10

Fiona była tak wściekła, że nie zrozumiała, co właściwie świsnęło jej przy uchu. Uznała, że to szczególnie złośliwy gatunek komara z Florydy.

Ale Ace rozpoznał ten dźwięk. Stał na najwyższym schodku ganku i sfrunął, nie zeskoczył, a właśnie z szeroko rozpostartymi rękami sfrunął w dół, lądując na Fionie. Przewrócił ją na ziemię.

Dziewczyna nie mogła złapać tchu, nie rozumiała, co ją uderzyło.

– Nie podnoś się – Ace wysyczał jej wprost do ucha. Opierał ręce z obu stron jej głowy, nadal nakrywając ją swoim ciałem. – Kiedy powiem, zacznij ze mną biec. Dotrzemy do samochodu i odjedziemy stąd. Rozumiesz?

Była nadal zbyt oszołomiona upadkiem, żeby odpowiedzieć.

– Rozumiesz?

Znowu nie odpowiedziała. Podłożył rękę pod jej talię, podniósł ją i próbował z nią biec, ale potykała się przy każdym kroku.

– Chodź! Postaraj się! Co by powiedział Smokey, gdyby zobaczył, jaka z ciebie niezdara? – zaczął szydzić z dziewczyny, kiedy po raz trzeci niemal upadła.

Te słowa odniosły pożądany efekt i do Fiony dotarło wreszcie, co się stało w ciągu ostatnich kilku minut. Wściekłość przywróciła siłę jej mięśniom, więc wyprostowała się i zaczęła uciekać. Od Ace'a.

– A niech cię wszyscy diabli! – Ace zawrócił i zaczął ją gonić. Udało mu się dopaść Fionę, kiedy już miała zniknąć mu z oczu w otaczającej ich dziewiczej dżungli. Znowu chciał ją złapać, ale tym razem Fiona była na to przygotowana. Nie na darmo przez kilka lat trenowała gry zespołowe, tego i owego zdążyła się nauczyć. Zrobiła unik i zaczęła przedzierać się przez plątaninę winorośli i innych roślin, ile sił w nogach.

Ace postanowił ją przewrócić. Złapał ją za stopę i desperacko rzucił się całym ciałem, jakby od tego zależało jego życie.

Fiona przewróciła się na plecy, mając na ramionach plecak, i zaczęła wierzgać nogami. Udało jej się mocno kopnąć Ace'a w obojczyk.

– Odczep się ode mnie albo każę cię aresztować! – zapiszczała.

– Usiłuję uratować ci życie! Czy naprawdę nie zauważyłaś, że na ganku kula świsnęła ci koło ucha? – Ace starał się mówić cicho, mimo że cały czas walczył z Fioną, trzymając mocno jedną stopę i próbując unieruchomić drugą, tę, którą go kopała.

Fiona zamarła. Ale rozejrzała się wokół, po gąszczu otaczających ich roślin, i pomyślała, że nikt by się przez tę plątaninę nie przedarł.

– Kłamiesz! Bez przerwy kłamiesz! – zawołała, mając też na uwadze ojca.

Podniosła nogę, żeby znowu kopnąć Ace'a, ale w tym momencie usłyszała trzask i kula przeleciała tak blisko jej głowy, że Fiona poczuła ciepło.

– On chce ciebie, nie mnie – stwierdził Ace.

Jego głos był tak zimny, że Fiona nie miała wątpliwości, iż Ace mówi prawdę. Miała w głowie pustkę. Nic w dotychczasowym życiu nie przygotowało jej na taką sytuację jak obecna.

Ace nie wahał się. Przykucnął i wyciągnął rękę do Fiony.

– Chodźmy!

Podała mu rękę i podążyła za nim, tym razem już się nie potykając. Kiedy Ace przeskoczył pień powalonego drzewa, przeskoczyła razem z nim. Kiedy biegł wzdłuż zardzewiałego płotu, który niegdyś ogradzał zarośnięty stawek, była tuż za nim, ani na chwilę nie puszczając jego ręki. Mężczyzna tylko raz przestał ściskać rękę Fiony. Złapał za poziomo rosnącą gałąź drzewa i przeskoczył obrzydliwy kawałek terenu, przypominający papkowaty piasek. Fiona bała się zapytać, czy to właśnie jest ruchomy piasek, wciągający jak bagno.

– O niczym nie myśl. Chwyć się gałęzi i huśtaj się. Ja cię złapię.

