Sypiam ze swoim wrogiem

Są miłości, które zabijają


Najgorsze, co może kogoś spotkać w życiu, jest bezwiedne posiadanie największego i najgorszego wroga w domu.

Moje znudzenie własnym nieuporządkowanym życiem seksualnym, przechodzeniem z łóżka do łóżka, żeby potem przez długi okres być zupełnie samą, strasznie mi ciążyło. Nie chodzi o to, że nie chciałam spotkać miłości swojego życia i zmienić się z dnia na dzień, chciałam po prostu spotkać kogoś naprawdę specjalnego. Zaczęłam myśleć, że Sonia miała rację i że nadszedł mój czas.

Po śmierci Mami pojechałam do Francji, żeby wziąć udział w pogrzebie i zabrać to, co mi pozostawiła przed odejściem: almanach z lat pięćdziesiątych, który zawsze był w łazience, i Bigudí, kota, którym nikt nie chciał się zaopiekować, ponieważ był aspołeczny tak w stosunku do ludzi, jak i do zwierząt.

Bigudí w jakiś sposób mnie zaakceptował, byłam więc jedyną osobą mogącą się do niego zbliżyć, żeby nie zaczął wydawać z siebie dźwięków odpowiedniejszych dla psa niż dla kota.

Pewnego fatalnego dnia zakochałam się.

Do końca życia nie zapomnę tamtej chwili. Jaime był podobny do Imanola Ariasa. Był bardzo wysokim mężczyzną, o wystających kościach policzkowych i ogromnym nosie z brodawką na koniuszku. Daleki od kompleksów, pozwalał, żeby taka fizyczna charakterystyka służyła mu za pretekst do koncentrowania rozmowy na nim. Zawsze i z każdym, kto poruszyłby ten aspekt.

Kiedy się poznaliśmy, przede wszystkim zwróciłam uwagę na jego ręce, długie delikatne palce, dzięki którym z łatwością mógłby stać się wirtuozem pianina. Miał sybilińskie spojrzenie i łatwość wypowiedzi, która sprawiała, że tak mężczyźni, jak i kobiety padali mu w ekstazie do stóp, zakochani. W gruncie rzeczy szczycił się tym, że potrafił zdobyć każdą kobietę, a ja, widząc, że w głębi duszy jesteśmy tacy sami, zakochałam się. Na początku myślałam, że Jaime jest postacią wykreowaną dla mnie przez Felipe. W końcu jednak to wrażenie ustąpiło, ponieważ, bez względu na to jak bardzo kłóciłam się z Felipe, nikt nie mógł być tak okrutny i przewrotny. Nawet mszcząc się, nie wymyśliłby osoby tak nikczemnej i makiawelicznej.

Jaime był, w gruncie rzeczy, rozżalonym wiecznym przegranym, ludzką szumowiną. Nigdy nie spełniło się jego marzenie, by stać się potężnym przedsiębiorcą, i podczas wielu prób wykreował się na innego człowieka. Tak naprawdę to nigdy nie zrozumiałam dlaczego nie udało mu się zostać wielkim człowiekiem interesu. Był naprawdę wyjątkowo błyskotliwy, gwiazdy mu sprzyjały; miał wykształcenie ekonomiczne i bardzo długie i robiące wrażenie curriculum. Widać w jego przypadku siły zła okazały się silniejsze od dobroci, którą ma w sobie każdy człowiek. A Jaime postanowił poświęcić swoje możliwości na niszczenie wszystkiego, co go otaczało, a w szczególności ludzi odnoszących sukcesy. Nigdy nie mógł znieść, że komuś dobrze się układa.

Kiedy po raz pierwszy poszłam do łóżka z Jaimem, odkryłam, że z boku na prawej kostce ma długą plamę martwej skóry, którą obcina sobie skalpelem. Plama była fioletowawa, co przestraszyło mnie za pierwszym razem. Ten fizyczny defekt, zamiast zmniejszyć jego czar osobisty, tak jak brodawka na nosie, sprawił, że dostrzegałam jeszcze więcej uroku w tej osobie, która okazała się potworem. Umiał zmienić defekty, które dla wielu mogły być odpychające, w swoje zalety.

Bez wątpienia była to miłość od pierwszego wejrzenia. Przynajmniej z mojej strony. Dla niego była to po prostu gra i zdecydował się grać ze mną do samego końca.

Rozmowa kwalifikacyjna

Po zredagowaniu ogłoszenia, za pomocą którego chciałam znaleźć pracę, otrzymałam wiele ofert, ale żadna nie wydawała mi się tak pociągająca, żeby aż kontaktować się z danymi firmami i umawiać na spotkania. Ale pewnego dnia otrzymałam list od niejakiego Jaime'a Rijasa, konsultanta poszukującego asystentki dla dyrekcji. W liście informował mnie, że mogę do niego zadzwonić na komórkę, żeby ustalić termin rozmowy kwalifikacyjnej. Kiedy po raz pierwszy spróbowałam z nim porozmawiać, nie miałam szczęścia. Jego komórka była stale wyłączona. W końcu go złapałam i osoba, która odezwała się z drugiej strony, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Był bardzo profesjonalny i dlatego też poszukiwał profesjonalisty. Zdecydowaliśmy, że spotkamy się w jego gabinecie po lunchu.

