ROZDZIAŁ I

Dziwnie plotły się losy Ludzi Lodu, tkane z wielu przeróżnych nici.

Jedna z takich nitek brała swój początek aż w południowej Francji, w Bearn, u stóp Pirenejów, daleko od parafii Grastensholm.

W ogromnej katedrze rozdzwoniły się dzwony, zalewając miasto powodzią dźwięków. Z dziedzińca kościoła wyruszyła kareta, kierując się w stronę zamku, który w złocistym blasku słońca wznosił się nad miastem.

W powozie siedziały obok siebie dwie kobiety, matka i jej piętnastoletnia córka. Ludzie stojący wzdłuż drogi kłaniali się damom uniżenie.

– Anette – powiedziała matka, nie odwracając głowy.

Nie oglądaj się na tę hołotę. Przypomnij sobie, co się stało, kiedy ostatnio pomachałaś tym ludziom.

Dobrze, matko.

Anette nadal czuła palący policzek, który wymierzyła jej wówczas matka, mimo że od kary minęło już kilka dni.

– Pamiętaj, to nasi poddani cedziła matka przez zęby. – Całe miasto istnieje po to, by nam służyć. Nigdy nie wolno ci o tym zapominać. Widziałam, że przed chwilą się do nich uśmiechałaś, i to na domiar złego do jakiegoś chłopaka! Czyż nie uczyłam cię…

– Tak, matko.

Jeśli córka miała nadzieję, że potakiwaniem uniknie kolejnej długiej lekcji, pomyliła się. Matka mówiła dalej zgrzytliwym, nieprzyjemnym głosem:

Wkrótce dorośniesz i trzeba będzie wydać cię za mąż. Nic innego nie wchodzi w rachubę, tylko to leży w dobrym tonie. Nie wiesz, co my, kobiety, musimy znosić w małżeństwie. Opowiadałam ci, ile musiałam wycierpieć, dopóki żył mój świętej pamięci mąż. Jesteśmy skazane na ich zwierzęce żądze aż do czasu urodzenia dzieci. Ale nie dłużej, pamiętaj o tym! Nie masz żadnego obowiązku wyprawiać im wyuzdanych uczt swoim kosztem! Istnieją doskonałe sposoby, żeby się od tego wykręcić. Możesz wymawiać się migreną albo innymi dolegliwościami.

I módl się do Najświętszej Panienki, by twój małżonek stracił ohydną męską siłę, kiedy spełni już swój obowiązek i da ci dzieci, które będziesz chciała mieć!

– Ależ, matko! – Dziewczyna była wstrząśnięta.

– Poczekaj tylko, jeszcze sama zobaczysz, że tego zapragniesz! Inaczej czeka cię koszmar, bo mężczyźni są jak wieprze, jak capy. Jeśli w domu nie dostaną tego, czego chcą, szukają pociechy u wszetecznic. Ty zaś masz obowiązek ukrywać wyuzdanie męża, a to wyczerpuje siły.

– Ale przecież ojciec był taki dobry.

Matka uśmiechnęła się z wyższością, cierpiętniczo:

– O nie znasz mężczyzn! Oni potrafią zdobyć się na najbardziej wyszukane bezeceństwa. Dbaj o to, byś nie pozostała sam na sam z młodym mężczyzną, dopóki nie wyjdziesz za mąż, Anette! Nie daj się zwieść pięknym słówkom! Błagaj Madonnę, by dała ci siły na sprzeciw. Inaczej od razu poczujesz na sobie ich drapieżne dłonie. A mężczyźni potrafią zaklinać i kusić. Pamiętaj, że Bóg patrzy na ciebie. I nasza Pani, święta Maria, widzi nas, nie zapominaj o tym! Bądź zimna i módl się, módl! Nie dawaj się ponieść nieprzyzwoitym, bezwstydnym uczuciom! Nigdy! Zawsze staraj się podobać Bogu! Tylko nierządnice i inne upadłe kobiety upajają się bliskością mężczyzn. A ty chyba nie chcesz stać się taką kobietą?

Anette zwiesiła głowę.

– Nie, mamo. Będę o tym pamiętać.

Miała nadzieję, że na dzisiaj lekcja się skończyła. W takich chwilach jak ta przebiegał jej po plecach dreszcz obrzydzenia. Robiło jej się słabo, odczuwała mdłości.

Lekcja w istocie dobiegła końca. Spojrzenie matki padło na drobną kobiecinę, która przycupnęła pod bramą zamku z koszem pełnym warzyw. Dostojna dama poleciła zatrzymać powóz, wychyliła się przez okno, schwyciła bat, przymocowany z boku karety, i świszczącym uderzeniem odpędziła kobietę.

Zadowolona, usadowiła się wygodnie.

– Teraz kiedy twój kuzyn Jacob de la Gardie chce zabrać cię na pół roku do swej nowej ojczyzny, pragnęłabym, żebyś dobrze zapamiętała moje słowa. Jacob jest przecież marszałkiem koronnym, będziesz się więc obracać w najlepszym towarzystwie. W innym wypadku nie pozwoliłabym ci jechać do tego pogańskiego kraju. Ale wuj zadba już o to, by nie przydarzyło ci się nic nieprzyzwoitego. A poza tym uważam, że dobrze cię wychowałam, nie grozi ci zatem żadne niebezpieczeństwo.

– Oczywiście, matko – zapewniła ją Anette. – Po tym, co usłyszałam o mężczyznach, żadnemu nie pozwolę się do siebie zbliżyć.

