Epilog

Admirał White Haven siedział w swojej kabinie i czytał kolejny raport wywiadu męcząco podobny do innych napływających przez ostatnie osiem miesięcy standardowych. Opis kolejnego ataku, wykaz zniszczonych i uszkodzonych okrętów, zsumowanie strat w ludziach i szacunkowe podliczenie strat w infrastrukturze zniszczonej w wyniku ataku. Podliczenia zawsze idące w miliony lub miliardy…

Fakt — żaden z ataków nie zakończył się tak porażającym tryumfem Ludowej Marynarki jak ten, którym Esther McQueen ogłosiła wszem i wobec zmianę na stanowisku sekretarza wojny Ludowej Republiki Haven, jako że Sojusz nie popełnił powtórnie karygodnego błędu, jakim była nadmierna pewność siebie. Ale też inicjatywa, którą Sojusz przejawiał przez te wszystkie lata, zniknęła. Ludowa Marynarka jeszcze jej nie przejęła, ale nie ulegało wątpliwości, że w tej chwili przynajmniej operacyjnie to McQueen dyktuje tempo. I niestety w przeciwieństwie do swego poprzednika doskonale rozumie, że chcąc odnosić zwycięstwa, musi liczyć się ze stratami wśród biorących udział w walce okrętów.

Uniósł głowę znad ekranu komputera i zmęczonym gestem przeczesał włosy, w których od czasu bitwy o Basilisk pojawiło się znacznie więcej siwych. Spojrzał na mapę wyświetloną na ścianie i skrzywił się odruchowo. System Barnett nadal płonął wrogą czerwienią. Co gorsza dowodzący jego obroną Thomas Theisman nie siedział bezczynnie. Gdy 8. Flota nie zaatakowała Barnett (bo była zajęta obroną systemu Basilisk, dopóki nie zastąpiły jej okręty gorączkowo ściągane, skąd się tylko dało), skorzystał z okazji. Wykonał tyleż bezczelny, co skuteczny rajd, atakując system Barnes i odbijając Seabring. Po czym wrócił z głównymi siłami do Barnett tak szybko, że Theodosia Kuzak nie zdążyła zareagować, bo gdy dowiedziała się o jego wyczynach, już był z powrotem. Co prawda istniało małe prawdopodobieństwo, by chwilowo sparaliżowana Admiralicja i spanikowane dowództwo sił Sojuszu zgodziły się, żeby choć część 15. Floty opuściła Trevor Star nawet w tak zbożnym celu jak zajęcie systemu Barnett, ale była to czysto akademicka kwestia, gdyż Theisman zadziałał tak błyskawicznie, że nie miała fizycznej możliwości tego zrobić.

White Haven szczerze podziwiał odwagę Theismana gotowego postawić wszystko na jedną kartę, ale to działanie podkreślało tylko niebezpieczeństwo, jakie powstaje, gdy daje się tak zdolnemu jak on przeciwnikowi czas na skonsolidowanie obrony i poczynienie własnych planów. Ósma Flota powinna zostać zorganizowana dwa lata temu, tak jak planowano. Wtedy bez trudu zdobyłaby Barnett. A skoro ta szansa została stracona, należało atakować teraz, ledwie udało się obsadzić Basilisk innymi okrętami. Tymczasem, choć polecono mu wrócić do Trevor Star, nie dostał pozwolenia na realizowanie opracowanego już planu natarcia.

A to dlatego, że Sojusz się bał… i miał tym razem zbyt wiele do stracenia.

Prychnął pogardliwie, ale nie zmieniało to w niczym faktu, iż była to prawda. Wiedział, że zarówno królowa, jak i Protektor są tak jak on zdecydowani odzyskać inicjatywę, i miał pod tym względem całkowite zaufanie do Pierwszego Lorda Przestrzeni. Sir Thomas Caparelli miał swoje wady, ale głupota czy brak bojowego ducha nigdy do nich nie należały. Niestety, choć Elżbieta i Benjamin byli głowami państw wchodzących w skład Sojuszu, nie mogli sami dyktować jego posunięć. A brutalna prawda była taka, że mniejsi członkowie po tym, co zaszło w Zanzibarze czy Allizon, byli przerażeni, że dokładnie to samo może ich spotkać. Poza tym tak Gwiezdne Królestwo Manticore, jak i Protektorat Graysona miały pewne wewnętrzne kłopoty spowodowane przez bandę oportunistów zwących się politykami.

W przypadku Królestwa była to naturalnie opozycja próbująca skorzystać na trudnościach rządu.

