Rozdział czwarty

Nerissa jak zwykle obudziła się wcześnie i dopiero po paru minutach uświadomiła sobie, gdzie jest.

Potem, nie mogąc opanować podniecenia, przypomniała sobie, jak wczoraj wieczorem ustalili z Harrym, że dziś rano pojeżdżą na koniach. Brat odprowadził ją na stronę i oznajmił:

– Książę powiedział, że gdy tylko zapragnę przejażdżki, mam po prostu pójść do stajni i poprosić o konia, Możemy pojeździć jutro wcześnie rano, zanim wszyscy będą zajęci wystawą.

W oczach Nerissy pojawił się błysk.

– Czy naprawdę możemy skorzystać z tej propozycji? – zapytała.

– Nic nie stoi na przeszkodzie, chyba, że zaśpisz.

– Nie przesypiam okazji, by pogalopować na koniu! – poinformowała go Nerissa.

Cieszyła się, że udało jej się wcześnie położyć się do łóżka.

Zaproszeni goście chyba znakomicie się znali i mimo woli czuła się wśród nich intruzem. Po przyjęciu panie udały się do salonu, pozostawiając panów przy porto, choć było nader oczywiste, że wszystkie, tak jak Delfina, skupiały całą uwagę na jednym mężczyźnie i nie przejawiały ochoty do rozmowy z nikim innym.

Większość dam była piękna, szlachetnie urodzona, reprezentująca światową klasę, urodę podkreślały śmiałym makijażem, a ich kreacje przyprawiały o zawrót głowy.

Przy nich Nerissa czuła się młodziutka, a w swej, jak mniemała przedtem, pięknej sukience od Delfiny, wyglądała na nieco zaniedbaną.

Kiedy się ubierała, wydawało jej się, że wystroiła się jak na bal w Londynie, ale gdy zeszła na dół, zauważyła, że od pozostałych pań różni ją przede wszystkim brak biżuterii.

Usługująca jej pokojówka przewidziała ten kłopot i zapytała:

– Skoro nie nosi panienka klejnotów, to może wepnę pani parę kwiatów we włosy i przyozdobię nimi sukienkę?

– Jak to miło, że pomyślałaś o tym, Mary – powiedziała Nerissa składając dłonie w geście podziękowania. – Nie sądzę, aby ktoś mnie zauważył, ale nie chciałabym, aby moja rodzina musiała się za mnie wstydzić.

– Z pewnością nikt nie będzie się panienki wstydził – odparła Mary szczerze. – Mam mały bukiecik róż, który wepnę pani z tyłu we włosy.

Według Nerissy białe róże znakomicie poprawiły jej wygląd, a drugi bukiecik przypięty przy dekolcie, przysłonił trochę zbyt duże, jej zdaniem, nieprzyzwoite wycięcie sukni.

W salonie zobaczyła Delfinę, która miała na sobie połyskujący naszyjnik z diamentów i pereł oraz dobrane do kompletu kolczyki i bransolety. Dziewczyna poczuła, że wyróżnia się właśnie swą niepozornością. Stanęła u boku ojca, a z wyrazu jego twarzy wyczytała, jak znakomicie się bawi.

Wkrótce dołączył do nich Harry. Najwyraźniej rozkoszował się wielkim światem i w tak radosnym nastroju wydawał się jeszcze przystojniejszy niż zwykle.

Nie powrócił jednak do nich po kolacji, ponieważ był zbyt zaabsorbowany towarzystwem damy w lśniących szafirach, która wyraźnie go kokietowała, zanim poszli tańczyć do drugiej sali.

Nerissa zatańczyła raz czy dwa, po czym, przez nikogo nie zauważona, wymknęła się do sypialni.

– To był cudowny wieczór – mówiła do siebie – ale nie chcę go popsuć, widząc, jak ludzie czują się zobowiązani zajmować się mną z racji mojego osamotnienia.

Teraz zaś włożyła otrzymany od Delfiny elegancki kostium do jazdy konnej, uszyty z miękkiego, błękitnego materiału, z koronkową halką. Po ułożeniu włosów stwierdziła, że tak wcześnie rano nikogo nie spotka, więc nie ma potrzeby noszenia wspaniałego, dobranego do kostiumu kapelusza, a zatem włoży go później. W domu zawsze jeździła konno z gołą głową, a przekonana, że oprócz Harry’ego nikt jej nie będzie teraz oglądał, wybrała wygodę i swobodę ruchów.

