– No jak tam? – spytał Greger, sortując poranną pocztę. – Czy miałaś udany wieczór?
Camilla bąknęła coś o tym, że było jak w bajce.
– Tak, Dan to potrafi – odparł Greger trochę skwaszony. – À propos, jest do niego list ekspresowy. Czy mogłabyś mu go zanieść? Chyba ten śpioch jeszcze nie wstał.
– Wolałabym nie – Camilla próbowała się wykręcić.
– O?! – zdumiał się Greger z radosnym błyskiem w oku. – Czyżby nie w pełni się Danowi wczoraj poszczęściło? To naprawdę mnie cieszy, jesteś za dobra dla tego lowelasa.
– Nie ma mowy o „pełni szczęścia” – zaprzeczyła Camilla. – Po prostu nie lubię kręcić się po męskich sypialniach, to wszystko.
– Ale to pilna przesyłka – upierał się Greger i wydawało się, że wykorzystuje jej niepewność. – Poza tym nie zaszkodzi, jeżeli poznasz także drugą stronę medalu.
– No to daj – mruknęła Camilla.
Kiedy wyszła do holu, spotkała Phillipa schodzącego po schodach.
– Jesteś w domu? – spytała zaskoczona.
– Tak – odparł głosem słodkim jak miód. – Dziś wieczorem zamierzam powalić tę starą jabłoń, muszę więc rozejrzeć się za jakimś narzędziem. Co Dan zrobił ze swym samochodem? Jest cały porysowany. Czy zatrzymaliście się w rowie?
– Nie, nie było aż tak źle – uśmiechnęła się słabo Camilla.
Dopiero kiedy stanęła przed drzwiami Dana, zastanowiła się, co Phillip robił na górze. Przecież mieszka na parterze.
Musiała zapukać dwa razy, zanim usłyszała niewyraźne pytanie:
– Kto tam?
– Camilla, mam dla ciebie list!
Wydawało się, że mówi spod kołdry.
– Odbiorę go później.
– Ale to ekspres!
– No to poczekaj chwi… Wejdź, jeżeli to takie strasznie ważne.
W pokoju panował mrok, zasłony były zasunięte.
Dan leżał na łóżku, kompletnie ubrany, zasłaniając ramieniem twarz. Nawet w takich ciemnościach nosił okulary.
Camilla zamknęła drzwi i z wahaniem podeszła bliżej.
– Co z tobą, Dan? – spytała życzliwie. – Czy coś ci dolega?
– To nic takiego – zbagatelizował swój stan, siląc się na uśmiech. – To tylko kac.
Dotknęła jego ramienia. Drgnął jakby z bólu…
Camilla usiadła na brzegu łóżka i zapaliła nocną lampkę.
– Nie! – zaprotestował i skulił się, broniąc przed światłem. Nie słuchając jego protestów zdjęła mu okulary słoneczne i odskoczyła przerażona.
– Ależ Dan!
Twarz mimo opalenizny była blada, powieki tak spuchnięte, że zamiast oczu widziała tylko wąskie szparki. Usta wykrzywiał grymas bólu.
Wstrząs wywołany widokiem Dana w tym stanie był tak silny, że Camilli zebrało się na płacz.
– Och, Dan, przyjacielu – załkała i przysunęła się do niego bliżej. Ku swojej radości zauważyła, że usunął się, robiąc dla niej miejsce. – Och, Dan, czy mogę jakoś ci pomóc? Pozwól mi!
– Proszę cię – jęknął. – Odejdź, Camillo. Nie powinnaś mnie teraz widzieć.
– Nie bądź głuptasem – uspokoiła go i pogłaskała po głowie. – Nie obchodzi mnie, jak wyglądasz, ani czy zrobiłeś coś złego albo co o mnie myślisz. Chcę tylko ci pomóc, ponieważ bardzo cię lubię. Zawsze tak było.
– A Michael? – wykrztusił z trudem Dan.
