ROZDZIAŁ XII

Gdy wychodzili z jadłodajni, zaczęła się ona dopiero zapełniać ludźmi kończącymi pracą o piętnastej. Na głównym korytarzu spory ruch, ludzie wstępowali do magazynów, by pobrać jakieś przydziałowe drobiazgi. Niektórzy przysiadali w małych barach i herbaciarniach, pokazując sobie nawzajem otrzymanie towary i ciesząc się najwyraźniej z każdego zdobytego przedmiotu. Informowali się przy tym, gdzie można dostać dobre szczotki do zębów gdzie właśnie dostarczono ostrza do golenia albo chusteczki do nosa.

– Przyszedł pierwszy transport towarów, z twojego, frachtowca – wyjaśnił Alvi. – Stąd ten wyjątkowy ruch w magazynach.

Dostawy są, niestety, niezbyt rytmiczne. Statki z Ziemi przybywają w kilkumiesięcznych odstępach i dlatego każdy woli pobrać swój przydział od razu.

Ludzie nosili zakupy w przezroczystych torbach z folii, więc Rinah mógł łatwo dostrzec, co było powodem ich radości i podniecenia. Towary te na Ziemi nie wzbudzałyby specjalnych emocji, przeważnie były to drobiazgi osobistego użytku, jakie można spotkać w każdym ziemskim kiosku czy automacie.

Alvi obejrzał się za grupką młodych, rozgadanych dziewcząt które wyszły razem z pomieszczenia oznaczonego wizerunkiem maszyny do szycia.

– Ładne mamy dziewczyny, prawdą? – uśmiechnął się do Rinaha.

Dwie czy trzy z dziewcząt obejrzały się za nimi, wymieniły jakieś uwagi.

– Twoja ciemna cera rzuca, się w oczy. Nie wygląda na opaleniznę od lampy kwarcowej. Zresztą widziano cię w telewizji… Miałbyś pewnie powodzenie u tutejszych kobiet. Wiele z nich marzy o poznaniu Ziemianina. Co zamierzasz robić dziś wieczorem.?

– Mam spotkanie – powiedział Rinah. – A przedtem… Może popracuję, zrobię trochę notatek…

– Spotkanie? – zdziwił się Alvi. – A więc już masz tu znajomych?

– Zinia Vett była u mnie wczoraj.

– Ho, ho! – Alvi pokręcił głową z nietajonym podziwem i zazdrością. – Jak ty to robisz?

– Przecież sam mówiłeś, że Ziemianie są tutaj lubiani – zaśmiał się Rinah. – Ale, niestety, chodzi tylko o wywiad. Możesz to sprawdzić w zapisach Centrali.

Alvi naburmuszył się nagle.

– Nie jestem pracownikiem służby porządkowej, mówiłem ci już o tym. Nic mnie nie obchodzi, z kim się spotykasz i o czym rozmawiasz. To sprawa Systemu Zabezpieczeń. Nie śledzimy się tutaj wzajemnie, to zupełnie zbyteczne.

– Wiem, nie musisz się od razu obrażać! – powiedział Rinah pojednawczo. – Dziękuję ci za cierpliwość i miłe towarzystwo. Jeśli masz jakieś własne sprawy, nie będę cię zatrzymywał, spotkamy się jutro.

– Świetnie! – ucieszył się przewodnik. – Wiesz, trochę zaniedbałem osobiste sprawy, muszę to odrobić…

– Dziewczyna?

– Ściśle mówiąc, żona. Obiecałem jej, że pójdziemy gdzieś razem…

– Gdzie tutaj można pójść wieczorem?

– Jest kilka miejsc… Koncert, teatr, można potańczyć przy dobrych nagraniach. Są też taśmoteki z nagraniami literatury pięknej. Poza tym, od czasu do czasu, imprezy sportowe, zawody międzysegmentowe, ale to już na innym piętrze, jeśli się ma zezwolenie. No i oczywiście programy telewizyjne. Właściwie wszystko, co macie u siebie na Ziemi…

– Z wyjątkiem wyjazdów poza miasto… – wtrącił Rinah, patrząc z ukosa na Alviego, który skrzywił się lekko, ale odpowiedział zupełnie spokojnie:

– Trudno odczuwać brak tego, czego się nie zna.

