ROZDZIAŁ SZÓSTY

Zimą Montedoro pustoszało. Na uliczki wypełzała nieprzyjazna mgła. Większość sklepików i kafejek pozamykano. Odgłos kroków na bruku odbijał się echem o zimne mury.

W miasteczku zostało zaledwie kilkaset osób, z których większość tłoczyła się w tej chwili w wąskiej uliczce, przyglądając się przeprowadzce. Dwie ciężarówki czekały na rozładowanie. W pierwszej przywieziono meble. Nie było ich wiele, ponieważ nowy lekarz odkupił praktykę doktora Fortuno w całości – także dom wraz z wyposażeniem. Największym sprzętem było łóżko, zresztą bardzo luksusowe, wykonane z pięknie polerowanego orzecha, z grubym sprężystym materacem. Wyglądało na to, że niełatwo będzie przenieść mebel przez wąskie drzwi wejściowe. Był duży. Zbyt duży jak na jedną osobę.

Hmm!

Druga ciężarówka była jeszcze bardziej interesująca. Lepiej zorientowani wiedzieli, że te duże metalicznie połyskujące przedmioty, to wyposażenie gabinetu lekarskiego. Wielu szeptało w zadziwieniu:

– Doktor Fortuno nigdy nie miał nic takiego.

– Był stary. Mówią, że od czasu uzyskania dyplomu nie przeczytał ani jednej książki.

– Więc kim jest ten nowy?

– To kobieta.

– Nie żartuj!

– T o ona, tam.

– Co? Ta drobina? Mogłaby być moją córką! Pomimo swej kruchości i młodego wyglądu, nowa lekarka umiała działać. Kiedy zaoferowała dwadzieścia tysięcy lirów każdemu, kto pomoże nosić rzeczy, wśród bezrobotnych zimą mężczyzn nastąpiło poruszenie. W kilka chwil wszystko wyładowano, a puste ciężarówki mogły odjechać.

Coraz więcej gapiów pchało się do środka, by zobaczyć nowego lekarza.

– Być może pamiętacie mnie z zeszłego roku – powiedziała po włosku. – Doktor Fortuno wyjechał i ja przejmuję jego obowiązki.

Angie odetchnęła głęboko i rozejrzała się. Twarze wokół nie zdradzały niczego. Postawiła wszystko na jedną kartę, lecz oni nie mogli się dowiedzieć, jaką miała tremę. Oprowadziła ich po gabinecie, objaśniając przeznaczenie nowego wyposażenia. Trochę się obawiała, chciała nawet prosić, by niczego nie dotykano, okazało się to jednak zbędne. Nikt nawet nie próbował. W ich oczach nie dostrzegła wrogości, ale też ani śladu serdeczności. Była tu obca.

W końcu ktoś zapytał:

– Gdzie jest doktor Fortuno?

– Wyjechał do Neapolu, do siostry – odpowiedziała.

– I już nie wróci?

– Nie, nie wróci – potwierdziła z ciężkim sercem. – Czy widzieliście…

Jednak nikt już jej nie słuchał. Tłum nagle zaczął się rozstępować.

W drzwiach stał Bernardo. Patrzył na nią z takim niezadowoleniem i gniewem, o jakie nigdy nie posądziłaby kochającego mężczyzny. W pierwszej chwili cofnęła się, lecz zaraz podniosła głowę. Wiedziała przecież, że nie będzie łatwo.

Ludzie odsunęli się i obserwowali ich z pewnej odległości.

– Co ty wyczyniasz?

– Przejęłam praktykę po doktorze Fortuno. Dziwię się, że nie doszły cię jeszcze żadne plotki.

– Doszły mnie, jak tylko przejechałem główną bramę. Wiesz, o co pytam. Dlaczego ty?

– A dlaczego nie? – Spojrzała mu w oczy.

– Bo ty tutaj nie pasujesz.

– O tym przekonam się sama.

Zbliżył się do niej.

– Dlaczego musisz wszystko utrudniać? To nie jest miejsce na gry. Najdalej za tydzień będziesz miała dosyć.

– Już ci kiedyś mówiłam, że jestem twardsza, niż ci się wydaje.

– A ja ci mówiłem, że to nie jest miejsce dla ciebie. Tu jeszcze nigdy nie było lekarza-kobiety. I długo nie będzie. Musisz wyjechać.

– A kto mi każe? – Zaczynała się denerwować.

