Faith przebrała się w dżinsy i bluzę od dresu i siedziała na łóżku, gapiąc się na swoje bose stopy. Dźwięk motocykla ■ jakby rozpłynął się w olbrzymiej pustce. Kiedy rozglądała się po pokoju, miała wrażenie, jakby nigdy nie było tu żadnego Lee Adamsa, jakby to wszystko było nieprawdziwe. Poświęciła tak wiele czasu i energii, by zgubić tego mężczyznę, a teraz, kiedy go nie było, wydawało jej się, jakby wszelkie jej uczucia zniknęły w pustce, która po nim pozostała.
Pomyślała najpierw, że zakłócające ciszę domu dźwięki pochodzą z sypialni Buchanana. Potem pomyślała, że może to Lee wrócił, bo zdawało jej się, że to odgłos tylnych drzwi. Wstała z łóżka, ale nagle przyszło jej do głowy, że nie może to być Lee, bo nie słyszała motocykla. Kiedy zdała sobie z tego sprawę, serce zaczęło jej łomotać.
Zamknęła drzwi? Nie pamiętała, ale przypomniała sobie, że nie włączyła alarmu. Może to Danny? Wiedziała, że to nie on.
Zbliżyła się do korytarza i wyjrzała, nasłuchując. Wiedziała, że nie wymyśliła sobie tego dźwięku. Ktoś był w tej chwili w domu. Spojrzała na korytarz. W sypialni Lee jest jeszcze jeden panel kontrolny alarmu. Czy uda jej się tam dostać, włączyć system i wykrywacz ruchu? Padła na kolana i skradała się przez korytarz.
Connie i Reynolds weszli bocznymi drzwiami i szli korytarzem parteru. Connie celował przed siebie pistoletem, Reynolds szła za nim. Bez pistoletu czuła się naga i nieprzydatna. Otwierali każde drzwi na parterze. Wszędzie było pusto.
– Muszą być na górze – wyszeptała Brooke w ucho Conniego.
– Mam nadzieję, że ktoś tam jest – szepnął ze złowrogą nutą w głosie.
Oboje zamarli, gdy usłyszeli wewnątrz domu jakiś dźwięk. Connie wskazał palcem na górę, Reynolds kiwnęła głową. Podeszli do schodów; dywan zagłuszał odgłosy ich kroków. Doszli na półpiętro i zatrzymali się, uważnie nasłuchując. Cisza. Znów ruszyli.
Wszędzie było pusto. Poruszali się wzdłuż ściany, a ich głowy kołysały się, jakby były zsynchronizowane.
Bezpośrednio nad nimi, na podeście schodów, leżała Faith. Wyjrzała ponad krawędzią i nieco odetchnęła, kiedy spostrzegła, że to agent Reynolds, ale kiedy zobaczyła, że po schodach skrada się dwóch innych mężczyzn, natychmiast wrócił strach.
– Uwaga! – krzyknęła.
Connie i Reynolds odwrócili się, by na nią spojrzeć, i zobaczyli to, co pokazywała. Connie skierował broń w kierunku mężczyzn, którzy także mieli w rękach broń bezpośrednio wycelowaną w dwoje agentów.
– FBI – warknęła Reynolds do mężczyzn w czerni. – Rzućcie broń. – Zazwyczaj, kiedy to mówiła, była w miarę pewna reakcji. Tym razem, dwa pistolety na jeden, nie była przekonana.
Mężczyźni nie rzucili broni. Zbliżali się do nich, a Connie celował raz w jednego, raz w drugiego. Jeden z intruzów spojrzał na Faith.
– Proszę zejść, pani Lockhart.
– Zostań tam, Faith! – zawołała Reynolds, spotkała wzrok Faith i patrzyła na nią. – Idź do pokoju i zablokuj drzwi.
– Faith? – Na korytarzu pojawił się Buchanan. Białe włosy miał w nieładzie i nieporadnie mrugał.
