– Pakowanie rzeczy to smutny widok – rzekła Ariel – a przynajmniej tym razem, gdy wiadomo, że to już ostami raz. Wydawałoby się, że tak niedawno przeprowadzałyśmy się tu z Hollywood i robiłyśmy dokładnie to samo. A tak na marginesie, skąd nam się nazbierało tyle tego wszystkiego?
– Lubisz otaczać się pamiątkami. Na przykład, wciąż trzymasz swoje pierwsze podkolanówki… Ariel, muszę z tobą porozmawiać. To poważna sprawa. I proszę, nie odwracaj oczu. Tej rozmowy nie da się uniknąć. Wiesz, że nie lubię Bonsall, poza tym nie jestem już ci dłużej potrzebna. Masz Leksa, a Leks ma ciebie. Wszystko jest w największym porządku. A ja jestem egoistką i chciałabym, aby wszystko było po staremu jak przez ostatnie trzydzieści pięć lat. Ale to nie jest możliwe, obie dobrze o tym wiemy, tylko ty nie dopuszczasz do siebie tej myśli.
– Dolly, co ty chcesz zrobić?! Dlaczego nie lubisz Bonsall? Pan Able powiedział, że możesz pracować na komputerze, dobrze ci zapłaci. Mogłabyś codziennie jeździć do pracy moim samochodem. Nie miałabyś żadnych innych obowiązków, tylko proszę… nie odchodź.
– Ciiii – szepnęła Dolly, przytulając mocno Ariel. – Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że w tym życiu nic nie trwa wiecznie. Dla ciebie nadchodzi teraz najwspanialszy jego okres, będziesz żoną człowieka, którego zawsze kochałaś i który cię potrzebuje. Od tej pory razem pójdziecie przez życie. A my na zawsze zostaniemy przyjaciółkami, to sienie zmieni. Często będziemy do siebie dzwonić i odwiedzać się. I, oczywiście, na twoim weselu będę sprawować obowiązki pani domu. Wspaniale, że kolejny raz weźmiecie ślub.
– Proszę, Dolly, nie odchodź. Spróbuję spędzać z tobą więcej czasu. Leks to zrozumie – błagała Ariel, choć nie lubiła tego robić, tak samo jak okazywać tak jawnie swoich uczuć.
– Czy nie rozumiesz… sama widzisz. Powiedziałaś, że spróbujesz. Teraz Leks jest dla ciebie najważniejszy. I oczywiście, że zrozumie, bo jest dobrym, miłym, opiekuńczym mężczyzną. Ale ludzie zmieniają się na starość. Nie mamy żadnego wyboru, jest jak jest, i koniec. – Dolly wciąż tuliła do siebie swą najlepszą w świecie przyjaciółkę i nuciła jej cicho.
– Dolly…
– Nawet nie myśl o tym, Ariel. Nie możesz wybierać między mną a Leksem. Ja to rozumiem.
– Ale wciąż jeszcze nie powiedziałaś, co zamierzasz ze sobą zrobić. Ach, Boże, to gorsze niż śmierć. Nie jesteś młodziutka, masz już prawie…
– Sześćdziesiątkę na karku. Nie krępuj się, Ariel. Niech szlag trafi tę cholerną liczbę. Pytasz, co ze sobą zrobię. Otóż jeden z koordynatorów kaskaderów, który przyjechał tu zbierać awokado, dzwonił już kilka razy do mnie. Dość sympatyczny facet. Jest w moim wieku i ma duży dom w górach. Na terenie jego posiadłości jest też mała chatka, którą, jak mi obiecał, wynajmie Carli. A propos, Carla dostała dobrą rolę w jednej z nocnych oper mydlanych. A ja mam zajmować się obojgiem, no wiesz, gotowanie, sprzątanie… takie rzeczy. Mam trochę odłożonych pieniędzy, więc nie ma się czym martwić. Poza tym umiem żyć oszczędnie, a za kilka lat pewnie dostanę też coś z ubezpieczenia społecznego.
Ariel opadła bezwładnie na brzeg łóżka. Dolly ma rację, nic nie trwa wiecznie.
Byłam głupia i egoistyczna spodziewając się, że wszystko zostanie po staremu. – Ariel patrzyła na swoją najdroższą przyjaciółkę i zastanawiała się, kogo wybrałaby, gdyby musiała tego dokonać: Dolly czy Leksa. Ale zanim odpowiedziała, potrząsnęła tylko głową, aby odpędzić natrętną myśl.
– Więc masz zamiar opiekować się Carla i tym „jak mu tam”. Tylko czy naprawdę tego chcesz, Dolly? Jeśli tak, to uszanuję twoją decyzję. Ale nie chcę, abyś takie odejście traktowała jako swoiste wyjście z sytuacji. Wiesz przecież, że mogłybyśmy raz jeszcze wszystko dokładnie przeanalizować i na pewno wymyśliłybyśmy razem coś właściwego. Ja nade wszystko pragnę, abyś była szczęśliwa, bo dopiero potem sama mogę nią być. I to jest nasz najważniejszy punkt odniesienia.
– Ach, Ariel, coś mi się zdaje, że ty w ogóle nie wierzysz w to, co mówię – powiedziała Dolly już trochę poirytowana.
– Ależ oczywiście, że ci wierzę. Przez wszystkie razem spędzone lata nie zdarzyło mi się nigdy kwestionować tego, co mówisz, a ty cholernie dobrze o tym wiesz. A jeśli w tym względzie nasuwają ci się jeszcze jakieś refleksje, to proszę, mów. Może razem coś wymyślimy. Jak do tej pory, zawsze nam się to udawało.
