Emily wybrała się do Blairglen następnego dnia rano, aby zobaczyć się z Anną, kiedy już będą znane wyniki badań.
Mała umowę z Chrisem, lekarzem, który pracował na południe od Bay Beach. Wprawdzie obydwoje byli bardzo przeciążeni pracą, ale pomagali sobie w nagłych przypadkach i zastępowali się podczas choroby. Ustalili ponadto, że w każdy wtorek Chris będzie pełnił dyżur pod telefonem za Emily, a ona w każdy czwartek za Chrisa.
Dzięki temu mogli odwiedzać swoich pacjentów tam, gdzie telefonia komórkowa nie miała zasięgu, mając pewność, że w nagłych przypadkach personel ośrodka będzie wiedział, z kim się skontaktować. Na szczęście był właśnie wtorek i Emily, po porannym obchodzie w szpitalu i odwiedzeniu pacjenta w domu, skierowała się do szpitala w Blairglen.
Mammografia była wyznaczona na dziesiątą trzydzieści, tak więc, gdy Emily dotarła na miejsce, Anna była już po badaniu. Przed spotkaniem z Anną Emily poprosiła o pokazanie sobie zdjęcia rentgenowskiego i serce w niej zamarło na widok tego, co ujrzała. To wcale nie wyglądało jak torbiel.
– Gdzie jest teraz Anna? – zwróciła się do pielęgniarki.
– Pacjentka jest już po ultrasonografii i w tej chwili ma robioną biopsję – odparta pielęgniarka. – Widziała to zdjęcie, a jej brat wszystko już jej wyjaśnił. To bardzo sympatyczny facet, nie uważa pani? Cały czas jest przy niej.
– Czy mogę do niej wejść?
– Oczywiście.
Anna leżała na stole zabiegowym, a zespół medyków miał właśnie przystąpić do pobrania wycinków. Doskonale, nie tracą czasu, pomyślała Emily. Do końca dnia będą znali prawdę. To już coś, nawet jeśli ta prawda będzie smutna.
Stojąc przy drzwiach, nie mogła widzieć Anny, ale Jonasa zauważyła od razu. Podniósł głowę, gdy wchodziła do sali. Na jego twarzy malował się ból i Emily pomyślała, że ciężko być lekarzem i bratem jednocześnie. Zbliżyła się do stołu i kiedy pielęgniarka odsunęła się, by zrobić jej miejsce, wzięła Annę za rękę.
– Jak się masz – powiedziała cicho. – Niezbyt pomyślne wiadomości, co?
Anna skinęła głową, po jej policzku spłynęła łza. Wyglądała źle. Zielona szpitalna koszula sprawiała, że jej twarz robiła wrażenie jeszcze bledszej niż zwykle, a rude włosy stanowiły na tym tle jedyny barwny akcent. Lekarz pobierał właśnie wycinek i Anna zagryzła wargi.
– Już po wszystkim – rzekła Emily, gdy operujący lekarz wyszedł z sali. – To było ostatnie badanie.
– To rak.
– Tak, Anno. To niedobra wiadomość, ale to przecież nie tragedia. – Spojrzała spod oka na dyżurnego radiologa, kobietę w wieku około pięćdziesiątki. – Nie będzie nawet potrzebna mastektomia, prawda, Margaret?
– Na podstawie tego, co dotąd wiemy, to nie – odparła Margaret White. – Chcecie, żeby operował Patrick?
– Myślałam o nim – odparła Emily, ujmując rękę Anny i uśmiechając się. – Anno, Patrick May jest jednym z najlepszych chirurgów, jakich znam. Jeśli zdecydujecie się na niego i operacja odbędzie się w tym szpitalu, na rekonwalescencję można cię będzie zabrać do Bay Beach prawie natychmiast.
– Ale chemioterapia… radioterapia… jak ja to wszystko zniosę?
– Radioterapia to tak, jakbyś codziennie robiła sobie rentgen klatki piersiowej. A w sytuacji, kiedy guz jest niewielki, jak w twoim przypadku, ewentualna chemioterapia byłaby jedynie dodatkową asekuracją. To wszystko. Zrób to i zacznij normalnie żyć.
Anna przymknęła oczy.
– Nie oszukujesz mnie? – zapytała cicho. – Czy wszyscy mnie nie oszukujecie?
Ręce Emily zacisnęły się na dłoniach Anny.
