ROZDZIAŁ XI

Nietrudno odgadnąć, co nurtuje cię najbardziej, przeciwko czemu buntuje się twoja natura Ziemianina!

Socjolog Zeb patrzył na Rinaha z tym samym zniecierpliwieniem czy niezadowoleniem, które malowało się na jego twarzy poprzedniego dnia, gdy Alvi umawiał się z nim przez video. Po kilku minutach rozmowy Rinah zaczął podejrzewać, że ten grymas niechęci jest po prostu stałą cechą rysów jego twarzy i przestał czuć się jak intruz, zabierający cenny czas zapracowanemu badaczowi. – Nie potrafisz zapewne pogodzić się z nieustanną ingerencją Systemu Zabezpieczeń w prywatne życie poszczególnych mieszkańców tej planety – ciągnął Zeb, przechadzając się przed Rinahem i Alvim, których usadowił w dwóch fotelach naprzeciw swego laboratoryjnego stołu, pełnego wideokaset i zastawionego kilkoma monitorami ekranowymi do ich odczytywania. – Ja cię rozumiem i nawet się nie dziwię. Wy, na Ziemi, nie jesteście zdolni wyobrazić sobie wszystkich czynników, których działaniu jesteśmy tutaj poddawani od stulecia. Posłużę się prostą przenośnią: wyobraź sobie to samo słowo, wypowiedziane przez człowieka na powierzchni Ziemi i tutaj, we wnętrzu Paradyzji. U was słowo to zabrzmi na krótko i rozwieje się w powietrzu, odleci w otwartą przestrzeń. Tutaj to samo słowo odbije się od ścian i będzie dudniło echem, uwięzione w przestrzeni zamkniętej… Takie są prawa akustyki, niezależnie od znaczenia wypowiedzianego słowa. Mówię to, by dać ci przykład zasadniczej różnicy warunków czysto fizycznych. Na to nakładają się inne jeszcze, wtórne konsekwencje naszej sytuacji. Nie można więc bezkrytycznie posługiwać się analogiami przy porównywaniu u tak różnych światów.

Zeb zatrzymał się nad stołem. Grzebał przez chwilę wśród rozrzuconych kaset, wybierając niektóre spośród nich i odkładając na bok. Od paru lat zajmuję się badaniami społecznymi, sondowaniem opinii publicznej… Mam tutaj zgromadzony ogromny materiał pochodzący z zapisów Centrali…

– Sądziłem, że te zapisy nie docierają do wiadomości ludzi, że są wykorzystywane jedynie przez system komputerowy… – wtrącił Rinah. – A tymczasem okazuje się, że ma do nich dostęp telewizja, naukowcy…

– Przecież nie interesują nas pojedyncze osoby! Dla nas te zapisy są najzupełniej anonimowe i służą do opracowań statystycznych. My, socjologowie, rozpatrujemy społeczeństwo jako całość: jego nastroje, opinie, stopień zadowolenia z warunków życia. Oceną indywidualną zajmuje się wyłącznie Centrala, to znaczy komputerowy System Zabezpieczeń.

Zeb usiadł na brzegu stołu naprzeciw Rinaha. Uśmiechnął się, t lecz wypadło to jak grymas podczas przełykania czegoś kwaśnego.

– Sądzisz zapewne – powiedział – że z tych słów i gestów, które rejestruje Centrala, trudno stworzyć prawdziwy obraz nastrojów społeczeństwa. Po części masz rację. Ludzie, zwłaszcza wówczas, gdy mają pełną świadomość, że są obserwowani, starają się nie wypowiadać i nie czynić tego, co mogłoby im być zapisane na minus. No i bardzo dobrze! Czyż nie o to chodzi?

– Taak… – mruknął Rinah niepewnie. – Ale… w takiej sytuacji… czy można poznać prawdziwe poglądy, opinie, myśli ludzkie?