Cicho otworzyła drzwi sypialni, aby nikogo nie obudzić i na paluszkach minęła pokój ojca. Harry’ego ulokowano po drugiej stronie. Bez pukania otworzyła drzwi, oczekując, że brat jest już prawie gotowy. Ku swemu zdumieniu zastała go jeszcze pogrążonego we śnie.

Właśnie miała go obudzić, gdy zauważyła, że Harry śpi głęboko, lekko chrapiąc, a ubrania, które nosił wczoraj wieczorem, leżą porozrzucane na krześle i podłodze.

Nerissa chwilę przyglądała się chłopakowi. Odgadła, że brat poszedł wczoraj spać bardzo późno, wypiwszy przedtem sporo książęcego wina.

Na pewno nie upił się, gdyż był na to zbyt rozważny. Po prostu w domu nigdy nie było ich stać na alkohol, a w Oksfordzie rzadko mógł sobie pozwolić na wino, więc, nie przywykły do picia, łatwo się odurzał.

Nerissa podeszła nieco bliżej, ponieważ w skąpym świetle dochodzącym zza zasłon brat wyglądał wyjątkowo młodo i krucho.

Uznała, że dziś szczególnie powinien zadbać o dobrą formę, gdyż czekają na niego wspaniałe konie, a także liczne okazje do rozmów z ich właścicielami. Może uda się też na tyle zaznajomić z księciem, aby zaprosił go kiedyś jeszcze raz.

Cichuteńko, na paluszkach, wyszła z pokoju, zamknęła drzwi i ruszyła sama korytarzem.

Harry powiedział jej wczoraj, jak trafić do stajni, więc odnalazła je bez trudności. Po drodze minęła jedynie paru służących, którzy patrzyli na nią ze zdumieniem, najwyraźniej nie spodziewając się o tej porze nikogo z gości.

Jak przypuszczała, w stajniach ruch był jeszcze niewielki. Gdy wreszcie znalazła stajennego i powiedziała, że chce udać się na przejażdżkę, natychmiast osiodłano dla niej konia. Był to ognisty, młody, dobrze wytresowany gniadosz, a gdy dosiadła go z pomocą stajennego, poczuła, że to jedna z najcudowniejszych chwil w jej życiu.

– Proszę jechać na prawo, panienko – tłumaczył stajenny, a znajdzie pani równinę, gdzie doskonale można galopować.

– Dziękuję – Nerissa uśmiechnęła się, wiedząc, że na lewo od stajni trwały przygotowania do wystawy.

Ruszyła powoli, ponieważ jeszcze nigdy nie jechała na tak wspaniałym koniu. Zupełnie nie obawiała się utraty władzy nad wierzchowcem, gdyż ten reagował na najmniejsze nawet poruszenie lejców.

Minęła park, unikając nor dzikich królików pod drzewami, i ujrzała równinę, którą opisywał stajenny. – Musi ciągnąć się co najmniej milę – pomyślała, i biorąc głębszy oddech popędziła konia, wiedząc, że czeka ją najszybszy galop w życiu.

To cudowne uczucie pędzić czując łagodny wietrzyk na twarzy, słysząc tylko stuk kopyt.

Na pół oślepiona wczesnymi promieniami słońca mknęła jak w jednej z bajek, które układała podczas sprzątania domu.

Przejażdżka zbliżała się ku końcowi, więc zatrzymała konia, równie szczęśliwego i zziajanego jak ona.

Spojrzała w stronę domu i spostrzegła, że ktoś za nią jedzie.

Po paru sekundach książę dogonił ją. Przystanął obok i powiedział:

– Dzień dobry, panno Stanley! Gdy stajenny powiedział mi, że przede mną wyjechała jakaś dama, od razu domyśliłem się, że to pani!

– Skąd pan wiedział?

Książę uśmiechnął się.

– Ponieważ inne kobiety śpią do późna, aby mieć świeżą cerę.

Nerissa roześmiała się, gdyż mówił z wyraźnym przekąsem.

