Altana miała solidny dach i ażurowe ściany z desek, wypełnione gęstymi liśćmi wysokich paproci rosnących wokół budyneczku. Do wnętrza zewsząd przedostawały się promienie księżyca, ale najjaśniej było przy wejściu, gdyż tam docierał także zielonkawy blask odbity od powierzchni wody. Widziałem lęk malujący się na twarzy kobiety oraz świadomość, iż może liczyć tylko na to, że w głębi serca żywię dla niej cieplejsze uczucia. Mogła wyzbyć się wszelkiej nadziei, gdyż moje serce było zupełnie puste.
— W obozie Autarchy — powtórzyła. — Tak napisała Einhildis. Koło przełęczy Orithiya, blisko źródeł Gyoll. Ale musisz być bardzo ostrożny, jeżeli udasz się tam, aby oddać książkę. Podobno gdzieś na północy niedawno wylądowali kakogeni.
Przyglądałem się jej, próbując ustalić, czy kłamie, czy też mówi prawdę.
— Wiem to od Einhildis. Przypuszczalnie chcieli znaleźć się poza zasięgiem zwierciadeł z Domu Absolutu, a tym samym umknąć uwagi Autarchy. Podobno jest ich sługą, choć czasem zachowuje się tak, jakby było dokładnie na odwrót.
Chwyciłem ją za ramiona i potrząsnąłem mocno.
— Kpisz sobie ze mnie? Autarcha miałby im służyć?
— Proszę…
Pchnąłem ją na podłogę altany.
— Wszyscy… Na Ereb! Wybacz mi. — Chociaż leżała w cieniu, dostrzegłem, jak ociera nos i oczy skrajem szkarłatnego habitu. — Wszyscy o tym wiedzą, może z wyjątkiem wieśniaków i prostego ludu. Szlachta, większość optymatów, i naturalnie arystokracja. Nigdy nie widziałam Autarchy, ale słyszałam, że wicekról Nowego Słońca jest niewiele wyższy ode mnie. Czy naprawdę uważasz, że nasi dumni arystokraci zgodziliby się służyć komuś takiemu, gdyby nie miał poparcia tysiąca armat?
— Ja go widziałem, i też się nad tym zastanawiałem. Grzebałem we wspomnieniach Thecli w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby potwierdzić słowa kobiety, ale natrafiałem tylko na plotki.
— Opowiesz mi o nim, Severianie? Proszę, zanim…
— Nie teraz. Dlaczego jednak miałoby mi grozić jakieś niebezpieczeństwo ze strony kakogenów?
— Ponieważ Autarcha z pewnością roześle patrole, żeby ich odnaleźć, a tak samo uczyni zapewne tutejszy archont. Każdy, kogo schwytają w ich pobliżu, będzie podejrzany o współpracę z nimi albo, co gorsza, o to, że starał się dotrzeć do nich na własną rękę, by zaproponować im udział w spisku przeciwko Tronowi Feniksa.
— Rozumiem.
— Severianie, błagam cię, nie zabijaj mnie. Nie jestem dobrą kobietą — nigdy nią nie byłam, odkąd odłączyłam się od Peleryn — i nie mogę stanąć twarzą w twarz ze śmiercią.
— A co takiego właściwie zrobiłaś? — zapytałem. — Dlaczego Abdiesus postanowił cię usunąć?
Uduszenie kogoś, kto nie ma silnych mięśni karku, nie nastręcza najmniejszych problemów; rozgrzewałem już sobie ręce, szykując się do wykonania zadania, choć szczerze mówiąc wolałbym, żeby pozwolono mi skorzystać z miecza.
— Dlatego, że oprócz męża kochałam zbyt wielu mężczyzn. Jakby na wspomnienie swoich dokonań Cyriaca podniosła się i ruszyła w moją stronę. Światło księżyca ponownie padło na jej twarz: w oczach błyszczały łzy.
— Po ślubie był dla mnie bardzo okrutny, wzięłam więc sobie kochanka, żeby zrobić mu na złość, a potem następnego…
(Mówiła coraz ciszej, aż wreszcie z trudem rozróżniałem słowa).
— W końcu weszło mi to w krew, stając się sposobem spędzania czasu i udowadniania przed sobą, że życie jeszcze nie przeciekło mi między palcami, że jestem jeszcze na tyle młoda, by mężczyźni przynosili mi prezenty i gładzili moje włosy. Bądź co bądź, po to właśnie odeszłam od Peleryn. — Umilkła i przez chwilę zdawała się zbierać siły. — Czy wiesz, ile mam lat? — zapytała wreszcie. — Powiedziałam ci?