– Lubię Maksa, a on lubi mnie. Kto wie, może jeszcze coś z tego będzie, Przynajmniej mam taką nadzieję. Ach, Ariel, powinnaś zobaczyć jego piękny dom i ogromny ogród. Uprawia warzywa, krzewy owocowe i uwielbia ciasto z jeżynami. Mamy wiele wspólnego. Oboje znamy środowisko filmowe, oboje nie lubimy kotów. Wiesz, że w dzisiejszych czasach trzeba się bardzo starannie dobierać.
– Skoro jest taki wspaniały, to powiedz mi, dlaczego musisz po nim sprzątać? Dlaczego nie możesz mieć swojego apartamentu i umawiać się z nim na randki? Ile lat ma ten facet? Ach, Dolly, czy wiesz, że starsi mężczyźni szukają sobie… opiekunek na stare lata? Czytałam o tym… już nie pamiętam gdzie.
– No i co z tego! Zgodził się płacić mi siedemset pięćdziesiąt dolarów za tydzień. Opłaci moje podatki, pokryje ubezpieczenie społeczne, opiekę medyczną, to przecież bardzo dużo. On prowadzi swój własny interes – wynajmuje kaskaderów i zapewnia im sprzęt. Ja także znajdę się na liście płac w jego firmie. Czego mam więcej pragnąć? A przy tym będę robić to, co lubię, czyli gotować i piec, na co mi przyjdzie ochota, a potem – patrzeć, jak się tym zajadają mężczyźni.
– Jakże się nazywa ów wzór doskonałości?
– Maks Petrie.
– A co z Carla?
– Świetnie sobie radzi. I chce zwrócić ci część pieniędzy, które jej pożyczyłaś. Udało jej się zarobić pokaźną kwotę. Bardzo się starała, inaczej nigdy nie byłaby w stanie oddać ci tego długu. Jestem z niej taka dumna. A ty, Ariel, też jesteś z niej dumna?
Ariel zalała się łzami.
– Oczywiście – szepnęła. – Mówiłam jej nieraz, że nie musi oddawać tych pieniędzy. Ja po prostu chciałam j ej pomóc, gdy była w potrzebie, a nikogo więcej nie obchodziły jej kłopoty. Nigdy nie oczekiwałam spłaty tego długu. Przecież ona jest moją przyjaciółką, na litość boską! Nie chcę jej pieniędzy, niech je sobie włoży na konto w banku. Przecież ona nie ma żadnych oszczędności.
– Musisz je przyjąć, Ariel, to dla niej bardzo ważne. Zachowujesz się tak, jakbyś się bała, że Carla nie będzie cię więcej potrzebować. A przecież powinnaś się cieszyć, że wszystkie trzy doczekałyśmy się czegoś pięknego w życiu. A co do ciebie, powiedz mi, proszę, jak zamierzasz spędzać czas w Bonsall po wyjściu Leksa do pracy? Czym wypełnisz sobie długie godziny oczekiwania na jego powrót? Pomyślałaś już o tym?
Ariel trudno było się skupić nad słowami Dolly.
– Nie, nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Twoja decyzja wytrąciła mnie z równowagi. Mam zamiar odsprzedać firmę panu Able’owi, przygotuję dom do wystawienia na sprzedaż, a potem odbędzie się ślub. Wszystko wskazuje na to, że będzie to coś w rodzaju święta narodowego. Myślałam trochę o otwarciu studia filmowego i o utworzeniu teatru dla dzieci. Na razie to tylko plany, ale często o nich myślę, więc na pewno jakieś zrealizuję. Jak sama widzisz, nie mam zamiaru nudzić się na ranczo. To nie będzie jakaś wyczerpująca praca, około czterech, pięciu godzin dziennie w weekendy. Leks także zaofiarował swoją pomoc, i jeśli się uda, razem będziemy mogli to robić.
Dolly długo przypatrywała się swej przyjaciółce. A kiedy doszła do wniosku, że Ariel mówi prawdę, uśmiechnęła szeroko.
– To dobrze, lżej mi będzie cię opuszczać. Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że mogłabyś zamienić się w jakąś głupawą, tłustą i zadowoloną z siebie kurę domową, która nic tylko zajada się cukierkami i przez cały dzień ogląda swoje stare filmy.
– To wykluczone. Ale żałuję, że nie możesz tu zostać na tyle długo, aby dać mi kilka lekcji gotowania. Ta kupa książek kucharskich na blacie po prostu mnie przeraża.
– Czyżby Leks nie jadał jajek i kanapek z ketchupem? – zadrwiła Dolly.
– Jeśli na wierzch położyć fasolkę, to owszem. A w ogóle, on zje wszystko, wcale nie jest wybredny.
– To dobrze, Ariel, bo ty masz dwie lewe ręce do gotowania, nawet książka kucharska nic tu nie pomoże. Wynajmij kogoś.
– Myślałam już o tym. Tiki obiecała, że będzie pomagać. Jakoś sobie poradzę. Kochana Dolly, jak ja będę za tobą tęsknić… Jeszcze nie wyjechałaś, a ja już się czuję taka… taka… samotna. Tyle razem przeżyłyśmy. Chciałabym… wiedzieć, co jeszcze przyszłość chowa dla nas w zanadrzu… Nie! Cofam te słowa. Nie chcę wiedzieć, poza tym jestem już zmęczona tym ciągłym życzeniem sobie czegoś.
– No, wreszcie jesteś prawdziwą Ariel, taką cię kocham. A skoro tak, to bierzmy się do roboty. Wystarczy odrobina chęci, a skończymy z tym w ciągu godziny i zawieziemy do Bonsall.