– Nie pozwolę, byś tu została. Jasne?

– Wystarczająco. Nie rozumiem tylko, jakim prawem chcesz mnie stąd wyrzucić. Ten dom należy teraz do mnie, tak jak i cała praktyka. Klasztor też nie jest twój.

– A co ma do tego klasztor?

– Siostra Ignacja jest wykwalifikowaną pielęgniarką. Będzie mi pomagać. Siostry są zachwycone, że nowy lekarz jest kobietą.

– Ale jak…? – Bernardo przeczesał włosy palcami. – Jakim sposobem zdobyłaś pozwolenie na praktykę lekarską w tym kraju?

– Posiadam wystarczające kwalifikacje. Jedyny problem stanowiła biurokracja. Ciągle jakaś komisja musiała zatwierdzać dokumenty, a takie rzeczy ciągną się w nieskończoność.

– Właśnie. Więc jak…?

– Baptista przekonała Fortuno, żeby zrezygnował. Zresztą, doktor nosił się z tym zamiarem już od dłuższego czasu, szukał tylko kupca. Kiedy moje dokumenty były gotowe, Baptista zaangażowała kuzyna Enrico, który zna kogoś w sycylijskich władzach regionalnych. On z kolei znał wysoko postawionego urzędnika w Rzymie, ten zaś pociągnął za sznurki i cała sprawa zakończyła się pomyślnie w ciągu kilku miesięcy.

– Baptista. – W głosie Bernarda zabrzmiała gorycz. – Znowu ona.

– Może myślała, że mam prawo się sprawdzić. Bo widzisz, Bernardo, twój stosunek do mnie jest, delikatnie mówiąc, obraźliwy. Zdecydowałeś, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra.

– Nigdy tak…

– W każdym razie na to wyszło. Niewystarczająco dobra dla ciebie, niewystarczająco dobra dla twego domu. Rajski ptaszek wychowany pod kloszem. Tym razem musisz mnie wysłuchać. Jestem dobrym lekarzem i mam zamiar sprawdzić się także tutaj. Na początek sprowadziłam najnowocześniejszy sprzęt, o jakim doktorowi Fortuno nawet się nie śniło i na który nigdy nie mógłby sobie pozwolić. Ja mogłam, bo mam te śmierdzące pieniądze, które tak mnie zdegradowały w twoich oczach. Rozejrzyj się, spójrz, co tu dzięki nim przywiozłam. Z pomocą siostry Ignacji będę mogła przeprowadzać nawet operacje, choć mam nadzieję, że to nie będzie konieczne.

– A jak zamierzasz porozumiewać się ze swoimi przyszłymi pacjentami?

– Znam włoski, a poza tym większość ludzi mówi po angielsku. Nauczyli się od turystów.

– To w Montedoro. Ale twoja praktyka sięga dalej, a tam mówi się tylko po sycylijsku. Co wtedy?

– Uczyłam się przez ostatnie trzy miesiące.

– Trzy miesiące?

– Pracowałam z sycylijskim nauczycielem po kilka godzin dziennie. Mówił, że robię szybkie postępy. W razie potrzeby zatrudnię kogoś do pomocy.

– A jak spadnie śnieg?

– To sobie kupię dobre buty! – krzyknęła. – Wiem, że są problemy, ale są także sposoby, by je rozwiązywać. Dlaczego nie możesz okazać choćby odrobiny radości na mój widok?

– Wiesz, dlaczego.

– Powiem ci, co myślę – wyrzuciła z siebie. – Ty podjąłeś decyzję. Chodziło o mnie, lecz mnie o zdanie nie zapytałeś. Przyjmij więc do wiadomości, że ja się nie zgadzam. I nikt nie będzie za mnie decydował. Nawet jeśli nie rozumiesz, że kobieta może nie zgadzać się z twoim wyrokiem. Boże, prawdziwy Martelli!

– Nie mów w ten sposób! – zaoponował ostro.

– Kiedy to prawda!

Poirytowany rozejrzał się wokół, po skromnej kuchni z wyposażeniem sprzed stuleci.

– I masz zamiar tak mieszkać?

– Nie całkiem. Zamówiłam już nową kuchnię. Zgadłeś, będzie to najnowocześniejsza i bardzo kosztowna kuchnia. Tak samo jak to. – Otworzyła drzwi sypialni, by pokazać mu luksusowe łóżko. – Mogę żyć bez luksusów, jeśli taka jest konieczność, ale dlaczego miałabym sobie odmawiać wygód tylko dlatego, że ty jesteś twardogłowy? Nie będę gorszym lekarzem przez to, że będę spała na miękkim łóżku, wprost przeciwnie. Doktor Fortuno radziłby sobie o wiele lepiej, gdyby się pozbył swojego starego siennika.

