10. KONFRONTACJA

– Kyle'u, nie pozwolę ci na to!

Głos jej matki wyraźnie rozbrzmiał echem w wyłożonym kamienną posadzką korytarzu. Althea miała ochotę pospiesznie odwrócić głowę, mimo iż imię szwagra budziło w niej szczery gniew. Postanowiła postępować ostrożnie. Najpierw musi wyczuć atmosferę.

Idąc w stronę jadalni, zwolniła krok.

– To mój syn i będę go karał, kiedy tylko uznam to za konieczne. Możesz mówić, że jestem surowy, lecz im szybciej dzieciak nauczy się szacunku i posłuszeństwa, tym łatwiejsze stanie się jego życie na statku. Gdy oprzytomnieje, sama zobaczysz, że nie uderzyłem go mocno. Będzie po prostu zaszokowany i tyle.

Althea wyczuła w głosie mężczyzny lekki niepokój. Do jej uszu dotarł także stłumiony dźwięk – płacz siostry. Z przerażeniem zastanowiła się, co Kyle zrobił małemu Seldenowi. Poczuła straszliwy lęk i pragnienie ucieczki od tej brutalności ich domowego życia. Chciała wrócić… No właśnie…? Na statek? Nie było już tam dla niej miejsca.

Zatrzymała się w miejscu. Czuła się oszołomiona i przepełniał ją smutek.

– Nie nazwałabym tego karą, lecz zwykłą awanturą. Nie pozwolę na burdy w moim domu. Zeszłej nocy przymknęłam oczy na twoje zachowanie, ponieważ wszyscy mieliśmy za sobą straszny dzień, a wyskok Althei naprawdę nami wstrząsnął. Ale tu, w moim domu, nie będę tolerować czegoś takiego… O nie. Wintrow nie jest już dzieckiem, Kyle'u, a nawet gdyby nim był, nie wychowasz go biciem. Zwłaszcza że nie krzyczał, lecz spokojnie próbował ci wyjaśnić swoje stanowisko. Nie wolno bić dziecka za uprzejme wyrażenie własnej opinii. Dorosłych również nikt za to nie bije…

– Nie rozumiesz, Roniko – odparł stanowczym tonem Kyle. – Za kilka dni mój syn będzie mieszkał na pokładzie statku, gdzie liczą się tylko moje słowa, niczyje inne. Chłopak nie będzie miał czasu na sprzeciwy, nie będzie miał go nawet na myślenie. Na statku marynarz musi okazywać posłuszeństwo i natychmiast wykonywać każdy rozkaz. – Ciszej dodał: – Któregoś dnia może mu to uratować życie.

Althea słyszała szuranie butów szwagra.

– Keffrio, wstań. Wintrow dojdzie do siebie za kilka minut, a wtedy powinnaś być dla niego surowa. Nie zachęcaj go do zachowania, którego nie będę tolerował. Jeśli chłopiec zobaczy, że nasze poglądy w jego sprawie się różnią, będzie dalej ze mną walczył. A im dłużej będzie walczył, tym częściej padnie na podłogę.

– Nienawidzę tego – odpowiedziała cienkim, głuchym głosem Keffria. – Dlaczego musi się to odbywać w taki sposób? Dlaczego?

– Nie musi – odparła jej matka kategorycznie. – I nie będzie się tak odbywało. Powiem ci otwarcie, Kyle'u Havenie, nie będę tego tolerować. W tej rodzinie nigdy nie traktowano w ten sposób dzieci i nie pozwolę ci na podobne zachowanie w dzień po śmierci Ephrona. Nie w moim domu.

Ronica Vestrit nie zamierzała dyskutować z zięciem, nie wiedziała jednak, że nie jest to właściwy ton do rozmów z nim. Althea świetnie zdawała sobie z tego sprawę. Otwarta konfrontacja była najgorszym możliwym wyjściem i tylko mężczyznę rozjuszała.

– No dobrze. Jak tylko oprzytomnieje, zabiorę go na statek. Niech tam uczy się manier. Tak będzie prawdopodobnie najlepiej. Jeśli pozna statek w porcie, podczas rejsu przeżyje mniejszy szok. A ja nie będę musiał wysłuchiwać, jak kobiety kwestionują każdy rozkaz, który mu wydam.

– Ani w moim domu, ani na pokładzie mojego statku… – zaczęła Ronica, lecz Kyle jej przerwał. Słysząc jego słowa, Althea zapłonęła gniewem.

– Statek należy do Keffrii. I do mnie, ponieważ jestem jej mężem. To, co się dzieje na pokładzie “Vivacii”, nie powinno cię już obchodzić. Zresztą, zdaje mi się, że zgodnie z majątkowym prawem Miasta Wolnego Handlu, ten dom również należy teraz do mojej żony. Będziemy go prowadzić w taki sposób, jaki uznamy za stosowny.

Zapadła straszliwa cisza. Kiedy Kyle ponownie się odezwał, w jego głosie zabrzmiał cień przeprosin za wypowiedziane słowa.

– Tak przynajmniej moglibyśmy postąpić, zresztą zapewne ze szkodą dla nas wszystkich. Nie proponuję, żebyśmy zaczęli żyć osobno, Roniko, jestem pewien, że największe korzyści rodzina odniesie, jeśli będzie współpracować i razem dążyć do wspólnego celu. Nie mogę wszakże niczego zrobić, skoro mam związane ręce. Na pewno to rozumiesz. Jak na kobietę, świetnie sobie radziłaś przez te wszystkie lata. Tyle że czasy się zmieniają. Uważam, że Ephron nie powinien był zostawiać cię samą z wszystkimi problemami. Szanowałem mojego teścia, lecz… Być może właśnie dlatego, że go szanowałem, staram się wyciągać naukę z jego błędów. Nie zamierzam po prostu odpłynąć ku zachodzącemu słońcu i aż do mojego powrotu obarczyć Keffrię opieką nad gospodarstwem i domem. Muszę po prostu jak najszybciej zarobić odpowiednio dużą sumę pieniędzy, żebym potem mógł przebywać w domu i doglądać wszystkiego. Nie mogę też pozwolić, by Wintrow zachowywał się na pokładzie “Vivacii” jak udzielny książę. Widziałaś, co wyrosło z Althei: jest uparta i nie myśli o innych. Nie dba o dobre imię rodziny ani o własną reputację. Powiem ci wprost… Nie wiem, czy we dwie zdołacie sobie z nią poradzić. Może najprościej byłoby ją wydać za mąż, najlepiej za mężczyznę spoza naszego miasta…

W tym momencie dziewczyna wparowała do pokoju niczym statek pod pełnym żaglem.

– Może rzuciłbyś mi w twarz swoje obelgi, co, Kyle'u? Jej widok wcale go nie zaskoczył.

– Zdawało mi się, że widzę twój cień. Jak długo podsłuchiwałaś, mała siostrzyczko?

– Na tyle długo, by odkryć twoje perfidne zamiary wobec mojej rodziny i naszego statku. – Althea starała się zachować spokój w obliczu jego opanowania. – Jak śmiesz mówić w ten sposób do mojej matki i siostry? Jak możesz tak spokojnie opowiadać im, że zamierzasz “powrócić” i “doglądać wszystkiego"?

– Zdaje się, że jestem teraz głową tej rodziny – obwieścił Kyle bez osłonek.

Althea uśmiechnęła się chłodno.

– Możesz nazywać siebie, jak chcesz. Ale jeśli sądzisz, że zdołasz zatrzymać mój statek, jesteś w błędzie.

Mężczyzna westchnął dramatycznie.

– Sądziłem, że tylko waszym krewniakom z Deszczowych Ostępów spełniają się życzenia – zauważył z sarkazmem. – Mała siostrzyczko, ależ jesteś niemądra. Statek należy do twojej siostry nie tylko zgodnie ze zwyczajowym prawem Miasta Wolnego Handlu… Mamy również w tej sprawie pismo Ephrona Vestrita, przez niego podpisane. Przeciwstawisz się nawet własnemu zmarłemu ojcu?