Przyjrzała mu się uważnie i stwierdziła, że był bardzo elegancko ubrany i wspaniale prezentował się na wielkim, czarnym ogierze. Uniósł kapelusz w geście powitania, a Nerissa zmieszała się pod jego spojrzeniem.

– Nie przypuszczałam, że o tej porze… kogoś spotkam – powiedziała gwoli wyjaśnienia – dlatego wyglądam tak… niekonwencjonalnie.

– Wygląda pani prześlicznie. Świeża jak wiosna!

Nie zmieszała się, gdyż w jego głosie dosłyszała drwiącą nutkę, zupełnie jakby z niej żartował.

– Mam nadzieję, że… nie ma pan nic przeciw temu, abym jeździła na pana koniu nie poprosiwszy o pozwolenie – ciągnęła dalej. – Harry powiedział mi, że pan pozwolił mu korzystać ze swoich wierzchowców i miałam nadzieję, że to samo dotyczy mnie.

– Oczywiście, moja stajnia jest do pani dyspozycji – odparł książę. A gdzie jest Harry?

– Gdy wychodziłam, jeszcze spał i nie chciałam go budzić.

Książę roześmiał się cicho.

– Tak się płaci za nocne zabawy, piękne kobiety i szczęśliwą kartę.

Nerissa wstrzymała oddech. Potem wyjąkała:

– Ale chyba Harry… nie grał w karty?

Widząc, że jest przerażona, zapytał:

– Czy dla pani to taka wstrząsająca wiadomość?

– Nie, nie wstrząsająca – odparła Nerissa – ale przerażająca. Dopiero po chwili dodała:

– Wasza Książęca Mość, proszę nie pozwalać mu na gry karciane ani na żaden inny hazard. Jego na to nie stać.

– Czy jesteście tak biedni?

– Jak myszy kościelne – odparła Nerissa. – Harry akurat dostał trochę pieniędzy… bardzo skromną sumę, ale ma to mu wystarczyć na długie lata.

Mówiła z przerażeniem, wiedząc, że jeśli brat w przypływie szaleństwa roztrwoni swoje pieniądze na gry karciane, nie będzie mógł kupić ani konia, ani ubrań.

Nie zdawała sobie sprawy, że książę bacznie obserwuje jej twarz do chwili, gdy usłyszała:

– Mówi pani, że Harry ma właśnie trochę pieniędzy, ale każdy pojmuje biedę na swój własny sposób, a dla mnie delikatesy i wyśmienite wina, jakich u państwa kosztowałem, nie były bynajmniej racją głodową.

Widząc, że książę jej nie wierzy, Nerissa postanowiła się bronić:

– Wieczór, który Wasza Wysokość spędził w domu mojego ojca był bardzo wyjątkowy.

– W jaki sposób wyjątkowy?

Dziewczyna zbyt późno zdała sobie sprawę, że nie powinna tego mówić, zastanawiała się więc teraz nad wybrnięciem z tej sytuacji. Książę jednak zdążył już domyślić się prawdy, gdyż zapytał:

– Proszę mi wybaczyć, jeśli się mylę, ale może potrawy, które pani tak znakomicie przyrządziła, zostały dostarczone przez pani siostrę?

Nerissa oblała się rumieńcem i nieśmiało odwróciła głowę.

– Czy służący naprawdę zachorowali?

– Błagam, proszę mnie więcej nie pytać… – odpowiedziała przerażona Nerissa. Nasze konie już wypoczęły, więc może znów trochę pogalopujemy?

– Oczywiście, skoro pani sobie tego życzy – zgodził się książę. – Ale bardzo pobudziła pani moją ciekawość. Przyznaję, że nie miałem pojęcia o istnieniu państwa, aż pojawiliście się w bardzo dziwny sposób i, jak mi się teraz wydaje, w nader nieprawdopodobnym miejscu.

– Wasza Książęca Mość – powiedziała poważnie już zaniepokojona Nerissa – proszę… zapomnieć o tej rozmowie i obiecać mi, że… nie wspomni pan o niej Delfinie.

– Zupełnie jakby pani bała się siostry – rzekł książę oskarżycielskim tonem.

– Nie chciałabym zanudzać Waszej Książęcej Mości swoimi uczuciami – odparła wymijająco.

