ROZDZIAŁ SIÓDMY

Nawet nie zauważyła, kiedy nadszedł piątek.

– Nie rozumiem, jak możesz wyjeżdżać w takiej chwili. Jest jeszcze tyle do zrobienia – narzekała Hilary.

Ponieważ matka po niedawnym starciu wyraźnie spuściła z tonu, Lydie, zamiast się kłócić, wybrała pochlebstwo. A nuż zadziała?

– Wszystkim tak świetnie zarządzasz, że nic tu po mnie.

– A twoja sukienka?

– Odbieram ją w środę. W czwartek umówiłam się z Kitty, Emilią i Gaynor na mierzenie ich sukien.

– A Donna?

– Zabieram jej sukienkę ze sobą. Przymierzy ją, kiedy się spotkamy.

– A jeśli…

– Uspokój się, mamo. Donna omawiała przez telefon każdy szczegół z krawcem.

Lydie nie mogła doczekać się przybycia Jonaha. Gdy wreszcie przybył, oszołomił ją swym wyglądem. Wysoki, przystojny, z cudownymi niebieskimi oczami… Naprawdę wychodziła za niego za dwa tygodnie?

Ruszyli w drogę.

– Wciąż jesteś zdenerwowana? – zapytał.

– Ostatnie dni były bardzo ciężkie. Właściwie nic się nie stało, ale wciąż te drobne sprzeczki i nieporozumienia. Moja matka chce, żebym miała do ślubu bukiet z lilii. Ja chcę kamelie, czego ona zupełnie nie może zrozumieć. Bardzo się o to pokłóciłyśmy. Niby ustąpiła, ale wciąż naciska na mnie przy różnych okazjach.

– Nawet gdybyś chciała mieć bukiet z mleczów, nikt nie miałby prawa się sprzeciwiać. Przecież to ty będziesz panną młodą.

– To samo jej powiedziałam. Czy raczej wykrzyczałam, wyobrażasz sobie?

– Słuchaj, a jaki będziesz miała bukiet? – zapytał z głupia frant.

– Z kamelii.

– Och, jak ja kocham kamelie!

– Podły kłamca. Jestem pewna, że nawet nie wiesz, jak wyglądają.

Jonah roześmiał się.

– Nie wiem, ale i tak je kocham.

Yourk House był uroczym starym domem, mniejszym, niż Beamhurst, ale bardziej komfortowym. Od razu poczuła się tu wspaniale, – Zamieszkamy tu?

– Tak, po ślubie. Chodź na górę, pokażę ci twoją sypialnię.

Spodobał jej się pokój, który wybrał dla niej. Obok była sypialnia Jonaha, niedługo ich wspólna…

Dotąd nie powiedziała mu, że jest dziewicą. Nadszedł chyba czas, by to zrobić. Nie mogła jednak wydusić słowa. Jonah podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.

– Lydie, ty drżysz! Dlaczego? Boisz się mnie? – Był bardzo poruszony.

– Nie. – Uśmiechnęła się. – Kiedyś byłam bardzo nieśmiała. Walczyłam z tym, ale znów wszystko wróciło.

Objął ją delikatnie.

– Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi. Prawie się nie znamy, lecz to minie. Rozumiem, że czujesz się nieswojo, ale umówiliśmy się, że będzie to nasz przyjacielski weekend.

Spojrzała mu głęboko w oczy, a potem lekko go pocałowała. Jego uścisk stał się mocniejszy. Odsunęła się.

– Czy tak było dobrze? – zapytała niepewnie.

– Bardzo dobrze. – Uśmiechnął się. Była taka niewinna. Czyżby nigdy dotąd… Nie, to niemożliwe. – Rozejrzyj się po domu, ja pójdę się wykąpać, a potem pojedziemy coś zjeść – zaproponował.

Następnego dnia Lydie obudziła się wcześnie. Leżała, myśląc o tym, jak wspaniale się ze sobą dogadują. Jonah stawał się jej bliższy z każdą chwilą. Przypomniała sobie, jak mówił, że od czasów, gdy byt mały, nikt nie przyniósł mu herbaty do łóżka. Lydie narzuciła na siebie szlafrok i pobiegła do kuchni. Jednak gdy z tacą w ręku wracała na górę, dopadły ją wątpliwości. Może nie powinna? Może to będzie wtargnięcie w jego prywatność? Przez długą chwilę stała pod drzwiami, w końcu zapukała.