– Ty też, Buchanan. Już! – rozkazał ten sam mężczyzna. – Na dół.
– Nie! – zaprotestowała Reynolds, wysuwając się o krok do przodu. – Posłuchajcie, jednostka specjalna jest już w drodze, powinni być tutaj za jakieś dwie minuty. Jeśli nie rzucicie broni, to radzę wam uciekać w diabły, jeśli nie chcecie spotkać się z nimi oko w oko.
– Agent Reynolds – mężczyzna spojrzał na nią i uśmiechnął się – nikt nie jest w drodze.
Brooke nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Uczucie to nieskończenie się spotęgowało po następnych słowach mężczyzny:
– Agencie Constantinople, może pan odejść. Wszystko kontrolujemy, jesteśmy wdzięczni za pomoc.
Brooke odwróciła się powoli, spojrzała na partnera i otwarła usta, całkowicie zszokowana. Connie patrzył na nią z wyrazem rezygnacji na twarzy.
– Connie? – odetchnęła szybko. – To nieprawda, Connie. Connie powiesił pistolet na palcu i wzruszył ramionami.
Jego wyprostowana sylwetka stopniowo zwiotczała.
– Chciałem wyciągnąć cię z tego żywą i spowodować, by cofnięto ci zawieszenie.
Spojrzał na mężczyzn, jeden z nich przecząco potrząsnął głową.
– To ty jesteś wtyczką? – zapytała Reynolds. – Nie Ken?
– Ken nie był wtyczką – odparł Connie.
– A pieniądze w sejfie?
– Pochodziły z handlu monetami i kartami. Wszystko w gotówce, mówiąc szczerze, parę razy byłem z nim na aukcjach. Wiedziałem. Oszukiwał urząd podatkowy, kogo więc to obchodziło? Większa korzyść dla niego. Tak czy owak, większość z tego szło na fundusz szkolny jego dzieci.
– Ale przekonałeś mnie, że to on był wtyczką.
– No tak, nie chciałem, żebyś pomyślała, że to ja. To na pewno nie byłoby dla mnie dobre.
Jeden z mężczyzn wbiegł na górę i zniknął w sypialni. Po chwili pojawił się z aktówką Buchanana. Odprowadził Faith i Buchanana w dół po schodach. Otwarł aktówkę i wyjął kasetę. Odtworzył kawałek, aby się upewnić, że to jest to, czego szukał. Następnie rozerwał kasetę i wrzucał pasma taśmy do gazowego kominka, po czym włączył go za pomocą pilota. Wszyscy w ciszy przyglądali się, jak taśma szybko zamienia się w bezkształtną masę.
Brooke, widząc, co się dzieje z taśmą, nie mogła powstrzymać myśli, że widzi tam następne kilka minut swego życia. Ostatnie kilka minut życia. Spojrzała na mężczyzn, następnie na Conniego.
– Czyli po prostu śledzili nas całą drogę? Nikogo nie widziałam – powiedziała gorzko.
– W moim samochodzie był nadajnik. – Connie potrząsnął głową. – Słuchali, poczekali, aż znajdziemy właściwy dom, po czym ruszyli za nami.
– Dlaczego, Connie? Dlaczego zostałeś zdrajcą?
– Dwadzieścia pięć lat życia zostawiłem w Biurze. – Ton Conniego był refleksyjny. – Dwadzieścia pięć cholernie dobrych lat, a wciąż jestem na starcie, jestem agentem w terenie. Pracuję ponad dziesięć lat dłużej od ciebie, a ty jesteś moim szefem. Bo nie chciałem grać w polityczne gry wtedy, na południowej granicy. Bo nie chciałem kłamać i przejść nad tym do porządku. Dlatego zniszczyli mi karierę. – Pokiwał głową i patrzył w podłogę. Kiedy znów na nią spojrzał, jego wzrok wyrażał przeprosiny. – Zrozum, Brooke, nie mam nic przeciw tobie. Nic. Jesteś cholernie dobrym agentem. Nie chciałem, żeby to się w ten sposób skończyło. Mieliśmy zostać na zewnątrz i pozwolić, aby ci goście zrobili swoje. Kiedy dostałbym sygnał, weszlibyśmy i znaleźli ciała. Twoje nazwisko zostałoby oczyszczone i wszystko skończyłoby się dobrze. Wyjazd Adamsa pokrzyżował moje plany. – Connie nieprzyjaźnie spojrzał na mężczyznę w czerni, który odezwał się do niego po nazwisku. – Ale gdyby ten facet się nie odezwał, to może udałoby mi się wymyślić, jak cię z tego wyciągnąć.