Spojrzała na Ace'a wyzywająco, złapała gałąź, mocno się rozhuśtała – i wylądowała na ziemi pół metra za jego plecami.

– Czy ta twoja mała Lisa mogłaby coś takiego zrobić na swoich krótkich nóżkach? – rzuciła przez ramię.

Ace niemal się uśmiechnął. Chwycił ją za rękę i znów puścili się biegiem.

Przedzierali się przez dzikie zarośla przynajmniej przez czterdzieści minut, w końcu Ace wśliznął się w gęstwinę i podniósł olbrzymi liść. Oczom Fiony ukazały się drzwi samochodu.

– Zatoczyliśmy koło! – zawołała na poły z podziwem, a na poły z irytacją. Wiedziała, że samochód nie może stać zbyt daleko od chaty, a więc znajdowali się w jej pobliżu.

W czasie kiedy się nad tym zastanawiała, Ace wsiadł do samochodu i włączył silnik. Już prawie ruszał, kiedy Fiona szarpnęła drzwi i wskoczyła do środka.

– Chciałeś mnie tu zostawić?! – krzyknęła.

– Wrzuć plecak na tylne siedzenie i połóż się na podłodze. Oparła się wygodnie na siedzeniu, więc krzyknął ostro, że ma się natychmiast skulić na podłodze i mocno się czegoś złapać. Przerażenie zmusiło ją do posłuchu. Robiła, co mogła, żeby upchnąć swe długie ciało na niewielkiej przestrzeni.

Nastąpiło potężne uderzenie. Gdyby siedziała normalnie na siedzeniu, niewątpliwie rąbnęłaby głową w sufit, a tak uderzyła nią o błotnik. Rozcierała bolące miejsce i zerkała w górę na Ace'a, który kręcił kierownicą raz w jedną stronę, raz w drugą, żeby omijać wyboje.

– Jedzie za nami?! – wrzasnęła, żeby przekrzyczeć szum silnika, grzechot żwiru, uderzającego o podwozie i trzask łamanych przez koła gałęzi.

– Tak! – Ton Ace'a nie pozostawiał wątpliwości, że musi się teraz skoncentrować na prowadzeniu samochodu, a nie na odpowiadaniu na pytania.

Trzykrotnie usłyszała huk wystrzałów. Starała się wmawiać sobie, że to krzyk jakiegoś ptaka, ale przyciągnęła nogi do siebie, żeby zajmować jak najmniej miejsca. Co miał na myśli Ace, kiedy powiedział: „On chce ciebie"?

Gdyby opony zdzierały się na piasku, Ace zdarłby je już całkowicie kilka razy. Raz za razem skręcał pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, aż Fiona dostała takich zawrotów głowy, jakich nie miała nawet na karuzeli.

Kiedy już się wydawało, że ta upiorna jazda w kółko nigdy się nie skończy, Ace wcisnął pedał gazu do dechy i samochód wystrzelił do przodu jak rakieta. Podskoczył, kiedy najechał na coś twardego i nieruchomego, ale nie zatrzymał się, a po chwili Fiona poczuła, że auto sunie po gładkim asfalcie.

– Zgubiliśmy go – oznajmił spokojnie Ace. Po ogłuszającym hałasie ostatnich minut w samochodzie było teraz niezwykle cicho. Ace wyciągnął rękę i pomógł Fionie wyjść ze schowka, w którym siedziała w niewygodnej aż do bólu pozycji.

Zanim ostrożnie wciągnęła się na siedzenie samochodu, najpierw wyjrzała przez okno, spodziewając się zobaczyć całe hordy mężczyzn z wycelowanymi w nią karabinami.

– Możesz mi powiedzieć, co się właściwie dzieje? – Fiona chciała mówić spokojnie i odważnie, ale głos jej się trząsł.

– Masz w plecaku coś do picia? Właśnie stwierdziłem, że jestem odrobinę spragniony.

Kiedy sięgała na tylne siedzenie po plecak, udało jej się odzyskać choć w części zimną krew.

– Zawsze biorę do pracy butelkę wody – powiedziała i niemal się załamała, bo pełne zgiełku i wiecznego pośpiechu biuro jawiło jej się teraz jak oaza spokoju i bezpieczeństwa.