– Lydie? – zapytał.

– Tak. Przyniosłam ci herbatę.

– Wejdź.

Bardzo się ucieszył na jej widok. Usiadł na łóżku. Lydie nie mogła oderwać od niego wzroku. Złapał ją za rękę.

– Porozmawiajmy.

– O czym?

– Wszystko jedno. Po prostu chciałbym, żebyś była blisko.

Usiadła na łóżku. Czuła ciepło jego ramienia oplecionego wokół talii.

– Czy ty cokolwiek do mnie czujesz? – wyrwało się jej. – Przepraszam, nie powinnam o to pytać – spłoszyła się i zaczerwieniła.

– Oczywiście, że powinnaś. Chciałbym, żebyśmy mogli bez oporów rozmawiać o wszystkim. Czy sądzisz, że ożeniłbym się z kimś, kogo nie lubię?

– Nie, to byłoby nierozważne. Co będziemy dzisiaj robić? – zmieniła temat.

– Umówiłem nas u jubilera. Pojedziemy wybrać obrączki.

Lydie poczuła, że serce zaczyna jej bić jak oszalałe.

– Obrączki? No tak, obrączki – powtórzyła trochę nieprzytomnie. – To jednak nie sen.

– Nie, to nie sen.

Zadumała się. Kocha Jonaha, wychodzi za niego, ale to wszystko mało. Wiedziała o tym dobrze. Przyszłość jawiła się jej jako wielka niewiadoma.

– Lepiej już pójdę – powiedziała. Jonah złapał ją za rękę.

– Nie ma pośpiechu, kochanie – wyszeptał. – Co byś powiedziała, gdybyśmy zaczynali każdy dzień pocałunkiem? Zgoda?

Nie było w tym nic dziwnego, przecież niebawem mieli się pobrać. Nie powinna zachowywać się jak mniszka. A jednak…

– To dobry pomysł. – Miało to zabrzmieć swobodnie.

– Wciąż kłamiesz, Lydie.

– Nieprawda, tylko… Jestem trochę zdenerwowana. – Spojrzała na swoją krótką koszulkę nocną i zaczerwieniła się.

– Ze mną będziesz bezpieczna. Nigdy cię nie skrzywdzę. – Objął ją i pocałował.

Czulą, jak świat wiruje wokół niej. Gładziła Jonaha po nagim ramieniu. Nagle coś ją spłoszyło.

– Nie miałaś zbyt wielu mężczyzn w swoim życiu – powiedział cicho.

Poczuła się strasznie skrępowana.

– Wiesz co, powinnam już chyba iść – rzuciła pośpiesznie i nieomal wybiegła z pokoju.

Wykąpała się i ubrała. Była bardzo zmieszana. A może to naturalne, że mężczyzna, którego zamierza poślubić, onieśmiela ją? Może w normalnych warunkach takie bariery przechodzi się krok po kroku? Potem przypomniała sobie pocałunek i wszystko inne przestało się liczyć.

Podczas śniadania Jonah zachowywał się, jakby nic się nie stało. Potem bez większych problemów wybrali obrączki i wrócili do domu. Lydie poszła do kuchni, by przygotować coś do zjedzenia. Jonah czekał przy komputerze na email.

Po obiedzie poszli na spacer, gawędząc o tym i owym. Lydie miała wrażenie, że miłość do Jonaha przepełnia ją całą. Kolację zjedli poza domem. Jonah miał co prawda gospodynię, ale ten weekend postanowili spędzić sami.

– Pomyślałem, że tak będzie lepiej. Poza tym pewnie zechcesz po ślubie zorganizować wszystko po swojemu. Ale nie martw się, pani Allen z przyjemnością będzie ci pomagała.

– Z tego, co widzę, jest świetną gospodynią, ale jednak nieco tu zmienię. – Nagle uświadomiła sobie, że niedługo zostanie panią domu.

Po powrocie zasiedli w salonie.

– Jak się czujesz? – zapytał. – Byłaś trochę spięta, gdy wczoraj przyjechałem po ciebie.

