8

Ariel wyszła spod prysznica o szóstej, wytarła się ręcznikiem do sucha, skropiła się swym ulubionym zapachem gardenii, lekko przypudrowała, a na koniec rozpyliła wysoko nad głową buteleczkę starannie dobranych perfum. Jakże cudownie jest tańczyć pod taką mgiełką i delektować się jej wspaniałą wonią!

I tak, otulona jedynie upojnym zapachem i pudrem, powędrowała do sypialni. Zaczęła przerzucać zawartość szuflady z bielizną, w poszukiwaniu czegoś właściwego. Biustonosze, majtki, pończochy leciały w każdym kierunku, nie omijając głowy Snookie, która strząsała je z siebie i z zaciekawieniem obserwowała dalej dziwne zachowanie swojej pani. Ariel podstawiła jej pod nos biustonosz tak delikatny jak misternie utkana pajęcza nić i majtki, które wyglądały równie seksownie.

– Tak? Nie? – zapytała i zaraz potem machnęła jej przed nosem parą przejrzystych pończoch.

Pies warknął.

– To chyba znaczy, że nie. Ja też tak uważam. Ale z drugiej strony każda dama powinna mieć na sobie pończochy. Zdaje się, że mam tu jeszcze takie, które będą w sam raz.

Poszperała jeszcze trochę i po chwili wyciągnęła parę tak przejrzystych pończoch, że w ogóle nie było ich widać na nodze. I tego właśnie szukała. Potem naciągnęła jedwabną koszulę, która sama w sobie była tak piękna, że mogła uchodzić za suknię. Ale Ariel skoczyła ponownie do szafki i, robiąc w niej istne spustoszenie, zaczęła wyciągać przeróżne kreacje, jedną po drugiej, które zaraz potem leciały z impetem na łóżko, krzesła, komodę, inne zaś, które miały mniej szczęścia – lądowały prosto na podłogę. A kiedy w jej obszernej szafie nie było już absolutnie nic, stanęła przed wielkim lustrem sięgającym podłogi i zaczęła przykładać do siebie różne stroje, aby dobrać coś właściwego.

– Wiesz co, Snookie? To chyba będzie w sam raz – powiedziała i wsunęła przez głowę delikatną, prostą suknię w kolorze indygo. Do tego wybrała naszyjnik perłowy i perłowe klipsy. I już, elegancko i skromnie. Jeszcze tylko buty i torebka w spokojnym odcieniu żółci, a na koniec: fryzura. Przez ostatnie dwadzieścia minut Ariel usiłowała ułożyć sobie włosy. Kręciła, rozczesywała, robiła kok, potem koński ogon. Ale wciąż nie była zadowolona; uplotła francuski warkocz, ale ten znowu nie pasował do stroju. I tak, wciąż od nowa, nakręcała je i szczotkowała, aż wreszcie odezwał się dzwonek u drzwi. Przerażona, aby Leks nie pomyślał, że jest jedną z takich kobiet, które każą długo na siebie czekać, rozpuściła włosy, po bokach upięła dwa grzebyki, roztrzepała swą gęstą grzywkę i skierowała się do schodów. Snookie, oczywiście, za nią. Już tylko trzy stopnie dzieliły ją od podłogi, gdy Dolly otworzyła drzwi.

Boże, jaki on jest przystojny – pomyślała Ariel. – A nawet więcej: on jest po prostu boski. Wprost wymarzony dla Hollywood. I ta twarz… – jakże pięknie prezentowałaby się przed kamerami.

– Podoba mi się twoja punktualność – pochwaliła go Ariel.

Leks uśmiechnął się.

– Ja także wzdychałem, abyś nie była jedną z tych kobiet, które każą mężczyznom czekać w nieskończoność tylko dlatego, że nie wiedzą, co na siebie włożyć.

– Ja nie należę do nich. Po prostu, idę do szafy i biorę, co mi wpadnie w ręce. Takie ubranie zwykle starcza mi na cały dzień lub noc. I nie znoszę maruderów – odparła, nie mrugnąwszy nawet okiem.

