Rozdział pierwszy

ROK 1818


– Spóźniłeś się! – zganiła Nerissa brata. Harry właśnie wszedł frontowymi drzwiami i rzucił szpicrutę na krzesło.

– Wiem, ale musisz mi wybaczyć. Rumak, którego ujeżdżałem, poczuł ducha walki i dawał z siebie wszystko.

Nerissa uśmiechnęła się. Wiedziała, że ilekroć nadarzyła się okazja, by pojeździć konno, Harry zapominał o bożym świecie.

Czasami podczas mozolnych prac domowych, czy to gotując na piecu tak starym, że wciąż odmawiał posłuszeństwa, czy borykając się z dziesiątkiem innych kłopotów, które co rusz się pojawiały, marzyła, że któraś z książek ojca z dnia na dzień stanie się poczytna i ojciec zdobędzie sławę, a cała rodzina pieniądze.

Było to jednak mało prawdopodobne, więc Nerissa śmiała się ze swych dziecinnych urojeń, choć wiele by dała, aby Harry miał konie, którymi się pasjonował oraz stroje, w których nie ustępowałby elegancją kolegom z Oksfordu.

I tak był, jej zdaniem, najprzystojniejszy, nawet w znoszonym stroju do jazdy konnej, zszywanym i cerowanym przez siostrę tyle razy, że chyba niewiele w nim zostało pierwotnego materiału.

Nic dziwnego, przecież ich ojciec, choć włosy przyprószyła mu siwizna, a twarz poorały zmarszczki, był jeszcze wyjątkowo przystojnym mężczyzną. Nerissa dziwiła się, dlaczego po śmierci matki żadna kobieta nie próbowała usidlić taty.

Kwitowała śmiechem swoje domysły, gdyż Marcus Stanley niewątpliwie zapomniał już o istnieniu płci pięknej, pochłonięty pracą nad książkami, żmudnymi opisami i badaniami nad rozwojem rodzimej architektury.

Harry nie taił, że nie jest dość bystry, by zrozumieć te dzieła, a nawet Nerissa, mimo ogromnej miłości do ojca, przyznawała, że ich styl jest nader monotonny. Architectural Society oceniało je wysoko, lecz z powodu znikomej poczytności dochody ze sprzedaży były symboliczne. Niepodobna jednak nie czuć dumy, odkurzając w bibliotece półkę, na której spoczywało pięć opasłych tomów z nazwiskiem ojca na grzbiecie.

Tymczasem Harry zdejmował zabłocone po cholewy buty.

– Czy podziękowałeś Jacksonowi, że pozwolił ci pojeździć na jednym ze swoich koni?

– To on mi podziękował! – odparł Harry. – Powiedział, że sam bał się go dosiąść i z niecierpliwością czekał, aż wrócę do domu. Wiedział, że jeśli ktoś go poskromi, to tylko ja!

Nerissa spojrzała na zabłocone buty i spodnie, lecz brat uprzedził jej słowa:

– Tak, zrzucił mnie dwa razy! Musiałem się nieźle nabiegać, żeby go złapać, ale gdy wracaliśmy na farmę, zaczął uznawać we mnie pana.

Radość, jaka przebijała z jego głosu, nie uszła uwagi Nerissy.

– Chodź do jadalni, gdy tylko umyjesz ręce. Zawołam tatę, choć prawdę mówiąc, obiad czeka już od godziny!

– Nie sądzę, aby tata zauważył to opóźnienie! – stwierdził Harry, a Nerissa w duchu przyznała mu rację.

Poszła do kuchni, gdzie unosił się smakowity zapach potrawki z królika, zaś stara kobieta z rękami wykrzywionymi reumatyzmem dość niepewnie wyjmowała talerze.

– Ja to zrobię, pani Cosnet – zaoferowała prędko Nerissa, wiedząc, jak wiele talerzy stłukła już służąca.

W ostatniej zdaje się chwili uratowała naczynia i zaniosła je do jadalni, po czym szybko wróciła, by wyłożyć główne danie na porcelanowy półmisek. Ustawiwszy go na stole w jadalni, pobiegła niewielkim korytarzem do gabinetu ojca.

– Obiad gotowy, tato – zawołała – pospiesz się, bo wrócił już Harry, i to głodny jak wilk.

– Już obiad? – ojciec z trudem powracał do rzeczywistości.

Nerissa oparła się pokusie, by sprostować, że dopiero będzie obiad, a ona sama była nie mniej głodna niż Harry. Z niechęcią odkładając rękopis i książkę, która widać stanowiła materiał źródłowy, Marcus Stanley podniósł się i podążył za córką do jadalni.

