ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Masz może scyzoryk? – zapytała Sarah, wpatrując się intensywnie w owiniętą szarym papierem paczkę.

Tony wsunął rękę do kieszeni, wyciągnął nóż i usiadł na brzegu łóżka.

– Uważaj – ostrzegł, wysuwając ostrze. Za pociśnięciem guzika wystrzeliło znienacka. Sarah patrzyła rozszerzonymi oczyma na groźne narzędzie. Tony przeciął sznurek.

– Taki nóż robi wrażenie – przyznała. – O ile wiem, nie wolno nosić sprężynowców. Tony uśmiechnął się lekko.

– Och, to pamiątka z czasów młodości. Ale zawsze kiedy podróżuję samolotem, zostawiam go w domu.

– Co za miła niespodzianka. Od razu poczułam się lepiej – kpiącym tonem wymamrotała Sarah, spoglądając po raz kolejny na paczkę.

– Sarah…

– O co chodzi?

– Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Westchnęła lekko.

– Pewnie masz mnie za piekielnego tchórza.

– Wręcz przeciwnie – łagodnym tonem zaprotestował Tony. – Jesteś jedną z najdzielniejszych kobiet, jakie znam. A teraz zerwij papier i zabierz się do roboty. Kto wie, może w pudełku znajdziesz wyjaśnienie tego, co stało się naprawdę z twoim ojcem.

Czoło Sarah przecięła nagle głęboka, pionowa zmarszczka.

– Nie przyszło mi to do głowy. Ale policja na pewno przetrząsnęła wszystkie przedmioty należące do taty, chodziło przecież o odszukanie skradzionego miliona.

– O to właśnie chodzi, polowano tylko i wyłącznie na pieniądze. Nam jednak zależy na wyjaśnieniu innej sprawy.

– Masz rację.

Jednym gwałtownym ruchem Sarah zerwała papier, odrzuciła na bok i uniosła wieczko pudełka.

Oczom jej ukazała się mieszanina drobnych przedmiotów, zapewne powrzucanych w pośpiechu. Na samym wierzchu leżała oprawiona w ramki fotografia o tak zakurzonej powierzchni, że trudno było dojrzeć, co przedstawia.

– Pozwól – powiedział Tony. Przetarł chusteczką brudne szkło i oddał Sarah zdjęcie. – Na razie wystarczy, żeby zobaczyć, co na nim jest. Potem wyczyścimy dokładniej.

Skinęła głową i podniosła do oczu fotografię. Natychmiast poczuła bolesny ucisk w gardle. Z trudem powstrzymała się od łez.

– To zdjęcie naszej rodziny. Zrobione na Boże Narodzenie i rozsyłane ze świątecznymi życzeniami. – Dotknęła palcem swojej podobizny sprzed prawie ćwierćwiecza, usiłując przypomnieć sobie, jak to jest, gdy ma się dziewięć lat. – To była moja ukochana sukienka. Aksamitna. Nigdy przedtem nie miałam niczego z tak eleganckiego materiału, więc czułam się bardzo dorośle. – Odłożyła na bok fotografię i sięgnęła po następny przedmiot. – Och, tylko nie to – wyszeptała nagle zbielałymi wargami.

– Co tam masz? – zapytał Tony. Zobaczył, że Sarah trzyma w ręku małe naczynie o dziwacznym kształcie.

– To popielniczka. Zrobiłam ją własnoręcznie w szkółce niedzielnej. – Odłożyła na bok niewielki przedmiot i drżącym głosem dodała: – Boże… przecież tatuś nie palił. Doprawdy nie wiem, dlaczego wtedy nie przyszło mi to do głowy? O czym myślałam, modelując popielniczkę?

Tony wierzchem dłoni dotknął policzka Sarah.

– Że zrobisz miły prezent ukochanemu ojcu – powiedział cicho.

Podniosła załzawione oczy.

– Tak. Bardzo go kochałam. – Cofnęła się nagle myślami dwadzieścia lat wstecz i zacisnęła mocno szczękę. – To dlaczego tak łatwo uwierzyłam, że to tata ukradł pieniądze?

