Obudziła się tuż przed świtem. Wszystkie wydarzenia z poprzedniej nocy przemknęły przez jej głowę jak błyskawica. Usiadła na łóżku z opuszczonymi nogami, ale zaraz tego pożałowała. Poczuła przenikliwy ból głowy i żołądka, a w ustach smak starych gumowców. Trzy razy szorowała zęby, zużywając w tym celu połowę czyszczącego płynu, i połknęła z obrzydzeniem trzy aspiryny, obficie popijając je wodą.
Raz jeszcze wyszczotkowała zęby, przysięgając sobie solennie, że nigdy więcej się nie upije.
Kiedy szła pod prysznic, każdy rok z jej pięćdziesięciu ciążył jak kamień, ale zaraz potem poczuła się dużo lepiej. Parujący strumień wody znacznie zmniejszył sztywność nieśni. Wskoczyła w dżinsy i koszulkę z krótkimi rękawami, a potem podeszła do balkonowych drzwi, aby wypuścić Snookie na świeże powietrze. Stanęła przy balustradzie, podziwiając słońce wynurzające się spoza linii horyzontu. Oto wstaje nowy dzień. Dzięki Bogu. Ten dzień, podobnie jak wszystkie minione, przeżyje tak, jak sama zechce.
Snookie trąciła ją nosem. Ariel poklepała lekko jej wielki łeb.
– Ach, Snookie, zrobiłam parę głupstw w życiu, ale ostatnia noc przewyższa wszystkie. Dałam ci piwo i sama się upiłam, choć przecież dobrze wiem, że ani jednego, ani drugiego nie powinnam robić. Jednak najgłupsze było to, że użyłam pistoletu, kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, czym to grozi; byłam pijana. Oto powód, dla którego ludzie nie powinni trzymać w domu pistoletów. Przecież mogłam zabić Leksa Sandersa! Jeśli ciebie bym nie upiła, szczekaniem dałabyś mi znak, że on jest na zewnątrz. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Powinnam być odpowiedzialną, dorosłą osobą, ale czy moje postępowanie o tym świadczy? Zachowuję się jak jakiś zakochany podlotek. No, chodź, malutka, dam ci coś do jedzenia, a sobie przygotuję trochę kawy. Aha, na temat twojego wczorajszego wyczynu czeka nas jeszcze osobna rozmowa, ale odłożymy ją na później. Jestem szczęśliwa, że mnie kochasz, naprawdę jestem.
Snookie kroczyła dostojnie po schodach obok swojej pani. Ale gdy tylko znalazły się na dole, sierść na karku najeżyła się jej groźnie. Warknęła głucho, czekając na komendę Ariel.
– Wszystko w porządku, Snookie. To buty Leksa. Jest pewnie w kuchni. – Ariel uklękła i rękami objęła psią głowę. – On jest przyjacielem. No, powąchaj te buty, złap ten zapach i zapamiętaj go. Leksem także powinnaś się od tej pory opiekować. O tym facecie mam zamiar z tobą porozmawiać, ale jeszcze nie teraz. Jesteś taka wspaniała, świetnie nadawałabyś się do filmu, choć miałabyś przez to zrujnowane życie. Nic, tylko wieczny pośpiech, zmiana imienia. A ja musiałabym wrócić do Hollywood, i może nawet byłoby to niezłym pomysłem?… Tylko po co zawracać sobie głowę mrzonkami? Rozpoczęłyśmy tu nowe życie i, ogólnie rzecz biorąc, jest ono całkiem ciekawe.
– Widzę, że wypoczęłaś, Ariel – odezwał się Leks. – Pozwoliłem sobie przygotować kawę – nalał jej filiżankę. – Muszę już wracać na ranczo. Nie zapomnij wezwać tu szklarza i poinformować o wszystkim firmę montującą alarmy. Nie musisz się niczego wstydzić. Każdemu przynajmniej raz w życiu zdarza się zrobić coś… głupiego. A tak naprawdę to moja wina. Powinienem był zawołać czy zapukać, w jakiś sposób dać wam znać, że jestem na zewnątrz. Twoja reakcja była przecież naturalna.
– Mogłam cię zabić. Jest mi naprawdę bardzo przykro. Ostatnia noc była dla mnie kulminacją wielu rzeczy, których nie powinnam była robić, i wierz mi, że to się więcej nie powtórzy. I owszem, bardzo się wstydzę. Zachowałam się nierozsądnie. Bardzo przepraszam i dziękuję, że zostałeś na noc i że przygotowałeś kawę.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Czy wciąż jesteśmy umówieni na randkę w sobotę?
– Mam nadzieję.
Leks mrugnął do niej i uśmiechnął się.
– Muszę tylko znaleźć swoje buty i już mnie nie ma.
Snookie natychmiast wybiegła z kuchni ze sznurówkami w zębach. Położyła buty przed Leksem i stanęła przed Ariel.
– „Oto twoje buty, a teraz pokaż, jak umiesz się spieszyć”. Niesamowity pies.
– Wiem o tym.
– Zadzwoń do mnie, jeśli coś się wydarzy. Aha, Dolly zasnęła wczoraj w wannie. Zaniosłem ją do łóżka, ciekawe, czy coś z tego pamięta.
– Wygląda na to, że dobrze wiesz, jak postępować z pijanymi kobietami – powiedziała spokojnie Ariel, różowiejąc na twarzy ze wstydu.
– Ja także nie jestem tu bez winy. Do zobaczenia w sobotę.
– Będę czekać z niecierpliwością.
Myślała, że ją pocałuje na pożegnanie, lecz on uśmiechnął się tylko i wyszedł. Ona także się uśmiechnęła, ale dopiero na widok Snookie, która natychmiast ułożyła się pod drzwiami; oparła głowę na przednich łapach i spojrzała na Ariel, zupełnie jakby chciała powiedzieć, że dopiero teraz jest wszystko w porządku.
Ten tydzień dla Ariel minął bardzo szybko i ani się zdążyła obejrzeć, jak była już sobota. W Able Body Trucking wszystko szło właściwym trybem, a wieczór z Leksem zapowiadał się bardzo ciekawie.
– To ma być zwykła randka – rzekła Ariel. – Według mnie Leks Sanders nie jest typem faceta, który lubi chodzić w garniturze i krawacie. Widziałam, że z wielką ulgą przyjął moją propozycję, abyśmy zjedli jakąś potrawę włoską lub chińską, a potem wzięli do domu kasetę wideo z filmem. Dlatego też włożyłam moją ulubioną kolorową spódnicę, białą bluzkę z krótkim rękawkiem i niebieską płócienną marynarkę. Do tego sandały i lekka torebka. Nie można już chyba wyglądać bardziej zwyczajnie, a zdążyłam się zorientować, że wygodę oboje cenimy sobie najbardziej.
– Absolutnie się z tym zgadzam. A Harry wciąż się nie odzywa i nie wiem, czy nasz związek jeszcze istnieje czy też nie. Nieważne, niech będzie, co ma być. Ale muszę przyznać, że dobrze się bawiłam tamtego wieczoru, gdy byliśmy razem i jestem teraz z jego powodu… może nie tyle zdenerwowana, co rozdrażniona. Ale czy to nie to samo? Eee, nie ma o czym gadać.
– Dolly, czy widzisz, jak obie tracimy niepotrzebnie energię? Wciąż jesteśmy takie… zestresowane. Nawet teraz, gdy wszystko idzie jak trzeba, można by pomyśleć, że nic tylko ciągle się o coś martwimy. Dobrze, że mamy trochę odłożonych pieniędzy w banku, zawsze tego rodzaju zabezpieczenie poprawia samopoczucie.
– Posłuchaj mojego scenariusza. Ty wychodzisz za Leksa Sandersa i odtąd mieszkasz na jego ranczo, ja wychodzę za Harry’ego i mieszkam z nim, nie wiem jeszcze gdzie. Pan Able z radością staje się na powrót właścicielem Able Body.
– Mój Boże, Dolly powinnaś pisać scenariusze. Jesteś w tym bardzo dobra. Czy naprawdę mówiłaś, że wyjdziesz za Harry’ego i wyprowadzisz się stąd? Przeżyłyśmy razem tak wiele… Co ja bym bez ciebie zrobiła? Dopiero razem jesteśmy coś warte, potrafimy uzupełniać się nawzajem jak dobrana para. I Snookie tak cię kocha… Ach, Boże, Dolly, teraz będę się bała, aby Harry ci się nie oświadczył.