– Dużo się dziś napracowałeś, tato – Nerissa nakładała mu potrawkę, zdając sobie doskonale sprawę, że mięso jest rozgotowane. – Musisz przejść się trochę po obiedzie, zanim powrócisz do książek. Pamiętaj, że powinieneś zażywać świeżego powietrza.

– Właśnie piszę rozdział o okresie elżbietańskim i jestem akurat w najciekawszym miejscu – odparł ojciec. – Oczywiście nic prostszego niż podać przykład naszego domu i opisać jak jego cegły, choć zmurszałe ze starości, opierają się działaniu deszczu i wiatru lepiej niż mury wznoszone ponad dwa wieki później!

Nerissa nie odpowiedziała, gdyż w tej chwili do pokoju wszedł Harry.

– Tak mi przykro, że się spóźniłem, tato – przepraszał – ale koń był prawdziwie ognisty. Nieco go ujarzmiłem.

Marcus Stanley zatrzymał zamyślony wzrok na uśmiechniętej twarzy syna i powiedział:

– Pamiętam, że gdy byłem w twoim wieku, nie ujeżdżony koń stanowił dla mnie nieodparte wyzwanie.

– Na pewno i teraz marzysz o przejażdżce – zachęcał Harry, biorąc talerz z rąk siostry i zaczął jeść z wilczym apetytem.

Obserwując go Nerissa zastanawiała się, czy pod koniec wakacji brata będzie jeszcze co podać na stół. Nawet podczas jego nieobecności trudno było ze skromnych zasobów, jedynych, jakie otrzymywała od ojca na utrzymanie, wygospodarować dość środków na żywność.

Ale Harry przejadał cały dom, jak to określała w myślach, musiała więc popaść w długi, a co gorsza, lękała się, że brat, choć nigdy się nie skarżył, wstaje od stołu głodny.

Królik był u nich typowym daniem o każdej porze roku. Cieszyła się na myśl, że niedługo farmerzy zaczną strzelać do gołębi, niszczących kiełkujące zboże, a Harry zawsze uwielbiał pieczone przez nią gołębie. Żałośnie myślała, że właśnie jest sezon na jagnięta, a oni znów nie skosztują tego rarytasu.

Stać ich było jedynie na zwykłą baraninę, tanią z racji swej twardości, która ustępowała jedynie po bardzo starannym przyrządzeniu.

Kładąc do ust kęs królika, Nerissa dziękowała losowi, że matka była niezrównaną kucharką i pokazała jej, jak przyrządzać ulubione dania ojca i Harry’ego, a także jak sprawić, aby skromny posiłek wydawał się obfitszy. Było to możliwe dzięki ziemniakom. Pieczone, smażone, gotowane czy podsmażane, warzywa te znakomicie uzupełniały posiłek, gdy porcje drogiego mięsa z konieczności stawały się coraz mniejsze.

– Czy można prosić o dokładkę? – przerwał jej rozważania Harry.

– Tak, oczywiście.

Nałożyła mu wszystko, co pozostało na półmisku, zaledwie odrobinę dorzuciła tacie, wiedząc, że przebywa on w odległych czasach elżbietańskich, a spożywanie posiłków było dlań czynnością automatyczną. Zapewne nie miał najmniejszego pojęcia, co właściwie trafia do jego ust.

Na stole był jeszcze bochenek chleba z domowego wypieku. Harry ukrajał sobie dużą porcję i umaczał w sosie.

– Palce lizać – delektował się brat. – Nikt nie potrafi gotować tak, jak ty, Nerisso. To, co podają nam w Oksfordzie, jest zupełnie niejadalne.

Siostra odpowiedziała na komplement uśmiechem, zebrała talerze oraz pusty półmisek i wszystko zaniosła do kuchni. W trosce o zmęczonego ćwiczeniami Harry’ego przygotowała jeszcze nadziewane ciasto. Lekki, złocisty biszkopt urósł wysoko. Pozostało jedynie dodać dżem truskawkowy, który sporządziła w zeszłym roku, a po polaniu odrobiną śmietanki, jaką udało jej się zebrać z mleka, danie było, przynajmniej jak na gust brata, zadowalające.

Na zakończenie pozostał jedynie kawałek sera. Nerissa zamierzała jechać na zakupy właśnie dziś po południu, bo wczoraj na obiad, który w dużej mierze przypominał dzisiejszy, Harry zjadł o wiele więcej, niż się spodziewała.

Skończywszy swoją porcję ciasta, ojciec podniósł się od stołu.