6 maja 1998

Biura Jaime'a znajdowały się w samym sercu Barcelony, w dzielnicy Eixample, w budynku z fasadą z dużymi balkonami pomalowaną na bladoróżowo. Zjawiłam się o umówionej porze i jakiś mężczyzna około pięćdziesiątki, o niepokojącym spojrzeniu i z fajką w ustach, otworzył mi drzwi. Sekretarki nie wróciły jeszcze z przerwy na lunch i temu panu, który wyglądał raczej na menadżera niż pracownika administracji, przypadło zajmowanie się mną. Ledwo zamieniliśmy parę słów, gdy Jaime, delikatnie utykając, pojawił się w głębi korytarza prowadzącego do jego gabinetu. Człowiek z fajką natychmiast zniknął, a Jaime przywitał się ze mną, mocno ściskając moją dłoń.

– Czy stało się panu coś w nogę? – pytam go wyłącznie dlatego, żeby być miłą.

– Nie, to nic takiego. Uderzyłem się podczas gry w paddle w ostatni weekend – odpowiada mi bardzo snobistycznym tonem, odbierającym znaczenie całej sprawie.

Bezzwłocznie zaprasza mnie do swojego gabinetu. Pokój nie jest zbyt duży, okna wychodzą na drugą stronę budynku, na wewnętrzny dziedziniec, i jest dość ciemny. Jaime zapala halogenową lampę i jestem zaskoczona, widząc tak niewiele rzeczy w gabinecie osoby, która, jak zakładam, jest dyrektorem konsorcjum. Po raz kolejny Jaime, widząc, że się rozglądam, odbiera sprawie znaczenie, mówiąc:

– Proszę nie zwracać uwagi na mój gabinet. Właśnie się przeprowadziliśmy i cały czas trwają przenosiny. Trzeba dowieźć jeszcze bardzo dużo rzeczy.

Pokój o szerokości czterech metrów jest wyposażony tylko w bardzo długi i pościerany stół i jeden czarny fotel na kółkach. Na stole leżą dwie czy trzy książki na temat norm ISO. Rozpoczynamy rozmowę w sprawie pracy.

– Nazywam się Jaime Rijas, jestem wspólnikiem w tym konsorcjum i dyrektorem generalnym. Człowiek, który panią przyjął, to mój wspólnik, pan Joaquín Blanco. Poszukujemy godnej zaufania osoby, która mogłaby zorganizować pracę w biurze, a poza tym potrafiłaby utrzymywać znakomite stosunki z naszymi klientami. To byłaby taka forma public relations. Czy przyniosła pani curriculum?

Jaime mówi bardzo poważnym i uroczystym tonem, jak profesor na uniwersytecie. Sądzę, że świetnie się czuje, budząc respekt. Nie wydaje się osobą łatwą we współżyciu. Natychmiast podaję mu swój życiorys, a on zaczyna czytać go w milczeniu. Jeśli już unosi głowę, to po to, żeby bardziej mnie onieśmielić.

– Ufam, że pani referencje są prawdziwe, ponieważ mam zwyczaj telefonować i je sprawdzać. Czy ma pani coś przeciwko temu, żebym zadzwonił do pani poprzednich pracodawców i dowiedział się, jak wyglądała pani praca u nich?

– Nie, proszę pana, wprost przeciwnie – odpowiadam mu, pewna, że nikt nie może mi nic zarzucić.

– Dlaczego odeszła pani z ostatniej pracy?

– Zostałam zwolniona. Nie wiem, czy to dobrze, że panu o tym mówię, ale w rzeczywistości przeprowadzali redukcję personelu i padło na mnie, panie…

– Rijas.

– Przepraszam?

– Jaime Rijas. – Zaczyna grzebać w szufladzie, by w końcu znaleźć wizytówkę i dać mi ją. – Dobrze, porozmawiam z nimi.

– Może się pan zwrócić do Andrésa Martíneza. Był moim szefem.

– Dobrze. Zapiszę sobie imię Andresa na moim egzemplarzu pani życiorysu. Oczywiście – dodaje – muszę od razu powiedzieć, że nie jest pani jedyną kandydatką, która stara się o to stanowisko, widziałem się już z kilkoma osobami, a poza panią zostają jeszcze trzy. Jak pani sama rozumie, nie chcę się pomylić i mam zamiar dokonać właściwego wyboru.

– Tak, rozumiem, ale mam wrażenie, że to ja popełniłam błąd, przychodząc na tę rozmowę. Jeśli mam być szczera, to nie wiem, czy stanowisko, które mi pan proponuje, jest dla mnie odpowiednie. Zawsze pracowałam w reklamie. Będę musiała się zastanowić. O jakim wynagrodzeniu mówimy?

– O jakichś dwustu pięćdziesięciu tysiącach peset brutto miesięcznie.

– Tak naprawdę, panie Rijas, ta pensja nie jest najwyższą, jaką mi proponowano.

– Takie pieniądze jesteśmy gotowi płacić przez kilka próbnych miesięcy, przy podpisaniu ostatecznego kontraktu zrewaloryzujemy kwotę. Oczywiście nie zawieram w tym diet i małej prowizji, którą może pani otrzymać, jeśli pani współpraca z klientami zaowocuje podpisaniem kontraktu.

– Rozumiem. Dziękuję, że mnie pan przyjął.

– Czy mogę panią o coś jeszcze zapytać?