– Przepraszam… dottore.

Przerwała im kilkunastoletnia dziewczynka, która właśnie weszła z ulicy. Uśmiechnęła się nieśmiało do Bernarda.

– Możesz posprzątać sypialnię i pościelić łóżko, Ginetto – powiedziała do niej Angie z uśmiechem. – Pościel znajdziesz w tamtych kartonach.

Kiedy dziewczynka zniknęła w pokoju, Angie wyjaśniła:

– To moja pomoc domowa. Poza wynagrodzeniem będę do niej mówić po angielsku. Matka przełożona wyszukała ją dla mnie w klasztornej szkółce. Jest starszą siostrą dziewczynki, której opatrzyłam nogę.

– Rzeczywiście, wszystko sobie zorganizowałaś – powiedział szorstko. – Moje zdanie się nie liczy.

– Nie więcej niż moje życzenia liczyły się dla ciebie. Druga runda, Bernardo, teraz gramy według moich zasad.

– I co tym sposobem osiągniemy? Czy na końcu mam się poddać i poprosić cię o rękę?

Tym razem Angie straciła cierpliwość.

– Boże, ależ ty masz o sobie mniemanie! Myślisz, że podjęłam cały ten trud, bo marzę wyłącznie o tym, żebyś zechciał się ze mną ożenić?! Cóż ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że przez ostatnie miesiące żaden facet mnie nie chciał?

Spojrzał na nią: anielska twarz otoczona aureolą włosów, zgrabna figura, stworzona, by tańczyć w kosztownych kreacjach, a nie trudzić się w nieprzyjaznych górach.

Wiedział, że nie siedziała samotnie w domu. Mógł tylko domyślać się, ilu mężczyzn miało przywilej z nią tańczyć, całować usta, które on niegdyś tak chciwie całował. Mógł, lecz nie śmiał. Wiedział, że może od tego oszaleć. Zastanowiło go, dlaczego nigdy wcześniej nie zauważył wokół jej pięknie wykrojonych ust wyrazu wręcz stalowego uporu.

– Nigdy bym nie pomyślał, że mogłabyś być samotna… – zaczął.

– Bo jesteś głupcem – szepnęła, jednak tak cicho, że nie usłyszał. Ale zaraz znów przeszła do natarcia. – Gdybym szukała męża, nie musiałabym rzucać wszystkiego, co miałam, i przyjeżdżać aż tutaj. Miałam inne powody. OK, może i jestem tak słaba i głupia, za jaką mnie uważasz.

– Nigdy nic takiego nie mówiłem.

– Powiedziałeś dużo więcej, niż ci się wydaje. Jeśli ty masz rację, to jestem sierotką, która rozklei się przy pierwszym podmuchu wiatru. Tak się nie stanie, ale chcę się przekonać. Siebie, nie ciebie. A poza tym nie przewidziałam twojej wizyty, więc byłabym szczerze zobowiązana, gdybyś zechciał już sobie pójść. Mam mnóstwo pracy.

Jeszcze przez chwilę przyglądał się jej z niedowierzaniem, po czym bez słowa wyszedł.

Ja to potrafię sobie wybrać porę, pomyślała Angie, kładąc się do łóżka. Drugi tydzień stycznia, temperatury spadają poniżej zera i nie podniosą się przynajmniej przez miesiąc. Normalny człowiek przyjechałby wiosną, ale nie ja. A Bernardo ma mnie za słabeusza. Bernardo, wypchaj się!!!

Szczęście sprzyjało jej od początku, a ściślej rzecz biorąc, od chwili gdy okazało się, że ma poparcie sióstr. Drugi raz uśmiechnęło się podczas rozmowy telefonicznej z Heather, kiedy dowiedziała się o epidemii grypy w Palermo. Jak dotąd w Montedoro nie było żadnych przypadków zachorowań, Angie przystąpiła więc do błyskawicznej akcji. Wszystkie siostry zostały zaszczepione, także miejscowy ksiądz oraz ojciec Marco, plotkarz czystej wody, który akurat „wizytował" klasztor. Był krępym człowiekiem około pięćdziesiątki o wojowniczym usposobieniu, ale dobrym sercu.