– Wybacz, Nerisso – tłumaczył się. – Pozwolisz, że wrócę do pracy.

– Nie, tato! – powiedziała córka stanowczo. – Przecież wiesz, że powinieneś najpierw zażyć trochę ruchu, więc proponuję, abyś przeszedł się po sadzie i sprawdził, jak przyjęły się nowe sadzonki. Coś trzeba było zrobić, na pewno pamiętasz, że najcenniejsze drzewa straciliśmy w marcowych zawieruchach!

– Tak, oczywiście – zgodził się ojciec.

Potem, widać w przekonaniu, że im prędzej upora się z niemiłym zadaniem, tym lepiej, przeszedł do sieni, włożył stary, filcowy kapelusz, a raczej jego strzępy, i wyszedł do skąpanego w promieniach słońca ogrodu.

Harry roześmiał się.

– Ty go po prostu terroryzujesz!

– Ale on nie powinien dzień i noc tkwić w tym swoim dusznym gabinecie!

– Może nie powinien ze względu na zdrowie, ale przecież to jego największa radość!

Dopiero po chwili Nerissa odparła:

– Nie jestem tego pewna. Często czuję, że jemu bardzo brakuje mamy. Stara się choć na krótko o niej zapomnieć i dlatego pogrąża się bez reszty w swoich książkach.

Mówiła bardzo miękko i łagodnie. Harry spojrzał na nią.

– Tobie też brakuje mamy! – zauważył.

– Okropnie! Bez niej życie już nie jest takie samo. Gdy ciebie nie ma, a tata nie widzi, że ja w ogóle istnieję, jest mi bardzo trudno!

– Bardzo mi przykro – współczuł Harry. – Nie miałem pojęcia, że tak się czujesz. To chyba samolubne z mojej strony, że bawię się beztrosko w Oksfordzie, podczas gdy ty się zapracowujesz.

– Nie chodzi mi o zapracowywanie się. Po prostu czasem całymi dniami nie widuję żywej duszy, chyba że wybiorę się do miasteczka. Wszyscy są dla mnie mili, ale to nie to samo, co być z mamą i podejmować jej znajomych.

– Nie, oczywiście, że nie – zgodził się Harry. – Czy już nas nie odwiedzają?

– Okazali pewną sympatię po śmierci mamy, ale przecież przyjeżdżali do niej, a nie do siedemnastolatki, jaką wtedy byłam, a nawet kiedy wspaniałomyślnie zapraszali mnie na rozmaite przyjęcia, nie było czym na nie pojechać ani co na siebie włożyć.

Harry milczał chwilę. Potem powiedział:

– Został mi tylko rok studiów, dopiero potem będę mógł zarobić trochę pieniędzy. Chyba nie byłoby zbyt rozsądne rezygnować nie otrzymawszy dyplomu.

Nerissa zawołała ze zgrozą.

– Nie, oczywiście, że nie! Nie wolno ci rezygnować ze studiów. Przecież dyplom jest najważniejszy.

– Zdaję sobie z tego sprawę – przytaknął Harry – a w ostatnim semestrze bardzo się starałem. Wykładowcy są ze mnie bardzo zadowoleni.

Nerissa obeszła stół, by objąć i pocałować brata.

– Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumna – powiedziała. – Nie zwracaj na mnie uwagi, gdy zrzędzę. To moje szczęście, że mam cię w domu, tak jak i tatę, oczywiście w chwilach, gdy mnie zauważa! Nie mam prawa rozczulać się nad sobą jak pani Withers.

Ubawiła Harry’ego aluzją do sąsiadki. Otoczył ją ramieniem i powiedział:

– Pomyśl o nowej sukni, bo postaram się, abyś miała okazję ją włożyć.

– Nową suknię? – zawołała Nerissa. – Skąd miałabym wziąć tyle pieniędzy?

– Dla chcącego nic trudnego, jak mawiała niania. Chyba najlepiej zrobimy, jeśli poświęcimy jeden dzień na post, a za to wystroimy cię jak królową Saby!

– Znakomity pomysł – roześmiała się Nerissa. – Już wyobrażam sobie, jaką sukienkę kupię kosztem takich wyrzeczeń.

– Ja proponuję tylko… – zaczął Harry.

Jego propozycja nie została jednakże wypowiedziana, gdyż w tej chwili rozległo się nieoczekiwane, donośne pukanie do drzwi. Spojrzeli po sobie.

– Kto to może być? – zastanawiał się Harry. – Skądkolwiek przybywa, zdaje się niecierpliwy. Czy spodziewasz się wierzycieli albo komornika z nie zapłaconym rachunkiem?