– Przepraszam. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Nie wiedziałem, że to dla ciebie ważne. Ale lepiej już sobie idź. Zaczyna się rozjaśniać. Daj nam pół godziny, potem możesz wezwać gliny. Wymyśl sobie historyjkę, jaką chcesz.
Reynolds nie spuszczała wzroku z Conniego.
– Connie, ja ci wymyślę historyjkę. Mniej więcej tak to idzie: znaleźliśmy ten dom. Ja wchodzę z przodu, a ty kryjesz tył. Nie wychodzę. Słyszysz strzały, wchodzisz. Znajdujesz nas wszystkich nieżywych. – Głos Brooke załamał się, gdy pomyślała o dzieciach, o tym, że nigdy ich już nie zobaczy. – Widzisz kogoś uciekającego, wypróżniasz magazynek. Ale chybiasz, zaczynasz pościg, niemal cię zabijają, ale szczęśliwie udaje ci się przetrwać. Wzywasz gliny. Przyjeżdżają. Dzwonisz do Kwatery Głównej i wszystko mówisz. Przysyłają ludzi. Trochę obrywasz za to, że przyjechałeś tu ze mną, ale przecież po prostu byłeś ze swoim szefem. Lojalność. Kto cię oskarży? Przeprowadzą śledztwo i nie dostaną satysfakcjonujących odpowiedzi. Może pomyślą, że to jednak ja byłam wtyczką i przyjechałam po wypłatę.
Możesz im powiedzieć, że to był mój pomysł, żeby tu przyjechać, że od razu dokładnie wiedziałam, gdzie jechać. Weszłam do domu i mnie zdmuchnęli. Przy okazji i ty, biedny, niewinny prostaczek, niemal straciłeś życie. Sprawa zamknięta. Jak to brzmi, agencie Constantinople? – Niemal wypluła ostatnie zdania.
– Dla mnie bomba – uśmiechnął się jeden z ludzi Thornhilla, patrząc na Conniego.
– Przepraszam, Brooke. – Connie nie odrywał wzroku od Reynolds. – Naprawdę mi przykro.
– Powiedz to Anne Newman. – Oczy Brooke napełniły się i łzami i głos jej się załamał. – Powiedz to moim dzieciom., sukinsynu!
Connie wlepił oczy w podłogę, minął ją i zaczął schodzić po schodach.
– Dalej, załatwiamy ich po kolei – zniecierpliwił się pierwszy mężczyzna. Spojrzał na Buchanana. – Ty pierwszy.
– Domyślam się, że było to specjalne życzenie waszego szefa – rzekł Buchanan.
– Kto to jest? Chcę znać jego nazwisko! – domagała się Brooke.
– Jakie to ma znaczenie? – prychnął drugi mężczyzna. – Nie masz szans, żeby to komukolwiek zeznać…
W tym momencie pocisk trafił go w tył głowy.
Pierwszy mężczyzna okręcił się i starał się wycelować broń, ale było zbyt późno: dostał strzał prosto w twarz. Padł martwy obok swego partnera.
Connie wrócił schodami w górę, a z lufy jego pistoletu wciąż unosiła się smużka dymu. Spojrzał na dwóch martwych mężczyzn.
– To za Kena Newmana, dupki. – Spojrzał na Reynolds. – Nie wiedziałem, że chcą zabić Kena, Brooke. Przysięgam na Biblię. Jednak, kiedy to już się stało, mogłem tylko czekać na swoją szansę i obserwować, co się dzieje.
