Rozdział 5

Rhys położył płaszcz na biurku i stanął przed nami. Kitto zwinął się w kłębek, wpatrując się w niego tak, jak małe stworzenia obserwują kota: jakby uważały, że jeśli pozostaną w bezruchu, kot ich nie zauważy.

Rhys miał na sobie białą koszulę. W tej samej barwie była jego kabura na broń.

– Proszę, oddaj swój pistolet Doyle’owi.

Spojrzał na Doyle’a, który wrócił na swoje krzesło pod oknem.

– Sądzę, że denerwujesz tego małego – powiedział.

– Ach, jak mi przykro – odparł Rhys, a w jego głosie pobrzmiewał sarkazm graniczący z okrucieństwem.

Spojrzałam na niego i poczułam pierwsze oznaki mocy. Poddałam się jej. Pozwoliłam, by wypełniła moje oczy. Wiedziałam, że pojawiło się w nich migotanie kolorów i światła.

– Uważaj, bo za chwilę wyjdziesz stąd i już nie wrócisz. – Mój głos znowu był cichy i spokojny. Trzymałam magię na wodzy.

Chyba widać było, że nie żartuję, ponieważ odwrócił się bez słowa i podszedł do Doyle’a. Oddał mu pistolet i postał tam kilka chwil. Ramiona miał wyprostowane, a dłonie zaciśnięte w pięści. Sprawiał wrażenie, jakby bez broni czuł się cokolwiek niepewnie. Rozumiałabym to, gdyby groziło mu prawdziwe niebezpieczeństwo. Kitto jednak nie stanowił dla niego zagrożenia. Nie potrzebował pistoletu.

Odwrócił się w naszą stronę. Był teraz bardziej przestraszony niż wściekły. Doyle miał rację: Rhys bał się Kitta – czy też raczej goblinów. To było coś w rodzaju fobii. Fobii spowodowanej traumatycznymi przeżyciami; fobii, która może być nieuleczalna.

Zatrzymał się przed nami, mając tak żałosny wyraz twarzy, że chciałam powiedzieć: „Nie, nie musisz tego robić”. Ale nie mogłam tego powiedzieć. On naprawdę musiał to zrobić. Jeśliby teraz tego nie zrobił, pewnego dnia mógłby stracić panowanie nad sobą i zranić albo zabić Kitta. Nie mogliśmy ryzykować zerwania sojuszu. Poza tym Kitto znajdował się pod moją opieką. Nie jestem pewna, co zrobiłabym, gdyby Rhys go zabił w chwili paniki. Nie chciałam zostać zmuszona do rozkazu zabicia kogoś, kogo znałam całe życie.

Chciałam uspokoić Rhysa, powiedzieć mu, że wszystko gra, ale równocześnie nie chciałam okazać słabości. Siedziałam więc z Kittem na kolanach i milczałam.

– Zawsze wychodziłem z pokoju, kiedy zajmowałaś się… tym czymś… nim – powiedział Rhys. – Co teraz?

Nagle przestałam go żałować. Spojrzałam na Kitta.

– Proponuję ci kawałek ciała albo wodnistą krew. – Kawałek ciała w języku goblinów oznacza grę wstępną. Wodnista krew natomiast to nieznaczne uszkodzenie skóry albo nawet tylko pozostawienie siniaków. Było duże prawdopodobieństwo, że wcale nie będę potrzebowała pieszczot Rhysa. Powoli uczyłam Kitta takich rodzajów gry wstępnej, które były o wiele mniej stresujące dla wszystkich zainteresowanych.

Popatrzył w dół i wyszeptał:

– Kawałek ciała.

– W porządku – odparłam.

Rhys zmarszczył brwi.

– Co to było?

Popatrzyłam na niego.

– Zawsze trzeba uzgodnić z goblinami, dokąd można się posunąć. Jeśli się tego nie zrobi, może się to skończyć zranieniem.

Spojrzał na mnie ponuro.