– Nie, oczywiście, że nie.

Zdjęła fartuszek, który nosiła przy pracach kuchennych, i ruszyła korytarzem do drzwi

Harry pozostał w jadalni, sięgnął po duży okruch ze stołu i czym prędzej włożył go do ust.

Potem jego uszu dobiegł okrzyk zdziwienia. Gdy tylko zdążył wstać, usłyszał:

– To niemożliwe! A jednak! Delfino, to ty!

– Wiedziałam, że cię zaskoczę! – sądząc po głosie, jej rozmówczyni musiała być kobietą światową.

Harry podszedł do drzwi, by przyjrzeć się gościowi. Delfina była ubrana zgodnie z najnowszą modą w wysoki kapelusz z drobnymi strusimi piórami, kolorem dobranymi do sukienki. Na ramiona miała narzuconą obszytą futrem pelerynkę. Postąpiła dwa kroki i zawołała:

– Już zapomniałam, jak tu ciasno!

– A my myśleliśmy, że zapomniałaś o nas! – stwierdził bez ogródek Harry. – Jak się masz, Delfino, choć może to zbyteczne pytanie.

Przybyłe zjawisko zamarło w bezruchu, wpatrując się bystrymi oczkami w jego wysoką, przystojną postać i niestarannie zawiązany krawat.

– Jak ty urosłeś, Harry!

– No wiesz, nie widziałaś mnie od sześciu lat! – odparł. – Ale muszę przyznać, że wyglądasz jak z żurnala!

– Dziękuję – odparła Delfina z lekką ironią. – Potem zmieniła ton. – Chcę z wami porozmawiać, chyba jest tu gdzie usiąść? – powiedziała nieco obcesowo.

– Chodź do salonu – zaprosiła Nerissa. – Nic tam nie zmienialiśmy, więc pozostał taki, jakim go chyba pamiętasz.

Otworzyła drzwi w końcu korytarza. Weszli do niskiego pokoju, w którym matka zawsze podejmowała szczególnych gości. Był najlepiej umeblowany, tam też umieszczono najcenniejsze przedmioty, jakie posiadali, a na wybitej boazerią ścianie wisiały najpiękniejsze portrety przodków.

Delfina weszła z szelestem drogich, sztywnych halek.

Potem zdjęła pelerynkę obszytą drogim futrem, wręczyła ją Nerissie, i usiadła w fotelu przy kominku. Ani nie spojrzała na siostrę, za to rozejrzała się po pokoju.

– Takim go pamiętam – powiedziała. – Najlepiej wygląda wieczorem, w blasku świec.

– Po śmierci mamy rzadko tu przesiadujemy – opowiadała Nerissa. – Wolimy gabinet taty, a Harry upodobał sobie pokój poranny.

Jednak siostra najwyraźniej jej nie słuchała. Nerissa zastanawiała się, co ją sprowadza i to tak nagle, bez ostrzeżenia. Starsza o cztery lata od Harry’ego, a o pięć od Nerissy, Dellfina w wieku osiemnastu lat wyszła za mąż za lorda Bramwella, który przez przypadek zobaczył ją na przyjęciu w ogrodzie namiestnika hrabstwa i zakochał się bez pamięci. Był od niej o wiele starszy i matka sądziła, że nie należy przyjmować jego oświadczyn.

– Kwestię małżeństwa trzeba przemyśleć bardzo starannie – mawiała – a przecież poznałaś w życiu tak niewielu mężczyzn. Poza tym lord Bramwell jest już bardzo leciwy!

– Ale za to majętny i wysoko postawiony, więc chcę za niego wyjść, mamo! – upierała się Delfina.

Nie słuchała błagań matki, aby ze spokojem rozważyła, czy to rozsądne posunięcie, nie chciała też długiego narzeczeństwa. A ponieważ nie było innych przyczyn, dla których państwo Stanley mieliby odmówić zgody na ten związek, Delfina dopięła swego i czym prędzej oddała swą rękę lordowi Bramwellowi.

Gdy tylko zniknęła w eleganckiej karocy zaprzężonej w cztery starannie dobrane konie czystej krwi, nie pojawiła się więcej w ich życiu. Sięgając pamięcią wstecz Nerissa wciąż nie mogła w to uwierzyć.

Delfina wydawała się szczęśliwa na łonie rodziny, w ich zabytkowym, elżbietańskim domu znanym jako Queen’s Rest. A potem przepadła bez wieści, jakby w ogóle nie istniała.

