Sarah była pod prysznicem, kiedy rozległo się pukanie do drzwi łazienki. Wychyliła głowę zza zasłony i zapytała:
– O co chodzi?
– Chciałem, abyś wiedziała, że już jestem na górze – oświadczył Tony. Natychmiast się uspokoiła.
– W porządku. I dziękuję – dodała. – Zaraz będę gotowa.
Szybko się opłukała, zakręciła wodę i sięgnęła po ręcznik. Był puszysty i gruby. Owinęła się nim, ponieważ jej szlafrok został niestety w Nowym Orleanie.
Gdy tylko wyszła z łazienki, Tony podał jej nocną koszulę. A kiedy zaczęła się ubierać, odwrócił się plecami.
– Jak widzisz, zachowuję się przyzwoicie.
Odwrócił się i zaczął lustrować twarz i ciało Sarah, wypatrując śladów po upadku. Na widok zdartej skóry na policzku zrobiło mu się przykro. Było to jednak niczym w porównaniu z faktem, że gdyby nie nachylił się w jej stronę, aby ją pocałować, pewnie już by nie żyła.
– Wiem, że jesteś przerażona – stwierdził łagodnym głosem. W odpowiedzi Sarah skinęła głową.
– Być może poczujesz się lepiej, jeśli przyznam, że i ja się boję.
– Czy nie postępuję egoistycznie, mieszkając pod twoim dachem? – zastanawiała się na głos. Naprawdę miała wyrzuty sumienia. – Przecież w ten sposób narażam cię na niebezpieczeństwo. Myślę, że chyba powinnam…
– Nawet o tym nie myśl – przerwał jej gwałtownie Tony. Wziął Sarah w objęcia. – Słonko, spróbuj się uspokoić. Pozwól mi, proszę, tak cię potrzymać. Jeszcze nie otrząsnąłem się z szoku, że mogłaś zginąć.
Złożyła głowę na jego piersi. Czuła pod policzkiem miękki sweter i słyszała głośne dudnienie serca.
– Tony…
– Słucham.
– Dziś ocaliłeś mi życie.
W pierwszej chwili w ogóle się nie odezwał, tylko przygarnął Sarah mocniej do siebie. Potem potarł delikatnie policzkiem po czubku jej głowy i roześmiał się cicho.
– Czy to oznacza, że jesteś mi winna coś w rodzaju bezwzględnego posłuszeństwa? Będziesz moją niewolnicą? Czy odtąd twoje życie należy do mnie i mogę z tobą robić, co mi się podoba?
– Wychowywałam się w Luizjanie, a nie na Dalekim Wschodzie – wymamrotała.
– Ogromna szkoda. – Tony westchnął lekko. – Wiedziałem, że to za piękne, aby było prawdziwe.
– Mimo to jednak spełnię jedno twoje życzenie – oświadczyła wspaniałomyślnie. Tony odsunął ją od siebie i z niedowierzaniem popatrzył jej w oczy.
– Naprawdę zrobisz to, czego zechcę? – zapytał.
– Niezupełnie…
Westchnął teatralnie i zrobił smutną minę.
– Wiedziałem od razu, że jest w tym jakiś haczyk – jęknął. – Zawsze jest.
– Uspokój się. Zaraz usłyszysz, co cię czeka. Przyrządzę ci jeden z trzech najbardziej wykwintnych i najwspanialszych deserów, jakie kiedykolwiek zdarzyło ci się jeść. Pierwszy to sernik w polewie czekoladowej, z musem malinowym, drugi to placek z orzechami laskowymi i dodatkami, których nie zdradzę. Trzeci deser nosi nazwę anielskiego ciastka. To duże bezy podawane z truskawkami i bitą śmietaną. A teraz wybieraj, który z nich chcesz.
– Ho, ho. – Po minie Tony'ego było widać, że jest pod wrażeniem. – Mówisz poważnie?
– Całkowicie serio.
– Przepadam za czekoladą i malinami, ale jeszcze nigdy nie jadłem beżów z takimi fantastycznymi dodatkami. Chętnie bym ich spróbował. No cóż, jeśli muszę wybierać… Skoro nie mogę mieć ciebie, to decyduję się na anielskie ciastko.