Ojciec Marco miał w życiu dwie pasje – boks oraz swój nie kończący się zatarg z Olivero Donatim, burmistrzem Montedo-ro. Donati, daleki kuzyn ojca Marco, człowiek łagodny i nerwowy, niezwykle sobie cenił prestiż związany z piastowanym stanowiskiem. Nie posiadał jednak cech przywódczych. Ojciec Marco użył swoich wpływów, aby Donati został burmistrzem, a teraz przy byle okazji ciosał mu kołki na głowie. Donati zazwyczaj znosił to w milczeniu, czasem jednak, przypomniawszy sobie swoją godność urzędnika państwowego, podnosił głowę, po to tylko, by ponownie stulić uszy.

Po niespełna kilku godzinach od zaszczepienia księdza Olivero pojawił się w klinice Angie, twierdząc, że jako burmistrz ma obowiązek dać przykład innym. Powstrzymując się od śmiechu, Angie pogratulowała mu obywatelskiej postawy. Tego dnia wszystkie dzieci wróciły ze szkoły z listem podpisanym przez matkę przełożoną, ponaglającym rodziców, aby dopilnowali, by pociechy zostały zaszczepione. Mieszkańcy nie byli do Angie przekonani, ale ufali słowu matki Franciszki. Pomysł był dobry, lecz rezultat nie spełnił oczekiwań Angie. Przemyślała sprawę i opracowała plan działania.

Łomot do bramy oderwał Bernarda od kolacji. Stella otworzyła drzwi i ujrzała niewielką postać nieokreślonej płci, okutaną tak dokładnie, że jej szerokość prawie równoważyła wysokość.

Buona notte, dottorel - wykrzyknęła, z trudem rozpoznając w przybyszu Angie. – Proszę wejść do środka, zaraz podam gorącą kawę.

– Dziękuję, Stello, chętnie się napiję. Dobry wieczór signor Tornese – powiedziała, chwytając dłoń Bernarda i potrząsając nią energicznie.

– Dobry wieczór, dottore. - Bernardo był uprzejmy, lecz nieufny.

Stella postawiła przed nią kubek parującej kawy.

– I jak tam nasza ostra zima?

– Radzę sobie, spójrz tylko. – Angie wskazała na swoje ciężkie buty i grube spodnie. – Wiesz, co mam pod tym? Całą masę czerwonej flaneli!

Stella wybuchnęła szczerym śmiechem.

– Ale ja mówię poważnie, powinnaś się w coś takiego zaopatrzyć – zapewniła ją Angie. – I ty także, signore. To wspaniały sposób, żeby nie wyziębiać ciała.

– Dziękuję, na razie się nie skarżę – odparł Bernardo. – Miło cię widzieć, ale…

– Kłamca – mruknęła prowokująco.

– Miło cię gościć w moim domu – powiedział stanowczo. – Ale nie posyłałem po lekarza.

– Nie, ani nie przyszedłeś do gabinetu. To spore zaniedbanie z twojej strony.

– Nie jestem chory.

Poklepała go po plecach.

– I mam nadzieję, że nadal nie będziesz. W Palermo wybuchła epidemia grypy i przeprowadzam akcję szczepień profilaktycznych.

– Grypa? – Wyraźnie nie doceniał niebezpieczeństwa.

– Nie drwij, to tylko świadczy o twojej ignorancji. Grypa może mieć fatalne skutki, szczególnie dla starszych. Oni właśnie powinni poddać się szczepieniu w pierwszej kolejności, ale niełatwo ich przekonać. Musisz dać przykład.

– Co?

– Cieszysz się sporym autorytetem. Jeśli ty przyjdziesz, inni pójdą w twoje ślady. Widzisz, problem polega na tym, że wielu ludzi boi się igły. Rośli, silni mężczyźni na widok igły dostają dreszczy.

– To wszystko, Stello, nie będę cię już potrzebował – powiedział Bernardo pośpiesznie.

Stella wyszła.

– Bardzo mądrze. – W oczach Angie dojrzał kpinę.

– Angie! – Bernardo omal nie zgrzytnął zębami.

– Myślę, że powinieneś mówić do mnie dottore. Trochę więcej szacunku.

– Szacunku?!

– No cóż, chyba odrobina nie zaszkodzi – poskarżyła się. – W końcu lekarz jest filarem społeczności.

Sprowokowała go.