Jego słowa niemal ją ogłuszyły i Althea poczuła, jak gdyby ktoś odebrał jej wszystko, co kiedykolwiek dawało jej wewnętrzną siłę. Już prawie zdołała przekonać samą siebie, że wczorajsze zdarzenia to przypadek, że jej ojciec nigdy świadomie nie odebrałby jej statku. Sądziła, że cierpiący i umierający człowiek nie wiedział, co czyni. A teraz usłyszała, że spisał swą ostatnią wolę, w której ją pominął… Nie, nie, nie. Spojrzała na matkę, a potem ponownie na szwagra.

– Nie dbam o papiery, które podstępem podsunęliście do podpisania leżącemu na łożu śmierci starcowi – oświadczyła cichym, lecz kipiącym wściekłością głosem. – Wiem, że “Vivacia” jest moja i to w sposób, w jaki nigdy nie będzie należała do ciebie, Kyle'u. Mówię ci, że nie spocznę, póki nie znajdzie się pod moją komendą…

– Twoją komendą! – Kyle o mało nie udławił się ze śmiechu. – Masz przesadne mniemanie o swoich umiejętnościach. Wiedz, że sama siebie oszukujesz. Nie jesteś żeglarzem! O ile wiem, twój ojciec trzymał cię na pokładzie tylko dlatego, żebyś nie popadła w jakieś kłopoty na lądzie. Nie jesteś nawet dobrym marynarzem.

Althea otworzyła usta, aby coś powiedzieć, w tym momencie jednak leżący na podłodze Wintrow jęknął i wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Keffria zrobiła krok do przodu, ale Kyle powstrzymał ją gestem. Ronica jednakże zignorowała jego spojrzenie i podniesioną dłoń. Podeszła do chłopca, który – wyraźnie oszołomiony – usiadł z rękoma przy skroniach. Z wysiłkiem wpatrywał się w babcię.

– Czy ja żyję? – spytał półprzytomnie.

– Mam nadzieję, że tak – odparła poważnie, po czym lekko westchnęła. – Altheo, przyniesiesz mi zimną, mokrą ściereczkę?

– Temu chłopakowi nic nie będzie – wtrącił Kyle zrzędliwie. Althea go zlekceważyła. Pobiegła po ręcznik, przez cały czas pytając siebie, dlaczego spełnia matczyną prośbę. Podejrzewała, że to właśnie Ronica podstępem skłoniła ojca do podpisania dokumentu, którego dobrowolnie nigdy by nie podpisał. Dlaczego więc tak potulnie jej posłuchała? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Może nieświadomie szukała pretekstu, by opuścić pokój, ponieważ w przeciwnym razie jeszcze chwila i pewnie rzuciłaby się na Kyle'a z pięściami.

Kiedy biegła korytarzem do kuchni, zadała sobie pytanie, co się stało z jej światem. Nigdy przedtem w jej domu nie dochodziło do takich scysji. Ludzie nawet nie podnosili na siebie głosu, a teraz Kyle jednym ciosem powalił własnego syna na posadzkę. Ciągle nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Ten nowy świat był dla niej obcy i tak bardzo ją szokował, że nie wiedziała, co powinna robić i czuć. Uruchomiła pompę, zanurzyła ściereczkę pod strumień zimnej wody, potem dobrze wyżęła materiał. Nagle do pomieszczenia zajrzała bardzo zdenerwowana służąca.

– Potrzebujesz mojej pomocy? – wyszeptała.

– Nie. Nie, panujemy nad wszystkim. Po prostu kapitan Haven za bardzo się zdenerwował. – Althea usłyszała własne ciche kłamstwo. “Panujemy”, pomyślała z ironią. Miała wrażenie, że przypatruje się wszystkim zmianom z daleka, że jest pałką żonglera, która leci w powietrzu i nie wie, czyja ręka ją chwyci i rzuci dalej. Może niczyja. “Może polecę gdzieś w dal i nigdy już nie wrócę do swojej rodziny”. Uśmiechnęła się z goryczą na ten zabawny wizerunek, potem włożyła mokrą ściereczkę do glinianej miski, podniosła ją i ruszyła korytarzem z powrotem do jadalni.

Wintrow i Ronica siedzieli w rogu niskiego stołu. Chłopiec był blady i drżał, a jej matka wyglądała na bardzo zdecydowaną. Trzymała obie dłonie wnuka w swoich i żarliwie do niego przemawiała.

Kyle stał odwrócony do okna z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Dziewczyna wyczuła, że jest oburzony. Obok niego stała patrząca błagalnie Keffria, mężczyzna wszakże zdawał się nieświadom obecności żony.

– …Wszystko w rękach Sa – Ronica przemawiała do chłopca z wielką powagą. – Wierzę, że to On przysłał cię z powrotem do nas i nie bez powodu stworzył więź między tobą i statkiem. Tak się musiało stać, Wintrowie. Czy potrafisz zaakceptować ten fakt, tak jak niegdyś zgodziłeś się zostać kapłanem?

Więź między Wintrowem i jej statkiem! To niemożliwe! Dziewczynie zmartwiało serce. Chłopiec skupił teraz całą uwagę na twarzy babci. Po prostu wbił w nią wzrok. Jego twarz przybrała typowy dla Havenów, zacięty wyraz – znieruchomiał mu podbródek, w oczach pojawił się gniew. Althea postawiła obok niego miskę ze ściereczką, a wówczas dostrzegła, że Wintrow powoli wychodzi z szoku. Kilkakrotnie głęboko odetchnął, rysy mu złagodniały i na krótką chwilę dziewczyna zobaczyła w twarzy chłopca ogromne podobieństwo do Vestritów – zarówno do swojego nieżyjącego ojca, jak i do niej samej. Fakt ten nią wstrząsnął.

Chłopiec odezwał się spokojnie i rozsądnie.

– Tysiące razy słyszałem takie słowa z ust ludzi. “To wola Sa”, mawiają. Zła pogoda, spóźnione sztormy, poronienia. Wszystko ma być wolą Sa. – Sięgnął do miski po wilgotny ręcznik, złożył go starannie i przycisnął sobie do brody. Bok twarzy zaczynał mu już purpurowieć. Chłopiec ciągle drżał i był rozkojarzony. W dodatku słowa wymawiał dziwnie miękko i Althea domyśliła się, że mówienie sprawia mu ból. Nie wydawał się jednak ani rozgniewany, ani zastraszony czy przerażony, tylko całkowicie pochłonięty przekonywaniem swej babci, jak gdyby od tego zależało jego życie. Może rzeczywiście tak było.

– Jestem skłonny przyznać, że pogoda i burze mogą się wiązać z Jego wolą. Poronienia również. Lecz nie sytuacja, kiedy mąż bije żonę zaledwie na dzień przed rozwiązaniem… – Zawiesił głos, jak gdyby przypomniał sobie coś nieprzyjemnego, potem ponownie spojrzał na Ronikę. – Sądzę, że Sa dał nam wszystkim życie i Jego wolą jest, aby każde z nas dobrze przeżyło swoje. Stawia przed nami przeszkody… Słyszałem ludzi, którzy skarżyli się na jego okrucieństwo i głośno pytali: “Dlaczego? Dlaczego?” Następnego dnia ci sami ludzie brali piły, wychodzili na dwór, gdzie odcinali gałęzie z drzew owocowych, wykopywali młode drzewa i przesadzali je daleko od miejsca, w którym zakiełkowały. “Będą tu rosły lepiej i więcej rodziły”, wyjaśniali pracownicy sadu. Działali wbrew drzewom i twierdzili, że robią to dla ich dobra.

Wintrow zdjął ściereczkę z twarzy i ponownie ją złożył, szukając chłodniejszego miejsca.