– Nieznane pociąga.

– Tylko myśl sięga poprzez próżnię…

– Czy można ożenić się z Paradyzyjką?

– Można, jeśli chce się zostać Paradyzy jeżykiem.

– Zdarza się to czasem?

– Nie słyszałem o takich przypadkach. Ludzie z zewnątrz bywają tutaj rzadko i na krótko, zwykle dla załatwienia konkretnych spraw: konsultacji, ekspertyz technicznych. Przyjeżdżają i wyjeżdżają. Czyżbyś zakochał się w Zinii?

– Jeszcze me – powiedział Rinah ze śmiechem. – Ale mógłbym.

– Nie zabierzesz jej stad. Zwłaszcza jej! – Alvi mocno zaakcentował ostatnie słowa.

– Nawet gdyby tego chciała?

– Jej chęci nie miałyby znaczenia. Ludzkie chęci bywają nieraz sprzeczne z interesem społecznym, a nawet z indywidualnym interesem człowieka, choć on sam tego nie dostrzega. Centrala wie lepiej, posiada pełną informację i może ostrzec albo nawet uniemożliwić działanie na własną szkodę…

– Jaką szkodę?

– No, przecież wiesz, co dzieje się na Ziemi.

– Wiem, bo tam się urodziłem…

– Nie. Wiesz, bo widziałeś w naszej telewizji – Alvi uśmiechnął się szyderczo.-Centrala powstrzymuje człowieka przed wyrządzeniem sobie krzywdy. To proste: jeśli Paradyzja jest najlepszym z możliwych światów, to rezygnacja z niego na rzecz jakiejkolwiek innej planety jest w każdym przypadku szkodzeniem samemu sobie.

– Można przecież… wrócić.

– O, nie. To z kolei mogłoby zagrozić Paradyzji. Tam, na Ziemi, znane są perfidne metody oddziaływania na ludzki charakter… Nie możemy pozwolić, by przysyłano nam tutaj dywersantów i szpiegów.

Szyderczy uśmiech nie opuszczał oblicza Alviego, gdy z przekonaniem wygłaszał te bzdurne slogany.

– Pójdę już! – wyciągnął dłoń w stronę Rinaha. – Musiałem ci to powiedzieć, skoro już dotknąłeś tej… puszki Pandory.

Przy ostatnich słowach wymownie potoczył wzrokiem dokoła, a Rinah odniósł wrażenie, że określenie to mogło odnosić się do Paradyzji.

"Ciekawe, co miał na myśli? – zastanawiał się patrząc za odchodzącym Alvim, który zniknął w wejściu do windy. – Czyżby liczył na moją znajomość tego ich podwójnego języka? Puszka Pandory – to przecież pojemnik zawierający wszelkie nieszczęścia… Bezpieczny, póki zamknięty… Groźny, gdy go otworzyć… Groźny – dla kogo?"

Rinah spojrzał na zegar. Do wieczora było dość czasu, postanowił więc przejść się po piętrze. Mijając windę spróbował dotknąć drzwi szybu dłonią z identyfikatorem. Światełko sygnalizacyjne zapaliło się po chwili winda otworzyła się zapraszająco.

"Widocznie zezwolenie ważne jest do końca dnia" – pomyślał wsiadając i naciskając przycisk jedenastego poziomu.

Przejechawszy o jedno piętro wyżej, wysiadł i od razu wmieszał się w tłumek młodych ludzi, przechodzących korytarzem. Chłopcy i dziewczęta w malowniczo połatanych strojach, z plastykowymi torbami pełnymi kaset wideofonicznych, z przewieszonymi przez ramię dyktafonami, wychodzili z pobliskich pomieszczeń, sunąc całą szerokością korytarza. Z urywków rozmów Rinah bez trudu wywnioskował, że są to studenci jakiejś miejscowej uczelni. Idąc za jedna z kilkuosobowych grup, znalazł sio w sporym pomieszczeniu wyglądającym na klub czy świetlicę, z paroma dozownikami napojów i jakimiś automatami do gier zręcznościowych. Ekran telewizyjny był wygaszony, z głośnika płynęła głośna, rytmiczna muzyka. Przy licznych stolikach przekrzykiwali się młodzi ludzie, dyskutując zawzięcie w trudnej do zrozumienia młodzieżowej gwarze.