– Byłaś dzieckiem. Nie możesz obwiniać się o taką reakcję, zwłaszcza że wszyscy wokół wmawiali ci właśnie taką wersję wydarzeń. Do licha, jestem o sześć lat starszy, lecz nawet ja uwierzyłem w to, co gadali ludzie. Poszlaki wskazywały dość jednoznacznie na twego ojca.

– Chyba masz rację.

– Jasne, że mam. – Tony uśmiechnął się z przekorą. – Przecież jestem mężczyzną. Sarah trochę się rozluźniła.

– Jesteś miły – szepnęła. – Potrzebowałam czegoś takiego.

– Uwielbiam uszczęśliwiać kobiety. Jak myślisz, skąd wzięło się moje przezwisko? – Z dumą wypiął pierś. – Zapewniam cię, że jest ono w pełni zasłużone.

Sarah parsknęła śmiechem.

– A teraz jesteś nieznośny.

– Nie, dziecinko. Jestem niezwykle łatwy w pożyciu i wyjątkowo zgodny. Gdy tylko zapragniesz potwierdzenia tych przymiotów, wystarczy zadzwonić, a ja natychmiast przybiegnę. Na każde twoje wezwanie.

Sarah wywróciła oczyma, świadoma, że Tony próbuje ją rozbawić, żeby choć na chwilę przestała się zadręczać. Przemyślała jego ostatnie słowa i postanowiła, że kiedyś tak właśnie zrobi. Zadzwoni po Silka.

Ponownie włożyła rękę do pudełka i wyciągnęła inne oprawione zdjęcie. Znacznie mniejsze od poprzedniego, w cienkiej porcelanowej ramce.

– To ja, byłam wtedy w piątej klasie. To ostatnie zdjęcie przed… – urwała, odkładając na bok fotografię.

Sarah z prawdziwym wzruszeniem uświadomiła sobie, co było ważne dla jej ojca. Tak bardzo kochał żonę i córkę, że trzymał na służbowym biurku ich podobizny. Towarzyszyły mu podczas pracy.

Ostatnim przedmiotem, który znajdował się na dnie pudełka, był staroświecki kalendarz na biurko, w którym na każdej kartce zaznaczono tylko jeden dzień.

– Należał do tatusia – oznajmiła Sarah. Zaczęła przerzucać kartki i równocześnie zastanawiać się, dlaczego policja nie włączyła kalendarza do materiału dowodowego. – Spójrz, Tony. Tatuś odnotowywał tu wszystkie umówione spotkania z klientami banku, a także zebrania. Do dnia, w którym zniknął. Czemu policja nie zabrała tego kalendarza?

– Pewnie dlatego, że twojego ojca z miejsca okrzyknięto złodziejem. Policja była zbyt zajęta poszukiwaniami, aby martwić się o to, co robił przed zniknięciem. Pewnie obejrzeli pobieżnie kalendarz i uznali za nieprzydatny dla sprawy.

– Przecież…

Sarah urwała. Tony miał rację. Zastanawianie się, co w sprawie jej ojca uczyniono przed laty, nie miało sensu. Ważne było tylko to, co należało zrobić teraz.

Przerzucając kartki kalendarza, uprzytomniła sobie, że o tej sferze życia ojca nie wie zupełnie nic. Chodził do banku każdego ranka i co wieczór wracał po pracy do domu. I tyle. Na myśl, że ten uwielbiany przez nią człowiek miał sprawy, które dla niej na zawsze pozostaną tajemnicą, ogarnęło ją przygnębienie.

Dopiero po dłuższej chwili przeglądania notatek ojca Sarah uprzytomniła sobie, że jeden zapis powtarza się regularnie. W każdą środę przy godzinie trzynastej widniał niezmiennie jeden wyraz: „Łoś". Przekonana, że chodzi o spotkania w klubie myśliwskim, do którego należał ojciec, początkowo nie zwróciła uwagi na ten fakt.

Przekartkowała kalendarz do końca, a ponieważ nie znalazła nic ciekawego, zaczęła wrzucać wszystkie drobiazgi z powrotem do pudełka. I właśnie wtedy uzmysłowiła sobie nagle, że cotygodniowe spotkania klubowe ojca zawsze odbywały się wieczorem.