– Moje myśli błądzą – oznajmił ze smutkiem. – Akurat teraz, gdy chcę mówić do ciebie, babciu, w najklarowniejszy z możliwych sposób. Nie sądzę, bym z woli Sa miał porzucić stan kapłański i zamieszkać na pokładzie statku dla pomyślnego finansowego rozwoju naszej rodziny. Nie jestem nawet pewny, czy ma się tak stać z twojej woli. Sądzę, że decyzję podjął mój ojciec i najwyraźniej nie zamierza od niej odstąpić, mimo iż łamie mi w ten sposób serce. Wiem też, że ten niemile przeze mnie widziany “podarek”, który mi dziś wręcza, wczoraj wyrwał z rąk cioci Althei.

Po raz pierwszy chłopiec zwrócił oczy na dziewczynę. Mimo bólu i posiniaczonej skóry, przez chwilę wyglądał jak własny ojciec. W jego oczach była ta sama bezgraniczna cierpliwość tłumiąca stalowe nerwy. Zaskoczona Althea uprzytomniła sobie, że nie stoi przed nią kruchy, przerażony nowicjusz, lecz młody mężczyzna w ciele chłopca.

– Nawet twój własny syn widzi, jak niesprawiedliwie postępujesz – zarzuciła Kyle'owi. – Zabrałeś mi “Vivacię” wcale nie dlatego, iż sądziłeś, że nie potrafię nią dowodzić. Postąpiłeś tak z własnej zachłanności.

– Mówisz o zachłanności? – Kyle krzyknął z pogardą. – Dobre sobie! Zaraz pęknę ze śmiechu. Z chciwości chcę przejąć statek tak straszliwie zadłużony, że będę miał szczęście, jeśli wszystko spłacę przed swoją śmiercią? Z zachłanności zaoferowałem się wziąć odpowiedzialność za losy rodziny i postawić ją na nogi mimo braku wsparcia finansowego? Altheo, gdybym sądził, że masz odpowiednie zdolności i możesz mi się przydać na pokładzie żaglowca, z pewnością skorzystałbym z okazji i zatrudnił cię na “Vivacii”. Niestety, nie posiadasz niezbędnych umiejętności. Co więcej, gdybyś udowodniła mi, że potrafisz żeglować, gdybyś pokazała mi choć jedną kartę zaokrętowania, podarowałbym ci ten przeklęty statek wraz z jego długami. Ale ty jesteś tylko małą rozpieszczoną dziewczynką.

– Kłamco! – krzyknęła dotknięta do żywego Althea.

– Na Sa, przysięgam, że mówię prawdę! – ryknął gniewnie Kyle. – Jeśli chociaż jeden szanowany kapitan poręczy mi za twoje żeglarskie umiejętności, oddam ci jutro żaglowiec! Jednakże całe Miasto Wolnego Handlu wie, kim jesteś. Amatorką, która udaje marynarza.

– Statek może za nią poręczyć – zauważył drżącym głosem Wintrow. Podniósł rękę do czoła, jak gdyby chciał przytrzymać głowę na karku. – Jeśli statek za nią poręczy, zrobisz, jak obiecałeś? Przecież przysięgałeś na Sa, czyniąc świadkami nas wszystkich. Musisz dotrzymać obietnicy. Nie wierzę, że mój dziadek chciał, abyśmy się tak kłócili i gniewali na siebie. Pomyśl, ojcze, jak łatwo możesz przywrócić spokój w rodzinie. Gdyby Althea weszła na pokład “Vivacii”, mógłbym wrócić do mojego klasztoru. Każde z nas znalazłoby się na właściwym miejscu. Tam, gdzie jesteśmy szczęśliwi… – Urwał, kiedy zdał sobie sprawę, że wszyscy zebrani na niego patrzą. Oczy ojca zwęziły się z wściekłości, a Ronica Vestrit podniosła rękę do ust, jak gdyby słowa chłopca boleśnie ją dotknęły.

– Mam dość tego jęczenia! – wybuchnął nagle Kyle. W kilku krokach przeciął pokój, pochylił się nad stołem i obrzucił syna piorunującym spojrzeniem.

– Czy tego cię nauczyli kapłani? Przekręcać fakty po to, by osiągnąć swój cel? Zawstydza mnie, że mój syn, krew z mojej krwi, używa takich sztuczek wobec własnej babki. Wstań! – warknął, a kiedy Wintrow bez słowa podniósł na niego wzrok, wrzasnął: – Wstawaj!

Chłopiec wahał się przez moment, po czym podniósł się z krzesła. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz ojciec odezwał się pierwszy.

– Masz trzynaście lat, mimo iż nie wyglądasz na więcej niż dziesięć, a zachowujesz się jak trzylatek. Trzynaście lat! Zgodnie z prawem panującym w Mieście Wolnego Handlu, do czasu ukończenia piętnastu lat praca syna należy do jego ojca. Przeciwstaw mi się, a odwołam się do tego prawa. Nie dbam o twoją brązową sutannę. Może nawet wyrastają ci święte rogi z czoła… Nie dbam o to. Póki nie skończysz piętnastu lat, będziesz pracował na statku. Rozumiesz mnie?

Nawet Altheę zaszokowały ocierające się o bluźnierstwo słowa Kyle'a. Kiedy Wintrow odpowiadał ojcu, stał prosto; tylko głos mu drżał.

– Jako kapłan Sa podlegam jedynie tym prawom cywilnym, które są sprawiedliwe i cnotliwe. Przywołując prawa cywilne, łamiesz swoje przyrzeczenie sprzed lat. Gdy oddałeś mnie Sa, oddałeś Mu także moją pracę. Już nie należę do ciebie. – Spojrzał na matkę, potem na babkę, wreszcie dodał, niemal pokornie: – Właściwie nie jestem już nawet członkiem tej rodziny. Odkąd przekazaliście mnie kapłanom Sa.

Ronica wstała, aby zasłonić go przed ciosem, lecz Kyle odsunął ją z taką siłą, że aż się zachwiała. Keffria z krzykiem doskoczyła do matki. Ojciec chwycił syna za przód jego szaty i zaczął nim potrząsać. Głowa chłopca poruszała się to w tył, to w przód.

– Mój – ryczał Kyle na Wintrowa. Jego słowa zniekształcała furia. – Jesteś mój. Zamknij się i rób, jak ci mówię. Natychmiast! – Chwycił mocniej przód szaty i podciągnął za nią syna, aż ten stanął na czubkach palców. – Pójdziesz sam na statek. Zameldujesz się u mata. Powiesz mu, że jesteś nowym chłopcem pokładowym i nikim więcej. Chłopcem pokładowym, zrozumiano?!

Althea obserwowała scenę z przerażeniem, a równocześnie z fascynacją, która nie pozwalała jej odwrócić oczu. Wydawało się jej, że matka, już opanowana, próbuje pocieszyć histerycznie łkającą Keffrię. Dwoje służących, nie potrafiąc dłużej pohamować ciekawości, wyglądało zza rogu. Althea wiedziała, że powinna interweniować, ale jej ciałem zawładnął jakiś osobliwy paraliż i mogła tylko patrzeć. O takich kłótniach plotkowała służba kuchenna, dziewczyna słyszała też gdzieś o handlarzach, których synowie terminowali u nich wbrew swej woli. Wiedziała, że na niektórych statkach panuje podobna dyscyplina. Tyle że tego typu incydenty nigdy nie miały miejsca w domach rodzin Pierwszych Kupców. A jeśli się zdarzały, nikt o nich nie rozpowiadał.

– Rozumiesz mnie?! – spytał Kyle głośniej, jakby sądził, że wykrzykując słowa uczyni je bardziej zrozumiałymi. Oszołomiony chłopiec skinął głową. Kyle puścił go i Wintrow zatoczył się, potem chwycił krawędzi stołu. Chwilę stał ze zwieszoną głową.

– Kazałem ci iść natychmiast! – burknął Kyle gniewnie, lecz z triumfem. Następnie obrócił się do drzwi i spojrzał na zapatrzonego służącego. – Ty! Welf! Przestań się gapić. Odprowadzisz mojego syna na “Vivacię”. Dopilnuj, żeby spakował wszystkie rzeczy, z którymi tu przyjechał, ponieważ od tej pory będzie mieszkał na statku.