– Jeżeli jesteś takim filarem, to raczej nie powinnaś pokazywać wszystkim dookoła swojej bielizny.

– Wszystko dla dobra pacjenta. Daję przykład, jak radzić sobie z siarczystym mrozem. I muszę to pokazać naocznie, inaczej się nie liczy.

– Pokazujesz bieliznę?

– No i co? Przecież to nie satynowe czarne koronki. Czy jest coś prowokacyjnego we flanelowych majtkach? – Mówiąc to, rozpięła koszulę.

Bernardo gwałtownie zaczerpnął powietrza. Nawet w grubej flaneli była ponętna jak diabli. Angie przyjrzała mu się z niewinną miną. Wiedziała, że jest poruszony. Miał wprawdzie poczucie humoru, ale nie posiadał elastyczności, pozwalającej mieszać sprawy poważne z niepoważnymi, tak jak Angie robiła to w tej chwili.

– O co ci chodzi? – zapytał w końcu, niezbyt swobodnie.

– Jak to o co? O ratowanie życia. Jestem zaskoczona, że nie chcesz mi w tym pomóc. Niby dbasz o ludzi, a nie stać cię na taki drobiazg.

– Dobrze, już dobrze – przerwał jej niecierpliwie. – Podejrzewam, że jesteś przygotowana. Rób więc, co masz robić, a potem odejdź, proszę.

– Ależ nie teraz ani nie tutaj! – Potrząsnęła głową. – Chcę, żebyś przyszedł do gabinetu jutro rano. Bądź koło jedenastej, wtedy jest największy ruch. Ludzie muszą cię zobaczyć. Nie przyjmę cię od razu, żeby każdy cię zobaczył.

– Coś jeszcze? – Bernardo prawie zgrzytał zębami.

– Na dziś koniec.

– W takim razie pójdziesz już sobie?

– Będziesz jutro?

– Będę. Dobranoc… dottore.

Nie miała pewności, czy przyjdzie, ale Bernardo zawsze dotrzymywał słowa. Wszedł punktualnie o jedenastej. Kiedy zajrzała do poczekalni, rozmawiał z jakąś kobietą z dwójką dzieci i podsłuchała wystarczająco, by przekonać się, że wywiązywał się ze swej roli. Wszedł do gabinetu, gdy w poczekalni nie było już nikogo.

– Dziękuję, signore – powiedziała oficjalnie. – Doceniam pańską pomoc.

Z trudem usiłowała skupić się na zabiegu. Kiedy podwinął rękaw, zobaczyła, że bardzo zeszczuplał od czasu ślubu Heather. Ich oczy spotkały się. Natychmiast tego pożałowała. Przyglądał się jej z nieoczekiwaną łagodnością, przypominającą stare czasy, ale ona teraz nie mogła pozwolić sobie na sentymenty.

– Prawie nic nie poczujesz – powiedziała automatycznie.

– Myślisz, że ukłucie igły to najgorszy ból na świecie? – zapytał cicho.

– Cóż, każdy ma inną tolerancję na ból – mruknęła. – Niektórych głęboko rani coś, co inni ignorują.

– Są tacy, co rozumieją tak niewiele, że wydaje im się, iż mogą igrać z czyimiś uczuciami.

– Jeśli mnie miałeś na myśli, to pudło. Jestem tutaj, aby zapewnić tym ludziom maksimum opieki lekarskiej. To nie jest gra. – Wyciągnęła igłę i przetarła miejsce ukłucia wacikiem.

– To twój cel?

– Czy może być inny? – zapytała, ponownie patrząc mu prosto w oczy.

– Nie mam pojęcia.

Kiedy odprowadziła go do drzwi, w poczekalni ujrzała obcego starszego mężczyznę o pomarszczonej i ogorzałej od wiatru i słońca twarzy, który w wielkim podnieceniu zaczął mówić, gdy tylko ją zobaczył. Nie mogła nadążyć za potokiem sycylijskich słów. Mężczyzna trochę się uspokoił, gdy Bernardo położył mu rękę na ramieniu, ale nie umilkł.

– O co mu chodzi? – zapytała Angie.

– Nazywa się Antonio Servante. Ma małą farmę kilka kilometrów stąd, mieszka tam z matką.

– Z matką? Ile on ma lat?