– To dobrze – skinęła głową uspokojona matka. – Chcę, żebyś na jakiś czas stąd zniknęła, bowiem łowcy posagów wywęszyli już, że dziedziczka pięknego zamku Loupiac osiągnęła wiek odpowiedni do małżeństwa. A my przecież nie chcemy mieć do czynienia z łowcami posagów, czyż nie tak, Anette?

Tak, matko.

Los jednak prowadzi własnymi drogami, nie pytając ludzi o zgodę. Nie upłynęły jeszcze dwa miesiące od wyjazdu Anette, kiedy nadeszła wiadomość o śmierci jej matki. Dziewczyna została więc w owym pogańskim kraju pod opieką najbliższego krewnego. Ciągle jeszcze była zbyt młoda, by radzić sobie samodzielnie.

Ale surowe słowa matki trafiły na podatny grunt. Anette doskonale wiedziała, jak powinna zachowywać się prawdziwa dama.

W Lipowej Alei Aremu Lindowi z Ludzi Lodu lata upływały coraz szybciej. Wciąż jednak uważał, że pozostało mu jeszcze coś do zrobienia.

Mikael, syn Tarjeia, znów zniknął w tajemniczej mgle, z której wynurzył się tylko raz podczas spotkania z Tancredem nad brzegiem Łaby.

Are starał się odnaleźć zaginionego wnuka wszelkimi dostępnymi sposobami. Nie było ich tak wiele, gdyż na przeszkodzie stał stan wojny pomiędzy Danią-Norwegią a Szwecją.

Ale pewnego dnia w 1658 roku usłyszał o magnacie mieszkającym niedaleko Christianii, którego siostra poślubiła Szweda i, jak mówiono, mieszkała w Sztokholmie.

Are natychmiast wybrał się do owego człowieka. Najstarszy z rodu Ludzi Lodu miał teraz siedemdziesiąt dwa lata i wyglądał jak prawdziwy patriarcha – z siwą brodą, wyprostowany i dumny.

Właściciel ziemski życzliwie przyjął budzącego szacunek starca, ale chwilowo nie był w stanie mu pomóc. Od dawna nie miał wieści od swej siostry; ruch pocztowy pomiędzy Szwecją a Danią ustał z powodu toczącej się wojny.

– Powiedzcie mi jednak, co chcecie wiedzieć – rzekł uprzejmie. – Moja siostra wiele opowiadała mi o swoim życiu w Sztokholmie, a i ja sam często tam przedtem bywałem.

Bez większych nadziei Are podzielił się z nim informacjami, jakie miał na temat Mikaela. Pilnował listu od Tanereda, jakby był ze szczerego złota, i teraz odczytał na głos cztery punkty dotyczące syna Tarjeia, których mogli się trzymać.

– No cóż, pierwszy punkt nie powie nam wiele stwierdził Are. Tyle że chłopak miał stopień korneta w 1654 roku w drodze z Bremy do Ingermanlandii. Ale już punkt drugi wnosi nieco więcej. Pojechał wraz ze swą przyrodnią siostrą Marką Christianą do Szwecji, kiedy ona wyszła za mąż za syna ich nieznanego opiekuna. Wiemy, że opiekunem był szwagier Johana Banera, nic więcej. Mikael mieszkał razem z nią nawet po jej ślubie.

Magnat uniósł głowę.

– Marka Christiana? To dość niespotykane imię i musiałem je już słyszeć. Niestety, nie pamiętam, w jakich okolicznościach! W każdym razie musi to być jakaś znana postać.

Are pokiwał głową.

– Ja też tak myślę, punkt trzeci mówi bowiem: Mąż Marki Christiany jest bardzo znaczącą osobą, zarówno w wojsku, jak i na królewskim dworze. A punkt czwarty: Na imię mu Gabriel. I dalej Tancred pisze, że w rodzie owego Gabriela wszyscy pierworodni synowie noszą to imię z powodu jego praprababki, która straciła dwanaścioro nowo narodzonych dzieci, do czasu aż przyśnił się jej anioł, który powiedział, że następne dziecko ma ochrzcić imieniem Gabriel. I to właśnie dziecię przeżyło.

Na te słowa właściciel ziemski się rozjaśnił.

– Ta historia o imieniu Gabriel jest mi znana! Opowiedziała mi ją moja siostra. Związana jest z rodem Oxenstiernów. Zobaczmy… To na pewno nie jest linia Axela Oxenstierny. Bo widzicie, jest kilka gałęzi tego rodu… Już wiem! Chodzi o hrabiowski ród Oxenstiernów z Korsholm i Waza.

Are uznał, że w ciemnościach pojawiło się nagle maleńkie światełko. Teraz miał już jakiś konkretny ślad.

Oby tylko ta wieczna wojna się skończyła, zanim będzie za późno. Gnał go niepokój, a pozostawał bezsilny. Tak wiele chciał powiedzieć swemu wnukowi!

Mikaelowi Lindowi z Ludzi Lodu wiodło się właściwie nie najgorzej.

Po rodzinnych zawirowaniach w okresie dzieciństwa nareszcie mógł zaznać nieco spokoju.

Jak dotychczas w całym jego życiu stałym oparciem była jedynie Marka Christiana.