Sarah uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– Świetnie. Zamiast zastanawiać się, kiedy padnie następny strzał, będę miała coś konkretnego do roboty.
Tony pokręcił głową, pełen podziwu dla hartu ducha tej kruchej kobiety.
– Wiesz co? Jesteś fantastyczna – oświadczył.
– Niby dlaczego? – spytała.
– Wygląda na to, że bez względu na okoliczności spadasz zawsze na cztery łapy.
– Bo nigdy nie żywię złudnych nadziei. Dzięki temu unikam bolesnych rozczarowań. Tony spochmurniał i zmarszczył czoło.
– To stwierdzenie wcale mi się nie podoba – przyznał. – Każda kobieta powinna mieć jakieś oczekiwania, choćby najskromniejsze.
– Czyżbyś zamierzał coś mi zaproponować?
– Och, nie, moja słodka dziewczyno. Bo gdybyś wiedziała, co chodzi mi teraz po głowie, dopiero byś się wystraszyła.
Zaintrygowana Sarah dostrzegła w oczach Tony'ego figlarne błyski. Uśmiechnęła się mimo woli.
– Skąd wiesz? Ja naprawdę nie należę do strachliwych.
– Czy pozwolisz pocałować się na dobranoc? – zapytał.
– Przedtem całowałeś bez pytania – wypomniała mu. – A teraz nagle pytasz, mimo że stałam się twoją dłużniczką po tym, jak ocaliłeś mi życie?
Przez chwilę Tony czekał w milczeniu. Brak odpowiedzi na zadane przed chwilą pytanie uznał za przyzwolenie.
Wiedziała, co teraz nastąpi. W gruncie rzeczy nie byłoby to nic nowego, bo przecież już raz zatracili się w namiętnym pocałunku. Teraz jednak była gotowa zrobić znacznie więcej.
Uniosła ku górze lekko uśmiechniętą twarz.
Tony tylko na to czekał. Nachylił się i jego usta odnalazły wargi Sarah. W tej właśnie chwili ulotnił się jego zdrowy rozsądek, którego miejsce zajęło pragnienie spełnienia.
Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, zarzuciła ręce na szyję Tony'ego. Przygarnął ją mocno do piersi i uniósł. Zaraz potem jednak zdumiona Sarah poczuła, że stopami znów dotyka ziemi. Tony odsunął się w chwili, kiedy zaczęła się zupełnie zatracać.
– No, więc… teraz już wiemy, że nie będzie nam łatwo – wymamrotał. Cofnął się jeszcze o krok. – Czas na mnie – oświadczył. – Mam do załatwienia kilka telefonów. Mogę w czymś ci pomóc, zanim pójdziesz spać?
– Nie ma jeszcze dziewiątej – odparła Sarah. – Nie chcę iść tak wcześnie do łóżka. Tony zacisnął odruchowo pięści i zaraz potem wsunął ręce do kieszeni. Jakże chętnie dotknąłby ponownie Sarah…
– W takim razie bądź tak uprzejma i ubierz się jakoś przyzwoiciej – poprosił. – Jestem twardym facetem, ale jeszcze kilka takich pocałunków i nie ręczę za siebie. Uważaj, dziewczyno, to robi się niebezpieczne.
– Ciocia Lorett mawia, że człowiek nie powinien wzniecać większego ognia niż ten, który potrafi ugasić.
– Jak na mój gust, twoja ukochana ciotka ma stanowczo zbyt wiele różnych złośliwych powiedzonek – stwierdził ponurym głosem. – Idę. Gdybyś mnie potrzebowała, będę w bibliotece.
Zbierał się do wyjścia, kiedy zadzwonił telefon. Spojrzał na aparat stojący na stole, a potem na Sarah.
– Odbierz sam – zaproponowała. Podniósł słuchawkę i warknął:
– Tu DeMarco.
– Co stało się mojej dziewczynce? Tony wciągnął głęboko powietrze. Miękki, melodyjny kobiecy głos był jedyny w swoim rodzaju.
– Czy mówię z panią Lorett Boudreaux? – zapytał uprzejmie.
Na linii zapanowała na chwilę cisza, po której Tony usłyszał ciche prychnięcie.
– Bawi się pan w jasnowidza?
