Plaża Bahia de Cristo w Belize jest jedną z najpiękniejszych w Ameryce Łacińskiej.
Nawet teraz, pod koniec kwietnia, powietrze było gorące. Niemniej bryza owiewała hordy turystów ciągnące bez końca od klimatyzowanych barów i restauracji oferujących owoce morza do basenów i plaży i z powrotem. Windsurfing, lądujące paralotnie i narty wodne nie pozwalały powierzchni turkusowej wody uspokoić się ani na chwilę. W jednej zatoczce setki nurków zanurzały się w wodzie w swoich eleganckich, a zarazem dziwacznych kostiumach.
Ten kurort jest również znanym punktem wypadowym dla tych, którzy pragną zwiedzać ruiny Majów – w odległości dwóch mil od głównej promenady Bahia znajdują się dwa doskonale zachowane miasta.
Caribe Inn jest najbardziej luksusowym hotelem w mieście – zbudowany w stylu kolonialnej hiszpańskiej hacjendy, otrzymał cztery gwiazdki w kategorii Mobila i pochwały od różnych innych firm; wszystko dumnie wywieszono w recepcji, przy której stał teraz Tate, mając nadzieję, że recepcjonista mówi po angielsku.
Okazało się, że mówi, Tate wyjaśnił więc, że ma rezerwacje, po czym wyciągnął paszporty i kartę American Express.
– Ile pokoi…? – zapytał recepcjonista.
– Dwa.
Oczywiście, odpowiedział recepcjonista, zerkając na zabandażowane dłonie Tate’a i zdartą skórę na jego ramieniu. Tate wypełnił kartę meldunkową niezgrabnym pismem.
– Ach, pan jest z Wirginii – zauważył recepcjonista.
– Si, cerca Waszyngtonu DC – odpowiedział niepewnie Tate, kartkując słownik i spodziewając się, że jego wymowa skieruje konwersację na inne tory, jeśli nie urazi recepcjonisty.
– Byłem tam kilka razy. Szczególnie podobało mi się w Smithsonian.
– Si – powtórzył Tate, nie pamiętając słów, by odpowiedzieć pełnym zdaniem, a przecież ćwiczył w samolocie. Jak na człowieka, który kroczył przez świat dzięki słowom, jego znajomość języków była rozpaczliwa.
Zauważył, że recepcjonista przygląda się formularzowi rezerwacji z lekkim zdziwieniem na ciemnej, przystojnej twarzy. Tate sądził, że wie dlaczego. Mężczyzna dokładnie obejrzał przed chwilą atrakcyjną kobietę, która weszła do hotelu razem z Tate’em, i chociaż – ze względu na specyfikę zawodu – widział pary połączone wszelkimi możliwymi zdarzeniami losu i pożądaniem, za nic w świecie nie potrafił wymyślić, dlaczego ci dwoje żądają osobnych pokoi.
Mężczyzna jest w końcu mężczyzną…
Megan odłożyła słuchawkę telefonu w holu i podeszła do recepcji w chwili, gdy urzędnik pokazywał Tate’owi wolne pokoje. Tate wskazał dwa, najpierw niewielki pokój wewnętrzny, potem większy, na rogu, z widokiem na plażę.
– Ja wezmę ten, a moja córka narożny.
– Nie, tato, ty weź ten ładniejszy.
– To pańska córka? – spytał recepcjonista, którego ciekawość została wreszcie zaspokojona. – Oczywiście, powinienem był się domyślić.
– Przepraszam? – spytał Tate.
– Chodzi mi o podobieństwo. Młoda dama jest bardzo do pana podobna.
Jego podejrzliwość odżyła, gdy zobaczył, że goście wymieniają szybkie spojrzenia i usiłują powstrzymać śmiech. Tate pomyślał, że powinien potwierdzić pokrewieństwo, ale w końcu uznał, że nie ma się co przejmować.
A poza tym, doszedł do wniosku, tajemnica ma urok, którego zawsze będzie brakować udokumentowanym faktom.
Uzgodnili pokoje, a kiedy recepcjonista sprawdził kartę Tate’a, ruszyli za boyem przez ogromną werandę.
– Josh mówi, że ma świetnego nowego rehabilitanta – powiedziała Megan.
– Miło słyszeć.
– W zasadzie rehabilitantkę. Myślisz, że jest gruba i stara?
– Wracamy za sześć dni. Sama się przekonasz. Możesz mi przypomnieć, kiedy mówi się de nada?
– Gdy ktoś ci podziękuje. To znaczy „nie ma za co”.
– Gracias… de nada – powiedział Tate i powtórzył wszystko kilka razy.
– Dzwoniłam też do Bett. Cieszy się, że przyjechaliśmy bez problemów. Kazała zrobić mnóstwo zdjęć.
– Zadzwonię do niej później.
– Ona, hmm, wybierała się wieczorem do Brada. Nie przeszkadza ci to?
– Nie. A powinno?
– Pewnie nie. Powiedziała, że rozmawiała z Konniem i on przyjdzie do ciebie do biura we wtorek o dziewiątej, żeby porozmawiać o sprawie.
W zeszłym tygodniu Tate pojawił się w sądzie kryminalnym po raz pierwszy prawie od pięciu lat – na odczytanie aktu oskarżenia Konniego. Odpowiedział na proste pytanie sędziego równie prostymi słowami: „Niewinny, wysoki sądzie”. Nie była to jego najbardziej wyszukana mowa. Ale wystarczyła.
Miał przygotowaną linię obrony. Nazwał ją „sprowokowanym odurzeniem”. I chociaż obiecał Megan, że spędzą ten tydzień, zwiedzając i bawiąc się, schował w walizce trzy książki prawnicze i spodziewał się zakończyć podróż co najmniej z gotowym początkiem oświadczenia dla ławy przysięgłych. Jeśli nie wręcz z jednym lub dwoma zestawami pytań do świadków.
Znaleźli pokoje.
– Gracias de nada – powiedział Tate i wsunął boyowi do kieszeni przeraźliwie wysoki napiwek.
Pół godziny później wyszli spod pryszniców i przebrali się w szorty khaki, podkoszulki i słomkowe kapelusze. Los turistas w każdym calu. Zeszli do recepcji i zapytali, jak dostać się na rowerach do najbliższych ruin. Recepcjonista załatwił wypożyczenie rowerów i wytłumaczył, jak jechać. Było tuż po południowej sjeście i większość gości zdążała ku białej piaszczystej plaży. Ale Tate i Megan zdjęli ze stojaka dwa zniszczone rowery i skierowali się w przeciwnym kierunku.
– Którędy? – zawołała.
Wskazał jej kierunek i wsiedli na rowery.
Pomimo sporego pieszego ruchu i niesamowitego upału popędzili po spękanym asfalcie prosto ku gęstej, pachnącej dżungli, stając na pedałach i goniąc się nawzajem, jakby liczyła się każda chwila, jakby dzień miał się już ku końcowi, jakby stracili mnóstwo godzin przeznaczonych na poznawanie świata i musieli je nadrobić.