KUSZENIE CZESŁAWA PAŁKA

Po opuszczeniu zakładu powracałem do domu, dzień w pracy zakończył się powodzeniem, na naszym dziale była komisja, usterkowali cały dzień i nic nie zausterkowali. Dosyć to nam osłabiło ciągłość pracy nad skrzynią biegów kombajnu, którą przestawialiśmy na pasy skórzane importowane. Ale i tak dobiegaliśmy już do opanowania tej technicznej nowości. Po obiedzie szedłem spacerem do swojego mieszkania przez całe centrum, a czasu miałem dosyć w rezultacie wolnego dziś od zajęć popołudnia na Wyższej Szkole Inżynieryjnej. Szedłem, w czym mam pewną przyjemność, okrążyłem dwa razy PDT patrząc na ludzi biegających na wszystkie strony, zastanawiałem się, dokąd tak biegają. Zaszedłem do sklepu „Delikatesy”, wypełnionego całymi tłumami kupujących, i spokojnie stałem na boku, bo miałem już poczynione zakupy na kolację. Przez „Delikatesy” lubię chodzić, bo sprawia mi przyjemność zapach wydawany przez kawę, chociaż nie ukrywam rozczarowania co do jej smaku.

– Do rzeczy. – To są prywatne gusta. – To niczego nie dotyczy.

Jak zwykle podczas każdego stania w „Delikatesach” myślałem, co bym nabył, jakbym miał zapraszać kogoś, albo jedną osobę, albo kilka naraz. Patrzyłem na stoiska, z których wystawały herbaty w metalowych pudełkach, wystawały sery albo czekolady w opakowaniach różnokolorowych. Jak zawsze też zwróciłem oczy na butelki, chociaż nie mam zamiłowania do zajmowania się piciem, co by odbierało mi siły i skupienie na studiach inżynierskich. Jednak pomimo tego patrzyłem na różne gwiazdki oraz na butelkę z wygiętą szyją, wstawioną do armaty reklamowej z ceną złotych czterysta, która budziła moje zdziwienie, a jednakże i zainteresowanie, bo z tym wiązały się moje wspomnienia wyniesione z filmów.

Zanim zobaczyłem inżyniera Romanka Artura, wydostała się nad głowy papierowa torba z uszami, z której widać było taką właśnie zagiętą szyję od butelki, a potem zobaczyłem całego inżyniera w odświętnym garniturze, usztywnionej koszuli oraz krawacie w nowoczesny wzór. Inżynier przepychał się w moją stronę i na mój widok wyraził zadowolenie, jak przypuszczam, szczere. Podał mi torbę ze słowami: – Kolego, bądźcie tak dobrzy przez moment – i zanim coś zdążyłem wypowiedzieć, zniknął znowu w tłumie, skąd po chwili wynurzyła się druga torba, za nią Romanek, a za nim uczepiona jego ręki kobieta.

I tak myślę, że to się zaczęło już właściwie wtedy, jakkolwiek nic mi do głowy nie przychodziło na temat tamtych spraw pomimo ogromnego wrażenia. Przepychałem się za inżynierem oraz kobietą, która była żoną inżyniera Romana, chociaż właściwie miała twarz jak dziecko, równie bladą, a usta półotwarte, co wyglądało jak wyraz zdziwienia. Kiedy wypchnęliśmy się ze sklepu „Delikatesy”, inżynier odebrał ode mnie torbę z butelką i przedstawił mnie żonie jako swojego najlepszego ucznia na WSI, a na razie technika z przyszłością, co było prawdą, ale sprawiło mi przyjemność. A żona inżyniera Romanka otworzyła usta i uśmiechnęła się mówiąc, że się cieszy. Następnie ja się pochyliłem, aby ją pocałować w rękę, i poczułem silny zapach albo wody kolońskiej, albo perfum. Zobaczyłem także paznokcie, które były długie i czerwone od lakieru. Następnie ona uzupełniła, że inżynier Romanek mówił jej o mnie, jak również o moich zdolnościach, za co znów odczułem dla inżyniera wdzięczność. Tymczasem Romanek zakręcił się nerwowo z torbą i widząc moje spojrzenie, które przyciągała tamta butelka, powiedział, że dzisiaj jest jego właśnie piąta rocznica ślubu i stąd poczynili te zakupy. Roześmiał się również, co wyglądało u niego ładnie, gdyż miał piękne białe zęby, co jeszcze zyskiwało przy czarnych gęstych włosach zaczesanych z falą do góry. Ja lubiłem inżyniera za uśmiech, a jego wykłady, na które skierowała mnie rada zakładowa, wydawały mi się najlepsze. Myślałem też, że jakbym mógł wybierać, to tak chciałbym wyglądać jak on, poruszać się jak sprężyna i mówić z energią, której trzeba było słuchać. Wtedy powiedziałem, że pięć lat to długo, i przyłączyłem się z gratulacjami, całując ponownie rękę pachnącą i poczerwieniałą na końcu od paznokci. Jednocześnie doszedł mnie cichy głos: – Żeby pan wiedział, jak to długo – więc dodałem, że na obecne czasy nietrwałości to tak, ale będę im na pewno życzył w dziesiątą rocznicę, a także i później. Na co uśmiechnęła się dość dziwnie, a równocześnie inżynier wtrącił, że właśnie udają się, aby obejrzeć wystawę „Śląsk w eksponatach”, na której umówiony jest z dyrektorem. Zastanowił się chwilę i zapytał, czy nie miałbym chęci zajrzeć z nimi na wystawę, na którą podrzuciliby mnie samochodem, tyle że po drodze odniósłby zakupy do domu.

– Co ty na to, Gosiu? – zapytał żony.

– Pętla na własną szyję. – Taki człowiek. Nie wiedział, co robi. – Ładne odwdzięczenie. Naiwność nie popłaca. – Może to po prostu los. – Nie daję wiary od początku.

– Co ty na to, Gosiu? – zwrócił się do żony, na co poruszyła ramionami, że oczywiście, jeśli miałbym chęć… Mówiła to patrząc na mnie, a miała oczy takie, jakie mają niektóre koty. Oświadczyłem, że nie jestem ubrany, bo tak też było, chociaż wygląd mój był przyzwoity, gdyż zawsze przywiązuję wagę do tego. Jednak inżynier był na czarno, a żona jego w sukni, która błyszczała i szeleściła, w szpilkach i pończochach srebrnych, a włosy koloru rudego, czyli takiego jak suknia, były pięknie ułożone, jakby przed chwilą wyszła od fryzjera. Tłumaczyłem dalej, że bez krawata, prosto z roboty… zwłaszcza, że ma być dyrektor, na co inżynier poklepał mnie mówiąc, że dyrektor nie zwraca na to uwagi, a na pewno będzie dla mnie korzystne, kiedy mnie dyrektor zobaczy, gdyż taka wystawa jest również formą nauki, tyle że nadobowiązkową. Tak więc mogę się z nimi zabrać tak normalnie, po prostu, bez krępacji. Na co, prawdę mówiąc, miałem od początku wielką chęć i wymawiałem się tylko dla przyzwoitości. Inżynier Romanek wręczył mi następnie obie torby i poszedł sprężyście po samochód, wyrzucając ręce jak na ćwiczeniach gimnastycznych, a ja siałem z torbami, nie będąc przyzwyczajony do towarzystwa takich kobiet jak żona inżyniera ani w ogóle prawie do żadnych, oglądałem jej szpilki czarne ze szpicem, bojąc się podnieść głowę. Szpilki zrobione były z błyszczącej skóry, od góry nie miały prawie nic, tylko trzymały się na cienkich paskach i widać było w nich spod pończoch palce od nóg. I potem, kiedy przesunąłem oczy odrobinę wyżej, na nogę, zobaczyłem na niej trochę włosów w ciemnym kolorze. Obserwowałem je dłuższą chwilę, aż zrobiłem się czerwony na twarzy od długiego pochylania głowy. Noga potem znikła mi z oczu, a żona inżyniera powiedziała: – No to chodźmy, Artur już podjeżdża. – Potem zapytała o powód mojego zamyślenia, ile mam lat i nie uwierzyła, że czterdzieści, czyli dziesięć lat więcej od Artura, a siedem od niej. Mówiła jeszcze coś, czego już nie słyszałem, tylko szedłem koło niej między ludźmi, a ona stukała tymi szpilkami, we mnie zaś odbywała się bieganina myśli i uczuć, jakiej nie miałem od dawna albo raczej nigdy w życiu.

Tak odbywała się moja pierwsza droga do samochodu inżyniera Romanka Artura, który przyhamował przy krawężniku, ja zająłem siedzenie tylne obok paczek. Nie przypominam sobie dokładnie, ile czasu zajęła nam jazda. Koło nas przejeżdżały wprawdzie samochody, przemykali ludzie, jednak wydawało mi się, że to trwało niedużo sekund. Dookoła pachniało dziwnie i ładnie, na co składał się zapach rozsiewany przez jej kosmetyki oraz przez czarną imitację skóry na fotelach. Inżynier coś opowiadał, a samochód kołysał, jak w marzeniu, amortyzatorami. Romanek zatrzymał wóz i skoczył na górę, a jego żona włączyła radio z muzyką bigbeatową, puściła ją głośno i odchyliła się na siedzeniu do tyłu, potrząsając głową, z której sypały się włosy na różne strony. Następnie zwróciła się do mnie z pytaniem, czy właściwie ona z mężem nie odciągnęli mnie od innych zajęć, bo mogłem mieć przecież plany na wieczór choćby z kobietą, na co tylko pokręciłem głową patrząc na jej uśmiech, w czasie którego cała twarz nabierała wyrazu zdziwienia. Przeciągnęła jednym czerwonym palcem po wardze i złożyła ręce, jakby się modliła, kołysząc się nadal z muzyką. A ja szukałem jakiegoś słowa i na koniec powiedziałem, że przeciwnie, jest mi bardzo przyjemnie. Dodałem także, że jej mąż to najlepszy i lubiany wykładowca, a ja za rok i pół zrobię dyplom, w czym do tej pory przeszkadzała mi wojna, jednak pomagało państwo, a konkretnie rada zakładowa. Mówiłem to dla usprawiedliwienia, że mając czterdzieści lat jestem uczniem inżyniera. Zresztą ona znowu odwróciła się tyłem, kołysząc się ciągle zgodnie z muzyką, a ja naraz zupełnie niespodziewanie pochyliłem się do niej, wciągając mocno zapach wody, i mając teraz na kilkanaście centymetrów od siebie pasmo skóry bielutkiej i delikatnej myślałem, że to jest taka chwila, że gdybym mógł tak przedłużyć ją jak najbardziej, to można by umrzeć nawet, i po całym ciele rozlewało mi się ciepło i wzruszenie nad tą białą, dziecinną skórą, pachnącą jak w najlepszej drogerii.