Dolly stojąca za jej plecami wzniosła oczy do nieba, ale ani Leks, ani Ariel nie widzieli tego, bo byli zbyt zaabsorbowani wpatrywaniem się w samych siebie.

– Masz być w domu przed północą – przykazała Dolly.

– Tak, mamo – uśmiechnęła się Ariel. – Jeśli zaś chodzi o ciebie, lepiej żebyś była tu przede mną. O której przyjeżdża po ciebie ten agent FBI?

– W każdej chwili może tu być. Ale my nigdzie nie wychodzimy. Będziemy oglądać filmy na wideo i jeść prażoną kukurydzę. W sobotę wychodzimy na obiad. On nie ma zbyt wiele czasu: pracuje na zmiany.

– Czy on w ogóle ma jakieś imię? – zakpiła Ariel. Dolly zarumieniła się.

– Nazywa się Joseph Harry Minton. Prosił, bym mówiła na niego „Harry”. Owdowiał pięć lat temu. Ma dorosłego syna, którego widuje zaledwie dwa razy w roku, i żadnych wnuków. Od niedawna pracuje w San Diego. Może dostać przeniesienie, ale nie musi się na to zgodzić. Zresztą ma jeszcze czas, aby prosić o pozwolenie na pobyt stały. A wszystko to wyrecytował, zupełnie jak ty to kiedyś robiłaś, gdy uczyłaś się scenariusza na pamięć.

– Zdaje się, że przynajmniej Harry robił tu coś więcej ponad suche ustalanie faktów – zażartowała Ariel. – Jeśli chodzi o agenta Navaro, ten wyraźnie dał mi do zrozumienia, że kobiety po pięćdziesiątce nie powinny nawet myśleć o chodzeniu na randki. Czy Harry zadawał ci wiele osobistych pytań?

Dolly skinęła głową, cokolwiek zdumiona pytaniem.

– Miłego wieczoru, kiedy wrócę, będę zachowywać się cicho jak myszka. Był piękny, kwietniowy wieczór. Ariel pozwoliła się prowadzić Leksowi.

Zauważyła, że dziś przyjechał po nią mercedesem.

– „Kupuj amerykańskie wyroby”, tak? – zakpiła.

– Przysięgam na Boga, przyjechałbym moim starym autem, ale czułem, że się wystroisz, a tam w środku jest wiele różnych rupieci. Mercedesa kupiłem dawno temu, chciałem w ten sposób podkreślić swój status. Ale popełniłem błąd. Okazało się, że mercedes może przydać się tylko wtedy, gdy w garniturze wyjeżdżam na pogrzeby, śluby czy chrzty. Przepraszam.

– Przyjmuję przeprosiny.

– O mój Boże, co się dzieje?! Co to było?! Kładź się na ziemię, prędko! Jezu Chryste, twój dom chyba wylatuje w powietrze!

– Co?! – wychrypiała Ariel. – Snookie! Skąd się tu wzięłaś?!

– Skąd? Wyskoczyła przez to cholerne okno. Słyszałem brzęk tłuczonego szkła i coś czarnego mignęło mi przed oczami. Myślałem… cholera, sam już nie wiem, co myślałem. Przez frontowe okno, to ci dopiero przywiązanie! – mówił z niedowierzaniem i nagle wybuchnął śmiechem na widok Ariel siedzącej „po turecku” na środku podjazdu i Snookie, która usadowiła się na jej kolanach.

– Ariel! Ariel! – krzyczała Dolly. – Nie mogłam jej zatrzymać! Cofnęła się do jadalni, aby wziąć rozbieg, i pomknęła jak strzała w stronę okna. Od razu domyśliłam się, co chce zrobić, ale było już za późno. Dobrze choć, że zasłony wisiały w oknie. Nic j ej się nie stało? Nie krwawi? Na pewno pomyślała sobie, że chcesz ją zostawić, psy są inteligentne. Zawsze zabierasz ją ze sobą i nagle, pierwszy raz tego nie zrobiłaś. Chyba na razie trzeba zabić jakoś to okno, może Harry coś wymyśli.