– I pozwalać mi ścigać chimery? Patrzeć, jak mnie zawieszają? Jak moja kariera jest rujnowana?
– Niewiele mogłem w tej sprawie zrobić. Jak powiedziałem, miałem zamiar cię z tego wyciągnąć i sprawić, żebyś wróciła na swoje stanowisko. Ty miałaś być bohaterem, a Ken mógł zostać złym sprzedawczykiem. W końcu już nie żył, jakie to miałoby znaczenie?
– To miałoby znaczenie dla jego rodziny, Connie.
– Słuchaj – twarz Conniego wykrzywił grymas gniewu – nie muszę stać tutaj i tłumaczyć się przed tobą ani przed nikim innym. Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem, ale miałem powody, by to zrobić. Nie musisz się z nimi zgadzać i wcale cię o to nie proszę, ale, paniusiu, nie będziesz tłumaczyła mi czegoś, czego nie rozumiesz. Chcesz mówić o bólu i goryczy? Mam nad tobą jakieś piętnaście lat przewagi w tym względzie.
Reynolds zamrugała i cofnęła się o krok, obserwując pistolet.
– W porządku, Connie, właśnie ocaliłeś nam życie. To się będzie bardzo liczyło.
– Tak myślisz, prawda?
Wyjęła telefon komórkowy.
– Zadzwonię do Masseya i ściągnę tu zespół.
– Odłóż telefon, Brooke.
– Connie…
– Odłóż ten cholerny telefon! Już!
Reynolds puściła telefon na podłogę.
– Connie, to już koniec.
– Wiesz, że nigdy nie ma końca. Sprawy, które wydarzyły się przed laty, zawsze wrócą, żeby ugryźć cię w dupę. Ktoś odgrzebie fakty, znajdzie cię i nagle twoje życie jest skończone.
– To dlatego jesteś w to zamieszany? Ktoś cię szantażował?
– Jakie to ma, do cholery, znaczenie? – Wolno rozejrzał się wokół.
– Dla mnie to ma znaczenie – upierała się Brooke.
– Kiedy moja żona zachorowała na raka – zaczął z głębokim westchnieniem Connie – nasze ubezpieczenie nie pokryło kosztów wszystkich specjalistycznych zabiegów. Lekarze uważali, że te zabiegi mogą dać jej szansę, dać parę miesięcy życia. Zastawiłem dom. Wyczyściłem nasze rachunki w bankach. Wciąż było za mało. Co miałem zrobić? Pozwolić jej umrzeć? – Gniewnie potrząsnął głową. – Okazało się, że z magazynu dowodów Biura zniknęła jakaś koka, jakieś inne rzeczy. Później dowiedzieli się o tym jacyś ludzie i nagle okazało się, że mam nowego pracodawcę. – Przerwał i na chwilę spuścił oczy. – A najbardziej cholerne jest w tym wszystkim to, że June i tak zmarła.
– Pomogę ci, Connie. Możesz to skończyć w tej chwili.
– Nikt nie może mi pomóc, Brooke. – Connie uśmiechnął się smutno. – Wszedłem w konszachty z diabłem.
– Connie, wypuść ich. To koniec.
– Przybyłem tu wykonać pewne zadanie. – Potrząsnął głową. – Znasz mnie dobrze, wiesz, że zawsze kończę to, co zacząłem.
– I co? Jak się z tego wytłumaczysz? – Spojrzała na dwóch martwych mężczyzn. – A teraz chcesz zabić jeszcze troje ludzi? To szalone. Proszę, Connie…
– Nie tak szalone jak poddanie się i spędzenie reszty życia w więzieniu. Albo nawet dostanie czapy. – Wzruszył ramionami. – Coś wymyślę.
– Proszę, Connie, nie rób tego. Nie możesz tego zrobić, znam cię przecież. Nie możesz.