Rinah przysiadł się do stolika, przy którym rozmawiało dwóch chłopców. Po chwili dołączyła się do nich dziewczyna. Zauważył jej dwa kolejne, długie spojrzenia, którymi obejrzała go dokładnie.

Siedziała naprzeciw Rinaha i udając zainteresowanie rozmową kolegów, zerkała na niego od czasu do czasu, on zaś, zrezygnowawszy po chwili z prób zrozumienia treści dialogu, przyglądał się dziewczynie.

– Znam cię chyba! – nie wytrzymała wreszcie, patrząc mu prosto w oczy.

– Pewnie oglądałaś mnie na ekranie.

– Tak, oczywiście! – ucieszyła się. – Pisarz z Ziemi. Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać…

Rinah wymienił swoje nazwisko, młodzi ludzie przerwali rozmowę i spoglądali na niego z zainteresowaniem.

– Jestem Kasiopea albo po prostu Kasia, z trzeciego roku Perswazji.

– Czego? – zdumiał się Rinah.

– Nasza koleżanka uczy się przekonywania, że czarne jest białe – wyjaśnił z powaga jeden ze studentów.

– Głupi jesteś! – burknęła w jego stronę. – Po prostu studiuje na wydziale Indoktrynacji Perswazyjnej. U was, na Ziemi, nie rozwinięto tej gałęzi wiedzy, to nasze własne osiągnięcie. Można by to porównać z waszą pedagogiką społeczną, resocjalizacją… W przyszłości będę zajmowała się wychowywaniem młodzieży, o ile nie dostanę innego przydziału pracy… Ale ciebie pewnie to nie interesuje…

– Wszystko mnie interesuje! Jestem tutaj dopiero drugi dzień.

– Czy to prawda, że u was wciąż jeszcze obowiązuje wszystkich nauka pisania i czytania? – spytał jeden z chłopców, wysoki blondyn z krótko ostrzyżonymi włosami.

– Oczywiście. Mamy przecież ogromne biblioteki, czasopisma… Zapisy magnetyczne są używane raczej do przekazywania danych komputerom, ludzie korzystają głównie z pisma i druku.

– To okropnie nienowoczesne – powiedziała dziewczyna. – Ciekawa jestem, jak sobie radzi wasz System Bezpieczeństwa z tymi pisanymi tekstami?

– U nich jest inaczej, głuptasku! – powiedział drugi student.

– Jak to inaczej?

– U nas nie ma potrzeby tak dokładnej kontroli informacji – wyjaśnił Rinah. – Robi się to wyłącznie w nielicznych, uzasadnionych przypadkach. Podczas śledzenia przestępców albo szpiegów podsłuchuje się niekiedy rozmowy, kontroluje korespondencje pisaną…- To skąd wasza Centrala wie, co ludzie myślą?

– Nasze władze nie interesują się tym zbyt dokładnie.

– No tak! – uśmiech zrozumienia pojawił się na twarzy dziewczyny. – Wasz system w znacznie mniejszym stopniu interesuje się człowiekiem, pozostawia go sam na sam z jego myślami i problemami.

Dwaj studenci wymienili porozumiewawcze uśmiechy.

– Gęsi uratowały Rzym – powiedział wysoki, patrząc w sufit. – Chwała im za to.

– Muszę iść – powiedziała dziewczyna i wyszła.

– Obraziła się… – mruknął blondyn.

– Nie szkodzi, a nawet lepiej… Jeśli masz chwilę czasu, to chodź z nami. – Drugi zwrócił się do Rinaha. – Może cię to zainteresuje.

Wyszli razem z klubu i poprzez kilkanaście pokoi zamieszkanych przez studentów dotarli do drzwi, w których stał młody człowiek, uniemożliwiając ich samoczynne zamknięcie. Ściany następnego pokoju były nieprzejrzyste.

– Mamy gościa. Dziennikarz z Ziemi – powiedział blondyn.

– Literat – poprawił jego kolega.