– Sześćdziesiąt pięć. Miał kiedyś żonę i dwójkę dzieci, ale wszyscy zmarli podczas epidemii odry. Została mu tylko matka. Prosi, byś ją zaszczepiła – wyjaśniał dalej Bernardo. – Ona jednak nie wstaje z łóżka i nie da się jej tutaj ściągnąć. Mają tylko muła.

– W takim razie jadę tam – zdecydowała Angie w jednej chwili. Łamanym sycylijskim oznajmiła to mężczyźnie, na co on rozjaśnił się w promiennym, bezzębnym uśmiechu.

– Jak? Na mule? – zapytał Bernardo.

– Mam samochód.

– Widziałem go. Wspaniały. Tylko do niczego się nie nadaje.

– Jest wynajęty. Jeszcze nie miałam czasu kupić dżipa.

– Więc jak się tam dostaniesz? I jak chcesz się z nimi porozumieć?

– Ty mi pomożesz.

– Ostrzegałem cię, że coś takiego może się zdarzyć.

– Jeżeli masz zamiar poprzestać na „a nie mówiłem", to możesz sobie darować.

– Poczekaj – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Przyprowadzę mój wóz.

Antonio na mule powiódł ich drogą w dół od Montedoro, a później skręcił w wijącą się pod górę dróżkę. W pewnym momencie wydostali się na jałowy, nagi płaskowyż, usiany skalnymi blokami. Zrobiło jej się żal ludzi, którzy z tak niegościnnej ziemi usiłują wyżyć.

– Zastanawiam się, ilu moich pacjentów żyje w takich miejscach – mruknęła pod nosem. – Nie miałam jeszcze czasu przestudiować rejestru doktora Fortuno. Muszę to szybko nadrobić.

– Nie podejrzewam, żeby bywał tutaj na górze zbyt często. Szczególnie zimą. Jego stary motocykl nie podołałby temu, a na muła by się nie przesiadł.

– Im szybciej kupię samochód, tym lepiej.

– Potrzebny ci terenowy wóz, taki jak mój. Z napędem na cztery koła. Zresztą, nawet takim nie wszędzie dojedziesz.

Już za chwilę przekonała się, że miał rację. Przed nimi wyrosło strome wzgórze, na które prowadziła jedynie wąska ścieżka. Angie wysiadła z auta i z przerażeniem spojrzała w górę.

– To tam?

– Tak, tam.

– W porządku. To nie tak daleko. – W głosie Angie brzmiał fałszywy optymizm.

Antonio nieśmiało chwycił jej dłoń i pokazał, że ma wsiąść na muła.

– Nie wydaje mi się… – zaczęła niepewnie.

– To największy honor. Antonio kocha Nestę prawie tak jak swoją matkę – powiedział Bernardo i dodał: – Jak na muła, jest zresztą prawie tak samo wiekowa.

– Dzięki – warknęła.

– Nie pozwolisz sobie rozkazywać, co?

– Czy ty w ogóle masz zamiar być pożyteczny? Czy też będziesz tak stał i się gapił?

– Ja się nie gapię.

– Ale pożytku też z ciebie nie ma.

Zdali sobie sprawę, że Antonio im się przygląda. W końcu Bernardo powiedział:

– Wezmę twoją torbę, będziesz miała obie ręce wolne.

Pozwoliła Antoniowi podsadzić się na grzbiet Nesty, przekonana, że stare zwierzę nigdy w życiu jej nie uniesie. Jednak Nesta ruszyła raźno pod górę. Angie unikała patrzenia w dół. Nagle znaleźli się na ostrym zakręcie. Tylko metr dzielił ją od przepaści. Zamknęła oczy. Nie mogła opanować strachu. Zastanawiała się, czy w jej rodzinie byli już jacyś szaleńcy.

Bernardo przyśpieszył kroku.

– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.

– Tak, tak – zapewniła nieszczerze. – Tylko wolałabym, żebyś nie stąpał po krawędzi.

– Myślałem, że poczujesz się bezpieczniej, jeśli odgrodzę cię od przepaści.

– To miło, ale w ten sposób tylko się o ciebie martwię. Chyba nie myślisz, że mam lęk wysokości?

– Szczerze mówiąc, tak. Tamtego dnia u mnie w domu…

– Ach, nie. – Udało jej się poskromić śmiech. – Wtedy byłam po prostu zaskoczona.

Szczęśliwie dotarli na szczyt i zbliżali się do chaty. Angie zauważyła, że była to właściwie szopa i zrozumiała, z jaką biedą ma do czynienia.