– To nie jest kwestia najbliższych dni. Może nie stanie się to nigdy, jeśli nie będę w stanie przełamać pewnych zahamowań w stosunku do jego osoby. Ja za bardzo to wszystko przeżywam. Ale wiem, że on naprawdę mnie lubi, kobiety czują takie rzeczy. Podobnie jak ty czujesz, że Leks szaleje za tobą. Wiesz, ja już zupełnie zapomniałam, jak to jest, być z facetem… Pomyśl sama, załóżmy, że wychodzisz za Leksa, co wtedy ja mam ze sobą począć? Leks ma przecież własną gospodynię, która pracuje u niego od wielu lat. Nie zechce jej zwolnić, a mnie dobrze znasz, nie umiem dzielić się pracą.
– Jeśli nawet tak się stanie, obie coś wymyślimy. Nigdy w życiu nie zostawiłabym cię na lodzie, i to bez względu na okoliczności. Za wiele razem przeżyłyśmy na tym świecie, dlatego nic ani nikt nie może nas rozdzielić. Czy to dlatego jesteś ostatnio taka rozkapryszona?
– Trochę z tego powodu, ale również wydaje mi się, że wstępuję w okres przekwitania. Nocami zdarzają mi się napady gorąca i, masz rację, rzeczywiście jestem nieznośna i rozdrażniona. Atu jeszcze ten Harry… Chciałabym, żeby coś z tego wyszło, wiesz, ale jakoś mi… sama nie wiem. Mam nadzieją, że to z powodu hormonów albo ich braku czuję się w ten sposób.
– Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Zamówimy sobie wizytę u ginekologa od razu w poniedziałek rano. Przepisze ci jakieś pigułki, da ci estrogen czy coś innego na nagłe wypieki i rozdrażnienie. Nie musisz tego znosić. Na litość boską, Dolly, myślałam, byłam przekonana, że sama poszłabyś do doktora, gdyby tylko pojawiły się pierwsze oznaki.
– Trudno mi było przyznać się, że to już ten okres w moim życiu. Zresztą ciągle jeszcze nie mogę w to uwierzyć. Ale masz rację, powinnam była pójść do doktora kilka miesięcy temu. A co z tobą, Ariel?
– Jak do tej pory wszystko w porządku. Próbuję nie myśleć o tym, ale kilka dni temu wściekłam się na agenta Navaro. Kiedy dostałam wypieków, pomyślał, że ma to związek z przekwitaniem, podobnie jak z dolegliwościami jego żony. Ale wiesz, co sobie pomyślałam? On wcale nie ma żony! I nie pytaj, skąd to wiem czy dlaczego w ogóle zawracam sobie tym głowę. Po prostu, wiem to i już. Być może ze mną też się już to zaczyna, a ja jestem za głupia, żeby to przyjąć do wiadomości. Na okrągło dostaję rumieńców. Wściekam się z powodu drobiazgów. Napad na drodze nie irytuje mnie nawet w połowie tak bardzo jak widok, że została tylko resztka śmietanki do kawy. Nie rozmawiajmy już więcej o tym, dobrze?
– Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Świadomość, że połowę życia ma się już za sobą, przy czym ta druga jego część na pewno będzie gorsza, bo… trzeba przejść przez to wszystko. Człowiek powoli zaczyna się kończyć, skóra wiotczeje i koniec z rodzeniem dzieci. Wszystko ma się już za sobą, można się już tylko starzeć, nic więcej. Coraz częściej zaczyna się myśleć o śmierci, przemijaniu. Ariel, powiedz sama, co ja zrobiłam w życiu? Niewiele. Ale każdy będzie wiedział, kim była Ariel Hart, ty przejdziesz do historii. Powinnam była posłuchać twojej rady i pójść na studia, może na mojej płycie nagrobkowej znalazłoby się coś więcej oprócz imienia i nazwiska.
Ariel ze zdenerwowania rozbolał żołądek. Dolly koniecznie musi teraz usłyszeć coś pokrzepiającego. Tak, tylko co to ma być? Boże, proszę, dopomóż, aby dobrze wypadło to, co powiem.
– Nie wiem, czy moja kariera to kwestia przeznaczenia, ale wiem na pewno, że bez ciebie nie udałoby mi się tak wiele osiągnąć. Byłaś dla mnie wspaniałą opiekunką i przyjaciółką na dobre i na złe. Nie umiałabym dać drugiej osobie tyle, ile ty z siebie dajesz mi przez cały czas. Pan Bóg widzi to wszystko i ma nas obie w swojej opiece. Równie dobrze to ty mogłaś zostać aktorką, a ja twoją opiekunką, tylko wiem dobrze, że ja już po pierwszym dniu wyleciałabym od ciebie z pracy. Ach, Dolly, należysz do tych rzadkich wspaniałych osób, które potrafią opiekować się innymi, okazywać im przyjaźń, udzielić właściwej rady. To tak wiele. Nie jest sztuką mieć wielu przyjaciół, którzy nie sprawdzają się w potrzebie. Ale jeden oddany, dobry przyjaciel czyni człowieka naprawdę bogatym. Jesteś jedyną osobą na świecie, której z zaufaniem powierzyłabym swoje dzieci, gdybym je miała, i pieniądze. Jesteś moją rodziną, siostrą, której nigdy nie miałam, matką, babcią i ciocią. Potrafisz troszczyć się o wszystko, i nie tylko o moje potrzeby. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele razy, gdy mi się w życiu nie układało, chciałam być taka jak ty. I ostatnia rzecz: jeśli stanie się tak, że odejdziesz pierwsza, przysięgam, że na płycie nagrobkowej każę wyryć napis: „Dolly Delaney, przyjaciółka, siostra, matka, babcia, ciotka”. Wyliczę to wszystko w hierarchii ważności. Jeśli zaś ja odejdę pierwsza, sama będziesz musiała coś dla mnie wymyślić – tu Ariel próbowała się uśmiechnąć, aby podnieść Dolly na duchu, ale zamiast tego wybuchnęła płaczem. Obie tonące we łzach kobiety przytuliły się mocno do siebie, a Snookie, poważnie zaniepokojona niecodziennym widokiem, z lekkim popiskiwaniem usiłowała się wcisnąć pomiędzy nie.
– Co tu się dzieje?! – usłyszały głos dochodzący zza drzwi. – Co się stało?! Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?! Jezu Chryste, niechże mi ktoś w końcu powie, co się stało?! – ryknął zniecierpliwiony Leks.
Snookie otworzyła drzwi lekkim pchnięciem, podbiegła do niego i obwąchała buty, ale zaraz wróciła, aby raz jeszcze spróbować rozdzielić szlochające kobiety.
– Czy chodzi tu o jedną z owych kobiecych spraw, których mężczyźni nie są w stanie pojąć? – zapytał Leks po sprawdzeniu, czy nowe frontowe okno i ramy są właściwie zainstalowane i czy w domostwie Ariel wszystko jest w porządku.
Obie kobiety przetarły załzawione oczy.
– Rozmawiałyśmy o śmierci.
– Dlaczego?
– Ponieważ nasze organizmy dają nam znać, że przeżyłyśmy już pół wieku. Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, że jestem taka stara. Niestety, to prawda. Niedługo skończę pięćdziesiąt jeden lat! – dodała dramatycznym głosem.
– A ja pięćdziesiąt cztery – powiedział Leks spokojnie, wciąż jeszcze nie pojmując, o co chodzi.
– No jasne. Mężczyzna w tym wieku to smakowity kąsek dla każdej dwudziestolatki. Ale powinieneś wiedzieć, że takim dziewczynom chodzi przede wszystkim o pieniądze. Świetnie znam się na rzeczy, więc nawet nie próbuj ze mną dyskutować na ten temat.
– Nie zamierzam tego robić. Nie sądzisz, że właśnie z tego powodu wciąż jeszcze jestem kawalerem? A w ogóle, czy warto się denerwować taką błahostką?
– Warto, bo to wielka niesprawiedliwość, że mężczyźni z wiekiem stają się bardziej atrakcyjni, a kobiety wręcz przeciwnie. A skoro podjąłeś już ten temat, powiedz, dlaczego nie ożeniłeś się po raz drugi? Prawdopodobieństwo spotkania takiego faceta jak ty w wolnym stanie, szczególnie w Kalifornii, to jedna szansa na trzy miliony – spytała podejrzliwie.
Leks drgnął, co nie uszło jej uwagi, i zaczął machać rękami.
– Czyja przypadkiem nie powinienem teraz wyjść, abyś mogła sobie poprawić makijaż po płaczu, a potem wejść i zacząć tę rozmowę od nowa?