– Pomogę mu – zaofiarował się Leks. – Zadzwoń do firmy przewozowej, niech ktoś przywiezie tu kawałek sklejki. Dziękować Bogu, że alarm nie był włączony. Nie mogłabyś go unieruchomić, dopóki okno nie zostałoby naprawione. Wiesz co? Dajmy sobie spokój z obiadem, zamówmy lepiej pizzę do domu. Jeśli tylko Dolly i Harry nie mają nic przeciwko, razem możemy pooglądać filmy na wideo, a przy tym Snookie nie będzie się niepokoić. Czy aby na pewno z nią wszystko w porządku, Ariel?

– Ma kilka zadrapań i kilka plam krwi. Jest przerażona, cała drży.

– Gdybym tego nie widział na własne oczy, pewnie bym nie uwierzył. Takie zachowanie musi mieć związek z jej wcześniejszą tresurą w szkole dla niewidomych. Tam uczy się psy, aby nigdy nie opuszczały swoich opiekunów.

Leks szarpnął swój krawat, rozluźnił go i ściągnął przez głowę. W chwilę potem krawat razem z marynarką wylądowały na tylnym siedzeniu mercedesa, a Leks, podwinąwszy rękawy koszuli, schylił się, aby pomóc wstać Ariel.

Nie ucierpiawszy wiele z powodu swojego powietrznego wyczynu, Snookie biegła raźno między Ariel i Leksem, który mruczał coś z niezadowoleniem, że Snookie nie lubi, gdy ktoś obcy znajduje się zbyt blisko jej palii. Ariel uśmiechała się tylko w ciemnościach.


* * *

Pizza pepperoni w ilości czterech sztuk smakowała wybornie. Filmy wideo ze Stevenem Seagalem tropiącym czarne charaktery bardzo podobały się panom, trochę zaś mniej – paniom. Snookie z brzuchem pełnym ukradkiem ściągniętej ze stołu pizzy spała przez cały wieczór; nie bez wpływu były tu przeżycia popołudniowe i doznane w ich wyniku skaleczenia oraz zadrapania na skórze. Harry, chrupiąc pizzę i zapijając ją obficie schłodzonym piwem, umiał nie tylko świetnie żartować, ale również wytknąć błędy Seagala, na co, jak twierdził, FBI nigdy nie mogłoby sobie pozwolić. Opowiedział przy okazji o kilku trudniejszych przypadkach z własnego doświadczenia, podkreślając, że rozum zawsze dominuje nad siłą.

– Rzeczywistość to nie to samo co fikcja, nieprawdaż, pani Hart?

– Oczywiście.

Ariel myślała właśnie o swojej koronkowej bieliźnie i grzesznym scenariuszu, który sobie wcześniej obmyśliła. Zaraz potem westchnęła głośno, wielce rozczarowana, co Leks odebrał jako oznakę jej zmęczenia i natychmiast się podniósł, nie ukrywając smutku.

– Na mnie także już czas – poderwał się Harry. – Dolly, do zobaczenia, w sobotę wieczorem.

Przy drzwiach każdemu, nie wyłączając Dolly, podał rękę na pożegnanie. Leks uczynił to samo.

– Jeżeli w niczym nie uchybia to FBI, to mnie tym bardziej nie – powiedział półgłosem i mrugnął do Ariel z szelmowskim uśmiechem, który przyprawił Ariel o mdłości.

– Nie mogę w to uwierzyć! – syknęła, gdy tylko zamknęła za nimi drzwi.

I w mgnieniu oka rozsunęła zamek błyskawiczny na plecach, suknia osunęła się delikatnie na podłogę.

– Włożyłam to… to… i dosłownie skąpałam się w tych drogich perfumach, a tu facet ściska mnie za rękę na pożegnanie! Widziałaś wyraz jego twarzy, a ściślej biorąc, oczu? Muszę przyznać, że byłam trochę napalona. Zaraz, zaraz, co to ja widzę na twojej twarzy? Dolly, tylko mi nie mów, że nie jest to pożądanie! Na domiar złego, ten mój cholerny pies wyskakuje przez frontowe okno. Jakże mam iść z facetem do łóżka, jeśli ten pies nie pozwoli mu się do mnie zbliżyć? No, powiedz! – powiedziała dramatycznym głosem, idąc po schodach na górę.