– Marzenie z dzieciństwa, które prysnęło jak bańka mydlana. Michael ma tylko urodę. Można go podziwiać, ale…
Poczuła, że się czerwieni.
– Powiedz to – ożywił się.
– Ale… bardzo lubić, to coś zupełnie innego.
Dan leżał z zamkniętymi oczyma. Jego twarz wykrzywiał ból.
– Camillo, dziś w nocy sprawiłem ci przykrość i to najgorsze, co dotąd przeżyłem. Nie chciałem tego powiedzieć, nie chciałem cię zranić, ale musiałem. Nie jestem dla ciebie odpowiedni, rozumiesz. Czy możesz mi wybaczyć?
– Tak.
Jego ciało drżało jak w febrze.
– Możesz mi… podać tabletki… z tej szuflady?
Przerażona poderwała się i wyciągnęła szufladę, pełną słoiczków i pudełek.
– W foliowej torebce – szepnął.
Camilla podała mu ją. Drżącymi rękami próbował wyjąć tabletki, ale tak bardzo się spieszył, że kilka potoczyło się na podłogę.
– Pozbieram je – powiedziała Camilla. – Teraz moja kolej, żeby przytrzymać ci szklankę z wodą. Kilka dni temu role były odwrócone.
Uniosła go lekko i pomogła popić lekarstwo. Włosy Dana były mokre od potu. Kiedy położyła go z powrotem, spojrzał jej prosto w twarz i próbował się uśmiechnąć.
– Bardzo dobrze się do tego nadajesz, Camillo – szepnął z wysiłkiem. – Mieć do kogo wracać, pamiętasz, kiedy o tym mówiłem? Mężczyźni są tacy głupi… wszyscy ci, których spotkałaś i którzy nie wiedzieli, co tracą…
Nowa fala bólu sprawiła, że zaczął się trząść. Camilla nie mogła nic na to poradzić, więc jedynie głaskała go po głowie i szeptała, dodając mu otuchy. Po chwili Dan się uspokoił, tylko kąciki ust drżały mu lekko ze zmęczenia.
Przepełniona ogromną czułością Camilla pochyliła się nad nim i pocałowała w usta. Dan leżał zupełnie nieruchomo, powiódł tylko wzrokiem za dziewczyną, kiedy się odsunęła. Camilla zauważyła, że patrzące zza wąskich szparek zielone oczy sprawiały wrażenie dziwnie błyszczących.
Pozbierała tabletki, jedną wsunęła niepostrzeżenie do kieszeni, i spytała, czy mogłaby coś jeszcze dla niego zrobić. Dan jednak chciał się tylko przespać. Wtedy wyłączyła światło, otuliła go kocem i pogłaskała po policzku na pożegnanie.
Wtedy chłopak złapał jej rękę i trzymał tak kurczowo, jakby tonął.
– Camillo, pomóż mi! – szepnął ochrypłym głosem. – Pomóż mi, uwolnij od tego piekła, już dłużej tego nie zniosę!
Druga strona medalu… To bezduszne ze strony Gregera, że w taki sposób się o tym wyraził!
Ukryła swą twarz we włosach towarzysza dziecięcych zabaw i mocno przytuliła go do siebie.
– Och, Dan – szepnęła wzruszona. – Mój drogi! Powiedz tylko, co mam robić, to ci pomogę!
Powoli zwolnił uścisk.
– Chciałbym tylko, żebyś jeszcze raz powiedziała, że… bardzo mnie lubisz – poprosił z nikłym uśmiechem.
– Wiesz o tym.
– Powiedz to.
Camilla spojrzała na niego.
– Bardzo, bardzo cię lubię. Wystarczy?
Lekarstwo zaczęło widocznie działać. Dan sprawiał wrażenie spokojniejszego, ale również bardziej otumanionego.
– Prawie – zaśmiał się. – Wiesz, kim dla mnie jesteś, Camillo?
– Nie – odparła wstrzymując dech.
Głaskał ręką jej ramię.
– Prakobietą.
– Co takiego? – uśmiechnęła się niepewnie.