Żeby lepiej pojąć, jak bardzo zagubiony był Mikael, poszukujący własnych korzeni, należało sporządzić listę takich oto faktów:

1. Jego rodzice zmarli w tym samym roku, w którym on się urodził.

2. Zajęła się nim ciotka jego matki Juliana, i wychowywał się razem z jej córką, Marką Christianą – cioteczną siostrą jego matki.

3. Małżonek Juliany zmarł, a ona ponownie wyszła za mąż za Johana Banera.

4. Juliana zmarła. Johan Baner, który miał trójkę dzieci z pierwszego małżeństwa, ożenił się ponownie z wysoko urodzoną damą z Niemiec.

5. Johan Baner zmarł, ale na łożu śmierci zlecił opiekę nad dziećmi, które miał z Julianą, a także i nad Mikaelem swojej siostrze Annie Baner, żonie szwedzkiego admirała Gabriela Clxenstierny z Korsholm i Waza.

6. W roku 1645 Marka Christiana poślubiła syna swego opiekuna, który był świetną partią: Gabriela, hrabiego Korsholm i Waza, wolnego pana na Morby i Lindholmen pana na Rosersberg, Edsberg i Korporie. Był to człowiek który zrobił błyskawiczną karierę. W 1644 roku, w wieku dwudziestu pięciu lat, został asesorem w Lappvesi w Finlandii. W następnym roku był już pułkownikiem w regimencie upplandzkim, a następnie jeszcze w tym samym roku został mianowany marszałkiem dworu i dalej wspinał się po stopniach kariery.

Zajął się Mikaelem najlepiej jak mógł. Starał się zapewnić chłopcu karierę wojskową, nie wiedząc, że taki zawód absolutnie nie leży w naturze Ludzi Lodu. Jedynie Trond pragnął osiągnąć chwałę na polu bitwy, z zapamiętaniem unicestwiając wrogów, ale on był jednym z dotkniętych. Na Mikaelu nie ciążyło przekleństwo, odziedziczył raczej delikatność, także charakterystyczną dla rodu. Marka Christiana rozumiała go i starała się powstrzymać męża, kiedy ten snuł fantazje o wysokich stopniach oficerskich dla swego podopiecznego.

Mikael był zdolnym, ale cichym, nieśmiałym chłopcem, zatopionym w marzeniach, o których nikomu nie wspominał. Nikt nie wiedział o dręczącym go niepokoju, który nie pozwalał mu odczuwać wspólnoty z innymi. Marka Christiana nie rozumiała, jak mocne piętno odcisnęło na nim dzieciństwo spędzone w oderwaniu od rodzinnych korzeni. Ona sama była żywą, otwartą osóbką i ani ciągłe przeprowadzki, ani zmiany opiekunów wcale jej nie zaszkodziły.

Ponieważ jej mąż był marszałkiem dworu, często przebywali w niewielkim mieszkaniu na sztokholmskim zamku, gdzie Mikael wałęsał się po pustych komnatach. Mógł to robić bez obawy, gdyż królowa Krystyna bawiła tam rzadko, ciągle przebywając w podróży.

Jednakże kiedy królowa była na zamku, znajdował się tam również jej kuzyn, książę Karol Gustaw. Był on wskazanym przez nią następcą tronu, co nie wszystkich radowało. Nie chciano bowiem jakiegoś hrabiego Pfalzu na królewskim tronie Szwecji.

Życie Mikaela płynęło spokojnie, jakby na wpół we śnie, aż do siedemnastego roku życia. Wówczas nastąpiły wydarzenia, które odmieniły jego losy.

Wraz z wielkimi marszałkami, Pontusem i Jacobem de la Gardie, ściągnęła do Szwecji spora liczba ich francuskich krewniaków. Niektórzy przyjechali z wizytą i po prostu już zostali, inni przebywali tymczasowo. Była wśród nich mała mademoiselle Anette de Saint-Colombe, która po śmierci Jacoba de la Gardie w 1652 roku została całkiem sama na dworze. Jej rodzice już nie żyli, a obecny opiekun, daleki krewny z południowej Francji, nalegał, by wróciła do domu. Zamierzał poślubić młodą dziewczynę, a tym samym zagarnąć Loupiac i cały jej wielki spadek, a być może także spłodzić dziedziców, których do tej pory nie miał. Anette jednak tego nie chciała i wylewała potoki łez w objęciach Marki Christiany. Były ze sobą bardzo zaprzyjaźnione obydwie cudzoziemki na surowym szwedzkim dworze.

– Co my zrobimy, Gabrielu? – mówiła Marka Christiana do męża. Opiekun Anette to, zdaje się, obrzydliwy stary pijaczyna z twarzą naznaczoną francuską chorobą. Nie możemy chyba skazać Anette na taki los?

Będziemy do tego zmuszeni sucho odparł hrabia Oxenstierna. Opiekun ma prawo po swojej stronie. Może decydować o losie dziewczyny, dopóki ona nie wyjdzie za mąż. Dopiero wtedy jego władza nad nią całkowicie wygasa.

Wobec tego wydajmy ją za mąż – ożywiła się Marka Christiana. Nic musimy mówić że otrzymaliśmy jego list, w którym żąda jej powrotu do Francji.

Gabriel Oxenstierna pokiwał głową, słysząc nieprzemyślaną propozycję żony.

A za kogo masz zamiar ją wydać?

– No… tego nie wiem.

Umilkła, robiąc w myślach przegląd wszystkich kawalerów na dworze. Chodziła tam i z powrotem po niewielkim saloniku, wczuwając się w rolę miłosiernego anioła, jaką przyszło jej odegrać.