– Dziwisz się? Z własną matką ledwie sobie radzę, a obecnie mam dwie na głowie. – Roześmiała się. – Teraz widzę, jak ten wyjazd był mi potrzebny.

– Mam wyrzuty sumienia, że na tak długo zostawiłem cię samą, ale w firmie jest prawdziwe urwanie głowy. Muszę wszystko ustawić przed naszym wyjazdem.

– Jeśli masz coś pilnego do zrobienia, nie będę ci przeszkadzać.

– Próbujesz się mnie pozbyć?

– Ależ skąd. Wiesz, jestem zmęczona. Pójdę się położyć.

Choć czuła się wspaniale w jego towarzystwie, chciała zostać sama. Musiała podumać o tym, co ją czeka.

Jonah odprowadził ją do drzwi sypialni i pocałował na dobranoc.

Lydie, leżąc już w łóżku, oddała się rozmyślaniom. Będzie im razem dobrze? Był miły i ciepły. Może to, że jej nie kocha, nie jest takie ważne? A jeśli? Jakie to ma znaczenie, skoro i tak będzie musiała za niego wyjść?

Cóż, klamka zapadła. Nie mogła się już wycofać. Ojciec by się załamał, przygotowania do ślubu w toku…

Wiedziała jednak, że w każdej chwili może zerwać zaręczyny. Wypłynęłaby sprawa długu, matka obraziłaby się na nią śmiertelnie, ale po jakimś czasie wszystko wróciłoby do normy.

Tylko że za nic w świecie nie odeszłaby od Jonaha. Marzyła, że kiedyś ją pokocha. Wprawdzie nie mogła się równać z okrzyczanymi pięknościami, ale…

Kiedy się obudziła, Jonah był w jej pokoju. Zauważyła parujący kubek herbaty na szafce koło łóżka. Słońce leniwie przedzierało się przez zasłony.

– Myślałem, że będziesz chciała poleniuchować w niedzielny poranek. – Dotknął dłonią jej skóry, aż przeszedł ją dreszcz. – Spałaś dobrze?

– Wspaniale. – Spojrzała w okno i uśmiechnęła się.

– Jaka piękna pogoda!

– Niestety przed wieczorem muszę być w Londynie. Poleniuchujmy, ile się da, a zjemy coś w drodze powrotnej, dobrze?

– Jasne. No to leniuchujmy. – Przeciągnęła się powoli. Jonah zmrużył oczy. Była taka kusząca…

– Niestety aż do ślubu będę bardzo zajęty, na jakiś czas wyjeżdżam z kraju. Gdybyś miała jakiś problem, skontaktuj się z moją asystentką. Ona będzie wiedziała, gdzie mnie znaleźć.

– Nasze matkj wszystkiego dopilnują, nie przejmuj się. – Była rozczarowana, że Jonaha tak długo nie będzie.

– Poza bukietem. To twoja działka – podkpiwał.

– No i jest problem z listą gości. Obie mamy wciąż kogoś dopisują, dyskutując przy tym zawzięcie. Chyba nie zdążą na czas – roześmiała się.

– A właśnie, lista gości… – Jonah nagle spochmurniał. – Moja mama dała mi ją do przejrzenia. Oczywiście masz prawo zaprosić, kogo chcesz, ale Charles Hillier…

– zakończył szorstko.

Lydie natychmiast się spięła. Cała radość uleciała z niej. Nienawidziła kłótni, a oto znów się zaczyna.

– Charlie jest moim przyjacielem.

. – Miałaś się z nim rozstać. Przecież tak ustaliliśmy.

– Nieprawda. Ustaliliśmy, że nie będę z nim romansować i słowa dotrzymałam. Ale Charlie jest moim przyjacielem – zaprotestowała ostro. – Nigdy nie zerwę z nim kontaktów. Zresztą jest bratem Donny.

– I twoim byłym facetem!

– Nigdy nim nie był.

– Spałaś z nim – syknął Jonah. Wyglądał naprawdę groźnie.

Lecz Lydie się nie wystraszyła.

– Co się z tobą dzieje? Chcesz mnie rozliczać z przeszłości?