I nagle dostała ataku niepohamowanego śmiechu. Wspięła się na barierkę i uniósłszy halkę, zjechała z powrotem na dół, gdzie Dolly, przyglądając się wyczynom swej przyjaciółki, także zaśmiewała się do rozpuku.

– Wiesz co? To była najgorsza randka w moim życiu – zdążyła wykrztusić Ariel między jednym a drugim atakiem śmiechu. – Chyba nie jest mi pisane iść do łóżka z Leksem Sandersem. Trzeba przyznać, że ten facet ma duże poczucie humoru, no i miło było z jego strony, że zapłacił za wszystkie cztery pizze, z których twój przyjaciel zjadł aż trzy, nie wspominając już o sześciu piwach, które wyżłopał.

– Harry zaofiarował się zapłacić, a Leks nie pozwolił mu tego zrobić. Rzeczywiście to było sympatyczne. Jak sądzisz, czy ten Harry jest dobry w łóżku? Wiesz, zauważyłam u niego bokserki, a ja nie cierpię długich szortów, podobają mi się dżokejki. Tamte odznaczają się przez spodnie. – Dolly otrząsnęła się z odrazą.

– Nie ma to jak rozmowa z prawdziwym ekspertem – zażartowała Ariel. – Kiedy on ostatnio to robił?

– Powiedział, że odkąd umarła mu żona, nie spotykał się z żadną kobietą. Ale. z jakiegoś powodu nie wierzą mu, co więcej, nie sądzę nawet, aby kiedykolwiek w ogóle był żonaty. Tak sobie tylko powiedział, jakby… recytował wyuczoną lekcję. Może nie mam racji, ale uważam, że nie był szczery, gdy opowiadał, z jakim entuzjazmem wykonuje swoją pracę. Lubię go, ale jest w nim coś dziwnego… pewnie dlatego, że jest z policji… wiesz, o co chodzi.

– Faceci zawsze tak mówią, szczególnie po rozwodzie. Dla takiego nie możesz być nikim więcej, a tylko, jak to oni mówią, przelotną znajomością, jeśli zaś chcesz czegoś więcej, musisz zastawić na niego sidła. Pytasz, jak go widzę w łóżku. Według mnie to powolny i precyzyjny typ kochanka. I jest naprawdę przystojny. To, co teraz powiem, może zabrzmieć głupio, ale on wydaje mi się bardzo podobny do agenta Navaro, nie wiem dlaczego, może to kwestia ubrania. Ale to nie musi mieć sensu, takie tam moje domysły. Agenci z wiekiem chyba popadają w rutynę. Wiesz, o co chodzi, gotowe odpowiedzi, historyjki, które każdemu opowiadają. Nie lubię tego Navaro. W firmie zachowywał się jak impertynent. A wracając do Harry’ego, on chyba jest pozbawiony wyobraźni. Jeśli przez długi okres był żonaty, na pewno zapomniał, podobnie jak większość mężczyzn, co to jest gra wstępna. A co ty sądzisz o Leksie? Napijmy się jeszcze piwa, skoro mamy zamiar rozmawiać o… tak poważnych sprawach.

– Dobra, zaraz przyniosę. Papierosy też?

– Weź od razu więcej piw, to może potrwać dłużej. I dużo papierosów! – zawołała Ariel, odciągając z odrazą cieniutkie ramiączko swojego stanika.

– Według mnie – powiedziała Dolly, wymachując butelką piwa corona – mężczyźni to głupcy. Nie łapią sygnałów. Weźmy chociażby tego Harry’ego… te bokserki będą stanowiły problem. Czuję to. Zadałam mu kilka naprowadzających pytań, ale on nic nie załapał albo też ja nie wyrażałam się dostatecznie jasno. On w ogóle nie jest domyślny. Mężczyźni muszą być domyślni. Co ty co o tym myślisz, Ariel? Zaraz będę tak samo pijana jak ty. Wiesz, że masz już błędny wzrok?