– Co ja mam zrobić z tymi wszystkimi rzeczami? Dom Leksa jest umeblowany, tam wszystko jest takie… męskie i dopracowane w każdym szczególe. Żadnych niepotrzebnych drobiazgów. A ja potrzebowałabym kilku koronek czy falbanek… Co prawda, Leks powiedział, że mogę dom urządzić według mojego gustu, ale mnie się wydaje, że on woli, by zostało po staremu.
– W takim razie dlaczego nie chcesz zatrzymać sobie tego domu? Po co go sprzedawać? Mogłabyś tu sobie zaglądać, gdy… no wiesz, zbrzydnie ci życie na ranczo. Wydałaś majątek na urządzenie tego domu i nie musisz go sprzedawać dla pieniędzy. Mamy lata dziewięćdziesiąte i kobiety robią takie rzeczy, jeśli nie chcą zrywać ze swoją przeszłością, nie wspominając już o poczuciu własnej odrębności.
– Myślałam o tym. Ale chociaż Leks nic takiego nie powiedział, jednak wiem, że byłoby mu przykro, pomyślałby, że nie traktuję go poważnie, że jest dla mnie tylko przejściową znajomością. Nie pytaj, skąd to wiem. Po prostu wiem, i już. On zapuścił swoje korzenie w innej dekadzie, a ja nawet nie wiem, w której. Jest tak, że chciałabym utrzymać taki stan rzeczy jak do tej pory, a z drugiej strony, ponieważ go kocham na śmierć i życie, pragnę wszystko rzucić i być tylko z nim duszą i ciałem. Ach, mój Boże, czy słyszałaś, co właśnie powiedziałam? Nie, dziś nie mogę o niczym decydować, podobnie jak Scarlett: „pomyślę o tym jutro”.
– Jutro nadejdzie szybciej, niż się spodziewasz, Ariel.
– Kocham cię, Dolly, tak bardzo cię kocham.
– Ja także ciebie kocham, Ariel Hart Sanders.
I uśmiechnęły się do siebie przez łzy.
– To jest… hm… naprawdę… smaczne – stwierdził Leks.
– Nie kłam, Leks. To jest wstrętne. Uprzedzałam, że nie potrafię gotować, a ty powiedziałeś, i jest to dosłowny cytat, że „będziemy żyć miłością”. To jest kotlet mięsny. Zdaje się, że o to miałeś właśnie zapytać?
– Przecież nie narzekam. Jem już następny kawałek. A co to jest, to zielone?
– Brukselka. Dolly powiedziała, że powinnam do niej dodać pokrojoną cebulę i seler, ale ani cebuli, ani selera nie było akurat w domu, więc włożyłam coś zastępczego. Dolly twierdzi, że to inwencja czyni prawdziwego kucharza. A ja wiem, że jak się czegoś nie lubi, to i inwencja nic tu nie pomoże. Ryż też się klei, wiem. Dolly powiedziała, że woda musi sięgać kostki kciuka, ale nie powiedziała, której, teraz mogę się domyślić, że chodziło o pierwszą.
Ariel była tak zdenerwowana, że na widok Snookie, która położyła się, nie tknąwszy jedzenia, rozszlochała się na dobre.
– Ariel, kochanie, to nie ma znaczenia. Możemy przecież jeść mrożonki albo wynająć kucharza… no już dobrze – powiedział, przysuwając się bliżej. – A teraz powiedz mi wreszcie, co naprawdę cię gryzie. To wszystko z powodu Dolly, mam rację? Przecież możesz do niej zadzwonić.
– Dziś zrobiłam to już siedem razy. Nie można więcej. Nie umiem sobie poradzić, bez niej jestem bezbronna jak małe dziecko. A przecież powinnam się cieszyć, skoro jest jej tam dobrze. Spójrz na Snookie, nie chce jeść ani bawić się, ona także za nią tęskni.
– Ależ bądźmy rozsądni. Snookie nie chce jeść, bo jej nie smakuje twoja kuchnia, ale to się kiedyś zmieni. Tymczasem możemy się zaopatrzyć w karmę dla psów. I zgadzam się, że ona także tęskni za Dolly. Ale istnieje jeszcze jeden powód, dla którego nie chce się bawić. Ona jest… co prawda, nie chciałem ci tego mówić, zanim Frankie tego nie potwierdzi. Otóż, moim zdaniem, Snookie będzie miała małe.
– Niemożliwe! Jak się to stało? – krzyknęła Ariel.
– Według mnie, w tradycyjny sposób – odpowiedział Leks przeciągle.
– O mój Boże, muszę zadzwonić do Dolly.
– No właśnie! Masz teraz powód, aby to zrobić. No to leć, Ariel.
Ariel błyskawicznie znalazła się przy telefonie i z uszczęśliwieniem malującym się na twarzy, zaczęła wciskać numer Dolly.
Leks oparł się o krzesło i ze smutkiem w oczach obserwował, jak jego radośnie ożywiona kochanka rozmawia ze swoją przyjaciółką.
– Oczywiście, że możesz być matką chrzestną, tak, możesz sobie wybrać któreś z młodych. Kiedy przyjedziesz? To wspaniale. Przywieź ze sobą trochę jedzenia. Kotlet był okropny, ale Leks zjadł aż dwa kawałki. Będę czekać, Dolly. Przyjeżdża jutro. – Ariel odłożyła słuchawkę i zwróciła się do Leksa. – Nie widziałam jej przez cały miesiąc! Ma zamiar przenocować, a potem przyjedzie dopiero na nasz ślub w czerwcu. Życie jest piękne, prawda, Leks?
– Wspaniałe – powiedział ze spokojem. – Chodźmy na spacer. Snookie zażyje trochę ruchu. Powiedz mi, Ariel, czy jesteś szczęśliwa? – zapytał, gdy wyszli.