– Nie… – Opanował się nieco. – Ale ty ściągasz na nasz ślub faceta, z którym niedawno spałaś.

– Kto ci to powiedział?

– Ty sama.

– Niby kiedy?

– Przyznałaś, że nocowałaś u niego.

– To prawda, i to wiele razy. Robiłam tak zawsze, gdy zasiedziałam się w Londynie.

– No właśnie! – rzucił oskarżycielsko.

– Daj spokój, Jonah. Skończmy ten temat.

– Lydie, powiedz mi wprost: spałaś kiedykolwiek z Charliem? – dopytywał się gorączkowo.

– A dzień zapowiadał się tak cudownie – mruknęła.

– Odpowiedz!

– Nie masz prawa pytać, z kim spałam, zanim się zaręczyliśmy – powiedziała stanowczo. – I byłabym ci wdzięczna, gdybyś opuścił mój pokój.

– Zaraz to zrobię – oświadczył lodowato. – To prawda, nie powinno się mieszać przeszłości z teraźniejszością. Każde z nas żyło po swojemu i na swój rachunek, ale teraz to się zmieniło. Dlatego nie zaprosiłem na nasz ślub żadnej z moich byłych dziewczyn, kochanek, czy jak tam chcesz to nazwać. I chyba mam prawo oczekiwać od ciebie tego samego.

Już nie była zła. Miał rację. Musiała wyjaśnić to nieporozumienie.

– Kiedy zatrzymywałam się u Charliego, zawsze miałam swój pokój. Między mną i Charliem nigdy nic nie było. Po prostu się przyjaźnimy.

– Rozumiem… Ale między przyjaciółmi czasami coś zaiskrzy, a ty jesteś piękną kobietą… A może z Charliem jest coś nie tak?

– Nie, nie jest gejem – warknęła. – Jonah, mam tego dość. To przesłuchanie mi ubliża.

Lecz on zamyślił się nad czymś głęboko. Wreszcie spojrzał na nią z powagą.

– A może chodzi o ciebie, Lydie?

– To znaczy? – najeżyła się.

– Niedługo mamy się pobrać… Więc odpowiedz mi na jedno bardzo ważne pytanie. Czy nie lubisz seksu?

– A skąd mam to wiedzieć? – mruknęła.

Jonah podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu.

– Lydie… Przepraszam… Nie wiedziałem… – Głaskał ją delikatnie.

– Chciałam ci to wcześniej powiedzieć, ale jakoś nie wyszło. – Spojrzała mu w oczy i mimo że była zażenowana, uśmiechnęła się. – Taki ze mnie dziwoląg, nieznany przypadek w naszych czasach.

– Cudowny dziwoląg. – Pocałował ją delikatnie.

Ich pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Czuła, jak Jonah całuje jej policzki, szyję, ramię, jak zsuwa jej ramiączko koszuli. Z każdą chwilą jej piersi stawały się pełniejsze. Kiedy dotknął ich swoimi ustami, odsunęła się zawstydzona. Jonah natychmiast na nią spojrzał. Uśmiechnęła się zarumieniona.

– Czyżbyś nie była gotowa?

Przez chwilę walczyła ze swoimi myślami. A później szepnęła:

– Naucz mnie.

Poczuła jego gorące usta na swoim ciele. Ogarniał ją pożar namiętności.

– Cudownie… – szepnęła.

Pieszczoty stawały się coraz odważniejsze. Półprzytomna Lydie zrzuciła szlafrok z Jonaha i z dziką fascynacją zaczęła gładzić jego ciało.

– Jesteś wspaniała – zamruczał.

– Ty też…

Zapadli w oszałamiający pocałunek. Potem Jonah, ciężko oddychając, powiedział chrapliwie:

– Jeśli nie przestaniemy…

– Nie chcę przestawać! – krzyknęła. I nagle się zawstydziła. Nerwowo poprawiła ramiączko.

Popatrzył na nią uważnie, potem schylił się po szlafrok i westchnął.

– Pragnę się z tobą kochać, Lydie, ale musisz być gotowa. Nie chcę, żeby to była sprawa chwili. – Uśmiechnął się czule. – Musisz tego pragnąć, gdy się budzisz i zasypiasz, o każdej porze dnia i nocy. Tak jak ja. Wtedy naprawdę będziesz gotowa. – Pocałował ją delikatnie. – Czekam na ciebie w kuchni.

