ROZDZIAŁ 13

Faith obudziła się przerażona. Spojrzała na zegarek: dochodziła siódma. Lee się upierałby nieco odpoczęła, ale nie spodziewała się, że zaśnie na tak długo. Usiadła z ciężką głową, obolała, a kiedy opuściła nogi z łóżka, poczuła także ucisk w żołądku. Wciąż była w kostiumie, choć zsunęła buty i pończochy, zanim się położyła. Wstała z łóżka, poczłapała do łazienki i spojrzała na swe odbicie w lustrze.

– O Boże – tylko tyle zdołała wykrztusić.

Włosy w nieładzie, twarz wymięta, ubranie brudne, a umysł jak z waty. Przyjemny początek dnia. Włączyła prysznic i cofnęła się do sypialni, by się rozebrać. Stała naga na środku pokoju, kiedy zapukał Lee.

– Tak? – rzuciła gniewnie.

– Zanim wejdziesz pod prysznic, musimy coś zrobić – powiedział przez drzwi.

– Naprawdę?

Dziwny ton jego głosu zmroził Faith. Szybko włożyła ubranie.

– Mogę wejść? – W jego głosie słychać było zniecierpliwienie.

Faith podeszła i otwarła drzwi.

– O co…! – zaczęła podniesionym tonem, gdy go zobaczyła.

Mężczyzna, który na nią patrzył, nie był Lee Adamsem. Miał modną fryzurę, wilgotne włosy pofarbowane na blond, krótką brodę i wąsiki, a na dodatek nosił okulary. Jakby tego było mało, oczy mężczyzny nie były błyszcząco błękitne, tylko brązowe. Uśmiechnął się na widok jej reakcji.

– W porządku, przeszło test.

– Lee?

– Nie możemy tak sobie przejść koło FBI jako my.

Lee wyciągnął ręce i Faith zobaczyła nożyczki i pudełko farby do włosów.

– Krótkie włosy są łatwiejsze w utrzymaniu, poza tym uważam za mit opinię, że blondynki są zabawniejsze.

– Chcesz, żebym obcięła włosy? – Spojrzała na niego pustym wzrokiem. – A potem mam je pofarbować?

– Nie, ja je obetnę. A jeśli chcesz, mogę je też pofarbować.

– Nie mogę tego zrobić.

– Musisz.

– Wiem, że to może wydać się w tych warunkach głupie…

– Masz rację, to rzeczywiście wygląda w tych warunkach głupio. Włosy odrastają, ale kiedy nie żyjesz, to nie żyjesz – powiedział miękko.

Chciała zaprotestować, ale stwierdziła, że Lee ma rację.

– Jak krótko?

Przechylał głowę, przyglądając się jej włosom z różnych stron.

– Może króciutko, na JoAnne d’Arc? Chłopięco, ale wdzięcznie.

– Cudownie. – Faith tylko popatrzyła na Lee. – Chłopięco, ale wdzięcznie. Marzenie mojego życia zrealizowane za pomocą paru cięć i farby do włosów.

Poszli do łazienki. Lee posadził ją na toalecie i zaczął ciąć, a Faith cały czas zaciskała oczy.

– Mam ci je też pofarbować?

– Tak, proszę. Nie mam siły, by teraz na nie spojrzeć.

Operacja zajęła dłuższą chwilę, a zapach chemikaliów zawartych w farbie był trudny do zniesienia na pusty żołądek, ale kiedy Faith w końcu odważyła się spojrzeć w lustro, była mile zaskoczona. Nie wyglądało to tak źle, jak się obawiała. Kształt jej głowy, w tej chwili mocniej wyeksponowany, był rzeczywiście niezły. A ciemny kolor pasował do jej karnacji.

– Teraz weź prysznic – polecił Lee. – Kolor się nie spłucze. Suszarka jest pod zlewem, na łóżku znajdziesz jakieś czyste ubranie.

– Twoje rzeczy będą za duże. – Przyglądała się jego kształtom.

– Nie martw się, prowadzę ośrodek z pełną obsługą.

Pół godziny później Faith wyszła z sypialni w dżinsach i flanelowej koszuli oraz w butach na niskim obcasie. Zamiana obowiązkowego biznesowego kostiumu na strój studenta college’a spowodowała, że poczuła się młodziej. Krótkie czarne włosy okalały jej twarz bez makijażu. Pod każdym względem nowy początek.

Lee siedział za stołem w kuchni i oceniał jej nowy wygląd.

– W porządku – powiedział z aprobatą.

– To twoje dzieło. – Spojrzała na jego wilgotne włosy i uderzyła ją pewna myśl. – Masz drugą łazienkę?

– Nie, tylko tę jedną. Wziąłem prysznic, kiedy spałaś. Nie użyłem suszarki, bo nie chciałem cię budzić. Zobaczysz, jestem bardzo troskliwą duszyczką.