– Absolutnie nie!
– Jak to, u diabła, zrobiłaś? Annie zakładano opatrunek i Jonas wyciągnął Emily na korytarz, by siostra nie mogła go słyszeć.
– Jak to się stało, że tu przyjechałaś? – powtórzył, patrząc na nią z niedowierzaniem. – Omal nie dostałem zawału, kiedy tak nagle pojawiłaś się w drzwiach.
– Cuda czasem się zdarzają – rzuciła lekko Emily i spojrzała na zegarek. – Ten cud, niestety, zaraz się skończy. Nie mam zbyt wiele czasu.
– Zrobiłaś więcej, niż mogłaś. Nawet nie wiesz, jak Anna na ciebie czekała.
– Wyobrażam sobie. Strach przed takim badaniem wynika przede wszystkim z tego, że jest przeprowadzane przez kogoś obcego. Tak więc, jeśli tylko mogę, staram się przy tym być.
– Zrobiłabyś to dla każdego?
– Myślisz, że mogłabym to zrobić jedynie dla twojej siostry? – spytała zdumiona. Uśmiechnął się przepraszająco.
– Anna jest dla mnie kimś szczególnym, ale dla ciebie to tylko jedna z wielu pacjentek.
– Dla mnie nikt nie jest tylko pacjentem – odparła.
– Gdybym tak uważała, odeszłabym od praktykowania medycyny. Na zawsze.
– Lekarze w mieście nie robią tego dla pacjentów
– zauważył Jonas, a Emily pokręciła głową z dezaprobatą.
– To nie w porządku. Ilu lekarzy rodzinnych znasz?
– To nie jest nie w porządku. To prawda.
– W takim razie twoja wiedza o medycynie rodzinnej jest bardzo nieobiektywna. Jakie to szczęście, że zapoznasz się z nią bliżej podczas tych kilku miesięcy.
– Kilku miesięcy…
– Powiedzmy trzech – dodała szybko. – Tak długo będziesz Annie potrzebny.
– Jeśli mi na to pozwoli.
– Pozwoli. Przez trzy miesiące spróbujesz być dobrym bratem i dobrym lekarzem rodzinnym. To będzie dla ciebie doskonały trening. – Znowu spojrzała na zegarek. – Jonas, naprawdę muszę już iść.
– Wiem.
Ale tak naprawdę wcale nie chciała wychodzić i czuła, że Jonas również nie miał ochoty się z nią rozstawać.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Nagle, zanim zdołała mu przeszkodzić, ujął jej dłonie.
– Dziękuję, Emily – powiedział, po czym, nie bacząc na to, że stali w zatłoczonym szpitalnym korytarzu, wziął ją w ramiona i pocałował.
Emily zaś wiedziała, że od tej chwili nic już nie będzie takie jak było, że jej życie uległo radykalnej zmianie.
Nie zależy mi na tym facecie! Te słowa powtarzała w duchu jak zaklęcie w ciągu całego dnia. Ten pocałunek to jedynie wyraz wdzięczności i poza tym nie znaczył nic. A nawet gdyby tak nie było… nawet gdyby podobała mu się, tak jak on podoba się jej, to przecież on zostanie tu jedynie do czasu wyzdrowienia siostry, a potem wyjedzie, a ona będzie musiała żyć jak dawniej!
Jednak słowa te powtarzane jak w modlitwie najwyraźniej nie działały. Nie działały, ponieważ…
– On jest wspaniały! – zawołała Lori, gdy Emily wpadła wieczorem, aby zająć się jak zwykle swym małym pacjentem, ale to nie jego miała na myśli, lecz Jonasa. – To najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam – dodała i nagle ze zdumieniem zauważyła, jak policzki Emily oblewają się rumieńcem. – Widzę, że i ty tak uważasz.
– Owszem, ale ja jestem spragniona seksu! – odparła Emily, z desperacją usiłując obrócić wszystko w żart. -Mój stary Bernard ciągle tylko śpi, a jego chrapanie staje się ostatnio nieznośne. W porównaniu z nim Jonas wypada całkiem nieźle.
– W porównaniu z tym zjedzonym przez mole kundlem, który ledwo powłóczy nogami? Muszę przyznać, że to bardzo przekonujący argument. – Lori obserwowała, jak palce Emily masują nóżki dziecka. – Wiesz, nasz malec naprawdę robi postępy.