Welf pospiesznie wszedł, wziął Wintrowa pod ramię i zaczął wyprowadzać z pomieszczenia, a wówczas Kyle odwrócił się do Althei. Skutecznie wymuszone posłuszeństwo na synu najwyraźniej dodało mu odwagi, gdyż wyzywająco spytał:

– Jesteś wystarczająco mądra, aby nauczyć się czegoś z tego, co widziałaś, siostrzyczko?

Althea odpowiedziała mu spokojnie i cicho.

– Tak, tak, wszyscy dowiedzieliśmy się dzisiaj czegoś o tobie, Kyle'u. Zwłaszcza tego, jak wiele potrafisz poświęcić, by zaspokoić własną ambicję kontrolowania rodziny Vestritów.

– Kontrolowania? – Szwagier popatrzył na nią z niedowierzaniem, a następnie odwrócił się do pozostałych dwóch kobiet, szukając w ich oczach zaskoczenia. Jednak Ronica patrzyła na niego ponuro, natomiast Keffria szlochała na ramieniu matki. – Sądzicie, że o to mi chodzi? O kontrolę? – Potrząsnął głową i lekko się roześmiał. – Chcę nas wszystkich uratować. Niech mnie diabli, jeśli wiem, po co się tak staram. Gapicie się na mnie jak na przestępcę, a przecież próbuję tylko ocalić rodzinę. Keffrio! Wiesz, w czym rzecz. Rozmawialiśmy o tym.

Odwrócił się ku żonie, która w końcu podniosła na niego zalaną łzami twarz, lecz w jej oczach nie było zrozumienia. Zdumiony Kyle potrząsnął głową.

– Co mam zrobić? – spytał kobiet. – Nasze posiadłości codziennie tracą na wartości, ciągle spłacamy żywostatek, wierzyciele odgrażają się, że zaczną konfiskować nasze dobra, a wy wszystkie najwyraźniej uważacie, że powinniśmy elegancko zignorować sytuację i zasiąść do herbaty. Nie, nie, inaczej… Althea chyba sądzi, że wręczę jej zabawkę o imieniu “Vivacia” i pozwolę doprowadzić rodzinę do ruiny. Będzie się co wieczór upijała i obmacywała z lokalnymi marynarzami.

– Przestań, Kyle'u – syknęła ostrzegawczo Ronica.

– Co takiego? Nie wolno mi mówić o sprawach, o których już wiecie, tyle że nie chcecie się do tego przyznać? Posłuchajcie mnie, wszystkie trzy, chociaż przez kilka minut. – Przerwał i oddychał głęboko, jak gdyby próbował się pozbyć gniewu i złości. – Muszę myśleć o moich dzieciach, o Seldenie i o Malcie. Umrę przecież któregoś dnia, tak samo jak Ephron. Nie mogę zostawić im w spadku jedynie masy długów i owianego skandalem imienia. Mąż nie zostawił ci synów, Roniko, którzy mogliby cię teraz chronić i zajęliby się gospodarstwem. Zamierzam się zachować jak sumienny zięć i załatwić wszystkie sprawy, które tego wymagają, nawet te najbardziej bolesne. W ostatnich miesiącach wiele myślałem i wierzę, że potrafię postawić nas wszystkich z powrotem na nogi. Nawiązałem w Chalced wiele kontaktów z osobami chętnymi do współpracy. Nie mam żadnego niezwykłego planu: ja i statek musimy po prostu popracować i to naprawdę ciężko. Będziemy przewozić tylko najbardziej dochodowe towary. Tymczasem jednakże musimy bez sentymentów wycenić wszystkie nasze gospodarstwa i zatrzymać jedynie te, które na pewno przyniosą w tym roku zysk. A co najważniejsze, nie wolno nam wystraszyć naszych wierzycieli. Jeśli zaczniemy gwałtownie wyprzedawać, pomyślą, że kiepsko z nami i staną na naszym progu, by zdobyć część tego, co jeszcze zostało. Także widok hulającej z łobuzerią Althei nie pozostanie bez echa. Ludzie pomyślą, że nasza rodzina nie ma już ani nadziei, ani dumy. Mówię szczerze. Oczerniasz swoje imię, dziewczyno, a wraz z nim dobre imię mojej córki. Któregoś dnia chciałbym dobrze wydać córkę za mąż. Malcie nigdy się nie trafi poważany mężczyzna, jeśli jej ciotka będzie prowadziła żywot pijaczki i flądry.

– Jak śmiesz… – warknęła Althea.

– Wiedz, że dla dobra moich dzieci ośmielę się na znacznie więcej. Zrobię z Wintrowa mężczyznę, nawet jeśli dorastając będzie mnie za to nienawidził. Stworzę silną bazę finansową dla rodziny, nawet, jeśli to konieczne, będę zmuszał żywostatek do ciężkiej pracy, na co ty nigdy byś się nie zdobyła. Jeśli troszczysz się o swoich krewnych choćby w połowie tak bardzo jak ja, zmienisz swoje postępowanie, zaczniesz się zachowywać jak dama i zaakceptujesz wybranego dla ciebie majętnego kandydata na męża, aby wspomóc rodzinną fortunę.

Zimna wściekłość zawładnęła Althea.

– Więc powinnam się sprzedać mężczyźnie, który zaoferuje najwyższą stawkę, byleby tylko skłonny był nazywać mnie żoną i dobrze zapłacić za małżeństwo ze mną?

– Uważasz, że lepiej zadawać się z najbiedniejszymi, tak jak to nam pokazałaś ubiegłej nocy? – spytał chłodno Kyle.

Althea zaczerpnęła oddechu, napuszyła się jak rozzłoszczony kot, lecz w tym momencie zimny głos jej matki przerwał ich kłótnię.

– Wystarczy.

Ronica wypowiedziała cicho tylko to jedno słowo, potem – ostrożnie, jak gdyby niosła naręcze pościeli – podprowadziła Keffrię do najbliższej ławy i posadziła. Nieodwołalność jej tonu zamknęła wszystkim usta. Nawet szlochy Keffrii ucichły. W czarnym żałobnym stroju mała, posępna matka Althei wydawała się jeszcze mniejsza, kiedy jednak nakazała spokój córce i zięciowi, oboje natychmiast jej posłuchali.

– Nie zamierzam krzyczeć – powiedziała. – Nie będę też się powtarzać, proponuję więc, abyście oboje zwrócili baczną uwagę na moje słowa i zapamiętali je sobie. Altheo, zwracam się najpierw do ciebie, ponieważ odkąd zeszłaś wczoraj ze statku, nie miałam sposobności z tobą porozmawiać. Kyle'u, nie przerywaj mi, nawet jeśli powiem coś nie po twojej myśli. A zatem…

Ronica nabrała powietrza i zadrżała, następnie podeszła do młodszej córki i chwyciła jej strudzone dłonie w swoje.

– Moja córko, wiem, że czujesz się skrzywdzona. Spodziewałaś się odziedziczyć statek. Taki też był plan twojego ojca. Ephron odszedł i chociaż z bólem, powiem ci wszystko otwarcie. Twój ojciec zawsze traktował cię jak syna. Niestety, wszystkich ich utracił. Gdyby twoi bracia przeżyli zarazę… ale cóż, stało się inaczej. Kiedy jeszcze żyli, Ephron zawsze mówił, że dla jego córek jest ląd, statek natomiast dla synów. I chociaż nigdy nie powiedział tego jasno, sądzę, że tobie pragnął powierzyć “Vivacię”, Keffrii zaś posiadłości ziemskie. Zamierzał jednakże żyć aż do późnej starości, spłacić długi statku i gospodarstw, a ciebie wydać za mąż za mężczyznę, który zostanie kapitanem twojego statku. Nie, nie, cicho! – rzuciła szybko, widząc, że Althea otwiera usta, by się jej sprzeciwić.