– Oczywiście, że jestem, tylko tęsknię za Dolly. Nie spodziewam się, że to zrozumiesz, ale przynajmniej spróbuj. To dla mnie naprawdę bardzo ważne.
– Jeśli musiałabyś wybierać między nami, kogo byś wybrała?
– Dolly już mnie o to zapytała. Ale nie umiałam jej odpowiedzieć. Jeśli jednak zostałabym przyparta do muru, po prostu opuściłabym i ciebie, i ją. Każde na swój sposób, ale oboje znaczycie dla mnie bardzo wiele. Cieszyłabym się, gdyby mieszkała bliżej mnie, żeby była moją sąsiadką. Wiem, że to moja wina, ale nigdy nie znałam swoich sąsiadów ani nie miałam czasu zawierać nowych znajomości.
Mam przeczucie, że Dolly nie jest tam szczęśliwa, choć ona nigdy się do tego nie przyzna. Najpierw powiedziała mi przecież, że jej się podoba Bonsall, a potem raptem zmieniła decyzję. Ostatnio nie miałam dla niej zbyt wiele czasu i pewnie dlatego poczuła się odtrącona. Tak dobrze ją znam. Jest ambitna. Chciała, by wszyscy wyszli z tego z twarzą.
– Trzeba coś wymyślić. Czy nie ma sposobu, aby ją tu z powrotem ściągnąć?
– A ty sądzisz, że to jest… możliwe?
– Niedługo przyjedzie tu młodszy brat Asy, który jest wdowcem od dziesięciu lat. Zamiast Maggy, która nie chce słyszeć o firmie, będzie pomagał Asie w zarządzaniu Able Body. Asa twierdzi, że straszny z niego zrzęda, dokładnie w typie naszej Dolly. Może moglibyśmy, wiesz… sprawić, aby zapomniała o Maksie. A tak w ogóle, dlaczego sądzisz, że jest nieszczęśliwa?
– Słychać to w jej głosie. Bardzo się stara, aby wszystko wydawało się w porządku, ale znam ją lepiej niż ktokolwiek inny. Poza tym dzwoniła też Carla. Powiedziała, że Dolly jest przygnębiona, i kazała mi obiecać, że nie powiem, że rozmawiałyśmy na jej temat.
– Czyli że wszystko musi wyglądać tak, jakby sama podjęła decyzję o powrocie.
– Leks, spójrz na mnie. Czy ty… czy ty… czy byłeś…
– Zazdrosny? Daj spokój. Kocham Dolly. Pogodziłem się od samego początku, że obie jesteście jak papużki nierozłączki. I nigdy nie chciałem tego zmienić. Nawet gdybym mógł, nie zrobiłbym tego, ponieważ wiem, jak cenna jest przyjaźń. Chcę, abyś była szczęśliwa, bo dopiero wtedy będzie mi dobrze. Wracajmy już, trzeba obmyślić plan. – Leks, wyraźnie podekscytowany, wciąż zacierał ręce.
– Kocham cię, Leks, naprawdę. – Ariel przytuliła się do niego; Snookie dreptała u jej boku.
– Ja kocham cię jeszcze bardziej.
– Co za wspaniała odpowiedź! Jak myślisz, ile małych będzie miała Snookie?
– Coś około sześciu.
– Czy mogę zatrzymać wszystkie z wyjątkiem tego jednego, który jest przeznaczony dla Dolly?
– No jasne, co to za różnica, pięć psów mniej czy więcej?
– Teraz sam widzisz, dlaczego cię kocham – rozpromieniła się Ariel.
– Czy to jedyny powód?
– Jesteś też dobry w łóżku – zachichotała.
– Jak dobry?
– Bardzo dobry – wciąż chichotała.
– Więc zróbmy to na werandzie, w tej chwili.
– Na huśtawce?
– Tak, bo mam bzika na punkcie huśtawek – powiedział, biorąc ją w ramiona.
– To mi się podoba: nago na huśtawce z listewek…
– Ach, jak ty niewiele w życiu widziałaś, moja droga.
– A więc pokaż, co potrafisz.
A w dniu ich ślubu wróciła Dolly z całym swoim dobytkiem.
– Przyjmiesz mnie, Ariel? Znajdzie się jeszcze u was jedno miejsce dla mnie? Czy Leks nie będzie miał nic przeciwko?
– Leks! – zawołała Ariel.
– Mój Boże, co się stało? – krzyknął Leks, z impetem zbiegając ze schodów.
– Dolly wróciła! Pyta, czy może z nami zostać i czy ty się na to zgadzasz.
– Masz zamiar zostać tu na zawsze? – zapytał Leks z udawaną surowością.
– Do grobowej deski! – przyrzekła solennie Dolly.
Leks złapał ją na ręce i zaczął tańczyć dookoła kuchni. Krzyczał radośnie, że oto od tej pory będzie jadł jak normalny człowiek, jego ubranie będzie do siebie pasować, a ręczniki będą puszyste i miękkie.
– Powiedz tylko, jakiej zapłaty oczekujesz, zresztą to nie ma znaczenia, dostaniesz tyle, ile zażądasz. Kiedy możesz zacząć?
– Może być i zaraz! Co powiecie na naleśniki z borówkami, kiełbaskę, jajecznicę, kawę z prawdziwą śmietanką i melon?
– Ach, dzięki ci, Boże – powiedział Leks, wznosząc oczy do góry. – Szybko, Ariel, biegiem pod prysznic, bo ona jeszcze się rozmyśli!
– Dolly, czy coś się stało? – zawołała Ariel przez ramię.