Powoli się uspokajała. Straszne było dla niej to, że kręcił się tutaj, gdy ona spała w jego łóżku. Nagle pojawił się jej przed oczami obraz maniakalnego Lee Adamsa z nożyczkami w ręku, przyglądającego się, jak leży związana w łóżku, naga i bezbronna.

– Boże, musiałam rzeczywiście mocno spać – powiedziała od niechcenia.

– Spałaś. Ja również pozwoliłem sobie na małą drzemkę. – Dalej jej się przyglądał. – Wiesz, bez makijażu wyglądasz lepiej.

– Twoje kłamstwa są bardzo sympatyczne. – Faith uśmiechnęła się. Wygładziła koszulę. – Zawsze masz w mieszkaniu jakieś kobiece ubrania?

Lee wciągnął skarpetki i parę tenisówek. Miał na sobie dżinsy i biały T-shirt, który ciasno opinał jego klatkę piersiową. Faith dopiero teraz zauważyła, jak szeroki ma kark. Jego tors raptownie zwężał się w talii. Z kolei wydawało się, że jego uda rozsadzą materiał spodni. Lee zauważył, że Faith mu się przygląda, więc szybko odwróciła wzrok.

– To moja siostrzenica Rachel – wyjaśnił. – Uczy się w szkole prawa w Michigan. W zeszłym roku praktykowała tutaj w firmie prawniczej i mieszkała ze mną, bez czynszu. Co prawda, w ciągu wakacji zarobiła więcej niż ja w ciągu roku. Zostawiła niektóre rzeczy, bo prawdopodobnie wróci w przyszłe wakacje. Na szczęście jesteś mniej więcej tego samego wzrostu.

– Powiedz jej, żeby uważała. To miasto ma sposoby na niszczenie ludzi.

– Nie sądzę, żeby mogła mieć takie problemy jak ty. Chce zostać sędzią, więc nie może być poważnym przestępcą.

Twarz Faith poczerwieniała. Wzięła z suszarki kubek i nalała sobie kawy. Lee wstał.

– Słuchaj, to było niepotrzebne, przepraszam – powiedział.

– W gruncie rzeczy zasługuję nawet na gorsze opinie.

– Może i tak, ale zostawię ten zaszczyt innym.

Faith nalała i jemu kubek kawy i usiadła przy stole. Maks wszedł do kuchni i polizał jej rękę. Uśmiechnęła się i pogładziła szeroki łeb psa.

– Maks będzie miał opiekę?

– Wszystko załatwione. – Spojrzał na zegarek. – Niedługo otworzą bank. Mamy czas, żeby się spakować. Weźmiemy twoje rzeczy, pojedziemy na lotnisko, kupimy bilety i polecimy.

– Mogę zadzwonić i wszystko załatwić z lotniska. A może lepiej stąd?

– Nie. Mogą sprawdzać połączenia.

– Nie pomyślałam o tym.

– Musisz zacząć. – Pociągnął łyk kawy. – Mam nadzieję, że dom nadaje się do użytku.

– Będzie. Przypadkiem jestem jego właścicielem.

– Mały domek?

– Rzecz względna. Myślę, że będzie ci wygodnie.

– Nie jestem wymagający. – Zabrał kawę do sypialni i po paru minutach wrócił w błękitnej bluzie. Znikły wąsy i broda, a na głowie miał czapkę z daszkiem. Niósł małą plastikową torbę.

– Dowody naszej przemiany – wyjaśnił.

– Tak bez przebrania?

– Pani Carter przyzwyczaiła się do dziwnych godzin mojej aktywności, ale gdybym się pojawił, wyglądając jak ktoś inny, to tak wcześnie rano mogłaby się wystraszyć. Poza tym nie chcę, by mogła komukolwiek opisać, jak wyglądam.

– Rzeczywiście jesteś w tym dobry – rzekła z uznaniem Kaith. – To mnie pociesza.

Wezwał Maksa. Wielki pies posłusznie przyczłapał z małego pokoju do kuchni, przeciągnął się i usiadł obok pana.

– Jeśli zadzwoni telefon, nie odbieraj. I nie podchodź do okna.

Faith kiwnęła głową porozumiewawczo. Lee i Maks wyszli. Wzięła kawę i chodziła po małym mieszkaniu. Było to dziwne skrzyżowanie zabałaganionego pokoju w akademiku i domu dorosłej osoby. Tam, gdzie powinna być jadalnia, Lee urządził sobie małą siłownię. Nic eleganckiego, żadnych drogich i technicznie wyrafinowanych urządzeń, tylko sztangi, ławeczka z ciężarami i stojak. W jednym rogu znajdował się worek treningowy i gruszka bokserska, a na małym stoliku leżały porządnie ułożone rękawice do podnoszenia ciężarów, rękawice bokserskie, bandaże na ręce, ręczniki, a także pudełko białego proszku. W innym rogu leżała piłka lekarska.