Connie spojrzał na swój pistolet, po czym przyklęknął i podniósł broń jednego z nieżywych mężczyzn. Pistolet miał przyłączony tłumik.
– Muszę, i jest mi przykro, Brooke.
Wszyscy usłyszeli kliknięcie, które Connie i Reynolds natychmiast rozpoznali jako dźwięk kurka pistoletu półautomatycznego.
– Rzuć pistolet! – warknął Lee. – Natychmiast! Albo zrobię ci tunel w głowie.
Connie zamarł i upuścił pistolet na podłogę. Lee wszedł po schodach i przyłożył lufę broni do głowy agenta.
– Mam szczerą ochotę cię zabić, ale oszczędziłeś mi kłopotu z kolejnymi dwoma gorylami. – Spojrzał na Brooke. – Agent Reynolds, będę wdzięczny, jeśli weźmie pani pistolet i będzie trzymała swojego chłopca na muszce.
Reynolds zrobiła to, o co ją prosił, i palącym wzrokiem wpatrywała się w swego partnera.
– Siadaj, Connie! Już! – rozkazała.
Lee podszedł do Faith i objął ją.
– Lee… – Tyle tylko zdołała powiedzieć. Przytuliła się do niego.
– Dzięki Bogu, że postanowiłem wrócić.
– Czy ktoś może mi powiedzieć, o co tu, do cholery, chodzi? – Reynolds omiotła wzrokiem wszystkich w pokoju.
Buchanan postąpił krok do przodu.
– Ja mogę, ale z tego nic dobrego nie wymknie. Dowód miałem na tej taśmie. Zamierzałem ją skopiować, ale przed opuszczeniem Waszyngtonu nie miałem okazji tego zrobić.
– Ty – Reynolds spojrzała na Conniego – na pewno wiesz, co się dzieje. Jeśli będziesz współpracował, to pomoże ci to w sądzie.
– Równie dobrze mogę sam się przywiązać do krzesła elektrycznego. – Connie wzruszył ramionami.
– Kto? Cholera, kto się za tym wszystkim kryje, kogo wszyscy się tak śmiertelnie boją?
– Agent Reynolds – zaczął Buchanan – jestem pewien, że ten dżentelmen, o którym mówimy, czeka na wynik tego wszystkiego. Jeśli wkrótce nie będzie miał wyników, przyśle więcej ludzi. Sugeruję, byśmy do tego nie dopuścili.
– A dlaczego mam panu wierzyć? – Brooke spojrzała na niego. – Powinnam zadzwonić po policję.
– Tej nocy, której zabito agenta Newmana – odezwała się Faith – powiedziałam mu, że chcę, by Danny został włączony i by mógł zeznawać razem ze mną. Newman powiedział, że to niemożliwe.
– No, powiedział prawdę.
– Ale myślę, że jeśli poznasz wszystkie fakty, zmienisz zdanie. To, co robiliśmy, było złe, ale nie było innego sposobu…
– Tak, to faktycznie wszystko tłumaczy – przerwała jej Reynolds.
– To może poczekać – powiedział Buchanan z nutą pośpiechu w głosie. – W tej chwili musimy zająć się człowiekiem stojącym za tymi ludźmi – spojrzał na martwe ciała.
– Możecie dodać jeszcze jednego do rachunku – wtrącił się Lee. – Jest na zewnątrz i moczy się w oceanie.
– Każdy oprócz mnie najwyraźniej wie wszystko. – Reynolds wyglądała na wściekłą. Odwróciła się z grymasem do Buchanana. – Dobrze, słucham. Co pan proponuje?
Buchanan zaczął mówić, kiedy wszyscy usłyszeli dźwięk nadlatującego samolotu. Wszystkie oczy skierowały się ku oknu, za którym zaczynało świtać.
– To tylko lokalny samolot. Już jest jasno, pierwszy lot. Pas jest po drugiej stronie ulicy – wyjaśniła Faith.
– To akurat wiem – stwierdziła Reynolds.
