Rozdział czternasty

Hawajski miesiąc miodowy skończył się wraz z barbecue. Od tego czasu Billie i Moss nader rzadko spędzali wieczory w domu. Wykonali pierwszy krok; teraz nadeszła ich kolej na przyjmowanie zaproszeń. Moss często przesiadywał w sąsiadującym z bazą klubem oficerskim.

– To dla mnie ważne, Billie – tłumaczył, ilekroć narzekała. – Przecież proszę tylko o to, byś tam ze mną była. Nie musisz nic robić.

– Ale wolałabym zostać tutaj, z tobą, a nie z tuzinem innych. Poza tym wszystkie kobiety są ode mnie dużo starsze, właściwie nie mamy ze sobą nic wspólnego.

– Nie lubię, kiedy marudzisz, Billie. Awansu nie dostaje się wyłącznie za zasługi w bitwie. Jesteś moją żoną, jedną z Colemanów. Mieszkałaś w Sunbridge dostatecznie długo, by się nauczyć, jak należy postępować. Tego się po tobie spodziewam. A teraz idź się ubrać.

– Moss, gdybyś planował karierę wojskową, to co innego. Ale przecież po wojnie wrócisz do Teksasu. Dlaczego to takie ważne?

– Bo chcę zajść tak wysoko, jak tylko możliwe. Chcę być tam, gdzie podejmuje się decyzje. Nikt nie wie, ile czasu jeszcze potrwa wojna, a chcę wtrącić moje trzy grosze. Mam kilka dobrych pomysłów, ale nikt mnie nie wysłucha, dopóki będę zwykłym instruktorem lotnictwa. Teraz rozumiesz?

– Nie bardzo. Nie pojmuję, do czego ja jestem ci potrzebna. Thad nie ma żony, która zabawiałaby grube ryby w jego imieniu, i z całą pewnością nie zabiega o awanse.

Moss nie umiał pogodzić się z niedawnym awansem przyjaciela. Ciągle miał w uszach słowa ojca: „uważaj, synu, bo ten Jankes cię wyprzedzi!”

Billie natychmiast pożałowała swoich słów i pokornie zniknęła w łazience. Przynajmniej pokazuje światu swoje nowe kreacje. Musi podtrzymywać wizerunek Colemanów. Później Moss wygładzi jej nastroszone piórka pocałunkiem i pomrukiem zachwytu. Rzecz, jakiej Billie najbardziej potrzebowała, to aprobata męża.

Mossowi nie bardzo przypadła do gustu jej nowo nabyta pewność siebie. Pod wieloma względami pragnął, by była bardziej niezależna, bo w ten sposób sam miał więcej swobody i nie czuł się taki zobowiązany. Tak naprawdę jednak wolałby, żeby na zawsze pozostała miłą, posłuszną dziewczyną, którą poznał w Filadelfii. Odpowiadała mu dominująca rola i drażnił upór, jaki od czasu do czasu przejawiała Billie. Wszystko układało się znakomicie, kiedy jej mówił, żeby nie zawracała sobie niczym ślicznej główki, a ona słuchała. Tymczasem nowa Billie żądała odpowiedzi, a Moss nie zawsze był na to przygotowany.

To, co powiedziała o Thadzie, nie dawało mu spokoju. Może to ona ma rację, a nie on. Możliwe, że jej przyjazd na Hawaje wzbudził zazdrość innych. Nie pozwolił nikomu zapomnieć, że jako Coleman jest traktowany specjalnie. No i barbecue – chyba rzeczywiście nie był to taki genialny pomysł. Instynkt nie zawiódł Billie i tym razem. Moss wrócił na fotel z pełną szklanką w ręku. Podjął decyzję: wszyscy poznali już jego uroczą żonę… Czas, by wróciła do domu.

Billie weszła pod prysznic. Szkoda, że nie może sobie pozwolić na długą rozkoszną kąpiel z aromatycznym olejkiem. Później posypałaby ciało talkiem i wślizgnęła się do Mossa. Rozczarowana, zmarszczyła czoło. Towarzyskie spotkania zazwyczaj kończyły się bardzo późno, a Moss wracał do bazy wczesnym rankiem. Właściwie nie mieli dla siebie czasu, w każdym razie nie na powolne, leniwe kochanie się. Uprawiali miłość pośpiesznie i nerwowo, tak jak wszystko w ostatnich dniach.

Namydliła ramiona, szyję i piersi, cięższe i bardziej wrażliwe niż zwykle. Pamiętała to uczucie z okresu ciąży z Maggie.

Wyrzuty sumienia sprawiły, że wróciła myślami do dziecka, które zostawiła w Teksasie. Nie widziała córki od prawie dwóch miesięcy. Policzyła na palcach – przybyła na Hawaje siedem tygodni temu. Siedem tygodni – i przez ten czas ani razu nie miesiączkowała. Kiedy uświadomiła sobie, co to może oznaczać, ugięły się pod nią nogi i powróciły wszystkie ostrzeżenia doktora Warda. Nie, to niemożliwe. Wszystkiemu jest winien ciągły ruch, pływanie, słońce. Z wahaniem dotknęła piersi. Opóźniona miesiączka nie musi oznaczać ciąży, a piersi są wrażliwe, bo kończy cykl.