– Ponieważ jesteś wieczna – wyjaśnił zduszonym głosem, a jego wąskie zielone oczy błyszczały dziwnym, przytłumionym blaskiem. – Nigdy nie będziesz rzeczywista, nie zaistniejesz naprawdę, Camillo. W świecie ciemnych, niebieskich i zielonych, unoszących się w powietrzu kręgów tęczy czekasz na mnie nieustannie. A kiedy całe to zło się skończy i już nie będę cierpiał, przyjdę do ciebie i odpocznę.
Camilla przełknęła ślinę. Przytaknęła wzruszona.
– A ja będę tam czekać. Czekam na ciebie, Dan.
– Naprawdę? I żadne głupie ubranie nie będzie ukrywać twojego ciała. Ja…
Gdyby ktoś kilka dni temu powiedział Camilli, że będzie siedzieć i rozmawiać z mężczyzną w ten sposób, nie uwierzyłaby. Ona, która ledwie odważyła się otworzyć usta i zupełnie nie miała w zwyczaju poruszać tak intymnych tematów. Ale teraz było to takie łatwe i naturalne. Takie jak jej ulubione rozmowy z Danem.
Coś jednak zakłuło Camillę w sercu. Opanowując płacz, dławiący w gardle, powiedziała:
– Odpocznij teraz, przyjacielu. Wszystko będzie dobrze. Zrobię dla ciebie wszystko, co w mojej mocy.
Naciągając mu koc na ramiona, myślała zrezygnowana: ale co ja mogę zrobić? Z pewnością jest już za późno, żeby w czymkolwiek pomóc.
Cicho wymknęła się z pokoju.
– Długo to trwało – zauważył Greger, kiedy wróciła do biura.
– Tak, nie czul się zbyt dobrze.
Greger prychnął.
– Niezbyt dobrze, chciałbym w to uwierzyć. Ale może mieć pretensje tylko do siebie. Gdyby miał choć trochę charakteru, już dawno uwolniłby się od tego paskudztwa.
Zwrócił swoje przenikliwe spojrzenie w stronę Camilli.
– Posłuchaj mojej rady i trzymaj się z dala od Dana. Wciągnie cię tylko w swoje małe prywatne piekło. Aha, dzwonił Phillip i pytał, czy mogłabyś mu podrzucić te papiery do biura adwokackiego. Mogłabyś to zrobić?
– Oczywiście, świetnie się składa. Sama mam jedną sprawę do załatwienia w mieście.
Zatrzymała się w drzwiach, odwróciła na chwilę i spytała niespodziewanie:
– Greger, czy twój dziadek potrafił prowadzić samochód?
Spojrzał zaskoczony.
– Dziadek? Prowadzić samochód? – wykrztusił. – Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia.
Na końcu języka miała jeszcze jedno pytanie, ale go nie zadała, gdyż uznała, że lepiej będzie, jeśli Greger zachowa trochę wiary w jej inteligencję.
Camilla poszła prosto do apteki.
– Czy mógłby pan zrobić dla mnie analizę tej tabletki? – poprosiła. – Znalazłam ją… w pewnym miejscu, gdzie nie powinna była się znaleźć, i podejrzewam, że to narkotyk.
Ciężko jej było wyrazić w słowach całą prawdę, ale jeżeli miała pomóc Danowi, musiała wiedzieć, z czym przyjdzie jej walczyć.
Aptekarz, choć niechętnie, w końcu zgodził się spełnić jej prośbę, mimo że zwykle czegoś podobnego nie robił. Obiecał wkrótce dać odpowiedź.
W biurze adwokackim zaprowadzono Camillę do niewielkiego pokoiku, w którym urzędował Phillip. Kiedy dostarczyła dokumenty, zamierzała od razu wracać, ale Phillip zawołał do niej:
– Usiądź na chwilę, Camillo!
Usiadła posłusznie z rękami na kolanach. Oparł głowę na dłoniach. Ubrany był w jasnoszary garnitur i szmaragdowozielony krawat, z kieszonki wystawała chusteczka. Po dłuższej chwili powiedział powoli:
– Czy możemy teraz zrzucić maski?