– Erotoman. – Należało opuścić samochód. – Żona przełożonego i nauczyciela. – Włos siwieje, dupa szaleje.

– Jest się czym fascynować! – Jakie to płytkie i głupie!

Ona naraz odwróciła głowę i nastąpiła chwila, w której nie zdążyłem się cofnąć, mając przez moment przed sobą jej usta półotwarte z wargami jak piękne korale i oczy jak z kolorowej okładki. Jednak ona nie zwróciła absolutnie uwagi na mój niecodzienny wygląd, powiedziała tylko o inżynierze, że grzebie się, a ja opadłem już na oparcie i powiedziałem na jej następną uwagę, że po co w ogóle ta wystawa, że wystawa ta jest interesującym świadectwem postępu. Ona wybuchnęła śmiechem, ale po spojrzeniu na mnie spoważniała. Mówiłem więc dalej, że jej mąż, jako fachowiec i specjalista, musi trzymać rękę na pulsie, ale znów nastawiła głośno muzykę. Po powrocie inżyniera dojechaliśmy przed gmach wystawy. Przez salę przesuwała się tylko jedna wycieczka.

Romanek z żoną szli przodem, ja za nimi, myśląc stale, że oto z inżynierem Romankiem, moim wykładowcą, którego dyrektor wysoko cenił, i z tą kobietą przebywam w zupełnie nierzeczywistej sytuacji. Do tego sam dyrektor wyszedł zza makiety taśmociągu i podchodził do nas z uśmiechem, w garniturze także ciemnym, jednak bez krawata, tylko w wyłożonej koszuli żółtego koloru, co było dla mnie pewną pociechą. A za nim jego żona, kucykowata, wyrzucała szeroko ciężkie nogi. Dyrektor wyraził zadowolenie ze spotkania, pochwalił mnie za wspomniane przez inżyniera moje postępy, po czym obaj z inżynierem przybrali wyraz odświętny idąc między makietami, portretami, powiększonymi fotografiami kopalni dawnych i obecnych. Ja szedłem obok myśląc serdecznie o inżynierze, który znów przedstawił mnie jako najlepszego ucznia, czego mógł nie zrobić. Chodziliśmy między gablotami podpisanymi „Węgiel brunatny”, w których leżał węgiel brunatny, i innymi, podpisanymi „Węgiel koksujący”, w których leżał węgiel koksujący. Obie kobiety przysiadły na kanapie obciągniętej skórą, stojącej w środku sali. Wycieczka wyszła i byliśmy na całej ogromnej sali wystawowej tylko w te pięć osób, poza woźnym, który nas obserwował czujnie spoza kilofa stanowiącego część odlewu ogromnego górnika w hełmie i z latarką. Odlew zajmował przestrzeń do sufitu, czyli dobre cztery metry. Od kanapy dolatywał mnie zapach znajomych wód oraz rozmowa, a raczej tylko jej fragmenty. Tymczasem dyrektor stanął przed szeregiem twarzy uroczystych albo smutnych i wymieniał ich nazwiska jak dobrych znajomych, z szacunkiem i serdecznością, a to były twarze weteranów, którzy odegrali rolę w powstaniach, a teraz wisieli tu w szeregu i ciągnęli się przez spory fragment wystawy. Dyrektor dodawał przy każdym coś albo mówił: „Tak, tak” albo „Tacy byli”, i kiwał głową. Ja w nich patrzyłem uważnie i stawialiśmy teraz wolno jeden krok za drugim, tamci na nas patrzyli, a ja na nich, bo chciałem ich dobrze poznać i zapamiętać, wyczytać w ich twarzy odwagę i poświęcenie, przeniknąć do nich, na ile tylko się da, co jednak było trudne, zwłaszcza że od strony kanapy stale dolatywały głosy, które komplikowały dodatkowo skupienie wszystkich myśli na eksponatach. Okrążyliśmy całą salę, obchodząc kanapę ze wszystkich stron, jednak tyłem. Wreszcie dyrektor zatrzymał się, pokiwał głową, spojrzał na zegarek i powiedział, że tyle jego przyjemności, że się wyrwie czasem ze swoją kobietą, i już go obowiązki wzywają, a w tym wypadku konferencja na wysokim szczeblu. Inżynier Romanek, wpisując swoje dodatnie wrażenia pod dyrektorem do książki pamiątkowej, powiedział, że też już czas na nich. Wtedy zacząłem całować najpierw rękę żony dyrektora, a potem tamtą rękę. Inżynier Romanek dał znowu wyraz zadowoleniu, „żeśmy tak jakoś na gruncie towarzyskim”, i już odchodząc dodał: „do jutra na wykładach”. Tamte zastukały obcasami na pięknie wyświeconej drewnianej posadzce, ale ja już nie chciałem patrzeć za nimi, dopiero potem, w domu, po rozłożeniu amerykanki, przypomniałem sobie ten odchodzący stukot.

Leżałem pod kołdrą i kocem, bolały mnie kości, co było śladem mojego zdenerwowania, a także uganiania się po lasach za pogrobowcami Hitlera. Łyknąłem środek napotny asprocol, popijając go wodą – herbaty brać nie chciałem ani nic jeść, ani w ogóle poruszać się, żeby nie rozbijać wzruszeń. Ponieważ mam umiejętność przywoływania twarzy po zamknięciu oczu, teraz z niej skorzystałem przywołując widok twarzy o dziecięcym wyrazie oraz różne wymawiane przez nią słowa. Następnie przywołałem także słowa dyrektora i jego twarz oraz obraz inżyniera Romanka, oczekując na ustanie bólu pod wpływem ciepła. Nie mogłem uwierzyć, żeby to wszystko wydarzyło się istotnie, konkretnie, i aż mnie podrywało do biegania po mieszkaniu, takie to były wszystkie wydarzenia nie do przewidzenia dwie godziny temu, kiedy się zaczęły wydarzać. Zagotowałem wodę i przystąpiłem do picia herbaty, a co zamknąłem oczy, to wyskakiwała ona albo w środku samochodu, albo na tle wystawy muzeum.

Rozpocząłem chodzenie po pokoju z kuchnią, a jednocześnie próbowałem w wyobraźni odtworzyć przypuszczalny wygląd mieszkania inżyniera, następnie przysiadłem, wyciągnąłem z lodówki kiełbasę, odsmażyłem ją z jajkiem, podsypałem kanarkowi i myślałem o tym, jak oni siadają przy stole, zapalają pięć świeczek na torcie, odkorkowują tamtą krzywą butelkę, puszczają radio albo płytę i wpijają albo zaczynają tańczyć we dwoje, a okna zasłonięte są cienkimi czerwonymi firankami, które są delikatne, ale nieprzezroczyste. Potem życzą sobie dalszych lat poruszając się w rytmie dobranej wolnej melodii, i ogarnęła mnie naraz straszna ochota, żeby podejść pod dom i zobaczyć chociażby cienie ich na tej firance. Na pewno nikogo nie zaprosili, bo dyrektor nie gratulował, i poruszyła mnie myśl, że Romanek ma do mnie większe zaufanie i sympatię niż do dyrektora.

Zapaliłem lampę, z której korzystałem przy nauce, i obserwowałem ich taniec, odbywający się przy tak samo przygaszonych lampach albo jeszcze prędzej przy świetle świec, tak jak w restauracji „Balaton”.

– Snob drobnomieszczanin. – Klasyczny przypadek. – Proszę zaczekać z uogólnieniami. Wylazło drobnomieszczańskie szydło. – Ciekawe tęsknoty.

Raz tam byłem po wypłacie z dwoma kolegami z pracy, którzy przyprowadzili trzy znajome kobiety. Ja tańczyłem z najbardziej brzydką, którą sobie od razu wybrałem z powodu nieśmiałości. Ona nawet, gdyby nie okulary i nie zęby, które miała jak u konia, nie byłaby najbardziej brzydka. Tańczyłem z nią dużo, a że także piłem i w dodatku ona się o mnie tarła, poczułem wtedy męskie sprawy i zwierzyłem jej się, że mieszkam samotnie i jeśli ona nie ma innych zamiarów, to może się przenieść do mnie. I następnie dodałem, co wywołane było także dymem ze świec, że jakby chciała, możemy wziąć legalny ślub. Ale ona wybuchnęła śmiechem i zaczęła krzyczeć:

– Pełna szajba! Obsuwa! Głupi Zygmunt – wyszczerzała przy tym swoje zęby, a za nią zaczęli się śmiać tamci, chociaż w ogóle nie orientowali się z czego. Więc ja w zdenerwowaniu oświadczyłem, że na imię mi Czesław, a ponieważ ona dalej się śmiała, powiedziałem jeszcze, żeby to przerwała, bo wygląda zupełnie jak koń. Wtedy przestała się śmiać i skoczyła na mnie, za co koledzy mieli potem pretensję. Odtamtąd utarła się o mnie opinia, że się nie umiem bawić.

Tak właśnie tamten zapach świec przypomniał mi się w związku z wywoływanym obrazem tańca inżyniera Romanka z żoną. Wyobraziłem sobie jego uśmiech i jak zaprasza ją teraz do stołu na ponowny kieliszek alkoholu, który ona wypija i mówi, że od całej atmosfery kręci się jej już w głowie, a on przyciska ją, całuje i mówi, że to już pięć lat. A jednocześnie wyciąga jej szpilkę z włosów, które rozsypują się już dosłownie na wszystkie strony. Zobaczyłem tak wyraźnie jej bladą twarz oraz usta otwarte do połowy, że otworzyłem oczy, żeby uciec od tego napięcia, które wytworzyło się we mnie. Postanowiłem myśleć teraz o zaśnięciu, oczu jednak na razie nie zamykałem, nie chcąc więcej tych wszystkich przywidzeń oglądać. Patrzyłem tylko na latarnię, która huśtała się za oknem, następnie zacząłem czytać podręcznik z zakresu wykładanego przez inżyniera Romanka. Potem jednak z powodu zmęczenia zamknąłem oczy, jednocześnie traktując to jako próbę, i oczekiwałem tego, co nastąpi.

– To mu właśnie chodziło po głowie! – Do pilnika! – Już gotował plan! – Co za gadanie o oczach? – Tak kto ma spokojne sumienie, to się nie boi zamknąć oczu. – Spokojne sumienie dobre wypocznienie. – Nie ma potrzeby uogólniać.