Szybko spłukała pianę. Moss czeka. Zapewne już się niecierpliwi. Nie po raz pierwszy od przyjazdu na Hawaje rozważała, czy nie powiedzieć mu, co lekarz mówił na temat kolejnej ciąży. I nie po raz pierwszy doszła do wniosku, że nie jest w stanie tego zrobić. Martwiłby się o nią, jakby nie dość miał swoich problemów. W głębi duszy wiedziała, że prawdziwym powodem jej milczenia jest fakt, że wstydziła się swojej niedoskonałości, choć nie miała na to wpływu. Co prawda, Agnes znała zdanie Warda i gdyby coś było naprawdę nie w porządku, ostrzegłaby ją. Przecież to jej matka.

Wyszła z łazienki w białym szlafroku i pantoflach na wysokim obcasie. Moss zdążył utwierdzić się w swojej decyzji i postanowił odesłać ją do Stanów jak najszybciej. Wymyślić jakiś powód.

– Billie! – powitał ją szerokim uśmiechem. – Jesteś wspaniała! – Z zachwytem patrzył na smukłe biodra rysujące się pod grubą tkaniną. – Masz rację, dzisiaj powinniśmy zostać w domu.

Zniknęła w jego objęciach, gładziła ciemne włosy na karku. Przyciągnął ją do siebie, odnalazł usta i szyję. Pod wpływem pożądania jej wątpliwości topniały. Oto jej mąż, kochają i tej nocy nie chce się nią z nikim dzielić. Kiedy przewracał ją na łóżko, mrucząc coś gardłowo do ucha, po jej policzkach spływały łzy radości i wdzięczności.


* * *

Niecały tydzień później Moss wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Billie od razu się domyśliła, że coś musiało zajść niedobrego.

– Czy coś się stało? – zapytała, choć bała się usłyszeć jego odpowiedź.

– Billie, kochanie, nie mogę tu zostać. Wpadłem po rzeczy. Muszę natychmiast wracać, chciałem cię zobaczyć, zanim wyjadę.

– Wyjeżdżasz? Dokąd? – Mieli dla siebie tak mało czasu. Już za nim tęskniła.

– Nie mogę ci tego powiedzieć, Billie. Rozumiesz, prawda? Dzwoniłem do ojca. Postara się zorganizować ci powrót do Stanów.

– A nie mogłabym poczekać na ciebie tutaj?

– Billie, skarbie, nie patrz na mnie w ten sposób. Dlaczego chcesz tu zostać? Nie mam pojęcia, kiedy wrócę, a w Teksasie czeka na ciebie nasza córeczka. Nie mogę zostawiać cię samej na Hawajach! To niemożliwe! Nie miałbym chwili spokoju!

Przytuliła się do niego, zbyt zrozpaczona, by płakać.

– Muszę wiedzieć, dokąd jedziesz. Kiedy się znów zobaczymy?

– Głowa do góry, Billie. Wiedziałaś, że kiedyś do tego dojdzie. Tata także wiedział wysyłając cię do mnie. Nie masz na to wpływu. No, chodź tu – poprosił miękko. Oparł brodę na czubku jej głowy, żeby nie wyczytała kłamstwa z jego oczu. „Enterprise” nie była jeszcze gotowa do drogi.

Billie wsłuchiwała się w bicie jego serca. Musi być dzielna. Przynajmniej tyle może zrobić dla ukochanego, który wyrusza na wojnę.

Drżącymi rękami gładził złote włosy. Tak pięknie pachnie, tak delikatnie go dotyka. Za to, co jej robił, będzie się smażył w piekle. Ale, do licha, on też się poświęca!

– Kochanie, czas na mnie. Uważaj na siebie i pisz. Codziennie, długie listy. Pisz o Maggie i o życiu w Sunbridge. Dzięki twoim listom jestem bliżej was. Pozdrów mamę i tatę. Powiedz, że do nich napiszę.

– Moss, tak bardzo cię kocham. Nie mogę się temu oprzeć.

Przyłożył palec do jej drżących warg.

– Ciii. Uśmiechnij się, Billie. Uśmiechnij się dla mnie. Taką chcę cię pamiętać.

Billie była załamana. Czy kiedykolwiek uda jej się pozbierać? Pomogła mu spakować torbę i odprowadziła do dżipa.

– Kocham cię, Moss – powtórzyła, kiedy się żegnali.

– Wiem, skarbie, wiem.

Następnego dnia Billie Coleman opuściła Hawaje. Znowu była w ciąży.


* * *

Mieszkańcy Sunbridge powitali ją w piżamach i koszulach nocnych. Zbyt zmęczona, by szczegółowo odpowiadać na pytania, poinformowała Setna i matkę, że Moss ma się doskonale, i uciekła do pokoju. Trudno, jeśli chcą usłyszeć wszystko z detalami, muszą poczekać. Teraz musiała zobaczyć córeczkę, przytulić policzek do ciemnej główki. I spać tak długo, jak tylko możliwe.

– Co to ma, do cholery, znaczyć, Aggie? – Seth nie posiadał się ze zdumienia. Agnes z trudem powstrzymywała śmiech, jednak co chwila zerkała na jego nocny strój. Nie przypuszczała, że w dzisiejszych czasach szyją jeszcze męskie koszule nocne. Na dodatek z czerwonej flaneli. O, urwany guzik. Musi zwrócić Ticie uwagę.

– Czy ta dziewczyna nie rozumie, że od rana czekam na wiadomości jak krowa na paszę?

– Powiedziała ci wszystko w skrócie, Seth. Jest zmęczona. Niewykluczone, że nasz cel został osiągnięty i pewne objawy dają się we znaki Billie już we wczesnym stadium. Cierpliwości. Jutro też jest dzień. Moss ma się dobrze, a to najważniejsze. Idź spać. Rano porozmawiamy.