– To rzeczywiście trudny problem, ale zapewniam cię, że Centrala ma i na to sposoby. System Zabezpieczeń nie jest skostniały w swej strukturze i metodach; on ustawicznie ewoluuje, rozwija się, ulepsza! Czy wiesz, od czego zaczynali nasi przodkowie, pierwsi przybysze do tego układu? Oni nie mieli ani tej techniki, ani opanowanych metod działania, a problemy były takie same, może nawet trudniejsze. Z zewnątrz groźba karnej ekspedycji z Ziemi; od wewnątrz zaś… nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, co się tutaj działo. Sądzę, że Alvi, jako historyk, potrafi ci lepiej przedstawić sytuację w Paradyzji… a właściwie, jeszcze nie w Paradyzji, lecz we wnętrzu dwunastu prowizorycznie powiązanych ze sobą walcowatych kontenerów, krążących po orbicie wokół Tartaru…

– Krótko mówiąc – wtrącił Alvi – nie wszyscy byli zachwyceni tym, czego dowiedzieli się po obudzeniu z anabiozy, że nie będą mogli osiedlić się na planecie, jak przewidywano w pierwotnych planach, lecz mieszkać będą w orbitalnej kolonii… Jedni chcieli wracać, inni nie dowierzali wynikom badań i twierdzili, że Tartar nadaje się do zasiedlenia… Zdarzali się tacy, co w desperacji gotowi byli zniszczyć nowo tworzoną orbitującą kolonie wraz z wszystkimi jej mieszkańcami.

– Ale… większość zaakceptowała jednak plan Cortazara? Alvi i Zeb popatrzyli jeden na drugiego, jakby każdy z nich chciał uniknąć odpowiedzi na pytanie Rinaha.

– Cóż mogłoby pomóc poparcie większości w sytuacji, gdy jeden nierozważny oponent albo po prostu zwariowany desperat mógł doprowadzić do zguby wszystkich: tak zwolenników, jak i przeciwników… – odpowiedział wreszcie Zeb. – Utworzenie kolonii orbitalnej było najkorzystniejszym rozwiązaniem i trzeba było przekonać wątpiących i ograniczyć wpływ zdecydowanych krytyków tego planu. Wtedy właśnie po raz pierwszy pojawiła się potrzeba sprawnego Systemu Zabezpieczeń. Myśli człowieka są sferą, do której najtrudniej dotrzeć, a tam przecież rodzą się treści wypowiedzi i zamiary działań. Myśli ludzkie kryć mogą w sobie istotne elementy zagrożenia publicznego. Człowiek, pozostawiony z własnymi myślami, bez moralnego i naukowego wsparcia, wątpi, docieka, roztrząsa dziwaczne i niebezpieczne pomysły… Gdyby udało się dotrzeć do myśli człowieka w fazie ich powstawania, można by mu wiele wyjaśnić, skorygować błędne założenia, wyprostować niesłuszne poglądy, zapobiec mylnym wnioskom i tworzeniu planów działań opartych na błędzie i fałszywych przesłankach…

Niestety, Centrala nie może ocenić bezpośrednio stanu myśli i świadomości jednostki, nie umie więc wykrywać początków błędu czy wręcz obłędu, urojeń i umysłowych dewiacji… U was, na Ziemi, także pojawiają się szaleńcy, terroryści strzelający do tłumu, podkładający bomby… Lecz tam kończy się to śmiercią kilku czy kilkuset osób, ruiną jednego gmachu, katastrofą jednego samolotu czy rakiety… Tutaj zaś taki sam fakt może pociągnąć za sobą totalną zagładę całej planety. O tyle właśnie sprawa nadzoru i kontroli staje się u nas bardziej krytycznym problemem, a każdy błąd o tyle bardziej brzemiennym w skutki…

Czyż nie jest więc zrozumiała owa szeroko stosowana profilaktyka, polegająca z jednej strony na wykrywaniu zagrożeń przez kontrole słów i czynów ludzkich, z drugiej zaś na uniemożliwianiu niebezpiecznych poczynań jednostkom podejrzanym o złe zamiary? Nie mogąc zbadać bezpośrednio procesów myślowych, Centrala musi z możliwie największą precyzją rejestrować idące za myślą słowa i czyny ludzkie. Słowa są bardzo dobrym wskaźnikiem stanu myśli. Niewinny na pozór dialog dwóch osób może – po dokładniejszej analizie – okazać się rozmowa spiskujących dywersantów. Rejestrując i badając treść rozmów, Centrala wyławia z nich wszelkie niejasne sformułowania czy wręcz treści jednoznacznie niebezpieczne. Niejasności są interpretowane, rozszyfrowywane i odpowiednio oceniane. Człowiek, który je wypowiada, staje się obiektem podejrzeń. Natomiast treści znaczeniowo czyste, klarowne i nie zawierające elementów niebezpiecznych, są przez Centralę pomijane i natychmiast zapominane.