W poczuciu, że cokolwiek powie, pogorszy tylko sprawę, pogoniła konia szpicrutą i natychmiast ruszyła. Książę dogonił ją po paru sekundach i galopowali strzemię w strzemię, choć Nerissa ze wszystkich sił starała się zostawić swego towarzysza w tyle. Wiedziała, że to niemożliwe, a jednak chciała rzucić mu wyzwanie, by dowieść, że nie jest byle kim, lecz osobą, z którą on musi się liczyć, choćby podczas ścigania się na koniu. Jednak przeciwnik był nie do pokonania, a gdy wreszcie zatrzymał swego ogiera, prowadził o pół długości.

Przejęta wyścigiem Nerissa oczy miała roziskrzone, a włosy lśniące jak promyki słońca.

– Jeszcze nigdy nie jechałam na tak cudownym koniu! – zawołała wreszcie, gdy zdołała złapać oddech. – Dziękuję panu, bardzo dziękuję! Ta chwila pozostanie mi w pamięci na zawsze.

– Mam nadzieję, że będzie pani miała bardziej fascynujące, a może i radośniejsze wspomnienia! – zauważył książę.

– Nie wierzę! – odparła Nerissa. – Chciałabym tak jeździć do końca świata i nigdy się nie zatrzymać.

– Sądzę, że najszybszy nawet galop przestaje cieszyć, gdy nie ma się w życiu nic oprócz koni – roześmiał się książę.

– Owszem, jeżeli tak wiele się posiada – stwierdziła Nerissa – ale zwykłemu śmiertelnikowi starczy jedna cudowna chwila, by poczuć się szczęśliwym i, choć może pan w to nie uwierzy, żyje się tym długie lata.

– Panno Stanley, mówi pani o miłości. Bo podobno tylko miłość potrafi sprawić, że nudne i gnuśne życie staje się cudowne i nic innego się nie liczy.

– To prawda – zgodziła się Nerissa. – Mama nigdy nie ubolewała, że nie miała konia, nie prowadziła bogatego życia towarzyskiego, nie jeździła do Londynu ani nie kupowała eleganckich sukni, bo była szczęśliwa z tatą.

– I takiego szczęścia pani szuka – dokończył książę, nareszcie dopatrzywszy się w jej wypowiedzi czegoś pozytywnego. – Męża, który zapełniłby pani życie miłością, a wtedy nic nie miałoby już znaczenia.

W milczeniu wjechali w cień drzew. Nerissa wciąż rozważała jego słowa. Mówił cicho i chyba szczerze, więc chciała odpowiedzieć tak samo. Czuła się zupełnie inaczej niż z ojcem, z którym próbowała rozmawiać się i spierać się, choć on nie zwracał na nią uwagi. Odrzekła więc bez zakłopotania:

– Sądzę, że gdzieś w głębi serca chciałabym wyjść za mąż i mieć swój własny dom. Ale pozostaje jeszcze kwestia mężczyzny, z którym mam dzielić życie i, jak pan powiedział, nic innego właściwie się nie liczy.

Pamiętała, jak Delfina poślubiła lorda Bramwella dlatego, że był bogaty, choć nudził ją jako mężczyzna, do czego nawet się przyznawała.

– Czy jest jakaś konkretna osoba, z którą chciałaby pani dzielić to Eldorado?

Zabrzmiało to dość cynicznie, a ton był sarkastyczny. Nerissa roześmiała się.

– Skoro Wasza Książęca Mość poruszył ten temat, pomyślałam, że najlepszym towarzyszem byłby czworonóg, na którym jeżdżę. Jestem pewna, że żyłoby się z nim o wiele łatwiej i ciekawiej niż z przeciętnym mężczyzną.

– Nie mówimy o przeciętnym mężczyźnie, panno Stanley – odparł książę, – ale o kimś szczególnym, kogo pani kocha, oczywiście, z wzajemnością.

Nerissa czuła, że on znów sobie dworuje, więc powiedziała:

– Chyba zbyt mało wiem o tych sprawach i nie powinnam o nich rozmawiać. Proszę mi zamiast tego opowiedzieć o swoich koniach. Ma pan ich przecież całe mnóstwo!

– Wymiguje się pani, a dyskusja zapowiadała się nader intrygująco – odrzekł książę.