– Nie ma mowy. Nie będzie żadnego poprawiania makijażu. Jestem gotowa do wyjścia. I mam nadzieję, że brałeś pod uwagę Snookie. Ona jedzie razem z nami, musimy wybrać takie miejsce, w którym można jeść świeżym powietrzu. Burger King będzie w sam raz. Snookie uwielbia ich frytki.
Stojąc na podjeździe z rękami na biodrach, Ariel popatrzyła na pikapa krytycznym wzrokiem.
– Nie mam nic przeciwko twojemu samochodowi, ale gdzie będzie siedzieć Snookie?
Leks wstrzymał oddech.
– Z tyłu?
– Snookie to nie jest jakiś sprzęt roboczy, mogłaby wypaść. Ze mną, podczas jazdy, zawsze siedzi w pasach. Teraz też musi siedzieć w pasach. No to mamy problem.
– Czy to oznacza, że znowu zostaniemy w domu i zamówimy pizzę?
– Nie, bo przecież możemy wziąć mojego range rovera. Chyba że się na to nie zgodzisz, wtedy owszem, zostaniemy w domu.
– Założę się, że sama chcesz prowadzić.
– Oczywiście, to przecież moje auto.
– Hm… powiedz mi jeszcze coś, czy w tańcu… także ty prowadzisz? – Leks parsknął śmiechem, zbliżając się do drzwiczek od strony pasażera.
– Czasami, jeśli mój partner ma dwie lewe nogi – rzuciła Ariel w odpowiedzi. – Do tyłu, Snookie – ale Snookie szczeknęła tylko i nie ruszyła się z miejsca. – Do tyłu, Snookie – powtórzyła Ariel, ciągle stojąc przy otwartych drzwiach. – Ona chce siedzieć z przodu.
– I skąd ja wiedziałem, że właśnie to powiesz? – Leks wyszedł z samochodu, a na jego miejscu natychmiast usadowiła się Snookie.
– Widocznie masz intuicję. I chcę ci powiedzieć, że wcale nie jest mi głupio z powodu tego zajścia.
– Nawet nie śmiałbym pomyśleć, że mogłoby być inaczej – śmiał się rozbawiony. – A ponieważ jedziemy twoim samochodem, ty prowadzisz, twój pies siedzi na przednim siedzeniu, chciałbym jeszcze wiedzieć, czy to ty będziesz płacić za obiad?
– Co takiego? Chcesz, żebym fundowała ci obiad? – obraziła się Ariel.
– Mamy lata dziewięćdziesiąte. Teraz na randkach jedzenie fundują kobiety.
– Może to i racja. Czy chcesz jeść w samochodzie, czy wolisz usiąść przy stoliku? Jest dziś trochę wietrznie.
– Lubię jeść w samochodzie z kobietą i psem, który sam potrafi zapinać sobie pasy bezpieczeństwa. To niezwykle romantyczne. A więc wybierzemy restaurację szybkiej obsługi, w której jedzenie podają prosto do samochodu?
– Tak, chyba że wolisz wysiąść z samochodu i zjeść wewnątrz, przy stoliku, tylko że wtedy ty będziesz płacił. Wybór należy do ciebie – Ariel skręciła na parking.
– Niech będzie w samochodzie. Proszę o dwa duże hamburgery, dwie duże porcje frytek, coca-colę i mrożony koktajl mleczny. Może być każdy deser, który akurat serwują.
Ariel wychyliła się z okna, aby złożyć zamówienie.
– Sześć dużych hamburgerów, w tym trzy z przybraniem, pięć dużych porcji frytek, trzy mrożone koktajle mleczne, jedną coca-colę i trzy ciastka jabłkowe – wrzuciła bieg i podjechała do okna odbioru, zapłaciła i resztę włożyła do kieszeni.
– Czy chcesz zjeść na parkingu, tam nawet widzę jedno wolne miejsce, czy wolisz, abym zawiozła cię gdzie indziej?
– Lubię jadać na parkingach razem z kobietą i psem. Co prawda, nigdy przedtem tego nie robiłem, ale, jak mówią, wszystkiego należy spróbować – stwierdził Leks.
– Też to słyszałam – wycedziła Ariel przez zęby. – Sam chciałeś, abym zabrała tego psa, więc musisz wziąć na siebie połowę odpowiedzialności za… tę randkę.
– Tak, to prawda. Czy z moich ust wydostało się choć jedno słowo skargi? Nie. Wręcz mówiłem, że to romantyczne. Sama widzisz. Jednak mam jedno pytanie. W jaki sposób będziemy jeść frytki z ketchupem?
Ariel prychnęła.
– Skoro masz się poczuwać do częściowej odpowiedzialności za ten obiad, powinieneś coś wymyślić.
– Moja decyzja brzmi: frytki zjemy bez ketchupu.
Ariel zobaczyła we wstecznym lusterku, jak Leks uśmiecha się od ucha do ucha.
– To niezły pomysł, tylko że ja lubię ketchup, Snookie także.
– W takim razie otworzę wszystkie torebki z ketchupem i zleję ich zawartość do któregoś pudełka po dużym hamburgerze. Czy to ci odpowiada?
– W trzy pudełka. Lubię mieć własny ketchup. Nie cierpię, gdy inni ludzie maczają swoje frytki w moim ketchupie. Snookie także tego nie lubi.
– Nienawidzę tego psa.
– Tak się składa, że w tej chwili ja także za nim nie przepadam.
– W jaki sposób możemy rozwijać naszą znajomość, skoro ten pies nie odstępuje cię ani na krok? Jak sądzisz, nie dałoby się jej jakoś przechytrzyć?
– Nie ma mowy. Ona zna moje zamiary, zanim zdążę je wprowadzić w życie, a poza tym świetnie mnie rozumie i kocha z całego serca. Należę tylko do niej i jest to twoja wina.
Sięgnęła po dwie torby z jedzeniem oraz tacę z piciem i wręczyła je Leksowi. Potem zaparkowała i wyłączyła silnik. Snookie rozpięła pasy, dźwignęła swe potężne cielsko i wychyliła się z siedzenia. Leks tymczasem rozdzielał jedzenie. Snookie poczekała cierpliwie na swoją torebkę z ketchupem, po czym odwróciła się i usiadła.
– Snookie jak zwykle zachowuje się elegancko przy jedzeniu – stwierdziła Ariel.
– Przecież widzę – odrzekł Leks. Ariel zacisnęła zęby.
– To tak ma wyglądać nasz miły wspólny wieczór? – zapytał Leks z ustami pełnymi frytek.
– Miły wieczór! – prychnęła Ariel. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam tak… udaną randkę – parsknęła śmiechem.
– Dla mnie jest to swoisty test, ale na co, nie mam pojęcia – rzekł Leks. Snookie poruszyła się i zapięła swój pas.
– Ona już skończyła – powiedziała Ariel z pełnymi ustami. – Jeśli nie pojedziemy, ona spróbuje uruchomić samochód i kręcić kierownicą. Zrobi to, jest szalenie inteligentna.
– Wcale nie mam jeszcze dosyć – mruknął Leks.
– Uwierzysz, że ja także nie? – zapytała Ariel, trzymając w zębach swojego burgera i wycofując range rovera z miejsca parkingowego. Snookie pisnęła cicho.
– Ona lubi jeździć. Dokąd teraz?
– Ty tu rządzisz. Możesz wozić mnie dookoła, aż się zmęczysz.
– A potem co?
– Co „co”?
– No, co potem, gdzie mam cię zawieźć?
– Mam pomysł. Jedźmy do twojego domu i przeanalizujmy ową rozmowę, którą prowadziłaś z Dolly tamtej nocy, gdy strzelałaś do mnie przez okno.
– To była prywatna rozmowa.
– Być może, ale dotyczyła mojej osoby, dlatego uważam, że mam prawo poznać te fragmenty, których nie usłyszałem. O, tok właśnie to powinniśmy teraz zrobić. – Leks z zadowoleniem wyciągnął nogi i rozprostował je, odchylając się do tyłu.
– Nie! – powiedziała Ariel
– W takim razie możesz mnie odwieźć do domu, jesteś nudna – rzekł z udawanym rozdrażnieniem.
– Do Bonsall? Ty także nie tryskasz humorem na prawo i lewo.
– Tak? W takim razie mam jeszcze jedną, ostatnią propozycję. Wracajmy do twojego domu, zrzućmy z siebie te ciuchy i kochajmy się długo, dziko i namiętnie.