– Dobrze, sala zaraz będzie gotowa, chłopcy już kończą. Nie macie gumy do żucia?

Rinah miał trochę, sięgnął do kieszeni i podał stojącemu w drzwiach. Na palcach jego dłoni dostrzegł kilka identyfikatorów.

– Chłopcy, jest guma – powiedział student w głąb pokoju.

Rinah spostrzegł przez otwarte drzwi, jak jeden z obecnych tam młodych ludzi wspina się na ramiona drugiego i objeżdżając na nim ściany wokoło, manipuluje przy czymś pod sufitem. Po chwili dopiero zorientował się, że chłopak zalepia gumą do żucia obiektywy mikrokamer.

Za Rinahem i jego towarzyszami ustawiła się kolejka złożona z kilkunastu chłopców i dziewczyn.

– Jeszcze chwila! Zaraz wpuszczamy! – informował student przy drzwiach.

Wprawnym ruchem sięgnął do prawej dłoni Rinaha i przełożył jego identyfikator na własny palec. Rinah znalazł się w małym studenckim pokoiku z dwoma tapczanami i parą foteli. Za nim wchodzili inni, również bez identyfikatorów, sadowili się ciasno na tapczanach i podłodze, pozostawiając środek wolny. Chłopak z identyfikatorami pozostał na zewnątrz, drzwi zasunęły się za ostatnim wchodzącym.

– Siadaj byle gdzie i słuchaj – powiedział krótko ostrzyżony blondyn. – Może to jedyne miejsce, gdzie mówi się po ludzku. Przyprowadziliśmy cię tutaj, bo jesteś stamtąd i chcesz dowiedzieć się czegoś o nas, ale nie znasz języka, w którym mówi się tu na codzień prawdę.

Na środek wystąpił drobny chłopak o dużych, błyszczących oczach i gestem powitał zebranych.

– Rozpoczynamy kolejny spektakl naszego studenckiego teatrzyku "Czarna Dziura" – powiedział z powaga. – Doskonale anonimowi wykonawcy witają absolutnie anonimową publiczność. Jeżeli można przyjąć, że znajdując się wewnątrz dziury w serze jest się na zewnątrz sera, to właśnie w tej chwili znajdujemy się na zewnątrz najlepszego ze światów! I co, drodzy przyjaciele? Żyjemy, oddychamy jeszcze? Zdumiewające!

Rozległy się śmiechy i brawa, konferansjer skłonił się ceremonialnie.

– Jakie to proste, nieprawdaż? – kontynuował, wznosząc dłonie ku zalepionym obiektywom kamer. – Wystarczy kawałek wysokiej jakości gumy do żucia, firmy…

Schylił się, podnosząc z podłogi zmięte opakowanie.

– …firmy S…P…E…A…R… tfu, co za okropne hieroglify, zbrodniczy wymysł tych tam, no, wiadomych sił… i już możesz bezkarnie podważać, naruszać, oczerniać, w ogóle mówić, mówić nie będąc słyszanym i widzianym, co za niesłychana zbrodnia, a wszystko dzięki dywersyjnej gumie do żucia, produkowanej przez naszych wrogów, by ogłuszać i oślepiać… kogo? Nasz dzielny, niezawodny System Zabezpieczeń!

– Czy nie wystarczyłoby zgasić światło, zamiast zalepiać soczewki? – szeptem spytał Rinah sąsiada.

– Kamery działają także na podczerwień – wyjaśnił chłopak. – Dopóki w pomieszczeniu nie ma żadnego identyfikatora, komputer nie interesuje się tym pokojem, traktując go jako pusty. Gdyby jednak kamery czuły czyjąś obecność, a mikrofony rejestrowały głos, System potraktowałby to jak awarię pętli indukcyjnej i zaraz mielibyśmy tu ekipę naprawczą.

– Inne środki przekazu też nie, działają, gdy w polu lokalnej pętli nie ma sygnału identyfikacyjnego – szepnął drugi student zza pleców Rinaha. – Jeśli chcesz, to damy ci kasetę ze wskazówkami, jak można ogłupić System Zabezpieczeń.

