Ram wyszedł od Indry bardzo niespokojny.
Jak piękny nastrój, panujący między nimi, mógł zmienić się tak całkowicie? Najpierw powiedział coś, co ją zraniło, potem okazała mu bardzo wyraźnie, że pragnie zachować między nimi dystans.
To sprawiło mu ból. Wiedział przecież, że wielu ludzi w Królestwie Światła uważa się za zbyt dobrych, by spotykać się z Lemurami, ale ze strony Indry tego się nie spodziewał. Nie Indra!
Na Święte Słońce, jakie to przykre uczucie!
Miał nadzieję, iż niebawem minie. Indra była zła, że zachował się wobec niej tak bezceremonialnie. Mimo wszystko to, że go odepchnęła, piekło niemiłosiernie.
W jaki sposób zdoła ponownie nawiązać z nią tamten piękny kontakt?
Nagle uświadomił sobie, że zapomniał o sprawie, dla której do niej poszedł. Dlaczego chciał z nią rozmawiać. Owszem, oczywiście chciał zobaczyć, jak posuwają się prace z małym łobuzem, chociaż akurat tu nie liczył na zbyt wielkie sukcesy. Nigdy nie oczekiwał, że Indra zdoła się jakoś z tym chłopcem porozumieć.
Ale także pod tym względem popełniał błąd! Wzajemne zrozumienie, choć minimalne, zostało jednak zadzierzgnięte.
Znowu doznawał wyrzutów sumienia.
Poszedł tam, bo chciał opowiedzieć Indrze, że wszystko zostało już przygotowane i mogą wyruszać do Nowej Atlantydy. Ale nie wspomniał o tym ani słowem.
Ram przystanął.
Dlaczego miałby opowiadać o tym Indrze?
Znowu ruszył przed siebie.
Dlatego, że była z nami za pierwszym razem, naturalnie, pomyślał trochę niepewnie.
Znowu przystanął pośród pięknych willi ukrytych we wspaniałej zieleni. Marco i Dolg wiedzieli, jak powinno wyglądać ich miasto, Saga. Zaplanowali prawdziwe cudo.
Z wahaniem wyjął telefon komórkowy. Czy nie za wcześnie, by do niej dzwonić? Może nie będzie chciała w ogóle mieć z nim do czynienia? Ale zachował się wobec niej nieładnie, nie chciał dłużej chodzić z tym obciążeniem.
Zanim zdążył się rozmyślić, wybrał pośpiesznie numer. Ku swemu zdumieniu odkrył, że umie go na pamięć.
W jej głosie wyczuwał rezerwę.
– Indra? Mówi Ram. Ja…
Zdążył usłyszeć krótki jęk. Co to znaczy? Czy chciała odłożyć telefon? Nie, nie zrobiła tego.
– Ja… jest mi przykro z powodu tego, co się stało, Indro.
– Mnie też – zapewniła pośpiesznie.
Te słowa wytrąciły go z równowagi. Co to chciał powiedzieć? Znowu mu to umknęło. W końcu przystąpił prosto do rzeczy:
– Jesteśmy gotowi, by wyruszyć do Nowej Atlantydy. Właściwie przyszedłem do ciebie, żeby spytać, czy chciałabyś z nami pójść?
O, Święte Słońce, co on wygaduje? Nigdy nie zamierzał o tym mówić, tego rodzaju wyprawa może być zbyt niebezpieczna dla młodej dziewczyny. Skąd mu się wzięły te słowa? Ale trudno, już się stało, i nikt nie może tego cofnąć.
Na szczęście ona powie nie, boi się z pewnością, że on mógłby się znowu do niej zbliżyć. Żadnych intymności, nie, dziękuję, nie z Lemurem! Zabierz rękę z mojego policzka, to przecież niedawno dała mu wyraźnie do zrozumienia.
Kiedy nareszcie usłyszał odpowiedź Indry, jej głos brzmiał matowo:
– Czy naprawdę mogłabym pójść?
Ram stał bez ruchu. No i co teraz zrobić? Myśli tłukły mu się w głowie niczym ćmy.