– Ale dość jednostronnie – rzuciła bez namysłu. – Pan ma tyle doświadczenia w tej dziedzinie, zaś ja nie posiadam zgoła żadnego!

– Czyżby nigdy pani nie kochała?

– W Queen’s Rest żyjemy bardzo spokojnie – odparowała dziewczyna. – Tatę odwiedzają panowie wykształceni, lecz bardzo już leciwi. Myślami przebywają najczęściej w świecie cegieł i zaprawy murarskiej.

Książę roześmiał się.

– To bardzo smutna opowieść, panno Stanley, ale przynajmniej może to pani nadrobić dziś wieczorem, ciesząc się towarzystwem licznie zgromadzonych panów.

– Przyjechaliśmy tu, by oglądać pańskie konie, Wasza Książęca Mość – zapewniła prędko, a książę znów się roześmiał.

Wracali przez piękny las w którym, jak sądziła Nerissa, zamieszkiwały chochliki, dobre wróżki i smoki, takie same, jak wyobrażała je sobie w dzieciństwie. W leśnej głuszy napotkali sadzawkę obrośniętą dokoła irysami, ocienioną gałęziami płaczących wierzb.

– Gdy byłem małym chłopcem wierzyłem, że to zaczarowane miejsce – powiedział książę nieoczekiwanie, a Nerissa otwarła szeroko oczy ze zdziwienia, mówiąc:

– Ja też mam takie odczucie. Wydaje mi się, że las należy do świata, który możemy odwiedzać porzucając ten, w którym żyjemy…

– A jak często pani to robi?

– Gdy tylko mogę – powiedziała po prostu Nerisssa – choć nie mam wiele czasu. – Książę wyglądał na zaskoczonego, więc wyjaśniła: – Tata jest bardzo samotny od śmierci mamy i choć pogrążył się w świecie książek lubi ze mną o nich dyskutować i odczytywać mi wszystko, co napisał. Czasami potrafię mu pomóc. Mam również, niestety, wiele obowiązków domowych.

Książę wykrzywił nieco usta, gdy powiedział:

– Od początku nie podobali mi się ci służący, których w ostatniej chwili złożyła choroba, a także przyjaciele, których dom musieliście opuścić, gdyż zapanowała tam odra.

Nerissa cicho krzyknęła.

– Prosiłam, aby pan o tym zapomniał – powiedziała. – A pan dalej drąży ten temat, choć tego nie wolno panu robić.

– Dlaczego?

– Bo Delfina byłaby bardzo… – Nerissa zamilkła.

Potrafił tak odwrócić jej uwagę, że omal nie wyznała mu prawdy, iż siostra byłaby bardzo, bardzo zła, gdyby dowiedziała się, że książę nie dał się oszukać. – Błagam, proszę obiecać mi, że nie wspomni pan o tej rozmowie Delfinie.

– Chyba już raz złożyłem obietnicę – powiedział książę. – Niech mi pani zaufa, Nerisso. Nie chcę, aby panią czy pani brata spotkało cokolwiek złego. Byłoby to dla mnie bardzo niemiłe, a przy tym zbyteczne.

Zapadło milczenie. Po chwili Nerissa, odwracając wzrok, powiedziała:

– To dość trudna sprawa, a chcę, by tata i Harry dobrze bawili się w tym cudownym miejscu i… nie żałowali później tego przyjazdu.

– Czy pani sądzi, że będą tego żałowali? – dociekał książę.

– Tak, jeżeli mnie pan przestraszy.

– A więc przyrzekam, że nie uczynię nic, co mogłoby panią w najmniejszym stopniu zaniepokoić. Chcę, aby pani dobrze się bawiła, Nerisso, a chyba nie będzie to trudne.

– Nie, oczywiście, że nie – zgodziła się Nerissa – to bardzo, bardzo miłe z pana strony, że zostaliśmy tu zaproszeni.

Znów zapadła cisza, po czym książę powiedział niechętnie:

– Podejrzewam, że powinniśmy wracać, a prawdę powiedziawszy jestem już głodny.

– Gdy tylko pan to powiedział, zaczęłam marzyć o śniadaniu – uśmiechnęła się Nerissa.