Ale hrabia, podniesiony do rangi wielkiego łowczego, również się zastanawiał.

A dlaczego by nie Mikael? – zapytał w końcu.

Dziewczyna stanowi dobrą partię i jest na swój sposób ładna.

– Ale on jest przecież za młody! – zaprotestowała poruszona Marka Christiana. – W przyszłym tygodniu skończy siedemnaście lat. Nie, to niemożliwe!

– Dlaczego nie? Mikael to rozsądny, godny zaufania młody człowiek, a wiesz przecież, że jego pozycja nie jest do końca wyjaśniona. Nie jest w pełni szlachcicem ani też zupełnym nieszlachcicem. Może dostać domek myśliwski na Morby; i tak przez większą część roku stoi pusty. A ja nie zrezygnuję ze zrobienia z niego żołnierza. Mogę go wcisnąć wszędzie, jest taki wysoki i przystojny.

„Domek myśliwski” w rzeczywistości był bardzo wygodnym, obszernym domem, urządzonym z dużym smakiem i przyozdobionym cennymi dziełami sztuki.

Ale Marka Christiana nie słuchała już słów męża, pochłonięta rozmyślaniem nad jego propozycją. Małżeństwo Mikaela z Anette de Saint-Colombe miało dla chłopca niewątpliwe plusy. Anette była co prawda żarliwą, nawet fanatyczną katoliczką i sprawiała wrażenie cokolwiek zbyt cnotliwej, ale z tym można sobie jakoś poradzić. Mikael tu, w Szwecji, nie mógł liczyć na małżeństwo ze szlachcianką, a kupieckie córki z reguły wychowywano na okropne nudziary. Młoda Francuzeczka w potrzebie to zupełnie co innego…

– Ale ona jest starsza od Mikaela, prawda? – zapytała.

– Chyba niewiele. Może rok?

Marka Christiana zaczynała się poddawać.

– Jej opiekun wpadnie we wściekłość – powiedziała ostrożnie. – Nie możemy narażać chłopca.

– Nie, i tu właśnie pomocna nam będzie jego kariera wojskowa, nie rozumiesz? Pobiorą się w pośpiechu, po czym niezwłocznie wyślemy go do którejś ze szwedzkich posiadłości. Stale potrzeba tam młodych, silnych żołnierzy, a zwłaszcza oficerów. Zatroszczę się o jego karierę.

Ale dziewczyna musi chyba uzyskać zgodę swego opiekuna na ślub?

– Droga Marko, właśnie to usiłuję ci przez cały czas wytłumaczyć! Mikael będzie musiał wyjechać na pole chwały i nie ma czasu, by pytać o zgodę. Wiesz chyba, że konieczność nie pyta o pozwolenie.

– To trąci nieco handlem końmi, Gabrielu, ale sądzę, że znaleźliśmy jedyne możliwe rozwiązanie dla Anette. Mimo wszystko jednak najpierw powinniśmy zapytać Mikaela.

– Oczywiście. I dziewczynę.

Mikael przechadzał się po zamkowych komnatach.

Kiedy królowa Krystyna przebywała u siebie, był jej paziem, choć właściwie studiował na uniwersytecie w Uppsali. Teraz, latem, uczelnia była zamknięta, nie miał się więc czym zająć. Czas upływał mu nieznośnie powoli. Pomimo że z natury był marzycielem, w głębi ducha odczuwał właściwą młodości ochotę, by coś robić, wykorzystywać jakoś ciało i umysł.

Zatrzymał się przy oknie i wyjrzał na Strommen, na którym kręciły się łódki rybaków zarzucających sieci. Jego twarz odzwierciedlała smutek myśli; nie wiedział dlaczego pochwycił go nagle tak gwałtowny żal. Mikael Lind z Ludzi Lodu poczuł się zabłąkany, samotny na świecie. Taki nastrój nie towarzyszył mu zawsze, dobrze mu przecież było u Marki Christiany i jej męża. Ale kiedy zostawał sam, ciężkie chmury zaczynały gromadzić się nad jego głową.

Gdzie właściwie jest moje miejsce? zadawał sobie pytanie. Marka Christiana jest moją jedyną krewną, cioteczną siostrą mojej matki. W przeciwieństwie do mnie to arystokratka. Moja matka również była wielce szlachetnego rodu. Słyszałem, że zmarła przy moim narodzeniu. Ale mój ojciec nic był szlachcicem. Mówią, że natura obdarzyła go nieprzeciętną inteligencją. Jeśli odziedziczyłem choć ułamek jego umysłowości, powinienem dziękować Bogu.

W tej kwestii Mikael był zbyt skromny. Jego umysłowi nic nie można było zarzucić, choć oczywiście nie mógł się równać z Tarjeiem.

Lind z Ludzi Lodu…? Dziwne nazwisko. Był chyba jedyną osobą na świecie, która je nosi, i dlatego czuł się jak drzewo bez korzeni. Jednak z jakiegoś niejasnego powodu nazwisko podobało mu się i dumny był z niego. Tkwiło w nim jakieś dawne, bardzo mgliste wspomnienie rosłego, dostojnego mężczyzny, który odwiedził go w dzieciństwie. To ojciec jego ojca, dziad Are z Ludzi Lodu. Być może nie było to wcale wspomnienie, tylko historia, którą opowiadała mu Marka Christiana, nie pamiętał. Ten właśnie mężczyzna, jego dziad, stwierdził, że z tego nazwiska można być dumnym. Opowiadał wiele niezwykłych rzeczy o Ludziach Lodu, ale Mikael nie pamiętał ani słowa. Jednakże musiał zapalić w nim jakiś ognik, bowiem raz za razem chłopiec wracał do owego mglistego wspomnienia i dręczył swój mózg, starając sobie przypomnieć słowa dziada.