Usadawia się wygodniej w fotelu, z wyrazem twarzy jeszcze poważniejszym niż na początku rozmowy.

– Tak, oczywiście.

– Czy jest pani mężatką?

Nie zaskakuje mnie tym pytaniem, wielu ludzi ma zwyczaj je zadawać.

– Nie, proszę pana. Ani nie jestem mężatką, ani nie mam dzieci.

– Ma pani narzeczonego?

Wpatruje mi się głęboko w oczy, co sprawia, że czuję dyskomfort.

– Sądzę, że to nie ma nic do rzeczy, panie Rijas – odpowiadam lekko obrażona.

Wydaje się, że moja odpowiedź nie robi na nim wrażenia. Wprost przeciwnie, Jaime natychmiast przybiera wyrozumiały wyraz twarzy.

– Rozumiem, że to pytanie może się pani wydawać dziwne. Ale potrzebuję osoby nie mającej żadnych zobowiązań rodzinnych. Jest bardzo prawdopodobne, że ktoś, kto obejmie to stanowisko, będzie musiał dużo podróżować. Dlatego wolałbym kobietę, która nie miałaby zobowiązań miłosnych.

Jego wyjaśnienie mnie nie przekonuje, ale i tak mu odpowiadam.

– Rozumiem. W moim przypadku nie ma żadnych zobowiązań rodzinnych ani miłosnych.

– Dobrze. Właśnie to chciałem wiedzieć.

Atmosfera się trochę oczyszcza i zaczynamy rozmawiać o moim życiu w Hiszpanii, o przyczynach pozostawienia przeze mnie kraju i możliwościach awansu, jakie miałabym w firmie. Koniec spotkania jest bardzo serdeczny i żegnamy się formalnie, a on obiecuje, że zatelefonuje do mnie w ciągu tygodnia i poinformuje, jaką podjął decyzję.

Nie wydaje mi się, bym dostała tę pracę, ale w gruncie rzeczy nic nie tracę. Jaime zrobił na mnie sprzeczne wrażenia, z jednej strony profesjonalisty i człowieka poważnego, ale ten schemat zniszczyły jego bezczelne pytania na temat mojego życia prywatnego. Jednocześnie mieszanka powagi i bezczelności uwiodła mnie. Przede wszystkim Jaime jest wielkim psychologiem kobiet.

14 maja 1998

Bardzo dobrze to przemyślałam i doszłam do wniosku, że nie zaakceptuję oferty pana Rijasa, w przypadku gdyby do mnie zadzwonił i powiedział, że moja kandydatura została wybrana. To stanowisko nie jest dokładnie tym czego oczekuję. Dlatego też będę nadal szukała pracy, a poza wszystkim innym istnieje bardzo małe prawdopodobieństwo, że do mnie zadzwoni.

Pomyliłam się. Tego ranka telefonuje do mnie jego sekretarka, z informacją, że zostałam wybrana, i prosi, żebym po południu zjawiła się w firmie na rozmowę z Jaimem.

Bez nadmiernego entuzjazmu pojawiam się w biurze, bardziej z profesjonalizmu i chęci pozostania w dobrych stosunkach niż ochoty rozpoczęcia współpracy z tymi ludźmi.

Znajduję Jaime'a Rijasa bardziej serdecznego i milszego niż za pierwszym razem i zaskakuje mnie jego przekonanie, że uważa za załatwioną sprawę zaakceptowania przeze mnie jego oferty.

– To bardzo prestiżowa praca, proszę pani. Pozostawiłem sobie tylko kandydaturę pani i jeszcze jednej dziewczyny, która właśnie skończyła ESADE. W przypadku, gdy to pani zostanie wybrana, będzie się pani musiała zapoznać ze wszystkimi tajnikami firm wchodzących w skład korporacji i zrozumie pani sposoby wydajności lub upadku niektórych z nich. Jesteśmy firmą konsultingową, między innymi służymy radą jak uzyskać normę ISO. To fascynujące!

– Nie wątpię w to, panie Rijas. Nie mówię, że nie byłoby to interesujące, tylko wydaje mi się, że jest trochę niezgodne z tym czego poszukuję. Nie mam bladego pojęcia o normach jakości. Sądzę, że osoba z tytułem z ESADE w kieszeni jest lepiej przygotowana ode mnie do pełnienia funkcji w firmie konsultingowej dla innych firm.

Sama rzucam sobie kłody pod nogi. Oczywiście Jaime usiłuje przekonać mnie, że to będzie stanowisko mojego życia.

– Tak między nami, bądźmy szczerzy, tytuły nie mają większego znaczenia. Ja zwracam uwagę przede wszystkim na człowieka i jego potencjał.

– W tym miejscu mogę się z panem zgodzić.

– Zaczynamy się rozumieć – mówi z uśmiechem. – W porządku, może gdy zaproponuję pani wyższą pensję, zgodzi się pani?

– Nie wiem. Tu nie chodzi tylko o pieniądze.

– Proszę się jeszcze zastanowić. Niech pani pomyśli także o tym, że zdobywa pani nowe doświadczenia zawodowe.

– Tak właśnie zrobię, panie Rijas.

Żegnamy się i Jaime obiecuje, że zadzwoni do mnie w ciągu dwóch dni.