– Nie przerywaj, i tak trudno mi mówić o takich sprawach. Jeśli się wtrącisz, nigdy ci tego nie powiem – dodała spokojniejszym głosem, po czym podniosła głowę i śmiało spojrzała w oczy córce. – Jeśli chcesz kogoś obwinić za swoje rozczarowanie, obwiń mnie. To ja, wiedząc, że twój ojciec umiera, posłałam po Curtila, naszego starego doradcę prawnego i wraz z nim sporządziłam testament, który wydał mi się najlepszym rozwiązaniem. Następnie przekonałam Ephrona, by ten dokument podpisał. Nie skłoniłam go do podpisania żadnym podstępem, lecz przekonałam. Nawet twój ojciec w końcu zrozumiał mądrość takiego rozwiązania. Gdyby rodzinna fortuna została podzielona, stracilibyśmy wszystko. Keffria jest starsza, ma dzieci, którym musi zapewnić byt, postąpiłam więc zgodnie z nakazami tradycji i uczyniłam ją jedyną spadkobierczynią. – Ronica Vestrit odwróciła wzrok od zaszokowanego spojrzenia młodszej córki i spojrzała na starszą. Keffria ciągle siedziała na ławie, zakrywając twarz rękoma, lecz jej płacz ustał. Kyle podszedł do żony i położył jej dłoń na ramieniu. Althea nie wiedziała, czy ją pociesza, czy też strofuje. – Keffria wiedziała o swoim dziedzictwie – ciągnęła Ronica – i świetnie zdaje sobie sprawę, że testament stanowi jasno, iż na jej barkach spoczywa obowiązek utrzymania ciebie do chwili, gdy wyjdziesz za mąż, a wtedy musi ci zapewnić odpowiednie wiano. Zatem Keffria będzie się tobą zajmować nie tylko z siostrzanej miłości, lecz z prawnego obowiązku zapisanego w notarialnie poświadczonym dokumencie.

Althea nadal patrzyła z konsternacją.

– Córko – poprosiła Ronica – proszę, spróbuj spojrzeć na całą sprawę bezstronnie. Postąpiłam najuczciwiej, jak mogłam. Gdybyś otrzymała “Vivacię”, nie poradziłabyś sobie. Potrzeba pieniędzy, by zatrudnić załogę, wyprowiantować statek, utrzymywać go w dobrej kondycji i remontować. Po jednym opłacalnym rejsie można spłacić długi i zainwestować w następną podróż, lecz jeśli nie zarobisz odpowiednio dużo? Co wtedy? Pożyczkę na statek rodzina brała także pod zastaw dóbr lądowych. Nie istnieje sposób, by racjonalnie podzielić nasze ziemie. Muszą znajdować się w jednym ręku, aby nas wyciągnąć z długów.

– Więc nie mam nic – zauważyła cicho dziewczyna.

– Altheo, twoja siostra nigdy nie pozwoli, żeby ci czegoś zabrakło… – zaczęła jej matka, lecz młodsza córka zaszokowała ją słowami:

– Nie dbam o to. Nie obchodzi mnie własne bogactwo ani ubóstwo. Tak, marzyłam, że “Vivacia” będzie moja! Ponieważ ona jest moja, matko, choć nie potrafię ci wyjaśnić, skąd o tym wiem… Widzisz, konie Seddona Diba, choć ciągną powóz dla swojego pana… i tak wszyscy wiedzą, że ich serca należą do stajennego chłopca bogacza. Tak samo serce “Vivacii” należy do mnie, a moje do niej. Niepotrzebne mi są lepsze układy z kimkolwiek na świecie. Zatrzymajcie sobie cały zysk, jaki przyniesie wam statek i niech wszyscy mówią, że żaglowiec należy do Keffrii. Tylko pozwólcie mi pływać na pokładzie. To wszystko, o co proszę, matko i siostro. Pozwólcie mi tylko podróżować, a już nigdy nie sprawię wam kłopotów i nigdy nie podważę waszego zdania w żadnej sprawie. – Spojrzała błagalnie i z rozpaczą najpierw na Ronikę, potem w zalane łzami oblicze Keffrii. – Proszę – sapnęła. – Proszę.

– Nie – odezwał się Kyle. – Nie. Wydałem już rozkazy zabraniające ci przebywać na statku i nie zmienię ich. Widzicie, jaka jest – oświadczył, zwracając się do Roniki i Keffrii. – Nie myśli praktycznie. Wszystko, czego pragnie, to kontynuować dotychczasowy styl życia. Pozostała upartą córeczką swego tatusia, która mieszka sobie na pokładzie statku, za nic nie ponosi odpowiedzialności, udaje marynarza, a do rodzinnego miasta wraca, by pochodzić po sklepach i na rachunek ojca kupić stroje i błyskotki, które jej się spodobają. Tyle że teraz byłby to rachunek jej siostry, a zatem i mój. Nie, Altheo. Twoje dzieciństwo skończyło się wraz ze śmiercią ojca. Nadszedł czas, byś zaczęła się zachowywać tak, jak wypada potomkini takiej rodziny.

– Nie mówię do ciebie! – wybuchnęła Althea. – Nie masz nawet pojęcia, o czym mówię. Dla ciebie “Vivacia” jest tylko zwykłym statkiem, który czasem zagada. Ja ją traktuję jak członka mojej rodziny, jest mi bliższa niż własna siostra. “Vivacia” potrzebuje mnie na pokładzie. Muszę podróżować wraz z nią. Popłynęłaby dla mnie, jak nigdy nie popłynie dla ciebie. Włożyłaby w nasz wspólny rejs całe swoje serce.

– Dziewczęce fantazje! – uciął Kyle. – I bzdury! Odeszłaś od niej rozgniewana w dniu, gdy się przebudziła. To Wintrow musiał spędzić z nią jej pierwszą noc. Gdybyś rzeczywiście tak wiele do niej czuła, nie postąpiłabyś w ten sposób. Sądzę, że “Vivacia” bardzo polubiła mojego syna. Będzie pływał na jej pokładzie i dotrzymywał jej towarzystwa, robił wszystko, czego ten statek sobie zażyczy. Wintrow nauczy się też pracować jak prawdziwy marynarz, a nie bezmyślnie się kręcić po pokładzie albo upijać w obcych portach. Nie, Altheo, nie ma dla ciebie miejsca na pokładzie naszego żaglowca. Nie pozwolę, byś siała niezgodę lub rywalizowała z moim synem o względy statku.

– Matko? – jęknęła desperacko Althea. Ronica popatrzyła na córkę z żalem.

– Gdybym cię nie widziała ostatniej nocy pijanej i w nieładzie, sądziłabym, że Kyle jest zbyt surowy i przeciwstawiłabym mu się. – Westchnęła ciężko. – Niestety, nie mogę zaprzeczyć temu, co oglądały moje oczy. Altheo, wiem, że kochasz “Vivacię”. Gdyby żył twój ojciec… Och, wtedy zapewne w ogóle nie zastanawialibyśmy się nad tymi wszystkim sprawami. A teraz… Może nadeszła pora, byś porzuciła życie na morzu. Zauważyłam, że Wintrow ma dobre serce i z pewnością zadba o “Vivacię”. Pozwól mu. Teraz powinnaś zatroszczyć się o siebie i zająć należne ci miejsce w społeczności Miasta Wolnego Handlu.

– Moje miejsce jest na pokładzie żywostatku – zaoponowała słabo Althea.

– Nie – powtórzył Kyle, a Ronica pokiwała głową.

– Więc nie ma dla mnie miejsca ani w tej rodzinie, ani w tym mieście – rzuciła dziewczyna bez zastanowienia. Wstrząsnęły nią własne słowa, a zwłaszcza ich nieodwołalność. Były niczym kamień rzucony w spokojną wodę, na zawsze i nieodwracalnie zmieniły całe jej życie. Uświadomiwszy to sobie, poczuła, że zatrzymał jej się oddech.

– Altheo? Altheo! – wołała za nią matka.