Przez pierwsze parę tygodni była ona równie zaskoczona jak wszyscy w Królestwie Manticore, więc siedziała cicho. Potem, gdy szok minął, a na dodatek stały się znane prawdziwe rozmiary strat, zaczęło się oskarżanie rządu o zaniedbanie i nieskuteczność, niewytłumaczalny nadmiar pewności siebie, karygodnie ryzykancki sposób prowadzenia wojny i inne podobne. Oczywiście żadna menda słowem się nie zająknęła, że sami przez dziesięciolecia poprzedzające wybuch tejże wojny robili co tylko mogli, by Królewska Marynarka nie miała dostatecznej liczby okrętów, aby przetrwać jej pierwsze tygodnie. Ani o tym, że dla prywatnej zemsty i korzyści politycznych sparaliżowali na kluczowe miesiące możliwości Królestwa Manticore po zamachu na Harrisa, dzięki czemu Komitet Bezpieczeństwa Publicznego zdołał zapanować nad chaosem.

Niewiele rzeczy we wszechświecie było krótszych niż pamięć polityka, jeżeli chodziło o niewygodne dla niego fakty. Może jedynie jego uczciwość. Hamish Alexander był zwolennikiem demokracji, ale od dawna uważał, że egoistycznych półidiotów, takich jak hrabina New Kiev, baron High Ridge czy lady Descroix oraz ich skretyniałych do reszty domowych analityków militarnych, jak Reginald Houseman, Jeremiash Crichton czy niesławnej pamięci Janacek, należałoby odstrzelić dla dobra wszystkich obywateli Gwiezdnego Królestwa Manticore. Niestety nie zrobiono tego, toteż teraz słychać ich było dosłownie wszędzie, obwiniających rząd Cromarty’ego o co tylko się dało.

Na Graysonie sytuacja ta wyglądała nieco inaczej. Grupa niezadowolonych patronów pod przywództwem Muellera ogłosiła, że nie wojna, ale sposób jej prowadzenia „został niesprawiedliwie i nierozsądnie zdominowany przez tak zwanych sprzymierzeńców”. Doskonale wiedzieli, że atak na samą wojnę nie spotkałby się z żadną pozytywną reakcją, natomiast ten zarzut do niewielu, ale trafił. Wieki izolacji nie mogły zostać szybko zapomniane i część jego mieszkańców nadal wierzyła, że Grayson poradziłby sobie lepiej, działając samodzielnie, niż wiążąc się politycznie i militarnie z Gwiezdnym Królestwem, które, jak właśnie zostało udowodnione, popełniało kardynalne wręcz błędy.

A tego steku bzdur podanego naturalnie w jak najbardziej przekonującej formie słuchali obywatele obu państw, którzy przygotowali się psychicznie na nieszczęście, zanim jeszcze rozpoczęła się strzelanina, ale którzy stopniowo stawali się zbyt pewni siebie w miarę trwania walk. Nikt nie cieszył się z rosnących kosztów prowadzenia wojny, strat, zabitych i niewygód z nią związanych — niewielkich, ale także wszechobecnych. Ale cały czas wzrastało ich zaufanie do własnych sił zbrojnych i wiara w odniesienie ostatecznego zwycięstwa.

Teraz stracili to zaufanie w sporej części i skutki dały o sobie znać — zbyt wielu nabrało przekonania, że flota powinna utrzymać to, co zdobyła, i skupić się na przeciwdziałaniu atakom wroga. Przez lata sukcesów zapomnieli, że stawką jest zwycięstwo lub niewola, i przestali mieć świadomość, podejmowania jakiego ryzyka wymaga to pierwsze. Przestali pamiętać, że słabsza flota musiała bardziej ryzykować i cały czas utrzymywać inicjatywę, by mieć szansę na zwycięstwo. Zapomnieli nawet o tym, że to oni są słabszą stroną tej wojny, no bo jakże słabsza liczebnie flota mogłaby odnieść takie pasmo zwycięstw jak RMN. Dlatego szok wywołany kontrofensywą był tak duży i dlatego krytyka i żądania, by ten „niekompetentny rząd został zastąpiony przez lepiej przygotowane władze, które pozwolą naszej wspaniałej flocie skutecznie chronić nasze systemy planetarne”, trafiały na tak podatny grunt.

Przeciętny człowiek nie zdawał sobie sprawy, że w praktyce oznaczało to zakaz akcji ofensywnych dla floty, opuszczenie części zdobytych z takim trudem systemów (o ile nie większości) i skoncentrowanie się wyłącznie na obronie. Co było najgorszym możliwym rozwiązaniem i jedynym pewnym sposobem, by przegrać tę wojnę.

Sytuacja była zła, ale na szczęście nie tragiczna. Społeczeństwo Królestwa nie składało się wyłącznie ze skretyniałych półgłówków i choć rząd Cromarty’ego będzie potrzebował długiego czasu, by w pełni odzyskać zaufanie społeczeństwa, to proces ten mógł trwać znacznie krócej, niż earl White Haven sądził. Głównie z powodu niewzruszonego poparcia Królowej dla premiera i jego gabinetu.