Dziad na pewno już nie żyje. Mikael został całkiem sam.

Ciężkie to było uczucie, podobne bezkresnej przestrzeni wypełnionej smutkiem.

W korytarzu pojawił się idący szybkim krokiem jego opiekun, niemal przybrany ojciec, Gabriel Oxenstierna.

– Tu jesteś, Mikaelu. Chcę z tobą pomówić.

Mikael skinął głową.

– Dobrze, czy przejdziemy…

– Nie, tu jest doskonale. Mikaelu, znasz Anette de Saint-Colombe, prawda?

Mikaelowi stanęła przed oczami blada twarzyczka, okolona gładko zaczesanymi, czarnymi włosami, ciemne oczy ukryte pod ciężkimi powiekami… i wspomnienie ciągłych znaków krzyża. Zawsze zlękniona, kojarzyła mu się wyłącznie z konwencjonalną nudą.

– Tak?

Gabriel Oxenstierna zdecydował się zagrać na rycerskości Mikaela.

– Znalazła się w bardzo trudnej sytuacji. Jej rodzice nie żyją, a Jacob de la Gardie, który zajmował się nią tu, w Szwecji, także niedawno zmarł. Ma we Francji opiekuna, wstrętnego starego rozpustnika. Ten człowiek grozi teraz, że ożeni się z dziewczyną. Jasne jest, że ma chrapkę na jej pieniądze, a poza tym pragnie dziedziców.

– To nie wygląda najciekawiej.

– No właśnie… – Hrabia zawahał się przez moment. – A co ty myślisz o Anette?

– O Anette? Hm… – Mikael wzruszył ramionami. – Niewiele o niej myślałem. Jest trochę bezbarwna. Pruderyjna. Ale na pewno miła.

Nie zabrzmiało to szczególnie zachęcająco, uznał hrabia, ale postanowił chwycić byka za rogi.

– Mikaelu, wiesz chyba, że… że nie będzie łatwo znaleźć odpowiednią żonę dla ciebie. Czy mógłbyś wyobrazić sobie w tej roli Anette?

Zaskoczony Mikael uniósł swe łukowato wygięte brwi.

– Miałbym się żenić? Czy przynajmniej pięć lat nie za wcześnie, by o tym myśleć?

– Wbrew woli jej opiekuna – kontynuował Gabriel Oxenstierna, świdrując chłopca wzrokiem.

W oczach Mikaela zapłonęła wesołość.

– A więc wyzwanie? Ale chyba nie pytacie poważnie? – uśmiechnął się.

– Jak najpoważniej. Marka Christiana i ja omówiliśmy tę sprawę dokładnie. Jak wiesz, Anette cieszy się wielką sympatią mojej żony. A dziewczyna naprawdę ma wiele zalet.

Mikael był do głębi poruszony. Dopiero teraz zrozumiał powagę kryjącą się w słowach opiekuna.

– Ależ ja mam dopiero siedemnaście lat. I co na to dziewczyna?

Jeszcze z nią nie rozmawialiśmy.

Hrabia wyłożył mu cały plan; mówił o „konieczności” pospiesznego ślubu z powodu nagłego wyjazdu Mikaela na front. Zamierzali wysłać list do opiekuna z formalną prośbą o rękę dziewczyny, a jednocześnie podkreślić, że odłożenie małżeństwa nie wchodzi w rachubę. Jeśli odpowiedź nie nadejdzie na czas, młodzi i tak będą musieli się pobrać. Trudna sytuacja kraju wymaga, by Mikael bezzwłocznie wyruszył na wojnę.

Ale przecież ja nie chcę wyjeżdżać na front, myślał zdesperowany Mikael. Wcale nie mam ochoty zostać żołnierzem, a jeszcze mniej oficerem. Chcę… No właśnie, czego właściwie chciał? Nie wiedział, i to był jego wielki problem. Był jedynie pewien, że chciałby zrobić coś ze swoim życiem, ale do tej pory nie odnalazł dla siebie właściwego miejsca. Energicznie i gorliwie rozpoczął studia na uniwersytecie w Uppsali, ponieważ jego ojciec był przyrodnikiem, matematykiem i medykiem. Mikael miał niejasne wrażenie, że powinien uczcić pamięć ojca, kontynuując jego pracę, którą brutalnie przerwała przedwczesna śmierć. Na razie jednak mógł studiować tylko teologię, stanowiącą fundament pozostałych gałęzi wiedzy. Nauki przyrodnicze, filozofia i medycyna musiały mieć odpowiednią podbudowę. Między innymi dlatego Mikael uważał, że cały czas stoi w miejscu.

Nie miał domu, nie miał korzeni, nie miał własnej tożsamości.

Anette de Saint-Colombe?

Nie, nie chciał się żenić i nie mógł sobie wyobrazić właśnie jej jako swojej żony. Ta cnotliwa, bogobojna mamselle! Pod każdym względem było na to za wcześnie zdecydowanie za wcześnie.