Pułapka

16 maja 1998

Mimo że jestem słabo zainteresowana tą pracą, pan Rijas wydaje mi się bardzo pociągający. Podoba mi się fizycznie, ale przede wszystkim pociąga mnie jego sposób bycia, pewność siebie, która powoduje, że wydaje się niezniszczalny, a także jego niewielki lęk w obliczu przeciwności. Myślę, że w głębi duszy nabiera pewności siebie w sytuacji, gdy ktoś się z nim nie zgadza. Odbiera to bardzo osobiście i odczuwa ogromną satysfakcję, mogąc kogoś przekonać. To dodaje życiu smaku. Jestem od początku do końca na nie, a on uparł się, że spowoduje, że zmienię zdanie, i używa wszelkich dostępnych mu środków.

Dziś dzwoni do mnie osobiście, tak jak obiecał. Jednakże rozmowa z nim przybiera zupełnie inny obrót, nie mający nic wspólnego ze sprawami zawodowymi.

– Razem ze wspólnikiem podjęliśmy decyzję. Ale mam pewien problem, który muszę z panią omówić.

– Jakiego typu? – pytam zaintrygowana, mając poważne wątpliwości, czy potrafię mu pomóc.

Jaime przybiera konfidencjonalny ton, nie dając mi żadnej satysfakcjonującej odpowiedzi.

– Wydaje mi się, że jest pani osobą, z którą można rozmawiać otwarcie. Ale w tym celu muszę się z panią zobaczyć. Czy coś stoi na przeszkodzie, żebyśmy się spotkali i porozmawiali?

To wszystko wydaje mi się bardzo dziwne, ale się zgadzam. W gruncie rzeczy mam ochotę znów go zobaczyć. Jeszcze nie zrozumiałam, dlaczego tak szybko się w to pakuję. Zawsze miałam dość nieokiełznany temperament i wyzwania mnie pociągają.

– No więc wpadnę po panią jutro o siódmej wieczorem, zgoda?

– A czy nie byłoby lepiej omówić to w pańskim biurze? – pytam, przeczuwając, że jest coś bardzo osobistego w jego propozycji.

– Wolałbym, żeby to się nie odbyło w moim gabinecie. Potrzebuję bardziej neutralnego miejsca, by wyjaśnić pani o co chodzi. Tutaj nie ma spokoju. Konsultanci wchodzą i wychodzą, wciąż mnie o coś proszą. Chciałabym omówić tę sprawę w jakimś spokojniejszym miejscu. Zapraszam panią na drinka, oczywiście bez żadnych podtekstów.

– Dobrze, zgadzam się.

Nie mogę przestać się dziwić jego wyjaśnieniem na temat podtekstów. Ma mój adres w curriculum i umawiamy się przed bramą mojego domu o siódmej po południu, następnego dnia.

17 maja 1998

Wsiadam do jego samochodu i kiedy dojeżdżamy do centrum Barcelony, zaczynamy się kręcić, szukając miejsca, żeby zaparkować. Aż do tej chwili niewiele mówiłam, słuchając jego streszczenia dnia i tego, na jaki zysk firma liczy w tym miesiącu. Jest rozentuzjazmowany i pyta mnie, jakie problemy może mieć człowiek, do którego, jak się wydaje, świat się uśmiecha. Proponuje mi, żebyśmy pojechali do Maremágnum, gdzie będziemy mogli swobodnie zaparkować. Zgadzam się.

Wjeżdżamy na ostatnie piętro centrum handlowego. Jest odkryte i znajduje się na nim ogromna liczba barów walczących o klientów tak licznych, że mogliby zapełnić stadion. Przebiwszy się przez tłum, znajdujemy stolik na tarasie, obok pola do minigolfa. Zamawiamy dwa giny z tonikiem.

– Cóż tak ważnego miał mi pan do powiedzenia i po co mnie tutaj przywiózł?

Widzę, że Jaime jest trochę zaskoczony moją zuchwałością, ale chce rozproszyć mój brak zaufania do niego i zmusza się do odpowiedzi.

– Dobrze. Po pierwsze, może mi pani mówić Jaime. I wolałbym także mówić do pani po imieniu, jeśli to pani nie przeszkadza.

Skinęłam głową, że się zgadzam. Zakładam, że jest to pierwszy krok, niezbędny do wejścia w konfidencję. „Pani” nigdy mi się nie podobała. Poza tym prosił mnie o to tak grzecznie.

– Słuchaj, jestem ekonomistą, mam czterdzieści dziewięć lat i przez całe życie byłem przedsiębiorcą o bardzo określonych poglądach na to, co powinienem robić, a czego nie. Przez wszystkie te lata nigdy nie spotkało mnie coś podobnego i myślę, że należy to omówić z kimś, kto nie ma uprzedzeń. Wydaje mi się, że jesteś właściwą osobą.

– Ja?! – wykrzykuję, mieszając gin z tonikiem.

Noc jest chłodna i Jaime zaczyna mówić, zacierając ręce.

Robi to tak mocno, że można by odnieść wrażenie, że wygłasza mowę przed tysiącami osób.

– Tak, ty! – powtarza, mierząc palcem w moje serce.

– Dlaczego właśnie ja? Skoro widzieliśmy się tylko na rozmowie kwalifikacyjnej w sprawie pracy i wcale się nie znamy. Jak możesz przypuszczać, że jestem odpowiednią osobą do wysłuchiwania zwierzeń na temat problemów innych ludzi?