Następny dzień, jeśli nie brać pod uwagę mojego zmęczenia, był taki jak zwyczajny, ale jednak talii nie był Wyczekiwałem wykładu inżyniera na WSI. W pracy wydawałem wszystkie polecenia w związku z tą skrzynią biegów do kombajnu, jednak myślami bujałem jak najdalej, rozpatrując wydarzenia wczorajszego dnia, które rano wydawały mi się należącymi do wymyślonych. Tak więc po pracy szedłem jak wczoraj spacerem i skierowałem się do „Delikatesów”, wchodząc do środka, gdzie wszystko było tak jak wczoraj, przy czym, chociaż wszedłem jakby przypadkiem, nie byłoby prawdą, gdybym powiedział, że na nic nie liczyłem. Jednak nie zobaczyłem torby nad głowami ani w ogóle nie było w środku inżyniera. Obszedłem stoiska, przyglądając się niby nalepkom. Po wyjściu, chociaż już była pora największa na obiad, nie spostrzegłem w sobie najmniejszej chęci na zjedzenie go, przeciwnie, czułem napełnienie wewnętrzne i wypiłem tylko w najbliższej pijalni płynny owoc z jabłek, który mnie orzeźwił. Na wystawie było pusto. Przeszedłem przed twarzami, zaglądając także za makietę taśmociągu. Na skórzanej kanapie nikogo nie było. Usiadłem w miejscu, gdzie siedziała żona dyrektora, czyli koło tamtej, tak że musiałbym jej dotykać, gdyby tam była. Potem szybko pochyliłem się i powąchałem skórzane siedzenie, licząc, że przechował się jakiś zapach z jej perfum. Inżynier nie przyszedł na wykład, ponieważ wyjechał na inspekcję do innej fabryki. Wykład prowadził ktoś inny, wysłuchałem go nieuważnie. Następnie udałem się pod dom inżyniera z ciekawości, czy okna były podobnie zasłonięte firankami, jak myślałem. Jednak z tej odległości nie mogłem tego sprawdzić. Dalsze dwa dni przeminęły podobnie, ale nie odnajdywałem już takiego pragnienia nauki, jak również z najwyższym wysiłkiem przymuszałem organizm do snu. Siedziałem na amerykance i głaskałem kanarka, który nie przestawał się mnie bać i trząsł się w ręku, chociaż trzymałem go delikatnie, nie przyduszając, co zmniejszało moją samotność.

Czwartego dnia poszedłem do „Delikatesów” i nabyłem butelkę wina, następnie poszedłem do sklepu

„Cepelia” i kupiłem firankę, którą umocowałem i zasłoniłem okno. Dodatkowo zapaliłem świecę i oblałem mieszkanie wodą kolońską. Przesiedziałem w nim, pogrążony w myślach przez parę godzin, przy czym moja pamięć nie działała już tak dokładnie i ona pojawiała mi się tylko kawałkami.

To był dokładnie piąty dzień, kiedy w zwykłej porze przed „Delikatesami” zobaczyłem inżyniera Romanka. Ogarnęła mnie nagła słabość, przyspieszyłem i teraz obok niego zobaczyłem kobietę, którą ściskał za rękę, jednak to nie była jego żona. Szedłem za nim, zastanawiając się nad tym. Naraz inżynier odwrócił się, zobaczył mnie i zatrzymał tę kobietę. Jednocześnie pomachał do mnie ręką. Wtedy zbliżyłem się. Przedstawił mnie tej znajomej uśmiechając się serdecznie, po czym powiedział zdanie, które następnie długo sobie powtarzałem, mianowicie, że jego żona pytała o mnie i żebym wpadł ich odwiedzić choćby jutro. Potem poklepał mnie po ramieniu i odszedł z tamtą, która też miała piękne włosy, jednak nie sprawiła na mnie żadnego wrażenia. Zresztą myślałem wtedy tylko ciągle o tym zdaniu, tak że pożegnałem się z inżynierem w zupełnym rozbiciu. Szedłem coraz prędzej, potem zacząłem nawet biec kawałek, żeby jak najszybciej w domu przemyśleć to wszystko od początku do końca. Zasłoniłem okno nową firanką, rozłożyłem amerykankę, nastawiłem czajnik, następnie odkorkowałem butelkę wina, popiłem nim asprocol, przykryłem się kocem i oczekiwałem na nadejście ciepła. Połknąłem jeszcze jeden proszek, znowu popiłem winem, i już robiło mi się przyjemnie, ciepło rozchodziło się po mnie, w skroniach czułem uderzenia krwi i pogrążyłem się w rozmyślaniach, jakie powody mogły kierować żoną inżyniera Romanka, że mnie w ten sposób przez niego zaprasza. Zdecydowałem się rozpatrzyć wszystko sprawiedliwie, wstałem spod koca, kości trzasnęły mi, co było właśnie tymi śladami po lesie.

– Przypomniał sobie o zasługach. – Nie o tym mowa. – Profanator! – Proszę kontynuować. To jest dygresja.

– Po cóż zaraz uogólniać.


Wykonałem pół przysiadu, żeby odzyskać sprawność w nogach, ale raczej żeby opóźnić tamto spojrzenie. Teraz więc najpierw podszedłem do lampy i zapaliłem światło, potem spuściłem głowę i zrobiłem trzy kroki do przodu, a następnie zastanawiałem się, po co to robię. Jednak jak ja coś postanowię, to już na ogół dotrzymuję, a poza tym jednak wypełniła mnie ciekawość dojścia do prawdy połączona z nadzieją. Wykonałem więc to wszystko zatrzymując się przed lustrem. Potem podniosłem głowę w górę, na umyślnie za wysoko i za mocno w lewo. Zobaczyłem jedno oko i kawałek za grubego nosa oraz usta. Skrzywiłem głowę jeszcze bardziej i wyglądało to nie najgorzej, jak u każdego, tyle że to nie była pełna prawda. Tak więc, powziąwszy już raz decyzję, teraz ją wykonałem. Odwróciłem się prosto do lustra, jednak zasłoniłem ręką włosy, które zwłaszcza z lewej strony były za rzadkie, po czym podjeżdżałem tą ręką do góry, bo tak z przygotowaniem było lepiej. Następnie stałem już odsłonięty i patrzyłem, wiedząc tyle samo, co widziałem, że nie jest ani dobrze, ani źle. Wykonałem krok do tyłu i uśmiechnąłem się na próbę, ale w uśmiechu moja twarz robiła się jakaś śliska, za to mniej było widać gruby nos. Odszedłem do szafy, wyciągnąłem białą koszulę, czarny garnitur, w którym ostatnio byłem na święcie majowym, i krawat, ubrałem się, ale tylko od góry, z kamizelką, zamoczyłem włosy i uczesałem je według mojego pomysłu. Znowuż pojawiłem się w lustrze, ale chociaż było porządnie, jednak twarz robiła mi się bardziej nalana i poczerwieniała, co wiązało się także z za ciasnym guzikiem. Następnie zrzuciłem z siebie wszystko na ziemię razem z koszulą i kamizelką, bo sprawa wydawała mi się bez nadziei, zwłaszcza że przypomniała mi się twarz inżyniera, która jest przy mojej jak niebo i ziemia.

– Estetyk, narcysta, wypaczeniec! – Przejrzelibyście się w waszej pracy! – Najlepiej zgłoście się do zakładu kosmetycznego! – Od razu ta podejrzewałem. – To kluczenie o twarzy nic wam nie da. – Ja bym zaczekał z uogólnieniami.

Poczułem wielki żal, ale zaraz zacząłem myśleć, że może właśnie jest coś, czego nie widziałem, ba nigdy nie ma się na siebie pełnego spojrzenia. Pokazała mi się teraz jej twarz, taka czysta, i poczułem na samą myśl, że mógłbym dotknąć jej włosów, wielką serdeczność i rozrzewnienie. Od nowa zebrałem się, włożyłem koszulę, krawat, kamizelkę i marynarkę, oblałem się wodą kolońską i chodziłem po pokoju. Następnie, już pod kocem na amerykance, wyobraziłem sobie, jak ona w dymie świec wychodzi do mnie.

Następnego dnia montaż skrzyni biegów przeszedł jak sen. Udałem się do „Delikatesów”, przecisnąłem się do lady i kupiłem butelkę z krzywą szyją oraz nowy flakon wody. Wymyłem się w wannie, włożyłem wszystko i wyszedłem. W jednym ręku trzymałem butelkę, a w drugim zakupione kwiaty. Była godzina osiemnasta. Rzadko oglądałem ulice o tej porze z powodu wykładów, z których dzisiaj zrezygnowałem. Szedłem do domu inżyniera, ludzie się za mną oglądali z życzliwością z powodu kwiatów i butelki, ja też uśmiechałem się do nich, bo czułem, że idę na spotkanie marzeń. Serce mi biło mocniej niż zawsze i starałem się energicznie wyrzucać ręce, co utrudniały jednak butelka i żółte długie łodygi, które pachniały koło mnie. Na samą myśl, że to nie jest tylko udawanie ani myśli, co bym kupił albo gdzie szedł, ale że właśnie idę ja, technik Czesław Pałek, idę w gości do inżyniera na osobistą prośbę jego żony, idę zwyczajnie, jak człowiek kulturalny z kwiatami, i najdroższą butelką… Przypomniałem sobie dodatkowo ojca, który był zwyczajnym dróżnikiem na przejeździe i takiej sytuacji wyobrazić by sobie nie mógł, za co byłem wdzięczny naszemu ustrojowi, który mi ten pochód umożliwiał.