– To jest myśl! – Ariel w tej samej chwili zawróciła na środku drogi. Czuła, że poczerwieniały jej uszy. Leks patrzył na nią z drżeniem serca.
Snookie zaczęła szczekać i położyła uszy po sobie.
– Co to znaczy, gdy ona tak kładzie uszy? – zapytał Leks zmartwionym głosem.
– Czuje się obrażona. Mówiłam już, że jest bystra. Dobrze zrozumiała, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, i wie też, że jej to nie dotyczy. No, rusz wreszcie głową i nie zapominaj, że poradziła sobie z frontowym oknem. Ona mogłaby cię nawet zabić, a ja nie chciałabym mieć cię potem na sumieniu. Ale mam pomysł, ona lubi ziołową, uspokajającą herbatkę, damy jej jedną lub dwie filiżanki. Sądzę, że byłaby nawet w stanie przegryźć drzwi, gdybyśmy nie wpuścili jej do środka.
– Ale ja nie lubię widzów – zmartwił się Leks. – Więc może by tak trochę brandy do tej herbatki?
– Nie ma mowy. Nie popełniam dwa razy tego samego błędu. Musimy obmyślić inny plan.
– Planowanie to dobra rzecz – uśmiechnął się Leks.
– Pójdziemy na górę, do mojego pokoju, włączymy telewizor. Będziemy pić herbatę. Naparzę cały dzbanek. Napalimy w kominku. Ona lubi leżeć przy kominku. Wtedy na pewno sobie pomyśli, że mamy zamiar spać. I jeśli nie będziemy zbytnio hałasowali, powinno się udać.
– Ale ja jestem znany z tego, że ryczę lubieżnie niczym lew.
Ariel z trudem przełknęła ślinę.
– A ja z tego, że popiskuję.
– Może jakoś się uda – rzekł bez przekonania.
– Mam nadzieję, bo mam wielką ochotę.
– Co za bezwstydna dziewczyna.
– Żebyś tylko był wart zachodu.
– Zdefiniuj słowo „wart” – poprosił tak zmartwionym głosem, że Ariel uśmiechnęła się w ciemnościach. – Zmyśliłaś sobie ten potrójny orgazm, zgadza się?
– Skądże znowu!
– Mam pięćdziesiąt cztery lata.
– Wiem, ja niedługo będę mieć pięćdziesiąt jeden.
– Nigdy nie słyszałem o czymś takim. Skąd mogę mieć pewność, że to prawda?
– Czytałam o tym w „Cosmo”. Helen Gurley Brown świetnie orientuje się w tych sprawach. A jeśli „Cosmo” nie jest dla ciebie wystarczającym autorytetem, to powiedz, dla kogo ty nim jesteś?
– Prawie cię nie znam. Nie możesz oczekiwać… perfekcji za pierwszym razem.
– Oczekuję jej. Czy chciałeś przez to powiedzieć, że… nic z tego nie będzie? – Ariel z trudem powstrzymywała się od śmiechu; widziała wyraźnie we wstecznym lusterku, że Leks bardzo jest zmartwiony.
– Nie, skądże znowu – bąknął pod nosem.
– To dobrze, bo już jesteśmy na miejscu.
Kiedy Snookie biegała po ogrodzie, Ariel zaparzyła dzbanek ziołowej herbaty. W oddzielnych pojemnikach przygotowała mleko i cukier.
– Lubisz herbatę z cytryną, Leks?
– Nie. Herbatę piję z mlekiem. Chyba nigdy jeszcze nie piłem ziołowej herbatki – powiedział i wyciągnął ręce, aby ją przytulić, ale w tej samej chwili w drzwiach kuchennych ukazała się Snookie. Ręce mu opadły, zrezygnowany sięgnął po tacę.
– Widocznie taki już mój los, że muszę tu wszystkich obsługiwać.
Ariel ze śmiechem wskazała schody na górę. Snookie natychmiast znalazła się między Ariel a Leksem. Drzwi pokoju zamknęli na klucz. Ariel napaliła w kominku i rozłożyła na podłodze obszyty atłasem, gruby pled i mnóstwo poduszek. Leks postawił na kominku tacę z herbatą.
– Zdejmij buty – rozkazała – wtedy ona od razu się odpręży. Będzie wiedziała, że nie masz zamiaru stąd wychodzić. – I sama dla zachęty zrzuciła w kąt swoje espadryle, sadowiąc się na podłodze obok Leksa.
Nalała herbaty do trzech filiżanek, jedną porcję od razu podsunęła Snookie. Owczarek wypił ją elegancko i, czekając na dolewkę, sprawdzał wzrokiem, czy oni także piją. Po trzech kolejkach Ariel przytuliła głowę do Leksa.
– To chwilę potrwa, nim zaśnie. A tymczasem opowiedz mi o sobie. Coś, czego jeszcze nie wiem. Najlepiej zacznij od dnia, w którym się urodziłeś – powiedziała rozleniwiona.
Leks rzucił okiem na Snookie; nie wyglądała na senną. Za to jemu powieki ciążyły niczym kamienie. Wymamrotał z trudem, że ważył siedem funtów.
– To dokładnie tyle, ile ja – stwierdziła Ariel. – Moja matka mówiła, że byłam płaczliwym dzieckiem, bo długo cierpiałam na kolkę. Teraz tak sobie myślę, że ona nie cieszyła się z moich narodzin. Kiedyś słyszałam, jak mówiła do swojej przyjaciółki, że popełniła błąd, decydując się na urodzenie mnie. Nie pamiętam, aby moja matka tuliła mnie czy całowała – westchnęła. – To było tak dawno temu. W całym moim życiu tak naprawdę kochały mnie tylko dwie osoby, Dolly i… mój przyjaciel. Dolly wciąż mnie kocha, a teraz jest jeszcze Snookie. Jakie to cudowne uczucie być kochaną.
Leks ziewnął. Upłynęło kilka sekund, nim zdążył się zorientować, że Ariel śpi już smacznie na jego kolanach. Zerknął na Snookie. Pies patrzył na niego czujnie. A może, tak samo jak Ariel, przespać by się choć trochę?…
– Na pewno dobrze wiesz, że cię nie znoszę, prawda? – zwrócił się do owczarka. – Kocham psy, ale ty jesteś jednym długim, psim pasmem nieszczęść w moim życiu, niczym więcej.
Leks popatrzył na Ariel. We śnie wyglądała pięknie jak złotowłosy anioł. Zaczął wodzić rękami po jej zachwycającej twarzy. Snookie warknęła groźnie. Zatrzymał rękę, ale nie z powodu psa. Kiedyś, dawno temu robił dokładnie to samo. Zbadał jeszcze kilka razy opuszkami palców kontury jej oczu, brody, nosa i całej twarzy. To jest ta sama twarz, choć może trochę pełniejsza, a jej rysy są bardziej zaostrzone. Ale przecież tak powinno być – od tamtej pory upłynęło wiele czasu.
Miał ochotę ją obudzić i zapytać, czy Ariel Hart to nazwisko przybrane w Hollywood, ale nie zrobił tego. Bał się Snookie. Przypomniał sobie, że Aggie miała nad łokciem różowobrązowe znamię. Wstrzymał oddech i podciągnął do góry krótki rękaw jej koszulki. To nie ta ręka. Nie spuszczając oczu ze Snookie, podciągnął rękaw na lewej ręce Ariel. Zamiast różowobrązowego znamienia znalazł tam bladą bliznę po nacięciu wielkości jednopensówki. A to nie znaczyło nic. Nawet znajome kontury twarzy nie oznaczały jeszcze niczego.
I tak, z bolącym ze zdenerwowania żołądkiem, przymknął oczy. Z jakiego powodu coś go ciągnęło do tej kobiety? Od pierwszej chwili nie była mu obojętna. I widać było, że ona przeżywa podobne niepokoje. Ale czy to możliwe, że ona jest tą samą kobietą, którą pokochał wiele lat temu? To równie prawdopodobne, jak San Diego przysypane półmetrową warstwą śniegu w samym środku lata!
Zasnął, tuląc w dłoniach twarz Ariel. W chwilę potem Snookie usłyszała jego głęboki, równomierny oddech. Uspokojona, opuściła głowę na przednie łapy i długo jeszcze wpatrywała się w uśpioną parę, zanim zamknęła oczy.