– Właśnie dlatego że się nie znamy. Przez to twoja opinia wydaje mi się bardziej obiektywna. Coś mi mówi, że twoja pomoc może mieć dla mnie ogromną wartość. Nie proś mnie, żebym ci to wyjaśnił, bo nie umiałbym powiedzieć, dlaczego. Ale jestem przekonany, że możesz mi pomóc.

– Zależy, o co chodzi. W czym mogę ci pomóc? – pytam ponownie, powoli tracąc cierpliwość.

Jest bardzo spokojny i nie sprawia wrażenia człowieka przejętego jakimś problemem.

– Poznałem kogoś w środowisku pracy i, biorąc pod uwagę moją funkcję dyrektora generalnego firmy, nie wiem jak z nią postępować. Zwykle byłem zdolny pohamować impulsy, zwłaszcza jeśli w grę wchodziła praca. Przede wszystkim ze względu na etykę. Zawsze zachowywałem się w ten sposób. Ale teraz sytuacja mnie przerosła i nie wiem co robić.

– A w czym ja miałabym ci pomóc?

Nie mogę zrozumieć, czego ten mężczyzna ode mnie chce. Gra na czas, pije swojego drinka, a kiedy odstawia go na stół, bawi się słomką w szklance.

– Jak radziłabyś mi postąpić?

– Skąd mam wiedzieć?! Kim jest ta osoba? Pracuje w twojej firmie?

– Nie, ale mam z nią pośrednio kontakt. Nie znam jej zbyt dobrze. Pracuje w innej korporacji. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zakochałem się w niej bez pamięci.

– Czy ona o tym wie?

– Myślę, że to sprytna kobieta i musiała zdać sobie z tego sprawę. Mimo to, jak dotąd, nie zrobiła żadnej uwagi na ten temat. Oczywiście ja też nie powiedziałem jej nic o moich uczuciach. Ale pewnych zachowań nie da się ukryć, wiesz? Myślę, że w gruncie rzeczy nie chce spojrzeć prawdzie w oczy, ponieważ też się boi.

– W porządku. Jeśli chcesz znać moje zdanie, to powinieneś najpierw z nią porozmawiać. Ona może nie zdawać sobie z niczego sprawy.

– Nie. Jestem przekonany, że doskonale wie, co się dzieje. Ale to bardzo delikatna sytuacja. Gdybyś była nią, jakbyś zareagowała?

– Człowieku, gdybym znalazła się w takiej sytuacji i podobałaby mi się ta osoba, nie zastanawiałabym się ani sekundy. To zależy jeszcze od stosunków zawodowych, jakie naprawdę cię z nią łączą. To trudne i skomplikowane, szczerze mówiąc. Nie wszyscy rzuciliby się na głęboką wodę, jak ja.

– Tak. Dziękuję ci za szczerość.

Wyglądał na naprawdę wdzięcznego.

– Dlaczego z nią nie porozmawiasz?

– Już próbowałem, ale zawsze kiedy podejmuję ten wysiłek, nie znajduję słów, i kiedy już jestem w punkcie wyjścia, coś mnie powstrzymuje i ograniczam się do rozmów na temat pracy.

– Czego się boisz?

– Boję się, że odpowie mi, że nie czuje tego samego do mnie.

Zaskakuje mnie ta odpowiedź. Sprawiał na mnie dotąd wrażenie człowieka bardzo pewnego siebie i zawsze wydawało mi się, że kontroluje sytuację. Teraz mam pełną jasność, że tak nie jest.

– Dobra, ale jeśli nie powiesz jej prawdy, zawsze będziesz znajdował się w tym samym punkcie. Sprawy ani się same nie rozwiną, ani nie zakończą.

– Masz rację i właśnie dlatego chciałem z tobą porozmawiać. Wiedziałem, że ta rozmowa bardzo mi pomoże.

W jakiś sposób pochlebia mi, że zwrócił się właśnie do mnie. Wszystkie kobiety to lubią. Ale wciąż nie rozumiem, skąd takie zaufanie właśnie do mnie.

– Może zjemy razem kolację? A skoro już rozmawiamy, to dlaczego nie robić tego przy dobrze zastawionym stole? Jestem głodny. Znam restaurację w pobliżu, gdzie można zjeść najświeższe owoce morza.

Jego zaproszenie brzmiało jak zaproszenie starego przyjaciela, więc ponownie zaakceptowałam tę propozycję. W rzeczywistości Jaime usiłuje doprowadzić mnie do kapitulacji, usiłując zawrzeć przyjaźń, ponieważ za każdym razem, kiedy widziałam go w jego firmie, starałam się zachować maksymalny dystans.

Płaci za dwa drinki i piechotą idziemy do restauracji znajdującej się jakieś pięćset metrów od Maremágnum, w stronę Miasteczka Olimpijskiego. Właściciel lokalu zna go i wita serdecznie, po czym znajduje dla nas stolik pomimo panującego tu tłoku. Proponuje nam aperitif. Jaime ma ochotę na małże.

– Małże dla dwojga, żeby podnieść się na duchu, masz ochotę? – pyta mnie.