Za drugim dzwonkiem ona otworzyła drzwi. Była w szlafroku, potargana, ale wyglądała jeszcze piękniej, chociaż od razu pomyślałem, że sprawia wrażenie, jakby się mnie nie spodziewała. Patrzyła na mnie uważnie, jakby mnie nie poznawała, nie pytając o nic ani nie zapraszając do środka. Kiedy ja ochłonąłem po tym pięknym czerwonym szlafroku i rozsypanych pięknie włosach, po upływie chwili takiego stania wypycham obydwie ręce do przodu, gdyż dotąd chowałem je za plecami, i odzywam się z trudem, przezwyciężając poruszenie, przypominam się jako Czesław Pałek, na co ona już się uśmiecha, ale jakby niepewnie. Dopiero na moje dalsze wyjaśnienia wprowadza mnie do środka oznajmiając, że najwidoczniej Artur zapomniał ją uprzedzić, on często wykonuje takie kawały. Oglądając mnie dalej badawczo oświadczyła, że się zmieniłem od tamtego czasu, a ja się zastanowiłem, że może stąd jej zmieszanie, bo istotnie w nowym uczesaniu na gładko oraz w stroju na wizyty zaszła we mnie przemiana. Zaskoczyło mnie, że nie ma Romanka, ale dzięki temu było jeszcze bardziej niecodziennie. Szedłem za nią korytarzem, a ona wykonywała ruchy porządkujące, przepraszając za bałagan. Zamknęła szafę z dębu, na której stał model korsarskiego okrętu z pięknymi żaglami, poprawiła na szerokim tapczanie kapę w kolorze niebieskim ze złotymi frędzlami, poklepała poduszki i kopnęła dywan w różnokolorowe trójkąty, który rozwinął się na cały środek pokoju. Pokazała mi, żebym usiadł na fotelu nowoczesnym, z metalowych prętów oplecionych kolorową żyłką z nylonu. Usiadłem tam, a ona przeprosiła na chwilę w celu przebrania się i przygotowania do mojej wizyty. Siedziałem na wprost biblioteki, nad którą wisiał inżynier w dużych rzeźbionych ramach. Pod nim stały na górze, nad książkami, gipsowe figurki kobiety i mężczyzny gołych, z narządami na wierzchu, pod nimi książki w języku rosyjskim, a także lalka w kształcie chłopki, składająca się z kilku segmentów. Wtedy opadły mnie myśli o moim pustym mieszkaniu, poza klatką i lampą nad amerykanką, a tu samych lamp stały trzy, a jedna wisiała rozgałęziając się ładnie na dwie strony. Pod nią stał malutki, zgrabny stolik na żelaznych nóżkach, z blatem z ceramiki, miał półeczkę z nylonowej żyłki, na której leżały gazety i magazyny. Właśnie na tym stoliku do zielonego wazonu z gliny żona inżyniera wstawiła ofiarowane przeze mnie kwiaty. Wszędzie, gdzie spojrzałem, było coś, chociażby reprodukcja, i to wszystko odbierało mi dodatkowo śmiałość, chociaż jednocześnie wprawiało w stan zagadkowego otumanienia. Postawiłem butelkę na tym stoliku, a tymczasem żona inżyniera weszła w sweterku i spódnicy, wnosząc z sobą tamten znajomy zapach, który jeszcze bardziej zakręcił mi w głowie. Wyraziła zdziwienie z powodu butelki, że taka droga, przyniosła korkociąg i dwa kieliszki, które ja napełniłem orientując się z drżenia rąk w moim zdenerwowaniu.

Powróciłem do zaproszenia, które otrzymałem od inżyniera – tu się zająknąłem, ale nie myślałem mówić o tej jakiejś znajomej, z którą go widziałem. Zresztą on trzymał tamtą za rękę raczej serdecznie, po koleżeńsku i przy niej powiedział mi o zaprosinach żony. Powtórzyłem to znowu, ona popatrzyła jakby dziwnie, podniosła kieliszek i wypiliśmy. Wpatrywałem się w jej twarz i uzupełniając to, co mówiłem, jeszcze podziękowałem za zaproszenie mnie do niej. Uwierał mnie kołnierz i czułem pulsowanie i czerwienienie twarzy, dalej jednak mówiłem o jej wyjątkowej uprzejmości i wspaniałomyślności, bo ja nie jestem dla niej atrakcją i nawet teraz ona w ogóle nie wie, o czym ze mną rozmawiać. Ale dla mnie samo siedzenie przy niej to jest ogromna radość i odmiana w całym życiu. Ona uśmiechnęła się i rozpoczęła: – Panie… – Pałek, Czesław Pałek – podsunąłem. – Panie Czesławie… – tak powiedziała tym głosem swoim melodyjnym, a mnie aż słabo się zrobiło i opuściłem kieliszek, rozlewając na garnitur trochę wódki, co zresztą postanowiłem ukryć, a nie brać się da czyszczenia. – Panie Czesławie – usłyszałem znowu zawsze może pan zaglądać, będzie nam miło Wypiła swój kieliszek i dostała kolorów na bladej buzi. A ja tylko patrzyłem nie mówiąc nic, patrzyłem i patrzyłem, żeby starczyło mi tego na długo i mogło to do mnie powracać przez długie odstępy czasu. Jednocześnie miałem dla siebie podziw, że zdobyłem się na taką odwagę, żeby przyjść tu tak od razu i tak siedzieć naprzeciwko. – Artur pana lubi – powiedziała zakładając nogę na nogę. – Wybije się pan, kupi samochód, ożeni się pan, będzie pan miał dom… – A ja słuchałem przepełniony nadzieją, że powie jeszcze raz „panie Czesławie”, i chciałem położyć głowę na jej kolanach, bo mi się naraz wydała dobra, i poczułem się rozczulony, bo nikt tak do mnie troskliwie nie mówił ani w pracy, ani w życiu. Wyobraziłem sobie, że ona jest moją kobietą, i pomyślałem, jak bym siedział przy niej na ziemi, całując ją w ręce i kolana, do których przytulam głowę, albo wchodzę z nową suknią, albo z nowym dywanem. Kiedy indziej podjeżdżam samochodem i znoszę ją po schodach na wyjazd albo sprzątam, ona wraca, a tu posprzątane. W tych marzeniach spojrzałem na półotwartą książkę w kolorowych okładkach, która leżała na stoliku. Otrząsając się zapytałem o treść i dowiedziałem się, że jest to książka Życie seksualne dzikich. Na pytanie, czy to znam, odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że nie, i byłem cały czerwony. Ona oświadczyła, że to ciekawe, o zupełnie odmiennej cywilizacji. Wtedy oświadczyłem, że to kupię, ona powątpiewała, gdyż książka została wykupiona. Powiedziała jeszcze na korzyść tej książki, że jest ona naukowa, jednak przejrzysta. Akurat wtedy zazgrzytał klucz w zamku i za chwilę do pokoju wszedł inżynier. Najpierw spojrzał na mnie jakby ze zdziwieniem, ale zaraz ucieszył się, ścisnął mnie za rękę i zapytał, co na oddziale. Byłem ogromnie zmieszany całą sytuacją, jednak wyjaśniłem, że robimy te skrzynie biegów na importowanych paskach, na czym kombajn ogromnie zyskuje, i są otwarte możliwości na eksport. Inżynier nalał sobie kieliszek, ona podniosła się z książką i usiadła na tapczanie podkurczając nogi, ja zaś nie słuchałem inżyniera, tylko miałem przeczucie, że nie zasnę już więcej w ogóle.

Następnego dnia po pracy wyszedłem z podręcznikiem i znalazłem się pod ich domem. Z daleka zauważyłem inżyniera Romanka myjącego samochód. Mył go przez dłuższy czas, następnie wycierał i znowu zaczynał myć, co czynił dokładnie, i samochód już błyszczał. Ale mył go dalej. Postanowiłem nie podchodzić, tylko usiąść z boku i poobserwować. Nie było dzisiaj wykładów, tak więc od samej szesnastej miałem wolne. Uczyłem się o ogniwach, w których energia chemiczna zamienia się na energię prądu elektrycznego, jednakże za dużo się nie nauczyłem, zbyt byłem rozproszony i ciągle znosiło mi oczy na ich okna na trzecim piętrze. Gdyby ona ukazała się w którymś, to nie byłby już stracony dzień. Romanek dalej mył samochód, a ja czytałem o jonach S04 wędrujących do roztworu, podczas gdy elektrony pozostawały na płytce cynkowej. Robiło się coraz ciemniej, dookoła pięknie szumiały drzewa, a ja myślami byłem przy niej, tam, gdzie akurat zapaliło się światło i gdzie udał się inżynier Romanek. Zastanawiałem się, że też to akurat na mnie spadło, udaremniając poprzedni styl życia. W ciągu najbliższych dni dokonałem zakupu ceramicznego stolika z żelaznymi nóżkami i przemierzyłem całe miasto szukając w księgarniach tamtej książki, co rzeczywiście było bezcelowe. Wtedy jednak właśnie narodził się we mnie pomysł, aby wykorzystać tę sytuację do odbycia następnej wizyty. Przebrałem się i zaobserwowawszy nieobecność samochodu z inżynierem, wszedłem na górę. Jednak pod drzwiami opadły mnie wątpliwości oraz wyrzuty sumienia. Zawróciłem na dół, postanawiając siłą charakteru odmówić sobie zobaczenia jej więcej. Na parterze zatrzymałem się znowu i odpowiadając sobie, że nie mogę się tego pozbawić, wszedłem na górę z uczuciem, jakiego doświadczałem przenosząc broń w partyzanckich czasach.