– Spójrz na to – powiedziała, podsuwając Tony'emu otwarty kalendarz i pokazując zapis, który przyciągnął jej uwagę. – Każdej środy przy godzinie trzynastej tata wpisywał „Łoś". Sądziłam początkowo, że chodzi o spotkania klubowe, ale właśnie przypomniałam sobie, że z reguły odbywały się wieczorem.

Tony przekartkował kalendarz. Z posępną miną w milczeniu oddał go Sarah.

– Co o tym myślisz? – spytała.

– Naprawdę chciałabyś wiedzieć?

– Oczywiście. Nie czas na martwienie się jakimiś dawnymi rodzinnymi sekretami. – Wzruszyła ramionami. – Znacznie bardziej interesuje mnie ustalenie, w jaki sposób ciało mojego ojca znalazło się na dnie jeziora.

– Po pierwsze uważam, że ten kalendarz należy pokazać szeryfowi Gallagherowi – po chwili namysłu stanowczym tonem oznajmił Tony. – Wygląda na to, że tym razem facet zamierza przeprowadzić wnikliwe śledztwo, więc powinien mieć dostęp do wszystkich możliwych informacji. A jakie jest twoje zdanie?

– Masz rację. Jutro rano zawiozę ten kalendarz do szeryfa.

– Jest jeszcze druga sprawa. Co sądzisz o tym, aby wynająć prywatnego detektywa? Sarah wyprostowała plecy.

– To dobry pomysł – uznała. Zaraz potem jednak zmarszczyła czoło. – Ale nigdy nie korzystałam z tego typu usług. W jaki sposób znajdziemy kogoś naprawdę godnego zaufania?

– Jeden pracuje dla mnie – oświadczył Tony.

– Zatrudniasz detektywa? – zdziwiła się Sarah. – Po co? Sądziłam, że prowadzisz nocny klub.

– To prawda.

– Wolno zapytać, do czego potrzebny ci taki człowiek? Tony skrzywił się lekko.

– Prowadzę różne interesy.

– Legalne?

Roześmiał się, nachylił nad Sarah i pocałował ją lekko w usta.

– Tak, Sarah Jane – odparł. – Legalne, a ja sam jestem praworządnym obywatelem. Tyle że ostrożnym.

Odsunęła się, ale nie tak szybko, jak powinna. Od pocałunku zapiekły ją wargi. Tony wziął do ręki pudełko.

– No widzisz, przejrzeliśmy wszystkie rzeczy i nie natknęliśmy się na nic szczególnie ważnego. Tym razem bez trudu uporałaś się z demonami przeszłości, mam rację?

Oszołomiona pocałunkiem Sarah zdobyła się tylko na kiwnięcie głową. Siedziała nadal bez ruchu na łóżku, jakby czekając na ciąg dalszy.

– Co powiesz na to, aby kieliszkiem wina na tarasie uczcić zachód słońca? – zapytał Tony.

– Słońce już zaszło – mruknęła Sarah.

– Drobiazg. – Machnął lekceważąco ręką. – I tak możemy napić się wina.

Po chwili na ponurej twarzy Sarah ukazał się nikły uśmiech. Tony miał rację. Trochę alkoholu dobrze im zrobi.

– Z tarasu będziemy mogli obserwować wschód księżyca, jeśli wieczór nie okaże się zbyt zimny – oświadczyła.

– Od razu weź płaszcz, dziecino. Na oglądanie księżyca nigdy nie jest za zimno. Sarah podniosła się i w ślad za Tonym opuściła pokój. Było jej dziwnie lekko na duszy. Po raz pierwszy od wielu dni.

Niewidoczny w ciemności zabójca bacznie obserwował dom pod osłoną drzew. W pokoju Sarah Whitman właśnie zgasło światło. Jej dalsze poczynania łatwo było odgadnąć, śledząc kolejne zapalające się lampy. Potem Sarah wraz z panem domu zeszła na parter. Kiedy światło pojawiło się w kuchni, Anthony DeMarco zaczął przy oknie odkorkowywać butelkę wina. Czający się w mroku nocy zabójca odetchnął z wyraźną ulgą. Wszystko wskazywało na to, że już wkrótce sterczenie na zimnie dobiegnie końca.