– Może użyjemy tego oto naszego przyjaciela – powiedział Buchanan, wskazując na Conniego – do kontaktów z tą osobą.
– I co mu powiemy?
– Że jego operacja zakończyła się całkowitym sukcesem oprócz tego, że w wynikłej potyczce jego ludzie zostali zabici. On to zrozumie, oczywiście. Straty się zdarzają. Ale niech się dowie, że Faith i ja zostaliśmy zabici, a taśma uległa zniszczeniu. W ten sposób poczuje się bezpieczny.
– A ja? – spytał Lee.
Buchanan spojrzał na niego.
– Ty będziesz naszą dziką kartą.
– A czemuż to miałabym to zrobić? – chciała wiedzieć Reynolds. – Mogę zabrać i ciebie, i Faith, i jego – wskazała pistoletem na Conniego – do Biura w Waszyngtonie, dostać z powrotem pracę i wyjść na bohatera.
– Jeśli to zrobisz, człowiek, który to wszystko spowodował, będzie wolny. I może znowu zrobić coś takiego.
Reynolds wyglądała na zakłopotaną. Buchanan obserwował ją uważnie.
– Ty zdecydujesz.
Reynolds patrzyła na każdego z nich i w końcu jej wzrok spoczął na Lee. Zauważyła krew na jego rękawie, sińce i rany na jego twarzy.
– Ocaliłeś nam życie. Prawdopodobnie jesteś najbardziej niewinną osobą w tym pokoju. Co ty myślisz?
Lee spojrzał na Faith, na Buchanana i wreszcie znów na Reynolds.
– Nie podam ci dobrego powodu, ale jeśli chcesz wiedzieć, co mówi mój instynkt, to radzę z nimi współpracować.
Reynolds westchnęła i spojrzała na Conniego.
– Możesz się skontaktować z tym potworem?
Connie nic nie powiedział.
– Connie, jeśli będziesz z nami współpracował, na pewno ci to pomoże. Wiem, że byłeś gotów zabić nas wszystkich i nie powinno mnie obchodzić, co się z tobą stanie. – Urwała i przez chwilę patrzyła w podłogę. – Ale mnie obchodzi. Connie, twoja ostatnia szansa, co ty na to?
Wielkie dłonie Conniego nerwowo splatały się i rozplatały. Spojrzał na Buchanana.
– Co właściwie mam powiedzieć?
Gdy Buchanan wyjaśnił, Connie siadł na kanapie, wziął telefon i wystukał numer. Kiedy usłyszał odpowiedź, zaczął:
– Mówi… – przez chwilę wyglądał na zakłopotanego – mówi „as w rękawie”. – Po kilku minutach odłożył słuchawkę i spojrzał na otaczających go ludzi. – W porządku, zrobione.
– Wyglądało, że to kupuje? – zapytał Lee.
– Tak, ale z ludźmi tego typu nigdy nie można być pewnym.
– Dobre i to, wystarczy. To nam da trochę czasu – powiedział Buchanan.
– W tej chwili mamy parę rzeczy, którymi musimy się zająć, choćby tymi martwymi – uznała Brooke. – Ja muszę się zameldować i doprowadzić cię – spojrzała na Conniego – do celi.
– Tyle za lojalność – szepnął Connie, patrząc na nią.
– Sam wybrałeś – odwzajemniła spojrzenie. – To, co dla nas zrobiłeś, na pewno ci pomoże. Ale i tak sporo czasu spędzisz w więzieniu. Przynajmniej będziesz żył, a to stwarza znacznie większe możliwości niż te, które zostały Kenowi. Co teraz? – zwróciła się do Buchanana.
– Musimy stąd natychmiast znikać. Kiedy będziemy w drodze, możesz zadzwonić na policję. Po powrocie do Waszyngtonu Faith i ja spotkamy się z FBI i powiemy to, co wiemy. Wszystko musi być utrzymane w całkowitej tajemnicy. Jeśli on się dowie, że współpracujemy z FBI, to nigdy nie dostaniemy dowodu, którego potrzebujemy.