Nacisnąłem dzwonek od razu, już teraz bez namysłu, żeby odciąć sobie odwrót, tak jak wtedy ze skurczem przechodziłem między żandarmami. Odczekałem chwilę z myślą, że jej nie ma, i już zabierałem się do zbiegnięcia ze schodów, kiedy głos zapytał: – Kto tam? – Odpowiedziałem, że Pałek, Czesław Pałek. Drzwi się otworzyły, stanęła w nich ona, znowuż w szlafroku, i poczułem na jej widok tak wielką radość i wzruszenie, że mnie to zaskoczyło. Następnie zadałem fałszywe pytanie, czy jest inżynier Romanek, i zaraz potem zwierzyłem się jej z trudności w nabyciu książki o życiu dzikich, czego wysłuchała z wyraźnym zaskoczeniem, jednak przyglądając mi się uzupełniła, że to chodzi o życie dzikich seksualne, co ja wiedziałem, tylko nie mogłem się zdobyć na to słowo. Mówiłem więc dalej, że szukałem wszędzie po mieście, i szedłem za nią, znów widząc dywan rozwijający się na moich oczach. Usiadłem w fotelu naprzeciw i mówię, że wiem, że się z pewnością narzucam, ale nie mam absolutnie żadnych bliskich, u których mógłbym spędzać wolny czas, a ona z mężem mówili do mnie jak do równego człowieka, i że to jest sprawa nie mająca dla mnie żadnej ceny, na co ona wyciągnęła tę moją butelkę jeszcze nie skończoną, przyniosła kieliszki, a ja mówiłem, że jej mąż to wspaniały fachowiec i że ona jest szczęśliwa, na co krzywiła się mówiąc, że stale wyjeżdża, że jest zalatany. Więc ja znowuż wspomniałem, że gdybym ja mógł tak zaglądać do niej, toby dopiero rozpoczęło się dla mnie życie, czego, zdawało mi się, że nie słucha, ponieważ wstała i nastawiła adapter. Otoczyły mnie odgłosy Afryki i dziwny instrument wygrywający dziang, dziang, dziang. Pomyślałem wtedy, że gdybym tak z nią był na wakacjach nad morzem i szedł plażą, na wodzie układałoby się słońce, a ja mógłbym ją trzymać pod rękę, i nie myślałem absolutnie o niczym innym, tylko ogarnęło mnie wielkie pragnienie wyjazdu z nią na urlop. Wtedy znowu doleciało mnie głośniejsze dziang, dziang i ona usiadła na tapczanie z przymkniętymi oczami, w rozchylonym szlafroku, a tamta muzyka rozlegała się coraz głośniej i szybciej. – Niech pan tego słucha, panie Pałek, niech pan słucha – powiedziała cicho, inaczej niż zwykle. Odchyliła głowę do tyłu, przymknęła oczy, a do ust włożyła palce, przygryzając je następnie. Oświadczyłem, że słucham oczywiście bardzo uważnie i że to są odgłosy bębna, że również lubię głośną nowoczesną muzykę. Ale ona pokręciła głową, kołysząc się w lewo i w prawo coraz szybciej, zagryzając mocniej te palce, po czym nagle otworzyła usta i wykrzywiła się zamykając mocno oczy. Przypomniałem sobie wtedy takie miejsce na plaży, w którym byłem w zeszłym roku, gdzie akurat mała struga wpada do morza. Więc przez taką strugę mógłbym ją na rękach przenosić. Tymczasem płyta się skończyła. Ona siedziała chwilę z zasłoniętą rękami twarzą, potem westchnęła, otworzyła oczy i zapytała, co ja na to. Powiedziałem, że dziękuję, że to jest ładne, chociaż wydaje mi się zupełnie dzikie. – Pożyczyłam tę płytę na parę dni, jeżeli pan chce, to możemy ją puścić jeszcze raz, tylko niech pan nie siedzi tak sztywno, panie Czesławie, niech pan, na litość boską, słucha uważnie. – I znowu rozległo się dziang, dziang, dziang, a ona oparła się o ścianę i osunęła się po niej wolno, przykucnąwszy na podłodze. Nad nią na ścianie wisiała wielka szyszka, a pod nią powycinane zdjęcia z gazet, naklejone na kartonie, umocowanym na czerwonej kokardce. Był tam papież, gangster oraz Murzynka bez ubrania, obwiązana na gołym ciele liną i przywiązana do pala. Teraz płyta grała bardzo głośno i ona podniosła się mówiąc: – Zatańczymy, panie Pałek. – Więc podniosłem się także, sam nie wiedząc, co robić, wyciągam ręce, ale widzę, że ona staje naprzeciwko z oczami zamkniętymi, w rozchylonym szlafroku i huśta się w lewo i w prawo, w lewo i w prawo, uginając nogi w kolanach. Ręce mi drżały, bo widziałem coraz więcej ciała wysuwającego się z tego szlafroka, chciałem ją objąć do tańca, ale widzę, że ona chce tańczyć nowocześnie, tak jak ja nie umiem, więc huśtam się obok, przymykając na próbę oczy tak jak ona, kiedy naraz czuję jej rękę na głowie, ją koło siebie i ona przyciągając mnie za włosy całuje mnie i odpycha, bo już teraz tańczy tyłem. Przede mną latają te piękne włosy, a ja czuję się najszczęśliwszy, bo to, co jest niemożliwe, staje się możliwe, i nagle rozumiem, że ona ma dla mnie jakieś uczucie. Wtedy przestaję tańczyć i mówię: – Proszę pani, ja poczułem to od pierwszej chwili, kiedy panią zobaczyłem, i gdyby między nami nie stał inżynier… – Ale ona znów odwraca się z wykrzywioną twarzą, nie słuchając, więc przerywam i teraz tylko dźwięczy dziang, dziang, dziang, ale naraz słyszę głos inny, mianowicie klucza w zamku. Więc skaczę do płyty, wyłączam ją i mówię, że jest inżynier. Ona patrzy na mnie jak przez mgłę, ale naraz ocknęła się, poprawiła szlafrok, siada na fotelu, a ja naprzeciwko.

– Zakłamaniec! – To już są szczyty! – Co wy do nas z tą Afryką! – To nie jest żadne usprawiedliwienie! – Chwała Bogu, że jeszcze zdążył! – O ile to się na tym skończyło. – Oto go macie całego! – Zaczekałbym z uogólnieniem.

Mnie trzęsły się ręce, ale kiedy wszedł inżynier, spojrzał na mnie i od razu się ucieszył. Mnie jednak nie opuszczało drżenie, gdyż spodziewałem się, że ona będzie chciała od razu porozmawiać z inżynierem, przedstawiając mu to, co między nami zaszło. Siedziałem więc jak chory, podczas gdy ona gładziła inżyniera po twarzy i włosach, zachowując się serdecznie, a na twarzy udało jej się zupełnie zamaskować uczucie, które dla mnie miała. Siedzieliśmy w trzy osoby i teraz ja mordowałem się, czy nie zacząć mówić wszystkiego, bo jednak czułem się niedobrze, bo wszedłem w końcu w życie rodzinne zakłócając je.

– Jaki wrażliwy! – Rychło w czas! – A konkretnie à propos de facto.

Jednocześnie zwracał moją uwagę i bolał mnie tym dotkliwiej dobry humor inżyniera, który najwyraźniej nie zachodził w żadne podejrzenia ani nie wykazywał się najdrobniejszym rozpoznaniem sytuacji. Ja zresztą także nie mogłem wyciągnąć na poczekaniu wszystkich wniosków, ponieważ znajdowałem się w stanie całkowitej utraty panowania nad sobą.

Następnego dnia wykład inżyniera Romanka rozpoczął się od tego, że nie miałem wystarczającej ilości odwagi, potrzebnej do popatrzenia mu prosto w oczy. Jednak wielką siłą podniosłem głowę i zacząłem obserwować inżyniera otwarcie. Zbierałem także uwagę konieczną do wysłuchania i zapamiętania wykładanego tematu, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że nie mogę spóźniać się w nauce, i w pełni rozumiałem korzyści, jakie przynosi wiedza. Romanek mówił o trudnym zagadnieniu z zakresu prężności roztwórczej miedzi i cynku. Moje skupienie jednak okazało się krótkotrwałe, co wynikało ze zmęczenia nabytego w czasie nocy, w której nie spałem, a wymyśliłem pewne podejrzenie i teraz je właśnie poddawałem pod rozwagę. Nie miałem co do tego pewności, jednak gdyby okazało się, że to posiada odbicie w życiu, toby albo oddaliło, albo zmniejszyło moją mękę i pozwoliło na pojawienie się nadziei i przeprowadzenie porządku w moich uczuciach i myślach. A także na patrzenie bezpieczne na prowadzącego wykład Romanka, który informował obecnie o wymianie energii chemicznej na energię prądu elektrycznego, przy czym inżynier skierował na mnie uśmiechniętą twarz z wyrazem zaufania i beztroski, co mnie przechyliło w dół, do kawki, wywołując pojawienie się takich wyrazów, jak na przykład uczciwość albo lojalność, albo szacunek. To wszystko w sumie całkowicie zamąciło mi obraz stwarzany przez Romanka wędrówki odbywanej przez elektrony na płytkach.

Po wykładzie inżynier podszedł do mnie z propozycją, żeby znów ich obydwoje odwiedzić, co podwoiło moje zmieszanie. Postanowiłem już wcześniej odmówić, a to w związku z moim planem, i to wykonałem podając jako powód sztuczny uzupełnienie nauki przed zbliżającymi się sprawdzianami na WSI.

– Typowy przykład podstępności. – Właściwie co go naszło? – Zamotał się we własne sidła. – Wszystko było ukartowane. – Ciekawy przykład sytuacji. – Opuścił się w nauce i w moralności. – Jedno zło rodzi drugie, jeszcze gorsze. – Jednak bez metafizyki. – Może przeczytał niewłaściwą lekturę. – Ja bym nie uogólniał.

Dwa dni następne, po zakończeniu pracy, gdzie pojawiła się trudność w związku z przedwczesnym pękaniem naszych pasów, na które przeszliśmy w zastępstwie pasów z importu, co otwierało drogę do reklamacji i zwracania nam z korzyścią sprzedawanych za granicą kombajnów – spędzałem pod domem inżyniera, który mył samochód i jeździł nim dookoła placu. Zaniedbałem naukę, a jednocześnie wszystko stało w miejscu. Oglądałem cienie za oknami oraz prawie krzyczałem uderzając mocno pięścią po drzewie, za którym spędzałem bez wartości czas na obserwacjach i męczących myślach. Jednak trzeciego dnia inżynier sam podszedł do mnie w pracy z informacją, że wyjeżdża służbowo na trzy dni, a na zakończenie rozmowy dodał: – Zajrzyjcie, kolego Czesławie, do żony, niech się rozerwie.