— Nie.
— Więc nie powiem, ale mogłabym być twoją matką, gdybym zaszła w ciążę w pierwszym lub drugim roku po tym, jak stało się to możliwe. Przebywałyśmy wówczas daleko na południu, gdzie wielkie lodowe góry, błękitne i białe, żeglują po czarnym morzu. Często obserwowałam je ze szczytu niewysokiego wzgórza, marząc o tym, by założyć ciepły strój i popłynąć ku nim łodzią z zapasem żywności oraz tresowanym ptakiem, którego nigdy nie miałam, a którego zawsze pragnęłam, a potem pożeglować na własnej lodowej górze na północ, ku porośniętym palmami wyspom, gdzie odkryłabym ruiny zamku zbudowanego u zarania dziejów. Być może urodziłbyś się właśnie wtedy, kiedy byłabym sama na lodowej górze. Dlaczego zmyślone dziecko nie mogłoby przyjść na świat podczas zmyślonej podróży? Dorastałbyś łowiąc ryby i pływając w wodzie cieplejszej od mleka.
— Nikt nie zabija kobiety za zdradę, chyba że jej mąż — powiedziałem.
Cyriaca westchnęła ciężko i wróciła myślami do rzeczywistości.
— Jest jednym z nielicznych posiadaczy ziemskich w okolicy, którzy popierają archonta. Większość ma nadzieję, że okazując mu nieposłuszeństwo i podburzając eklektyków zdołają przekonać Autarchę, by zastąpił go kimś innym. Ja tymczasem wystawiłam męża na pośmiewisko, a wraz z nim jego przyjaciół i samego archonta.
Dzięki wspomnieniom Thecli ujrzałem wiejską willę, w połowie luksusową rezydencję, a w połowie warowną twierdzę, z licznymi pokojami, których wygląd nie zmienił się od dwustu lat. Usłyszałem szczebiotliwe głosy kobiet i pokrzykujących mężczyzn, dźwięk myśliwskiego rogu i basowe ujadanie psów. Do tego właśnie świata miała zamiar uciec moja Thecla, ja zaś poczułem głębokie współczucie dla stojącej przede mną kobiety, które spędziła w nim całe życie, nieświadoma istnienia innego, znacznie bardziej interesującego.
Tak jak w najgłębszych podziemiach Domu Absolutu jest ukryta komnata przesłuchań ze sztuki doktora Talosa, tak samo w najgłębszych zakamarkach duszy każdego z nas znajduje się coś w rodzaju kasy, do której przychodzimy, by spłacić długi przeszłości fałszywymi pieniędzmi teraźniejszości. Tam właśnie przyniosłem życie tej kobiety, by zapłacić nim za życie Thecli.
Wyszliśmy z altany. Cyriaca prawdopodobnie przypuszczała, że zamierzam zabić ją na brzegu Acis, ale ja wskazałem na wodę i powiedziałem:
— Ta rzeka płynie szybko na południe, by połączyć się z Gyoll, która znacznie bardziej dostojnie przepływa przez Nessus, a wreszcie wpada do południowego morza. Każdy, kto tego pragnie, może przez całe życie ukrywać się w labiryncie Nessus i nigdy nie zostanie odnaleziony, gdyż jest tam niezliczona liczba ulic, placów i zaułków, nie wspominając już o domach i pałacach, na każdym kroku zaś spotyka się ludzi o najrozmaitszych twarzach. Czy jesteś gotowa podjąć to ryzyko, nawet gdybyś miała znaleźć się tam ubrana tak jak teraz, bez pieniędzy i przyjaciół?
Skinęła głową, nieświadomie przesuwając białą dłonią po szyi.
— Pod Capulusem nie ma jeszcze bariery uniemożliwiającej ruch łodzi, gdyż Abdiesus wie, że przed połową lata nikt nie odważy się spróbować ataku od strony rzeki, walcząc z jej porywistym nurtem. Możesz jednak utonąć podczas przepływania pod murem, a kiedy dotrzesz do Nessus, będziesz musiała zarabiać na życie, na przykład jako praczka lub kucharka.
— Potrafię czesać i szyć. Severianie, słyszałam od kogoś o najstraszliwszej torturze, jaką stosujecie czasem na samym końcu, mówiąc więźniowi, że będzie wolny. Jeżeli to właśnie czynisz, proszę cię, abyś przestał.