Centrala zresztą identyfikuje nie tylko osobników o podejrzanych zamiarach, lecz także tych, którzy treścią głoszonych poglądów przyczyniają się do zwiększenia naszego wspólnego bezpieczeństwa. Jednym słowem, Centrala słucha naszych rozmów, obserwuje nasze gesty, nasze czyny i zachowania, by nieustannie oceniać stan ludzkich umysłów. Ta ogromna ilość informacji napływająca bez przerwy do Centrali za pośrednictwem sieci mikrofonów i kamer, jest na bieżąco analizowana. Uzyskane w ten sposób dane służą do oceny każdego obywatela z osobna, a także do kontroli ogólnego stanu bezpieczeństwa. Żaden spisek, żaden zbrodniczy zamysł czy szaleńcze urojenie, mogące zaszkodzić planecie, nie może ujść uwagi Centrali – jeśli z nieprzeniknionej sfery myśli ludzkiej przechodzi w fazę słów lub czynów… Ten złożony system zabezpieczeń funkcjonuje z niezwykłą precyzją, bo pozbawiony jest pierwiastka subiektywizmu. Komputerowa analiza pozwala przetworzyć i zbadać tak ogromną liczbę danych, że nie zdarza się przeoczenie czegoś istotnego.

Najlepszym dowodem tej precyzji jest nasze istnienie przez tak wiele lat, pomimo wszelkich grożących nam niebezpieczeństw.

– Skąd wzięliście tak niezwykle wyspecjalizowane urządzenia? – zapytał Rinah.

– Nad projektami i ulepszeniami tego systemu pracują najtęższe głowy – wyjaśnił Zeb, z dumą wskazując poprzez przejrzyste ściany na ludzi w sąsiednich pokojach. – Tutaj i na innych piętrach tego i pozostałych segmentów. Bezpieczeństwo ma absolutny priorytet przed innymi potrzebami. A elementy do budowy układów i systemów sprowadzamy z Ziemi. Stać nas obecnie na najnowocześniejsze urządzenia, choć każecie sobie za nie słono płacić. Tutaj, u nas, brak odpowiednich warunków, by produkować precyzyjne elementy elektroniczne. To samo dotyczy innych ważnych produktów najnowszej technologii, niezbędnych do ochrony naszej niezależności.

– Ale wtedy, na początku… nie mieliście jeszcze takich możliwości, jakże więc…

– Zaczęło się, jak wszystko tutaj, od najprymitywniejszych sposobów – Zeb z czułością pogłaskał jeden ze swych monitorów. – To były trudne czasy, ale dzielny naród (bo już wtedy wszyscy osadnicy czuli się narodem, związanym wspólnotą interesów) radził sobie bez elektroniki. Po prostu każdy uważał na siebie i innych, słuchał pilnie, oczy miał otwarte. Meldunki czujnych obywateli pozwalały eliminować tych, którzy coś knuli przeciwko ogólnemu dobru albo wzniecali zamęt w umysłach ludzkich swymi nieodpowiedzialnymi poglądami i opiniami. Ponieważ odznaczających się czujnością czekały wyróżnienia, wkrótce liczba meldunków wzrosła tak potężnie, że Komisja Zabezpieczeń nie była w stanie wszystkich przeanalizować. Okazało się, że praktycznie prawie wszyscy gorliwie składają meldunki na sąsiadów, z najbłahszego powodu albo zgoła bez powodu, by tym samym podkreślić swój pozytywny stosunek do apeli o czujność wobec wrogów społeczeństwa.