– To ten facet kazał zabić Kena?
– Tak.
– Czy to jakiś zagraniczny agent?
– Mówiąc szczerze, macie tego samego pracodawcę.
– Wuja Sama? – wolno powiedziała Reynolds, ze zdziwieniem patrząc na Buchanana.
Skinął głową.
– Jeśli mi uwierzysz, to zrobię wszystko, żeby ci go dostarczyć. Mam z nim do załatwienia osobiste rachunki.
– A czego spodziewasz się w zamian?
– Dla mnie? Niczego. Jeśli będę miał pójść do więzienia, pójdę. Ale Faith będzie wolna. Jeśli mi tego nie zagwarantujesz, to możesz od razu dzwonić na policję.
– Danny – Faith chwyciła go za ramię – nie możesz przez to dać się zamknąć.
– Dlaczego nie? To były moje pomysły.
– Ale twoje intencje…
– Intencje nie są argumentem obrony. Kiedy złamałem prawo, wiedziałem, co ryzykuję.
– Ale, cholera, ja też!
– To co, ubiliśmy interes? – Buchanan zwrócił się do Reynolds. – Faith nie pójdzie do więzienia?
– Naprawdę nie mogę niczego zaoferować. – Reynolds przez chwilę rozważała problem. – Ale mogę obiecać tyle: jeśli będziecie grać ze mną uczciwie, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby Faith była wolna.
Connie wstał, nagle pobladły.
– Brooke, muszę iść do kibla, szybko. – Zataczał się, a jedną ręką ściskał klatkę piersiową.
– O co chodzi? – Spojrzała na niego podejrzliwie i przyjrzała się jego pobladłej twarzy. – Dobrze się czujesz?
– Mówiąc szczerze, czułem się już lepiej – wymamrotał z pochyloną głową i lewą stroną ciała nagle bezwładną.
– Pójdę z nim – powiedział Lee.
Kiedy ruszyli w kierunku schodów, Connie nagle jakby stracił równowagę, mocno nacisnął ręką na środek klatki piersiowej, a jego twarz wykrzywił ból.
– Cholera! O Boże! – jęczał, upadł na kolano, a z ust wypływała mu ślina. Zaczął charczeć.
– Connie! – Reynolds ruszyła w jego kierunku.
– Ma atak serca! – krzyknęła Faith.
– Connie! – powtórzyła Reynolds, patrząc na swego partnera, który upadał na podłogę, a jego ciało wykrzywiało się w niekontrolowany sposób.
Ruch był błyskawiczny. Wydawał się o wiele za szybki jak na mężczyznę po pięćdziesiątce, ale desperacja może się błyskawicznie zmieszać z adrenaliną. Ręka Conniego sięgnęła w kierunku łokcia, gdzie w pochwie miał mały pistolet. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, pistolet był wycelowany. Z wielu celów Connie wybrał Danny’ego Buchanana i wypalił.
Jedyną osobą, która zareagowała z równą szybkością, była Faith Lockhart. Z miejsca, w którym stała, obok Buchanana, zobaczyła pistolet wcześniej niż pozostali. Dostrzegła, że lufa celuje w jej przyjaciela. Już słyszała eksplozję, która odpali pocisk, który zabije Buchanana.
Pocisk trafił ją w pierś. Westchnęła i padła u stóp Buchanana.
– Faith! – krzyknął Lee. Zamiast stawić czoło Conniemu, rzucił się w jej kierunku.
Broń Reynolds była wycelowana w Conniego, który także wymierzył swój pistolet w nią. Przez ułamek sekundy miała przed oczyma obraz wróżki czytającej z ręki. Ta krótka linia życia. „Matka dwójki dzieci, agent federalny, nie żyje”. Widziała w myśli nagłówki w gazetach. Wszystko razem niemal ją sparaliżowało. Niemal.