– Rzeczywiście. – Emily uśmiechnęła się ciepło do Robby'ego, który patrzył na nią radośnie. Nawet gdy zadawała mu ból, nie przestawał się uśmiechać, pomyślała i serce się jej ścisnęło. Do licha! Najpierw Robby, a teraz Jonas przebojem wtargnęli w jej życie. Stary Bernard zaczyna mieć konkurentów.
– Robby od jutra będzie miał dwóch braci i siostrę
– oznajmiła Lori.
– Chcesz powiedzieć, że dzieci Anny podczas jej operacji będą pod twoją opieką?
– Tak. Anna i Jonas byli tu dwie godziny temu. Odebrali dzieciaki, ale poprosili, żebym zajmowała się nimi przez jakiś czas. Operacja odbędzie się jutro. Anna doszła do wniosku, że nie powinna dłużej zwlekać.
– Tak wiec Jonas podrzuca dzieci tobie.
– Jesteś niesprawiedliwa – zaprotestowała Lori. -Będzie kursował tam i z powrotem, odwiedzając siostrę, zaofiarował się pracować dla ciebie, co jest chyba dobrym pomysłem, no to jak ma jeszcze zajmować się dziećmi? Właściwie wcale ich nie zna. Poza tym akurat nie mamy kompletu. Bliźniaki, które były pod moją opieką, wczoraj zostały odebrane, został mi więc tylko Robby. Dzisiejszej nocy będziemy sami, prawda, łobuziaku? – powiedziała, biorąc malca na ręce i tuląc go do siebie, ale Robby wygiął usta w podkówkę i wyciągnął rączki do Emily. – On jest bardzo do ciebie przywiązany – zauważyła Lori, oddając chłopca przyjaciółce.
– Może więc lepiej żebym go więcej nie widywała
– odparła Emily, ale na samą myśl o tym serce ścisnęło się jej z bólu. – Myślę – dodała – że Jonas, odwiedzając dzieci Anny, będzie mógł przy okazji zmieniać opatrunki małemu.
– A wiec Robby nie będzie już miał nikogo.
– Będzie miał ciebie. Kiedyś się do tego przyzwyczai.
– Dłuższy pobyt w naszym domu i przywiązanie do mnie to dla Robby'ego prawdziwa katastrofa. Ja jestem jedynie chwilową opiekunką. Chłopiec powinien trafić do rodziny zastępczej, ale na to potrzebna jest zgoda jego ciotki.
– Wciąż jej nie wyraża?
– Niestety. Obawia się, że ludzie zarzucą jej, że oddając Robby'ego, zdradzi pamięć siostry.
– Woli więc pozostawić go w domu dziecka!
– Na to wygląda.
– Może powinnyśmy namówić Jonasa, żeby z nią porozmawiał – zasugerowała Emily. – On nawet kamień potrafi wzruszyć!
– Masz rację, on rzeczywiście mógłby pomóc -przyznała Lori, po czym spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę. – Czy ty na pewno nie jesteś nim zainteresowana?
– Na pewno.
– Wiesz… – Lori przez chwilę patrzyła na nią badawczo – jakoś nie mogę ci uwierzyć.
– Lepiej więc uwierz – odparła z naciskiem Emily. – Jeśli uważasz, że jest taki atrakcyjny, to dlaczego sama się nim nie zajmiesz?
– Świetny pomysł! – roześmiała się Lori. – Mimo to nie skorzystam. Mam swojego Raymonda, a on jest o wiele bardziej seksowny niż Bernard!
– Nie wiedziałam o tym – odparła Emily, krztusząc się ze śmiechu. – Są do siebie bardzo podobni, a sądząc po kilogramach, które twój Ray dźwiga, chrapią pewnie tak samo.
Lori spojrzała na nią groźnie, ale już po chwili wybuchneła śmiechem.
– Dobra, masz racje – przyznała. – Biedny Raymond. Muszę jednak przyznać, że przejął się tym, co powiedziałaś o zagrożeniach dla jego serca i od kilku tygodni jest na diecie. A wracając do ciebie – ciągnęła – to będziesz mieszkała z Jonasem przez trzy miesiące. Ja na twoim miejscu…
– Ja na moim miejscu byłabym bardzo ostrożna – odparła Emily. – Czy wiesz, co mogłoby się stać, gdybym się w nim zakochała?