– Oj, stało się, i to bardzo dużo. Carla sprzątnęła mi Maksa sprzed nosa. Wcale za nim nie przepadałam, ale ona… jak mogła mi coś takiego zrobić?! Przyrządziłam trzydzieści galonów spaghetti i zostawiłam na piecu. To był mój pożegnalny prezent. Wyobraź sobie, on jada tylko spaghetti i melona z solą. Nie miałam żadnego wyzwania! Nic! I jeszcze ta Carla, czy pomyślałabyś, że jest do tego zdolna?! – tu Dolly, aby podkreślić dramatyzm sytuacji, trzasnęła mocno patelnią o blat kuchenki.
– Dlaczego się śmiejesz? – Ariel zapytała Leksa, wchodząc razem z nim pod prysznic. – Dopiero dziś mamy wziąć ślub, nie powinieneś oglądać pod prysznicem gołej panny młodej, nie będziesz miał potem żadnych niespodzianek. Co się stało? Dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz?
– Bo właśnie się zastanawiam, co bym wolał: kochać się z tobą czy raczej zjeść śniadanie, które przygotowuje Dolly.
– Też mi konkurencja. Lepiej się pospiesz, jeszcze musimy umyć sobie plecy. Ach, prawdziwe śniadanie i nic, tylko jeść. Powiedz prawdę, dlaczego się śmiałeś? Czuję, że masz coś wspólnego z jej powrotem. Zaraz, zaraz… niebyło cię w ostatni weekend… pojechałeś tam i wszystko zaaranżowałeś. Tylko co właściwie zrobiłeś, Leks?
– Zaoferowałam Carli dziesięć tysięcy dolców, aby odbiła Dolly tego Maksa. Skończyło się na piętnastu tysiącach, bo Carla powiedziała, że Maks to straszny zrzęda i długo się zastanawiała, czy przystać na moją prośbę, tym bardziej że nie znosi spaghetti. Opowiadała też o Dolly. Twoja przyjaciółka, od kiedy się tam wprowadziła, była bardzo smutna, nieszczęśliwa, często popłakiwała i wciąż czekała na telefony od ciebie.
– Leks, jesteś wspaniałym facetem!
– Wiem, ale mnie nie wydaj.
– Nigdy w życiu.
– Ach, Ariel, tam czeka prawdziwe, najprawdziwsze jedzenie, pospiesz się.
– Ja też nie mogę się już doczekać, do diabła z tymi butami – mruknęła i pobiegła za Leksem.
Oboje zatrzymali się jak wryci na widok gości w kuchni.
– Asa, wcześnie przyjechałeś.
– Tak, chcemy pomóc przy rozbijaniu namiotów. To mój brat, Pete. Dolly zaprosiła nas na śniadanie, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu.
– Oczywiście, że nie – odpowiedzieli chórem Ariel i Leks.
Patrzyli zdumieni, jak szpakowaty, brodaty Pete poucza Dolly, jak ma zrobić naleśniki. Do tej pory Dolly nikomu by na to nie pozwoliła, ale dziś szczebiotała radośnie i, co więcej, stosowała się do porad Pete’a!
– Leks, coś ty narobił – szepnęła Ariel. – Gdzie on mieszka? – zwróciła się do Asy.
– Na razie ze mną. A później, kto go tam wie. Może gdzieś w okolicy.
– Lepiej żeby było w okolicy, inaczej wycofuję się z umowy – syknęła Ariel.
– Jasne, nie oddamy jej tak łatwo, nawet twojemu bratu, Asa. – powiedział Leks, opychając się naleśnikami. – Boże, jakie to smaczne. Prześcignęłaś samą siebie, Dolly, nigdy przedtem twoje naleśniki nie smakowały mi tak bardzo jak dziś.
– Naprawdę tak sądzisz? – zaszczebiotała Dolly.
– Mówiłem pani, panno Dolly – chełpił się Pete.
Ariel i Leks zaczęli stroić do Asy głupie miny, ale on tylko wzruszył lekko ramionami.
– Ślub o czwartej, a tu jeszcze tyle pracy do zrobienia – stwierdziła Ariel.
– Kiedy tu wchodziłam, wydawało mi się, że sytuacja jest opanowana – zauważyła Dolly, podając Pete’owi czubaty talerz kiełbasek z bekonem.
– On lubi jeść – stwierdził Asa. – Ale i sprzątać potrafi.
– Czy jest też dobrze wychowany? – zapytała Ariel.
– Tak – odpowiedział Asa. – Moja Maggie zawsze mówiła, że Pete dobrze wie, jak należy traktować kobietę.
– Skoro już mówimy o Maggie, to gdzie ona teraz jest? – zapytał Leks.
– Niestety, nie będzie mogła przyjechać na wasz ślub. Dostała pilne zamówienie na tę swoją biżuterię i wczoraj musiała wrócić na Hawaje. Przesyła wam najlepsze życzenia, a prezent leży na stole jadalni.
– I co teraz? – zapytała Ariel.
– Posiedzimy tu sobie i popatrzymy, jak ci wszyscy ludzie za oknem robią przygotowania do naszego wesela. Orkiestra będzie lada chwila, Tiki razem z krewnymi trzyma pieczę nad kuchnią. Schodząc ze schodów, zauważyłem, że kwiaty także już przywieziono. Ksiądz przyjedzie około trzeciej. Alkohol dowieziono wczoraj w nocy. Trzeba już tylko rozstawić namioty, krótko rzecz ujmując: panujemy nad sytuacją.
– Skoro tak, to idę na górę. Następnym razem ujrzysz mnie już w ślubnym stroju.
– Nie mogę się doczekać. – Leks spojrzał na nią. – Mam jeszcze coś do załatwienia, zaraz wracam, dobrze?