Luneta z noktowizorem, w którą była wyposażona strzelba, pozwalała mieć nadzieję, że trafienie w cel okaże się dziecinnie proste. Jeden bezbłędny strzał… i skończą się kłopoty.

Byle spokojnie, bez nerwowych odruchów. Zabójca nigdy nie działał w pośpiechu. Jego największą zaletą była cierpliwość. Dowiodło tego ostatnie dwadzieścia lat.

Nagle otworzyły się drzwi kuchenne prowadzące na tyły domu. Na tarasie od strony jeziora pojawili się Anthony DeMarco i Sarah Whitman.

Zabójca niespiesznie sięgnął po strzelbę i podniósł ją na wysokość oczu. Dzięki lunecie z noktowizorem mógł doskonale obserwować, co się dzieje na werandzie.

DeMarco spoglądał na swą towarzyszkę tak wygłodniałym wzrokiem, jakby chciał zjeść ją żywcem. Ona natomiast sprawiała wrażenie roztrzęsionej. Usiadła na krześle ogrodowym i sączyła powoli wino.

Zabójca westchnął mimo woli. Tych dwoje byłoby taką ładną parą… Nie zamierzał jednak bawić się w sentymenty, zwłaszcza że grunt palił mu się pod nogami.

Patrzył, jak Sarah się odwraca. Miał przed sobą jej plecy. Stanowiły doskonały cel. Zabójca nabrał głęboko powietrza i…

Czekał… czekał… czekał…

Tony uniósł kieliszek z winem i popatrzył na granatowe niebo.

– Nie ma księżyca – stwierdził. – Wobec tego za co wznosimy toast?

Ciemność nie pozwalała Sarah odczytać wyrazu jego twarzy. Mimo to jednak zauważyła, że jego oczy lśnią. Spojrzała w górę, ale nad głową nie zobaczyła ani jednej gwiazdy. Uniosła kieliszek i zwróciła się do Tony'ego:

– Za chmury, za starych przyjaciół i za szczęście do końca życia. Stuknęli się kieliszkami. Zabrzęczało kryształowe szkło.

– Za chmury – miękkim głosem powtórzył Tony, upijając łyk wina. – I za starych przyjaciół – dodał. – Oraz za nieustające szczęście.

Sarah westchnęła. Miała przed sobą bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Tony DeMarco był niezwykle przystojny i pociągający fizycznie. Nikłe światło padające z kuchni wystarczyło, by w jego oczach dostrzegła pożądanie.

Zamiast wypić do dna, odstawił kieliszek i nachylił się w stronę Sarah.

W tej samej sekundzie kula przeszła tuż ponad jej głową i utkwiła w ścianie domu. Równocześnie rozległ się głośny huk wystrzału.

Na chwilę oboje zamarli. Zaraz potem Sarah krzyknęła, gdyż Tony przewrócił ją na ziemię i nakrył własnym ciałem. Chwilkę później przetoczyli się razem za załom domu.

Nie było to schronienie całkowicie bezpieczne, ale przynajmniej stali się niewidoczni dla zabójcy. Tony na chwilę odetchnął z ulgą. Nadal leżąc na Sarah, wsunął dłonie w jej włosy i modlił się, aby nie znaleźć na nich krwi.

– Powiedz, że nic ci się nie stało – wyszeptał przerażony. – Sarah, co z tobą?

– Nic mi nie jest – odparła cicho. – Czy ktoś usiłował do mnie strzelić?

– Nie, raczej ktoś próbował cię zabić. Leż bez ruchu. Muszę wyciągnąć z kieszeni komórkę.

– Boże, Boże! – zajęczała Sarah. Dopiero teraz zaczęła dygotać.

Tony połączył się z biurem szeryfa i zdał dyżurnemu relację z tego, co się stało. Po chwili przerwał połączenie i objął mocno Sarah, która zaczęła rozpaczliwie płakać. Kilka minut później usłyszeli z daleka odgłos policyjnej syreny.

Sarah trzęsła się nadal, także po przyjeździe zastępcy szeryfa i samego Rona Gallaghera. Tony owinął ją grubym kocem i posadził przed kominkiem.