– Tamtej nocy, kiedy straciłem oko, byłem więźniem. Nie miałem możliwości uzgadniania czegokolwiek.

Westchnęłam i pokręciłam głową. Większość sidhe wie bardzo mało o zwyczajach innych istot magicznych. To rodzaj uprzedzenia, które każe wierzyć, że nic poza kulturą sidhe nie jest warte poznania.

– Właściwie, według prawa goblinów, miałeś. Co innego, gdyby cię torturowali, choć i w czasie tortur jest czas na negocjacje. Gdy jednak w grę wchodzi seks, zawsze możesz negocjować. Taki mają zwyczaj.

Zasępił się jeszcze bardziej. Jego spojrzenie było pełne bólu. Stanęłam na wprost Rhysa, stawiając Kitta między nami. Przez chwilę Rhys zdawał się nie zauważać, jak blisko niego jest goblin.

– Gdy jesteś w niewoli u goblinów, zawsze możesz ustalić, co mogą, a czego nie mogą ci zrobić.

Jego dłoń uniosła się powoli do blizn, jednak powstrzymał się przed ich dotknięciem.

– To znaczy, że… – Nie dokończył.

– To znaczy, że mogłeś powstrzymać ich przed oszpeceniem cię na zawsze. – Mój głos był bardzo łagodny. Chciałam mu o tym powiedzieć od chwili, gdy kilka miesięcy temu dowiedziałam się, w jaki sposób stracił oko, jednak bałam się jego reakcji.

Odwrócił się do mnie. Na twarzy miał wyraz przerażenia. Dotknęłam jego policzków, uniosłam się na palcach i przyciągnęłam jego głowę. Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, a potem przywarłam do niego całym ciałem i taki sam delikatny pocałunek złożyłam na bliźnie.

Odskoczył do tyłu, tak że straciłam równowagę. Tylko ręka Kitta obejmującego mnie w talii powstrzymała mnie przed upadkiem.

– Nie – powiedział Rhys. – Nie.

Wyciągnęłam do niego ręce.

– Chodź do mnie.

Ciągle się cofał. W końcu o mało nie wpadł na stojącego za nim Doyle’a.

– Jeśli jeszcze raz uciekniesz, będziesz musiał wrócić do Krainy Faerie – powiedział kapitan mojej straży.

Rhys spojrzał najpierw na niego, potem na mnie.

– Ja nie uciekłem, ja po prostu… nie wiedziałem…

– Większość sidhe nic nie wie o zwyczajach goblinów – powiedziałam. – Jednym z powodów, dlaczego gobliny wzbudzają powszechny strach, jest to, że nikt ich nie rozumie. Przed wiekami wygralibyśmy z nimi, gdyby ktokolwiek zadał sobie trud, żeby je poznać. I nie chodzi mi o poddawanie ich torturom. W ten sposób nie nauczymy się cudzej kultury.

Doyle położył ręce na ramionach Rhysa i zaczął prowadzić go z powrotem w naszym kierunku. Rhys już nie wyglądał na przestraszonego, raczej na zaszokowanego, zupełnie jakby zawalił mu się cały świat.

Doyle przyprowadził go do nas. Delikatnie dotknęłam jego twarzy. Rhys zamrugał, zaskoczony, jakby zapomniał, że tam jestem.

– Nie jesteś szpetny. Jesteś piękny.

Stanęłam na palcach, by pocałować go w bliznę. Kitto nadal obejmował mnie w talii. Teraz jego ręka została uwięziona między naszymi ciałami. Rhys nie protestował, więc pozwoliłam, by tam została. Wreszcie mogłam dokończyć to, co zaczęłam.

Wędrowałam ustami w górę jego twarzy, aż dotarłam do krawędzi blizny. Szarpnął głową i myślę, że tylko uścisk rąk Doyle’a powstrzymał go przed ponowną ucieczką. Zamknął jedyne oko jak skazaniec, który nie chce widzieć nadlatującej kuli. Przebiegłam ustami wzdłuż blizny, aż w końcu poczułam pod ustami gładką skórę. A wtedy delikatnie pocałowałam pusty oczodół.