Wiedział jednak, że rodzice lub opiekunowie często aranżowali małżeństwa, nawet kiedy narzeczeni byli jeszcze bardzo młodzi, niekiedy w ich niemowlęctwie. Nie można było też zaprzeczyć, że on znajdował się w trudnej sytuacji. Anette de Saint-Colombe to partia, o jakiej w innych okolicznościach nie mógłby nawet marzyć.

Bolało go to jednak. A co z jego marzeniami o miłości i porozumieniu dusz?

– Zapytajmy najpierw ją – powiedział ostrożnie.

Hrabia odetchnął z ulgą.

– W każdym razie nie mówisz nie…

Na miłej twarzy Mikaela ukazał się smutny uśmiech.

– Wiecie, że jestem posłuszny wam obojgu. Zawsze chcieliście mojego dobra. A w dodatku…

– Tak?

– W dodatku przyjemnością może być odebranie staremu rozpustnikowi takiego smacznego kąska.

– Dobrze pomyślane, Mikaelu – powiedział hrabia i otoczył chłopca ramieniem. – Chodź, poszukamy Anette.

Mała Anette de Saint-Colombe dzielnie osuszyła już łzy i kiedy marszałek dworu wraz ze swą ukochaną żoną i przybranym synem weszli do jej komnat, szybko podniosła się z klęczek sprzed obrazu Madonny. Oszołomiona słuchała ich propozycji.

Mikael Lind z Ludzi Lodu? Czy to możliwe, że on jeden z najprzystojniejszych kawalerów na dworze, chciał ożenić się z nią? Uwolnić od koszmaru? Co prawda każdy człowiek, który nosił spodnie, wydawał się jej potworem, ale z dwojga złego, jeśli już koniecznie musiała poddać się ich przerażającym potrzebom, wolała potwora młodego. Serce tłukło się jej w piersi i prawie nie śmiała na niego patrzeć, ale mimo wszystko jej spojrzenie, całkiem wbrew woli, błyskawicznie obiegło sylwetkę chłopca. Gwałtownie zadrżała na myśl o tym, co mogło kryć się pod pięknym strojem… Zawstydzona odwróciła wzrok, a później wpatrywała się w oczy Marki Christiany tak intensywnie, że aż zaczęła mrugać.

Jak wygląda sytuacja? – zapytał hrabia. – Czy twój opiekun oficjalnie poprosił cię o rękę?

– Tak. To znaczy… Po prostu stwierdził, że przyjedzie za kilka tygodni i zabierze mnie do domu jako swoją narzeczoną. Tu jest ten list.

Ty go jeszcze nie dostałaś – z naciskiem powiedziała Marka Christiana. – Nic nie wiemy o jego planach. Gabriel i ja siądziemy i napiszemy bardzo wyrafinowany list. Postawimy twego opiekuna przed faktem dokonanym. Za tydzień już będziecie małżeństwem, a Gabriel wkrótce wyśle Mikaela na front. Kiedy więc twój opiekun przyjedzie, nie będzie już mógł nic zrobić. Jeżeli w ogóle przyjedzie. Na pewno najpierw dostanie list.

– Czy on nie może unieważnić małżeństwa? – dopytywała się Anette, a broda jej się trzęsła. – Ponieważ nie otrzymałam jego błogosławieństwa?

Gabriel Oxenstierna zagryzł wargi.

– Myślę, że i z tym jakoś sobie poradzimy – orzekła Marka Christiana. – Może to niezbyt pięknie w stosunku do zmarłego, ale wiem, że Jacob de la Gardie, którego należy traktować jako twojego opiekuna w czasie gdy u niego mieszkałaś, bardzo lubił Mikaela. Powiemy, że już dawno wyraził zgodę na małżeństwo.

– Och, nie! – zaprotestował Gabriel Oxenstierna. – Postradałaś zmysły? Tak się nie robi! Ale czy nie możemy zapytać wdowy po nim?

– Nie – odparła natychmiast Marka Christiana. – Ona jest tak zajęta wyczynami swego syna, że niczego innego nie zauważa. A w dodatku Anette nie pozostawała z nią w najlepszych stosunkach.

Wdową po marszałku koronnym Jacobie de la Gardie była Ebba Brahe, młodzieńcza miłość Gustawa II Adolfa. Urodziła swemu Jacobowi czternaścioro dzieci, z których jej oczkiem w głowie był Magnus Gabriel de la Gardie, wyniosły, arogancki szlachcic, cieszący się wielkimi względami królowej Krystyny. Jednakże jego próżność i skłonność do obrażania się były trudne do zniesienia; wiele osób na dworze odnosiło się do niego z niechęcią. Choć matka go uwielbiała, nie była na tyle zaślepiona, by nie dostrzegać jego wrogów, i wszystkie jej myśli koncentrowały się na ukochanym synu.

Na dodatek hrabina Ebba, świadoma swej pozycji, na stare lata stała się bardzo wyniosła. Nigdy nie zaakceptowałaby niskiego pochodzenia Mikaela.

– Ale przecież nie możemy wkładać w usta zmarłego kłamstwa – powiedział Gabriel.

– To tylko w połowie kłamstwo – niefrasobliwie odparła Marka Christiana.

– Nie, zabraniam ci – zirytował się jej mąż. – Marko, twoja moralność jest chwilami…

Oni dyskutują o tym poza nami, pomyślał Mikael. Ja nie chcę, nie chcę! A czego pragnie dziewczyna? Przed chwilą miała minę, jakby się obawiała, że mogę ją pożreć.