Sytuacja taka nie mogła być dłużej tolerowana. Subiektywne doniesienia były bezskuteczne, tworząc tylko zbędny szum, w którym ginęły istotne informacje. Wówczas to powstała idea Centralnego Systemu Zabezpieczeń, opartego na rzetelnej, obiektywnej informacji audiowizualnej i komputerowej analizie danych. Równocześnie zbędne stało się korzystanie z meldunków pochodzących od poszczególnych obywateli, które, jeśli nawet napływają, nie są ani nagradzane, ani nawet brane pod uwagę, bo ich treść, jeśli są prawdziwe, pokrywa się z wiadomościami, które System zdobywa poprzez własne kanały informacyjne.

Zwróć uwagę – ciągnął Zeb po chwili przerwy – że nie ma u nas odpowiednika waszej tajnej policji. Nie miałaby tutaj racji bytu. Mamy jedynie służbę porządkową. Bezpieczeństwo planety zapewnia działający samoczynnie system elektronicznej rejestracji i oceny danych, wskazujący bezbłędnie kto mógłby zagrażać interesom ogółu.

– Czyżby wciąż jeszcze zdarzali się tacy? – Zeb uśmiechnął się szeroko, tym razem zupełnie szczerze i z wyraźnym rozbawieniem.

– Mój drogi – powiedział. – Ludzie są ludźmi! Nie brak nigdy głupców, fantastów czy po prostu wichrzycieli z zamiłowania. Ale system jest nawet dla nich wyrozumiały. Stać nas na wielkoduszność.

– Nie karze się ich?

– Pojęcie kary jest tutaj nieznane. Nie mamy sądów i więzień. Nie wymierzamy wyroków. To Centrala ocenia każdego z nas na bieżąco. Każde, najdrobniejsze wykroczenie, odnotowywane jest w formie punktów ujemnych. Wiele następujących po sobie wykroczeń składa się na zmniejszenie wskaźnika SC… Jeśli spadnie on u kogoś znacznie poniżej jedności, osobnika takiego kieruje się do trudniejszej pracy. Jeśli natomiast otrzymuje się punkty dodatnie, mogą one zniwelować częściowo lub całkowicie ów spadek wskaźnika, a nawet uczynić go większym od jedności.

– I wszystko to odbywa się na podstawie analizy dokonywanej przez komputer Centrali?

– Absolutnie. Nikt nie może tu niczego zmienić. Mowy nie ma o protekcji, o subiektywizmie ocen… Prawo działa jednakowo wobec każdej jednostki ludzkiej. Każdy może sprawdzić w dowolnej chwili, jaki jest jego aktualny wskaźnik, a także, co jest w tejże chwili dozwolone, a co wzbronione. Nikt nie może tłumaczyć się nieznajomością przepisów ani wnosić pretensji w sprawie ujemnych ocen swego postępowania.

– No… dobrze… – zastanowił się Rinah. A co dzieje się w przypadku, gdy ktoś otwarcie głosi niebezpieczne idee, na przykład…

– Tylko bez przykładów! – zawołali równocześnie obaj rozmówcy Rinaha, wyciągając przed siebie ręce, jakby chcieli zatkać mu usta.

– System informacyjny nie odróżnia przykładów od poglądów będących własnością mówiącego! – wyjaśnił Alvi. – Musisz na to uważać! Cytując cudze słowa, podpisujesz się pod ich treścią!

– Cóż więc dzieje się z… głosicielami niebezpiecznych idei? Takich, które mogłyby zachwiać bezpieczeństwem Paradyzji…

– Rozumiesz chyba, że idee takie świadczą o zaburzeniach psychicznych – powiedział Zeb z naciskiem. – Niezbędna staje się więc pomoc medyczna.

– Zdarzają się takie przypadki?

– Owszem, urojenia maniakalne, paranoja, pseudologia phantastica… Czasem bywa, że trzeba się kimś zaopiekować. Ale nie ma to nic wspólnego z karaniem ani też ze skierowaniem do innej pracy. Po prostu chorych izoluje się, i tyle. Znam parę zarejestrowanych przypadków urojeń maniakalnych… Chodźmy do cichociemni!