Wzdrygnęła się.
– Co masz na myśli?
– Czy nie dość już otrzymałaś ostrzeżeń? A mimo to nadal mieszkasz w Liljegården. Dlaczego?
Camilla wbiła wzrok w swoje ręce. Sama właściwie nie wiedziała, dlaczego pozostała w domu, w którym nawet ściany zdawały się jej nienawidzić.
– Posłuchaj mnie – zaczął. – W Liljegården dzieją się rzeczy, które nie są… zbyt szlachetne. Obawiam się, że klan braci Franck to wyszukany zbiór duchowych potworów.
Camilla podniosła zrezygnowana wzrok:
– Nie wszyscy! Niektórzy z nich są dobrzy, niektórzy są mi życzliwi!
Uśmiechnął się słabo.
– Czy ktoś jest dobry tylko dlatego, że jest ci życzliwy, Camillo? Nie mogę wziąć za ciebie odpowiedzialności, jeśli tu dłużej zostaniesz. Proszę cię, wyjedź stąd… jeszcze dziś!
– Rozumiem, że mówisz całkiem serio, Phillipie. Obiecuję, że się nad tym zastanowię.
– Musisz zrobić więcej, niż się nad tym tylko zastanowić. Ktoś od dłuższego już czasu się powstrzymuje przed działaniem, ale dłużej nie wytrzyma.
– Phillip, czy jesteś moim przyjacielem? – spytała nieufnie.
– Tak, oczywiście, jestem twoim przyjacielem!
Camilla zorientowała się, że postawiła to pytanie w nieodpowiedni sposób. Miała na myśli Przyjaciela, Philip natomiast zrozumiał to w sensie potocznym. Nie miała odwagi drążyć tematu.
– Jeżeli wiesz o… niezbyt szlachetnych sprawach w twojej rodzinie, dlaczego nic w tej sprawie nie zrobisz?
Wyjrzał przez okno.
– Takich rzeczy nie robi się z przyjemnością, Camillo. I nie jest to takie proste. Próbuje się przynajmniej ratować pojedyncze kawałki. W desperackiej nadziei.
– A teraz pękają fundamenty?
– W znacznym stopniu. Powiedzmy, że łuk został trochę za mocno naciągnięty.
Camilla poszła za ciosem, przejmując inicjatywę.
– Phillipie, czy twój dziadek żyje? Wyprostował się, a jego oczy nabrały zimnego wyrazu.
– Taki człowiek jak mój dziadek jest nieśmiertelny – odparł krótko.
Zapadła cisza. Camilla miała nadzieję, że będzie mówił dalej, opowie o wielu tajemnicach Liljegården, ale ponieważ nie dodał nic więcej, wstała.
– Greger na mnie czeka.
– Pamiętaj o tym, o czym ci mówiłem, moja miła.
– Będę pamiętać.
Była to najdłuższa i najbardziej osobista rozmowa, jaką kiedykolwiek Camilla prowadziła z Phillipem.
A on był bardziej zagadkowy niż kiedykolwiek.
Camilla miała do załatwienia jeszcze jedną sprawę; Greger będzie zły. Odwiedziła swojego znajomego lekarza, którego na szczęście zastała w domu.
– Ależ ty się zmieniłaś, Camillo! – zdumiał się, kiedy usiedli naprzeciw siebie. – Wiesz, przez jakiś czas naprawdę obawiałem się, że będziesz społecznie nieprzystosowana, jak to się mówi, ale chyba nie ma takiego niebezpieczeństwa.
Powinien mnie pan widzieć tydzień temu, pomyślała Camilla. Wtedy niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu. Zaczęła zdecydowanym głosem:
– Wiem, że obowiązuje pana tajemnica zawodowa i nie proszę o jej złamanie. Ale jest jedna sprawa, która ma dla mnie wielkie znaczenie i bardzo mnie martwi. Dotyczy ona Dana Francka…
Doktor znieruchomiał.