– No i co z tego? Jakie było pytanie? Dałaś Snookie trochę piwa? Pamiętasz zasadą: co dla nas, to i dla niej.

– Nie, nie dałam. – Dolly wolno cedziła słowa. – Ktoś tu musi być trzeźwy. Co zrobimy, jeśli Jakiś tam” przyjdzie i spróbuje się tu włamać?

– Snookie go złapie, a ja wezmę pistolet i go zastrzelę. Jak ci się podoba ten scenariusz?

– Może być, pod warunkiem że nie kręci ci się w głowie. Ładna ta koszula, mogłabyś chodzić w niej zamiast sukienki.

– Też tak myślałam. Powinnaś jeszcze zobaczyć mój biustonosz i majtki. Jakże fantastycznie obmyśliłam sobie dzisiejszy wieczór i nic z tego nie wyszło. – Ariel spojrzała na pustą butelkę i poprosiła Dolly o następną. – One wyglądają jak żołnierze ustawieni w szeregu. Ładnie to zrobiłaś, Dolly.

– To wprawa – czknęła Dolly, otwierając kolejne piwo dla Ariel. – Ten twój przyjaciel, no jak mu tam, zamówił dużo piw. Na pewno spodziewał się, że zostanie tu całą noc, ale po tym jak Snookie odstawiła ten swój numer, cały plan spalił na panewce. To było bardzo zabawne, Ariel.

– Co zabawnego jest w tym, że siedzimy tu w bieliźnie i żłopiemy piwo? W tym nie ma nic śmiesznego, zapewniam cię, Dolly – stwierdziła Ariel, pociągając mocno z butelki. – No, może tylko troszkę. Zwykle to był mężczyzna i jego pies, a teraz kobieta i jej suka! A niech to cholera!

– Och, Ariel, przykro mi z twojego powodu. Opowiedz mi o swoich fantazjach. Pamiętasz je jeszcze? – spytała Dolly, zaglądając do swojej butelki z piwem. – W ogóle nie jestem napalona, a ty?

– Ani troszkę. O co mnie pytałaś, Dolly?

– Nie pamiętam. Popatrz, wypiłyśmy dziesięć butelek piwa. To bardzo dużo. – Dolly miała sztywny język. – Słyszałaś coś?

– Nie. O co pytałaś?

– Pamiętam. Pytałam cię o… twoje… rusz głową, Ariel. O, popatrz, udało mi się wypuścić śliczne kółeczko z dymu.

– Jest śliczne. Powinnyśmy zapalić skręta. Pamiętasz, kiedy paliłyśmy „maryśkę”?

– Może miałyśmy wtedy trzydzieści, a może dwadzieścia pięć lat. Czy to takie ważne, aby dokładnie wiedzieć kiedy? – zapytała nerwowo Dolly. – Słyszałam coś. Lepiej weź swój pistolet, Ariel.

– Jeśli coś słyszałaś, to dlaczego Snookie nie szczeka, hę?

– Jest pijana, dokładnie tak jak my, ot co.

– Wstydziłabyś się, Dolly, upiłaś mi psa. I kto nas teraz obroni?

– Ty i ten twój pistolet – powiedziała niefrasobliwie Dolly. – Już sobie przypomniałam. Opowiedz mi o swoich fantazjach, wszystko i ze szczegółami.

– Wszystko?

– Ja opowiedziałam ci nawet o bokserkach Harry’ego, więc tobie też nie wolno niczego pominąć. Obiecałaś, że powiesz. Czy to, co masz w tej chwili na nogach, jest wygodne?

– O tak – westchnęła Ariel. – Nie mam rajstop, bo nie lubię ich wkładać ani zdejmować – zachichotała, pokazując Dolly swą zgrabną nogę w pończoszce. – Ta nieprzyzwoita bielizna kosztowała mnie fortunę i, jak dotąd, nie miałam stosownej okazji, aby ją włożyć, dopiero dziś… i co z tego wyszło? Nic! Miałam zamiar pozwolić mu ją zdjąć.