Zeb wprowadził Rinaha do przyległego pomieszczenia – niewielkiej komórki o nieprzejrzystych ścianach. Alvi pozostał na zewnątrz.

– Tutaj można mówić swobodnie wszystko, co się chce. Nie ma tu kamer ani mikrofonów. Pokój ten służy nam do przesłuchiwania taśm z tekstami, które mogłyby wprowadzić zamęt w sieci informacyjnej… A ponadto, tutaj omawia się pewne… sprawy o charakterze naukowym, cytuje nieprawomyślne opinie, nie narażając się na punkty karne. Możemy mówić swobodnie, ściany są ekranowane tak, że nie wychodzi poza nie nawet sygnał emitowany przez muszki i kle…

Zeb urwał nagle, jakby przygryzł własny język. Przez moment milczał z zakłopotaniem.

– Jaki sygnał? – spytał Rinah, widząc jak rumieniec oblewa czoło socjologa.

– Ach, nic, mniejsza o to. Pewne techniczne sprawy, o których zapewne nie masz pojęcia – jąkał się Zeb. – Szkoda czasu na wyjaśnienia.

– Rozumiem – Rinah nie usiłował powstrzymać się od ironicznego tonu. – Sypnąłeś się z jakąś tajemnicą służbową. Zeb spojrzał na niego jakby z wdzięcznością.

– Tak… coś w tym rodzaju… – przyznał, uśmiechając się po lizusowsku. – Spróbuj nie pamiętać, że coś mówiłem o tych…

– Na szczęście jesteśmy w tej, jak jej tam… cichociemni, tak? – Rinah klepnął go po ramieniu. – W porządku, już zapomniałem, miałeś mi coś zacytować.

– Owszem. Parę przykładów urojeń maniakalnych. Był tu jeden taki, który opowiadał wszystkim dookoła, że Paradyzja w ogóle nie dotarła do Tartaru, lecz krąży wciąż wokół jednej z planet Układu Słonecznego, a ludzie pracują w nieludzkich warunkach, w kopalniach tej jakiejś tam planety. Maniak nie umiał się zdecydować, czy chodzi o Neptuna, czy Plutona… Albo drugi, który opowiadał, że Paradyzji nie zagrażają żadne klęski i katastrofy, a dochody z eksportu należałoby przeznaczyć raczej na podniesienie standardu życia -mieszkańców, niż na ciągłe doskonalenie i rozbudowę Systemu Zabezpieczeń i Sił Ochrony Zewnętrznej… Byli i tacy, którym się wydawało, że…

Zeb urwał znowu, jakby zastanawiając się, czy warto mówić dalej, wreszcie zakończył zupełnie od rzeczy.

– …że coś się im tu nie kręci…

– Nie rozumiem – Rinah patrzył na niego zdziwiony.

– No, widzisz… Po prostu wariaci, któżby tam ich rozumiał – mruknął Zeb, kierując się ku wyjściu, a Rinah pojął, że jego informator sam widać przestraszył się tego, co zamierzał powtórzyć: przestraszył się z przyzwyczajenia, pomimo ślepoty i głuchoty ścian specjalnej komory izolującej ich od wszędobylskich uszu i oczu Systemu Zabezpieczeń.

Wracając od socjologa, Rinah czuł niedosyt, jakby wciąż brakowało mu odpowiedzi na pewne pytania nurtujące jego podświadomość. Próbował sprecyzować sobie te wątpliwości, lecz coś nieuchwytnego wymykało się ciągle jego myślom.