— Coś takiego mówi czasem pocieszyciel albo inny duchowny. Katowi nikt by nie uwierzył. Jednak zanim cię uwolnię, muszę mieć pewność, że nie wrócisz do domu ani nie będziesz próbowała uzyskać przebaczenia od archonta.
— Jestem niemądrą kobietą, ale nawet ja nie zrobiłabym takiego głupstwa.
Doszliśmy brzegiem rzeki do miejsca, gdzie zaczynały się schody pilnowane przez strażników i stały małe, pomalowane jaskrawymi barwami łódki. Powiedziałem jednemu z żołnierzy, że chcemy zażyć przejażdżki po rzece, a następnie zapytałem, czy jego zdaniem uda nam się wynająć wioślarzy, którzy odwiozą nas z powrotem do pałacu. Strażnik odparł, że możemy zostawić łódkę przy Capulusie i wrócić fiakrem. Kiedy odwrócił się, aby powiedzieć coś do swego towarzysza, nachyliłem się i niepostrzeżenie zdjąłem cumę z pachołka.
— Teraz więc musisz uciekać na północ, a ja zabrałam ci wszystkie pieniądze — zauważyła Dorcas.
Wstałem z miejsca.
— Nie będę ich potrzebował, a w razie czego na pewno uda mi się coś zarobić.
— Weź przynajmniej połowę.
Potrząsnąłem głową.
— W takim razie chociaż dwa chrisos. Mogę sprzedawać swoje ciało albo nawet kraść, gdyby doszło do najgorszego.
— Jeżeli przyłapią cię na kradzieży, obetną ci rękę. Lepiej, żebym to ja obcinał ręce, by zarobić na obiad, niż ty miałabyś stracić swoje z tego samego powodu.
Odwróciłem się, by odejść, ale ona wyskoczyła z łóżka i chwyciła skraj mego płaszcza.
— Uważaj na siebie, Severianie. Po mieście grasuje jakiś stwór, którego Hethor nazwał salamandrą. Cokolwiek to jest, pali swoje ofiary żywym ogniem.
Odparłem, że znacznie bardziej niż salamandry lękam się żołnierzy archonta, i wyszedłem, zanim zdążyła powiedzieć coś więcej. Jednak podążając w górę wąską uliczką, która, według zapewnień wioślarzy, powinna zaprowadzić mnie na szczyt urwiska, zastanawiałem się, czy moim największym wrogiem nie okażą się chłód panujący w górach oraz zamieszkujące je dzikie zwierzęta. Rozmyślałem również o Hethorze, usiłując dociec, dlaczego zdecydował się podążać za mną tak daleko na północ. Przede wszystkim jednak myślałem o Dorcas, o tym, czym ona była dla mnie, a ja dla niej. Miało minąć sporo czasu, zanim ponownie ją ujrzałem, i chyba już wówczas to przeczuwałem. Kiedy opuszczałem Cytadelę, nasunąłem kaptur na głowę, aby przechodnie nie dostrzegli uśmiechu na moich ustach; teraz postąpiłem podobnie, ale tym razem po to, by nikt nie zobaczył łez spływających mi po policzkach.
Zbiornik, z którego płynęła woda do Vinculi, oglądałem już wcześniej dwukrotnie, ale nigdy nocą. Wówczas wydawał mi się bardzo mały: dorównywał powierzchnią podstawie średniego domu, głębokością zaś płytkiemu grobowi. Jednak w blasku chudnącego księżyca przypominał niemal jezioro i mógł być równie głęboki jak zbiornik pod Wieżą Dzwonów.
Znajdował się zaledwie sto kroków od muru strzegącego miasta od zachodu. W murze tym były liczne wieże — jedna nawet blisko zbiornika — i bez wątpienia ich załogi dostały już rozkaz, aby zatrzymać mnie, gdybym próbował opuścić miasto. Posuwając się wzdłuż muru, poniżej krawędzi urwiska, kilkakrotnie dostrzegłem patrolujących go strażników. Co prawda mieli wyłączone lance, ale ich ozdobione wysokimi grzebieniami hełmy przesłaniały rozgwieżdżone niebo, czasem zaś odbijały zielonkawy blask księżyca.