I tego dnia posuwałem się za inżynierem, który udawał się w kierunku dworca z małą, bardzo ładną walizką w kolorze czarnym, na zatrzaski. W czasie tego spostrzegłem w sobie, w miarę jak inżynier był bliżej dworca, wzbierający stan zdenerwowania, który objawiał się biciem serca, załamującym się oddechem, a także poceniem rąk, które wycierałem w niedawno nabytą chustkę w kratę. Zwalniałem, kiedy Romanek, wymachujący walizką, która musiała niedużo ważyć, zwalniał. Przystawałem zupełnie za latarniami oraz drzewami w bezpiecznie wybranej odległości, kiedy Romanek stawał na pasach albo rogach ulic. Myślałem też o tym, że jest to pochód, w którym każda następna chwila może okazać się w efekcie decydująca o moim przyszłym życiu. I to, że się ta decyzja odkłada, zwiększało moje zaniepokojenie. Za skrzyżowaniem, przed samym już dworcem, Romanek zwolnił, przełożył walizkę do lewej ręki, a prawą przytulił do ciała tę samą szczupłą brunetkę. Ona położyła mu twarz na ramieniu i tak posuwali się wspólnie dalej, jedno i drugie. Był to moment pamiętny, w czasie którego poczułem silne uczucie ulgi i zadowolenia, a z drugiej strony uczucie, że coś się już zamyka, bo teraz nie miałem wątpliwości, gdzie skieruję swoje kroki. Tak też zrobiłem. Tego samego wieczoru, tylko w dwie godziny później, które zużyłem na przebranie garnituru oraz odświeżenie całej skóry wadą, szedłem ulicą, przy czym biała koszula przylepiała mi się do ciała, chociaż wcale nie spostrzegłem gorąca na dworze. Przed schodami przystanąłem i zdjąłem marynarkę, gdyż uczucie gorąca zwiększyło się, a nie chciałem wchodzić jako zgrzany. Powąchałem koszulę, która, jak się spodziewałem, przetrzymała zapach wody. Jednocześnie wyciągnąłem z kieszeni od spodni podskakującą mi przy krokach krzywą butlę. Myślałem o tym, że inżynier Artur Romanek oraz towarzysząca mu osoba oddalają się teraz pociągiem w kierunku centralnego miasta. Przypomniałem to sobie w celu zwiększenia usprawiedliwienia dla dokonywanego postępku w wypadku nie budzącej wątpliwości zdrady inżyniera i myślałem idąc już po schodach, że gdyby nie to odkrycie, nie wszedłbym teraz po tych schodach i nie zadzwoniłbym do niej, jak również nie zobaczyłbym, tak jak zobaczyłem, jej samej w szlafroku równie pięknym co poprzedni, jednak w innym kolorze, niebieskim, obszytym dookoła koronką, która z przodu układała się jako przezroczysty kołnierz. Wykonałem wtedy zdecydowany krok w jej stronę i pochyliłem się nad miękką ręką, która dotykała przez chwilę moich ust. Następnie zadałem z trudem fałszywe pytanie o inżyniera, którego nie chciałem zadać, ale wynikło to z braku śmiałości na inne rozpoczęcie wizyty. Powiedziała, że nie mam do Romanka szczęścia, co wywołało znów u mnie szereg udręczonych myśli i spostrzeżeń co do mojego postępowania, jak najdalej bowiem byłem od uznania go za właściwe i nie układało się ono w żaden związek z moim zachowaniem przez całe życie, które było tak układane, że nie miałem co do siebie zastrzeżeń i ojciec mój, znany jako człowiek surowy, nie mógłby mieć co do tego uwag do tej pory.

Ona kopnęła ponownie w dywan, który przykrył całą posadzkę, i zapaliła lampę w kolorze czerwonym, które to światło wytwarzało nastrój osobisty. Na stoliku ujrzałem inną książkę, na której goryl trzymał kobietę w rękach pośród buchających płomieni, książka miała tytuł z francuskiego, dla mnie niezrozumiały. Polałem alkohol do kieliszków. Ona usiadła na tapczanie i powiedziała, że nigdy by sobie nie wyobrażała, że ja piję tak dobrany, drogi koniak, tylko że raczej widziała mnie jakoś naturalniej. Ja powiedziałem na to szczerze, że taką butlę kupuję tylko na prezent. Wypiliśmy po kieliszku, po czym napełniłem je powtórnie, jednocześnie patrząc na jej smutne oczy dobrego dziecka, i rozpocząłem wyznanie, co było chwilą ogromnie ciężką i przekraczającą moje umiejętności. Patrzyłem na jej twarz aż do bólu w oczach, mówiąc, że to nie jest z mojej strony ani kawalerska fantazja, ani lekkomyślna pustota. Nie jest to także nieuczciwe, ponieważ to sprawa bardzo poważna, która wprawia mnie w stan męki, pozbawiając mnie i snu, i wykluczając skupienie na wykładanych przedmiotach w WSI. Tak więc stan, w jaki wpędziło mnie uczucie, oraz pewna okoliczność, której nie chcę tu wysuwać, upoważniają mnie do tego wystąpienia, przy czym młodość przeszła mi niepostrzeżenie na pracy oraz na walkach leśnych.

Ona tymczasem siedziała na tapczanie z podwiniętą nogą i kiedy doszedłem do tego momentu, przerwała mi zwracając się z prośbą, abym koniecznie o tym opowiedział więcej, gdyż tam, w lesie, na pewno miały miejsce jakieś brutalne historie zaprawione okrucieństwem. Więc wyjaśniłem, że to są widziadła z przeszłości, o których nie warto w takiej chwili mówić. Jednak ona nie zgodziła się ze mną. Odrzuciła głowę do tyłu ze słowami: – Proszę, niech pan o tym opowie, panie Czesławie, ja bardzo proszę – i dodała, że inżynier nic takiego nie przeżył, ponieważ należy do innej generacji ludzi, a jej zdaniem bez takich przeżyć nie jest się całkowicie mężczyzną, i dalej prosiła, abym opowiedział historię pierwszą z brzegu. – No… no… proszę – wysuwała do mnie bliżej z tapczanu twarz, która była jeszcze bardziej blada.

Tak więc, nie widząc możliwości ominięcia tego tematu, zacząłem wywoływać z pamięci obraz i mówię, że opowiem taką historię, jak posuwaliśmy się w sześciu jako rozpoznanie. Ona na to zapytała, czy była zima i czy był głęboki śnieg, w którym się zapadaliśmy. Więc odpowiedziałem, że nie, na co zakołysała się na tapczanie, przymknęła oczy i już tak cicho, że prawie szeptem, zadała pytanie, czy byliśmy brudni, obrośnięci i otoczeni przez uzbrojonego nieprzyjaciela, odpowiedziałem, że, jak wyjaśniłem, szliśmy tylko na zwiady, po czym zebrałem się i wróciłem do swojej sprawy, ale ona znowu zatrzymała mnie w słowach: – Niech pan dalej o tamtym, o lesie, błagam, niech pan nie przerywa.

Mnie się gromadziły na czole krople potu, podobnie koszula lepiła się do mnie, powiększało się także moje wyczerpanie tą sytuacją i nie mówiłem przez chwilę nic, wtedy z prośbą w głosie wypytywała dalej, ilu z nas zginęło na naszych oczach w błocie, jak zaskoczył nas nieprzyjaciel, więc w końcu dodałem jednak, że na nikogo nie wpadliśmy, tyle, że straciliśmy karabin właśnie w bagnie, na co ona pokręciła znów głową ze słowami: – O tak, tak – krzyżując obie ręce na twarzy. Tu znowu przerwałem, oświadczając z rozpaczliwym postanowieniem, że o tamtych sprawach mogę pomówić później, jednak teraz absolutnie nie będę tego robił, bo muszę jej dopowiedzieć wszystko, co czuję w związku z nią. Ona leżała przez chwilę nieruchomo, po czym westchnęła przeciągając się na tapczanie, powstała z niego i podeszła do adaptera. Dziang, dziang, dziang – napłynęły znajome mi już dźwięki z afrykańskiego buszu. Żona inżyniera powróciła na tapczan i przez dłuższą chwilę czułem na twarzy jej wzrok. Potem zwróciła się do mnie ze słowami: – Chodź tu – i powtórzyła je dodając: – Chodź tu, Czesławie. – Wtedy podniosłem się z fotela i postąpiłem kilka kroków idąc jak automat w oszołomieniu. Następnie przy samym tapczanie przysiadłem na ziemi mając przed sobą rozmigotany na niebiesko z białym gruby dywan, jeszcze ładniej wyglądający w świetle czerwonej lampy. Następnie złożyłem jej głowę na kolanach, tak że na ustach miałem delikatny szlafrok, i odczułem w sobie spokój i szczęście ogarniające całe ciało. Nie chciałem już nic dodawać, a tylko myślałem o tym, żeby tak siedzieć w spokoju, cicho przy jej nogach i cały pokój w mojej wyobraźni zmienił się w piasek koloru złotego znad morza.

Dziang, dziang, dziang – rozległo się teraz głośniej z adaptera, a jej ręka przejechała mi po twarzy pieszczotliwym ruchem i wjechała lekko we włosy, sprawiając mi cudowne uczucie, które jednak teraz niespodziewanie zamieniła się w ból wywołany silnym zaciśnięciem jej ręki na włosach przy skórze. Poczekałem chwilę, ale widząc, że ból nie jest ani trochę mniejszy, rzuciłem się w bok głową, cały usztywniony w niewygodnej pozycji. To dało wynik i palce obluźniły teraz uchwyt. Tymczasem zaś jej ręka zsunęła się na dywan, a za ręką ona cała przeniosła się na podłogę przy mnie, przy czym wzięła moją twarz w obie ręce i przycisnęła do biustu, który teraz stawał się coraz bardziej widoczny spod rozpiętego u góry szlafroka. Leżąc w takiej pozycji poczułem znowu w całym ciele ogromnie rozczulające ciepło. Przy mnie dudniło jej serce, jednak w chwilę później podniosła moją twarz i opadły na mnie wargi na długo, i w tym samym momencie, nie przerywając odbywanego ze mną pocałunku, zaczęła szarpać ciałem wydobywając je spod szlafroka, tak, że na koniec ukazała się zupełnie naga. Ponieważ zgrzytała płyta, na co przez chwilę nie zwracaliśmy uwagi, posunęła się po podłodze przesuwając igłę na początek i mówiąc coś po cichu, znowuż przytulona do mnie, zaczęła rozwiązywać mój krawat, a następnie ściągać marynarkę. Po chwili sam rozpocząłem rozsznurowywać buty, po czym odsunąłem się i zdjąłem spodnie oraz wszystko i powiesiłem na krześle. Znajdując się teraz nago; zasłonięty przed jej wzrokiem poręczą krzesła oświadczyłem, że nigdy nie pojawiła się u mnie myśl, aby ją skrzywdzić. Nie odpowiedziała, tylko zamknęła oczy i wyciągnęła ręce. Wtedy wyszedłem zza krzesła i przebiegłem te parę kroków, a następnie położyłem się koło niej.

Wtedy owinęła się dokładnie dokoła mnie, a następnie z taką siłą zacisnąła ręce i nogi, że nie mogłem wykonać najdrobniejszego ruchu. Jednocześnie czułem, że jej ciało jest potrząsane dreszczami, które pojawiały się coraz częściej. Znowuż mówiła coś niewyraźnie, jakby raczej to było przeznaczone tylko dla niej, a głową rzucała w lewo i w prawo zgodnie z afrykańskim rytmem. Odbyłem wtedy próbę poruszenia się, jednak ostrożnego; przy czym, tak jak sądziłem, pozbawiony zostałem takiej możliwości. Przeniosłem wzrok na jej twarz i zobaczyłem, że oczy ma otwarte, jednak zupełnie pozbawione wyrazu, wyglądające na nieprzytomne i powiększone w stosunku do wyglądu zwykłego. Poczułem wtedy zwiększający się niepokój o nią i kierowany tym uczuciem rzuciłem się nagle w bok, co nic nie zmieniło, i wtedy ze strachem ponowiłem to. Zacząłem się rzucać i szarpać, robiąc to jak najszybciej i gwałtownie, aby się uwolnić, obserwując w tym czasie jej wykrzywioną jeszcze bardziej twarz i otwarte szeroko usta. Straciłem jednak siły, a po twarzy spływał mi pot, którego nie mogłem nawet otrzeć. W następnym momencie nadeszła chwila, w czasie której przestałem rozumieć wszystko, co się działo również ze mną. Zamknąłem oczy i zaraz odczułem, że już nie jestem tak unieruchomiony, czyli że ona widocznie zaczyna mnie wypuszczać. I istotnie, jeszcze za chwilę poczułem już zupełną swobodę w ruchach. Odplątałem jej ciało oswobadzając się z niej. Następnie przysiadłem obok obserwując niespokojnie, czy jej twarz wróciła do poprzedniego wyrazu, i z ulgą zobaczyłem, że się wyrównała i znowu była taka, jaka pojawiała się w moich marzeniach.