– Wrócisz tam. – Ace wziął od niej butelkę wody. – Słuchaj, chcę cię bardzo przeprosić za to, co powiedziałem o twoim ojcu. To był fatalny poranek i wyładowałem się na tobie.

Fiona wyjrzała przez okno i odetchnęła głęboko. Byli na szosie, nie wiedziała na jakiej szosie i dokąd jadą, wiedziała tylko, że „fatalny poranek" był w ich sytuacji wyjątkowo fatalny. Wyjątkowo.

– Dobrze. Powiedz mi, co się stało? – Wzięła od Ace'a butelkę i wypiła kilka łyków wody.

– Zadzwoniłem do brata. Eric został zamordowany.

– Ale to chyba dobrze? Tylko on twierdził, że to my zabiliśmy Roya. Skoro Eric nie żyje, to nie ma naocznego świadka. – Fiona najwyraźniej nie rozumiała sytuacji.

Ace wpatrywał się w drogę.

– Został zabity w szpitalu, mimo że pilnowała go policja. I mają dwoje naocznych świadków, którzy twierdzą, że widzieli nas w szpitalu.

– Ale my byliśmy na bagnach. Nawet nie zbliżyliśmy się do szpitala.

– A kto cię widział? Albo mnie? Czy sądzisz, że policjant konny będzie w stanie nas zidentyfikować? Ja miałem przyciemnioną skórę, a tobie tylko oczy było widać. Cechą najbardziej zwracającą uwagę jest twój wzrost. Każda ciemnowłosa kobieta, która ma sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, będzie wzięta za ciebie.

– Dziękuję! Mówisz o mnie, jakbym była jakimś wybrykiem natury!

– Nie, tylko osobą łatwo rozpoznawalną, pod którą nietrudno się podszyć. – Ace sięgnął do kieszeni na piersi, wyjął okrągły plastikowy przedmiot i podał Fionie.

– Co to jest? – Nagle wstrzymała oddech. – To pluskwa, prawda?

– Tak. Można kupić coś takiego w każdym sklepie z akcesoriami szpiegowskimi na każdej promenadzie w całych Stanach.

– Gdzie ją znalazłeś?

– Po rozmowie z bratem, podczas której dowiedziałem się o śmierci Erica, nabrałem podejrzeń. Nie mogłem wczoraj wieczorem pozbyć się uczucia, że ktoś jest na zewnątrz. Tak samo było dziś rano. Zacząłem szukać. Znalazłem ją przyczepioną pod blatem kuchennego stołu.

– Ale ona wygląda na nową. Nie mogła być tam zbyt długo. Skąd morderca mógł wiedzieć, że się tam zjawimy? – Nagle Fiona szeroko otwarła oczy. – Ona nie została tam podrzucona przed naszym przyjazdem. Została zamocowana…

– Ostatniej nocy, kiedy oboje spaliśmy jak zabici. Pewnie nawet strzelanina by mnie nie obudziła.

– I w ten sposób został przekreślony mój seksapil – mruknęła Fiona pod nosem, za co została nagrodzona szerokim uśmiechem Ace'a.

– Taką cię lubię!

– Dokąd teraz jedziemy?

– To kawałek drogi, Smokey miał dom jakieś trzydzieści kilometrów stąd…

Kiedy padło to imię, Fiona odwróciła głowę i wyjrzała przez okno. Nie odezwała się. Siedziała sztywno wyprostowana, zaciskając palce na siedzeniu samochodowym, aż jej kostki zbielały.

– Chciałbym, żebyś mnie wysłuchała – powiedział łagodnie Ace. – Mówiłem, że Smokey znał ludzi. I tak było. Znał wszystkich: od senatorów poczynając, a na handlarzach narkotyków kończąc. Miał w sobie coś takiego, że mógł pracować z każdym. Nie wiem nic o rysowaniu map, ale wiem, że on był kimś w rodzaju łącznika pomiędzy…

– Światem bezprawia a porządnymi, godnymi szacunku ludźmi, takimi jak ty! – wpadła mu w słowo Fiona.

– Tego nie powiedziałem. O ile wiem, Smokey nigdy nie brał ani nie sprzedawał narkotyków. On po prostu… właściwie nie wiem, co on konkretnie robił. On mawiał, że ma… – Ace przerwał i spojrzał na Fionę, a potem dokończył cichym głosem. – Mawiał, że ma anioła, który go chroni.

Dziewczyna uniosła ręce w górę.