Uwielbiam owoce morza i zachwyca mnie ta propozycja. Na pierwszy rzut oka mamy zbieżne gusta. Zamawia jeszcze butelkę szampana, z tych najlepszych, i wznosi toast za naszą przyjaźń. W rzeczywistości wygląda to tak, jakby mnie podrywał i chciał zauroczyć. Gadamy o różnych bzdurach, do momentu kiedy zaczyna zadawać mi pytania bardziej osobiste.

– Naprawdę byłaś oburzona, kiedy pierwszego dnia spytałem cię, czy masz narzeczonego?

– Byłam trochę zszokowana – odpowiadam szczerze. – To, czy jestem mężatką, czy nie, mogę zrozumieć. Ale czy mam narzeczonego? Co to ci może powiedzieć?

– Dla mnie ta wiedza była bardzo istotna.

– Wiem o tym. Wyjaśniłeś mi, że osoba, którą zatrudnisz, powinna być wolna. Jeśli takie są twoje wymagania, wątpię, czy kogoś znajdziesz.

– Nie, tak naprawdę nie chodziło mi o to.

Opuszczam widelec.

– Jak to nie? Więc dlaczego?

– Chciałem sprawdzić, czy będziemy się mogli dzisiaj spotkać – odpowiada. – Gdybyś powiedziała mi, że masz narzeczonego, musiałbym obrać inną strategię.

– Słucham?

Nie wiem jak zareagować. Nie mogę wykrztusić słowa.

– No więc tak. Gdybyś miała narzeczonego, uparłbym się przy tobie, nawet ponosząc tego konsekwencje.

Wypiliśmy wystarczająco dużo, aby jego komentarz uznać za wygłoszony pod wpływem alkoholu. Nerwy mnie zawodzą i nagle zaczynam się śmiać.

– Nie przeszkadzałoby ci, gdybym miała narzeczonego?

– Wprost przeciwnie, zrobiłbym wszystko, żebyś go rzuciła – mówi z pewnością siebie, którą zademonstrował już na naszym pierwszym spotkaniu.

– Co ty opowiadasz? – pytam, nie mogąc pozbyć się nerwowego uśmiechu. – Przed chwilą twierdziłeś, że jesteś zakochany w jakiejś kobiecie?

Zaczynam mieć poważne obawy, że ten facet jest kompletnie szurnięty.

– Tak, i to prawda. Oszalałem dla pewnej kobiety.

– Już to widzę – mówię, tracąc dla niego część szacunku. – Jesteś zakochany, a podrywasz mnie.

Wybucha śmiechem.

– Jakim jesteś głuptasem! – woła z czułością. – Nic nie rozumiesz!

– Nie. Nie rozumiem cię. Jesteś taki sam jak wszyscy mężczyźni. Masz kobietę, w której jesteś zakochany, i nadal się oglądasz za innymi. Nie rozumiem cię.

Wszystko mi jedno, co sobie o mnie pomyśli. Zdecydowałam, że po tej rozmowie nie spotkam się z nim już nigdy w życiu. Jaime nagle poważnieje, wzywa kelnera i prosi o następną butelkę szampana. Dopóki nie napełniono ponownie naszych kieliszków, nie otworzył nawet ust. W końcu podnosi swój i mówi:

– Piję twoje zdrowie, Val, kobieto, w której jestem zakochany do szaleństwa.

Patrzy na mój kieliszek i oczekuje, że też go wzniosę, towarzysząc mu w toaście. Ale jestem jak sparaliżowana. Całkowicie zapomniałam języka w gębie. Niczego takiego się nie spodziewałam i jestem cholernie zaskoczona. Ponownie zaprasza mnie, żebym wzniosła kieliszek i toast, co w końcu robię automatycznie.

– Właśnie to chciałem ci powiedzieć. Dlatego zaprosiłem cię na kolację. Oszalałem przez ciebie – mruczy, wyciągając szyję, żeby zbliżyć się do mojej twarzy. – To ty jesteś kobietą, w której się zakochałem.

Opada mi szczęka, podczas gdy on wypija swój kieliszek aż do dna. Ja nie mogę nic przełknąć.

– Już po wszystkim! – mówi, nagle ożywiony. – Wyrzuciłem to z siebie. Musiałem z tobą porozmawiać. Spadł mi z serca ogromny ciężar.

Nie mogę uwierzyć w to, co słyszę, i tak zastygam z pełnym kieliszkiem w drżącej ręce, przyglądając się bąbelkom uciekającym aż pod sufit.

Jaime nagle robi się smutny i mówi:

– Przykro mi. Nie chciałem, żebyś poczuła dyskomfort. Naprawdę mi przykro.

Natychmiast prosi o rachunek. Czuję się dziwnie, ponieważ nie jestem przyzwyczajona do tego, żeby ktoś prawie nieznajomy wyznawał mi w ten sposób miłość.

– Odwiozę cię do domu. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. Zawsze kiedy z kimś wychodzę, lubię go odprowadzić do domu.

Zaczyna mnie boleć głowa. Za dużo wypiłam i nie wiem, co mu odpowiedzieć. Ale postanawiam pozwolić się odwieźć. Kiedy znajdujemy się przed drzwiami budynku, w którym mieszkam, zaskakuje mnie, życząc mi dobrej nocy i odchodząc, jakby nigdy nic. Nie zamierzam go zatrzymywać. Zszokowana jego nagłą deklaracją miłości, muszę to przemyśleć i muszę odpocząć.

