4

Hurd Wallace stawił się dwie minuty później. Holly wstała i wyciągnęła rękę na powitanie.

– Jestem Holly Barker i dzisiaj zaczynam tu pracę – powiedziała.

Wallace uścisnął jej dłoń.

– Miło mi panią poznać. Witamy na pokładzie.

– Proszę usiąść. Pogadajmy chwilę przed zmianą.

Hurd zajął miejsce.

Wydawało się, że nic nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi: ani to, że minął go awans, ani to, że obca kobieta będzie jego zwierzchnikiem.

– Zdaję sobie sprawę, że moje przybycie jest dla pana niespodzianką – powiedziała Holly. – Właśnie się dowiedziałam, że szeryf nie uprzedził was o tym.

– Tak, to była niespodzianka – przyznał Wallace.

– Szef zatrudnił mnie ponad miesiąc temu. Załatwiałam zwolnienie z wojska. Do miasta przyjechałam wczoraj wieczorem.

– Czy mogę pani pomóc w związku z mieszkaniem?

– Dzięki, już się zagospodarowałam. Mieszkam w Riverside Park, w przyczepie. Mieszkałam już w niej pod bazą.

– Rozumiem.

– Hurd… mogę mówić ci po imieniu?

– Oczywiście.

– Ty też mów mi po imieniu, ale tylko gdy będziemy sami, nie przy reszcie personelu. Zdaję sobie sprawę, że liczyłeś na zajęcie mojego miejsca, i przykro mi, że postrzelenie szefa jeszcze bardziej skomplikowało sytuację. Mam jednak nadzieję, że nasza współpraca dobrze się ułoży.

– Jestem tego pewien.

– Zanim spotkam się z innymi, chciałabym poznać szczegóły wczorajszego zajścia. Kto prowadzi dochodzenie?

– Sierżant Bob Hurst. To nasz najlepszy człowiek do spraw zabójstw.

– Chciałabym z nim porozmawiać jak najszybciej.

– Był na nogach przez całą noc. Pracował na miejscu przestępstwa i dokonał oględzin samochodu szefa. Powiedziałem mu, żeby poszedł do domu i się przespał.

– Nie budź go, pomówię z nim później. Tymczasem powiedz mi, co wiesz.

– Przejeżdżający kierowca znalazł szefa leżącego przed maską samochodu na poboczu A1A, parę minut po jedenastej w nocy. Dostał postrzał w głowę, ale żyje. Bob Hurst pojawił się tam zaraz po przyjeździe pogotowia, a ja niedługo po jego odjeździe. Ziemia była sucha, więc nie zostały żadne ślady stóp. Z samochodu szefa nic nie zginęło.

– Czy kogut na dachu wozu szefa był włączony?

– Nie, ale paliły się reflektory.

– Drzwi były otwarte czy zamknięte?

– Zatrzaśnięte, ale nie zamknięte na klucz. Szyba od strony kierowcy była opuszczona. Szef zwykle ją opuszczał, bo nie przepadał za klimatyzacją.

Holly zerknęła na roleksa, pożegnalny prezent od dowódców plutonu.

– Przejdźmy do pokoju odpraw, chciałabym spotkać się z innymi. Byłabym wdzięczna, gdybyś mnie przedstawił. Ja zrobię resztę.

– Jasne, z przyjemnością.

Weszli do pokoju odpraw.

– Proszę o uwagę – powiedział głośno Hurd. Wszyscy ucichli. – Przedstawiam wam nowego członka wydziału, zastępcę komendanta Holly Barker, która dzisiaj zaczyna pracę.

Holly wysunęła się do przodu.

– Dzień dobry. Wiem, że moje pojawienie się jest dla was niespodzianką. Zostałam zatrudniona pięć tygodni temu i szeryf Marley chciał przedstawić mnie wam osobiście, ale stało się to niemożliwe z powodu nocnego zajścia. Wkrótce poznamy się lepiej, jednak już teraz pragnę was zapewnić, iż nie nastąpią żadne zmiany w przydziale zadań czy zakresie obowiązków. Macie tutaj doskonały system i nie chcę go zmieniać. Wiem, że wszyscy jesteście dobrymi policjantami. Zatrudnił was Chet Marley, więc mam do was całkowite zaufanie. Moim pierwszym zadaniem będzie wyjaśnienie napaści na szefa i aresztowanie sprawcy. Nie zamierzam zajmować się tą sprawą osobiście, ale będę miała nad nią ścisły nadzór. Każdy z was może pomóc w dochodzeniu. Skontaktujcie się ze wszystkimi informatorami, z którymi współpracujecie. Postaram się załatwić nagrodę pieniężną za informacje – może to okaże się pomocne. Wiem, że macie wiele pytań w związku z moją osobą. Wywieszę więc swój życiorys na tablicy ogłoszeń, aby każdy mógł się z nim zapoznać. Chcę jak najszybciej poznać i was, i obowiązujące tutaj zasady. Jeśli popełnię jakieś błędy, możecie wytykać mi je bez ograniczeń. Dzięki temu szybciej wdrożę się do pracy. Czy są jakieś pytania?