Reno? Kto się nim zajmie? Och, zawsze ktoś się znajdzie.
Jak wytłumaczy swoim towarzyszom, dlaczego zabiera dziewczynę na wojenną wyprawę?
Jak zniesie jej rezerwę przez całą drogę?
„Czy naprawdę mogłabym pójść?” zapytała.
Mówił łagodnym tonem:
– Naturalnie! W przeciwnym razie bym nie pytał. Byłaś przecież z nami za pierwszym razem i może chciałabyś obserwować rozwój wydarzeń?
– Owszem, chętnie.
– Musisz jednak wiedzieć, że będzie niebezpiecznie.
Teraz się roześmiała. Cicho, przekornie, jak to zwykła robić.
– Myślisz, że taka jestem strachliwa?
Ram uśmiechnął się.
– Nie, wcale tak nie myślę. Zaraz zorganizuję opiekę dla Reno. Bądź gotowa jutro wcześnie rano, to zjawię się… to ktoś się zjawi, żeby cię zabrać.
Z uczuciem, że ogromny ciężar został zdjęty z jego ramion, Ram pośpieszył do swojej gondoli.
Indra odłożyła telefon z głębokim westchnieniem.
To może być niebezpieczna wyprawa, owszem, ale nie w taki sposób, jak on sądził. Indrze będzie strasznie trudno zachowywać się tak, by ukryć przed nim swoje uczucia.
Ale on poprosił, by wzięła udział w tej wyprawie! To przesądza wszystko.
Zastanawiała się, czy zrozumiał jej prośbę o wybaczenie. Czy pojął, że nie miała zamiaru odsuwać się od niego?
Nie wiedziała tego, a może nie nadarzyć się okazja, by wrócić znowu do tej sprawy. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że odsunęła się od niego ze strachu, iż on odkryje, jak jej ciało płonie z pożądania. Że jego pieszczota mogłaby mieć katastrofalne następstwa. Gdyby wiedział, jak blisko była tego, by rzucić mu się w ramiona i zniszczyć wszystko… Tak, bo wtedy nastałby kres ich przyjaźni. Ale prosił ją, by wzięła udział w wyprawie!
Indra zastanawiała się, czy prosił o to więcej osób. Może Vidę, to akurat nie miało żadnego znaczenia, Indra nawet by się ucieszyła. Ale na przykład Oriana? Jego sekretarka? Czy ktoś potrzebuje sekretarki na wojennej wyprawie?
A tamta druga? Jego wielka miłość, której Indra szczerze nienawidziła. Nieszczęsna kobieta. Ona przecież rzuciła Rama, więc Indra powinna być jej wdzięczna. Ale nie miało znaczenia, co ta kobieta sobie myśli. To uczucia Rama były dla Indry niczym ostry kolec raniący jej nieszczęsną duszę.
O, trzeba przestać o tym myśleć! Ram chce, by Indra towarzyszyła mu do Nowej Atlantydy, wszystko inne jest nieważne.
– Wyglądasz na okropnie zadowoloną – rzekł Reno cierpko. – Jak przejedzona krowa!
Indra nie słuchała go, przywykła do jego nieuprzejmości tak bardzo, że nie robiły na niej już żadnego wrażenia.
Zagryzła wargi. O czymś zapomniała. Czy teraz ona mogłaby zadzwonić do Rama? Czy nie wyda mu się zbyt natrętna? Ale przecież musi wiedzieć.
– Wejdź do domu i weź sobie ciastko – zaproponowała chłopcu, który natychmiast posłuchał. Minęły już czasy, kiedy domagał się podziwu i nieustannej obsługi z jej strony. Głupia Indra nie chciała zrozumieć, gdzie jest jej miejsce. Poza tym przywykła do utarczek słownych i do jego wyzwisk, nie stać go było na dalszą utratę prestiżu.
Gdy tylko zniknął, Indra zatelefonowała do Rama. Parę razy ze zdenerwowania wybrała niewłaściwy numer, w końcu jednak usłyszała spokojny głos. Musiała bardzo się starać, by jej własny głos brzmiał naturalnie.