– Nie, proszę pani. – Tony uśmiechnął się do siebie. – Nigdy tego nie robię. Ale nie jestem także głupkiem i potrafię kojarzyć fakty.
W słuchawce rozległ się cichy śmiech, lecz zaraz potem do uszu Tony'ego dotarło westchnienie.
– Co stało się mojej dziecince? – ponownie spytała Lorett Boudreaux.
– Udam, że nie jestem zdziwiony, dlatego nie zapytam, skąd pani już o tym wie. Sarah wszystko pani opowie. Ale zapewniam, że nic jej się nie stało.
– Pozwoli pan, że sama to ocenię. Tony podał Sarah słuchawkę.
– Dzwoni twoja ciotka. Szepnij, proszę, w mojej obronie jakieś dobre słówko. Już jej się naraziłem.
Mrugnął do Sarah i taktownie opuścił pokój. Pilne rozmowy mógł równie dobrze przeprowadzić z własnej komórki. Zamierzał wynająć natychmiast strażników, tak aby już od samego rana mogli pilnować posesji, zatrudni także osobistych ochroniarzy.
– Dziecinko… powiedz cioci Lorett, co się stało. Sarah całkiem się rozkleiła.
– Wieczorem ktoś do mnie strzelał. Gdyby nie Tony, byłabym już martwa. – Załamał się jej głos. Zaczęła łkać. – Och, ciociu Lorett, sama nie daję sobie rady. Jesteś mi bardzo potrzebna. Czy możesz tutaj przyjechać?
– Będę przy tobie, dziecinko, zanim jutro zajdzie słońce – oświadczyła Lorett. – Ale jak mam znaleźć cię w tym okropnym mieście?
– Jedź prosto do biura szeryfa. Tam powiedzą ci, gdzie jestem i jak się tu dostać. Albo, jeszcze lepiej, kiedy dotrzesz do Marmet, od razu zadzwoń. Przyjedziemy po ciebie.
– Nie. Wolę sama dotrzeć na miejsce. A teraz śpij spokojnie, kochanie. Ciotka Lorett nie pozwoli cię skrzywdzić.
Sarah odłożyła słuchawkę i usiadła na łóżku. Poczuła, jak ogarnia ją wielka ulga. Uznała, że z Tonym i ciotką u boku ma szansę przeżycia.
Tony właśnie parzył wieczorną kawę, kiedy odezwał się dzwonek u drzwi. Zmarszczył czoło i spojrzał na zegarek. Jak na nieproszonych gości było już trochę za późno. Mimo to podszedł do drzwi, spodziewając się ujrzeć szeryfa lub któregoś z jego ludzi.
– Moiro, to ty? Co sprowadza cię o tak późnej porze? – zapytał zdziwiony widokiem gościa.
Moira Blake weszła szybko do holu. Na jej twarzy malował się głęboki niepokój.
– Słyszałam policyjne syreny – oś wiadczyła. – A z mojego patio było widać błyskające światła przed twoim domem. Wiem, że powinnam zadzwonić, ale okropnie się zdenerwowałam. Czy u ciebie wszystko w porządku? Ktoś zachorował?
Tony powiesił płaszcz Moiry, a potem wprowadził ją do salonu.
– Siadaj przy kominku – zaproponował.
– Czy Sarah jest chora? – pytała dalej Moira. – Wiem, że powinnam wcześniej zaprosić was na kolację, ale ta dziewczyna ma wiele spraw na głowie. Postanowiłam dać jej trochę czasu.
– Nie jestem chora, ale dziękuję, że pani zapytała.
Na dźwięk głosu Sarah odwrócili się oboje. Tony zerwał się z fotela.
– Chodź, usiądź przy ogniu. Opowiedz Moirze o tym, co się stało, a ja zrobię kawę. Sarah podziękowała słabym uśmiechem Tony'emu i usiadła w fotelu.
Moira Blake nachyliła się i wzięła ją za rękę.
– Co się stało, moja droga? Widziałam światła przed waszym domem i sądziłam, że ktoś wezwał karetkę.
– Nie, proszę pani. To był szeryf – wyjaśniła Sarah. Moira zmarszczyła brwi.
– Ale dlaczego? – spytała.
– Ktoś usiłował mnie zabić.