– Co z szefem? – spytał jeden z funkcjonariuszy.

– Czekamy na informacje. Przekażę je wam niezwłocznie. Teraz jadę do szpitala. Jeszcze coś? – Nikt się nie odezwał. – W takim razie dziękuję, to wszystko.

– Przydzielę pani kogoś – zaproponował Wallace.

– Dzięki, to dobry pomysł – odparła Holly.

Jane podała jej telefon komórkowy.

– Pasuje do futerału na pasie – wyjaśniła. – Z tyłu jest przyklejony numer.

– Dziękuję, Jane. Jadę do szpitala. Zadzwoń, jeśli usłyszysz coś przede mną. – Odwróciła się do Wallace’a. – Gdy pojawi się sierżant Hurst, proszę do mnie zadzwonić i poprosić go, żeby zaczekał.

– Tak jest. – Hurd przywołał młodego policjanta. – To Jimmy Weathers z drogówki. Pojedzie z panią.

– Witaj, Jimmy – powiedziała Holly, podając mu dłoń.

– Miło mi panią poznać, szefie. Bob Hurst zwolnił wóz szefa Marleya, więc możemy z niego skorzystać.

– Świetnie. Jedźmy.


Holly dokładnie obejrzała nowego granatowego forda taurusa, szukając wgnieceń czy otarć. Dostrzegła kilka krótkich głębokich rys na masce. Zajrzała do środka, ale nie zauważyła nic godnego uwagi.

Usiadła na fotelu kierowcy. Weathers pilotował.

– Jak długo pracujesz w policji, Jimmy? – spytała.

– Półtora roku.

– Jakie masz obowiązki?

– Patroluję na jednośladach i samochodami.

– Masz na myśli motocykle?

– Nie, rowery. W dzielnicy handlowej i na plaży sprawdzają się najlepiej. Mniej onieśmielają niż wozy patrolowe. To pomysł szeryfa Marleya.

– A co chciałbyś robić?

– Prowadzić śledztwa. Tak jak każdy.

Holly uśmiechnęła się.

– Pewnie – przyznała.

Kierując się wskazówkami Weathersa, podjechała do szpitala od strony izby przyjęć i zaparkowała wóz na zastrzeżonym miejscu.

– Niech pani opuści osłonę przeciwsłoneczną – poradził Jimmy. – Jest na niej wydrukowana odznaka.

Gdy to zrobiła, wysiedli z samochodu i weszli do budynku. Chirurgia mieściła się na trzecim piętrze. Wjechali tam windą i podeszli do recepcji.

– Barker, zastępca komendanta policji – przedstawiła się Holly dyżurnej pielęgniarce. – Czy może mi pani coś powiedzieć na temat stanu szeryfa Marleya?

– Nie, ale mogę zawołać doktora Greena. On przeprowadzał operację.

– Dziękuję.

Kobieta zadzwoniła na pager doktora. Chwilę później lekarz pojawił się przy biurku.

– Doktor Green. W czym mogę pomóc?

Holly przedstawiła się.

– W jakim stanie jest szeryf Marley? – spytała.

– Leży w sali pooperacyjnej, podłączony do respiratora. Miałem nadzieję, że odzyska przytomność, ale wygląda na to, że zapadł w śpiączkę.

– Jakie są rokowania?

– Niepomyślne.

– Może pan opisać jego obrażenia?

– Został postrzelony w głowę. Kula małego kalibru utkwiła w prawym płacie czołowym.

– Wyjął ją pan?

Doktor sięgnął do kieszeni po plastikową torebkę z kawałkiem ołowiu.

– Zastanawiałem się, kiedy ktoś o to zapyta – powiedział.

Holly obejrzała pocisk.

– Wygląda na kaliber trzydzieści dwa.

– Tak myślałem.

– I nikt o nią nie pytał?

– W nocy był tu jakiś detektyw, ale odszedł, zanim skończyłem operować.

– Widział szeryfa?

– Nie.

– Ja chciałabym go zobaczyć.

– Nie można mu przeszkadzać – zaoponował lekarz.

– Nie będę mu przeszkadzać, po prostu rzucę na niego okiem, a pan będzie mi towarzyszył.

– W porządku, proszę tędy.

– Jimmy, zaczekasz tutaj – poleciła Holly.

Lekarz poprowadził ją na oddział intensywnej opieki medycznej. W pokoju stały cztery łóżka, ale tylko jedno było zajęte. Chet Marley leżał w otoczeniu sprzętu monitorującego, głowę miał obandażowaną. Na krześle przy łóżku siedziała pielęgniarka.

– Jakieś zmiany? – zapytał ją lekarz.

– Nie, panie doktorze, stan bez zmian.

Doktor odwrócił się do Holly.

– Proszę, może go pani obejrzeć.

Holly podeszła do łóżka i popatrzyła na Marleya. Z powodu bandaży jego głowa wydawała się dużo większa, a twarz zniekształcał ustnik respiratora. Zapaliła światło nad łóżkiem i spojrzała na prawy policzek.