– Wspaniale! Teraz się okazuje, że to z mojego powodu ojciec kontaktował się z kryminalistami. I pewnie to jakiś więzień na przepustce zabił Roya i Erica. Chciałabym wiedzieć, o co obwiniasz mojego ojca?

– Czy sądzisz, że twój ojciec był zdolny do popełnienia takich czynów, o jakie ja, twoim zdaniem, go oskarżam?! -zawołał Ace podniesionym głosem; kiedy Fiona spojrzała na niego pytająco, uśmiechnął się do niej. – No tak, to nie miało sensu. Prawda jest taka, że nic nie wiem o twoim ojcu. Spotkałem się z nim tylko raz. Miałem problemy z długami, które zaciągnął mój wujek, żeby utrzymać park. Prawdę mówiąc, obawiałem się, że to ci ludzie zabili wujka. Zapytałem kogoś, co mam robić, i poradził mi, żebym poszedł do Smokeya. Posłuchałem. Udzielił mi znakomitej rady, wręczyłem mu stówę i na tym koniec.

– Co ci poradził? – Fiona przechyliła głowę na ramię.

Ace wahał się, zanim udzielił jej odpowiedzi, i dziewczyna była pewna, że się zaczerwienił.

– On… no… poradził mi, żebym wziął pożyczkę w banku i spłacił lichwiarzy.

– Ależ takiej rady każdy mógł ci udzielić! Dlaczego sam o tym nie pomyślałeś? – Fiona patrzyła na Ace'a z niedowierzaniem.

– Byłem młody. Nieszczęśliwy po śmierci wujka. Oglądałem zbyt wiele filmów gangsterskich. Kiedy spoglądam wstecz, nie wiem, jak mogłem sam o tym nie pomyśleć.

– A dlaczego twój wujek nie poszedł do banku, tylko do lichwiarzy?

Przez kilka sekund Ace patrzył na dziewczynę kątem oka i Fiona czuła, że coś przed nią ukrywa. Dotknęła czegoś, czego nie chciał jej o swoim życiu powiedzieć.

– Na moim wujku ciążył ogromny dług od czasu rozwodu. Żaden bank by mu więcej nie pożyczył. Lichwiarze nie zawracali sobie głowy brakiem zabezpieczenia pożyczki. Powiedzieli: masz kolana. Teraz wiem, bank to także potwierdził, że Kendrick Park nie jest obciążony długami, bo lichwiarze nie mają żadnego dowodu na piśmie, że pożyczyli wujkowi pieniądze.

– Więc dali ci pożyczkę – stwierdziła i odwróciła od niego wzrok. Jego wyjaśnienie było proste i wiarygodne, ale niewątpliwie nie powiedział jej wszystkiego. Czuła, że zatrzymał coś przy sobie, zataił.

– Jak się czujesz? – W głosie Ace'a brzmiała jakaś fałszywa nuta, niewątpliwie chciał rozładować napięcie.

– Brudna – odpowiedziała bez namysłu. – Mam brudne włosy, połamane paznokcie u rąk, a paznokcie u nóg chyba od lat nie były obcinane. Muszę ogolić nogi i…

– Co byś powiedziała na muzykę? – Ace włączył radio, żeby nie wysłuchiwać jej kobiecych utyskiwań. Ale nie złapał muzyki…

– …powszechnie znany John Burkenhalter alias Smokey… -Ace szybko wyłączył radio.

Fiona zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu.

– Zniszczyłam dobre imię ojca. Zanim to wszystko się wydarzyło, wszyscy uważali, że mój ojciec był wspaniałym człowiekiem. Sądziłam, że był wspaniałym człowiekiem.

– Dlaczego nie mielibyśmy…

– Co?! – krzyknęła i sama dosłyszała w swoim głosie nutę histerii. – Co możemy zrobić? Zameldować się w hotelu? Wpaść gdzieś na pyszny obiad? Albo jeszcze lepiej, dlaczego nie mielibyśmy wsiąść do jakiegoś samolotu, który zabrałby nas stąd gdzieś na koniec świata?