– To niemożliwe! – jęknęła Moira. – Nie mówisz tego serio! Oboje z Tonym nakryliście złodzieja?
– Chciałabym, aby tak było – z westchnieniem przyznała Sarah i przystąpiła do relacjonowania przebiegu wieczornych wydarzeń.
Kiedy skończyła, na twarzy Moiry odmalowało się niedowierzanie. Tony, który właśnie wrócił z kuchni, podał jej filiżankę gorącej kawy.
– Nie mogę tego pojąć – stwierdziła. Wyglądała na bardzo poruszoną. Lekko drżały jej ręce. Odstawiła filiżankę na stolik, żeby nie rozlać kawy. – Nie masz pojęcia, jak bardzo mi przykro, że przydarzyło ci się coś takiego.
– To miło z pani strony – powiedziała Sarah. Moira podniosła głowę i pytającym wzrokiem popatrzyła na Tony'ego.
– Nie rozumiem, dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić tę młodą kobietę. Zerknął na Sarah, a potem wzruszył ramionami.
– Widocznie komuś bardzo zależy na tym, aby ją uciszyć – odparł. – Ale ten człowiek zapomniał o podstawowej rzeczy. Pozbycie się córki zamordowanego tylko spotęguje szum wokół tej sprawy. I tak już wznowiono śledztwo w sprawie tragicznej śmierci Franklina Whitmana. W dodatku zanim Sarah dowiedziała się o odkryciu ciała ojca.
– To prawda – przyznała Moira. – Może właśnie dlatego przyszło mi do głowy, że nastawanie na życie Sarah nie ma żadnego sensu.
– Moje pojawienie się w Marmet wywołało duże zamieszanie – odezwała się Sarah. – A tak na marginesie uważam, że człowiek, który zabił mojego ojca, nie jest specjalnie sprytny.
Moira zmarszczyła czoło.
– Co masz na myśli?
– Gdyby był tak sprytny, za jakiego się uważa, zignorowałby mój przyjazd i wraz z pozostałymi obywatelami Marmet udawał, że jest głęboko wstrząśnięty faktem wydobycia z dna jeziora ciała mojego ojca. Po tylu latach policja raczej nie będzie w stanie ustalić, czy zabójca jeszcze żyje i czy mieszka nadal w tej okolicy. Ten człowiek popełnił wielki błąd, bo się ujawnił i dał znać o swoim istnieniu.
Zamyślona Moira pokiwała głową.
– Masz rację, moja droga. Ale może teraz zda sobie z tego sprawę i zostawi cię w spokoju.
– W tym cała moja nadzieja – przyznała Sarah. Moira podniosła wzrok i popatrzyła najpierw na rozmówczynię, a potem na pana domu.
– W każdym razie jestem szczęśliwa, że nie stało się nic złego. Chciałabym uczcić ten fakt. Zapraszam jutro do siebie na kolację. Koło ósmej. Będzie też kilka innych, równie życzliwych osób.
Obiecuję, że nie spotka was nic nieprzyjemnego. Przyjdziecie?
– Sama nie wiem – z ociąganiem odrzekła Sarah, zastanawiając się, jaką podjąć decyzję. Spojrzała niepewnie na Tony'ego. Jeszcze nie miał pojęcia, że jutro próg jego domu przestąpi nowy gość. Lorett Boudreaux.
– Jeśli nie chcesz, to nie przyjmuj zaproszenia – na widok wahania Sarah oświadczył Tony. – Moim zadaniem jest odsuwanie od ciebie wszelkich kłopotów. Już jutro pojawią się tu strażnicy i ochroniarze, będziesz mogła bez obaw wychodzić z domu.
– Strażnicy i ochroniarze? – zdziwiła się Moira.
– Tak, będą zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz domu. Możesz być pewna, że już nikt więcej nie wkroczy bez zezwolenia na teren mojej posiadłości – oświadczył Tony.
Moira uśmiechnęła się lekko.
– Szczerze powiedziawszy, ja też czuję się od razu o wiele bezpieczniejsza – przyznała. – Kobiecie, która pędzi samotne życie, zawsze przyda się dodatkowe zabezpieczenie, ostrożności nigdy za wiele. Przecież ja też mieszkam na odludziu. No to co, przyjdziecie?
