciło: widok krwi, rozpacz i koszmar tamtej chwili. Byłam tym zupełnie oszołomiona, bo sądziłam, że już sobie z tym poradziłam, zwłaszcza że Stevie w rzeczywistości nie była martwa.
Ale tylko się oszukiwałam
Ryczałam tak strasznie, że nie zauważyła, jego obecności, póki nie dotknął mojego ramienia. Podniosłam wzrok, ocierając łzy i starając się wymyślić jakiś pocieszający banał dla osoby, która po mnie wróciła.
– Czułem, że mnie potrzebujesz.
Rozpoznałam Lorena i ze szlochem rzuciłam mu się ramiona. Usiadł obok, sadzając mnie sobie na kolanach. Przytulił mnie mocno, mamrocząc słodkie słowa – że wszystko będzie dobrze, że już nigdy nie pozwoli mi odejść. Gdy w końcu trochę się uspokoiłam, podał mi jedną ze swoich staromodnych chusteczek z materiału.
– Dzięki – mruknęłam, po czym wydmuchałam noc i otarłam twarz. Starałam się nie patrzeć na siebie w lustrach zawieszonych na przeciwległej ścianie, ale nie zdołałam uniknąć widoku napuchniętych oczu i czerwonego nosa. – Super. Wyglądam jak pół dupy zza krzaka.
Zaśmiał się i obrócił mnie przodem do siebie, po czym łagodnie pogładził moje włosy.
– Raczej jak bogini przygnieciona smutkiem i troskami.
Poczułam, jak gdzieś w piersi wzbiera mi histeryczny chichot.
– Nie sądzę, żeby boginie potrafiły się osmarkać.
Uśmiechnął się.
– Nie byłbym tego taki pewien. – Zaraz spoważniał. – Kiedy Erik przechodził Przemianę, myślałam, że umiera, prawda?
Skinęłam głową, bojąc się, że jeśli się odezwę, znów zacznę ryczeć.
Loren zacisnął zęby.
– Wielokrotnie powtarzałem Afrodycie – rzekł po chwili – że wszyscy adepci, nie tylko piąto – i szóstoformatowcy, powinni wiedzieć, jak wygląda ostatnie stadium Przemiany, żeby nie przeżywali szoku, gdy to nastąpi.
– Czy to boli tak bardzo, jak się wydaje?
– Boli, ale to przyjemny ból, o ile rozumiesz, co mam na myśli. Porównaj to do zmęczenia mięsni po pracy. Bolą, lecz nie ma w tym nic złego.
– Wyglądało o wiele gorzej niż zmęczenie mięśni.
– Nie jest takie złe. Więcej w tym strachu niż prawdziwego bólu. Natłok bodźców i wyostrzona wrażliwość. – Pogłaskał mnie po policzku, lekko przesuwając palcem wzdłuż linii znaku. – sama kiedyś to przeżyjesz
– Mam nadzieję.
Przez chwile oboje milczeliśmy. Loren nadal mnie głaskał, podążając za znakiem w dół szyi. Rozluźniłam się pod jego dotykiem, a jednocześnie przechodziły mnie ciarki.
– Ale coś jeszcze cię martwi, prawda? – zapytał łagodnie. Jego głos był głęboki, melodyjny i hipnotyzująco piękny. – Nie chodzi wyłącznie o to, że Przemiana Erika przypomniała ci o śmierci przyjaciółki.
Nie odpowiedziałam, Po chwili Loren nachylił się i pocałował mnie w czoło, leciutko dotykając wargami wytatuowanego półksiężyca. Zadrżałam
– Porozmawiaj ze mną, Zoey. Tyle się już między nami zdarzyło, że z pewnością wiesz, iż możesz mi zaufać.