– Nadal nie rozumiem paru spraw – powiedział do Alviego, gdy oczekiwali na windę. – Nie wiem na przykład, w jaki sposób przeniesienie do trudniejszej pracy wpływać może na zmianę poglądów osób podejrzanych o… niechęć czy wrogość do społeczeństwa…

– Ależ to proste! – uśmiechnął się Alvi: – Po pierwsze, człowiek intensywniej pracujący ma mniej czasu i ochoty do rozważań na tematy nie związane z codziennymi zajęciami. Po drugie: ogranicza słowne wyrażanie nieodpowiedzialnych opinii, by uniknąć kolejnego przeniesienia na jeszcze pośledniejsze stanowisko pracy… Wreszcie, po trzecie, znalazłszy się na Tartarze, nie ma już nawet cienia możliwości jakiegokolwiek działania na szkodę Paradyzji Może wówczas jedynie myśleć i mówić różne rzeczy, ale zwykle ogranicza się i pod tym względem, bo to tylko przedłuża jego pobyt na Tartarze i opóźnia powrót na lepsze stanowisko pracy. Pobyt na Tartarze jest naprawdę bardzo uciążliwy i niebezpieczny. Zdarza się tam sporo nieszczęśliwych wypadków, praca jest trudna i wyczerpująca. Szczerze mówiąc, nie ma raczej ochotników, którzy chcieliby znaleźć się tam dobrowolnie.

– A więc… odpowiednio niski wskaźnik SC oznacza automatyczne skierowanie na Tartar?

– Oczywiście! Przecież ktoś musi tam pracować. Od tego zależy nasz wspólny byt, cała nasza gospodarka, ochrona, bezpieczeństwo wewnętrzne.

– Ale… przecież istnieją ogólne zasady, choćby Konwencja Osadnicza, podpisana przez Paradyzję wiele lat temu, które gwarantują jednostce ludzkiej pewne minimum praw i przywilejów… czy wasze Prawo nie stoi w sprzeczności z tymi zasadami?

– Skądże znowu! – Wyraz twarzy Alviego zdradzał szczere oburzenie. – Prawa jednostki ludzkiej są u nas w pełni respektowane! Na każdą jednostkę przypada dokładnie tyle praw i przywilejów, ile przewidują międzyplanetarne konwencje. Reszta zależy wyłącznie od każdego z nas. Na przykład ja posiadam aktualnie około półtorej jednostki, a ci, których wysyła się do pracy na Tartar, mogą posiadać po pół i mniej… To chyba jasne, że na pół jednostki ludzkiej przypada połowa praw i przywilejów!

Rinah już od paru chwil przestał rozumieć rozmówcę. Myśli kłębiły mu się w głowie, trudno mu było sformułować pytanie.

– Zaraz, zaraz… – wyjąkał, gdy wysiedli z windy na dziesiątym poziomie. – Co rozumiesz pod pojęciem "jednostki ludzkiej"?

– Jak to: co? – zdziwił się Alvi. – Chyba nie powiesz mi, że u was określa się tym pojęciem coś innego niż u nas! Jednostka – to jednostka. Jak metr, kilogram czy sekunda! Służy do określania wartości SC…

– Co oznacza ten skrót? – Rinah odczuł coś w rodzaju olśnienia i przerażenia zarazem.

– Nie wiesz? Po prostu: Stopień – Człowieczeństwa! – wyjaśnił spokojnie Alvi.

Do przejrzystości ścian można było rzeczywiście przywyknąć. Rinah coraz rzadziej zwracał uwagę na ludzi zajętych swoimi sprawami – podobnie, jak oni nie interesowali się jego osobą.

– Sądziłem, że w większym stopniu korzystacie tu z automatyzacji – zauważył, obserwując personel kuchenny, widoczny przez ścianą ze stołówki, gdzie jedli obiad. – Tymczasem okazuje się, że większość prac wykonują tu ludzie.

– Automatyka opłaca się tam, gdzie nie ma dość rąk do pracy. U nas nie narzekamy na brak pracowników – uśmiechnął się Alvi. – Każdemu trzeba dać zajęcie. Automatyka jest droga, urządzenia pochodzą z importu. Musimy przede wszystkim zaspokoić potrzeby Systemu Zabezpieczeń, który wymaga wielu kosztownych podzespołów. Poza tym urządzenia automatyczne muszą kontrolować rozdział towarów i żywności. Nikt tutaj nie dostanie więcej, niż mu się należy, choćby był zaprzyjaźniony z personelem kuchennym. Przy ostatniej fazie wydawania posiłków czuwa automatyczny kontroler, nieczuły na prośby i uśmiechy. Jeśli wyczerpałeś swój limit, nic więcej nie będzie ci wydane, klapka podajnika nie otworzy się na sygnał twojego identyfikatora. Dawniej, zanim wprowadzono to zabezpieczenie, zdarzały się przypadki nadużyć… Nawet kontrolerzy też czasem ulegali czyjemuś urokowi osobistemu…

– A więc każdemu należy się jedna porcja obiadu dziennie?