Sarah nadal była niezdecydowana. Niepewnym głosem zwróciła się do Tony'ego:
– Słuchaj, nie zdążyłam cię jeszcze uprzedzić, załatwienia kilka telefonów. Mogę w czymś ci pomóc, zanim pójdziesz spać?
– To dobrze – szczerze ucieszył się Tony. – Najwyższy czas, abyśmy się poznali. Sarah odetchnęła z ulgą, że tak dobrze przyjął wiadomość o nowym gościu i od razu poprawił jej się humor. Spojrzała na Moirę i oznajmiła:
– Chętnie przyjdę na kolację, ale pod warunkiem, że przyjmie pani jeszcze jednego gościa. Nie mogę zostawić cioci samej już pierwszego dnia po jej przyjeździe.
– To oczywiste – uspokoiła ją Moira. – Będę szczęśliwa, mogąc gościć ją u siebie. Przy moim stole zawsze znajdzie się miejsce dla jeszcze jednej osoby.
– Wobec tego przyjdziemy, a jeśli pani Boudreaux opóźni przyjazd, damy znać – zapowiedział Tony.
– Doskonale.
Moira szybko skończyła kawę, pożegnała się i wyszła.
– Jesteś zły, że zaprosiłam tu ciocię bez porozumienia z tobą? – spytała Sarah.
– Nie. Nic, co robisz, nie jest w stanie mnie rozzłościć – odrzekł Tony. – O ile nie narażasz się na niebezpieczeństwo.
– Nie zamierzam ryzykować.
– To dobrze, słonko. Muszę wiedzieć, czy staniesz się częścią mego życia. Chodzi mi o nas. O to, jak będzie potem. To znaczy, kiedy skończy się ta cała przykra sprawa. Zrozumiałaś?
Sarah skinęła głową, lecz nie do końca pojęła słowa Tony'ego. Była jednak zbyt zmęczona, aby prosić go o wyjaśnienie. Mówił o przyjaźni czy o czymś więcej?
– Pamiętasz, że jeszcze przed chwilą próbowałeś zapędzić mnie do łóżka? – zapytała.
– Tak.
– Chyba jestem już gotowa udać się na spoczynek. Tony uśmiechnął się kpiąco.
– Życzysz sobie, żebym utulił cię przed snem?
– zapytał.
– To, czego chcę, i to, co się naprawdę wydarzy, to dwie zupełnie różne rzeczy – odparła Sarah.
– Jeszcze raz dziękuję ci za uratowanie mi życia. Dobrej nocy.
– Nie ma za co. Śpij spokojnie.
Dopiero gdy wyszła z salonu, do Tony'ego dotarł sens jej słów. Nie powiedziała, że go nie chce, raczej wyraźnie stwierdziła, iż nie zamierza ulec własnemu pożądaniu. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Odetchnął z ulgą.
Uszczęśliwiony, uśmiechnął się do siebie, dorzucił polan do ognia, a potem wziął do ręki książkę, którą próbował czytać od dwóch dni. Traktowała o sile pozytywnego myślenia.
Widocznie jednak jeszcze za mało wiedział na ten temat, bo gdyby posiadł umiejętność przetwarzania swych myśli na konkretne czyny, kochałby się teraz z Sarah.
Zabójca ze złością przemierzał pokój, przeklinając swojego pecha i niecelny strzał. Gdyby nie ten piekielny pocałunek, Sarah Whitman byłaby już martwa i skończyłby się cały ten rejwach. Teraz policja łaziła po posiadłości DeMarca i ponowne podejście pod dom oraz zbliżenie się do tej kobiety było praktycznie niemożliwe.
W porządku, nie ma tego złego… Zabójca uznał, że trzeba spokojnie poczekać. Przecież nawet największy pech kiedyś wreszcie się skończy. Już on zadba o to, by wiele lat wyrzeczeń i trudu nie poszło na darmo. Powiedzie mu się, był o tym w pełni przekonany.
W ciągu tych dwudziestu lat nauczył się kilku rzeczy, a już na pewno jednego. Otóż prawie zawsze mamy możliwość naprawienia popełnionego błędu.
Jeśli nie dziś, to jutro.