Odesłała go. Na Boga, Aggie odesłała go jak dzieciaka. Zazgrzytał zębami, ale jedno spojrzenie na nią wystarczyło, by się przekonać, że niczego nie wskóra. Marchewką osiąga się lepsze rezultaty niż kijem, jak powtarzała.

Billie na palcach przemierzała długi korytarz. Niania natychmiast poderwała się z wąskiego łóżka przy ścianie. Na widok Billie westchnęła głośno i przygładziła do tyłu siwe włosy. Twarz młodej kobiety rozjaśnił uśmiech, gdy pochyliła się nad śpiącym dzieckiem. Mała jest podobna do Mossa. Przynajmniej ma jego nos. Brodę odziedziczyła po Billie, ale nos wyraźnie był Mossa.

Długie ramię zagrodziło jej drogę, gdy chciała wziąć dziecko na ręce. Billie popatrzyła niani w oczy:

– Proszę wracać do łóżka. Wezmę córkę na ręce, usiądę w bujanym fotelu i będę ją kołysała. Jeśli ma pani coś przeciwko temu, proszę się spakować i odejść. Szofer jeszcze nie śpi, niedawno przywiózł mnie z lotniska. Ma pani kilka minut do namysłu. Jestem bardzo zmęczona i chcę wziąć córkę na ręce.

– To może zaszkodzić małej. Często ma kolki, powinna dużo spać. Nigdy nie pozwalam, by moich podopiecznych budzono w środku nocy. – Choć mówiła twardym głosem, pierwsza spuściła wzrok. Posłusznie wróciła do łóżka. Nigdy nie wyrzucono jej z posady. Nie chciała, by teraz jato spotkało.

Miękkie włoski przyjemnie łaskotały Billie w policzek. Maggie pachniała słodko i czysto. Tuląc ją, była bliżej Mossa. Dziewczynka poruszyła się i beknęła głośno.

– Wykapany tatuś! – Billie usadowiła się w fotelu.

Kołysała się rytmicznie i szeptem opowiadała śpiącemu dziecku o pobycie na Hawajach. Godzinę później, kiedy jej powieki same się zamykały, wtuliła twarz w pachnące ciałko. Jej ciało i krew, jej i Mossa.

Przez dobre pięć minut przyglądała się śpiącemu maleństwu. Potem podeszła do niani.

– Z Maggie wszystko w porządku. Odbiło się jej raz, bardzo głośno. Nie zgniotłam jej, jak pani widzi, i nie upuściłam, nie zasnęłam. Śpi smacznie i zapewne nie obudzi się do rana. Dobranoc.

– Pani Coleman, moim obowiązkiem jest poinformować o tym zajściu pana Colemana. Powierzył Maggie mojej wyłącznej opiece.

Billie zatrzymała się przy drzwiach:

– Na pani miejscu nie robiłabym tego, panno Jenkins. Chyba że nie chce pani już tu pracować. Wybór należy wyłącznie do pani.

Niańka odprowadziła ją wzrokiem. W gruncie rzeczy zgadzała się z młodą kobietą. Hawaje dobrze jej zrobiły. Może nauczy starego, że pieniądze to nie wszystko.

Billie ostatkiem sił zdjęła z siebie ubranie. Zbyt zmęczona, aby szukać koszuli nocnej, naga wślizgnęła się do łóżka. Z Mossem zawsze tak sypiała. Lubiła dotyk satyny na skórze. Zasnęła, kiedy tylko przyłożyła głowę do poduszki.


* * *

Przesłuchanie zaczęło się przy kolacji następnego dnia.

– Jak wygląda? Czy jest zdrowy? Dokąd go teraz wysłano? Dlaczego nie zostałaś dłużej? Nie mów tylko, że wróciłaś z powodu Maggie?

Billie odważnie wytrzymała spojrzenie teścia:

– Tak, Moss jest zdrowy. Wygląda bardzo dobrze. Nie wiem, dokąd go wysłano, dowództwo marynarki wojennej nie raczyło mnie o tym poinformować. Jest z nim Thad i inni przyjaciele.

– Co robiliście, kiedy miał wolne? Dziewczyno, nie rozumiesz, że chcę wiedzieć wszystko o moim synu?

Billie przekroiła pieczonego kartofla na pół, wybrała miąższ łyżeczką i zmieszała z odrobiną kwaśnej śmietany. Nie dlatego, żeby była głodna, po prostu musiała czymś zająć ręce.

– Dużo rozmawialiśmy o Maggie. Spacerowaliśmy po plaży. Kąpaliśmy się wczesnym rankiem i późnym wieczorem. Kiedy Mossa zatrzymano w bazie na dłużej, Thad Kingsley zabrał mnie na wycieczkę po wyspie. Wcale nie spędziłam z Mossem wiele czasu. Właściwie to były raczej godziny niż całe dnie, w sumie pewnie mniej niż tydzień.

Agnes bezwiednie kruszyła kromkę chleba na drobne kawałeczki. Po raz pierwszy słyszała taką zawziętość w głosie córki. Ukradkiem zerknęła na Setha.

Ten mierzył synową piorunującym wzrokiem:

– A dlaczego to Kingsley pokazywał ci wyspę? Czemu nie Moss? Znając go, nie lubi takiego pieprzenia w bambus, ale byłaś tam po raz pierwszy. On i ten Kingsley bardzo się przyjaźnią?

– Mówiłam już, Mossa zatrzymano w bazie. Thad okazał się tak uprzejmy, że zaproponował mi wspólną przejażdżkę. Jest bardzo miły. To najlepszy przyjaciel Mossa.

– Jak się udało barbecue?