– Hej, to znowu ja – rzekła pośpiesznie. – Wiesz, zapomniałam o ważnej sprawie. Jak się mam ubrać? Chodzić tam w białej draperii albo potykać się na wysokich obcasach?
– Nie, to nie jest konieczne – usłyszała i wyczuła, że Ram się uśmiecha. – Tym razem odkładamy na bok wszelką ceremonialność, teraz zabierzemy się do Jego Niepokalanej Wysokości poważnie. Włóż na siebie coś zwyczajnego!
– Z radością. Dziękuję ci bardzo, nie będę cię już niepokoić irracjonalnymi pytaniami.
– Było mi bardzo miło – zapewnił i rozmowa została zakończona.
Wróciła do wiecznych słownych potyczek z Reno, ale jej myśli błądziły gdzie indziej. Po chwili znowu odezwał się telefon.
Tym razem nie było jednak powodu do przyśpieszonego bicia serca. Telefonował Oko Nocy. Indra uświadomiła to sobie z zaskoczeniem, młody Indianin nie zwykł do niej dzwonić często.
– Słyszę, że masz iść do Nowej Atlantydy.
– Pogłoski rozprzestrzeniają się przerażająco szybko – roześmiała się. – Tak, wybieram się. Dlaczego pytasz?
– Chciałem tylko powiedzieć, że mogę dotrzymać ci towarzystwa. Ja też tam wyruszam.
– To świetnie – powiedziała uradowana. – Dlaczego cię wybrano? Jako obserwatora?
– Coś w tym rodzaju. Armas i Jori też będą z nami, oni idą ze Strażnikiem Góry. Umówiłem się z Rokiem, że przyjdę do ciebie jutro wcześnie rano. W ten sposób on uniknie latania do dwóch domów. Może tak być?
Rok? Dlaczego nie Ram? Nie, nie należy żądać zbyt wiele!
– Wspaniale! bardzo się cieszę.
Oko Nocy roześmiał się. Był to bardzo powściągliwy śmiech, może tak niepoważne zachowanie nie przystoi indiańskim mężczyznom?
– Nie powinniśmy się cieszyć. Ale ja też się cieszę. Do zobaczenia!
Zanim Indra weszła do domu, by uratować resztę ciastek przed łakomym wychowankiem, stała przez chwilę i rozkoszowała się nastrojem oczekiwania, a jej twarz rozbłysła radością. Jutro, jutro! Co powinna na siebie włożyć?
Jeszcze tego wieczora miała nieoczekiwaną wizytę. Oriana.
Indra przestraszyła się trochę. Czyżby przystojna sekretarka Rama mimo wszystko miała z nimi pójść?
Ale nie, nic takiego jej nie grozi. Oriana wyjaśniła, że przysłał ją Ram. Dlaczego nie przyszedł sam? Ram prosił, by Oriana zapoznała Indrę z obowiązkami, jakie jej przypadną podczas wyprawy. Najwyraźniej tym razem zamierzał powierzyć Indrze prawdziwie odpowiedzialne zajęcie.
– Ale ty sama się nie wybierasz? – zapytała Indra.
– Nie, dziękuję bardzo, nie zamierzam się wyprawiać do tego kraju! Moje życie w świecie zewnętrznym było takie trudne i wypełnione tyloma nieprzyjemnościami, że unikam wszystkiego, co pachnie awanturą.
Bogu dzięki, pomyślała Indra.
– To co mam robić? Nie jestem zawodową sekretarką. W ogóle nie zdobyłam żadnego zawodu.
Nie, nie musi być sekretarką. Jej praca ma polegać na nagrywaniu wszystkiego, co zostanie powiedziane, na maleńki aparat, który Oriana przyszła zademonstrować. Indrze nie wolno go nikomu pokazywać.
No, chyba sobie z tym poradzi, chociaż jeśli chodzi o technikę, to jest pozbawiona jakichkolwiek talentów.
– A poza tym Ram chce, byś się trzymała w pobliżu mojego cudownego uzdrowiciela, Dolga. Przy nim będziesz bezpieczna. Twój kuzyn Marco może się znajdować zbyt blisko centrum wydarzeń.