Pochyliła się do przodu i włączyła radio. Natychmiast zabrzmiał głos spikerki:

– Dziś podano do wiadomości, że Fiona Burkenhalter została zwolniona z pracy w Davidson Toys. Jak twierdzi właściciel firmy, James Garrett, zaczął podejrzewać, że coś jest nie w porządku, kiedy Burkenhalter próbowała odmówić wyjazdu w zimie z Nowego Jorku na Florydę. „Musiałem ją postraszyć, żeby skłonić do wyjazdu", oświadczył Garrett na konferencji prasowej dziś po południu. Dodał, że Burkenhalter została zwolniona ze wszystkich funkcji, jakie sprawowała w Davidson Toys. Jak już dziś wiedzą wszystkie małe dziewczynki w kraju, Burkenhalter stworzyła Kimberly.

Ace wyłączył radio, po czym zjechał z autostrady w boczną drogę. Fiona przez ten cały czas nawet nie drgnęła. Po prostu siedziała bez ruchu i wpatrywała się w okno. Kiedy Ace spojrzał na Fionę, a robił to co kilka sekund, zauważył, że dziewczyna zaczyna się odprężać. Ręce leżały swobodnie po bokach, a twarz była gładka, nie ściągnięta złością, czego się spodziewał.

Ace mógłby podejrzewać, że to, co przed chwilą usłyszała, niewiele ją obeszło, gdyby nie łzy, spływające po twarzy Fiony. Ciche łzy, nieścierane, nieustannie wypływały z oczu dziewczyny i powoli toczyły się po policzkach. Nie próbowała ich wycierać. Właściwie wyglądała tak, jakby nie uświadamiała sobie, że płacze.

Ace zatrzymał samochód, wyłączył silnik i pochylił się nad Fioną.

– Wszystko w porządku?

– Oczywiście. Wszystko w porządku. Dlaczegóż by nie? To była tylko praca. Znajdę sobie inną, a przecież musieli wyrzucić osobę oskarżoną o morderstwo, prawda? Szczególnie, że jest to praca w wytwórni zabawek. Wiesz, że zabawki mają wpływ na dzieci? Maluchy trochę się wzorują na twórcach zabawek. Gdybym była Garrettem, też bym siebie wyrzuciła. Nie wahałabym się. Wyrzuciłabym się natychmiast. I ja także zabrałabym sobie Kimberly. Dzieci się na nas wzorują. Jesteśmy za nie odpowiedzialni. To ważne przy produkcji zabawek. My…

– Szszsz, uspokój się – mruknął Ace i odgarnął jej z czoła czarne włosy. – Wszystko się dobrze skończy. Zaopiekuję się tobą, możesz mi zaufać.

– Gerald zaopiekuje się Kimberly. Od dawna tego pragnął. Dzieciom nic się nie stanie. Garrett wymyśli, co im powiedzieć.

Ace wysiadł z auta, podszedł do drzwi pasażera i wyciągnął Fionę; potem pomógł jej wsiąść na tylne siedzenie.

– Połóż się -powiedział z niezwykłą delikatnością. – Chciał bym, żebyś odpoczęła przez chwilę, ja muszę zadzwonić.

– Wiesz, co jest zabawne? Kimberly będzie pracować jako kartograf. Wykorzystałam mapy ojca. Jak sądzisz, czy aresztują mnie za korzystanie z map kryminalisty? No, ale przecież ja też jestem kryminalistką. Jaki ojciec, taka córka. Czy to nie jest najlepszy żart, jaki w życiu słyszałeś?

Ace wyjął z bagażnika koc i przykrył dziewczynę; potem sięgnął do plecaka po telefon komórkowy.

– A teraz bądź cicho – zakomenderował. – Zamknij oczy i nie odzywaj się.

– Czemu nie. Nie mam dokąd iść. Nie mam nic do roboty. Nikt mnie już nie potrzebuje.

Ace odszedł od samochodu na kilka kroków i wystukał cyfry doskonale sobie znanego numeru.

– Czy jest bardzo źle? – zapytał, usłyszawszy w słuchawce głos swojego kuzyna Michaela Taggerta.

– O, Boże, Ace, jak się cieszę, że dzwonisz! Jest naprawdę źle, ale Frank zagonił do roboty prawników i wszyscy twierdzą, że powinniście się oddać w ręce policji. Adwokaci nie będą was odstępować ani na krok.

– Naprawdę? Będę przy niej, kiedy policja pobierze jej odciski palców i zrobi zdjęcia do kartoteki?

Michael milczał przez chwilę.

– A co z tobą? Ty też pójdziesz do więzienia.