Popijając gorącą kawę, odpowiadała na pytania szeryfa. Chwilę później dwaj jego ludzie wrócili z oględzin terenu do domu.

– Szeryfie, nikogo tu nie ma, ale odkryliśmy świeże ślady. Prawie na linii drzew okalających teren za domem. – Wręczyli Ronowi Gallagherowi dwie małe plastikowe torebki. Jedną z łuską po wystrzelonej kuli i drugą z nabojem, który wydłubali ze ściany domu. – Znaleźliśmy także to.

Roń Gallagher podniósł torebki do światła. Przyjrzał się uważnie nabojowi.

– Mały kaliber. Wygląda na to, że pocisk wystrzelono z broni myśliwskiej – uznał. Sarah spoglądała raz na Tony'ego, a raz na szeryfa. Podczas rozmowy starali się zachować obojętny wyraz twarzy.

– Chce pan powiedzieć, że był to wypadek podczas polowania? – z powątpiewaniem zapytał Tony. – Ale kto poluje w nocy, i to tuż obok domu? Przecież żadna zwierzyna nie podchodzi tak blisko ludzkich siedzib.

– Na tym właśnie polega problem. – Roń Gallagher pokiwał głową. – Zawsze były tutaj zwierzęta, ale ludzie je przepłoszyli. Jednak nocami zwierzyna przychodzi do wodopoju nad jezioro. Może ktoś strzelał do łani lub łosia, choć sezon łowiecki już się skończył. Ale ślady butów, które odkryliśmy tuż przy linii drzew, raczej nie potwierdzają tej teorii. Myśliwi nie mają zwyczaju polować w pobliżu domów.

– To nie był wypadek – z przekonaniem w głosie oświadczył Tony. – Gdyby Sarah akurat trochę się nie poruszyła, kula trafiłaby w nią, a nie w ścianę domu.

– Chyba na to wygląda – przyznał szeryf.

Spojrzał na Sarah. Miała pobladłą twarz, a na podbródku niewielkie skaleczenie od upadku na ziemię. Nadal trzęsła się jak galareta. Było widać, że walka z niewidzialnym wrogiem mocno nadszarpnęła jej nerwy.

– Co zamierza pan zrobić? – spytała Rona Gallaghera. Zsunął kapelusz na tył głowy i podrapał się za uchem.

– W tej chwili niewiele mogę zdziałać, bo jest ciemno – odparł po chwili namysłu. – Wrócimy tu rano, żeby przy świetle dziennym dokładniej obejrzeć ślady. Postaramy się wykryć, dokąd prowadzą. Jeśli jednak mamy do czynienia z tym samym człowiekiem, co poprzednio, to wątpię, czy to coś da. Jest ostrożny i sprytny.

– A co ja mam począć? – pytała dalej Sarah.

Roń Gallagher zrobiłby wiele, aby w oczach tej kobiety uchodzić za bohatera, ale nie miał na to szans. Co gorsza, wszystko wskazywało, że jako szeryf jest do niczego.

– Niech pani nigdzie nie chodzi sama – powiedział po krótkiej chwili namysłu. – Odradzam także stanowczo opuszczanie domu, dopóki nie ustalimy czegoś bardziej konkretnego. – Spojrzał na Sarah i dodał: – Koroner obiecał wydać pani zwłoki ojca za dwa dni.

– Oczekuje pan, że pochowam ojca, podwinę ogon i ucieknę stąd? – spytała z pochmurną miną.

– Nie, chciałem tylko powiedzieć, że nie jestem w stanie zapewnić pani stuprocentowego bezpieczeństwa. Na razie nawet nie wiem, kogo właściwie szukamy.