Sarah szybko zapadła w sen, lecz dręczyły ją koszmary. Raz po raz słyszała w uszach wystrzał, a potem własny krzyk, kiedy padała na ziemię, przygnieciona ciałem Tony'ego.
Nie mogła przestać o tym śnić. Ta scena powtarzała się w jej umyśle jak zacinająca się płyta. Sarah rzucała się na łóżku, owinięta ciasno kołdrą, co jeszcze wzmogło przykre doznania.
W końcu, kiedy huk wystrzału po raz setny zadźwięczał jej w uszach, krzyknęła. Rozpaczliwie. Tym razem na cały głos. Obudziła się i przerażona usiadła na łóżku.
Chwilę później zjawił się Tony. Półnagi, z groźnie zmrużonymi oczami i ze sprężynowym nożem w ręku. Wyglądał jak agresywny wyrostek, gotowy do rozróby pod byle pretekstem.
– Przepraszam! Przepraszam! – zawołała Sarah. Wyskoczyła z łóżka i podbiegła do Tony'ego. – To był sen. Tylko sen.
– Rany boskie! – jęknął, chowając ostrze noża. Oparł się ciężko o framugę drzwi. – Piekielnie mnie przestraszyłaś.
Zaskakujący wygląd Tony'ego sprawił, że Sarah z trudem powstrzymała śmiech. Był potargany. Gęste, ciemne włosy sterczały mu na wszystkie strony. Spodnie od dresu włożył na lewą stronę, w dodatku tył na przód.
– Wiem. Jest mi naprawdę bardzo przykro – szepnęła ze skruchą.
Tony wziął się w garść i spojrzał badawczo na Sarah. I zaraz potem w jego umyśle zakiełkowało pewne podejrzenie.
– Czyżby coś cię rozśmieszyło? – zapytał rozeźlony. A kiedy zagryzła wargi i potrząsnęła głową, stwierdził: – Śmiejesz się, mała czarownico. Chciałbym wiedzieć czemu.
– No… jakby to powiedzieć… masz trochę zwichrzone włosy. Spodnie założone przodem do tyłu i… chyba na lewą stronę.
Tony popatrzył w dół i dostrzegł na brzuchu fabryczną metkę. A niech to szlag. Sarah miała rację. Wyglądał jak ostatni idiota.
– To twoja wina – mruknął z wyrzutem.
– Wiem – przyznała potulnie i zaraz potem padła plecami na łóżko, zaśmiewając się do rozpuku, jak nigdy w życiu. Przestała na chwilę myśleć o ostatnich koszmarnych dniach. Przetoczyła się na bok, nadal pękając ze śmiechu. A kiedy zobaczyła zbolałą i urażoną minę Tony'ego, niemal wpadła w histerię. Chcąc stłumić wydawane dźwięki, wepchnęła głowę pod poduszkę.
– Sarah…
Mimo poduszki, do jej uszu dotarł ostrzegawczy ton głosu Tony'ego. A jednak śmiała się nadal.
– Dość tego! – warknął, rozeźlony nie na żarty.
Zagryzła wargi i ciągle chichocząc, wytknęła nos spod poduszki. Tony wyglądał jak jeden z kogutów Lorett Boudreaux, któremu dopiero co przycięto pióra na ogonie. A ponadto miał trochę głupkowatą minę.
Nie wiedział, czy śmiać się, czy złościć. Czyżby przemyśliwał nad wymierzeniem jej jakiejś srogiej kary?
Po chwili zorientowała się, że wybrał właśnie tę ostatnią możliwość.
– Uważasz, że to śmieszne? – wycedził przez zęby.
Wetknął palce za gumkę od spodni i uśmiechnął się ironicznie. Wydawało się, że jeszcze chwila, a stanie przed Sarah zupełnie nagi. Sarah odrzuciła poduszkę i usiadła na łóżku.
– Nie gniewaj się na mnie – poprosiła.
– Wcale się nie gniewam, moja ty słodyczy – oświadczył podejrzanie milutkim głosem. – Najuprzejmiej dziękuję, że zwróciłaś uwagę na mój wygląd. Daj mi chwilę, a zaraz doprowadzę się do porządku.
Tony wsunął palce głębiej w spodnie. Rozśmieszył go widok wystraszonych oczu Sarah i opuszczonych kącików jej ust.