– Wspaniale. Przyszli wszyscy zaproszeni; oficerowie z żonami i cywile, którzy pracują w bazie. Moss obiecał wysłać ci film, żebyś go tutaj wywołał. Jego kolega robił zdjęcia. Przyjęcie trwało do trzeciej nad ranem. Resztki zabrano do kantyny. Jak twierdził Thad, zapewne zrobią z nich potrawkę.

– Wysłał list? Prosił, żebyś mi coś przekazała? – dopytywał się Seth. Billie patrzyła mu prosto w oczy. Widziała w nich niecierpliwość i nadzieję.

– Miałam przekazać, że bardzo was kocha, i że tobie dedykuje następny japoński samolot, który zestrzeli.

Agnes odłożyła widelec, uniosła szklankę z wodą. Odnalazła wzrok Billie. Z aprobatą skinęła głową, słysząc ostatnie kłamstwo. Kiedy Seth uśmiechnął się zadowolony, Billie niemal niezauważalnie podniosła głowę.

Zaraz potem przeprosiła teścia i matkę i odeszła od stołu. Postanowiła zajrzeć do Jessiki. Krótka wizyta po lunchu właściwie się nie liczyła. Billie była przerażona zmianami, jakie zaszły w teściowej w czasie jej nieobecności. Kiepsko było z nią. To określenie najlepiej pasowało do jej stanu. Mimo braku doświadczenia, Billie wiedziała, że Jessica umiera. W zapadłych, smutnych oczach malowała się pustka, niewyraźne słowa nie zawsze miały sens. Billie bolało serce, kiedy na to patrzyła.

Jessica drzemała. W dłoni ściskała różaniec. Modlitwa dawała jej ukojenie, choć czasami zapominała słów. On wie, co chce powiedzieć, o czym myśli. On zrozumie.

Billie stanęła przy oknie. Stary dąb o konarach wykręconych artretyzmem wyciągał ku nim ramiona. Jest starszy niż Jessica i przeżyje ją o wiele lat. Jeszcze długo będzie dawał cień w lecie i drewno w zimie. Czegóż więcej można wymagać od drzewa? A czego oczekiwano od drobnej istoty w bawełnianej koszuli nocnej? Niczego. Jej życie dobiegało końca. Agnes i Seth zaglądali do niej z poczucia obowiązku. Na wyraźną prośbę Billie niania codziennie przynosiła jej wnuczkę.

Jessica się obudziła. Powitała synową uśmiechem:

– Jak się masz, Billie? Czyżbym znowu zasnęła? Ostatnio ciągle drzemię. Wybacz, kochanie. Proszę, usiądź i opowiedz mi o podróży. Czy mogłabyś zacząć od samego początku? Obawiam się, że zapomniałam wszystkiego, co mi opowiadałaś wcześniej. Aha, Billie, czy wysłałaś mój list do Amelii?

– Tak, zaraz po lunchu. Ułóż się wygodnie, a ja opowiem ci o wszystkim ze szczegółami, nawet o kwiatach plumerii. – Przysunęła sobie wysokie krzesło. Mówiła i mówiła. Po godzinie Jessica zamknęła oczy. Billie opowiadała jeszcze przez chwilę, później zaś, zadowolona, że babcia Maggie smacznie śpi, na palcach obeszła pokój i zgasiła wszystkie lampy, z wyjątkiem malutkiej na nocnym stoliku. Pochyliła się nad teściową i pocałowała ją w pomarszczony, suchy policzek.

Idąc do swego pokoju, myślała o liście do Amelii, który dołączyła do listu Jessiki. Na pierwszych trzech stronach opisywała nowinki z Sunbridge i wieści o Mossie, zanim zebrała się na odwagę i bez owijania w bawełnę stwierdziła, że jej zdaniem Jessica umiera. „Jeśli to tylko możliwe”, napisała „postaraj się wrócić do domu. Rozumiem, że wojna bardzo komplikuje sytuację, ale gdyby zaszła taka potrzeba, twój ojciec na pewno ci pomoże”. Podpisała po prostu „Billie”.


* * *

Jeszcze nie obudziła się do końca, a już wiedziała, że coś jest z nią nie w porządku. Był wczesny ranek. Równo miesiąc temu wróciła z Hawajów. Dopiero po dwóch minutach dotarło do niej, co się dzieje: będzie wymiotować. Wyskoczyła z łóżka i w rekordowym czasie dopadła łazienki. Zaciskała na muszli klozetowej palce białe jak porcelana, której dotykały.

Agnes i Seth zmierzali do jadalni na wczesne śniadanie. Usłyszawszy odgłosy dobiegające z pokoju Billie, popatrzyli na siebie porozumiewawczo, ale nie zwolnili kroku.

Billie spojrzała w lustro. Jej skóra przybrała intrygujący odcień starej pieczarki. Wróciła do łóżka. Nie potrzebowała kalendarza, by się upewnić. Jest w ciąży. Gdzieś w głębi duszy wiedziała o tym od dawna. Prawdopodobnie stało się to tamtego dnia, gdy Moss spóźnił się do bazy.

Ukryła twarz w poduszce i zaniosła się szlochem. Kolejne osiem miesięcy cierpień.

– Och, Moss – jęknęła.

Dopiero dużo później podjęła pierwszą próbę wstania. Kręciło jej się w głowie. Głośno przełknęła ślinę i podźwignęła się z łóżka. Po kąpieli i prysznicu poczuła się dużo lepiej. Może herbata i tost nie spowodują rewolucji w żołądku. Potem umówi się na wizytę u lekarza. Będzie zły, że go nie posłuchała. Teraz żałowała, że nie była bardziej ostrożna.