Leżała bez żadnego ruchu z zamkniętymi oczami, a ja oświadczyłem, że od pierwszego spotkania w „Delikatesach” miałem przekonanie, że jej obraz mnie nie opuści, chociaż nigdy nie myślałem nawet w tych najbardziej śmiałych marzeniach o tak poważnej z nią bliskości i że wszystko zajdzie tak daleko. Widząc jej brak reakcji podniosłem się, przeszedłem za krzesło i tam włożyłem ubranie, następnie odnalazłem jej szlafrok, nakryłem ją i usiadłem na krześle czekając, żeby się poruszył, ponieważ nie mając doświadczenia w takich sytuacjach nie chciałem wykonać czegoś nieodpowiedniego. W głowie huczały mi sprzeczne myśli, które postanowiłem uporządkować już wieczorem w domu. Ona istotnie za chwilę westchnęła, potem zamrugała oczami, poprawiła włosy, uśmiechnęła się pięknie i łagodnie i wstała, zresztą bez szlafroka, którym ją nakryłem, co wywołało znowu we mnie większe zmieszanie, i odwróciłem spojrzenie. Szlafrok ciągnęła za sobą po ziemi i wykorzystała go dopiero po paru chwilach.

– Co on teraz z tym szlafrokiem? – Obsesjonat! – Fetyszysta! – Tu nie dom towarowy. Wydał się, że uprawiał z nią stosunki. – Rodzina jest podstawową komórką. – Niech on by był inżynierem, posiadał ognisko i ktoś by mu się wkradł. – Nikt tu nie jest generalnie przeciw instynktom. – Nikt nie chce, żeby żył jak mnich. – Człowiek jest zasadniczo marnością. – Jednak nie każdy. – Są przykłady przeciwne. – Przecież nikt nie mówi, że każdy. – Ale wypada egzemplifikować z dokładnością. – Sam poznałem kiedyś pewną luksusową damę. – Tylko na Zachodzie miłość jest bezmyślnym tworem przyrody. – Nie deprecjonując osiągnięć tamtejszej cywilizacji. – I ta luksusowa dama oświadcza mi, że mnie kocha. A byłem wtedy mężem wybitnej urody, aczkolwiek z lekką tendencją do tycia…

Następnie zwróciła się z propozycją, abyśmy się napili herbaty, i wkrótce wniosła dymiące filiżanki oraz herbatniki pokropione dżemem ze śliwek. Usiadła naprzeciwko i chrupiąc herbatniki powiedziała, że jej jedna znajoma mówiła, że jej znajomy zasadniczo się zmienił na korzyść, kiedy zamiast na gładko zaczął włosy zaczesywać na przód. Ja powiedziałem wtedy, że zdaję sobie sprawę, że mój wygląd odbiega od dobrego i fizyczność moja prezentuje się znacznie gorzej niż inżyniera Romanka, jednak dodałem, że postanowiłem wziąć się za sporty i uzyskać energiczny wygląd. Na co skrzywiła się, że energiczny wygląd to nie jest wszystko i że jeżeli jestem zainteresowany jej opinią, to nie muszę się brać za sporty ani dokupywać ubrań, a właśnie zachowywać się tak, żeby być w zgodzie ze swoim charakterem. Poczułem się poruszony tym dowodem uczucia i wypiłem herbatę, przy czym gorąco zrobiło mi dobrze, jednak odsunąłem herbatniki, gdyż istotnie nie mogłem jeść słodkiego. Na to popatrzyła na mnie przymrużonymi oczami z napięciem i zadowoleniem, po czym dodała, że tego po mnie oczekiwała, ale że ma coś dla mnie innego. Następnie z przymrużonymi oczami i otwartymi ustami obserwowała, jak siedzę nad wniesionym przez nią wielkim kawałem schabu, składającym się raczej z samego tłuszczu. Zjadałem to panując nad mdłościami, ponieważ nie lubię tłustego, jednak nie chciałem sprawić jej przykrości ani urazić, połykałem kawałki, żeby jak najkrócej czuć smak. Jednak i tak nie mogłem dojeść wszystkiego i odsunąłem talerz na bok, tak żeby tego nie oglądać dłużej. Przesiadła się koło mnie, rozpięła mi koszulę pod krawatem i przesuwała paznokciami po piersiach. Wtedy też poruszyłem pierwszy raz gnębiącą mnie i zatruwającą każdą przyjemność sprawę jakiegoś unormowania naszego związku oficjalnie. Przyjąłem całą winę na siebie, jednak dodałem, że nie mogąc tego wytrzymać widzę konieczność odkrycia przed inżynierem sytuacji dla całkowitego wyjaśnienia. Mimo że ona surowo przestrzegała mnie przed bezładnym pośpiechem i zażądała obietnicy, że przez ustalony czas inżynier nic się nie dowie, bo te jest sprawa trudna i wymagająca przemyślenia, nie wspomniałem o swoim odkryciu na dworcu sprzed wizyty, gdyż nie wydawało mi się to przyzwoite. Ona uzyskała ode mnie obietnicę i wtedy przytuliła się ponownie całym ciałem, wznowiła drapanie mi piersi, prosząc, abym skończył tłuszcz, i dodała, że prosi, abym ręce wytarł w obrus. Oświadczyła też, że jutro na obiad znowu kupi mi coś do jedzenia, poruszając sprawę tamtej znajomej, która opowiadała jej, że przyjemnością było kupowanie i gotowanie swojemu znajomemu tego, co chciał.

W ciągu następnych dwóch dni nie umiałem uporządkować ani zrozumieć przeżywanych wzruszeń. Ona przynosiła mi pantofle ranne inżyniera, które okazały się za małe, co ją wyraźnie ucieszyło. Przytulała się do moich kolan i oglądała moje palce od nóg podkreślając z zadowoleniem, że są pięknie owłosione, i byłaby je pocałowała, gdybym w tym już nie przeszkodził. Równocześnie nadal częstowała mnie takim samym mięsem, które zjadałem z tych samych pobudek co poprzednio.

Bardzo lubiła oglądać mnie bez ubrania i stale tego wymagała. Broniłem się przed tym, gdyż sprawiało mi to mękę, zwłaszcza że jestem oczywiście za szeroki i mam krótkie, gęsto obrośnięte nogi. W takich chwilach daleki byłem od odczuwania szczęścia, chociaż mówiła do mnie o swojej miłości, powtarzając szybko po kilka razy „kocham, kocham, kocham, kocham”, ale jednak postanowiłem jakoś to tłumaczyć moim niezrozumieniem i nieumiejętnością dostrzegania w tym szczęścia.

Przyjazd inżyniera Romanka, który w pierwszym momencie pogrążył mnie w rozpaczy, następnie zacząłem traktować jako przynoszący ulgę. Czas wolny skupiałem na zastanawianiu się nad wszystkim oraz na wytężonej nauce. Jednak to uczucie ulgi szybko a dokładnie następnego dnia opuściło mnie, ponieważ powrót do poprzedniego życia okazał się niemożliwy, tak mnie już pochłonęło to, co ją otaczało, byłem napełniony uczuciem bezsilności, ponieważ nie umiałem wybrać słusznej drogi postępowania, a jednocześnie z miłością dręczyło mnie moje postępowanie wobec Romanka, którego twarz, chociaż miałem przed oczami jego zdradę, pojawiała się przede mną często, i wyobrażałem sobie, jak by się krzywiła z bólu, gdyby się dowiedział albo zorientował w sytuacji. Po upływie następnych czterech dni inżynier Romanek nagle pojawił się przy mnie w zakładzie. Rozpoczął rozmowę od pasów do skrzyni biegów. W związku z reklamacjami przechodziliśmy ponownie na stary sposób bez pasków i inżynier wypytał mnie o zdanie sugerując, że lepiej dawać dwa kroki do tyłu aniżeli jeden naprzód, jednak za długi. Po chwili takiej wymiany wziął mnie na bok ze słowami: – Mam do was, kolego Czesławie, parę słów. – Udałem się za nim pod okno, czując osłabienie i nie łapiąc pełnego oddechu. Postawiłem parę kroków i zatrzymałem się przy inżynierze pod dużym oknem wychodzącym na oddany do użytku nowy skwerek, przy całym napięciu odczuwałem jednak i nadzieję, że się musi wszystko zadecydować, skłaniając się do poglądu, że to ona, nie mogąc wytrzymać dramatycznego napięcia, wyznała Romankowi całość, tak więc czeka mnie już tylko przeżycie kilku najbliższych chwil. Z tą myślą oderwałem oczy od wypoczywających na skwerku osób i przeniosłem je na inżyniera. Tymczasem on rozpoczął pytaniem, co się właściwie ze mną dzieje. Dodał, że opuściłem się w nauce i zachowuję się w nowy, dziwny sposób, tak jakbym zmienił się nie do poznania. – Co to jest, może baba jakaś? – trącił mnie w bok i roześmiał się, po czym upomniał, że: – Z babami trzeba ostro, inaczej są kłopoty. – Słowa jego dochodziły do mnie jakby przyduszone, zza gęstej waty, a wyraz twarzy inżyniera rozpływał się, co było wynikiem naprężonych nerwów. – No, trzymajcie się, trzymajcie – dodał jeszcze klepiąc mnie inżynier, po czym oznajmił, że wyjeżdża zaraz na tydzień z wizytą zagraniczną do bratniego resortu i że jak wróci, to ze mną pogada szerzej.

Po tej rozmowie długo przebywałem pod kocem na amerykance, zanim powziąłem decyzję pójścia do domu inżyniera. Dopiero po upływie kilku godzin poszedłem, jednak to już odbiegało od uczucia, z jakim przygotowywałem się na poprzednie odwiedziny. Błyskały mi myśli smutne, przy czym uczucie żalu utrwaliło się.