Po konferansjerze na środek pokoju wystąpiła dziewczyna, która zaśpiewała ponurą balladę, w której przedstawiony był los młodego człowieka wysłanego do pracy w kopalni, za to, że swojej dziewczynie obiecywał pokazać prawdziwe słońce, a System uznał to za równoznaczne z zamiarem wybicia dziury w powłoce Paradyzji.

Potem kilku chłopców recytowało wiersze, o bardzo zróżnicowanym poziomie literackim, lecz o dość jednoznacznej treści. Wszystkie wyrażały protest przeciwko zamknięciu, ubezwłasnowolnieniu i pozbawieniu młodych ludzi jakichkolwiek możliwości kształtowania swojego losu. Nie było w nich żadnych wezwań do czynów mogących zaszkodzić planecie, raczej stawiały retoryczne pytania…

Jeden z wierszy szczególnie utkwił Rinahowi w pamięci. Brzmiał mnie j więcej tak:


Słowem bezustym

gestem bezrękim

wznosisz bezwiednie

mur wokół siebie

i ścian uszatych

przejrzystą matnię

w noce bezgwiezdne

myślą bezmózgą

błądząc bezsennie

nadziei własnej

zamurowujesz

wyjścia ostatnie


Wiersz był charakterystycznym przykładem twórczości, młodych paradyzyjskich poetów, kryjących się przed okiem i uchem Centrali, mogących rozpowszechniać swoje smutne i gorzkie utwory jedynie w wąskim gronie kolegów.

Rinaha zdumiewały w tych wierszach – niezależnie od ich poetyckich walorów – przede wszystkim dwie sprawy: język, niezwykle bogaty w słowa, oznaczające pojęcia nie znane Paradyzyjczykom z własnych doświadczeń, oraz trafność oceny własnej sytuacji w zamkniętym świecie planety.

Kwestię języka, który był w gruncie rzeczy zupełnie normalnym językiem literackim, używanym w utworach ziemskich pisarzy, dawało się wyjaśnić dość łatwo.

– Mamy tutaj dostęp do nagrań całej prawie literatury ziemskiej sprzed powstania Paradyzji – wyjaśnił Rinahowi jeden z młodych poetów. – Trafiają do nas także nagrania utworów współczesnych, lecz nie jest ich wiele. No i oczywiście filmy… Z tego wszystkiego możemy zrekonstruować sobie w wyobraźni postać świata, którego nigdy nie widzieliśmy i nie zobaczymy…

Tak więc, znając Ziemię ledwie "ze słyszenia", z drugiej ręki, młodzi paradyzyjscy twórcy operowali pojęciami tamtego świata opisując swój własny, wizualnie monotonny i ubogi.

Głównym jednakże motywem, przewijającym się w utworach, był los człowieka zamkniętego w niewielkiej przestrzeni sztucznej planety, ograniczonego w swych możliwościach zarówno pod wzglądem j wyboru miejsca, jak i sposobu życia.

Ci młodzi ludzie nie mogli mieć własnych planów życiowych, gdyż ostatnie słowo miał tu zawsze centralny komputer, od decyzji którego nie można się odwołać. Zamiast planów, pozostawały tylko marzenia – choć nawet dla marzeń trudno było znaleźć tuj cele warte uwagi. Wyglądało raczej na to, że jedynym istotnym marzeniem człowieka w Paradyzji było jak najdłuższe pozostawanie tutaj, bez konieczności wyjazdu na Tartar.

W odróżnieniu od głoszonych na każdym kroku haseł ochrony bezpieczeństwa planety, w wypowiedziach prywatnych młodzi ludzie zupełnie nie poruszali tej sprawy. Motywem protestu przeciwko rzeczywistości ich planety nie było bynajmniej poczucie lęku przed zagrożeniem zewnętrznym czy wewnętrznym. Buntowali się raczej wobec perspektywy swego bezpiecznego życia, niż wobec groźby czyhającej zagłady świata.

Korzystając ze swobody dyskusji, jaką zapewniały chwilowo ogłuszone mikrofony, Rinah włączył się do dysputy, która wywiązała się po spektaklu. Rozmowy toczyły się w zupełnie zrozumiałym języku, w niczym nie przypominającym enigmatycznych, aluzyjnych sformułowań Zinii, ani też sztywnych i oficjalnych, wygładzonych zdań Alviego czy Zęba.