Przy kawie zachowywali się, jakby nic się nie stało.

– Wyjdźmy – zaproponował Jonah.

– Myślałam, że spędzimy leniwy poranek.

– Też tak sądziłem. Ale to było, zanim prawie mnie uwiodłaś. – Uśmiechnął się.

– Szkoda, że mi się nie udało – mruknęła szczerze i zaraz zdumiała się swoją odwagą.

– Wszystko w swoim czasie, Lydie.

Ufała mu. Był bardzo doświadczony, zaś ona… A jednak czuła się rozczarowana.

Nagle zrozumiała, że wreszcie obudziła się w niej kobieta. I od razu poczuła się lepiej.

Kiedy wrócili do Beamhurst Court, matka oznajmiła z dumą, że wreszcie kupiła odpowiedni kapelusz, natomiast ojciec i Jonah odeszli na stronę, by o czymś porozmawiać.

Potem Jonah zaczął się żegnać.

– Nie zostaniesz na kolacji? – spytała Hilary.

– Niestety wzywają mnie interesy. Proszę mi wybaczyć. Lydie, możesz odprowadzić mnie do samochodu?

Gdy wyszli, Lydie zbierało się na płacz. Wiedziała, że to głupie, przecież zobaczą się za dwa tygodnie, pobiorą się i już zawsze będą razem, a jednak…

– Jedź ostrożnie – powiedziała, gdy doszli do auta. Jonah spojrzał w jej piękne zielone oczy.

– Pamiętaj, kochanie, jeśli będziesz miała jakieś problemy, zadzwoń do mojej asystentki, Elaine Edwards. Ona powie ci, gdzie jestem.

– Tak, oczywiście. Smutno mi, że wyjeżdżasz – powiedziała cicho. – I zaraz dodała z uśmiechem: – Nie rozrabiaj zanadto przez te dwa tygodnie. Pamiętaj, że ja będę grzeczna.

– Jesteś jeszcze piękniejsza, gdy się uśmiechasz.

– Czy to znaczy, że dostanę buziaka na pożegnanie? Jonah natychmiast chwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować.

Wreszcie odjechał, a Lydie wróciła do domu. Łzy napływały jej do oczu. Tak bardzo go kochała. Jak sobie poradzi sama przez tak długi czas?

Przez tydzień nie dostała od niego żadnych wiadomości. Wprawdzie Lydie szczęśliwie miała mnóstwo pracy, ale i tak co rusz dopadała ją tęsknota, Był wtorek, do ślubu zostały już tylko cztery dni. Lydie spakowała rzeczy, które zamierzała zabrać do Yourk House i walizki z ubraniami na podróż poślubną. W sobotę mieli nocować w Yourk House, a w niedzielę polecieć na jakąś wyspę. Lydie była coraz bardziej zdenerwowana. Chwilami miała ochotę rzucić to wszystko i schować się w mysią dziurę.

Wieczorem zadzwonił Jonah.

– Gdzie jesteś? – zapytała.

– W Szwecji.

– Kiedy wracasz?

– Jesteś zdenerwowana, Lydie.

– Przepraszam, ale to podobno normalne. Muszę przyznać, że czuję, jakbym wpadła w głęboki dół. Uda nam się, Jonah, prawda? – zapytała nerwowo. – Boże, dlaczego cię tu nie ma!

– To już niedługo, kochanie.

– Zapakowałam masę rzeczy, które chciałabym zabrać ze sobą. Ubrania na podróż poślubną, i to, czego będę potrzebowała, jak wrócimy.

– Elaine będzie tam jutro. Zadzwonię do niej i powiem, żeby dała ci klucze.

– Ja… – Wciąż nie oswoiła się z myślą, że stanie się panią domu, mężatką, a kiedyś matką…

– Wszystko będzie dobrze, Lydie. Obiecuję ci.

– Zatem do soboty.

Tyle tylko mogła z siebie wydusić. Odłożyła słuchawkę. O Boże! To wszystko nastąpi już w sobotę. Miała nadzieję, że jej nerwy wytrzymają do tego czasu.

Загрузка...