– W zasadzie, tak… To znaczy… jedna porcja na jednostkę. Jeśli ktoś ma SC wyższy od jedności, otrzymać może co pewien czas dodatkową porcję… Natomiast przy SC równym pół jednostki, dostaje obiad tylko co drugi dzień…

– A jeśli ma jeszcze mniejszy wskaźnik?

– Takich tutaj nie ma – powiedział Alvi z naciskiem.

– Rozumiem. Tacy pracują na Tartarze – domyślił się Rinah.

– Uhm! – przytaknął Alvi. – Tam zaś obowiązują nieco inne zasady… Dlatego każdy stara się pozostać tutaj.

– Ciekaw jestem, kto będzie pracował na Tartarze, gdy wszyscy okażą się pracowici, rozsądni i zdyscyplinowani?

– To nie ma nic do rzeczy – Alvi pokręcił głową. – Praca na Tartarze jest koniecznością. Bez niej nie mogłaby istnieć Paradyzja.

– Czy uważasz, że zawsze będzie wśród was dostatecznie wielu takich, którzy zasłużą sobie na wskaźnik mniejszy niż pięć dziesiątych?

– To naprawdę nie ma znaczenia. Na Tartarze musi pracować określona liczba obywateli i ta właśnie liczba stanowi parametr wyjściowy do określenia granicznej wartości wskaźnika, poniżej której dostaje się przydział na Tartar! Wszystko to oczywiście kalkuluje i reguluje Centrala, ona też kieruje poszczególne osoby do tej czy innej pracy. Tutaj także nie pomoże żadna protekcja. Dziś na przykład wskaźnik 0,6 zapewnia ci pracę zmywacza naczyń, a jutro nad ranem budzi cię głośnik i oznajmia, że wszyscy ze wskaźnikiem mniejszym od 0,7 mają się zgłosić na głównym korytarzu swego piętra do odlotu na Tartar…

– Trudno nazwać tę sytuację psychicznym komfortem – zauważył Rinah oględnie, zupełnie podświadomie unikając bardziej dosadnych określeń.

Coraz wyraźniej odczuwał, jak atmosfera Paradyzji wpływa na jego sposób wyrażania się, a nawet na sposób myślenia: groźba ujemnych ocen, wisząca nad tubylcami, zaczynała kształtować również jego zachowania; wciąż nie był pewien, czy ogólna zasada nie objęła także jego osoby, czy nie włączono go do tej powszechnej gry. Uprzedzano go przecież w chwili przekraczania komory kontrolnej, że jego także obejmują wszelkie miejscowe prawa i przepisy. Kiedy przypadkiem sprawdził poprzedniego dnia wartość swojego wskaźnika SC, okazał się on mniejszy od jedności. Czyżby zapomniano poinformować Centralę o szczególnej sytuacji Rinaha w tym świecie? Trudno mu było uwierzyć, że w tak doskonale funkcjonującym systemie mógłby ulec przeoczeniu tak istotny szczegół…

– Wszystko zależy od punktu widzenia. – Alvi był widać przyzwyczajony do cierpliwego odpowiadania na różne pytania i na każde miał gotową odpowiedź. – Wystarczy sobie pomyśleć, że praca na Tartarze jest naturalnym obowiązkiem, a określanie wskaźnika ma na celu nie karanie za przewinienia, lecz wyróżnianie poprzez tymczasowe zwolnienie z tego obowiązku. Trzeba jednak być zawsze świadomym tego, że wcześniej czy później może przyjść kolej na każdego z nas… Zmora lęku zamienia się tym samym w powód do codziennego zadowolenia, że nasza kolej jeszcze nie nadeszła…

Загрузка...