– Nie – westchnęła Lori. – Nie wiem. Mam jednak przeczucie, że mi to powiesz.
– Są tylko dwie możliwości, Lori. Pierwsza to taka, że straciłabym dla niego głowę, rzuciłabym wszystko i podążyłabym za nim na koniec świata.
– Niekoniecznie. On mógłby tu zostać.
– Och, daj spokój. Chyba nie sądzisz, że ktoś taki jak Jonas mógłby być szczęśliwy, zostając w Bay Beach?
– Może nie, ale…
– Druga to taka – ciągnęła spokojnie Emily – że moglibyśmy przeżyć szalony romans, po czym on by wyjechał, a ja zostałabym ze złamanym sercem i przez resztę życia żyłabym wspomnieniami jak panna Haversham z powieści Dickensa.
– Jest jeszcze trzecia możliwość – zasugerowała Lori.
– To znaczy?
Robby zasnął w ramionach Emily, Lori położyła go więc do łóżeczka i pocałowała na dobranoc, po czym spojrzała na przyjaciółkę z zatroskaniem.
– Mogłabyś wreszcie pomyśleć o sobie i trochę się rozerwać. To nic złego. Nikt nie ma wątpliwości, że na to zasłużyłaś.
– Ja…
– Świat się nie skończy, jeśli zafundujesz sobie przygodę – zapewniała Lori. – Mogłabyś przeżyć coś bardzo miłego. Pomyśl o tym, ale teraz zbieraj się już do domu. Przepraszam cię, moja droga, ale Raymond przychodzi na kolację i muszę coś szybko upichcić. – Mówiąc to, cmoknęła przyjaciółkę w policzek i popchnęła ją w stronę drzwi.
Emily w milczeniu wracała do domu, ale uwaga Lori długo jeszcze dźwięczała jej w uszach.
Gdy weszła do mieszkania, ze zdumieniem stwierdziła, że Jonas już tam był i, tak jak Lori, przygotowywał kolację. Stanęła w drzwiach oszołomiona, wciągając w nozdrza smakowity zapach steków.
– Hm… Co ty tu robisz? – zapytała w końcu.
– Mieszkam – odparł przez ramię, uśmiechając się szeroko. – Twoje pielęgniarki mnie tu przyprowadziły. Rozpakowałem się w jednym z wolnych pokoi, zapoznałem z twoją wycieraczką, którą Bóg jeden wie dlaczego wszyscy uważają za psa, i wreszcie poczułem się jak w domu. Właśnie przygotowuję dla nas kolację. Miałem telefon od Lori, kiedy od niej wyszłaś, wiedziałem więc, kiedy zacząć smażyć. Jestem strasznie głodny!
– A wiec Lori była we wszystko wtajemniczona?
– Oczywiście – odparł. – Inaczej skąd bym wiedział, Ba którą mam usmażyć te steki?
To, co Emily pomyślała w tej chwili o zdradliwych przyjaciółkach, z pewnością nie nadawało się do powtórzenia.
– Mogłeś zjeść, nie czekając na mnie – mruknęła.
– Dlaczego? Chyba nie jesteś wegetarianką? – zapytał z niepokojem, po czym natychmiast się rozchmurzył. – Niemożliwe! Lori by mnie uprzedziła. Zresztą jestem tak głodny, że poradziłbym sobie z dwoma stekami. Poza tym mam jeszcze w piekarniku przyprawione ziołami, chrupiące kartofle.
– Chrupiące kartofle… – Unoszący się w kuchni zapach był cudowny. Emily podeszła do piekarnika i go otworzyła. Na brytfannie leżała ogromna ilość maleńkich, upieczonych na złoto ziemniaków pachnących rozmarynem, szałwią i czymś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować.
– Nie uwierzyłaś mi? – zapytał, wyraźnie dotknięty.
– No cóż, widzę teraz, że niezły z ciebie kucharz. Jestem pod wrażeniem.
– Łaskawa pani, jestem chirurgiem. Jeśli potrafię zreperować zastawkę, to potrafię również przygotować coś z przepisu.
– To nie zawsze musi iść w parze – mruknęła, myśląc o mężczyznach, których znała.
– Sama się więc przekonaj. – Wskazał ręką stół, na którym stała salaterka z przyprawioną sałatą i butelka wina. – Siadaj, proszę.
– Ja nie piję.