Jako Włoszka Oriana mówiła „Dolgo”, a nie „Dolg”.
– To oni dwaj też z nami idą?
– Tak, jest sprawą niesłychanie ważną, by przewrót dokonał się pokojowo.
Bo to właśnie będzie przewrót. I Indra ma brać w nim udział.
– Czy będzie więcej kobiet? – zapytała obojętnym tonem. – Na przykład ktoś z ratusza czy coś takiego?
– Z ratusza? – rzekła Oriana zdumiona. – Nie, nie sądzę.
Więc Oriana nie zna tamtej starej historii. Nie opowiedział jej o tym, pomyślała Indra z ulgą.
Rozgorączkowana odprowadziła Orianę aż na rynek. Musiała zaczerpnąć trochę powietrza, nie była w stanie znosić samotnie swojej tęsknoty i rozczarowania.
W połowie drogi spotkały Joriego i Tsi, którzy wracali do domu, każdy do swojego, po kolejnej wycieczce gondolą. Wyprawa do Królestwa Ciemności najwyraźniej nie ostudziła ich zainteresowania dla podniecających pojazdów.
Zatrzymali się wszyscy i rozmawiali przez chwilę. Jori był bardzo podekscytowany jutrzejszym dniem, natomiast Tsi-Tsungga opowiadał z pełnym żalu uśmiechem, że on musi zostać w domu, bo jest zbyt dziwny dla Atlantydów. Nie trzeba ich przecież śmiertelnie straszyć.
Podczas gdy Oriana rozmawiała z Jorim, Indra czuła na sobie spojrzenie Tsi. Gdy popatrzyła w jego zielone oczy, zarumieniła się gwałtownie.
On wie, pomyślała. On wie, że moje ciało płonie. Ponieważ sam boryka się z podobnymi problemami. Tsi-Tsungga, któremu nie wolno się z nikim kochać.
Niezauważalnie uniósł dwa palce i dotknął jej nagiego przedramienia. Indra miała wrażenie, jakby przez jej ciało przeniknął prąd o zbyt dużym napięciu, zauważyła, że Tsi zareagował w podobny sposób.
Jesteś nieodpowiednią osobą w nieodpowiednim czasie, Tsi, pomyślała. Powinniśmy byli to zrobić już dawno temu. Zanim mnie ogarnęły te beznadziejne uczucia.
Pośpiesznie pożegnała się i pobiegła do domu.
To nieznośne, pojękiwała cicho. Już dłużej nie wytrzymam, muszę coś zrobić, by ugasić pożar mego ciała, muszę coś zrobić, zanim oszaleję.
Serce Indry tłukło się w piersi. Znajdowała się w lesie, w lesie Tsi-Tsunggi, gdzie nigdy przedtem nie udało się jej go spotkać.
Teraz odrzucała wszelkie moralne zastrzeżenia. Zawołała głośno jego imię i słyszała, jak echo przetacza się ponad górami.
I oto pojawił się Tsi. Stał, obejmując rękami pień drzewa, i patrzył na nią. Wokół nich rozciągał się zielony, piękny las, pachniało ciepłą ziemią i gnijącymi roślinami, co jeszcze pobudzało ich podniecenie.
Tsi wiedział, dlaczego ona tutaj przyszła, poznawała to po jego oczach, po jego powolnych ruchach.
Stała spokojnie.
Podszedł do niej, poczuła jego włosy na swoim policzku. Miała na sobie luźną bluzę i jego brązowe ręce odbijały się mocno od bieli materiału, kiedy powoli wsuwał je pod ubranie i obejmował piersi dziewczyny.
Od jego dotyku przenikały ją fale gorąca. Twarz Tsi znajdowała się tak blisko, słyszała jego drżący oddech.
Indra wiedziała od swoich przyjaciółek, że Tsi skarżył się, iż one zawsze są zakochane w kim innym, a nie w nim, więc nie zdradziła ani słowem, że właściwie to nie jego pragnie, lecz innego. Nie mogła mu powiedzieć, że jest wyłącznie substytutem, że może spełnić tylko jedno z jej pragnień. Tsi-Tsungga oznaczał fizyczne zadowolenie, a tego właśnie potrzebowała teraz najbardziej.