– Jasne. – Ariel wspięła się na palce i cmoknęła go głośno w policzek. – Wspaniale, że już wkrótce będę oficjalnie panią Sanders. Leks, dziękuję za… no wiesz… że sprowadziłeś tu Dolly i za wszystko… Kocham cię za to jeszcze bardziej…
– Ariel, dla ciebie wszystko jestem w stanie zrobić, uwierz mi, kochanie.
– Wierzę i jestem taka szczęśliwa, że Pan Bóg nam pobłogosławił i po tylu latach szczęśliwie się odnaleźliśmy. Idź już, tylko bądź tu z powrotem na czas. Ach… przepraszam cię. Dolly, idę na górę, jak już będziesz wolna, przyjdź do mnie, chciałabym, abyś mi… pomogła.
– Oczywiście, tylko tu posprzątam. Pete mówi, że oprócz wielu innych zajęć, którymi się zajmuje, często bierze udział w popisach rodeo. Obiecał, że nauczy mnie używać lassa. Może Snookie mi pozwoli popraktykować na sobie. Idź, Ariel, już kończę, jeszcze tylko zaparzę kawę i przyniosę dla nas na górę. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć wreszcie twoją ślubną suknię. Sprowadzona aż z Belgii, taki szmat drogi, ho, ho. Ty musisz zawsze mieć wszystko na ostatni guzik. Czy to prawda, że zdobi ją aż dwa tysiące drobnych pereł?
– Podobno tak. Może udałoby się je zliczyć… razem. Pete, chyba Asa cię woła.
– Słyszę, tylko żal mi opuścić przemiłe towarzystwo panny Dolly. Nie zapomnijcie zawołać mnie na lunch.
– Lunch? – zapytała zaskoczona Ariel. – Przecież jest dopiero jedenasta.
– Pete musi jadać często, ale mało, bo tak jest… zdrowiej.
– Aha. – Ariel pokiwała głową ze zrozumieniem.
Po godzinie Dolly weszła na górę. Ariel wyciągnęła ręce.
– Obie jesteśmy takie niemądre. Ach, Dolly, jak ciężko mi było bez ciebie. Trochę mi przykro, że ci się nie udało, ale bardzo się cieszę, że wróciłaś do mnie. Leks także się ucieszył, sama widziałaś. Zawsze mówiłaś, że w życiu nic nie dzieje się bez powodu, a ja głęboko w to wierzę. Jesteś tutaj, poznałaś Pete’a i wygląda na to, że wpadłaś mu w oko. Jak cudownie, że wszystko powoli się układa dla nas obu…
– Wiesz, Ariel, nie chciałabym, abyś chowała w sercu jakiś żal do Carli za to, co mi zrobiła. Masz rację, na tym świecie wszystko ma swoje uzasadnienie. Ona potrzebuje mieć kogoś. Mam od niej prezent dla ciebie, bardzo chciała przyjechać, ale z całą ekipą wyjechała do Vermontu robić zdjęcia. Pewnie dziś do ciebie zadzwoni.
– I żadnych łez po tym Jak mu tam”!
– Oczywiście, ten facet miał dwie twarze. Wiesz, Ariel, jak to było, chciałam kogoś mieć. Rozumiesz mnie?
– Oczywiście. Ale to musi samo przyjść, a dzisiejszy dzień był tego doskonałym przykładem. Poznałaś Pete’a, ale kto to wie, czy on jest dla ciebie przeznaczony? Nikt, dopiero czas pokaże, a ty pierwsza o tym się dowiesz. Tak bardzo bym chciała, żebyś była szczęśliwa. Dolly, chcę ci coś pokazać, ale Leks nie może się o tym dowiedzieć. Wymkniemy się bocznymi drzwiami, mamy jeszcze dużo czasu. Natknęłam się na to przez przypadek, dzięki Snookie. Ale, ale, gdzie ona się podziała?
– Jest pod twoim łóżkiem. Jak dla niej, kręci się tu za dużo ludzi, którzy robią zbyt wiele hałasu. Co chcesz mi pokazać?
– Sama zobaczysz. Leks chciał, aby to była niespodzianka dla nas obu. Jestem pewna, że ci się spodoba. – Pobiegły obie pod ścianą domu, potem obok stajni i garażu w stronę nowo zagospodarowanego terenu.
– Jest tam.
– Co to takiego? Ojej, to chyba jakaś chatka. Czy to jest domek gościnny? Jest wspaniały. Ile tu kwiatów! I weranda, a na niej dwa bujane fotele. Czy to robota Leksa?
– Wszystko robił zupełnie sam. Dla ciebie… albo lepiej, dla nas obu. Chciał w ten sposób powiedzieć, że akceptuje naszą przyjaźń. To jest twoje, ale oczywiście będziesz mogła mieszkać w naszym domu. On kiedyś usłyszał, jak mówiłaś ze smutkiem, że nigdy nie miałaś własnego domku. Ale wejdźmy do środka. Aha, jest jeszcze maleńka szopa na narzędzia ogrodnicze, między innymi masz tam własną czerwoną taczkę! Reszta narzędzi jest w kolorach różowym i żółtym. A do tego para wysokich skórzanych butów, o wszystkim pomyślał. Kuchnia jak ze snów, starannie wyposażona. Wymyślne garnki i patelnie, na pewno bardzo drogie. A oprócz tego dwa piecyki, dwa blaty kuchenne, duża lodówka. Nie zapomniał też o pralce, suszarce i zmywarce do naczyń. To prawdziwy majstersztyk. Jacuzzi i prysznic, pod którym możesz usiąść, no i bidet! Raz – dwa umyje ci co trzeba cieplutką wodą. Jesteś gotowa, możemy wchodzić do środka?