Zeszła na dół. Tam czekała na nią matka. Nie było z nią Setha, co wydawało się dziwne, ponieważ zazwyczaj trzymali się razem jak papużki nierozłączki.

– Gdzie Seth? – odezwała się Billie.

– Jeździ konno. Dlaczego pytasz? – zainteresowała się Agnes.

– Tak sobie. Mamo, napijesz się ze mną herbaty? Chciałabym zamienić z tobą kilka słów. Pod warunkiem, oczywiście, że nie jesteś bardzo zajęta.

– Ojejej, wstałyśmy lewą nogą, co, Billie? Czy masz jakieś problemy? Może mogłabym ci jakoś pomóc?

Ciepłe słowa sprawiły, że Billie po raz pierwszy od dawna poczuła więź łączącą ją z matką. Ostatnio bardzo się od siebie oddaliły. Dokładnie mówiąc, odkąd poznała Mossa.

Herbata była gorąca i aromatyczna. Agnes wsypała łyżeczkę cukru do swojej filiżanki i czekała cierpliwie.

– Mamo, chodzi o Jessicę. Zapewne wiesz, że nie zostało jej dużo czasu. Czy poprosisz Setha, żeby spróbował ściągnąć Amelię do domu? Napisałam do niej, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Nie wiadomo, czy w ogóle dostała mój list, może dotrze do niej za miesiąc albo jeszcze później, a Jessica nie ma tyle czasu. Seth ma potężnych przyjaciół. Byłoby okropne, gdyby Amelia nie dotarła na czas.

Słowa córki kompletnie zbiły Agnes z tropu. Nie tego się spodziewała, nie to chciała usłyszeć. Billie przesadza, z Jessicą chyba nie jest aż tak źle. Seth w każdym razie nie przejmował się zbytnio jej stanem.

– Kochanie – odparła – Jessica niedomaga, ale to nie znaczy, że umiera. Lekarz nie podziela twego niepokoju. Przyznaję, pogorszyło się jej, gdy wyjechałaś, ale teraz już wraca do siebie. Jeśli zrobię to, o co mnie prosisz, Seth uzna, że wtrącamy się w nie swoje sprawy. Wcale nam nie podziękuje, zapewniam cię.

Billie znieruchomiała.

– A więc nie porozmawiasz z nim? – A gdy matka potwierdziła ruchem głowy, zadecydowała: – W takim razie ja to zrobię.

– Billie, czy ty masz pojęcie, o czym mówisz? Trwa wojna. Anglia to beczka prochu, może lada dzień wybuchnąć. Wątpię, by komukolwiek udało się stamtąd wyjechać do Stanów.

– Musimy spróbować. Nie zależy ci na tym, mamo?

– Oczywiście, że mi zależy, jednak żądasz rzeczy niemożliwych. Nawet wysoko postawieni przyjaciele Setha tu nie pomogą.

– Dlaczego nie? Pomogli mu przecież wysłać samolot Czerwonego Krzyża na Hawaje, zapomniałaś o tym? – stwierdziła Billie z goryczą. – Ja mówię o czymś nieco poważniejszym i odrobiną ważniejszym, nie sądzisz? To kwestia tego, czy Jessica zobaczy córkę przed śmiercią.

– Dobrze, Billie. Porozmawiam z Sethem. Ale już teraz mówię ci, że niczego nie załatwi. Tam toczy się wojna.

– Jeśli ktoś w końcu czegoś nie zrobi, wojna wybuchnie także tutaj – zdenerwowała się Billie. – Wybacz, mamo. Muszę do kogoś zadzwonić, a później poczytam Jessice na głos. I wiesz, korona chyba nie spadłaby ci z głowy, gdybyś spędzała z nią więcej czasu i wkładała w to więcej serca. Myślałam, że teraz, gdy jesteś panią na Sunbridge… och, nieważne. Później porozmawiamy.

Coś takiego, mała Billie stawia żądania! Nie przypuszczała, że dożyje takiego dnia. Agnes machinalnie stukała łyżeczką w filiżankę. Niby mimochodem sprowadzi rozmowę na temat Amelii i zobaczy, jak Seth zareaguje i co z tego wyniknie. Jessica nie umiera. Ale czy na pewno? Mężczyźni rzadko zauważają rzeczy oczywiste. Zanim porozmawia z Sethem, sama się o tym przekona.

Billie obserwowała matkę przez cały dzień. Agnes odwiedziła Jessicę, na co ta zareagowała wielkim ożywieniem. Wydawała się pogodna i świadoma, co się wokół dzieje. Dopiero po wyjściu gościa bezwładnie opadła na poduszki.

Billie znalazła się przy niej w mgnieniu oka.

– Jess, wszystko w porządku? Wezwać lekarza? Leż spokojnie, zaraz podam ci lekarstwo. Dlaczego? Dlaczego tak marnujesz siły?

Jessica długo leżała w milczeniu, jakby spała. W końcu uniosła przezroczyste powieki. Mówiła z wyraźnym wysiłkiem:

– Tak trzeba, Billie. Twoja matka ma w sobie ogień. Podziwiam ją za to. Ja nigdy taka nie byłam. Seth lubi to w kobietach. Nie mogłam pozwolić, by Agnes zobaczyła mnie w takim stanie. Tak, kochanie, to mnie dużo kosztowało, ale nie mogłam postąpić inaczej. Daj mi lekarstwo. Prześpię się. Idź do Maggie. Billie, spędzaj z nią dużo czasu. Nie powtarzaj moich błędów. Kochaj ją, Billie.