Cztery lata później, gdy zmarła pani Stanley, córka bawiła akurat w Paryżu i nie przyjechała na pogrzeb. Napisała do ojca krótki, dość chłodny list kondolencyjny, po czym znów ślad po niej zaginął.

Nerissie, która kochała siostrę, jak wszystkich swoich bliskich, wydawało się to nieprawdopodobne.

Nawet świadomość, że lord Bramwell mieszka w Londynie, a jego wiejska rezydencja znajduje się w odległym hrabstwie, nie pocieszała jej. Delfina była przecież jedną z nich.

– Wysłałam jej życzenia urodzinowe – zwierzyła się kiedyś Harry’emu – ale nie odpowiedziała.

– Nie jesteśmy już jej potrzebni – odparł Harry. – Ona jest teraz wielką panią, uznaną pięknością w pałacu St. James.

– Skąd wiesz?

– Mówili o niej koledzy na uczelni, a jej nazwisko często pojawia się w kolumnach plotkarskich. W zeszłym tygodniu ogłoszono, że jest najpiękniejszą kobietą w Devonshire House, gdzie na jednostkę powierzchni przypada najwięcej ślicznotek w kraju!

Harry roześmiał się, szczerze ubawiony. Ale Nerissa nie tylko nie dowierzała, ale i czuła się głęboko zraniona, że siostra nie dba już ani o nią, ani nawet o ojca.

A teraz patrząc na Delfinę wiedziała, dlaczego okrzyknięto ją najpiękniejszą kobietą w Londynie.

Siostra naprawdę była prześliczna. Jej włosy miały złocistą barwę dojrzewającego zboża, oczy błyszczały żywym błękitem, na cerze zaś nie sposób było dopatrzeć się choćby najmniejszej skazy.

Miała ten sam typ urody co Georgiana, księżna Devonshire, i inne piękne kobiety, wspominane przez Harry’ego, którymi zachwycali się młodzieńcy z otoczenia księcia regenta.

Od czasu, gdy się ostatnio widziały, Delfina wyszczuplała, a jak zauważyła Nerissa, ruchy jej rąk stały się posuwiste, uwodzicielskie, zaś łabędzia szyja miała w sobie coś bardzo delikatnego.

Gdy Harry usiadł z nimi, nastąpiło dłuższe milczenie. Wreszcie przemówiła Delfina:

– Spodziewałam się, że zaskoczę was moim przybyciem, ale przyjechałam, by prosić was o pomoc.

– Nas o pomoc? – Harry nie posiadał się ze zdumienia. – Nie wyobrażam sobie, co możemy ci zaoferować. Słyszałem o koniach twojego męża i wiem, że dwa lata temu wygrał na wyścigach fortunę.

Delfina dość długo milczała:

– Mój mąż nie żyje!

– Nie żyje?

Nerissa znieruchomiała.

– Czy chcesz przez to powiedzieć, Delfino, że owdowiałaś? – przemówiła wreszcie. – Dlaczego nikt nas nie powiadomił?

– Pewnie nie stać was na gazety – odparła zjadliwie Delfina. – On umarł rok temu i, jak widzicie, już zdjęłam żałobę.

– Tak mi przykro – ubolewała Nerissa. – Czy bardzo ci go brakuje?

– Ani trochę. Dlatego właśnie potrzebuję waszej pomocy.

– Na pewno nie zostawił cię bez grosza. Och, Delfino, jak mamy ci pomóc?

– Nie, oczywiście, że nie! – rzekła Delfina oschle. – Chyba nie przyjechałabym tu prosić o pieniądze. Prawdę powiedziawszy nieźle mi się powodzi. Chodzi o coś zupełnie innego.

– A więc o co? – zapytał Harry. – Bo tak się składa, że bardzo zraniłaś Nerissę i tatę zrywając z nami wszelki kontakt.

Delfina wykonała wdzięczny ruch rękami.

– Było mi trudno – powiedziała. – Mój mąż nie interesował się moją rodziną, bo właściwie cóż miałoby go do tego skłaniać?

– Miałaś więc okazję, by się nas pozbyć – Harry lubił nazywać rzeczy po imieniu.

– Niezupełnie. Rozpoczęłam nowe życie i chciałam zapomnieć o dawnych udrękach.

– Jakich udrękach? – dopytywała się Nerissa.

– Liczenia każdego grosza, chodzenia w starych sukniach i niedojadanie. – Nerissa wzięła głębszy oddech, lecz nic nie powiedziała. Siostra zaś ciągnęła dalej. – Ale to nie zmienia faktu, że płynie w nas ta sama krew, więc nie uwierzę, żebyście nie zrobili dla mnie tego, o co proszę.