Wyjechali z lasu i ruszyli kłusem przez park. Podziwiając z daleka dom, Nerissa pomyślała, że chyba nigdzie na świecie nie ma tak bajecznych widoków. Sam książę także wyglądał jakby wyszedł z kart bajki i wydawał się najbardziej godnym właścicielem tego miejsca.

– Czy myśli pani o moim domu? – zapytał po chwili milczenia.

– Tak – odparła – a także o panu.

– I do jakiego wniosku pani doszła?

– Że znalazłam się w krainie z moich snów!

Książę roześmiał się.

– To jeden z najmilszych komplementów, jakie kiedykolwiek mi powiedziano, a sny czasem się sprawdzają.

Nerissa znów popatrzyła na dom.

– Sądzę, że ktokolwiek zbudował Lyn, musiał włożyć w to dzieło nie tylko swe myśli, ale również serce i duszę. Inaczej ten dom nie byłby tak idealny; ludzki, a zarazem boski!

Mówiła już bardziej do siebie niż do księcia i dopiero, gdy dostrzegła jego spojrzenie, pomyślała, że może była zbyt szczera.

– Przepraszam – powiedziała prędko – ale pytał pan o moje odczucia.

– Właśnie to chciałem usłyszeć – odparł spokojnie.

W milczeniu dojechali do wejścia.

Wystawa koni była dla Harry’ego rajem na ziemi, a ponieważ spędzili z Nerissą wiele czasu na oglądaniu koni i towarzyszących wystawie imprez, był w siódmym niebie.

Dopiero gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Delfina, która chyba rozmyślnie unikała siostry, podeszła do niej mówiąc:

– Nerisso, jest ktoś, kto bardzo pragnie cię poznać, więc obiecałam, że zostaniesz przedstawiona.

Obok niej stał wysoki jegomość o wojskowej posturze, z podkręconym wąsikiem. Nerissa widziała go już wczorajszego wieczoru w domu i nie uznała za szczególnie miłego.

Przy kolacji siedział niedaleko niej i, zaśmiewając się, czynił głośne uwagi o innych gościach, zniżając w odpowiednich momentach głos i zasłaniając usta ręką. Uznała to za bardzo złe maniery, których nie pochwalałaby jej matka.

Delfina dokonała prezentacji:

– Oto sir Montague Hepban, a to, jak dobrze wiesz, Montague, moja siostra, Nerissa.

– Którą bardzo pragnąłem poznać – dokończył sir Montague. – Wczorajszego wieczoru miałem nadzieję z panią zatańczyć, ale, niestety, zniknęła pani i szukałem na próżno.

Delfina roześmiała się.

– To niepodobne do ciebie, Montague – powiedziała. – Myślałam, że zawsze osiągasz swój cel.

– Zawsze – przyznał Montague – o ile mam dość czasu.

Delfina pozostawiła ich samych.

– Czy nie ma pani już dość tej prezentacji koniny? – zapytał – bo ja tak, więc proponuję, abyśmy poszli gdzieś usiąść. Chciałbym porozmawiać i mieć szansę powiedzieć, jak bardzo jestem urzeczony pani śliczną twarzyczką.

Jego słowa wydały się Nerissie nieszczere i, jak mawiał Harry, obleśne. Nie miała wątpliwości, że wcale nie pragnie towarzystwa sir Montague’a, choć on na pewno nie opuści jej przez resztę popołudnia. Trudno było się go pozbyć, znając tak niewiele osób, a on, choć rozmawiał niemal ze wszystkimi, których spotykali, nie przystawał, tylko trzymając ją pod ramię przeciskał się przez tłum, zmierzając ku domowi.

– Nie chcę wracać – powiedziała prędko. – Jestem pewna, że nie widziałam jeszcze wielu rzeczy.

– Oboje widzieliśmy już dość – nalegał stanowczo sir Montague – a główne imprezy już się skończyły. Jak pani widzi, książę wręcza nagrody z nadętą, dobroduszną miną, jak zwykle przy takich okazjach.

Może miał to być żart, ale dziewczyna uznała go za niegrzeczny. Szła w milczeniu, czując, że jej upór byłby krępujący, a po tylu godzinach spędzonych na wystawie była zgrzana i zmęczona.