– Dobrze. Połknij to. Później do ciebie zajrzę.

– Niech cię Bóg błogosławi, dziecko. Czasami myślę, że jesteś dla mnie jak rodzona córka, a nie synowa.

– Nikt nigdy nie zajmie miejsca córki w sercu matki – szepnęła cichutko Billie.

Jessica zasnęła. Jej wargi przybrały niezdrowy siny odcień.

Tego dnia przy kolacji panowała chmurna atmosfera. Billie jadła z pochyloną głową i nie uczestniczyła w rozmowie. Miała właśnie wstać i powiedzieć, że wypije kawę i zje deser z Jessica na górze, kiedy Seth przygwoździł ją wzrokiem:

– Aggie mówi, że twoim zdaniem Amelia powinna wrócić do domu. Podobno twierdzisz, że Jess długo nie pożyje. Skąd taka dzierlatka jak ty może o tym wiedzieć?

Billie dzielnie wytrzymywała jego spojrzenie:

– Wystarczy spojrzeć na Jessicę – odparła zimnym głosem.

Seth się skrzywił:

– Owszem, Jessica nie wygląda najlepiej, ale kostucha jeszcze długo jej nie skosi. Nie mogę znowu prosić o przysługę. Jakby to wyglądało?

Billie wstała:

– Według mnie, tak samo jak wtedy, gdy wysłałeś na Hawaje dwa woły, żeby zaimponować admirałom i komandorom. Mamo, Seth, wybaczcie mi.

– Chciałeś ikry, masz ikrę. Na twoim miejscu poważnie bym się nad tym zastanowiła, Seth – stwierdziła łagodnie Agnes. – Nawet bardzo poważnie.

– Chciałem charakteru, Aggie, charakteru. Między ikrą a charakterem jest ogromna różnica. Jak między Rhode Island a Teksasem, o ile wiesz, o co mi chodzi.

Agnes wyprostowała się na krześle.

– Niestety, panie Coleman, ikra musi panu wystarczyć. Osobiście zgadzam się z tym w zupełności. – Rzuciła serwetkę na stół. Sethowi przypomniała się inna kolacja, kiedy wykonała ten sam gest. Odprowadzał ją wzrokiem, gdy sztywno wyprostowana wychodziła z jadalni.

Tita zapytała, czy może uprzątnąć naczynia.

– Podaj mi kawę i brandy, wypiję tutaj, przy stole.

Sprowadzenie Amelii do domu, rozważał, oznaczałoby kolejną prośbę o przysługę. Nie, to byłoby za wcześnie, stanowczo zbyt często. Zwrócić się bezpośrednio do Czerwonego Krzyża? To jest wyjście. Ten cholerny lekarz nie wspomniał nic o poważnej chorobie, ale mała jest taka pewna. Zbyt pewna. Przez chwilę odczuwał wyrzuty sumienia. W ostatnim czasie bardzo rzadko widywał Jess. Nic dziwnego, że się źle czuje, skoro ciągłe siedzi sama. Wyolbrzymia choroby. Kiedy człowiek nie ma nic do roboty oprócz modlitwy za wszystkich grzeszników tego świata, umysł zaraz podsuwa straszne myśli. Śmierć jest czymś potwornym i… cholernie niewygodna dla tych, którzy zostają…

Postanowił, że napisze do przyjaciół w Czerwonym Krzyżu i poprosi o pomoc w sprawie Amelii. Sam, osobiście napisze ten cholerny list. Córka pewnie nawet nie zechce wrócić. Tyle zamieszania przez małą Jankeskę. A chciał tylko, by przejawiała więcej charakteru. Cóż, nie ulega jej, tylko pójdzie na kompromis, chyba wszyscy to zrozumieją. Sam się o to postara, będzie pierwszą osobą, która wyjaśni wszystko Mossowi. Napisze do niego jeszcze tego wieczora, to mu trochę polepszy nastrój.

Teraz był jednak w fatalnym humorze. Proszę, załatwiła go, nawet się o to specjalnie nie starając. Złościł go czasami sam jej widok. Czuł wtedy, jak wzrasta mu ciśnienie, tak jak teraz. Nagle przypomniał sobie odgłosy, które on i Agnes słyszeli z jej pokoju nie dawniej niż tego ranka. Zagwizdał wesoło i zażądał cygara i drugiej brandy.


* * *

Billie weszła do domu i od razu się zorientowała, że coś się stało. W całym budynku panowała nienaturalna cisza. Wstrzymała oddech. Kto? Maggie? Jessica? Seth czy Agnes nie wchodzili w rachubę.

Głośno wypuściła powietrze. Wiedziała. Nie muszą jej mówić, że Jessica odeszła z tego świata. Wiedziała.

Położyła zakupy na szerokiej ławie przykrytej cielęcą skórą. Przywiozła Jessice dwa nowe kryminały i torbę słodyczy. Jessice… Usiadła ciężko, nie zwracając uwagi na niepotrzebne teraz pakunki. Spadły na podłogę. Nie chciała iść na górę. Nie wejdzie do pokoju, gdzie leży Jessica. Gdzie są wszyscy? Agnes, Seth, Tita… a może siedzą w swoich pokojach i wmawiają sobie, że Jessica tylko drzemie?

Amelia! Amelia już nie zdąży. Moss. Moss nie dowie się o niczym w ciągu najbliższych dni, może nawet tygodni. Ziemia zamarznie, spadnie deszcz, wszystko się skończy.