20 czerwca 1998

Minął prawie miesiąc, nim zaczęliśmy gdzieś razem wychodzić. Od czasu swojej deklaracji Jaime nie telefonował do mnie, wyjąwszy jeden raz, kiedy spytał mnie, czy go kocham. Zaoferował mi posadę, bez żadnych warunków. A ponieważ szukałam czegoś nowego, zdecydowałam się z nim wyjść. Coś za coś. Muszę przyznać, że bardzo podobało mi się jego zuchwalstwo, kiedy oświadczał, że jest we mnie zakochany, ale doceniam także jego dyskrecję, którą zachowuje aż do dziś. Doskonale zrozumiał, że mogę być przytłoczona jego wyznaniem, i stara się stworzyć klimat odpowiedni do tego, żebym i ja się w nim zakochała. Od samego początku widział jasno, że praca u niego mi nie imponuje. Musi myśleć, że jestem kobietą samowystarczalną, o klarownym spojrzeniu na życie, która może zakochać się tylko wówczas, gdy nikt jej nie ponagla.

Widzieliśmy się jeszcze kilkakrotnie, przy różnych okazjach, podczas których on uważał za pewnik to, że w końcu wpadnę mu w ramiona. Chce, żebym zdawała sobie sprawę, że on jest tego pewien i że prędzej czy później tak się stanie. Podoba mi się z każdą chwilą coraz bardziej, ale wciąż jeszcze nie poszłam z nim do łóżka, tak jak mam to w zwyczaju. Chcę czekać.

Dziś umówiliśmy się na pogaduchy. Jaime mówi, że opowie mi wszystko o swoim życiu, ponieważ nie chce mieć przede mną żadnych sekretów. Opowiada mi historię swojego małżeństwa z byłą żoną, która obecnie ma raka piersi, i zwierza mi się z tego, jak bardzo ją kochał. Dowiaduję się, że nigdy nie udało mu się dochować jej wierności i że w końcu zmęczyła się tym i go zostawiła.

Chce pokazać mi swoje słabości, jak komuś, kto czyta książkę od początku do końca. To zresztą też jest częścią strategii. Poza tym forma jego opowieści nie pozwala kobiecie na zachowanie kamiennego spokoju. Dzień po dniu uwodzi mnie jego osobowość, jego drańska natura i niewierność w stosunku do kobiet, mieszające się z jego ojcowską delikatnością. Tłumaczy mi, że przez siedem lat utrzymywał stosunki z byłą modelką, Caroliną, z którą łączyła go dzika namiętność, i że ten związek również skończył się przez jego niewierność. Kobieta, z którą ją zdradzał, była najlepszą przyjaciółką Caroliny. W efekcie zdaję sobie sprawę, że z każdym słowem przekazuje mi wiadomość: Czy byłabyś zdolna mnie poskromić? Tak się to do mnie przyczepiło, że teraz to on stanowi dla mnie wyzwanie.

Z zapałem opowiada mi o dwójce swoich dzieci, które widuje tylko w weekendy, i jego ojcowska duma budzi we mnie czułość. Sądzę, że można to przypisać jednej z jego twarzy, jakiej jeszcze mi nie pokazał, i moim hormonom kobiety prawie trzydziestoletniej, budzących naturalny instynkt macierzyński.

25 czerwca 1998

Pierwszy raz przespałam się z Jaimem. Przyszedł do mnie do domu, otworzyłam mu drzwi, jakby to było jego mieszkanie, i kochaliśmy się na kuchennym stole. Nie przeżyłam nic nadzwyczajnego. Jaime był bardzo zmęczony, a ja rozumiem, że czasami ktoś nie jest stuprocentowo wydajny, choćby nie wiem jak bardzo chciał. Muszę szczerze wyznać, że jestem trochę rozczarowana. Myślałam, że będzie bardziej romantycznie. Trwało to wszystko pięć minut, z których cztery spędziłam na przekonywaniu go, żeby użył prezerwatywy.

– Uważasz, że mężczyzna w moim wieku używa kondomów? To jakieś gówno!

W końcu się zgodził. Ale wiem, że nie był zadowolony.

Nasze miłosne gniazdko

3 lipca 1998

W ciągu pierwszych kilku miesięcy naszego związku Jaime zachowuje się jak prawdziwy gentleman. Wszystko idzie jak z płatka. Oczywiście czasami zauważam i zapamiętuję dziwne rzeczy. Może to wybryki mojej wyobraźni. Ja, która nigdy nie mieszałam się w sprawy innych ludzi, z dręczącym poczuciem winy sprawdzam jego kalendarz spotkań. Znalazłam jakieś zakodowane wiadomości, świadczące o tym, że coś przede mną ukrywa, ale nie mam na to żadnych dowodów. W końcu postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Aż do dziś, kiedy zaproponował, żebyśmy zamieszkali razem.

15 lipca 1998

Musimy znaleźć jakieś mieszkanie. Już zgodziliśmy się co do miejsca: Miasteczko Olimpijskie w Barcelonie. Przede wszystkim dlatego, że stamtąd widać morze. Zawsze marzyłam o ogromnym apartamencie z widokiem na morze i plażą przed domem, i to marzenie właśnie ma się zrealizować. W końcu, nie bez trudu, znaleźliśmy apartament o powierzchni stu dwudziestu metrów kwadratowych, naprzeciwko plaży, z własnym parkingiem i na strzeżonym przez całą dobę osiedlu. Upierałam się, żeby miał przynajmniej trzy pokoje i żebyśmy mogli gościć jego dzieci. Kiedy tylko wyjaśniłam, dlaczego chcę mieć tyle pokoi, Jaime zgodził się z moją argumentacją, ale zdziwiło mnie, że sam spontanicznie tego nie zaproponował. Myślę, że chce najpierw utrwalić nasz związek.