Gdy tylko blade promienie porannej zorzy zaczęły jaśnieć nad horyzontem, Snookie poruszyła się nieznacznie, wyciągając swe imponujące, długie cielsko. Delikatnie raz i drugi trąciła nosem rękę śpiącego mężczyzny. Przysunęła się jeszcze bliżej i różowiutkim językiem polizała go w ucho. Najwidoczniej sprawiła mu tym przyjemność, bo mruknął z oznakami zadowolenia:
– Nie przerywaj, to takie przyjemne.
Niestrudzony język pieścił więc nieprzerwanie jego szyję i kark z dołu do góry, jeszcze raz i jeszcze.
Wreszcie Leks otworzył jedno oko i stwierdził, że wpatruje się w niego para psich oczu, i to z bardzo niewielkiej odległości. Popatrzył na różowy język i domyślił się, że pies czeka na jakiś gest z jego strony. Ale jaki, na litość boską? Snookie ponaglała, trącając go pyskiem, a potem łapą.
Chce, żebym ją wypuścił na dwór. Wysunął się więc bardzo ostrożnie spod Ariel i wstał. Snookie dreptała po pokoju, czekając cierpliwie. Otworzył drzwi. Obejrzała się na niego. Leks nie ruszał się z miejsca.
– I co teraz? – zapytał szeptem.
Snookie nie zabawiła długo, a kiedy wróciła, przyciągnęła w pysku jego buty.
– Czas na mnie, o to chodzi?
Wielki pies, jakby w odpowiedzi, zajął jego miejsce na podłodze przy Ariel.
– Wiem, że to próba. Jeśli sobie teraz pójdę, następnym razem będziesz dla mnie łaskawsza. No dobra, już mnie nie ma. A problem wyjaśnienia mojej nieobecności pozostawiam na twojej głowie.
Leks na palcach zszedł na dół i wyszedł przez kuchnię. Ach, napić się choć kilka łyków kawy… Jednak przeczucie mówiło mu, że nie wolno mu się teraz zatrzymywać pod żadnym pozorem, w przeciwnym bowiem razie będzie miał do czynienia z wielkim owczarkiem alzackim. Aż trudno uwierzyć, on, Leks Sanders, płaszczy się przed jakimś psem. Podjechał do najbliższej całodobowej restauracji szybkiej obsługi i zamówił dwie kawy. Wrócił do samochodu i, popijając kawę, zatopił się w rozmyślaniach.
Czy możliwe, że Ariel Hart i Agnes Bixby to jedna i ta sama osoba? To są tylko twoje marzenia, Leksie Sandersie. Czy można by przekonać się o tym w inny sposób, nie pytając jej? A jeśli okaże się, że jego domysły nie mają żadnych podstaw? Ariel mogłaby go nawet wyśmiać, że tak wielką wagę przywiązuje do wspomnień. Tego by nie zniósł. Zawsze pozostaje też możliwość, że ona nie zechce odkrywać przed nim swoich tajemnic… Wiele rzeczy, co prawda, się zgadza. Wspominała coś o przyjacielu z młodości, ale nie powiedziała, jak się nazywał. Pamiętał też, jak Aggie mówiła mu kiedyś, że nie była zaplanowanym dzieckiem, i że rodzice jej nie kochali. A twarz, której dotykał… takie znajome uczucie… Czy to jest w ogóle możliwe? Wszystko jest możliwe.
Leks dopił kawy. Trzeba wracać do Bonsall. Miłość miłością, ale nie wolno z tego powodu zaniedbywać rancza i interesów, które wymagają nieustannej uwagi.
O ósmej ponownie usiadł za kierownicą swojego samochodu. Zatrzymał się dopiero przy biurze adwokackim; pamiętał, że Colin pracuje siedem dni w tygodniu.
– Colin, skreśl rozwód, zmieniłem zdanie. Przyślij mi rachunek.
– Leks… do jasnej cholery! Leks, wróć tu i powiedz mi… cholera, Leks! A niech to… Czy przechodzisz właśnie jakiś kryzys wieku średniego, o którym powinnam wiedzieć?! – krzyknęła prawniczka.
– Tak! – odkrzyknął jej tylko w odpowiedzi.
Następny przystanek zrobił przy biurze prywatnego detektywa, którego wynajął.
– Nie jest już aktualne moje poprzednie zlecenie. Chcę, aby… – tu Leks opowiedział dokładnie, czego dotyczy jego nowe zlecenie. -…wszystko, wszystkie dokumenty. Do połowy następnego tygodnia. Nie obchodzą mnie koszty, ale lepiej, żeby mieściły się w granicach rozsądku. Jeśli pan nie może się tego podjąć, proszę mi powiedzieć. Może pan – to świetnie.
A teraz szybko do domu, aby ze spokojem zabrać się do pracy.
Tego ranka Ariel budziła się powoli. Było jej ciepło i przyjemnie
– Mmm, jesteś taki mięciutki i przyjemny – szepnęła. – Zrób to jeszcze raz Mmm. Lubię to.
Otworzyła leniwie jedno zaspane oko.
– Snookie! – przerażona Ariel rozejrzała się dokoła siebie. – Gdzie jest Leks? Odpowiadaj mi tu zaraz! O Boże! – jęknęła załamując ręce. – Czy przynajmniej pozwoliłaś mu wyjść stąd z godnością, czy kazałaś mu iść przed sobą? Ten facet gotów sobie pomyśleć, że jestem nienormalna.
Snookie pochyliła głowę i przeciągnęła się leniwie. Odwróciła się, wzięła w zęby jeden z butów Ariel i podeszła do drzwi. Nie przeszkodziło jej to wcale cichutko zawyć i zejść po kilku stopniach na dół.
– Rozumiem z tego, że włożył buty i wyszedł. A ty chcesz iść na dwór? Owczarek w odpowiedzi usiadł, a w chwilę potem rozłożył się na podłodze.
– Rozumiem: Leks już cię wypuścił.
Ariel usiadła obok Snookie. Poklepywała ją i przytulała bardzo zamyślona.
– Niech będzie, co ma być – stwierdziła po dłuższym namyśle. – Lubię jego poczucie humoru. Żaden inny mężczyzna nie zniósłby chyba twoich wczorajszych fanaberii. To porządny facet. Lubię go i wydaje mi się, że ty także go lubisz. No dobrze, chodźmy więc na dół. Pora na śniadanie. Bagietki, a do tego jajecznica. Dolly na pewno jest już na nogach i coś pichci w kuchni.
W kuchni jednakże było mroczno i pusto. Ariel włączyła nad głową światło fluorescencyjne. Jasna smuga pozwoliła jej stwierdzić, że drzwi do pokoju Dolly są otwarte, a w środku nie ma nikogo. Przez wszystkie razem spędzone lata pokój Dolly z rana nigdy nie był pusty. Zrobiło jej się czegoś żal, choć sama nie wiedziała czego. Starając się jakoś ukryć zmieszanie, odmierzyła kawę, nalała wody do ekspresu i dała Snookie śniadanie. Wypiła szklaneczkę soku pomarańczowego i zjadła czerstwego pączka. Dzisiejszego ranka nie będzie żadnych bagietek ani jajecznicy.
Snookie, zjadłszy śniadanie, patrzyła z wyczekiwaniem na swoją panią. Powinna teraz dostać dwie pigułki: jedną z witaminami, a drugą na lśniącą sierść.
– A teraz zmykaj, przebiegnij się trochę. Może trochę później pójdziemy razem na spacer. Boże, jak ja nie cierpię niedziel!
Podczas gdy Ariel piła kawę, Snookie wałęsała się po ogrodzie. Dopiero gdy w pojemniku nie było już ani kropelki orzeźwiającego płynu, Ariel przywołała Snookie i poszła na górę wziąć prysznic. Dzień zapowiadał się ponuro. Ciekawe, co robi Leks, o czym myśli… To jasne, że pokochała tego ranczera. Nigdy do tej pory nie była równie rozkojarzona i niespokojna.
W luźnych dżinsach i lekkiej bluzce z krótkim rękawem z powrotem zeszła na dół. Nastawiła kolejny dzbanek kawy i wyszła do bramy po gazetę. Była w połowie czytania, gdy przy tylnym wejściu ukazali się: Dolly, Harry i agent Navaro. Ariel popatrzyła na nich zza swoich okularów.
– Dzień dobry.