Mierzyli się spojrzeniem. Pistolet Conniego był niemal na poziomie jej oczu. Nie wątpiła, że naciśnie na spust. Jasne było, że potrafi zabijać. A ona? Zacisnęła palec na spuście, a cały świat jakby zwolnił do tempa świata podwodnego. Jej partner. Agent FBI. Zdrajca. Jej dzieci. Jej życie. Teraz albo nigdy.
Nacisnęła spust, po chwili jeszcze raz. Przeładowanie było szybkie. Reynolds zdawało się, że widzi, jak Connie patrzy na nią w chwili upadku. Dopiero gdy agent Howard Constantinople przestał się ruszać, Brooke Reynolds odetchnęła.
– Faith, Faith! – Lee rozdarł jej koszulę. Ukazała się okropna, krwawa rana w jej piersi. – O mój Boże, Faith!
Była nieprzytomna, oddychała ledwo wyczuwalnie. Buchanan patrzył na nią z przerażeniem.
– Jak z nią źle? – Reynolds przyklęknęła obok detektywa.
Lee spojrzał na nią z rozpaczą, nie mógł odpowiedzieć.
Brooke obejrzała ranę.
– Źle! Nabój został w ciele, a otwór jest tuż obok serca. Lee spojrzał na Faith. Zaczęła już blednąc i czuł, jak z każdym płytkim oddechem uchodzi z niej ciepło życia.
– Boże, nie! Proszę…
– Musimy zabrać ją do szpitala. Szybko – rzuciła Brooke. Nie miała pojęcia, gdzie może być najbliższy szpital, tym bardziej, gdzie jest chirurgia urazowa, czego Faith najbardziej potrzebowała. Przeszukiwanie okolicy samochodem oznaczałoby podpisanie na nią wyroku śmierci. Mogą wezwać karetkę, ale któż to wie, ile czasu minie, zanim ją stąd zabiorą?
Nagle usłyszała wycie silników samolotu i spojrzała za okno. W jednej chwili miała w głowie gotowy plan. Podbiegła do Conniego i zabrała mu odznakę FBI. Przez sekundę patrzyła na byłego kolegę. Nie powinna czuć się winna. Był gotów ją zabić. Czemu więc czuje wyrzuty sumienia? Ale Connie był martwy, a Lockhart jeszcze nie. Brooke podbiegła do miejsca, gdzie leżała Faith.
– Lee, lecimy samolotem. Spiesz się!
Cała grupa wybiegła za nią. Słyszeli, jak silniki samolotu zwiększają obroty, przygotowując się do startu. Reynolds biegła w kierunku ściany krzaków, aż Lee zawołał za nią i wskazał jej drogę dojazdową. Pobiegła w tym kierunku i po chwili była na pasie startowym. Spojrzała na przeciwległy koniec pasa: samolot właśnie zawracał, gotów do przyspieszenia i uniesienia się w powietrze. Za kilka sekund rozwieje się ich ostatnia nadzieja. Pobiegła w stronę samolotu, machając pistoletem, znaczkiem i krzycząc ze wszystkich sił: „FBI!” Samolot podjechał do niej, gdy Buchanan i Lee, którzy nieśli Faith, wpadli na pas.
Pilot w końcu zauważył zbliżającą się kobietę, wymachującą pistoletem. Cofnął manetkę gazu i samolot przestał się toczyć, a silniki ucichły. Brooke podbiegła, pokazała znaczek i pilot uchylił okno.
– FBI – powiedziała szorstko. – Mam poważnie ranną osobę. Potrzebny mi ten samolot. Zawieziesz nas do najbliższego szpitala. Zaraz.
Pilot spojrzał na znaczek, na pistolet i kiwnął leniwie głową.
Wszyscy wsiedli do samolotu, Lee przyciskał Faith do piersi. Pilot znowu zawrócił, podjechał do końca pasa i zaczął ponownie kołować na start. W końcu samolot wzniósł się w po wietrze i ruszył w kierunku szybko jaśniejącego nieba.