Ruszyła korytarzem. Własny dom stał się dla niej nagle obcym miejscem. Zdała sobie sprawę z faktu, że od lat nie spędziła tu dłuższego okresu niż miesiąc. Od kiedy wisi tu ten gobelin? Kiedy popękały kafle? Nie wiedziała, była nieobecna, nie mieszkała tu od tak dawna. Od wielu lat ów budynek nie był już jej domem. Rozpoznawała tę rzeczywistość, lecz nie interesowała się nią. Nie zabrała niczego. Tak jak stała, wyszła frontowymi drzwiami przed dom.


* * *

– Jeśli znowu wróci pijana, spędzi tydzień w swoim pokoju. Musi zrozumieć, że nie będziemy patrzeć przez palce, jak szarga nazwisko rodziny i własną reputację w Mieście Wolnego Handlu. – Kyle siedział obok Keffrii na ławie i czule otaczał żonę ramieniem.

– Zamknij się, Kyle'u. – Ronica Vestrit usłyszała własne krótkie, ciche stwierdzenie. Wszystko jej się rozpadało: rodzina, dom, marzenia o przyszłości. Wiedziała, że Althea mówiła poważnie; Ronica słyszała w jej tonie głos Ephrona. Jej córka nie pojawi się na progu dziś wieczorem, ani pijana, ani trzeźwa. Odeszła. A wszystko przez tego idiotę, którego poślubiła Keffria. Kyle potrafił się tylko wymądrzać i narzucać innym władzę. Westchnęła ciężko. Może był to jedyny problem, który potrafiłaby teraz rozwiązać. Gdyby sobie z nim poradziła, mogłaby łatwiej rozwiązać inne… – Kyle'u. Nie chciałam tego mówić przy Althei, aby jej nie zachęcać do buntu, ale muszę ci to powiedzieć teraz. Przez cały ranek zachowujesz się jak osioł. Jak niezbyt taktownie zauważyłeś, nie mam prawa się mieszać między ciebie i twojego syna. Jednakże Althea to co innego. Jest moją córką i nie podlega twojej władzy. Wiedz, że twoje próby “wychowywania” jej uważam za skrajnie obraźliwe.

Spodziewała się przynajmniej skruchy, natomiast zięć wyglądał na znieważonego i Ronica nie po raz pierwszy zastanowiła się, czy nie przeceniła jego rozsądku, gdy powierzała Keffrii rodzinny majątek. Odpowiedź mężczyzny potwierdziła jej najgorsze obawy.

– Jestem teraz głową tej rodziny, jak możesz zatem twierdzić, że Althea nie podlega mojej władzy?

– Nie jest twoją córką, lecz moją. Nie jest twoją siostrą, lecz siostrą twojej żony.

– Ale swoim postępowaniem uwłacza nam wszystkim. Jeśli ty i Keffria nie potraficie jej skłonić do rozsądnego zachowania, będę musiał poskromić ją bardziej zdecydowanie. Nie mamy czasu ani na łagodną perswazję, ani na przyjemne pogaduszki. Wintrowa i Altheę trzeba skłonić, by zaakceptowali swoje obowiązki i dobrze je wypełniali.

– Nie ty decydujesz o obowiązkach Althei, lecz ja. – Żelazna logika, której Ronica nauczyła się podczas targów i interesów, dobrze jej teraz służyła.

– Może ty tak rozumiesz tę sprawę, ja nie. Mam utrzymywać Altheę i opiekować się nią, a zatem ja decyduję, czego dziewczyna potrzebuje. Zamierzam przekonać ją, by zaczęta się zachowywać przyzwoicie.

Mówił cicho i rozsądnie, ale nagle sens jego słów zabolał Ronikę.

– Krytykując zachowanie mojej córki, krytykujesz też sposób, w jaki wychowaliśmy ją my, jej rodzice. Możesz się nie zgadzać z naszymi metodami, ale radzę ci zachować dla siebie swoje opinie. Zresztą powierzyłam Keffrii jedynie obowiązek opieki nad siostrą, a nie władzę nad nią. To kwestia budżetu, nie kontroli. Nie życzę sobie, by jedna siostra rządziła drugą. Jeszcze mniej stosowne wydaje mi się, by pozwalał sobie na to mąż tejże siostry. Nigdy nie było moim celem usuwać Altheę z “Vivacii”, chciałam ją jedynie zachęcić do odkrycia innego trybu życia, gdy zrozumie, że jej statek trafił w dobre ręce.

Ronica usiadła na ławie przy stole i potrząsała głową. Rozmyślała nad tym, jak wypaczono jej plany.

– Ephron miał rację, gdy mawiał, że Althei trzeba dać jak najwięcej swobody. Nie można jej do niczego zmuszać, nie można jej popędzać, nawet po to, by ją przekonać do tego, co dla niej najlepsze. Ubiegłej nocy, no cóż, była zasmucona. Czuję, że nie masz najlepszego zdania o Brashenie, lecz wiem, że mój mąż wielce go poważał. Sądzę, że chłopak tylko odprowadzał moją córkę, pragnął bowiem, aby bezpiecznie dotarta do domu. Tak właśnie powinien się zachować dżentelmen, kiedy spotyka strapioną damę.

– Pewnie wcześniej przez cały dzień pili razem herbatę – zauważył sarkastycznie Kyle.

Błąd. Poważny błąd. Ronica patrzyła na Keffrię tak długo, aż jej córka uświadomiła sobie co to spojrzenie oznacza, i odwzajemniła je.

– Keffrio – powiedziała cicho Ronica. – Znałaś moje zamiary związane z dokumentami. Postąpiłabyś nieuczciwie, gdybyś wykorzystała sytuację i spróbowała narzucić siostrze swoją wolę. Obiecaj mi, że na to nie pozwolisz.

– Keffria ma dzieci. Musi o nich pamiętać – wtrącił Kyle.

– Córko? – spytała Ronica. Nie potrafiła się powstrzymać od błagalnego tonu.

– Ja… – Keffria przeniosła wzrok z twarzy matki na kamienną twarz męża. Oddychała szybko niczym przyparta do muru mysz. – Nie chcę brać w tym udziału. Nie chcę! – krzyknęła przerażona. Podniosła ręce i rozpaczliwie zacisnęła je na piersiach.

– Nie musisz – zapewnił ją Kyle. – Testament jest podpisany i poświadczony notarialnie. Wiesz, co jest najwłaściwsze dla Althei. Wiesz, że chodzi nam tylko o jej dobro. Uwierz w siebie, Keffrio. Uwierz we mnie, swojego męża.

Keffria spojrzała w oczy matce, która patrzyła na nią z niedowierzaniem, potem spuściła wzrok na wypolerowaną powierzchnię stołu. Nerwowo zaczęła gładzić drewno.

– Wierzę w ciebie, Kyle'u – szepnęła. – Wierzę. Jednakże nie chcę zranić Althei. Nie chcę być dla niej okrutna.

– Nie będziemy – od razu ją zapewnił. – Póki ona nie będzie okrutna dla nas. Tak jest uczciwie.

– To się… wydaje uczciwe – odparła z wahaniem. Spojrzała na matkę szukając potwierdzenia, lecz na twarzy Roniki dostrzegła tylko zawziętość. Ronica zawsze myślała, że jej starsza córka jest silniejsza. W końcu to Keffria wybrała z pozoru trudniejsze życie, podczas gdy Althea odpłynęła wraz z ojcem i bawiła się. Keffria wyszła za mąż, urodziła dzieci, miała własną służbę i pomagała matce zarządzać większymi gospodarstwami. Tak się w każdym razie wydawało Ronice, kiedy sporządzała dokumenty, które decydowały o spadku. Teraz przyszło jej do głowy, że Keffria zajmowała się głównie wewnętrznymi pracami, ustalała jadłospisy, sporządzała listy zakupów i organizowała spotkania towarzyskie. Ułatwiała życie Ronice, która całą swą energię wkładała w zarządzanie posiadłościami. Jak mogła nie zauważyć, że jej starsza córka staje się zwyczajną kurą domową. Wypełniała polecenia matki, okazywała posłuszeństwo mężowi, ale rzadko potrafiła obronić własne zdanie. Ronica usiłowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz Keffria zaproponowała jakąś zmianę albo próbowała coś zainicjować. Niczego takiego nie pamiętała.