– Całą? – Dolly, udając zaszokowaną, zakryła ręką usta.

– Jasne. A potem miałam zamiar sama go rozebrać. Wszystko, zdjęłabym mu nawet szorty.

– A jeśli okazałoby się, że nosi bokserki? – wymamrotała Dolly.

– Byłabym bardzo rozczarowana – zanuciła Ariel. – Lubię patrzeć na ciasno opięte, wiesz jakie, wystające części ciała, w bokserkach nie miałabym takiej możliwości. Podzielasz mój pogląd?

– Aha. I co potem?

– Potem miałam zamiar… no wiesz… sprawdzić czy duży, czy mały… jakikolwiek i zabrać go do łóżka. Czule, delikatnie, wiesz o co chodzi. Zaraz, zaraz, jak to się stało, że opowiadam ci swoje fantazje?

– Zwyczajnie, zapytałam cię o to – odpowiedziała spokojnie Dolly. – Znowu coś słyszę. Snookie, obudź się! Ariel, ona nie może wstać.

– Bo jest pijana. Czy chcesz, abym wzięła pistolet?

– O tak!

– W porządku, ale nie pójdę na dwór. Ktokolwiek tam byłby, musi wejść do środka, a ja wtedy – bum i go zastrzelę. Poczekamy na niego wewnątrz, zgadzasz się, Dolly?

– Tak.

Dolly otworzyła dwie ostatnie butelki piwa i patrzyła, jak Ariel pobiegła do kominka po pistolet. Dmuchnęła mu w lufę jak prawdziwy kowboj i zatknęła go sobie między piersiami.

– To nie jest dobry pomysł, Ariel. Jesteś tak pijana, że mogłabyś ustrzelić sobie brodawkę, i co wtedy? – Dolly ze śmiechu zgięła się we dwoje.

– Byłabym bezbrodawkowa. Pierś bez brodawki. Różowe koniuszki, tak właśnie w romansach określa się brodawki. Niech leży sobie na schodach tuż za nami. Dziś pewnie tu będziemy spać, więc nie jest to chyba zła skrytka. Dolly, czy zauważyłaś, że ten salon jest jakiś krzywy? Nie zauważyłam tego do tej pory.

– No i co z tego? Czy to jest dla ciebie takie ważne? Lepiej powiedz, co jeszcze miałaś zamiar zrobić temu facetowi.

– Leksowi?

– Tak, tak, właśnie o niego mi chodziło – zachichotała Dolly.

– Miałam zamiar się z nim kochać. Miałam zamiar być rozpustna i zrobić z nim wszystkie te rzeczy, które w romansach bohaterki robiły swoim bohaterom. O tak, z tych książek wiele się można nauczyć.

– Kon-kret-niej pro-szę – powiedziała Dolly.


* * *

Na zewnątrz domu, w krzakach, pod zabitym oknem siedział Leks Sanders. Zerkał, co się dzieje w domu, przez szparę między dwoma kawałkami dykty, którą on sam i Harry przymocowali do okiennej framugi. Zatykał usta dłonią, aby nie wybuchnąć śmiechem i nie zdradzić swojej obecności. Nie pojechał do domu, z powodu wybitego okna, postanowił więc wrócić i sprawdzić, co porabiają Ariel i Dolly, a zaraz potem przespać się w samochodzie i czuwać nad domem. Jednak po tym, co zobaczył, nie mógł oprzeć się chęci wysłuchania do końca jakże interesującej sceny. Poza tym, kto położy obie panie do łóżka? Ledwo trzymały się na nogach. Jeszcze tylko chwila i muszą pójść do łazienki. Nigdzie nie zauważył pistoletu, jedynie Snookie głęboko uśpioną przy schodach. I słuchał dalej.

– Byłabym dzika, rozpustna i grzeszna. I wszystko bym z nim robiła, Dolly. Wszystko, czego nigdy dotąd… no, wszystko. Potrójny orgazm. To możliwe. Czytałam o tym w „Cosmo” w poczekalni dentystycznej. On ma jeden, a ja w tym czasie trzy.