– Ach, tak.
– Nie pytam o to, co mu dolega, bo chyba się tego domyślam. Dan jest pana pacjentem, prawda?
– Tak.
– Proszę o radę, to wszystko. On dla mnie tak wiele znaczy, więcej niż sobie z tego zdawałam sprawę. Chciałabym tylko wiedzieć, czy można mu w jakiś sposób pomóc i czy takie próby nie są zupełnie bezcelowe.
Doktor zawahał się i przyglądał się Camilli w zamyśleniu.
– Czy jesteś silna?
– Kiedy się żywi prawdziwe uczucia, to chyba się jest silnym.
– Tak – zgodził się z nią doktor – i nie uda mi się chyba ci przeszkodzić. Trzymaj się tego chłopca. Trwaj przy nim. I spróbuj go przekonać do czegoś, o co od dawna go proszę. To dla niego trudny wybór, ale sądzę, że powinien wybrać tę możliwość. Jednak musi to zrobić dobrowolnie.
Camilla spuściła głowę.
– Dobrze – odparła po chwili. – Zrobię, co tylko możliwe, oby mnie tylko słuchał.
Uśmiechnęła się trochę niepewnie:
– Może mi się uda… Powiedział, że mnie potrzebuje.
Lekarz zrozumiał radość dziewczyny.
– Chciałbym w to wierzyć.
– Nikt do tej pory mnie nie potrzebował – wyznała cicho. – To takie wspaniałe uczucie – to mówiąc Camilla wstała. – Dziękuję za pomoc.
– Powodzenia, Camillo. Możesz go potrzebować, bo uprzątnięcie wszystkich nikczemności w Liljegården nie jest sprawą, której mógłby podjąć się ktokolwiek. I jeszcze jedno: sądzę, że nie powinnaś tam mieszkać. Mamy na oku ten dom, rozumiesz, zarówno policja, jak i wydział zdrowia. Nie możemy wkroczyć, dopóki bracia Franck zachowują się spokojnie, ale wiemy, że mieści się tam wiele zepsucia.
Skinęła głową.
– Słyszałam o tym.
Kiedy Camilla wyszła, zatrzymała się i zamknęła oczy.
Westchnęła głęboko, próbując opanować drżenie. Była kompletnie załamana.
Wolno stawiając kroki ruszyła w stronę domu.
Zrezygnowana weszła w ciemny korytarz i sprawdziła znajome miejsce na rurze. Wiedziała teraz zbyt wiele, aby wierszyk zawierający cztery zagadki dłużej ją interesował.
Leżała tam jakaś kartka. Wzięła ją ze sobą do pokoju i przeczytała.
Możesz skreślić Uwodziciela ze swojej listy. Zrezygnował ze swych planów. Zakochał się w Tobie.
Camilla zamyśliła się. Skąd Przyjaciel mógł tyle wiedzieć o swoich braciach?
Uśmiechnęła się do siebie. Uwodziciel zrezygnował. Zakochał się w niej…
W niej się zakochał!
Och, Dan, mój kochany, teraz kiedy już wiem, mogę zrobić dla ciebie wszystko!
Było tam jeszcze kilka słów, dopisanych na samym dole:
Ja także Cię kocham.
Przyjaciel, którego całowała tak gorąco w korytarzu. Cóż za ironia losu, mieć wspaniałego przyjaciela, na którym można absolutnie polegać, i zakochać się w…
Camilla chciała powiedzieć „zawodowym podrywaczu”.
Pośpiesznie napisała kilka słów i położyła kartkę w umówionym miejscu.
Jeden jest uwodzicielem – a więc to Dan.
O, nie, Greger musi być teraz wściekły. Tyle czasu jej nie było. W największym pośpiechu Camilla wróciła do biura.
Ale Greger nie był wściekły. Przeciwnie, jąkał się, był zmieszany i zachowywał się dziwnie przez całe popołudnie.
Tak jakby miał wyrzuty sumienia.