– Może najpierw powiedz nam, o co chodzi – zaproponował Harry.

Mówił takim tonem, jakby mimo wszystko podejrzewał, że w jakiś sposób idzie o pieniądze. Nerissa pomyślała, że jedyną oszczędnością, jaką jeszcze mogą poczynić jest rezygnacja z jego studiów w Oksfordzie. Bezwiednie wyciągnęła ku niemu rękę, gdy Delfina oznajmiła:

– Może będziecie zaskoczeni, gdy powiem, że zamierzam poślubić księcia Lynchester!

Teraz z kolei Harry zamarł w bezruchu ze zdziwienia, a potem zawołał:

– Księcia Lynchester? Nie wierzę.

– Czyżbyś nie życzył mi szczęścia? Sądziłam, że będziecie dumni z siostry, która zostanie żoną najlepiej urodzonego, pomijając oczywiście rodzinę królewską, księcia w Wielkiej Brytanii, pierwszego pośród parów.

– Jeśli mam być szczery – powiedział Harry – to wygląda mi na cud. Kiedy ślub?

Dopiero po chwili namysłu Delfina odpowiedziała:

– Szczerze mówiąc nie poprosił jeszcze o moją rękę, ale wiem, że zamierza to uczynić.

– Więc nie mów hop, zanim nie przeskoczysz, to jedyne, co mogę ci poradzić. Wiele słyszałem o tym człowieku, bo wszyscy o nim mówią. Konie Lynchestera wygrywają wszystkie zawody, ale jego samego nie zdołała jeszcze zdobyć żadna kobieta.

– Żadna przede mną – powiedziała Delfina z mocą.

Poirytowana wątpliwościami brata rzuciła mu gniewne spojrzenie. Zmierzyli się wyzywająco wzrokiem.

Nieprzyjazne milczenie przerwała Nerissa:

– Jeśli książę uczyni cię szczęśliwą, najdroższa, to oczywiście życzymy ci wszystkiego dobrego, a jestem pewna, że gdy powiesz ojcu o swoich zaręczynach, będzie bardzo dumny.

– No i bardzo podekscytowany – wtrącił Harry. – Lynchester ma najpiękniejszy elżbietański dom w kraju, a tata pracuje teraz nad tym właśnie okresem.

– To mi bardzo pomoże – powiedziała prędko Delfina.

– W czym? – zapytała Nerissa.

Jej siostra siedziała w milczeniu. Wreszcie przemówiła:

– Spróbujcie zrozumieć to, co powiem. Książę Lynchester zaleca się do mnie od dwóch miesięcy i jestem niemal pewna, że oświadczyny są tylko kwestię paru dni. – Krzyknęła cichutko, acz triumfalnie, po czym ciągnęła dalej: – Pomyślcie, co to oznacza! Wejdę do rodu stawianego obok rodziny królewskiej. Zostanę jedną z najważniejszych osób w kraju, panią wielu domów, z których najwspanialszym jest Lyn w hrabstwie Kent. Będę nosić klejnoty, na widok których wszystkie damy zzielenieją z zazdrości, a przejdę do historii jako najpiękniejsza z księżnych Lynchester!

Jej głos brzmiał jak triumfalne fanfary.

Natomiast Nerissa zapytała spokojnie:

– Czy bardzo go kochasz?

– Czy go kocham? – Delfina zamilkła na chwilę. – To trudny człowiek, nigdy nie wiadomo co myśli. Jednego tylko jestem pewna, mianowicie jego cynizmu wobec kobiet. Nic dziwnego, przecież wszystkie mizdrzą się do niego, błagając choćby o jedno spojrzenie. – Zaśmiała się niezbyt przyjemnie, a potem dodała: – Ale ze mnie on oczywiście nie spuszcza wzroku, wybrał mnie spośród całej reszty i sprawił, że jestem na wszystkich ustach w Londynie. Teraz oboje gościmy u markiza Sare.

Harry podniósł brwi.

– Więc jesteś na zamku Sare? – zawołał. – To zaledwie pięć mil stąd.

– Tak. Dlatego zdołałam tu przybyć, w czasie, gdy wszyscy panowie udali się na przejażdżkę.

– Daję głowę, że mają tam parę wspaniałych koni.

– Książę powiedział, że chciałby zobaczyć mój dom i zaproponował, abyśmy zjedli tu jutro kolację.

Zapadła zupełna cisza. Delfina wiedziała, że rodzeństwo wpatruje się w nią rozszerzonymi ze zdumienia oczami.

– Obiad tutaj? – wyrwało się wreszcie Nerissie. – Jak to możliwe?