Zerknął na Anette ukradkiem. Siedziała spuściwszy oczy, zapłakana, z czerwonym, błyszczącym nosem. W dłoni trzymała przemoczoną łzami chusteczkę. Była sztywna i bezbarwna, usta po panieńsku zacisnęła w ciup. Nie, zdecydowanie nie była dziewczyną, którą wybrałby dla siebie.

Całe życie spędzone razem z nią?

Nie mógł się jednak teraz wycofać. Mikael nigdy nie potrafił nikogo zranić, a dziewczynie na pewno byłoby przykro. Chciał także być posłuszny swoim przybranym rodzicom.

Myśli Anette biegły podobnym torem. Czego on chce? Jeszcze nic nie powiedział. I nie wydaje się szczególnie zachwycony. Jeżeli jednak wybór ma należeć do niej, to wcale nie jest trudny. Gwałtownie zadrżała na wspomnienie opiekuna we Francji. Brzuch opierający się o kolana, liczne podbródki, łysa czaszka schowana pod peruką, nieprzyjemny oddech. Najgorszy jednak był jego paskudny charakter. Wyłupiaste oczy śledzące wszystkie młode dziewczęta, dyskretne miętoszenie sukien, ciągłe pochrząkiwanie i bekanie przy obiedzie, przechwałki na temat bogactwa i urodzenia.

Podejrzewała, że nie jest już taki bogaty. Słyszała, że roztrwonił rodzinny majątek. A teraz chciał zawładnąć jej pieniędzmi…

Mikael…? Starała się myśleć jasno, zapomnieć o potwornościach, które kryły się pod jego ubraniem. Oczywiście nie miał takiego majątku jak ona i daleko mu było do arystokracji. Choć jego matka, hrabianka Breuberg, pochodziła z wysokiego rodu, ojciec nie był szlachcicem.

Dla Anette więc małżeństwo z Mikaelem oznaczało krok w dół.

Co powiedziałaby na to jej droga matka? Ta, dla której nieposiadanie tytułu szlacheckiego stanowiło niemal grzech śmiertelny?

Czuła jednak ostrożnie kiełkującą nadzieję. Wiedziała, że Mikael jest miły. Nieco roztargniony i właściwie wcale nią nie zainteresowany. Jak do tej pory. Nigdy nie traktowała go jak kogoś niebezpiecznego, widząc go nie odczuwała głęboko wszczepionego poczucia zagrożenia.

A tu nagle on stoi i prosi o jej rękę!

Anette bardzo się zmieszała. Zwróciła się do Marki Christiany i głosem, który w zamierzeniu miał być wyniosły, a w rzeczywistości okazał się bardzo schrypnięty od płaczu, zapytała:

– Ale czy pan Mikael wyznaje właściwą wiarę?

– Naturalnie – odparła hrabina, gdyż uznała, że „właściwa wiara” jest pojęciem bardzo względnym.

Odpowiedź uspokoiła dziewczynę, ale zanim zdążyła się zastanowić, już wybuchnęła swą francusko-szwedzką plątaniną słów:

– O, mam nadzieję, że nie robicie tego z dobrego serca, z litości? Tego bym nie zniosła!

Dwoje starszych, na moment zbitych z tropu, błagalnie popatrzyło na Mikaela, prosząc o pomoc.

Mikael drgnął, ale szybko się opamiętał.

– Nie, nie, oczywiście, że nie. Od dawna już było to moim pragnieniem.

Och, kłamstwa, skąd przybywacie na każde zawołanie? Teraz wpadł już w sidła. Nieodwracalnie.

Gabriel Oxenstierna powiedział w zamyśleniu:

– Ale jak poradzimy sobie z opiekunem? Tego problemu jeszcze nie rozwiązaliśmy.

– No właśnie, on na pewno unieważni małżeństwo – przyświadczyła Marka Christiana. – Musimy to starannie przemyśleć.

– Macie w każdym razie nasze błogosławieństwo, dzieci. Anette, jeśli się zgadzasz, podaj dłoń Mikaelowi. A ty, Mikaelu, weź jej rękę.

Spłoszona jak dzikie zwierzątko, Anette wyciągnęła swą drobną rączkę i podała ją Mikaelowi. Zadrżała, czując niebezpieczne gorąco męskiej dłoni, ale opanowała się.

– Niech się dzieje wola boska – szepnęła.

Po niedostrzegalnym momencie wahania Mikael uścisnął jej dłoń. Pakt został zawarty i przypieczętowany.

Marka Christiana ucałowała oboje.

– Niech was Bóg błogosławi, dzieci! A teraz… Myślmy! Myślmy intensywnie! Musimy znaleźć jakieś wyjście.

Nastąpiło to szybciej, niż przypuszczali.

Tego samego wieczoru Mikael przemierzał puste korytarze i komnaty, udając się po butelkę wina dla Marki Christiany. Królowej i jej kuzyna Karola Gustawa oczekiwano w domu następnego dnia i cały dwór wyruszył im na spotkanie w okolice Brayiken. Służba zmęczona po dniu gorączkowych przygotowań odeszła już do swoich pokoi.

Zamek był prawie pusty.

Mikael szedł boso. Minął pustą, pełną strachów salę rycerską i dotarł na dół w okolice kuchni. Świeca już się wypaliła, ale on dobrze znał zamek, a poza tym przez niewielkie okienka sączyła się księżycowa poświata. Nagle przystanął. Dobiegły go jakieś niewyraźne głosy.