Och, Sa, dlaczego akurat teraz przyszły jej do głowy te podejrzenia? Sa dopomóż, przecież właśnie powierzyła córce całe swe życie. Zgodnie ze obyczajami i tradycjami Miasta Wolnego Handlu, kiedy umrze mężczyzna, jego własność dziedziczy najstarszy potomek. Nie żona, lecz potomek. Och, Ronica miała prawo zatrzymać dobra, które wniosła do małżeństwa z Ephronem, ale z jej wiana pozostało niewiele cennych rzeczy. Z bijącym sercem nagle sobie uprzytomniła, że nie tylko jej młodsza córka znalazła się na łasce i niełasce Kyle'a, lecz także ona sama.

Spojrzała na niego, starając się niczego po sobie nie pokazać. Mogła się tylko modlić do Sa, żeby zięć nie zdał sobie sprawy z własnej władzy nad świekrą, wtedy bowiem straciłaby wszystko. Czy potrafił wymóc na niej posłuszeństwo, nie pozwalając jej dysponować rodzinnymi finansami?

Głęboko zaczerpnęła oddechu i zapanowała nad głosem.

– Tak, tak się wydaje – przyznała. Uważała, że nie powinna nagle zacząć przytakiwać zięciowi. – Zobaczymy, jak będzie w rzeczywistości.

Westchnęła głośno, potem przetarła oczy, jak gdyby poczuła zmęczenie.

– Wiele kwestii musimy jeszcze przemyśleć. Bardzo wiele. Na razie zostawię w twoich rękach sprawę Althei. Zgadzam się też z Kyle'em, że “Vivacia” musi jak najszybciej wypłynąć z portu. Przypuszczam, że przede wszystkim powinniśmy się skupić na interesach. Mogę zapytać, do jakiego popłyniesz portu, jaki ładunek wybierzesz i kiedy wypływasz? – Ronica miała nadzieję, że nie naciska zbyt mocno zięcia, zadając mu tyle pytań w związku z planowanym rejsem. Już rozmyślała o pracy, którą wykona podczas jego nieobecności. Sprawdzi przynajmniej, czy to, co pozostało z jej przedmałżeńskich dóbr, Althea odziedziczy po jej śmierci. Nie zamierzała jednak wspominać o tym fakcie zięciowi; nagle zdecydowała, że lepiej mu w niczym nie zaprzeczać. A gdy zostanie sama z Keffrią, będzie mogła trochę popracować nad swoją starszą córką. Kyle wyraźnie się ucieszył ze zmiany tematu.

– Tak jak powiedziałaś, musimy wypłynąć wkrótce i to nie tylko z powodu finansów. Im szybciej odciągnę Wintrowa od rozrywek związanych z życiem na lądzie, tym szybciej zaakceptuje swój los. Mój syn musi się wiele nauczyć i wydorośleć. Powinien zacząć od razu.

Przerwał na chwilę, a w tym czasie obie kobiety skinęły głowami. Ronica – niechętnie, ponieważ w ten sposób przyznawała wbrew sobie, że chłopiec został źle wychowany. Kyle, zadowolony ze zgody kobiet, kontynuował:

– Jeśli chodzi o porty i ładunek, no cóż, przyznaliśmy wszyscy, że musimy handlować najbardziej opłacalnym towarem. – Znowu przerwał, czekając na potwierdzenie. – Istnieje zatem tylko jedno wyjście – zdecydował za całą trójkę. – Popłynę “Vivacią” na południe, do Jamaillii i kupię najlepszy towar, na jaki nas stać. Potem jak najszybciej ruszę na północ, do Chalced.

– Jak to towar? – spytała Ronica słabym głosem. Z niepokoju zamarło jej serce.

– Oczywiście niewolnicy. Wykształceni. Żadnych złodziei, morderców czy innych przestępców. Wezmę tylko tych, których Chalced doceni jako nauczycieli, nadzorców i opiekunki do dzieci. Artystów i rzemieślników. Wolę wykupywać długi niż brać skazanych na niewolnictwo za zbrodnie. – Umilkł, na chwilę się zamyślił, potem potrząsnął głową. – Nie będą oczywiście tak odporni jak tamci. Powinniśmy więc jak najściślej zapełnić ładownie… Musimy kupić tylu, ilu tylko zdołamy. Jeńców wojennych, ludzi urodzonych w niewoli i tym podobnych. Mój drugi oficer Torg pracował niegdyś na statkach przewożących niewolników i wiele wie o kupowaniu na aukcjach. Pewnie pomoże mi w transakcjach,

– Niewolnictwo jest nielegalne w Mieście Wolnego Handlu – zauważyła Keffrią niepewnym tonem.

Kyle zaśmiał się krótko.

– W chwili obecnej rzeczywiście tak jest. Podejrzewam jednak, że nie potrwa to długo. Zresztą nie potrzebujesz się obawiać, moja droga. Nie mam zamiaru zatrzymywać się z nimi w naszym porcie. Planuję szybki, prosty kurs. Przez Kanał Wewnętrzny do Jamaillia City, stamtąd na północ, do Chalced. Ominę Miasto Wolnego Handlu. Nikt nas nie będzie niepokoić.

– A piraci? – spytała Keffria nieśmiało.

– Zawsze dawali “Vivacii” spokój. Ile razy słyszałaś, jak twój ojciec chwalił się szybkością i zwinnością swego żaglowca? Teraz, kiedy go ożywiliśmy, będzie pływać jeszcze sprawniej. Piraci wiedzą, że ściganie żywostatku równa się stracie czasu. Nie będą nas niepokoić. Nie martw się o sprawy, które już przemyślałem. Nie decydowałbym się na taki rejs, gdybym uważał, że jest ryzykowny.

– Taki ładunek może stanowić ryzyko dla żywostatku – spokojnie zwróciła mu uwagę Ronica.

– Czego się obawiasz? Buntu niewolników? Niepotrzebnie. Będziemy ich trzymać w zamknięciu i dobrze pilnować przez całą podróż. – Zastrzeżenia kobiet zaczęły irytować Kyle'a.

– Ten pomysł może się okazać jeszcze gorszy. – Ronica starała się mówić łagodnie, chociaż uważała, że jej zięć sam powinien dostrzec wszelkie niebezpieczeństwa. – Żywostatki to istoty wrażliwe, Kyle'u, a “Vivacia” dopiero co się przebudziła. Trzeba o nią dbać tak jak… na przykład o Maltę. “Vivacii” mogą się nie podobać niewygody, które będą znosić niewolnicy.

Zięć przez moment patrzył spode łba, po chwili jednak zapanował nad sobą.

– Roniko, słyszałem trochę o żywostatkach i zamierzam uszanować tradycję na tyle, na ile pozwolą nasze finanse. Na pokładzie będzie przebywał Wintrow, któremu przydzielę codziennie kilka godzin na rozmowę z galionem. Będzie uspokajał “Vivacię” i tłumaczył jej nasze motywy. Nie w głowie mi też niepotrzebne okrucieństwo wobec kogokolwiek. Niewolnicy będą trzymani w zamknięciu i kontrolowani, lecz poza tym nikt nie zamierza traktować ich w sposób przesadnie surowy. Uważam, że niepotrzebnie się martwisz. Zresztą to będzie krótki rejs i “Vivacia” powinna go wytrzymać. Nikomu nie stanie się nic złego, nawet jeśli statek będzie trochę zestresowany przez jakiś czas.