– Ja bym to zniósł, ale ona zaczyna się załamywać. – Trzymając telefon przy uchu, Ace zajrzał do samochodu. Fiona leżała na tylnym siedzeniu, mocno owinięta kocem, skulona. Ace pomyślał, że wygląda na śmiertelnie przerażone trzyletnie dziecko. Wrócił do rozmowy z kuzynem. – Byliśmy w chacie wujka Gila i…

– Wszyscy to wiedzą. Nie słyszałeś wiadomości?

– Nie. Za każdym razem, kiedy włączałem radio, podawali nowe, przerażające informacje i ona niemal odchodziła od zmysłów. Miała bardzo ciężkie życie. Bardzo samotne, choć sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Jedynym bliskim człowiekiem w jej życiu był ojciec, który…

– Był typem spod ciemnej gwiazdy.

– Wcale nie! – warknął Ace.

– Powtarzam, o czym informują media. Macie tu oboje potężnego wroga. Ktoś mnóstwo o was wie.

– Poświęcił parę lat, żeby zmontować tę akcję przeciwko nam.

– Właściwie tu nie chodzi o ciebie, tylko o nią. Myślę, że to ona jest celem, nie ty. – Michael wahał się przez chwilę, ale dokończył: – I myślę, że ty także o tym wiesz, prawda?

– Powtarzasz mi opinię prawników, prawda? Mogą mnie z tego wyciągnąć ze względu na moje nazwisko, mam rację? -W jego głosie była wściekłość i gorycz.

– Tak, mogą cię z tego wyciągnąć. Twój ojciec może udowodnić…

– A ja, co mam zrobić? Zostawić ją? Opuścić ją? Powiedzieć: Miło było cię poznać, kochanie, ale już znikam?

– Uspokój się; ja nie jestem twoim wrogiem. Po prostu muszę wiedzieć, co zamierzasz zrobić.

– Chcę wiedzieć, kto za tym stoi. Dlaczego są takie naciski, żeby ją zabić?

– Zabić? Sądziłem, że to ona jest podejrzana o zabójstwo.

– Dziś rano ktoś do niej strzelał. Nie do mnie, do niej.

– Myślisz, że to policja? A może ktoś, kto chciałby zostać bohaterem, dostarczając dwoje najbardziej poszukiwanych… -Michael urwał, jakby doszedł do wniosku, że lepiej nie kończyć zdania. – Jak sądzisz?

– Nie mam pojęcia, ale jestem pewien, że polował tylko na nią, nie na mnie. Chciałbym wiedzieć dlaczego. Czy detektywom udało się czegoś dowiedzieć?

– Niczego. Nie udało im się nawet dowiedzieć, kim był jej ojciec, dopiero policja dostała donos. Wydaje się, że te informacje przekazuje zawsze ten sam, męski głos.

– Tak. Przyczepił pluskwę do stołu kuchennego w chacie wujka i jestem pewien, że przez całą noc był przed domem. Melodia śpiewu ptaków była inna.

– Ace, nie znasz się na tym. Ta akcja jest groźna i dobrze zaplanowana. Musisz walczyć…

– Wiem: z pomocą pieniędzy, broni i prawników.

– Mnóstwa pieniędzy, mnóstwa prawników i żadnej broni. -Głos Micheala był bardzo poważny.

Ace zamilkł na chwilę i odetchnął głęboko dla uspokojenia. Fiona wyglądała tak, jakby była pogrążona we śnie.

– Mike, kim jest Kimberly?

– Kimberly? Boże, Ace, na jakim ty świecie żyjesz?! Na innej planecie? Nie, już wiem, ty bujasz w obłokach razem z tymi swoimi ptaszkami. Gdyby piórka nie przesłaniały ci oczu, wiedziałbyś, że Kimberly to lalka.

– Lalka? – Ace zbaraniał.

– Tak, mała, wytworna lalka. Moje dziewczynki oszalały na jej tle, nie mówiąc już o dorosłych kolekcjonerach…

– Chcesz powiedzieć, że to jest zwyczajna lalka? Bar…

– Nie wymawiaj tej nazwy. Naprawdę! Między tymi lalkami trwa najprawdziwsza wojna. Jeśli jesteś dziewczynką, która kocha Kimberly, nie możesz kupić Bar… – Michael przerwał, żeby nie wymówić pełnej nazwy konkurencyjnej lalki, najwyraźniej rozejrzał się wokół, żeby sprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje, i zniżył głos tak, że Ace ledwo go słyszał. -Twoja panna Burkenhalter stworzyła Kimberly. Ta lalka to cały świat. Ma charakter, dwa razy do roku pojawia się na rynku z nowymi ubraniami, nowymi przyjaciółmi i nowym zawodem. – Michael jeszcze bardziej zniżył głos. – I dwa razy do roku muszę wydawać pieniądze na te cholerne rzeczy. Mówię ci, to jeden z najsprytniejszych sposobów, jakie kiedykolwiek wymyślono, żeby zedrzeć skórę z rodziców. Przy każdej Gwiazdce czy urodzinach Sam musi…

– Wystarczy, resztę mogę sobie dośpiewać.