Ale skąd dochodziły? Z tego, co wiedział, w tej części zamku nie powinno być nikogo.

Stał na schodach wiodących z dziennych komnat do podziemi. Na dole znajdowało się kilka rzadko wykorzystywanych pokoi, przeznaczonych na okazje, gdy w zamku bawiło wielu gości i gdzieś trzeba było ich pomieścić. Nie były to szczególnie piękne komnaty, ot, takie, na wszelki wypadek.

Na dole otwarto jakieś drzwi i głosy stały się wyraźniejsze. Mikael bezszelestnie wślizgnął się do hallu i ukrył w kącie między szafą a uchylonymi drzwiami. Zrobił to odruchowo, sam nie wiedząc, dlaczego. Nie miał przecież nic do ukrycia. Ale może tamci mieli?

I tak właśnie było! Głosy brzmiały cicho, tajemniczo i złowieszczo.

Po schodach wchodzili na górę jacyś mężczyźni. Mikael ich nie widział, ale słyszał wszystko, o czym mówili. I to, co do niego dotarło, sprawiło, że włos zjeżył mu się na głowie.

Były to ostateczne ustalenia dotyczące spisku przeciwko Karokiwi Gustawowi, kuzynowi królowej. Mikael, skamieniały z przerażenia, wsłuchiwał się w każde zdanie aż do bólu uszu. Nie potrafił rozpoznać głosów, zorientował się jednak po mowie mężczyzn, że muszą to być arystokraci. Uchwycił także to, co najważniejsze: czas i miejsce planowanej napaści na księcia.

Spiskowcy przystanęli, wymienili sekretne znaki i rozdzielili się.

Trzej mężczyźni. Mikael słyszał ich oddalające się kroki; jeden pospieszył do wnętrza zamku, dwaj pozostali skierowali się do głównego wyjścia.

Kto mógł przebywać teraz na zamku? Nic na ten temat nie wiedział. Przedstawiciele szlachty należący do dworu przybywali i odchodzili, czasami zostawali na dzień lub dwa, by wkrótce znów odjechać. Była tu oczywiście Anette i jej pokojówka, ale o tej porze na pewno już spały. Sam Mikael został na zamku, ponieważ wielki łowczy prosił, by dotrzymał towarzystwa Marce Christianie.

Kiedy wokół zapadła cisza, Mikael pospiesznie wykonał, co mu zlecono, i co sił w nogach pobiegł do swej przybranej matki.

„Przybrana matka”? To nie było najtrafniejsze określenie. Marka Christiana miała dopiero dwadzieścia siedem lat i zawsze była mu bardziej siostrą niż matką. Jej mąż miał trzydzieści dwa lata. Mikael nigdy więc nie traktował ich jak rodziców. Nikt jednak nie zająłby się nim lepiej niż uczyniła to ta para. Chłopak nie dopuszczał do siebie nawet myśli, by się im sprzeciwić, mimo że teraz dławiła go paląca rozpacz na wspomnienie planowanego małżeństwa z Anette de Saint-Colombe.

– Mój drogi! – zdziwiła się Marka Christiana. – Wyglądasz na niezmiernie wzburzonego. Co się stało?

Mikael złapał oddech i, jąkając się, szeptem opowiedział jej, co usłyszał.

Marka Christiana zamyśliła się.

– Tak, wiedziałam, że książę Karol Gustaw ma wielu wrogów! Ale że mogą posunąć się tak daleko…

Musimy go ostrzec – stwierdził Mikael.

Oczywiście! Tylko jak? Dzisiaj nadeszła wiadomość, że nie będzie towarzyszyć tutaj królowej. Udał się do jednego ze swoich zamków.

Czy mam tam pojechać?

Marka Christiana położyła mu dłoń na ramieniu.

Nie, przecież ty masz wziąć ślub, czyżbyś o tym zapomniał?

Nie, pamiętał o tym cały czas. Gotowość do spełnienia misji była próbą wymknięcia się z potrzasku.

Marka Christiana kontynuowała:

Sądzę, że powinnam porozmawiać z hrabią Aryidem Wittenbergiem. To twardy człowiek, jest zaufanym księcia Karola. I niedługo tu będzie.

Tak też się stało. Następnego dnia Marka Christiana odbyła poważną rozmowę z doświadczonym dowódcą. Natychmiast posłał on błyskawiczną wiadomość księciu Karolowi Gustawowi, który w ten sposób miał możliwość udaremnienia spisku.

A w dwa dni później przyjechał do Sztokholmu sam Karol Gustaw. Odwiedził Markę Christianę Oxenstierna z domu Lowenstein und Scharffeneck i gorąco dziękował zarówno jej, jak i jej młodemu krewnemu. Czy mógł jakoś się im odwdzięczyć?

Oczy Marki Christiany zapłonęły blaskiem zdecydowania. Owszem, tak, jeżeli byłby taki dobry i…

Koniec końców, do opiekuna Anette z południowej Francji wysłano list o następujące treści: Wasza podopieczna wychodzi za mąż za naszego ukochanego krewniaka Mikaela Linda z Ludzi Lodu. Następca tronu Szwecji, książę Karol Gustaw, dał błogosławieństwo temu związkowi.

Opiekun nie mógł już niczego uczynić. Dziedzicowi korony i tronu Szwecji nie należało się sprzeciwiać.

Загрузка...