– Zamierzasz zrobić to, co myślę? – spytała cichym głosem.
– Myślisz, że co zamierzam zrobić?
– Zdjąć spodnie.
– Rozważałem taką ewentualność – przyznał pogodnie. – Zechcesz mi pomóc?
Sarah siedziała przez chwilę nieruchomo. Otarła się dziś o śmierć, a teraz tak bardzo chciała, żeby stało się to, co i tak wydawało się nieuniknione. Podniosła się z łóżka.
– Silk…
Tony'emu z wrażenia podskoczyło serce.
– Słucham.
– Zgaś lampę.
W pokoju zrobiło się ciemno. Na chwilę zapanowała cisza. Potem Sarah usłyszała, jak Tony odciąga gumkę. Wiedziała, że zdjął spodnie. Drżąc z przejęcia, wsunęła się z powrotem do łóżka.
– A więc pokaż mi teraz, Silk, za co zdobyłeś ten piękny przydomek. Czym na niego zasłużyłeś? – spytała zaczepnie.
– Sądziłem, że już nigdy o to nie zapytasz – mruknął.
Czując, jak obok ugina się materac, wstrzymała oddech. Po chwili poczuła dotyk męskich dłoni, które odsłoniły ją zręcznie i delikatnie. A zaraz potem dosłownie wcisnęły w materac.
– Och… Ja…
– Nic nie mów – szeptem poprosił Tony. – Pozwól mi się kochać. Zamknij oczy i przestań myśleć, skup się na tym, co czujesz.
Miała tylko odczuwać? W porządku. Tyle była w stanie zrobić.
Wkrótce się przekonała, że Anthony DeMarco zapracował uczciwie na swój przydomek. Z niezwykłą umiejętnością i w rekordowym czasie do prowadził ją na skraj szaleństwa.
Chłonęła z lubością pieszczotę warg przesuwających się po jej ciele, coraz bardziej rozpalona i zniecierpliwiona.
Silk DeMarco wiedział doskonale, jak podniecić i zaspokoić partnerkę. Samymi pieszczotami doprowadził Sarah do orgazmu.
Kiedy wreszcie uniósł się na rękach i wszedł w Sarah, drżała z radości, że wkrótce osiągnie apogeum rozkoszy.
Również Tony był bardzo podniecony. Ledwie mógł znieść żar, jaki go ogarnął, gdy wsunął się głęboko między uda Sarah. Poczuł, jak obejmuje go mocno za szyję. A kiedy jeszcze mocno przyciągnęła go do siebie, uprzytomnił sobie, że przepadł z kretesem.
To, co teraz robił, nie było zwyczajnym uprawianiem seksu, a kobieta, którą właśnie pieścił, nie była jedynie panienką, którą wabi się do łóżka na jeden szybki numerek.
Sarah Whitman stała się dla niego kimś o wiele ważniejszym. Wiedział, że nie potrafiłby od niej odejść.
Poruszał się coraz szybciej, co przyjęła z zadowoleniem. Dała mu do zrozumienia, że pragnie więcej.
Sarah zesztywniała, a potem zaczęła jęczeć. Mobilizując wszystkie siły, z trudem nad sobą zapanował. Zaczął zwalniać ruchy. I właśnie wtedy, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że już dłużej nie zdoła się kontrolować, Sarah nagle zadrżała.
Raz po raz wykrzykiwała jego imię. Przeżywała ekstazę.
Tony skrył twarz w zagłębieniu jej szyi i oddał się rozkoszy.
Ostateczne spełnienie było dla niego przeżyciem nie tylko wspaniałym, lecz także dość niepokojącym. Udowodniło mu bowiem jedną ważną rzecz. Z Sarah Whitman łączyło go znacznie więcej niż zwykłe pożądanie.
Zaczynał darzyć uczuciem tę kobietę, choć był przekonany, że ich zbliżenie to dla niej tylko i wyłącznie satysfakcjonujący seks.
Aby nie przygniatać Sarah własnym ciałem, Tony przetoczył się na bok i wciągnął ją na siebie.
Ś wiadomość, że po raz pierwszy w życiu zakochał się w kobiecie, która nie odwzajemnia i być może nigdy nie odwzajemni jego uczuć, była przerażająca.