Ze szczerych wypowiedzi studentów można było dowiedzieć się mnóstwa cennych szczegółów dotyczących codziennego życia, nastrojów wśród ludności, stanu prawdziwej, nie maskowanej pozorami, świadomości społeczeństwa Paradyzji. Rinah coraz wyraźniej dostrzegał zasadę działania tej zwykłej na pozór, zdyscyplinowanej zbiorowości ludzkiej.

Można było streścić tę zasadę do prostego zalecenia: myśl, co chcesz, ale nie daj się na tym przyłapać.

– Trzeba bardzo uważać na swoje słowa. Nawet na słowa, nie mówiąc już o treści opinii i poglądów wygłaszanych wobec innych – wyjaśniał student, który zaprosił Rinaha do teatrzyku. – Donosicielstwa tutaj nie ma, ale System ma wszędzie swoje uszy i oczy. Nigdy nie wiadomo, czy twój zaufany przyjaciel nie nosi na sobie, zupełnie nieświadomie, jakiegoś mikrourządzenia podsłuchowego czy podglądającego. Pełno tutaj różnych drobiazgów, włażących do pokoi przez przewody klimatyzacyjnej fruwających w powietrzu… Odkąd ludzie zaczęli stosować różne sposoby, pozwalające oszukać mikrokamery i mikrofony podsłuchowe, System Zabezpieczeń wzbogaca arsenał środków. My, oczywiście, staramy się znaleźć przeciwśrodki, lecz nie zawsze się to udaje. Dlatego należy wciąż bardzo uważać, zwłaszcza gdy się dobrze nie zna metod kontroli.

– Odnoszę wrażenie, że wasz system kontroli daje się unieszkodliwić bardzo prostymi sposobami! – zauważył Rinah. – Czy wszyscy to robią na co dzień?

– Wydaje ci się tylko, że to proste! – uśmiechnął się student. – To, że możemy tutaj rozmawiać swobodnie, uwarunkowane jest mnóstwem działań przygotowawczych. Gdybyś tak po prostu wszedł do swego pokoju i zakleił gumą do żucia mikrofony i kamery, to już następnego dnia kopałbyś wolfram na Kontynencie Zachodnim. Unieszkodliwianie "zmysłów" Systemu Zabezpieczeń – to cała dziedzina "wiedzy tajemnej". Mamy od tego specjalistów, znajdujących wszystkie błędy i niedopatrzenia, jakich dopuścili się projektanci Systemu. Może ci się zdaje, że to bardzo proste. Wystarczy oddać swój identyfikator innej osobie, by stać się nieobecnym w miejscu swego pobytu. Owszem, System tak to właśnie odbiera. Pomyśl jednak, że w ten sposób sani zamykasz się w pokoju, z którego nie wyjdziesz bez identyfikatora. Jesteś pozbawiony możliwości działania, a mówić możesz tylko sam do siebie, co nikomu nie przeszkadza. Gdyby jednak ktoś drugi, z identyfikatorem na palcu, znalazł się w tym samym pokoju, wszystko, co powiesz, będzie zaliczone na jego konto. To tylko przykład, bardzo uproszczony. Oprócz powszechnie znanych środków kontroli jest wiele takich, o których prawie nikt nie wie. By mieć całkowitą pewność, że pomieszczenie jest absolutnie wolne od kontroli, trzeba zaangażować dobrego specjalistę…

Na pożegnanie Rinah otrzymał od swych nowych znajomych kasetę z nagraniem utworu literackiego, którego rozpowszechnianie było zakazane przez System. Za samo nagranie tego utworu i przedstawienie Centrali do skontrolowania, autor otrzymał podobno długoletni przydział pracy na Tartarze.

– Zanim zaczniesz słuchać, dokładnie umyj uszy i sprawdź włosy – powiedział student, który wręczył Rinahowi kasetę. – Słuchaj oczywiście przy użyciu słuchawek. A nie próbuj czasem wywieźć tego z Paradyzji, bo mogą być kłopoty na komorze celnej. Raczej skasuj to po wysłuchaniu.

Загрузка...