Na ścianach wisiało kilka fotografii mężczyzn w białych mundurach marynarki wojennej. Z łatwością poznała na nich Lee. Kiedy miał osiemnaście lat, wyglądał niemal tak samo jak teraz, chociaż lata pożłobiły mu twarz, co sprawiało, że był jeszcze bardziej atrakcyjny, jeszcze bardziej uwodzicielski. Dlaczego starzenie jest tak cholernie korzystne dla mężczyzn, nie dla kobiet? Były tam jeszcze czarnobiałe zdjęcia Lee w ringu bokserskim. Na jednym z nich miał wzniesione ręce w geście zwycięstwa, na jego szerokiej piersi wisiał medal. Wyglądał na spokojnego, jakby spodziewał się wygranej, albo raczej jakby nie dopuszczał myśli o przegranej.

Faith lekko uderzyła ciężki worek luźno zaciśniętą pięścią i natychmiast rozbolały ją dłoń i nadgarstek. Od razu przypomniała sobie, jak wielkie i grube były ręce Lee, z knykciami przypominającymi miniaturowe pasmo górskie. Bardzo silny, pomysłowy, twardy mężczyzna. Mężczyzna, który potrafi przyjąć ból. Miała nadzieję, że będzie trzymał jej stronę.

Weszła do sypialni. Na stoliku nocnym obok łóżka był telefon komórkowy i przenośne urządzenie alarmowe. Poprzedniej nocy Faith była zbyt wyczerpana, by to zauważyć. Zastanawiała się, czy Lee sypia z pistoletem pod poduszką. Miał manię prześladowczą czy też wiedział coś, o czym reszta świata nie wiedziała?

Zastanowiło ją, czy Lee się nie boi, że mogłaby uciec. Wyszła z powrotem na korytarz. Frontowe wejście było kryte, widziałby ją, gdyby tędy wychodziła. Ale były jeszcze tylne drzwi, z kuchni do wyjścia awaryjnego. Podeszła do tych drzwi i spróbowała je otworzyć. Były zamknięte na zasuwę i zamek, z gatunku tych, które można otworzyć jedynie kluczem, nawet od środka. Okna też miały zamki zatrzaskowe. Zdenerwowało ją, że jest zamknięta, ale w gruncie rzeczy była w pułapce na długo przedtem, nim Lee Adams pojawił się w jej życiu.

Dalej rozglądała się po mieszkaniu. Uśmiechnęła się na widok kolekcji czarnych płyt w oryginalnych kopertach i oprawionego plakatu z Żądła. Wątpiłaby ten mężczyzna miał odtwarzacz płyt kompaktowych albo choćby telewizję kablową. Otwarła kolejne drzwi i weszła do pokoju. Nie zdążyła włączyć światła, bo jakiś dźwięk przykuł jej uwagę. Podeszła do okna, uchyliła leciutko zasłony i spojrzała na zewnątrz. Było już zupełnie jasno, choć niebo wciąż było szare i smutne. Nie dostrzegła nikogo, ale to nic nie znaczyło. Mogła być otoczona przez armię ludzi i też by o tym nie wiedziała.

W końcu włączyła światło i rozejrzała się ze zdziwieniem. Otaczały ją przegrody na akta, skomplikowany system telefoniczny i półki zapełnione instrukcjami. Na ścianie wisiała duża tablica z poprzypinanymi kartkami z notatkami, a na biurku leżały porządnie ułożone akta, kalendarz i typowe akcesoria biurowe. Najwyraźniej dom służył Lee także jako miejsce pracy.

Jeśli to było jego biuro, to mogły tu być i jej akta. Oceniła, że Lee nie wróci jeszcze przez parę minut, zaczęła więc ostrożnie przeglądać papiery na biurku. Potem przejrzała szuflady biurka, a następnie segregatory. Lee był doskonale zorganizowany i miał wielu klientów, przeważnie firmy prawnicze, jak wynikało z nagłówków akt. Pomyślała, że głównie są to adwokaci, bo oskarżyciele mają własne siły dochodzeniowe.

Dzwonek telefonu spowodował, że niemal wyskoczyła z butów. Drżąc, podeszła do aparatu. Jasne było, że Lee zna tożsamość rozmówcy, bo na ciekłokrystalicznym wyświetlaczu po jawił się numer telefonu osoby dzwoniącej. Rozmowa zamiejscowa z numerem kierunkowym 215, to znaczy, jak sobie przypomniała, Filadelfia. Odezwał się głos Lee i poprosił o zostawienie wiadomości. Po sygnale ktoś zaczął mówić. Faith zamarła.

– Gdzie jest Faith Lockhart? – pytał głos Danny’ego Buchanana. Danny był, sądząc po głosie, zrozpaczony. Rzucał kolejne pytania: Czego Lee się dowiedział? Chciał natychmiast odpowiedzi. Buchanan zostawił numer telefonu, po czym się rozłączył.

Faith bezwiednie odsunęła się od aparatu. Stała w miejscu, przygwożdżona tym, co właśnie słyszała. Obezwładniły ją myśli o zdradzie. Potem usłyszała jakiś dźwięk za sobą i odwróciła się. Jej krzyk był krótki, ostry, do utraty tchu: Lee patrzył na nią.

Загрузка...