Musnął wargami moje usta. Byłoby cudownie, gdybym mogła mu opowiedzieć o Stevie Rae. Może jakoś by mi pomógł, a ja bardzo, ale to bardzo potrzebowałam pomocy. Zwłaszcza teraz, gdy doszłam do wniosku, że moja modlitwa do Nyks mogła uratować Stevie, co oznaczał, że trzeba będzie utworzyć krąg i albo pójść całą gromadą (Damien, Bliźniaczki, Afrodyta i ja) do Stevie Rae, albo sprowadzić ją do nas. Czar ochronny Neferet z pewnością nam w tym nie pomoże.
Loren mógł jednak znać jakąś dorosłą wampirską tajemnicę, która pozwoli go zneutralizować. Usiłowałam wsłuchać się w swój instynkt i ocenić, czy wciąż każe mi trzymać gębę na kłódkę, ale dotyk rąk i warg Lorena kompletnie mnie rozpraszał.
– Porozmawiaj ze mną – szepnął, trzymając usta przy moich.
– Ja… ja naprawdę chcę – odszepnęłam z wysiłkiem. – Tylko… to takie skomplikowane.
– Pomogę ci, kochanie. Razem znajdziemy wyjście. – Jego pocałunki były coraz dłuższe i coraz głębsze.
Chciałam mu wszystko wyznać, ale kręciło mi się w głowie i myślenie, a tym bardziej mówienie stawało się coraz trudniejsze.
– Pokaże ci, ile nas łączy… jak kompletnie możemy się zespolić – powiedział.
Wyjął dłonie z moich włosów i pociągnął za swoją koszulę. Guziki odpadły z trzaskiem, odsłaniając pierś. Potem powili przesunął sobie paznokciem po lewej piersi, tworząc idealnie szkarłatną kreskę. Zapach krwi uderzył mnie w nozdrza,
– Pij – rzekł Loren.
Nie mogłam się powstrzymać. Opuściłam twarz na jego pierś i spróbowałam. Krew rozlała się po całym moim wnętrzu. Była inna niż krew Heatha – nie tak gorąca, mniej smaczna, ale bardziej potężna. Pulsowała we mnie, budząc gwałtowne pożądanie. Przycisnęłam się do niego, pragnąc więcej.
– Teraz moja kolej. Daj mi spróbować siebie – powiedział.
Nim zrozumiałam, co robi, zdarł ze mnie suknię. Nie miałam czasu się speszyć, że widzi mnie w samych majtkach i staniku, bo przesunął paznokciem po mojej piersi, wywołując ostry ból, i już po chwili przywarł do mnie ustami, zlizując krew, a ból ustąpił miejsca zdumiewającej rozkoszy, tak wielkiej, że potrafiłam jedynie stęknąć. Loren zdzierał z siebie strój, nie przestając pić, a ja mu pomagałam. Wiedziałam po prostu, że musze go mieć. Wszystko było żarem, zmysłowością, pożądanie. Jego dłonie i usta były wszędzie, lecz ja wciąż nie miałam dość.
I wtedy to się stało. Czułam pod skórą bicie jego serca, słyszałam krzyk jego pragnienia w swojej głowie, poddałam się wspólnemu pożądaniu – nagle gdzieś w głębi mojego skołowanego umysłu usłyszałam krzyk Heatha: „Zoey, nie!”.
Wzdrygnęłam się w ramionach Lorena.
– Ciii – szepnął. – Wszystko w porządku. Tak jest lepiej, kochanie, znacznie lepiej. Skojarzenie z człowiekiem jest zbyt trudne, zbyt skomplikowane…
Oddychałam szybko i z trudem.
– Zerwałeś je? Zniszczyłeś moje Skojarzenie z Heathem?
– Tak. Zastąpiłem je naszym. – Zmienił pozycję i znalazłam się pod nim. – A teraz dokończmy to. Kochajmy się, najdroższa.
– Dobrze – szepnęłam, znów szukając ustami piersi Lorena. Kochaliśmy się, nie przerywając uczty, aż naszym światem wstrząsnęła eksplozja krwi i namiętności.