– W domu znajdziemy coś chłodnego do picia – mówił sir Montague – a potem, o ile nie zmęczyło pani zwiedzanie, zobaczymy orchidee w palmiarni. Uważam, że kwiaty, które nosiła pani wczoraj we włosach znalazły idealne miejsce, by złożyć tam swe delikatne płatki.

– Gdy wrócimy, chciałabym się udać do mojego pokoju i przebrać się – zapowiedziała Nerissa. – Dziś było gorąco i o niczym bardziej nie marzę niż o chłodnej kąpieli przed kolacją.

– Szkoda, że nie mam tego przywileju, aby panią przy tym widzieć – westchnął sir Mintague.

Nerissa zamarła w bezruchu.

Uznała jego słowa za obraźliwe, mimo że wypowiedziane były żartobliwym tonem.

Potem stwierdziła, że to jej wina, gdyż nie powinna przecież wspominać o kąpieli.

– Musi mi pani o sobie opowiedzieć – powtarzał sir Montague. – Aż trudno uwierzyć, że istnieją kobiety tak młodziutkie i śliczne. Niczym Persefona przynosi pani wiosnę wszystkim, którzy panią oglądają.

Sir Montague wziął ją pod rękę, a Nerissa poczuła odrazę do palców, które jej dotykały i uznała, że jej towarzysz zbytnio się spoufala. Była jednak zmuszona wejść z nim po schodach. Gdy chciała udać się na górę, jak zamierzała, on stanowczo poprowadził ją w stronę salonu.

– Już panu powiedziałam, panie Montague, że pragnę się przebrać.

– Nie ma pośpiechu – odparł. – Nie pozwolę odejść kobiecie, której tak długo szukałem. Proszę usiąść i opowiedzieć mi o sobie.

– Nie mam nic do opowiedzenia – oświadczyła Nerissa. – Czy zna pan moją siostrę od dawna?

– Pani siostra błyszczy niczym gwiazda na londyńskim firmamencie. Rzuciła nas wszystkich na kolana.

– Jest bardzo piękna.

– Tak jak i pani!

Sir Montague pociągnął ją ku kanapie, a ponieważ nie mogła opierać się bez niezręcznej szarpaniny, usiadła. On zaś spoczął obok, żenująco blisko, i oparł ramię o poręcz kanapy, dotykając jej ramion. Siedząc sztywno, postanowiła odwrócić jego uwagę:

– Może warto byłoby napić się herbaty? Czuję się bardzo spragniona.

– Ja też, skoro już pani o tym wspomniała – powiedział sir Montague – ale to zajmie nam mnóstwo czasu, a jestem pewien, że gdzieś w tym pokoju stoi taca z grogiem. Nasz gospodarz jest bardzo hojny, co mnie cieszy, gdyż nie grozi nam pragnienie.

Podniósł się i podszedł do stolika w kącie. Znalazł tam tacę z karafkami, a także butelkę szampana w naczyniu z lodem. Nalał dwa kieliszki i przyniósł je Nerissie. Dziewczyna zastanawiała się, jak zakończyć tę rozmowę unikając niezręcznej sytuacji. Sir Montague znów usiadł i wzniósł kieliszek.

– Za pani piękne oczy! Oby spojrzały na mnie z łaskawością, o jakiej marzę. – Nerissa odwróciła wzrok. – Mówię szczerze. Odkąd panią ujrzałem, wiem, że spotkałem tę, której szukałem przez całe życie.

– Jestem przekonana, że to nieprawda – powiedziała Nerissa. – Właściwie wczoraj nie poświęcił mi pan wiele uwagi, a wcale nie sądzę, aby później chciał pan ze mną zatańczyć.

Bardzo dokładnie pamiętała, jak zachowywał się wówczas sir Montague. Przypominała sobie, że popisywał się przed siedzącą po jego prawej ręce damą, wyjątkowo atrakcyjną, rudowłosą, ze szmaragdowym diademem na głowie. Potem, jak pamiętała, gdy panowie powrócili do dam, on od razu podszedł do tamtej pani i najwyraźniej miał jej wiele do powiedzenia. Więc dlaczego, zastanawiała się Nerissa, zachowywał się teraz w ten sposób?

Nagle domyśliła się przyczyny. To za namową Delfiny, która poprosiła go, by trzymał ją z dala od księcia! Niestety, siostra pewnie dowiedziała się o ich wspólnej przejażdżce o poranku.