– Powinien pan wiedzieć, że tym razem nikomu nie uda się wygnać mnie z tego miasta – oświadczyła z determinacją. – Opuszczę Marmet wtedy, kiedy uznam za stosowne, nie wcześniej. W każdy możliwy sposób szargano tu i bezczeszczono dobre imię mojej rodziny i nie wyjadę stąd, dopóki nie zostanie w pełni oczyszczone. – Sarah przerwała na chwilę, żeby nabrać powietrza. – Człowiek, który zamordował mego ojca, jest także odpowiedzialny za śmierć mojej matki. On i być może jego wspólnicy okradli bank, pozbawili mnie rodziny, nieomal zmarnowali mi życie. Szeryfie, niech pan rozpowie wszem i wobec, co zamierzam. Im szybciej mieszkańcy Marmet zrozumieją motywy mojego postępowania, tym mniej będę musiała potem wyjaśniać.

Tony czuł się okropnie. Podziwiał odwagę Sarah, ale śmiertelnie obawiał się o jej bezpieczeństwo. Był rozdarty wewnętrznie. Z jednej strony pragnął, aby z nim została, z drugiej zaś, aby jak najszybciej wracała do Nowego Orleanu.

Uznał jednak, że jest coś, co mógłby i powinien zrobić. Spojrzał na szeryfa.

– Informuję pana, że począwszy od jutra rana terenu mojej posiadłości będą pilnowali uzbrojeni strażnicy. A wewnątrz domu zakwateruję dwóch ochroniarzy. Zostaną tutaj, dopóki nie złapie pan tego człowieka.

– Tony, nie możesz… – zaprotestowała Sarah. Odwrócił się i popatrzył na nią chłodno.

– Mogę, a ty, Sarah Jane, nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia.

Roń Gallagher z aprobatą pokiwał głową, podczas gdy Sarah opadła ciężko na fotel. Traciła kontrolę nad sytuacją, a oczywiście bardzo tego nie lubiła.

W tej chwili przypomniała sobie o kalendarzu biurowym, który znalazła wśród rzeczy ojca.

– Szeryfie, mam coś, co bardzo chciałam panu pokazać.

– Mówisz o kalendarzu? – zapytał Tony. Sarah skinęła głową.

– Nie ruszaj się. Sam go przyniosę. Zamierzała zaprotestować, ale uprzytomniła sobie w porę, że na drżących nogach nie dałaby rady wejść po schodach.

– Co to jest? – spytał Gallagher.

– Dziś rano Harmon Weatherly wręczył mi pudełko z rzeczami ojca, znalezionymi swego czasu podczas porządkowania jego biurka. Powiedział, że te drobiazgi chciał oddać mojej matce, ale nie wpuściła go do domu. Trzymał je więc u siebie, całe dwadzieścia lat. Przeglądając zawartość pudełka, natrafiłam na kalendarz biurowy. Są w nim zapiski ojca, które dla mnie nie mają sensu. Sądzę jednak, że mimo to powinien pan na nie chociaż zerknąć.

– Chętnie – ucieszył się szeryf. – Może wreszcie natrafimy na jakiś ślad.

Gdy Tony wrócił z kalendarzem, Sarah odnalazła szybko niezrozumiałe zapiski i pokazała je szeryfowi.

– Najpierw myślałam, że chodzi o terminy spotkań w klubie myśliwskim „Łoś", ale potem przypomniałam sobie, że tamte spotkania odbywały się zawsze w środy wieczorem, a nie o trzynastej, w samym środku dnia.

– Ustalę, co to może oznaczać – powiedział Gallagher.

– Po zbadaniu sprawy chciałabym dostać kalendarz z powrotem – zastrzegła Sarah.

– Każę zrobić od razu odbitki wybranych kartek i jutro rano mój zastępca odwiezie pani oryginał – obiecał szeryf. – Czy to pani odpowiada?

Sarah skinęła głową. Po raz pierwszy zdobyła się na coś w rodzaju uśmiechu.

– Dziękuję – bąknęła, a potem popatrzyła na Tony'ego i pozostałych ludzi szeryfa. – Bardzo dziękuję panom za wszystko, co robicie. Gdyby panowie jeszcze mnie potrzebowali, będę na piętrze. Muszę przyznać, że jak na jeden wieczór mam już dość atrakcji.

Jak na komendę wszyscy mężczyźni podnieśli się z miejsc.

– Odprowadzę panów do wyjścia – zaproponował Tony, kątem oka spoglądając na opuszczającą pokój Sarah.