Co zaś się tyczyło Graysona, to Meuller i jego zwolennicy stanowili znikomą mniejszość, a poza tym graysońska demokracja miała znacznie sensowniejszy charakter. Meuller był zbyt cwany, by zaryzykować konfrontację z Benjaminem Mayhewem. A gdyby to zrobił, White Haven chciałby być przy tym obecny.

Aspekt militarny także nie przedstawiał się najgorzej. Pomimo ciężkich strat w kutrach koncepcja lotniskowca okazała się jak najbardziej trafiona. Podobnie rzecz się miała z nową generacją rakiet. A dodatkowym plusem było to, iż według ocen wywiadu przeciwnik nadal nie wiedział dokładnie, na co trafił w systemie Hancock. A tymczasem budowa nowych jednostek i szkolenie ich załóg uzyskały bezwzględne pierwszeństwo i za parę miesięcy lotniskowce zaczną docierać na front. Naturalnie minie jeszcze sporo czasu, nim ta klasa okrętów będzie na tyle liczna, by wziąć udział w walce, ale druga nowinka techniczna mogła zostać wykorzystana wcześniej. A nowinką tą były rakietowe superdreadnoughty klasy Medusa, a raczej klasy Harrington. Royal Manticoran Navy bowiem po raz pierwszy w swej historii poszła za przykładem innej floty i klasę Medusa przemianowano oficjalnie na klasę Harrington.

White Haven nie ukrywał, że to go cieszy, choć za każdym razem, gdy myślał o Honor, czuł żal i ból. Na szczęście były coraz słabsze, ale miał świadomość, że nigdy tak do końca nie znikną. Ponieważ jednak pogodził się z tym, jak naprawdę wyglądał jego stosunek do niej, mógł z tym żyć. I był pewien, że Honor byłaby dumna, wiedząc, jak okręty jej klasy sprawdziły się w bitwie o Basilisk. Podobnie jak i z tego, jak walczyła jej druga flota — Marynarka Graysona. I to nie tylko w systemie Basilisk, ale także w kilku kolejnych starciach.

Marynarka Graysona była młoda, ale rosła gwałtownie tak w siłę, jak i w doświadczenie i Royal Manticoran Navy zaczynała doceniać jej prawdziwą wartość. Oficerowie Królewskiej Marynarki, idąc do walki, mieli już pełne zaufanie do okrętów graysońskich. Polegali na nich jak na własnych. A to był największy możliwy komplement.

Sojusz wolno, ale odzyskiwał równowagę. Kontrofensywa stanowiła poważny wstrząs, ale nie zostali zmuszeni do odwrotu i gdy pierwszoliniowe jednostki robiły, co mogły, by zyskać na czasie i ograniczyć straty przy kolejnych rajdach wroga, na tyłach uruchamiano budowę stoczni i okrętów na nie spotykaną dotąd skalę. Dzięki tym właśnie okrętom siły Sojuszu odzyskają inicjatywę, i to szybciej, niż większość ludzi mogłaby sądzić, a wówczas…

Dalsze rozmyślania przerwał mu sygnał interkomu.

Nacisnął klawisz, przyjmując połączenie, i na ekranie pojawiła się twarz porucznika Robardsa. Adiutant miał tak dziwną minę, jakiej White Haven jeszcze nigdy u niego nie widział. Wytrzeszczał oczy i wyglądał, jakby ktoś parę razy przyłożył mu czymś ciężkim, acz tępym, bo nie zostawiło śladów.

— Nathan?! Co się stało? — spytał White Haven. Robards odchrząknął.

— Sir, myślę… — i umilkł z tak bezradnym wyrazem twarzy, że był on prawie komiczny.

— Nie przerywaj sobie — zachęcił go earl.

— Panie admirale, sieć wczesnego ostrzegania wykryła duży ślad wyjścia z nadprzestrzeni około dwunastu minut temu — zameldował Robards i zamilkł.

— I?

— Ponieważ nastąpiło to bardzo blisko jednej z naszych sond, jednostki zostały prawie natychmiast zidentyfikowane jako należące do Ludowej Marynarki, sir.

— Do Ludowej Marynarki? — powtórzył White Haven, odruchowo prostując się w fotelu.

Porucznik przytaknął i spojrzał w dół, najprawdopodobniej na elektrokartę czy notes. Sprawdził coś, odchrząknął i dodał:

— Okrętów przybyło dwanaście i zidentyfikowano je na podstawie sygnałów napędów jako: pięć krążowników liniowych, cztery krążowniki ciężkie, jeden lekki i dwa szybkie transportowce klasy Roughneck.

— Co?! — wykrztusił admirał White Haven, pewien, że się przesłyszał.