– Ponieważ zawsze jesteś pod telefonem? Nie zapominaj, że to ja pełnię dziś dyżur. Postaraj się odprężyć i delektować jedzeniem.
Usiadła więc. Jonas włożył jej na talerz ogromny stek i górę pachnących ziemniaków, po czym nalał do stojącego przed nią kieliszka wino, a do swojego wodę sodową.
– Czy Bernard kiedykolwiek się rusza? – zapytał w pewnej chwili, wskazując na rozciągniętego pod zlewem psa. Nie ulegało wątpliwości, że tylko to, co upadłoby wprost na jego wywieszony jęzor, mogłoby wzbudzić jego zainteresowanie.
Emily roześmiała się.
– Czy wycieraczka może się ruszać?
– Ach tak! Wybrałaś go więc ze względu na jego błyskotliwość i intelekt. – Roześmiał się szeroko, w jego oczach zapaliły się wesołe iskierki. – Wspaniale. Ciekawe, czy mu dorównam. Kobieta, która tak wiele wymaga od mężczyzny…
Zarumieniła się. Do licha! Musi szybko skierować rozmowę na sprawy zawodowe. To bezpieczniejsze.
– Sądziłam… że spędzisz ten wieczór z Anną.
– Być może powinienem – odparł, posępniejąc nagle. – Nie byłem tam jednak dobrze widziany.
– Jak ona się czuje?
– Nie najgorzej. – Wziął kawałek mięsa do ust i skoncentrował się na jedzeniu, ale Emily wiedziała, że pragnie uporządkować myśli. – Jest w domu z dziećmi i zachowuje się w miarę normalnie jak na kogoś, kto jutro idzie do szpitala.
– Czy jesteś zadowolony z wyboru Patricka? – zapytała.
– To znakomity chirurg – odparł. – Tak, jestem zadowolony, że będzie operował Annę, a co ważniejsze, Anna również. Patrick chce wyciąć guzek i usunąć węzły chłonne, ale jest prawie pewien, że nie ma przerzutów.
– I jak? Lepiej się po tym czujesz?
– Owszem. – Podniósł machinalnie widelec do ust, ale po chwili go odłożył. – Nie, wcale nie czuję się lepiej. Mówiąc szczerze, czuję się okropnie i nie mogę się z tym pogodzić.
Nagle zapanowała cisza, przerywana jedynie chrapaniem Bernarda. Emily wiedziała, że Jonas potrzebuje czasu, by uporządkować myśli i że powinna zostawić go w spokoju. Zebrała więc naczynia i włożyła je do zmywarki, a on wciąż siedział w tym samym miejscu i w milczeniu gapił się w blat stołu.
– Dziękuję za kolację. Była wyśmienita – powiedziała w końcu. – Bernard i ja idziemy już do łóżka. Czy potrzebujesz czegoś?
Spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem.
– Nie.
– Będzie dobrze – szepnęła cicho i nieoczekiwanie przyszła jej do głowy pewna myśl. – Zadzwoń do Anny.
– Co? – zerknął na zegarek. – Już po dziesiątej.
– Sądzisz, że będzie mogła spać?
– Nie, ale…
– To zadzwoń do niej, Jonas – powtórzyła miękko. – Wypiłam tylko odrobinę wina i dam sobie radę. Jeśli Anna będzie chciała, żebyś przyjechał, to jedź.
– Przecież to ja dziś mam dyżur.
– Jeśli Anna cię potrzebuje, to potraktuj to jak wezwanie do chorego. Tak czy inaczej zadzwoń do niej.
Patrzył na nią w milczeniu, jakby nie rozumiał, co do niego mówi.
– Chyba masz rację – przyznał w końcu.
– Myślę, że mam.
Ujął jej dłoń i trzymał przez chwilę. Emily zamarła, i choć ten kontakt fizyczny trwał zaledwie ułamek sekundy, długo nie mogła się po tym otrząsnąć. Gdyby on tylko wiedział…
Jonas jednak myślami był przy siostrze.
– Dziękuję ci – rzekł z bladym uśmiechem. – Masz, oczywiście, rację.
– Zazwyczaj mam rację. Nie mam wielkiego wyboru. – No cóż, zwykle tak pewna siebie doktor Mainwaring dziś wcale już tak się nie czuła!
Wzięła pod pachę Bernarda i tak, jak to robiła od dziesięciu lat, zabrała go do łóżka.