Rhys był cały spięty, prawie się trząsł. Pocałowałam bardziej zdecydowanie zgrubiałą skórę, pozwalając moim ustom otwierać się i zamykać nad tym miejscem. Jęknął. Polizałam, bardzo delikatnie, bliznę. Z jego gardła wydobył się kolejny jęk, ale nie był to wyraz bólu.

Powoli, ostrożnie lizałam gładką skórę. Jego oddech przyspieszył. Ręce mu drżały, ale nie z gniewu. Przebiegłam ustami i językiem po bliźnie, aż nogi ugięły mu się w kolanach. Kitto złapał go w pasie. Mały człowieczek trzymał go tak, jakby nic nie ważył.

Pocałowałam Rhysa w usta. Odwzajemnił pocałunek, jakby się topił i mógł znaleźć ożywczy oddech w moich ustach. Opadliśmy na kolana. Kitto nadal obejmował Rhysa w pasie.

Rhys przycisnął mnie mocno do siebie, tak mocno, że nawet z ręką Kitta między nami wiedziałam, że jest już gotowy. Jakaś sprzączka czy pasek musiały uwierać Kitta, bo jęknął cicho.

Ten odgłos otrzeźwił Rhysa. Rozejrzał się, a kiedy zobaczył, że mały goblin obejmuje go w pasie, krzyknął i odskoczył od nas.

Już otwierałam usta, by powiedzieć, że Rhys zrobił wystarczająco dużo, by mnie zadowolić, gdy odezwał się Kitto.

– Ogłaszam, że zostałem zaspokojony.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Jeszcze niczego nie dostałeś.

Pokręcił głową, mrugając swoimi niebieskimi oczami.

– Jestem zaspokojony. – Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby chciał jeszcze coś dodać, ale w końcu pokręcił tylko głową.

– Jeszcze nie dostałeś swojego kawałka ciała – zauważył Rhys.

– To prawda – przyznał goblin – ale mam prawo się go zrzec.

– Dlaczego miałbyś to robić? – zapytał Rhys.

– Merry potrzebuje swoich strażników. Nie chciałbym, żeby przeze mnie straciła jednego z nich.

Rhys wpatrzył się w niego.

– Wyrzekłeś się swojego kawałka ciała, żebym został?

Kitto zamrugał, po czym wpatrzył się w podłogę.

– Tak.

Rhys zmarszczył brwi.

– Litujesz się nade mną? – W jego głosie pojawiła się nutka gniewu.

Kitto uniósł wzrok, sprawiając wrażenie zaskoczonego.

– Niby czemu miałbym się nad tobą litować? Jesteś piękny i dzielisz z Merry łoże. Masz szansę zostać królem. Blizny, które, jak ci się wydaje, szpecą cię, są wśród goblinów oznaką wielkiej urody i nie mniejszego bohaterstwa. – Pokręcił głową. – Jesteś wojownikiem sidhe. Nie boisz się nikogo poza królową. Popatrz na mnie. – Wyciągnął przed siebie swoje małe rączki. – Jestem zupełnie pozbawiony szponów, mam niewiele kłów. Wśród goblinów znaczę niewiele więcej niż człowiek. – Po raz pierwszy w jego głosie dało się słyszeć gorycz. Gorycz, która musiała potężnieć przez lata złego traktowania, egzystowania w świecie, w którym nagradzane są siła i przemoc, przez lata bycia uwięzionym w ciele, które według standardów goblinów jest zbyt słabe. Trzymał te swoje rączki wyciągnięte w kierunku Rhysa, a na jego małej, delikatnej twarzy malował się gniew. Gniew i bezradność. Kitto bardzo dobrze wiedział, kim jest, a kim nie. Dla innych goblinów był nic nie znaczącym kawałkiem mięsa. Nic dziwnego, że chciał zostać przy mnie, nawet w tym dużym, złym mieście.

Загрузка...