Ukryłem się w cieniu skał, licząc na to, że nieprzenikniona czerń fuliginu uczyni mnie niewidzialnym. Z mojego punktu obserwacyjnego roztaczał się widok na całe miasto; natychmiast zauważyłem, że w przepływach pod Capulusem opuszczono żelazne kraty, gdyż Acis pieniła się gniewnie, napierając na przeszkody. To rozwiało wszelkie wątpliwości — Cyriaca została pojmana albo, co bardziej prawdopodobne, któryś ze strażników zauważył jej ucieczkę i zawiadomił zwierzchników. Należało się spodziewać, iż Abdiesusowi nie będzie zanadto zależało na pojmaniu kobiety, natomiast dołoży wszelkich starań, aby schwytać mnie i ukarać za zdradę, jakiej się dopuściłem.
Oderwałem wzrok od wzburzonej Acis i przeniosłem go na nieruchomą powierzchnię zbiornika, potem zaś wypowiedziałem hasło uruchamiające stawidło. Wiekowy mechanizm zazgrzytał, jakby zmusiły go do ruchu mięśnie niewidzialnych niewolników, po czym spokojna do tej pory woda ruszyła z ogromną szybkością. Zamknięci pod ziemią więźniowie bez wątpienia usłyszeli jej ryk, ci zaś, których przykuto najbliżej wejścia do lochów, ujrzeli zbliżającą się w błyskawicznym tempie spienioną falę. Chwilę później wszyscy stali już po kostki w wodzie, po kilku oddechach zaś jej poziom podniósł się do pasa. Ponieważ jednak wszyscy byli skuci solidnymi łańcuchami, a silniejsi z pewnością podtrzymywali słabszych, nikomu — taką przynajmniej miałem nadzieję — nie groziło utonięcie. Strażnicy z pewnością opuścili w pośpiechu stanowiska i pospieszyli na górę, aby schwytać tego, kto ośmielił się majstrować przy zbiorniku.
Rzeczywiście, jak tylko wyciekły ostatnie krople wody, usłyszałem stukot kamieni toczących się po zboczu. Opuściłem stawidło, po czym zagłębiłem się w śliski, niemal pionowy tunel, którym przed chwilą płynęła woda. Byłoby mi znacznie łatwiej, gdybym nie miał ze sobą miecza; schodziłem zapierając się nogami i rękami o omszałe ściany, w związku z czym musiałem zarzucić sobie pendent na szyję i starać się nie dać pociągnąć kołyszącemu się we wszystkie strony ciężarowi. Dwa razy poślizgnąłem się, lecz na szczęście zaraz odzyskałem oparcie, ponieważ w korytarzu, a właściwie sztolni, znajdowały się liczne zakręty. Wreszcie, kiedy upłynęło już tak dużo czasu, iż byłem niemal pewien, że strażnicy zdążyli wrócić na stanowiska, ujrzałem czerwonawy blask pochodni i wyjąłem Pazur.
Po raz ostatni widziałem go świecącego tak jasnym blaskiem. Musiałem zmrużyć oczy i odwrócić głowę, a kiedy szedłem długim tunelem Vinculi trzymając rękę wysoko uniesioną w górę, mogłem się tylko dziwić, że nie zamieniła się jeszcze w zwęglony kikut. Chyba żaden z więźniów nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Pazur przykuł ich uwagę tak samo jak płonąca jasno lampa przykuwa nocą uwagę leśnych zwierząt. Stali bez ruchu z rozdziawionymi ustami i podniesionymi głowami, ich cienie zaś miały tak ostre krawędzie, jakby zostały wycięte z metalu i były czarne jak fuligin.
W końcowej części korytarza, tam gdzie woda spływała do szerokiej, kamiennej rury prowadzącej do rzeki poniżej Capulusa, trzymano najsłabszych, najbardziej schorowanych więźniów. Tam właśnie przekonałem się naocznie, jak wielką moc ma Pazur: mężczyźni i kobiety, którzy od dawna nie byli w stanie podnieść się na nogi, wstawali teraz bez najmniejszego trudu, szybko odzyskując siły. Pomachałem im, choć wątpię, aby ktokolwiek zwracał na mnie uwagę, a potem schowałem Pazur Łagodziciela do woreczka i zagłębiłem się w ciemność, przy której nawet najbardziej mroczna noc na powierzchni Urth musiała wydawać się jasnym dniem.
Rwący strumień wody spłukał wszystkie nieczystości, ja zaś posuwałem się naprzód z mniejszymi trudnościami niż w sztolni, ponieważ ten odpływ, chociaż nieco węższy, był zarazem mniej stromy, w związku z czym mogłem pełznąć na czworakach głową naprzód. Co prawda u jego wylotu znajdowała się krata, ale podczas jednej z moich pierwszych inspekcji zauważyłem, iż jest niemal zupełnie przerdzewiała.