Bał się, że zostanie odepchnięty, to by go upokorzyło. Nie bój się, leśny chłopcze, nie chcę ci zrobić nic złego. By go uspokoić, pogłaskała ręką gęste, zielone włosy i przytuliła się do niego bardzo ostrożnie. Tylko na tyle, by dać mu poznać, że nie ma się czego obawiać.
Spojrzała w dół na spodnie ze skóry, widziała, że coś się pod nimi pręży.
To rozpaliło ją tak bardzo, że z trudem łapała powietrze, nieznośny ogień palił ją w dole brzucha tak, że musiała głośno krzyknąć…
I wtedy usiadła na łóżku, ciężko dysząc, przepełniona płomiennym pożądaniem i całkiem samotna w swojej sypialni.
To sen? Dzięki Bogu, że to tylko sen! Indra nie zniosłaby myśli, że zdradziła Rama i oszukała Tsi. Zresztą, zdradziła Rama?
On przecież nie miał najmniejszego pojęcia, jakie uczucia do niego żywi.
Lodowato zimny prysznic nie zdał się na nic. Później leżała długo, przewracała się z boku na bok, z całej siły zaciskała uda, aż w końcu wybrała frustrujący sposób samotnych kobiet. Potem, udręczona, zasnęła. Sny bywają często odbiciem naszych pragnień na jawie, tylko że z niewłaściwą osobą. Wtedy są bardzo irytujące, myślała, gdy następnego ranka obudziła się zmęczona z ciężką głową i obolałym ciałem.
Kolejny prysznic, umycie włosów i piękne, ale praktyczne ubranie poprawiły jej w końcu humor. Wybiera się przecież na spotkanie przygody!
Siedziała spokojnie, czekając na Oko Nocy i Roka. Miała dość czasu, by zastanowić się nad sytuacją.
Przypominała sobie rozmowę, której się kiedyś przysłuchiwała, rozmowę Strażnika Góry z księżną Theresą.
Zastanawiali się oni nad skutkami małżeństw zawieranych w Królestwie Światła pomiędzy przedstawicielami różnych gatunków.
„Akurat to stanowi duży problem – powiedział Strażnik Góry. – Nie pragniemy, aby Obcy i ludzie albo Lemurowie i Obcy lub Lemurowie i ludzie mieszali się między sobą. Ja sam wprawdzie złamałem tę regułę, na szczęście ze wspaniałym rezultatem, ale…”
„Syn mojej córki, Dolg, jest innym przykładem – powiedziała Theresa. – Jest przecież zarówno człowiekiem, jak i Lemurem, a proszę jaki udany!”
„Dolg jest czymś więcej niż tylko mieszańcem dwóch ras – odparł Strażnik Góry. – Więc on się nie liczy. Ale mamy również Tsi-Tsunggę, który jest w połowie duchem ziemi, w połowie Lemurem, mamy zresztą w kraju więcej istot łączących w sobie różne rasy. Wszystko jak dotychczas idzie dobrze, ale nie jest to zjawisko pożądane. Takie odmienne kultury! Indianie na przykład są bardzo przywiązani do swojej tradycji i stanowią wspólnotę, duchy ziemi natomiast odrzuciły Tsi-Tsunggę. Elfy nie mają prawa łączyć się z innymi. I nie samo to jest problemem, lecz to, iż ich dzieci mogłyby być uważane za mniej wartościowe”.
„Nie myślałam, że w Królestwie Światła panuje takie nastawienie”.
„Niestety – westchnął Strażnik Góry. – To naturalnie przede wszystkim w mieście nieprzystosowanych panuje najgorsza dyskryminacja, ale inni też nie są od niej wolni. Może czynią to nieświadomie, może nie chcą być rasistami, ale takie właśnie uczucia żywią. Armas mógł się o tym przekonać”.
„Armas? On taki wspaniały i wartościowy?”
„My też tak uważamy. Ale tak to jest”.
Theresa siedziała przez jakiś czas pogrążona w myślach.