– Widzę tu stłuczenie – powiedziała.

Doktor pochylił się nad chorym.

– Rzeczywiście – przyznał. – Nie widziałem go wcześniej. Miał już zakrytą głowę, gdy wszedłem na salę operacyjną.

Holly obejrzała prawą rękę Marleya. Na kłykciach widniały zadrapania i sińce. Obeszła łóżko i sprawdziła drugą rękę. Dwa paznokcie, zdarte do żywego ciała, podeszły krwią.

– Muszę obejrzeć jego tors – oznajmiła.

– Żeby podciągnąć koszulę, trzeba by go ruszyć, a na to nie wyrażę zgody – zaoponował Green.

– Więc niech ją pan rozetnie.

Odwrócił się do pielęgniarki.

– Siostro, proszę podać mi nożyczki.

Kobieta otworzyła szufladę i podała mu nożyczki, a doktor rozciął przód koszuli.

Holly odchyliła materiał i obejrzała tors Marleya.

– Duży siniak na żebrach po lewej stronie. I opuchlizna. – Pokazała palcem, w którym miejscu.

– Ma pani rację.

Holly zsunęła połówki koszuli, a gdy pielęgniarka skleiła je plastrem, delikatnie podciągnęła prześcieradło, żeby obejrzeć nogi i stopy rannego.

– Nie ma żadnych obrażeń – orzekła.

– Zgadzam się – przyznał lekarz.

– Czy wokół rany po kuli były ślady prochu?

– Było przyczernienie, ale niezbyt rozległe.

– Dziękuję, doktorze.

Wyszli z sali pooperacyjnej.

– Czy ma szansę na powrót do zdrowia? – spytała Holly.

– Cóż, uszkodzenia ograniczają się do płata czołowego. Może więc wyzdrowieć, ale może też dojść do lobotomii przedczołowej.

– Chciałabym obejrzeć jego ubranie.

Green pokiwał głową i podszedł do telefonu. Po chwili pojawiła się pielęgniarka z niewielkim plastikowym workiem. Podała go lekarzowi, a ten przekazał go Holly.

– Może przejdziemy do mojego gabinetu? – zaproponował.

Skinęła głową i poszła za nim. W gabinecie wysypała zawartość worka na biurko. Kurtka była zbryzgana krwią, a spodnie zostały rozcięte podczas zdejmowania. Podniosła je i dostrzegła z tyłu ślady ziemi i trawy. Buty i pas też były powalane ziemią.

– Gdzie jest jego pistolet? – spytała Holly.

– Nie miał pistoletu – odparła pielęgniarka. – Kazałam sprawdzić w ambulansie, ale tam też go nie było.

– Dziękuję. – Holly odpięła z kurtki odznakę i schowała ją do kieszeni, a potem wepchnęła rzeczy z powrotem do worka. – To już wszystko.

Wyszli na korytarz. Holly zatrzymała się, zanim znaleźli się przy recepcji.

– Kogo informuje pan o jego stanie, doktorze? – spytała.

– Jego sekretarka spędziła tu większą część nocy.

– Wie pan, czy szeryf jest żonaty?

– Raczej nie. Gdyby był, jego żona już by tu przyjechała.

– Będę wdzięczna, jeśli każdemu, kto zapyta o stan szeryfa Marleya, powie pan, że rokowania są złe, wręcz beznadziejne.

– Nie bardzo rozumiem.

– Zeszłej nocy ktoś próbował zamordować szeryfa. Chciałabym, aby sprawca myślał, że mu się udało. Jeśli bowiem rozejdzie się wieść, że szeryf wraca do zdrowia, napastnik może ponowić próbę. Przecież szeryf musiał widzieć, kto do niego strzelał. A chyba nie chcemy, żeby po szpitalnych korytarzach zaczął skradać się zabójca, prawda?

Doktor uniósł brwi.

– Teraz rozumiem – powiedział.

– Byłoby dobrze, gdyby szpital powiadomił lokalną prasę i agencje informacyjne, że szeryf został poważnie ranny i prawdopodobnie nie odzyska przytomności, a jeśli nawet odzyska, to uszkodzenia mózgu w znacznym stopniu ograniczą jego zdolność nawiązania kontaktu z otoczeniem.

– Mogę to załatwić.

Holly uśmiechnęła się.

– Bardzo panu dziękuję. A jeśli szeryf odzyska przytomność, chciałabym być nie tylko pierwszą, ale jedyną powiadomioną o tym osobą. – Zapisała Greenowi swój numer domowy i numer komórki, a potem podeszła do funkcjonariusza Weathersa.

– Jak miewa się szef? – zapytał policjant, gdy wracali do samochodu.

– Źle, Jimmy, bardzo źle. Wiesz, gdzie to się stało?

– Tak. Przejeżdżałem tamtędy, zanim zabrali jego wóz.

– Jedźmy tam i rozejrzyjmy się.

Загрузка...