– Pani Hart, musimy porozmawiać. Otóż następne dwie ciężarówki należące do Able Body zostały obrabowane dziś w nocy. Wiadomość o napadach dostaliśmy godzinę temu. Jedna ciężarówka padła łupem bandytów w Oklahomie dziesięć po czwartej, druga zaś w Arizonie trzynaście minut po północy. Staramy się złożyć to wszystko do kupy. Andrews przewozi urządzenia dla Searsa. Jest pod naszą stałą obserwacją. Twierdzi, że tej nocy był w domu i oglądał telewizją. Nie możemy udowodnić, że tego nie robił.
– To jego sprawka – powiedziała Ariel, bliska furii. – Może i nie prowadził ciężarówki, ale to on stoi za całą tą sprawą. Jestem przekonana na sto procent.
– W tym kraju, pani Hart, człowiek pozostaje niewinny tak długo, dopóki ktoś nie dowiedzie mu winy.
– Niech mi pan to powie, gdy zostanę bez polisy, a potem zbankrutują. Co wiadomo o jego kolesiach?
– Też mają alibi, choć słabe. Niech pani pamięta, że wszystko sprawdzamy. Zanim omówimy pewną kwestię, powinna się pani dowiedzieć, że ktoś chce zwerbować do siebie pracowników z wielu rancz. Ustaliliśmy, że ostatniej nocy około dziesiątej odbyło się nawet jakieś spotkanie. Dobrze to zaplanowano. Sobotnie wieczory robotnicy spędzają w miasteczku na wydawaniu pieniędzy. Z tego, co udało nam się ustalić, Sanders swoich pracowników traktuje lepiej niż jakikolwiek inny ranczer w okolicy, a w zamian oczekuje tylko lojalności. Muszą tu wchodzić w grę olbrzymie stawki, inaczej ci ludzie w ogóle nie zgodziliby się przyjść na takie spotkanie. A Sanders pewnie nic jeszcze nie wie o czekających go kłopotach. Powiemy mu dziś o wszystkim.
– Co to wszystko znaczy? – zapytała Ariel. Patrzyła na agenta i nagle przyszło j ej do głowy, że ten człowiek wyrecytował swoją opowieść zupełnie jak młodziutka aktorka po raz pierwszy stojąca przed kamerami.
– Jeżeli ranczerzy nie będą mieli robotników, nie będą w stanie zebrać awokado. Nie muszę tłumaczyć, czym to grozi. Zbiory powinny się zacząć już w tym tygodniu. Awokado wielu ranczerom daje utrzymanie przez cały rok. Nawet Leks Sanders, chociaż ma jeszcze inne źródła dochodów, poniósłby wielką stratę.
– Nigdy nie uwierzę, aby jego robotnicy tak po prostu go porzucili – stwierdziła Ariel. – Niedawno kupił im pralki i suszarki. Dzieci dostały rowery i zabawki. Na pewno poszli na to spotkanie z czystej ciekawości – powiedziała bez przekonania.
Agent Navaro popatrzył na nią ze współczuciem.
– Mężczyzna pracujący ciężko od wschodu do zachodu słońca, któremu ktoś obieca tysiąc dolarów w gotówce, na pewno się nie oprze namowom. Ci ludzie w całym swoim życiu nie widzieli takich pieniędzy. To dla nich wielka pokusa.
– Ale stracą pracę.
– Tylko na jakiś czas. Zawsze znajdzie się jakiś ranczer, który ich wynajmie, nie musi to być Sanders. Wystarczy, że im zapłaci. W okolicy uprawia się nie tylko awokado, ale także sałatę i inne warzywa. To wszystko ktoś musi zebrać. A tysiąc dolarów to prawdziwy majątek.
– Ale Leks kształci ich dzieci, daje im czyste, skromne mieszkania, troszczy się o nich. Strasznie mi przykro, nie mogę uwierzyć, że go mogliby tak potraktować.
– Ja też tego nie rozumiem, ale to nieuniknione. Kwestia kolejnych kilku dni – powiedział.
Ariel odniosła wrażenie, że agent udaje tylko zmartwionego.
– Co zrobią ranczerzy?
– No cóż, pewnie zapędzą rodzinę i przyjaciół do pomocy przy zbiorach. Nie ma wielkiego wyboru, gdy owoce gniją na drzewach.
– Czy pomogłoby… Boże, aż trudno mi uwierzyć, że mówię coś takiego… może skończyłyby się te wszystkie kłopoty, gdybym przyjęła znowu do pracy Cheta Andrewsa? Leks na pewno się nie zgodzi, aby ten człowiek woził jego towar. To terrorysta, który nienawidzi zarówno Leksa, jak i mnie. Przez niego żyjemy teraz w ciągłym strachu, ale jestem skłonna go zatrudnić, gdyby miał się skończyć cały ten koszmar i mogłoby to pomóc ranczerom.
– Według mnie sprawy zaszły już zbyt daleko, pani Hart. Ten człowiek to urodzony terrorysta. Jego pociąga ryzyko. A teraz powiem pani, co wymyśliliśmy wspólnie z Harrym. Wiem, że ma pani prawo jazdy i umie pani prowadzić ciężarówki. Pani człowiek, Stan Petrie dzwonił wcześnie rano i poinformował mnie, że agent Sandersa w Nevadzie znalazł dla niego owe starocia, których pan Sanders poszukuje. Ich dotychczasowy właściciel umarł w ostatnim tygodniu, a jego żona pilnie potrzebuje gotówki. Tak się składa, że posiada wszystkie trzy maszyny, które chce kupić Sanders. Stan Petrie zorganizuje przewóz, ale pomyślałem sobie, że aby uniknąć powtórnej utraty cennych przedmiotów, powinniśmy upozorować drugi przewóz. Rozgłosimy, że pani je wiezie, a wtedy Andrews, gdy tylko się o tym dowie, pojedzie za panią, podczas gdy tamta ciężarówka bezpiecznie dowiezie towar na miejsce. W ten sposób Sanders nie poniesie straty, a my przyłapiemy Andrewsa na gorącym uczynku. Jeśli wszystko się powiedzie, Sanders dostanie swój towar, my dostaniemy Andrewsa i zakończymy całą tę sprawę. Będzie pani musiała przekroczyć granicę stanu, może być Nevada czy Arizona, decyzja należy do pani. Ciężarówka będzie pusta, nie licząc mnie oraz Harry’ego; będziemy siedzieć z tyłu. Całą akcję będą śledzić również inni agenci podążający za nami w nie oznakowanych samochodach. Pani za kierownicą tej ciężarówki będzie doskonałą przynętą dla Andrewsa. My także podejrzewamy, że te napady to jego sprawka, więc nie jest pani odosobniona w swojej opinii. Ale zanim zdecyduje się pani na ten wyjazd, musi pani wiedzieć, że jest to niebezpieczne.
Serce Ariel biło jak oszalałe. Skąd ten błysk w oczach Harry’ego?
– No cóż… ja… a jeśli się nie uda? Mogą was dostrzec. A jeśli nie będzie żadnego napadu? On nie jest taki całkiem głupi. Może się domyślić, że to pułapka, i nie da się nabrać. I dalej, co stanie się z ranczerami i ich zbiorami? A może on już wie o prawdziwym transporcie staroci Leksa i przejrzał ten pański plan? Leks nie przeżyłby powtórnej straty. Co wtedy, panowie, co wtedy?
– Wszystko, co pani mówi, może okazać się prawdą. Ale nie dowiemy się tego, dopóki nie spróbujemy. Odpowiadając natomiast na pani pytanie dotyczące ranczerów: po prostu nie wiem. Wszystko zależy od tego, ile pieniędzy im obiecał i jakim sposobem zdołał ich nakłonić do rzucenia dotychczasowej pracy. Tego nie da się wydedukować. Ale robimy, co w naszej mocy. Mam nadzieję, że pan Sanders dostanie swoje starocie. Nie ma innej alternatywy. Żaden przestępca nie jest w stanie umknąć FBI. Czy ta odpowiedź panią zadowala, pani Hart?
– Pojadę razem z tobą, jeśli zdecydujesz się to zrobić, Ariel – wtrąciła Dolly. – Snookie także pojedzie, tak?
– Tak sądzę. Dobrze, zrobię to, ale pod jednym warunkiem: będę mogła wziąć ze sobą pistolet.
– Czy ja dobrze słyszałem?! – nie dowierzał agent Navaro.