– Książę chce przybyć na kolację o siódmej. Opowiedziałam mu o Queen’s Rest, moim starym domu, w którym bawiła królowa podczas jednej ze swych podróży, a także o zainteresowaniach taty architekturą. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że książę słyszał o książkach taty.

– Ale jak on ma zjeść tu kolację? – zapytała Nerissa z rozpaczą. – Co mam podać na stół?

– Zaraz wam powiem. Dlatego właśnie przyjechałam. – Rozejrzała się po salonie, jakby dla uspokojenia, po czym powiedziała: – Pokój wygląda całkiem nieźle, ale musicie postawić świeże kwiaty i oczywiście nowe świece. To samo odnosi się do jadalni. Podejrzewam, że jest tak samo zaniedbana jak zawsze, ale przynajmniej portrety przodków robią wrażenie, a meble pasują stylem do wnętrza.

– Ależ Delfino – zaczęła Nerissa.

– Posłuchajcie – przerwała Delfina. – Książę nie ma pojęcia o istnieniu któregokolwiek z was, więc nie widzę powodu, aby nagle przedstawiać rodzinę, która może wydać mu się przeszkodą.

– Dokąd mamy się udać, skoro ma nas tu nie być? – zapytał Harry ostro. – Poza tym nie będziesz miała wiele do jedzenia, chyba, że przywieziesz je z sobą.

– Pomyślałam o wszystkim – powiedziała powoli Delfina. – Co do Nerissy, to ona pozostanie tutaj, choć książę jej nie zobaczy.

– Więc gdzie mam być?

– W kuchni! Przecież i tak zawsze tam tkwiłaś na zmianę z mamą.

– To znaczy, że mam ci ugotować obiad, a ty nie przedstawisz mnie mężczyźnie, którego zamierzasz poślubić?

– Wyraziłaś to bardzo prosto i rzeczowo.

– A kto poda posiłek, skoro nie wolno mi pokazywać się w jadalni? – dopytywała się Nerissa.

Delfina obróciła się ku Harry’emu. Nie musiała nic mówić.

– Niech mnie kule biją, jeśli się na to zgodzę. – Jej brat nie wyglądał na zachwyconego. – Opuściłaś nas, Delfino. Nie odpowiadałaś na listy Nerissy, nawet nie raczyłaś przybyć na pogrzeb mamy! Składamy ci najserdeczniejsze życzenia, bądź szczęśliwa ze swoim księciem, ale nie pomożemy ci usidlić go w sposób tak podstępny i, szczerze mówiąc, nieelegancki.

Delfina nie wydawała się zmieszana.

– Nie uwierzę, abyś był tak głupi i odmówił pomocy, gdy usłyszysz, w jaki sposób wyrażę swą wdzięczność.

– Ja osobiście, a chyba Nerissa także, nie mam zamiaru dalej tego wysłuchiwać – powiedział Harry. – Jestem też przekonany, że gdy tata dowie się o twojej propozycji, będzie przerażony. Może i jesteśmy biedni, Delfino, ale nasza krew w niczym nie ustępuje książęcej! A mamy też składnik, którego może jemu brakuje, mianowicie godność.

Jakież było jego zdziwienie, gdy Delfina roześmiała się.

– Oto mowa Stanleyów! – skwitowała. – Trzeba ją włożyć między opowiastki, jakich słuchaliśmy w dzieciństwie, o odwadze naszych przodków na polu bitwy, o ich poparciu dla wygnanego Karola II, wreszcie o tym, jak wychwalali pod niebiosa swoje szlachetne urodzenie, choć kieszenie świeciły pustkami. To wszystko oczywiście chwalebne, ale ja osobiście wolę pieniądze.

– To nie ulega najmniejszej wątpliwości – powiedział ironicznie Harry.

– Przecież wiem, że coś z tego powinniście mieć – ciągnęła dalej Delfina – i gdybyś nie przerwał mi tak niegrzecznie, dowiedziałbyś się, że jestem gotowa zapłacić wam ni mniej ni więcej tylko trzysta funtów.

Zamilkła, a Harry’emu i Nerissie chyba zabrakło tchu w piersiach. Wreszcie Nerissa odezwała się niemal szeptem:

– Czy ja dobrze słyszę? Trzysta funtów?

– Za tę sumę Harry wreszcie kupi konia, bez którego usycha z tęsknoty – odrzekła Delfina. – Zawsze głowa mi pękała od jego skarg. Ty zaś, droga siostrzyczko, raz w życiu sprawisz sobie porządną sukienkę i będziesz mogła zdjąć te łachmany, jakich powstydziłaby się Cyganka.