– Ach, mój Boże, tak. Czy to na pewno dla mnie? Aż trudno uwierzyć.
– Na blacie kuchennym znajdziesz akt notarialny. Wiesz, że przed tobą nie mam sekretów. Nie wygadaj się Leksowi, dobrze?
– Obiecuję.
– Ach, Dolly, wyobrażam sobie, jak mieszkasz w tym domku razem z jednym ze szczeniąt Snookie, a może i nawet z Pete’em. Starczy miejsca dla was dwojga. Leks miał jeszcze w planach ustawić tu płotek z białych sztachet, ale się rozmyślił, bo to mogłoby stwarzać niepotrzebne napięcia. Powiedział, że zrobi go, ale na wyraźne twoje życzenie. Naprawdę ci się podoba, Dolly?
– Nie wiem, co powiedzieć – szepnęła z przejęciem Dolly, spacerując dookoła swojego nowego domu. – Wieszak, stojak na parasol, kominek, powinnam wchodzić tu na kolanach. I dębowe kręte schody! Naprawdę sam zrobił coś takiego?!
– On lubi sobie pomajsterkować. Są piękne, prawda?
– O tak. Jakie piękne muślinowe zasłonki w kuchni, zawsze o takich marzyłam. Ariel, uszczypnij mnie! Auu! Nie tak mocno! Trudno mi będzie udawać, że nie widziałam tego wszystkiego, gdy Leks mnie tu przyprowadzi.
– Jakoś sobie poradzisz. Obu nam się poszczęściło, prawda, Dolly?
– O tak. Nie wiem, jak się za to odwdzięczyć.
– O to się nie martw. Wracajmy już. Zauważyłaś swoje imię na dzwonku u drzwi?
– Oczywiście, że tak. Kiedy on zdążył go pobudować?
– Podobno budowę rozpoczął w dniu, w którym nas spotkał, i sam nie wiedział dokładnie, po co to zrobił. Był zdruzgotany po twoim wyjeździe, ale ponieważ należy do ludzi, którzy zawsze kończą to, co rozpoczęli, nie przerwał budowy domu. Ten człowiek nigdy sienie poddaje, sądzę, że gdzieś w głębi duszy wierzył, że do nas wrócisz, i pewnie tęsknił za tą chwilą tak samo jak ja. Często razem rozmawialiśmy o tobie.
Dolly objęła Ariel.
– Jak cudownie, że jesteś moją przyjaciółką. Chodźmy, chciałabym zobaczyć te dwa tysiące pereł. One muszą dużo ważyć, nie będzie ci za ciężko?
– Nie. Miałam zamiar włożyć jakiś biały letni kostium, ale Leks chciał, by wszystko odbyło się z wielką pompą. Trochę się bałam, że w moim wieku… no wiesz, głupio będę w niej wyglądać.
– Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?
– No właśnie – zgodziła się Ariel.
I, trzymając się za ręce, poszły obie w stronę domu.
– Jest naprawdę wspaniała – stwierdziła Dolly, biorąc do ręki suknię ślubną Ariel. – Już pora, powinnaś zacząć się przygotowywać. Jaki chcesz płyn do kąpieli?
– Gardenię.
– Zrobię ci filiżankę herbaty z rumem, wypijesz, jak będziesz się moczyć. Dasz sobie radę z włosami?
– Mam zamiar upiąć kok na czubku głowy. Manicure i pedicure zrobiłam już wczoraj, więc dziś nie muszę się o nic martwić. Kosmetyczka leży na toaletce, a buty w szafce. Tak, jestem gotowa, aby po raz drugi zostać panią Sanders… wiesz, o czym mówię. A powiedz mi, podoba ci się ten Pete?
– Może.
– I na razie tyle wystarczy, Dolly, fajnie jest, prawda?
– Aha, oto i nasze herbaty z rumem.
– Wyglądasz jak gwiazda filmowa, po prostu wspaniale. Dokonałaś trafnego wyboru. Bukiet z gardenii pasuje znakomicie, niestety, nie mogę powiedzieć tego samego o stroiku na głowie.
– Wiem. Szukałam czegoś… wiesz, niebanalnego; tylko ten nadawał się do włożenia na moją głowę, choć wiem, że jest zbyt… zbyt obszerny. Co to za hałas?
– Jaki hałas?
– Jakby ktoś płakał.
Obie znieruchomiały. Dźwięk wyraźnie dochodził spod łóżka Ariel. Dolly natychmiast uklękła na kolana i zajrzała pod łóżko.
– To Snookie, ona chyba będzie rodzić albo jeszcze coś gorszego. Nie wiem, nie znam się na psich porodach.
– Ja też nie – zdenerwowała się Ariel. – Biegiem, poszukaj Frankie! Która godzina?
– Za pięć czwarta! – Dolly zawołała przez ramię.
– Poczekaj jeszcze, jeśli zobaczysz po drodze Leksa, powiedz, żeby tu przyszedł.
– Ale jest taki przesąd, że pan młody nie powinien oglądać panny młodej przed ślubem. No dobrze, już idę.
– Jeśli chcesz wiedzieć, to dziś rano brałam prysznic razem z panem młodym, idźże!
Ariel uklękła na kolanach, aby przytrzymać głowę Snookie. Poklepywała ją leciutko po wielkim brzuchu i mówiła do niej cicho dla dodania otuchy.
– Wszystko będzie dobrze, maleńka. Jeszcze trochę i zostaniesz matką, a wtedy zapomnisz o bólu. Tak przed porodem uspokaja się wszystkie matki, które mają wydać na świat swoje potomstwo. Niestety, nigdy tego nie doświadczyłam, bo nigdy nie byłam matką. Wszystko będzie dobrze, obiecuję, a zawsze dotrzymuję danego słowa. A kiedy już będzie po wszystkim, wyleczymy cię z tego, że nawet znaku nie będzie. Hm, może trochę muzyki, muzyka świetnie koi duszę.