Ta teoria wydawała się dość nieprawdopodobna, więc Nerissa pomyślała, że sama ją wymyśliła. Jednak intuicja utwierdzała ją w przekonaniu, że ma rację. Ogarnęło ją przerażenie.

Odstawiła kieliszek, wysączywszy tylko niewielki łyk, i wstała, zanim sir Montague zdołał ją powstrzymać.

– Było mi bardzo miło, ale naprawdę muszę już iść i sprawdzić, czy wrócił mój ojciec. Wiem, że zwiedzanie wystawy go zmęczyło, a jest parę spraw, które muszę z nim omówić.

– Ja mam z panią nie mniej do omówienia – odparł sir Montague – więc upewnię się, czy przy kolacji będziemy siedzieć obok siebie, a potem możemy pójść potańczyć. Albo, jeśli pani woli, pokażę pani zakątki tego domu, których dotąd pani nie widziała.

– Dziękuję, to bardzo miło z pańskiej strony – powiedziała Nerissa wymijająco.

Zdążył już podnieść się z kanapy i podejść do drzwi, zagradzając jej drogę.

– Zanim pani odejdzie, chcę wyznać, jak bardzo podziwiam jej urodę, i jak powabnymi znajduję pani usta. – Dziewczyna zamarła w bezruchu, po czym chciała cofnąć się, lecz nie zdążyła, bo on już ją objął. – Mam uczucie – mówił Montague – że nikt pani nie całował i chcę być tym pierwszym.

– Nie, nie, proszę tego nie robić! – protestowała Nerissa. – Usiłowała się wyrwać, odpychając go obiema rękami, lecz zdawała sobie sprawę z siły jego ramion i miała przerażające uczucie, że znalazła się w pułapce bez wyjścia. – Proszę, proszę… Nie wolno panu tego robić!

– Nie powstrzyma mnie pani. Chcę pocałunku, Nerisso, bardzo dawno niczego tak nie pragnąłem.

Trzymał ją przy sobie, lecz ona wciąż odwracała głowę to w jedną, to w drugą stronę. Ze zgrozą zdała sobie sprawę, że nie ucieknie, a pocałunek jest tylko kwestią sekund.

– Proszę mnie puścić! – wołała.

A gdy przyciągnął ją jeszcze bliżej, zaczęła krzyczeć.

– Jesteś moja, mała boginko wiosny! – mówił sir Montague.

Nerissa znów krzyknęła. Wtem od drzwi rozległ się chłodny, wręcz lodowaty głos.

– Co tu się dzieje i kto krzyczy? – pytał książę.

Nerissa wiedziała, że jest uratowana. Sir Montague puścił ją, ona zaś wyrwała się i pobiegła ku swemu wybawcy, który stał w progu, imponujący i groźny. Bezwiednie wyciągnęła ku niemu rękę, wciąż roztrzęsiona z trwogi. Przez chwilę nikt się nie odzywał, w końcu przemówił książę:

– Dziwiłem się właśnie, dlaczego opuścił pan wystawę tak wcześnie, i Sylwia także się nad tym zastanawiała!

– Jak pan wie, Lynchester, wszystko ma swoją miarę! – powiedział Montague butnie.

– Najwyraźniej tego właśnie zdania jest panna Stanley – stwierdził książę.

Na dźwięk swego nazwiska Nerissa, czując się już bezpieczna przed zakusami sir Montague’ego, uznała, że nie powinna dłużej pozostawać w pokoju.

Cichutko coś powiedziała, odsunęła się od księcia i wyszła. Obaj panowie wsłuchiwali się w cichnące w oddali odgłosy kroków. Potem książę powiedział:

– Ona jest za młoda na pana zapędy, Montague, i proponuję, abyś zostawił ją w spokoju.

– Oczywiście, skoro pan nalega. Właściwie to nie był mój pomysł, tylko Delfiny Bramwell. Sądzę, że jest zaniepokojona, gdyż pan patrzy w innym kierunku, niż ona się spodziewała.

Sir Montague nie czekając na odpowiedź wyszedł nonszalancko z pokoju, jak zawsze, gdy był zakłopotany. Książę nawet nie obejrzał się za nim, tylko podszedł do okna i stał wyglądając na dwór.

Загрузка...