Harry nie zważał już na jej zgryźliwość, powtarzając wciąż, jakby nie dowierzał własnym uszom:

– Trzysta funtów!

– Daję wam je teraz, ale oczywiście tata nie może się o tym dowiedzieć. On wciąż jest przekonany, że pieniądze się nie liczą, w przeciwieństwie do starych cegieł i walących się ruin, które nikogo poza nim nie interesują. Ale wy, młodzi, powinniście mieć więcej rozsądku.

– Czy stać cię na taki wydatek? – zapytała Nerissa.

– Oczywiście – odrzekła Delfina. – Przecież muszę zadbać o to, aby zaprezentować rodzinę Stanleyów się jak się patrzy i aby książę wiedział, że nie zniża się pojmując mnie za żonę.

– Ale jeśli on cię kocha – zaczęła Nerissa – to nie zrazi się twoją rodziną.

– Jak to dobrze, że nikt z moich znajomych nie słyszy, gdy opowiadasz takie bzdury! – skomentowała niegrzecznie Delfina. – Chyba nie wyobrażasz sobie, że książę Lynchester, który może mieć każdą kobietę w całym królestwie, popełni mezalians! Mogę zostać jego metresą, dobrze zdaję sobie z tego sprawę, ale jestem zdecydowana, tak, zdecydowana, że będę jego małżonką.

Jej determinacja przypomniała Nerissie, jak w dzieciństwie siostra potrafiła znaleźć sposób, by przeciwstawić się matce i zawsze postawić na swoim.

– Jeśli chodzi o mnie – powiedział Harry – uważam, że to obraźliwe, aby książę, czy ktokolwiek inny, oglądał cię ze wszystkich stron jak konia i zastanawiał się, czy warto cię kupić.

– Wulgarnie to wyraziłeś, Harry ale taka jest prawda – przyznała Delfina. – Chyba nie jesteś tak głupi i prostacki jak Nerissa, aby nie wiedzieć, że w dobrym towarzystwie, w jakim się przecież obracam, koligacje i błękitna krew są nieodzowne, gdy przychodzi do zaręczyn. Za wysokie progi na nasze nogi.

Harry roześmiał się.

– Jedno muszę ci przyznać, Delfino, nie owijasz nic w bawełnę.

– Walczę o coś, na czym bardzo mi zależy – tłumaczyła Delfina. – A teraz proszę, abyście odpowiedzieli mi jasno: tak albo nie. Czy pomożecie mi?

W poczuciu, że postawiono jej pytanie zbyt trudne, Nerissa spojrzała na brata. Przed oczyma wciąż miała trzysta funtów i świadomość zmiany życia ich wszystkich, a zwłaszcza Harry’ego. Widziała, że brat toczy z sobą walkę. Nie cierpiał oszustwa i kłamstwa, lecz i jego kusiła perspektywa posiadania okrągłej sumy, zwłaszcza że mógł ją przeznaczyć na konia. Marzył też o ubraniach. Przed powrotem do Oksfordu chciał uprosić Nerissę, aby znalazła pieniądze na nowy frak. Wypadałoby zastąpić wystrzępioną garderobę nową, gdyż jeden z jego kolegów obiecywał, że w następnym semestrze mogą zostać zaproszeni na obiad do pałacu Blenheim.

Powoli, jakby ważył każde słowo, jakie nasuwało mu się na usta, zapytał:

– A co zrobisz, Delfino, jeśli odmówimy?

– Jeśli wskutek waszej odmowy stracę względy księcia, będę was nienawidzić i przeklinać do końca życia! – odparła Delfina. – On chciał zobaczyć mój elżbietański dom, który opisywałam mu w samych superlatywach, oraz poznać mego ojca naukowca. Chyba nie ma w tym nic złego?

– Owszem, jest, i ty wiesz co – powiedział prędko Harry. – Mianowicie to, że chcesz zamienić siostrę w kucharkę, a brata w lokaja! Ale myślę, że możemy zabawić się w tę maskaradę, w Bogu nadzieja, że książę nigdy nie domyśli się oszustwa.

Delfina zawołała ze zgrozą.

– Jeśli tak się stanie, to przez waszą głupotę! Ale gdy się uda, będę księżną Lynchester.

Błysk w jej oczach uświadomił Nerissie, że siostra z góry uważała tę batalię za wygraną.

Lecz miała dziwne, niewytłumaczalne przeczucie, że Delfina nigdy nie założy książęcej korony. ozdobionej motywem liści truskawki.

Загрузка...