I Ariel, podpierając się rękami, podeszła na kolanach do odtwarzacza i wcisnęła guzik, potem jeszcze jeden i w pokoju rozległ się aksamitny głos Franka Sinatry.
– Frank jest dobry – mruknęła, gramoląc się z powrotem do ciężko dyszącego psa. W tej chwili setki maleńkich pereł rozsypały się po podłodze. Ariel patrząc, jak się toczą, zauważyła dziurę na dole sukni, którą rozdarł jej obcas. Ale to nie wszystko, z boku znalazła jeszcze jedną, a prześlizgując się wzrokiem po lustrze, stwierdziła, że stroik jest przekrzywiony, jedno ramiączko sukni zaś obsunięte.
– No i co z tego? – mruknęła.
Frankie, w długiej sukni i z torbą lekarską w ręku, wpadła jak burza do pokoju. Tuż za nią, w szarym smokingu, przybiegł Leks.
– Co się stało?
– Jak zwykle, aż trzy rzeczy naraz: najpierw wróciła Dolly, potem poznali się z Pete’em, to wszystko pięknie. A teraz, tuż przed naszym ślubem, Snookie zaczęła rodzić. Bardzo się o nią martwię. Frankie, czy z nią wszystko w porządku? Ona ma ciepły nos i tak ciężko dyszy. Dlaczego ma ciepły nos?
– Jakbyś miała rodzić, też byś miała ciepły nos. Lepiej przygotuj kilka czystych ręczników i ciepłą wodę.
– Już idę! – Ariel natychmiast wstała.
W tej chwili w pokoju rozległ się głośny, przejmujący skowyt.
– O cholera! – Ariel szarpnęła stroik z głowy i cisnęła go na łóżko. – W łazience nie ma w co nabrać wody, Leks, zszedłbyś na dół po miskę?
– Ariel, uspokój się, Frankie już tu jest i panuje nad sytuacją. Bardzo mi przykro, że muszę to mówić, ale ksiądz nie może dłużej zwlekać. Oprócz nas czekają go jeszcze trzy inne śluby. Co mam mu powiedzieć?
– Poproś, żeby przyszedł na górę dać nam ślub. Nie mogę w takiej chwili opuścić Snookie.
– Co za kobieta! Kocham cię i za chwilę będę z powrotem – i pobiegł.
– Do czego potrzebna jest ciepła woda?
– Do niczego. Chciałam tylko, abyś mnie dopuściła do Snookie. Dobra, pierwszy już idzie. Całe szczęście, że udało mi odpowiednio go ustawić, bo chciał wychodzić łapkami. A oto i drugi.
– Och, mój Boże, są takie malutkie, takie śliczne, wspaniałe. Czuję się całkiem jak matka.
– Ariel, możemy już zaczynać? Przyprowadziłem księdza. Ariel uniosła głowę do góry i kiwnęła mu ręką, aby ukucnął.
– Możemy zaczynać, ojcze – powiedziała.
Gdy szczenię numer siedem ujrzało światło dzienne, ksiądz ogłosił ich mężem i żoną. Leks gwizdnął, a Ariel i Dolly klasnęły. Pocałunkowi państwa młodych towarzyszyło przyjście na świat ósmego malucha. Po kolejnych dziesięciu minutach Snookie szczeknięciem obwieściła przyjście na świat dziewiątego potomka.
– Ona chce nam powiedzieć, że to już koniec. No, no! Mamy tu matkę aż dziewięciorga dzieci. – Frankie uśmiechnęła się. – Teraz potrzebujemy łóżka dla niej i małych. Trzeba włączyć grzanie, tu jest za zimno dla szczeniąt.
– Och, Leks, popatrz, ona je liże. Musi je strasznie kochać. Czyż to nie piękna chwila?
Wkrótce Snookie usnęła w legowisku, przygotowanym dla niej i szczeniąt. Ariel zadowolona, że wszystko skończyło się pomyślnie, popatrzyła na Leksa.
– Przepraszam cię, tak chciałam, aby ten dzień był wyjątkowy…
– A nie był? Do licha, przecież tego, co się dziś stało, nigdy nie da się zapomnieć. Mam tu coś dla ciebie.
I Leks, szurając nogami, wręczył Ariel wianuszek ze świeżych kwiatów.
– Chciałem, abyś w nim brała ślub, ale jak Snookie zaczęła rodzić, straciłem głowę, no i przepadło. Starałem się, by wyglądał tak samo jak tamten sprzed lat.
Ariel rozpłakała się głośno, przytulając do siebie najwspanialszego na świecie mężczyznę, którego pokochała i poślubiła drugi raz w życiu.
– No dobra, zabierajmy się stąd – zarządziła Frankie. – Chce mi się tańczyć.
W rozprutej i rozerwanej sukni, ale w pięknym wianku na głowie, promieniejąca miłością Ariel podeszła do swojego męża. I razem, trzymając się pod ręce, po schodach zeszli na dół.
– Oooo, popatrz na Dolly. Ślicznie dziś wygląda, Pete na pewno jest tego samego zdania. Leks, nie mogłam wytrzymać, pokazałam jej dom, nie złość się, proszę.
– Wiem, że jej pokazałaś, i nie mam zamiaru się złościć. Cieszę się, że wszystkim nam wreszcie ułożyło się w życiu. I bardzo panią kocham, pani Sanders.
– Ja także pana kocham, panie Sanders.
– I czekam z niecierpliwością na noc poślubną.
– To zupełnie tak jak ja.