– Ale jak to się robi?

– Jak? Trzeba trochę popracować. W tym cała rzecz. On także musi popracować. Opowiem ci, jak przeżyję coś takiego, a wtedy powiesz Harry’emu, żeby zrobił ci tak samo. To taki eksperyment. Oj, niedobrze mi. Ta pizza musiała mi zaszkodzić. Muszę iść do łazienki. Oooo, ten pokój naprawdę jest jakiś krzywy – narzekała, przytrzymując się barierki.

Na zewnątrz, w krzakach, Leks klepnął się po nodze i gwizdnął cicho. Aż trudno uwierzyć, że to ta sama Ariel Hart – jego obiekt pożądania. A jednak. Właśnie przenosił ciężar ciała z jednej nogi na drugą, gdy kot z sąsiedniej posesji, sycząc i pomiaukując, skoczył z krzaków i znalazł się tuż przy nim. Potem wydał z siebie tłumiony skowyt – i już go nie było. W tej samej chwili Leks usłyszał świst przy uchu, a silny prąd powietrza zrobił mu przedziałek we włosach. Leks runął na ziemię. Kiedy spojrzał do góry, w świeżo zamocowanej dykcie zobaczył cztery małe otworki.

– Jezus, Maria! – krzyknął.

Ariel popatrzyła na Dolly i na rewolwer, który trzymała w ręku.

– Zabiłam kogoś. Ktoś tam jest. Trafiłam i nawet nie wiedziałam, w kogo strzelam. Dolly, chodź, zobaczymy, kogo zastrzeliłyśmy.

– Cóż to znaczy „my”? Zresztą po co miałybyśmy na niego patrzeć? Niech sobie leży na zewnątrz, rano przyjadą tu z mlekiem, to go znajdą.

– Dobrze – zgodziła się Ariel. – Ktoś dzwoni.

– Jeśli strzelisz przez drzwi, prawdopodobnie przestanie dzwonić. Tego też nie będziemy oglądać, dopiero rano.

Ariel podniosła pistolet na wysokość ramienia, zmrużyła oczy. Nagle usłyszała swoje imię, które wykrzykiwał ktoś po drugiej stronie drzwi. Odwróciła się natychmiast.

– Ariel! Ariel! To ja, Leks Sanders. Otwórz te cholerne drzwi!

Obie kobiety spojrzały na siebie.

– To Leks. Ariel, posłuchaj, masz jeszcze szansę, aby być dziką, rozpustną… jak to było? Ta trzecia rzecz?

– Grzeszna.

Ariel z trzaskiem otworzyła drzwi.

– Leks! Co ty tutaj robisz?

– Przyjechałem, aby sprawdzić, co u was słychać. Nie chciałem zostawiać was samych z tym wybitym oknem. Strzelałaś przez dyktę! Dlaczego, na litość boską?

– On chce wiedzieć, dlaczego – zaszczebiotała Ariel.

– Jeśli chce wiedzieć, powinnaś mu powiedzieć.

– Ale co mam mu powiedzieć?

– Prawdę – wystękała Dolly. – Wszystkie trzy rzeczy, o których rozmawiałyśmy. Trzeba było nie pić tego ostatniego piwa, Ariel. Chce mi się wymiotować.

– Mnie też – jęknęła Ariel, biegnąc w stronę ubikacji na dole; Dolly pobiegła do łazienki położonej przy kuchni. A Snookie spała dalej.

Leks z założonymi na piersiach rękami oparł się o framugę drzwi. Gdy tylko Ariel skończyła wymiotować, wycisnął odrobinę pasty do zębów na szczoteczkę i podał jej.

– Musiałeś tam stać i patrzeć, jak ja to robię? – zapytała z wyrzutem.

– Musisz wiedzieć, że nie był to przyjemny widok.

– Jedź już do domu – nakazała Ariel z ustami pełnymi piany.

– Podoba mi się twój strój, jest seksowny.

– Też tak myślałam, wkładając go na siebie. Przyjechałeś zbyt późno. Jedź do domu.