Roń Gallagher też zerkał w tamtą stronę. Żałował, że nie miał jej niczego konkretnego do powiedzenia, że nie mógł się niczym wykazać.

– Polecę jednemu z moich ludzi, aby aż do rana patrolował tę okolicę. Tony uścisnął szeryfowi dłoń.

– Bardzo dziękuję. Doceniam pańskie zaangażowanie i zdaję sobie sprawę z tego, że dla pracowników tutejszej policji wznawianie dawno zamkniętego dochodzenia musi być frustrujące.

Roń Gallagher przytaknął ruchem głowy.

– Trudno cokolwiek znaleźć po ponad dwudziestu latach – przyznał z westchnieniem.

Niebawem ludzie szeryfa wsiedli do radiowozów. Kiedy odjechali, Tony zatrzymał Rona Gal-laghera przy drzwiach.

– Uprzedzam, że wynajmę prywatnego detektywa – poinformował szeryfa. – Na wszelki wypadek. Oczywiście nie dlatego, że nie ufam pańskim zdolnościom – dodał tytułem wyjaśnienia. – Ale kiedy zewrzemy siły, z pewnością szybciej odszukamy zabójcę Franklina Whitmana, który teraz próbuje uciszyć Sarah.

– Każda pomoc mi się przyda – oświadczył Roń Gallagher. – Jeśli ten detektyw coś odkryje, proszę dać znać. Obiecuję, że postąpię tak samo. Między nami mówiąc, agenci federalni uważają, że my, miejscowi, jesteśmy równie bystrzy, jak zajęcze bobki. Nie będą się chcieli dzielić zdobytymi informacjami i właściwie nie liczę nawet na ich pomoc.

– Na moją może pan liczyć w stu procentach – zadeklarował Tony. Roń Gallagher kiwnął głową, ale zaraz potem spochmurniał.

– To straszne, co przydarzyło się pani Whitman. Zdążyła już przeżyć prawdziwe piekło. Nie dopuszczę, aby teraz stało się jej coś złego.

– Jeśli coś się stanie, szeryfie, to nie z pańskiej winy, lecz dlatego, że ktoś w Marmet ma teraz solidnego pietra – powiedział Tony. – Ludzie, którzy się boją, są niezwykle niebezpieczni.

Zabójca nie podejrzewał, że kiedykolwiek odnajdziemy ciało Whitmana. Teraz jest zdeterminowany, nie cofnie się przed niczym.

– Myślał pan o tym, aby namówić panią Whitman do powrotu do Nowego Orleanu? – zapytał szeryf.

Tony pokręcił głową.

– Sarah twierdzi, że mieszkańcy Marmet zniszczyli jej rodzinę, a ją samą wypędzili z miasta. I nie zamierza pozwolić, aby zrobili to ponownie. To odważna kobieta, nie należy do tych, którzy biorą nogi za pas.

– Tego właśnie się obawiałem. – Szeryf westchnął ciężko.

– Niech pan wykryje niedoszłego zabójcę Sarah – powiedział Tony. – Może wystarczy znaleźć właściciela broni, z której strzelano.

Roń Gallagher uśmiechnął się blado.

– Obaj wiemy, jakie to będzie trudne w mieście, w którym prawie każdy dorosły człowiek ma co najmniej jedną strzelbę. Tutejsi ludzie wprost uwielbiają polowania.

Tony popatrzył na gęste drzewa okalające dom nad jeziorem. Dopiero teraz uświadomił sobie, że mieszkanie na takim pustkowiu może mieć także złe strony.

– Ten człowiek bardzo się boi. Jest z pewnością przerażony. Przekona się pan, szeryfie, że wkrótce popełni jakiś błąd lub nieostrożność. A kiedy to zrobi, dopadniemy go. Na pewno.

Roń Gallagher kiwnął głową na pożegnanie.

– W razie potrzeby niech pan do mnie dzwoni.

– Proszę działać bardzo ostrożnie i uważać na siebie – powiedział Tony. – I informować nas na bieżąco.

– Jasne – odparł Roń Gallagher i poszedł do samochodu.

Zanim zdążyły zniknąć światła odjeżdżającego wozu, Tony zaryglował drzwi i ruszył po schodach na górę.

Загрузка...