– Dobrze pan usłyszał. Co więcej, chcę pozwolenie na piśmie, inaczej w ogóle tego nie zrobię. Zresztą wy także nie jesteście w porządku, prosząc mnie o coś takiego. Ale chcę pomóc. Pan zapomina, agencie Navaro, że ja grałam w setkach filmów, jestem entuzjastką kina i mnóstwo czytam. Pan zapewnia ochronę i obiecuje, że będzie tam razem ze mną. Ale ja dobrze wiem, że w krytycznym momencie sama będę musiała sobie radzić. A niespodzianek na tej drodze może być wiele, tego nie muszę panu mówić. Filmy sapo to, aby pokazać człowiekowi, co naprawdę może wydarzyć się w jego życiu. Niech pan nie zaprzecza, to prawda. Nie boję się być zdana na samą siebie, ponieważ potrafię zadbać o własne bezpieczeństwo, tak samo zresztą jak Dolly; potrzebujemy tylko pistoletu. Dostałam pozwolenie na broń i umiem strzelać, więc w czym problem? Pan dobrze wie, że może się zdarzyć tak, że w przydzielonej mi ochronie znajdzie się jakiś policjant niezguła, i co wtedy?
Obraził się, poznała to po jego oczach, ściągniętych ramionach i zaciśniętych wargach.
– Musimy stosować się do przepisów – powiedział.
– Tym bardziej nie powinien pan odmawiać mi pisemnej zgody. Navaro szybko przytaknął głową.
– Na całą tę akcję należy przeznaczyć co najmniej jeden dzień. Pani pojedzie do Nevady, to miejsce świetnie pasuje do naszego planu, i tam przejmie prowadzenie ciężarówki. Kierowca, który miał wykonać ten kurs, właśnie nagle się rozchoruje, a pani, przypadkiem bawiąca w Las Vegas, zaproponuje, że odprowadzi ciężarówkę do bazy. Poczekamy dostatecznie długo, aby wieść o tym dotarła do odpowiednich osób, a dopiero potem ruszymy w drogę. Niektórzy kierowcy bardzo lubią poplotkować sobie przez CB-radio. Używają jakiegoś kodu, ale rozszyfrowałem go, wystarczyło trochę ruszyć głową. W tym samym czasie samochód z towarem dla pana Sandersa także ruszy w drogę.
– Dziękuję za te wszystkie informacje. Jak pan sądzi, kiedy powinniśmy przeprowadzić całą akcję? – zapytała Ariel.
– Na przykład jutro. Jeśli nie ma pani żadnych innych planów, już dziś mogłaby pani pojechać do Las Vegas. Jeden z naszych ludzi przyprowadzi pani samochód. Zatrzyma się pani w hotelu „Mirage”, zje obiad, może zajrzy do kasyna… lub co pani zechce. Potem zadzwoni pani do Stana Petrie przez CB-radio i przedstawi mu całą sprawę. Jest pani aktorką, nie muszę udzielać pani rad, jak to zrobić. Będziemy w kontakcie.
– A co ze Snookie? Nie wpuszczą jej do tego wielkiego, wspaniałego hotelu.
– Już moja w tym głowa – agent Navaro machnął jej przed oczami swoją odznaką. Ariel miała niepewną minę. Przez chwilę miała ochotę wyrwać mu z rąk i zniszczyć tę jego odznakę.
– Pójdę nas spakować – rzekła Dolly.
– A w hotelu proszę iść prosto po klucze. Pokój będzie zarezerwowany. Żadnego zamieszania czy czekania w kolejce, nic z tych rzeczy. Podobnie przed wyjazdem: klucze wystarczy odłożyć na toaletkę i wyjść. Proszę tylko o jedno: niech ten pies nie zabrudzi dywanów.
Snookie warknęła groźnie, a Navaro cofnął się przezornie o krok.
– Dobrze.
– A potem spotkamy się na zewnątrz – dodał.
– Ty chyba zwariowałaś, Ariel – rzekła Dolly, gdy agenci zamknęli za sobą drzwi.
– Tak? Dlaczego nie powiedziałaś tego w ich obecności? Gdy proponowali całą tę eskapadę?
– Miałam kompletny mętlik w głowie. Poza tym wiedziałam, że ty się tego podejmiesz, więc nie chciałam robić zbędnego zamieszania. Świetnie umiem czytać w twoich oczach, Ariel.
– Nie wróciłaś do domu ostatniej nocy, gadaj mi zaraz, jak było?
– Całkiem przyjemnie, ale muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś więcej. A jak tam poszło z Leksem?
– Nie pytaj. Cały wieczór wszystko kręciło się wokół Snookie, istny koszmar. Opowiem ci wszystko w drodze do Nevady. Chyba potrafię… jak myślisz, Dolly, potrafię?
– Potrafisz, i to z zamkniętymi oczami. To znaczy, masz na myśli prowadzenie ciężarówki, tak?
– To i wszystko inne. To już nie będzie film, lecz rzeczywistość.
– Harry twierdzi, że jest dobrym agentem, ale ja uważam, że on jest jakiś dziwny. Nigdy nie wiadomo do końca, co sobie tak naprawdę myśli. A ja myślałam, że agenci FBI są bez zarzutu. Twierdzi, że wiele razy był wyróżniany. Pokazał mi nawet trochę zamazane zdjęcie, na którym wymienia uścisk dłoni z Dannem Quale’em. Agent Navaro o trzy miesiące dłużej pracuje w FBI. Tworzą zgrany zespół, tak twierdzi Harry. Będą się nami opiekować. Czy bierzemy jakieś suknie?
– Po jednej. Nikt nie stroi się w Vegas. Lepiej mieć niekrępujące ubrania, kiedy się traci pieniądze. Włożę luźne spodnie, koszulkę z krótkim rękawem. Wystarczy mała torba z przyborami na noc. Przynieś jeszcze koc Snookie. Jest uprany, trzeba go tylko wyjąć z suszarki. Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musiały jadać w pokoju albo w samochodzie?
– Zepsułaś ją, Ariel. Ona myśli, że jest człowiekiem. Spójrz tylko na jej pysk, dobrze wie, że o niej mowa. Ach, Boże, wreszcie zaczęło się coś dziać w moim życiu.
Jaka ona szczęśliwa – pomyślała Ariel, idąc na górę. – Ale jest tego warta i życzę jej jak najlepiej. Przez łzy patrzyła na kosmetyki i bieliznę, którą pakowała do torby. Snookie dreptała przy niej, zdezorientowana.
– Widzisz, Snookie, myślę, że Dolly się zakochała – szepnęła do niej ze smutkiem Ariel. – To wspaniałe, tylko boję się, że będę za nią bardzo tęsknić, gdy się wyprowadzi. Zostaniemy same, tylko ty i ja, maleńka. Damy sobie radę. Chyba wypada, abym urządziła jej huczne wesele. Zaprosimy wszystkich moich znajomych, aby Dolly dostała mnóstwo prezentów. Musi być bardzo uroczyście. A ty wystąpisz z białym goździkiem w obroży. Ach, Boże, naprawdę będzie mi jej brakowało.
Snookie stanęła na tylnych łapach, przednimi opierając się o jej ramiona i zlizywała jej łzy cieknące po policzkach. Ale Ariel rozpłakała się jeszcze bardziej’ Snookie doszła więc do wniosku, że powinna zrobić coś niezwykłego, aby Ariel zapomniała o swoim nieszczęściu. Przesunęła się ku plecom swej pani i zaczęła ją poklepywać, zupełnie jak matka usiłująca pocieszyć swoje dziecko.
– Ty naprawdę jesteś kimś więcej niż psem, wiesz o tym, prawda? – zapytała Ariel z uśmiechem.
Gdy tylko kobiety znalazły się na autostradzie między stanowej, Ariel zażądała:
– A teraz opowiadaj, jak było. Wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami, przysięgnij.
– Przysięgam – zachichotała Dolly. – Znasz taką piosenkę zespołu Pointer Sisters: „Pragnę mężczyzny, któremu nie spieszy się zanadto…”
Leks Sanders zamknął za sobą drzwi stajni. Przez ostatnie cztery godziny pracował tak ciężko, że prawie padał z nóg. Usłyszał dziwny hałas dochodzący od mieszkań pracowniczych i zaniepokojony odwrócił się w tamtą stronę.
– Co u licha…
To nie żadne święta, nie ma żadnej fiesty, więc co się dzieje? Niedziele jego robotnicy, zawsze posłuszni przykazaniu: „Dzień święty święcić”, zwykle spędzają wylegując się na tarasie czy pod drzewami, czytając meksykańskie gazety i grając w karty. Kobiety donoszą im jedzenie w wiklinowych koszach, a dzieci bawią się cichutko. Dlaczego teraz zachowują się jak stado gęsi? Leks nie miał zwyczaju wtrącać się do prywatnego życia swoich pracowników, ale dziś musiało się wydarzyć coś niezwykłego.