„Wiem o tym. Ja też wcale nie jestem wolna od różnych nieprzyjemnych uczuć. W świecie zewnętrznym, kiedy teraz o tym myślę, żywiłam awersję do określonych ras ludzi. Nigdy się do tego nie przyznawałam, nawet sama przed sobą. Teraz jednak, kiedy minęło tyle czasu, łatwiej mi sobie to uświadomić”.
Strażnik Góry skinął głową.
„Tego rodzaju awersję żywi z pewnością większość z nas i nic nie można na to poradzić. Najważniejsze, byśmy nigdy nie pozwalali własnej nietolerancji wydobyć się na światło dzienne ani też nie zgodzili się działać według jej nakazów”.
Indra zadrżała, przypominając sobie tamtą rozmowę. Zastanawiała się, czy Ram zna wątpliwości Obcych, jeśli chodzi o mieszanie się ras.
Rozumiała bardzo dobrze, że tutaj w Królestwie Światła jest to problem dużo poważniejszy niż w świecie zewnętrznym. Tam chodziło bowiem o odmienne rasy ludzi. Tutaj istnieją także inne gatunki. Nieludzie. Jak na przykład Obcy, istoty ziemi, elfy i istoty natury oraz Lemurowie.
Na szczęście usłyszała, że nadchodzi Oko Nocy, więc przestała zgłębiać zbyt trudne problemy.
Poprosiła go, by usiadł, i zaproponowała mu słodycze, które zawsze miała pod ręką. Podziękował, dopiero co zjadł śniadanie.
Oko Nocy należał do tych nielicznych w grupie przyjaciół, którym dorosłość nie dodała urody. Jako młody chłopiec był bardzo przystojny z tą ciemną skórą i czarnymi włosami oraz klasycznymi rysami. Teraz rysy stały się ostrzejsze, jak to bywa u części Indian. Twarz zrobiła się trochę zbyt kanciasta, harmonia uległa zburzeniu.
Ale to nie miało znaczenia. Wszyscy lubili Oko Nocy, lubili tę serdeczną surowość w jego oczach i poczucie bezpieczeństwa, jakie wokół siebie roztaczał.
Był ubrany tak, jak powinien się ubierać Indianin: w miękkie skóry z frędzlami na ramionach, na plecach i przy spodniach, z barwnymi ozdobami i w mokasynach.
– Od dawna nie nosisz swojej pięknej przepaski na czoło – stwierdziła Indra zaskoczona. – Zmieniłeś też uczesanie. Czy to jakiś rytuał, czy…?
– Nie – uśmiechnął się do niej tak szeroko, że błysnęły silne zęby. – Mam ci wyjawić tajemnicę?
– Tak – potwierdziła Indra z zapałem.
Oko Nocy mówił szeptem:
– Przepaska była tak brudna i zniszczona, że mama musi mi utkać nową. Tymczasem nie pozwoliła mi dłużej nosić starej, więc obciąłem sobie włosy.
– Jest ci w tym bardzo do twarzy – rzekła z uznaniem. – Dodaje ci chłopięcości. A jak tam nasze najmłodsze dziewczynki? Siska, Sassa i Berengaria. Nie widziałam ich od jakiegoś czasu.
– Będziesz zaskoczona – mruknął i sprawiał wrażenie, że mówi ze smutkiem. – Berengaria zrobiła się strasznie dojrzała.
Indra zrozumiała, co Oko Nocy ma na myśli. Koleżeństwo z czasów dzieciństwa zostało zagrożone.
Impulsywnie położyła rękę na jego ramieniu.
– Oko Nocy, mam problem, który bardzo chętnie przedyskutowałabym właśnie z tobą. Zdaje mi się, że oboje jedziemy na tym samym wózku…
– Tak, o co chodzi, Indro?
Indra głęboko wciągnęła powietrze i już miała zaczynać, ale właśnie wtedy przyszedł Rok.
– Innym razem – rzekła cicho.
– Tylko nie zapomnij – poprosił Oko Nocy.
Obiecała, że będzie pamiętać, po czym oboje wyszli na dwór do Roka i jego gondoli.