Nigdy dotąd wejście na górę nie zajęło jej tyle czasu. Kurczowo zaciskała dłoń na mahoniowej poręczy. W sypialni Jessiki zobaczyła puste łóżko i niedbale odrzuconą kołdrę, jakby chora poszła na chwilę do łazienki. Ogarnęło ją przerażenie.

Maggie! Przyśpieszyła kroku. Córeczka spokojnie leżała w kołysce i gaworzyła radośnie. Niania robiła na drutach. Usłyszawszy Billie, podniosła wzrok:

– Bardzo mi przykro, pani Coleman. Wiem, jak bardzo lubiła pani starszą panią Coleman. Nic nie można było zrobić. Umarła szybko i spokojnie. Tita ją znalazła. Pan Coleman jeździł konno, pani mama była na jakimś zebraniu. Lekarz przyszedł i poszedł.

Billie tylko kiwała głową.

– Nie wiem, czy to co powiem, będzie stanowiło dla pani jakąś pociechę, ale dziś po południu starsza pani Coleman poprosiła, żebym położyła Maggie koło niej. Przyglądała się jej długo i powiedziała, że jest bardzo podobna do Amelii. Zanim ją zabrałam, nazywała Maggie Amelią i prosiła ją o wybaczenie. Chyba wiedziała, że umiera. Może będzie chciała pani powiedzieć o tym jej córce, kiedy przyjedzie.

– Tak. Tak zrobię. Dziękuję, że mi pani powiedziała. Dla Amelii to będzie bardzo ważne.

Billie pochyliła się nad kołyską i lekko potrząsnęła kolorową grzechotką. Maggie zagulgotała i zamachała nóżkami. Matka wzięła ją na ręce:

– No, chodź do mamusi. – Niańka nie spuszczała z niej wzroku, gdy tuliła małą do siebie. – Nie będę taka jak Jessica… Nie chcę umierać w samotności – szeptała Billie do malutkiego uszka. Dziewczynka zaczęła się wiercić, więc pocałowała ją i ułożyła w kołysce.

– Gdzie są wszyscy?

– Pani mama i pan Coleman w gabinecie. Tita i jej kuzynka myją… to jest, chciałam powiedzieć, szykują…

– Rozumiem.

Seth stał przy kominku. Trzymał szklankę po brzegi wypełnioną burbonem. Agnes siedziała w jego fotelu. Billie nie wydało się to właściwe. Jej zdaniem powinni coś robić.

Pierwszym pytaniem, jakie zadała teściowi, było:

– Czy próbowałeś zawiadomić Amelię?

Odpowiedziała jej cisza. Billie nie dawała za wygraną:

– A Mossa?

Odwrócił się do niej. Miał pusty, zmęczony wzrok:

– Jeszcze nie. Postanowiłem poczekać, aż „Enterprise” wejdzie do portu. Nie chcę, żeby walczył, myśląc o… Później, dowie się później. Kiedy nadejdzie właściwa pora.

– Amelia?

– Jakiś czas temu napisałem do Czerwonego Krzyża. Jeszcze mi nie odpowiedzieli.

Billie zastygła w bezruchu:

– To nie wystarczy, Seth. Musisz coś zrobić.

– Nie wiem co. I tak nie zdąży na pogrzeb, nie zdążyłaby, nawet gdyby wyruszyła wczoraj!

– Nie obchodzi mnie to. Musisz spróbować. A jeśli nie chcesz, ja się tym zajmę.

– Billie, proszę. Czy nie widzisz, że Seth… Billie zacisnęła pięści z całej siły.

– Nie wtrącaj się, mamo. Seth, sama zadzwonię do Czerwonego Krzyża, bez względu na to, czy się zgadzasz czy nie. Może masz rację w przypadku Mossa, ale z Amelią jest inaczej.

– Billie, poczekaj.

– Daj jej spokój, Aggie. Nie zajedzie daleko. Jeśli chce się użerać z biurokracją, proszę bardzo – mruknął obojętnym tonem.

– Czy nie powinniśmy zadzwonić do znajomych? – W głosie Agnes było wahanie.

– Nie. To będzie skromne nabożeństwo. Pochowamy ją tutaj, w Sunbridge. W przyszłym tygodniu zamieścimy nekrolog w gazecie.

– Seth, jeśli mnie nie potrzebujesz, pójdę na spacer.

– Idź, Aggie. Nie martw się o mnie, lepiej uważaj na tę swoją córkę.

Czerwony Krzyż oddzwonił o drugiej w nocy. Billie podniosła słuchawkę po pierwszym sygnale.

– Znaleźliśmy ją. Jedyny problem to zdobycie miejsca w samolocie. Niestety, jej sprawa nie jest najważniejsza. Powiem szczerze: wątpię, czy uda się ją sprowadzić na czas, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy.

– Bardzo, bardzo dziękuję, wszyscy dziękujemy. Czy zadzwonią państwo do mnie, gdyby były jakieś wiadomości?

– Oczywiście. Cieszę się, że mogliśmy pomóc. Szkoda tylko, że nie zdołaliśmy nic więcej zrobić.

Obudzić Setha i przekazać mu nowinę? Nie. Będzie zły, że zakłóca jego sen.

– Billie? – Był to ledwie słyszalny szept.

– Mamo! Nie śpisz jeszcze?

– Czekałam w kuchni, aż odpowiedzą. Jestem z ciebie dumna, Billie. We wspaniałym stylu sprzeciwiłaś się Sethowi. Chciałabym wierzyć, że o mnie walczyłabyś równie gorliwie. Chyba po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że ja kiedyś także umrę. Co powiesz na filiżankę gorącej czekolady?