Dopiero po długiej chwili jej nie ukrywana radość z mojej wizyty oraz liczne pieszczoty oddaliły wyrzuty sumienia przywracając uczucie szczęścia. Znów otoczył mnie tamten świat, pięknie zapaliła się czerwona lampa tworząc harmonię z jej szlafrokiem tego samego koloru, a dookoła odezwały się afrykańskie odgłosy.

– Po co mieszać do tego Afrykę? – Typowe omamienie i zła wola. – Ja już przewiduję końcowy wynik. – Niech się przyzna do wszystkiego. – Gdzie w nim był instynktowny opór? – Jednak kiedy dowiedziałem się, że jest mężatką, to się opanowałem. – Gdyby inżynier dowiedział się o wszystkim, mógłby popaść w depresję. – Jego wykształcenie kosztowało państwo pół miliona. – Jednak miłość jest piękna. – Oczywiście nie taka. – Ile osób w tradycji złamała miłość! – Przykładami można by sypać jak z rękawa. – Choćby taki pisarz, którego nazwisko wyleciało mi z pamięci, albo inny. – Niech się przyzna, to mu pomożemy. – Zatraceniec erotyczny.

Jednak ona, mimo że okazywała mi wielką serdeczność, nadal odmawiała zgody na przeprowadzenie rozmowy z Romankiem. Upierałem się przy tym przez dłuższy czas, leżąc koło niej na dywanie, przy czym spostrzegłem, że nie była jak zwykle rozebrana, ale miała rozciągliwe majteczki z elastiku w kolorze czarnym.

Następnie oświadczyła, że jej znajoma opowiedziała, że sprawiło jej to ogromną przyjemność, kiedy znajomy podarł jej majtki na strzępy. Ja nie ukrywałem dla tego typu zachowania swojego zaskoczenia i zwróciłem uwagę, że majtki takie są potem kompletnie do wyrzucenia, ale ona zaprotestowała nastawiając jednocześnie nową płytę i dodała poufnym szeptem, że kupiła ją z myślą o mnie. Ciang, ciang – rozległy się dookoła denerwujące odgłosy, a ona dalej mówiła posługując się szeptem, że wie dobrze, że ja mam ochotę, aby podrzeć na niej te nowe majtki na strzępy, i że jeżeli tak bardzo tego pragnę, to właśnie mogę to uczynić, bo tak właśnie lubią zachowywać się mężczyźni tacy jak ja, prawdziwi, a nie tacy jak Artur. Ja jednak nadal protestowałem, ale ona oplatając się dookoła mówiła: – No, rób to, rób to! – a kiedy nadal wymawiałem się nie widząc w tym żadnego sensu, powiedziała ze złością, że w tych sprawach trzeba być szczerym, żebym odrzucił całą nabytą sztuczną kulturę i że łóżko, a w naszym wypadku podłoga jest jedynym miejscem, na którym możemy się zachowywać autentycznie. Więc żebym rozpoczął drzeć. Ja jeszcze nie chciałem, mówiąc, że to ładnie, że ona chce się pozbawiać dla mnie nowych majtek, ale popatrzyła wtedy z takim wyrazem, że już nic nie mówiąc szarpnąłem za majtki do siebie. Jednak uczyniłem to za słabo, rozciągając tylko gumkę, która powracając uderzyła ją po brzuchu. Wydała okrzyk, więc ja mówię, żeby sama może zdjęła, a ja podrę potem, ponieważ ręce mi się trzęsą ze zdenerwowania i nie mogę tego robić dobrze. Wtedy krzyknęła znowu, więc szarpnąłem za nie mocno raz i drugi i wreszcie materia pękła trochę na górze, a potem w ogóle ustąpiła. Ona przytuliła się z szeptem, żeby dokładnie, całkowicie, na strzępy. Przy czym powtarzała pytanie: – No co, no i co? – Ja wtedy, przeżywając chwilę zupełnego zabłąkania, zdecydowałem się i opowiedziałem wszystko o brunetce i o Romanku, czym, jak zwróciłem od razu uwagę, nie okazała większego przejęcia, a nawet, o ile ono było, to ukryła to tak w sobie, że nie mogłem niczego zauważyć. Powiedziała tylko: – Ach, to ta! Biedny Artur, co on w niej widzi? – a kiedy ja na to z goryczą zacząłem tłumaczyć, że to jest chyba powód do rozwodowej sprawy i że ona takiego traktowania przez inżyniera nie będzie znosić, powiedziała, że wrócą jeszcze do tego, ale na razie ta sama znajoma powiedziała, że jej to sprawiło ogromną przyjemność, jak jej znajomy mówił jej brzydko. Pogrążony w rozpaczliwych myślach i zupełnie pozbawiony zastanowienia i równowagi brakiem jej reakcji na zdradę inżyniera Romanka i całym zachowaniem, odpowiedziałem, że nie rozumiem w ogóle, o co jej może chodzić, ani nie chcę zrozumieć, ani przyjąć żadnych szerszych wyjaśnień. Sformułowałem to z zamierzoną celowo oschłością. Ona jednak zareagowała przeciwnie, niż oczekiwałem, bo przytuleniem i dalszymi namowami, takimi jak: – No brzydko… no przecież wiesz… – i dodała, że mogę sobie pozwolić na wszystko, bo na pewno znam różne takie przekleństwa, bo ona wie doskonale, że my, czyli robotnicy i technicy, w takich mieszkaniach jeszcze nie powykańczanych i nie oddanych do użytku lokatorom, siedząc nad wódką, urządzamy tam przyjęcia z kobietami i że ja na pewno brałem udział w takich rozmowach, gdzie właśnie robotnicy albo technicy mówią o swoich kobietach. I dodała: – No, jak wy je nazywacie? No, przecież wiem, no, mów… Jednocześnie wtuliła się we mnie bardzo mocno, zamykając mi zęby na ramieniu. – No, du… no, ja wiem – dyszała do mojego ucha, abym nie bał się i wyzwolił siebie, po czym oświadczyła, że wie, że o nich mówimy dupy, i że ja też, jak od niej wracam tam do nich, to mówię, że mam: – No, du…no? – na co przerwałem oświadczając, że mówi nieprawdę, że ja nigdy, bo to jest zupełnie niemożliwe, nigdy tak nie mówiłem i nie będę tego robił, że jeżeli już ona chce, dodałem widząc wyraz jej twarzy, że jeśli o to jej chodzi, to wolę już drzeć jej majtki tak jak poprzednio, natomiast tutaj zajmę zdecydowane stanowisko. Ale ona nie poświęcała mi żadnej uwagi, tylko kołysząc się na mnie, przytulona dokładnie, powtarzała jakby w oszołomieniu: – Ja wiem, co wy następnie mówicie… że co z nimi robicie… mówicie, że je… no? – i nalegała, abym uzupełnił, gdyż ona wie, że ja to uwielbiam, jakkolwiek na razie sobie tego nie uświadamiam widocznie, ale że mnie od tego skrępowania wyswobodzi. Dodała jeszcze, że ta znajoma mówiła jej także kiedyś, że jej to sprawiało ogromną przyjemność, jak ją inny znajomy w czasie trwania miłości bił, przy tym, żeby oczywiście to miało wartość, należy bić umiejętnie, najlepiej jest bić po udach albo też po plecach, co zresztą zależy od aktualnej sytuacji, czego wysłuchiwałem z uczuciem niewiary i niezrozumienia, jednak kiedy próbowałem jej przerywać, to nie dawało wyników, i doprowadzony do zupełniej utraty kontroli nad swoim zachowaniem uderzyłem ją ręką, niemocno zresztą, po twarzy, co było raczej odepchnięciem głowy, która z tym wszystkim przytulała się do mnie. Następnie zobaczyłem jej zaskoczenie, po którym powiedziała: – Czekaj, głuptasie, nie teraz.

W następnej chwili wybiegłem z mieszkania z rozpaczą, że podniosłem rękę na nią, która zajmowała wszystkie moje uczucia, i na kobietę, z czym nie mogłem się pogodzić ani sobie wybaczyć, jakikolwiek mógłbym mieć powód zdenerwowania.

Biegałem po mieście do utraty oddechu, co często robiłem przy wyjątkowo silnym wzruszeniu, jednak nigdy nie doprowadziłem się do takiego wyczerpania. Zauważyłem to z wysiłku przy wchodzeniu na schody, zanim nareszcie położyłem się na amerykance i nakryłem kocami łykając proszek. Jednak moment ulgi nie nadchodził. Ciało miałem jakby porozdzierane na różne części, tak że na przykład nie mogłem utrzymać dygocącej nogi. Podniosłem się spod koców, odkryłem i wstałem, bo mój stan nie uległ poprawie, chociaż teraz biegałem po pokoju od drzwi kuchennych do okna, odbijając się plecami to o jedno, to o drugie, przy czym niedużo brakowało do zagniecenia kanarka, któremu ostatnio w chwilach szczęścia pozwalałem opuszczać klatkę, aby polatał po pokoju. Wytężając silną wolę spróbowałem następnie odczytać rozdział o ogniwach, jednak odłożyłem to szybko mając przed oczami dziecinne usta, nie wierzyłem, aby mogły one wydalić z siebie to wszystko, nawet uchwyciłem się myśli, że ona odegrała całą scenę żartem albo żeby odbyć próbę ze mną, jednak po krótkim czasie zarzuciłem ten pomysł. Następnie nie wiedziałem, co robić dalej. Stałem w lustrze rozmyślając, jak będę żył sam, i doszedłem do wniosku, że nie czuję się na siłach żyć samotnie powracając do dawnego stylu spędzania czasu. Odczuwałem z tego powodu strach.

– W epoce sztucznych kosmonautów! - I bombardowań w Indochinach! – Tam się podobno poprawiła sytuacja. Czytałem w tamtejszej gazecie. – Nie ma się czym przechwalać. – Innym razem opanowałem się podobnie, bo miałem żonę. – Trzeba panować nad biologią. – To daje człowiekowi sapiens przewagę nad zwierzęciem. Dziwić się młodzieży. – Swoją drogą, jak ona żyje? – Piją i wyżywają się seksualnie. – Włóczą się bandami bez biletów i kradną. – Zabrną w ślepy zaułek. – Albo spódniczki mini.

Równocześnie odnosiłem wrażenie, że moje mieszkanie skurczyło się i że ściany wywracają się na mnie, wtedy wszedłem na krzesło i patrząc na swoje ciało w lustrze mocno ścisnąłem rękę dokonując z całą siłą rozpaczliwego szarpnięcia na lewo i na prawo. Następnie rozpłakałem się, ubrałem w garnitur, oblałem wodą i poszedłem do niej.

Загрузка...