– Zdaje mi się, że dobrze wszystko przemyślałeś. – Ronica próbowała mówić przekonującym tonem, a równocześnie ukryć gniew pod pozorem lekkiego niepokoju. – Słyszałeś oczywiście opowieści o dziwnym zachowaniu zdenerwowanych żywostatków? Podobno niektóre z nich nie chcą pływać, tracą wiatr z żagli, w nieoczekiwanych chwilach osiadają na mieliźnie, wloką za sobą kotwicę… Zapewne żwawa i dobrze wyszkolona załoga upora się z tego typu problemami. Dotarty wszakże do mnie plotki o poważniejszych sytuacjach. Słyszałam, że źle wykorzystywane statki mogą oszaleć. Najsłynniejszym przykładem jest “Paragon”, lecz wiele innych żywostatków nigdy nie powróciło z rejsu, ponieważ podobno obróciły się przeciw swemu właścicielowi i załodze…

– A ileż innych zwykłych statków wypłynęło z Miasta Wolnego Handlu i nie wróciło. Przyczyną są sztormy i piraci, nie szaleństwo – wtrącił niecierpliwie Kyle.

– Jeśli zginiecie ty i Wintrow, stracę połowę rodziny – Keffria zaczęła nagle lamentować. – Och, Kyle'u, czy naprawdę podjąłeś mądrą decyzję? Papa zarabiał z “Vivacią”, a nigdy nie przewoził ani nielegalnych, ani niebezpiecznych towarów.

Mężczyzna jeszcze bardziej się nachmurzył.

– Moja droga Keffrio, twój ojciec niestety nie zarobił wystarczająco dużych pieniędzy. O tym właśnie dyskutujemy. Chcę uniknąć jego błędów, uzdrowić nasze finanse i zdobyć dla całej rodziny jeszcze większy szacunek. Przyszła mi w tej chwili na myśl inna z jego dziwacznych decyzji. – Spojrzał nagle w oczy Ronice. Nadal na nią patrzył, gdy zauważył: – Jeśli niepokoi cię handel niewolnikami, moglibyśmy rozpocząć handel w górze Rzeki Deszczowej. Przecież stamtąd pochodzą najbardziej pożądane towary świata. Co drugi żywostatek prowadzi tam interesy. Dlaczego my nie mielibyśmy się tym zająć?

Ronica spokojnie oddała mu spojrzenie.

– Ponieważ wiele lat temu Ephron zdecydował, że rodzina Vestritów nie będzie uprawiała rzecznego handlu i odtąd tam nie pływamy. Nasze kontakty handlowe z ludem Deszczowych Ostępów skończyły się.

– Mój teść nie żyje. Nie wiem, czego się obawiał, ale jestem gotów stawić czoło wszelkim niebezpieczeństwom. Daj mi tylko mapy Rzeki Deszczowej, a nawiążę własne kontakty – zaoferował się Kyle.

– Zginiesz tam – oświadczyła Ronica z wielkim przekonaniem. Jej zięć parsknął pogardliwie.

– Wątpię. Rzeka Deszczowa jest może trochę dzika, ale pływałem już wcześniej pod prąd. Zatem… – chwilę milczał, potem powiedział powoli: -…poproszę o mapy. Zgodnie z prawem należą teraz do Keffrii, nie możesz ich już przed nami ukrywać. Daj mi je, a wszyscy będziemy zadowoleni. Na pokładzie “Vivacii” nie znajdą się niewolnicy i nieźle zarobimy w górze Rzeki Deszczowej.

Ronica nie wahała się ani przez moment. Natychmiast skłamała.

– Byłoby wspaniale, gdyby takie mapy nadal istniały. Niestety, nie ma ich już, Kyle'u. Ephron wszystkie zniszczył przed wieloma laty, kiedy postanowił zerwać wszelkie tamtejsze kontakty. Nie chciał, by ktokolwiek z rodziny Vestritów handlował w górze Rzeki Deszczowej, więc je spalił.

Mężczyzna skoczył na równe nogi.

– Nie wierzę w to! – warknął. – Mój teść nie był głupcem, a tylko głupiec zniszczyłby tak kosztowne mapy. Schowałaś je przed nami, prawda? Ocaliłaś je dla swojej cennej Althei i mężczyzny, którego namówisz, by się z nią ożenił?

– Nie obchodzi mnie, czy mi wierzysz – syknęła Ronica i była to prawdą.

– Ja natomiast nie życzę sobie, żebyś mnie traktowała jak głupca! – wściekł się Kyle. – Nikt w tej rodzinie nie okazuje mi szacunku, na który zasługuję. Mogłem znosić pogardę starego Ephrona. Był mężczyzną wiele lat starszym ode mnie. Pod tym dachem nie będę jednak tolerował takiego zachowania innych osób. Raz na zawsze, powiedz mi prawdę! Dlaczego twój mąż zerwał kontakty handlowe z ludem znad Rzeki i w jaki sposób możemy zmienić tę sytuację?

Ronica popatrzyła na niego bez słowa.

– Niech cię diabli, kobieto, nie potrafisz tego zrozumieć? Jaki sens posiadać żywostatek, skoro nie używamy go do handlu rzecznego? Wszyscy wiedzą, że tylko rodziny z żywostatkami mogą handlować w górze Rzeki. Jesteśmy rodziną Pierwszych Kupców, mamy odpowiedni żaglowiec, a co kapitan Vestrit zrobił z tym przywilejem i z rodzinnym długiem? Handlował sobie jedwabiem i brandy, które mógł przewozić byle jaką łajbą żaglową… Spokojnie obserwował, jak nasz dług rośnie z każdym rokiem. Wodami Rzeki Deszczowej płyną pieniądze, a my stoimy na brzegu i nie dojadamy.

– Istnieją gorsze rzeczy niż niedojadanie, Kyle'u Havenie – oświadczyła chłodno Ronica.

– Co na przykład? – zapytał. Nie mogła się powstrzymać.

– Na przykład posiadanie zięcia, który jest chciwym głupcem. Nie znasz całej prawdy o Rzece Deszczowej.

Mężczyzna posłał jej lodowaty uśmiech.

– Może więc dasz mi mapy, a wtedy dowiem się więcej. Jeśli masz rację, pozbędziesz się mnie, głupiego zięcia. Będziesz mogła wraz ze wszystkimi swoimi dziećmi i wnukami zatonąć w długach.

– Nie! – krzyknęła Keffria. – Nie mogę tego znieść! Nawet nie mówcie o takich sprawach. Kyle'u, nie powinieneś płynąć w górę Rzeki Deszczowej. Niewolnicy są znacznie lepsi… to znaczy handel niewolnikami. Weź ze sobą Wintrowa, skoro musisz, ale nie wolno ci popłynąć w górę Rzeki! – Błagalnie popatrzyła na nich oboje. – Jeśli popłyniesz, nie wrócisz. Oboje o tym wiemy. Papa dopiero co umarł, a teraz mamy pozwolić na śmierć mojego męża?

– Keffrio, jesteś za bardzo zdenerwowana i przesadnie na wszystko reagujesz.

Zięć dał wzrokiem do zrozumienia świekrze, że obarcza ją winą za wybuch żony, ponieważ zbyt obrazowo przedstawiła ich problemy. Maleńka iskierka gniewu zapłonęła w sercu Roniki, ale kobieta zapanowała nad sobą, gdy zobaczyła, że jej córka patrzy na męża oczyma pełnymi bólu. W tym spojrzeniu wyczuła swoją szansę.

– Pozwól, że się zajmę moją córką – zaproponowała spokojnie Kyle'owi. – Jestem pewna, że masz dużo pracy. Musisz przecież przygotować statek. Chodź, Keffrio, pójdziemy do mojej sypialni. Rache przyniesie nam herbatę. Prawdę mówiąc, sama jestem trochę podenerwowana. Chodź, niech Kyle sam podejmie pewne decyzje.

Wstała, otoczyła córkę ramieniem i wyprowadziła ją z pokoju. Ocalę – milcząco obiecała Ephronowi – tyle, ile zdołam, ocalę z tego, co mi pozostawiłeś, mój drogi. Przynajmniej jedną córkę zatrzymam bezpiecznie przy sobie.

Загрузка...