– Wiesz, że wszystko słyszałem?

– To znaczy, co?

– Słyszałem, jak rozmawiałaś z Dolly. Naprawdę niezwykle ciekawa rozmowa. Ariel złapała się za głowę.

– Boże, głowa mi pęka. Nie powinieneś wierzyć w ani jedno słowo. Przecież stałeś za oknem obitym dyktą, a każdy wie, że dykta zafałszowuje samogłoski… słowa,… całe wyrażenia. Boże!

– Doprawdy? Nigdy o tym nie słyszałem. Jesteś tego pewna? – zapytał niewinnie.

Ariel jęknęła.

– Chodź, pościelę ci łóżko. Sam prześpię się na dole, na kanapie. Miałem zamiar całą noc przesiedzieć w samochodzie, ale nie mogę zostawić cię w takim stanie pod opieką pijanego, uśpionego psa.

– Sama potrafię wejść do łóżka, panie Sanders.

– Gdzieżbym śmiał wątpić! Ale schody dla kogoś w twoim stanie nie zawsze i są przyjazne. Lepiej żebyś nie spadła z góry na tego Bogu ducha winnego psa.

– No dobra, możesz mi pomóc wejść po schodach, ale gdy tylko będziemy na górze, odwrócisz się i zostawisz mnie samą, jasne?

– Jasne. Trzymaj mnie za rękę. Widzisz? A mówiłem, że schody potrafią płatać figle – stwierdził, gdy obie jej stopy osunęły się nagle na jego nogę.

– Wcale się nie wstydzę.

– To dobrze. Jeszcze tylko trzy stopnie, no… ładna dziewczynka. Udało ci się.

– Czyżbyś przypuszczał, że nie zrobiłabym tego? – zapytała Ariel.

– Nie będę ukrywał, że miałem pewne wątpliwości.

– Phi, też mi mądrala – prychnęła Ariel. – To mój pokój. Doprowadziłeś mnie na miejsce całą i zdrową, a teraz zmykaj. Żadne inne rozwiązanie nie wchodzi w rachubę.

Leks zajrzał z uśmiechem do pokoju Ariel.

– Nie wiem dlaczego, ale zawsze wydawało mi, że lubisz porządek. Tiki na pewno nie pozwoliłaby sobie na coś podobnego.

– Nic mnie to nie obchodzi. Posłuchaj, każdą kobietę wiele kosztuje randka. Trzeba przymierzać… trudno się zdecydować… a w ogóle, dlaczego ja ci o tym wszystkim mówię? Jedź wreszcie do domu!

– No właśnie, dlaczego? – Leks zapytał z uśmiechem. – Zobaczymy się rano. Śpij dobrze, Ariel – pocałował ją delikatnie w czoło. – Chciałem ci już wcześniej powiedzieć, że pięknie pachniesz. Zupełnie jak ogród tonący w kwiatach lub rozgwieżdżona noc.

– Naprawdę? Nikt nie powiedział mi jeszcze czegoś równie miłego.

– Jeśli tylko dasz mi szansę, mogę cały czas obsypywać cię równie pięknymi określeniami.

– Dobrze, ale lepiej zrób to jutro – powiedziała Ariel, wsuwając się pod kołdrę. W sekundę później już spała głęboko.

– Śpij dobrze, Ariel – powtórzył Leks. Zgasił światło i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Zszedł na dół i postanowił sprawdzić, co się dzieje z Dolly. Znalazł ją śpiącą w wannie. Nie obudziła się, gdy ją stamtąd wyciągał i przenosił do łóżka. Sprawdził jeszcze, czy ze Snookie wszystko w porządku, i ułożył się na sofie obok stolika, na którym leżał pistolet Ariel. Tej nocy śnił wiele o kobiecie nazwiskiem Ariel Hart, która, z kolei, śniła o ciemnookim, młodym chłopcu, nie zdając sobie jeszcze sprawy, jak wiele miał on wspólnego z mężczyzną czuwającym właśnie nad bezpieczeństwem domu i jej samej.

Загрузка...