– Dobrze. – Micheal mówił znowu normalnym głosem. -Gdzie się spotkamy?

– Żeby nas dostarczyć na policję?

– Tak. Nie możecie być zbiegami do końca życia. To się musi kiedyś skończyć.

– Nie możemy jeszcze się zgłosić na policję. Ona ma brudne włosy… i… – Ace długo nie mógł wykrztusić, o co mu chodzi.

– Dobrze, rozumiem. Powiedz mi, gdzie jesteście, to przyślę po was samochód. Możecie się dziś zatrzymać u Franka. A ja poproszę Sam, żeby skombinowała jakieś ciuchy dla… Jak ona ma na imię?

– Nie przysyłaj samochodu. Sam pojadę do Franka. Dopilnuj tylko, żeby czekała na nas jego prywatna winda. I przygotuj pokój. Ma być mnóstwo kwiatów, owoców i czekoladek. Jak tylko wejdziemy, przyślij na górę szampana i tysiące potraw do wyboru. A na imię jej Fiona, o czym doskonale wiesz, bo trąbi się o tym na cały świat.

– Racja, znam jej imię, chciałem tylko usłyszeć, jak je wymawiasz. Wiesz, te zdjęcia, które ciągle pokazują, przypominają mi kogoś.

– Avę Gardner, gwiazdę filmową z lat pięćdziesiątych. Fiona potrafi tak się do niej upodobnić, że jest niemal identyczna. Ma nawet taki malutki dołeczek w brodzie.

– Doprawdy?

– Nie mów do mnie takim tonem. Poproś Sam o jakieś ubrania dla niej. Ciągle chodzi w męskich ciuchach i ma już tego serdecznie dość. Może jakieś jedwabie? I buty. Siódemkę. I jakąś biżuterię. Coś gustownego. I prawdziwego.

– Będzie musiała to oddać, kiedy pójdziecie do więzienia -powiedział miękko Michael.

– Tak, ale będzie tam pełno fotografów i… – Głos Ace'a zamarł, jakby nadchodząca scena była zbyt okropna, aby ją sobie dokładniej wyobrażać.

– Aha, Ace, byłbym zapomniał. Lisa przyjechała wczoraj wieczorem. Powiedziała, że tylko raz do niej zadzwoniłeś i od kilku dni się nie odzywasz, więc zamartwia się na śmierć. Przyleciała tym samym samolotem, co narzeczony Fiony.

– Jej chłopak – warknął Ace.

– Rozumiem.

– Niczego nie rozumiesz. Wkrótce zadzwonię do Lisy. Po prostu to wszystko, co się tu dzieje, jest ważniejsze.

– To wszystko to Fiona, prawda?

– To wszystko, czyli fakt, że my – my oboje – jesteśmy podejrzani o popełnienie morderstwa.

– Ace, czy dobrze pamiętam, że masz nagrany jakiś stary film z Ferleyem Grangerem i Avą…

– Zamknij się, Mike – mruknął Ace i wyłączył telefon.

Z ciężkim sercem wrócił do samochodu. Fiona nie spała, jak sądził, po prostu leżała z oczami pełnymi przerażenia. Usiadła, kiedy go zobaczyła.

– Nie mogę już tego znieść. Muszę z tym skończyć.

– Dobrze. Skończymy z tym.

Kiedy Ace odsunął się, żeby usiąść za kierownicą, Fiona krzyknęła w panice:

– Nie zostawiaj mnie!

Musiał ją prawie nieść, żeby ulokować ją na przednim siedzeniu. A potem, przez całą drogę do hotelu, Fiona tłumaczyła Ace'owi, dlaczego się poddała, dlaczego uważa, że muszą przestać uciekać. Dlaczego muszą oddać się w ręce policji.

Загрузка...