Kobiety mówiły, dzieci płakały, a mężczyźni pokrzykiwali na swoje żony, które wyraźnie ignorowały głośne, pełne gróźb słowa. Odczekał jeszcze chwilę, starając się zrozumieć, o co komu chodzi w tym zgiełku, i naraz serce zabiło mu gwałtownie: mężczyźni chcą odejść z jego ranczo, a kobiety i dzieci się temu sprzeciwiają.
Leks gwizdnął głośno. Zapanowała cisza.
– Co tu się dzieje? Dlaczego chcecie odejść? Za kilka dni rozpoczną się zbiory. Jak możecie robić mi coś takiego? Żądam wyjaśnień, natychmiast, do jasnej cholery!
– Chodzi o pieniądze, señor Leks. Ranczo Marino, oprócz zwykłego wynagrodzenia za każdą godzinę, obiecuje każdemu pracownikowi tysiąc dolarów za podpisanie kontraktu na sezon. Chcemy to zrobić, señor Leks.
Leksowi zakręciło się w głowie od tych słów. Tysiąc dolarów premii dla tych ludzi, to tak jak sto tysięcy dolarów dla niego samego. Skąd ten Marino ma, do diabła, tyle pieniędzy? Jest nowy na tym terenie, od pewnego czasu skupuje co pomniejsze rancza i łączy je w jedno.
– Gdzie będziecie mieszkać? A co ze szkołą dla waszych dzieci? Z godziwym zakwaterowaniem dla waszych rodzin? Czy pomyśleliście o tym?
Pomyślały jedynie kobiety. Znowu zaczęły zawodzić.
– Kto obiecał wam te pieniądze? Kiedy je dostaniecie? – zapytał, z trudem rozpoznając swój ochrypły głos.
– Po zbiorze i sprzedaży zbiorów – odezwał się jeden z mężczyzn. – Tak nam obiecał przedstawiciel señora Marino.
– To tak! Pracowaliście dla mnie przez piętnaście lat, a niektórzy nawet dwadzieścia pięć. A teraz, tuż przed sezonem, macie zamiar mnie zostawić? To jest owa wdzięczność za opiekę, za wykształcenie, które umożliwiłem waszym dzieciom, i za troskę o ludzi starszych. Dostaliście wygodne domy, dobre warunki pracy, zapewniłem wam lekarza, dentystę i okulistę, a wy robicie mi coś takiego? Wynoście się z mojej własności i nie spodziewajcie się, że was przyjmę, gdy Marino wam nie zapłaci. Będziecie mieli szczęście, jeśli w ogóle dostaniecie te swoje pensje, nie wspominając o premii.
Przerwał zdumiony, bo stało się coś, czego nigdy w życiu nie spodziewał się zobaczyć na własne oczy: oto kobiety zaczęły wymyślać swoim własnym mężom! W każdych innych okolicznościach pewnie uśmiałby się serdecznie, słuchając, jak w imieniu wszystkich zabrała głos jedna kobieta.
– Jeśli teraz odejdziecie, nie wracajcie więcej do naszych łóżek. Odtąd nasze dzieci nie będą miały ojców ani dziadków. Psy zostają z nami, a wy jesteście głupcy. Czy my możemy zostać, señor Leks? Pójdziemy do zbiorów, dzieci też pomogą.
– Oczywiście, że możecie zostać. To jest wasz dom – popatrzył groźnie na mężczyzn, czekając na ich decyzję. Do końca nie wierzył, że mogą go opuścić.
Ale oni to zrobili. Matki i żony zawodziły, dzieci krzyczały, jednak to nie miało wpływu na decyzję mężczyzn, mimo że kobiety rzucały za nimi miotły i ścierki.
– Niech pan zamknie bramy, señor Leks! Niech pan zamknie!
Ogromne żelazne wrota zamknęły się za mężczyznami. Leks objął wzrokiem grupkę kobiet i dzieci zbitych w kółko. Niestety, tym razem nie zdoła zebrać awokado. Za mało rąk do pracy. Zrezygnowany pokręcił głową.
Nie bardzo wiedział, co robić. Podniósł telefon i wykręcił numer do Ariel. Odezwała się automatyczna sekretarka i wobec tego Leks odłożył słuchawkę. Powinien się pospieszyć, ma jeszcze wziąć prysznic, a już trzeba jechać po Asę na lotnisko. Gdyby był przezorny, zadzwoniłby na Hawaje, aby się dowiedzieć, czy i tym razem starszy pan nie odwołuje lotu, jak robił to kolejno trzy razy. Ale gdyby był naprawdę przezorny, nie znalazłby się w takiej przykrej sytuacji jak w tej chwili.
Namydlając się przed wejściem pod prysznic, rozmyślał intensywnie. Trzeba porozmawiać z kobietami, najlepiej zrobi to po powrocie z lotniska. Jezu Chryste, co robić? Przekroczyć granicę i sprowadzić nielegalnych? To całkiem realne – Przecież zna wszystkich na granicy, to tylko kwestia pieniędzy. Jednak Leks nie chciał załatwiać sprawy w ten sposób, to zupełnie tak jakby zniżał się do poziomu Cheta Andrewsa. Zawsze był uczciwym, ciężko pracującym biznesmenem, i to napawało go dumą. Uczciwość i sprawiedliwość. Nigdy nie łamał zasad. Aż do tej pory. Może nie czułby się tak podle, gdyby istniało inne rozwiązanie. Wciągając czyste dżinsy, krzyknął do Tiki:
– Zadzwoń do Asy Able’a i dowiedz się, czy tym razem siedzi wreszcie w tym cholernym samolocie. Nie mam zamiaru jechać taki szmat drogi tylko po to, aby stwierdzić, że go tam nie ma! A jeśli jeszcze raz wykręci mi taki numer, możesz mu powiedzieć, żeby sobie jechał autostopem! Mam dosyć własnych problemów!
Tiki kiwnęła głową, przewracając oczami, i wyszła do kuchni.
– Tym razem señor Able leci samolotem, señor Leks – poinformowała go, gdy zszedł na dół. – Czy przygotować coś specjalnego na kolację?
– Kolację? – ostatnie słowo wydało mu się jakieś obce i bardzo odległe. – Wrzuć byle co do garnka i niech się pichci na kuchni. Nie mam teraz czasu jeść ani myśleć o jedzeniu. I nie wiem, kiedy wrócę. Czy pokój gościnny jest czysty?
– Señor Leks! Oczywiście, że jest czysty, postawiłam tam też świeże kwiaty. Dobrej gospodyni nie trzeba przypominać.
– Wiem, przepraszam.
– Señor Leks, zwołam tu swoich siostrzeńców i ich przyjaciół. Pomogą przy zbiorach. Znajdziemy sposób, aby ich tu ściągnąć. Zebrałoby się ze dwudziestu ludzi lub coś koło tego. Razem z bratankami. Oni nie boją się pracy. Wystarczy tylko jedno pana słowo i natychmiast pójdę po nich.
Leks przytulił staruszkę.
– Tiki, poproszę cię o to w odpowiednim czasie. Co za cholerna niedziela, a wczoraj cholerna sobota. – Włożył swoją baseballówkę i krzyknął przez ramię: – Przekaż kobietom, że porozmawiam z nimi po powrocie, tylko nie wiem, kiedy to nastąpi. Zadzwoń także do Frankie, może ona będzie umiała przemówić tym facetom do rozsądku.
– To kiepski pomysł. Już lepiej, żeby młodzi, wykształceni mężczyźni spróbowali przekonać swoich krewnych, choć to też nie najlepszy sposób. Starsi będą domagać się szacunku, a młodym nie starczy cierpliwości. Trzeba było nie posyłać ich do college’u. Co pan teraz z tego ma? – Tiki pokiwała głową.
Załamała ręce i poszła do kuchni.
Miała rację. Jego robotnikom nie zależało na kształceniu własnych dzieci. To on, Leks, nakłaniał ich do tego, a potem przypatrywał się niewzruszonym twarzom mężczyzn, gdy ich syn czy córka otrzymywali dyplom, często z wyróżnieniem, i dostawali dobrą pracę. Starszych interesował tylko wygodny kącik, jedynie kobiety zawsze pragnęły lepszej niż ich własna przyszłości dla swoich dzieci.
W tej chwili tylko jedna jedyna myśl była w stanie poprawić mu humor: po odebraniu Asy pojedzie do Able Body Trucking albo lepiej – prosto do domu Ariel.