Cecylia Servante zaskoczyła ją. Miała około osiemdziesiątki, choć wyglądała na więcej. Przypominała gnoma – mała i zniszczona przez klimat i trud. Jednak jej oczy i głos były pełne życia. Nie mogła wstać z łóżka, ale posłała syna do kuchni, by przyrządził dla szacownych gości kawę. Angie była zauroczona.

Cecylia mówiła tylko po sycylijsku. Angie postanowiła wykorzystać okazję i spróbować swych sił. Odrzuciła więc pomoc Bernarda. Okazało się to mądrym posunięciem. Cecylia kwitowała jej pomyłki śmiechem, a sama mówiła wolno, żeby Angie mogła ją zrozumieć. W ciągu kilku chwil rozmowy Angie nauczyła się paru nowych zwrotów i doskonale porozumiała się ze staruszką. Cecylia, ku zadowoleniu Angie, sama podsunęła rękę do szczepienia. Następnie wskazała na syna i śmiała się do łez, gdy okazało się, że Antonio boi się igły.

Angie rozejrzała się po chacie. Wszystkie sprzęty wymagały naprawy. Antonio przyniósł kawę i chleb, co, jak zgadła Angie, było zbytkownym poczęstunkiem, ale obowiązkom gościnności nie wolno było uchybić. Najgorszy moment nastąpił, kiedy Antonio wyjął z kieszeni pieniądze. Wtedy nagle przyszedł jej do głowy świetny pomysł.

– Żadnych pieniędzy – powiedziała stanowczo. – Zamiast zapłaty, może pan coś dla mnie zrobić – mówiła powoli, po sycylijsku. – Ten pokój, piątek. Zrobię tu gabinet. Powie pan sąsiadom, żeby przyszli, dobrze?

Szeroki uśmiech rozlał się na twarzy Antonia. Skinął ochoczo głową i z ulgą schował pieniądze. Bernardo pomógł im ustalić szczegóły.

– Prosi, żebyś wyznaczyła godzinę, a będzie na ciebie czekał z Nestą u podnóża góry.

Kiedy już się umówili, Angie, z poczuciem, że zrobiła duży krok do przodu, przygotowała się do powrotu. Uśmiech jednak zamarł jej na ustach, gdy zobaczyła, że prawie zapadła noc i ścieżka jest ledwie widoczna.

– Poczekaj tutaj, przyniosę latarkę z samochodu – zakomenderował Bernardo.

– O nie – zaoponowała raźno. – Przytrzymam się ściany, nic mi nie będzie.

– Czy nie mogłabyś choć raz posłuchać, co się do ciebie mówi?

– Nie. Chodźmy.

Ruszyła przed siebie, ale wyprzedził ją i kiedy doszła do połowy drogi, wrócił z zapaloną latarką. Była mu wdzięczna, chociaż za żadne skarby by się do tego nie przyznała.

– Jesteś wreszcie zadowolona? – zapytał zagniewany.

– W zupełności, dziękuję bardzo.

– Nie możesz zachowywać się rozsądnie, prawda? To zbyt łatwe dla ciebie.

– Byłoby zdecydowanie łatwiejsze, gdybyś od razu zabrał latarkę z samochodu.

– Myślałem, że wizyta potrwa krócej. Ile trwa zrobienie zastrzyku?

– Dziesięć sekund. Natomiast ocena stanu pacjenta wymaga znacznie więcej czasu. Myślisz, że potrzebują tylko zastrzyku?

– Nie możesz im dać wszystkiego.

– Nie, ale mogę dać im więcej, niż kiedykolwiek od kogokolwiek dostali. Nie praw mi kazań, Bernardo, nic o tym nie wiesz.

– Ja? Nic o tym nie wiem?

– Byłeś tak samo przerażony ich domostwem, jak ja.

– Mógłbym pokazać ci sto takich domów. Masz zamiar w pojedynkę naprawiać każde zło w okolicy?

– Mam zamiar przynajmniej spróbować. Bez względu na to czy mi pomożesz, czy nie. Ciągle mówisz o „swoich ludziach", ale oni potrzebują pieniędzy. Tej brudnej forsy, której ja mam pod dostatkiem. Gdyby rzeczywiście ci na tych „twoich ludziach" zależało, ożeniłbyś się ze mną dla moich pieniędzy i wydał je na biednych. Możemy już wracać? Czeka mnie jeszcze wieczorny dyżur.

Загрузка...