Taki skład okrętów mogła mieć grupa przeznaczona do rajdu na lekko broniony system gdzieś na tyłach czy też do rajdu przeciwko frachtowcom, ale miała tyle samo szans na przetrwanie w tak bronionym systemie jak Trevor Star co bałwan w piekle. I na dodatek, co tam robiły dwa transportowce?! Jednostki takie stanowiły pewny łup nawet dla kutrów rakietowych starej generacji, jeśliby tylko zapuściły się w głąb systemu.

— Sądzę, że okręty te natychmiast wróciły w nadprzestrzeń? — spytał.

Była to bowiem jedyna logiczna możliwość. Ktoś najwyraźniej ciężko się pogubił. Być może przeciwnik planował atak na system i jeden z eszelonów transportowych przybył za wcześnie… albo siły główne się spóźniły. Niezależnie od powodów jedynym sensownym wyjściem dla dowódcy tej eskadry była natychmiastowa ucieczka w nadprzestrzeń.

— Nie, sir — odparł Robards i westchnął. — Te okręty nic nie zrobiły, sir. Jedynie wysłały wiadomość do dowództwa obrony systemu, sir. I są tam nadal.

— Jaką wiadomość? — White Haven zaczynał czuć poirytowanie: takie wyciąganie informacji po kawałku było równie miłe jak rwanie zębów.

Równocześnie zaś zastanawiał się, co też mogło tak bardzo wytrącić z równowagi rozsądnego i zorganizowanego zwykle oficera…

— Powiedzieli… ale to oczywiście niemożliwe, tylko… chodzi mi o to, że ona… — Robards ponownie urwał i bezradnie wzruszył ramionami. — Myślę, że lepiej będzie, jak pan sam zobaczy, sir.

I zniknął z ekranu, nim White Haven zdążył się z nim zgodzić albo nie.

Hamish Alexander zmarszczył groźnie brwi. Będą musieli porozmawiać o uprzejmości należnej starszym rangą oficerom, a kiedy skończą…

Ciąg dalszy myśli zniknął, gdy na ekranie pojawiła się kobieca twarz. Ktoś inny mógłby mieć problemy z jej rozpoznaniem, gdyż jej połowa była sparaliżowana, a okalające włosy dziwnie krótkie, ale on widział ją niegdyś dokładnie w takim samym stanie…

Tyle że to było niemożliwe i wiedział o tym. Ona była martwa od…

Przestał myśleć o czymkolwiek, gdy kobieta na ekranie przemówiła.

— Kontrola lotów Trevor Star, tu admirał Honor Harrington — jej głos wydawałby się spokojny każdemu, kto jej nie znał. — Wiem, że nikt w Sojuszu nie spodziewał się mnie ujrzeć żywej, ale zapewniam, że plotki o mojej śmierci były nieco przesadzone. Towarzyszy mi około stu sześciu tysięcy uwolnionych jeńców z więziennej planety Hades, a przybycia kolejnych dwustu pięćdziesięciu tysięcy spodziewani się w ciągu najbliższych jedenastu dni. My dysponowaliśmy okrętami, dlatego przybyliśmy szybciej, oni lecą transportowcami wyposażonymi w napędy cywilnego typu. Przykro mi, że nasze przybycie wywołało zamieszanie, jako że użyliśmy wrogich okrętów, ale były jedynymi nadającymi się do tego celu w okolicy.

Uśmiechnęła się prawą stroną twarzy, ale musiała odchrząknąć, gdyż głos zaczął jej się łamać.

White Haven wyciągnął drżącą dłoń i delikatnie dotknął jej twarzy na ekranie. Już nie wątpił w to, co widzi, był jednak przerażony.

— Pozostaniemy tu, gdzie jesteśmy, z wyłączonymi osłonami, uzbrojeniem i sensorami, dopóki nie sprawdzicie, że mówimy prawdę — dodała po chwili. — Ale bylibyśmy wdzięczni, gdyby to zbyt długo nie trwało. Zostaliśmy zmuszeni do raczej dokładnego wypakowania okrętów ludźmi, żeby móc zabrać wszystkich, i pokładowe systemy podtrzymywania życia pracują pod naprawdę maksymalnym obciążeniem…

Urwała i zamrugała gwałtownie powieką zdrowego oka.

Hamish Aleksander zaś, patrząc na nią, bał się głębiej odetchnąć w obawie, że obudzi się z tego snu, bo przecież to, co widział i słyszał, było niemożliwe. O tym, że ma łzy w oczach, przekonał się dopiero, gdy przestał wyraźnie widzieć ekran.

Honor przemówiła ponownie i tym razem wszyscy usłyszeli, że utrzymanie spokojnego tonu wiele ją kosztuje.

— Wróciliśmy do domu — powiedziała cicho. — Trochę to potrwało, ale wróciliśmy.

Загрузка...