– Bardzo chętnie. Mamo, jest coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać.

– Jak w Filadelfii. Tęsknię za tamtymi czasami, Billie.

– Zawsze jesteś taka zajęta…

– Tak, wiem. Sunbridge to fascynujące miejsce. Być może za bardzo się zaangażowałam. Billie, naprawdę mi przykro z powodu Jessiki. Wiem, jak bardzo ją kochałaś.

– Jak Seth to znosi? – Billie zmieniła temat.

– Był w szoku. Jest w szoku – poprawiła się Agnes. – On i Jessica przeżyli razem wiele szczęśliwych lat, a teraz to się skończyło. Billie, jestem pewna, że sam chciałby zawiadomić Amelię, gdy tylko odzyska równowagę. Bardzo się gryzie tym, że nie zawiadamia Mossa. Wziął na swoje barki straszliwy ciężar.

– Częściowo spada on także na moje barki. Jak mogę pisać do Mossa i o tym nie wspomnieć? To okropne. Rozumiem Setha, co nie zmienia faktu, iż uważam, że to okropne. Moss powinien się dowiedzieć.

– Rzeczywiście, to cię stawia w trudnej sytuacji. Później porozmawiam z Sethem. Jak już mówiłam, teraz jest w szoku. Być może jutro zobaczy wiele spraw w innym świetle.

– Mam taką nadzieję. Nie będę okłamywała Mossa, nie będę stosowała uników. Mój Boże, przecież Jessica jest… była jego matką. Wiesz, o co mi chodzi.

– Kończ czekoladę i idź spać, Billie. Późno już, a jutro będzie ciężki dzień.

Agnes jeszcze długo siedziała przy kuchennym stole. Wypiła mnóstwo filiżanek kawy, aż został jej w ustach gorzki posmak. Billie ani słowem nie wspomniała o ciąży. Jak długo ma zamiar trzymać to w tajemnicy? Z wyliczeń Agnes wynikało, że mogła być już nawet w trzecim miesiącu. Dziecko urodzi się więc w lutym. Pobladła. W lutym wypadają pierwsze urodziny Maggie. Nawet dla zdrowej, silnej kobiety, która dobrze zniosła pierwszą ciążę, byłoby to wyczerpujące. A Billie miała poważne komplikacje przy pierwszym dziecku. Agnes dopiła kawę do końca, jakby wraz z płynem chciała się pozbyć poczucia winy. Co się stało, to się nie odstanie. Oby Billie jak najszybciej podzieliła się z nimi radosną nowiną. Sethowi od razu poprawi się humor.


* * *

Na skromnym nabożeństwie stawiła się chyba połowa mieszkańców Teksasu, natomiast druga połowa przysłała kwiaty i telegramy z kondolencjami. Billie nie miała chwili odpoczynku, gdy biegała od drzwi wejściowych do telefonu.

Do tej pory nigdy nie uświadamiała sobie, że śmierć jest czymś ostatecznym. Gdy umierał jej ojciec i dziadkowie, była zbyt mała, by zdawać sobie z tego sprawę. Jessica była dla niej drugą matką, bardziej troskliwą i wyrozumiałą niż Agnes, i Billie pokochała ją z całego serca. Wolałaby zaszyć się gdzieś w kącie i płakać, gdy tymczasem musiała otwierać drzwi i odbierać telefony.

Jessica, w jasnoniebieskiej sukience i pantoflach, leżała w wielkiej brązowej trumnie w salonie. Ten, kto ją czesał, zrobił przedziałek z niewłaściwej strony. Prawdopodobnie tylko Billie to zauważyła. Agnes uważała pogrzeb w domu i wystawianie otwartej trumny na widok publiczny za pomysł archaiczny i pogański. W Filadelfii takie sprawy załatwiano bardziej dyskretnie. No i od czego są domy pogrzebowe?

Jessicę pochowano na słonecznej łące na wzgórzu. W ostatniej drodze towarzyszyli jej głównie obcy ludzie. Billie nie przypuszczała, że uczestniczenie w ceremonii tak bardzo ją zmęczy. Żałobnicy, głównie wspólnicy i przyjaciele Setha, przybyli, by okazać mu szacunek. Ludzi, którzy znali i cenili Jessicę, było niewielu. Billie otarła łzy i położyła na trumnie białą różę z ogrodu teściowej. Biedna Jessica. Taka samotna. Powinni tu być Moss i Amelia, jej dzieci, jej ciało i krew. Mała Maggie także powinna tu być, ale Seth i Agnes zaprotestowali jednogłośnie, gdy Billie wysunęła tę propozycję.

Seth wystąpił naprzód. Siwe włosy miał gładko przyczesane, okazując szacunek w ręku trzymał kapelusz, którego nigdy prawie nie zdejmował z głowy. Oparł się na lasce ze srebrną rączką i zadudnił potężnym głosem:

– Jessica Riley Coleman była wspaniałą kobietą. Chowamy ją w Sunbridge, bo tu był jej dom i tu jest jej miejsce. Jess zawsze wiedziała, czego się od niej oczekuje. Była dobrą żoną i kochającą matką. Dała mi wspaniałego syna. I córkę – dodał po chwili namysłu. – Żegnamy ją, lecz nigdy o niej nie zapomnimy.

W tej krótkiej, szybkiej mowie podsumował całe życie Jessiki. Następnie włożył na głowę stetsona o szerokim rondzie i poprowadził kondukt w stronę domu, oddalając się od grobu. Colemanowie nie spoglądają w tył. Co się stało, to się nie odstanie. To przeszłość.

Загрузка...