Dziś rano poszliśmy do bardzo wymagającej agencji nieruchomości podpisać papiery związane z najmem mieszkania i Jaime pojawił się z pół milionem peset w gotówce, żeby zapłacić kaucję za mieszkanie i czynsz. Przyszliśmy oboje, ponieważ ustaliliśmy, że wspólnie wynajmiemy mieszkanie i oboje podpiszemy umowę. Mogłoby się wydawać, że wszystko uzgodniliśmy. Ale w ostatniej chwili Jaime zmienił zdanie i zapytał mnie, czy mógłby jej nie podpisywać.

– Myślałam, że wynajmiemy je wspólnie. Coś się stało?

– Nie, bądź spokojna. Nie przejmuj się. Zapłacę za wynajem, ale wolałbym nie figurować w kontrakcie. Nie chcę, żeby moja była żona się dowiedziała, bo mogłaby zażądać więcej pieniędzy na dzieci.

W tym momencie zwróciłam uwagę na pewien ważny drobiazg. Dzieci, jak je nazywał, były już dorosłe i żyły ze swoimi partnerami, pracowały i były absolutnie niezależne. Jego obowiązek alimentacyjny wygasł ponad dziesięć lat temu i te wyjaśnienia nie miały sensu.

Ale z powodu wizji zamieszkania z nim w tym cudownym mieszkaniu i ze strachu, że powiem coś, co mogłoby przeszkodzić spełnieniu się marzenia, zgodziłam się być jedyną osobą podpisującą umowę.

Oświadczyliśmy to w agencji, chociaż nie byłam na stałe zatrudniona w żadnej firmie, ale mimo to mieliśmy dość pieniędzy, żeby zapłacić za dwa lata najmu. Agencja poinformowała nas, że właściciel nie zgadza się wynająć mieszkania nikomu bez stałej posady. Byłam zdruzgotana, widząc, że nie uda nam się wynająć tego mieszkania.

Kolejny raz Jaime stanął na wysokości zadania, zajął się wszystkim i po południu znów przyjechaliśmy do agencji i podpisaliśmy umowę. Jestem zaskoczona takim rozwojem spraw. Jaime mówi mi, że przedstawił im wyciągi z moich kont bankowych i w takiej sytuacji żadne stałe zatrudnienie nie było konieczne. Później odkryłam, że bez mojej wiedzy spreparował w swoim gabinecie moją ostatnią „umowę o pracę”, którą im dał. Przygotował ją sam w swoim gabinecie, podpisał i podstemplował pieczątką firmową.

20 czerwca 1998

Jestem szczęśliwa, gdyż dzisiaj rano przeprowadziliśmy się. Przeprowadzka przebiegała bardzo sprawnie, bo ja nie mam zbyt wielu rzeczy, a Jaime przywiózł tylko ubrania z domu swojej matki, gdzie mieszkał, i kilka obrazów, jego zdaniem bardzo wartościowych. Podarował mu je ojciec, uszczuplając swoją kolekcję. To bardzo niewielkie wyposażenie i bez wątpienia potrzebujemy mebli.

Po południu zwiedzamy wszystkie sklepy z meblami w dzielnicy i w końcu dokonujemy wyboru. Jaime upiera się, żeby zapłacić za wszystko, choć protestuję, bo chciałabym pokryć część kosztów.

25 i 26 lipca 1998

Jaime powiedział mi, że ma willę w pobliżu Madrytu i w weekendy spotyka się tam ze swoimi dziećmi. Bardzo spodobała mi się myśl o spędzaniu tam wolnych od pracy dni, ale powiedział, że zabierze mnie ze sobą dopiero, gdy uprzedzi dzieci, że się z kimś związał. Oczywiście! Muszę być cierpliwa, ponieważ jego syn, choć to niemal mój rówieśnik, może być bardzo zazdrosny, widząc ojca z kobietą, która nie jest jego matką. Rozumiem to i przekonuję się, że muszę okazać wiele wyrozumiałości i cierpliwości. Chcę zostać zaakceptowana. W końcu zostanę macochą chłopaka i dziewczyny, którzy są już dorośli.

Dziś jest piątek. Jaime wsiada do samolotu i leci do Madrytu, żeby spotkać się z dziećmi. Już stamtąd dzwoni do mnie, chcąc się dowiedzieć, co słychać, a nasza rozmowa telefoniczna jest bardzo czuła. Przyszłość z Jaimem zapowiada się cudownie i szczęśliwie. Zaskakujące jest tylko to, że na dłuższą metę widujemy się rzadziej, mieszkając razem, niż gdy mieszkaliśmy oddzielnie.

Czasami spotykam się z Sonią. Wie wszystko o moim związku z Jaimem i uważa, że pospieszyłam się, zamieszkując z nim.

– Ledwo go znasz! Poza tym nie spędza z tobą żadnego weekendu. Nie wydaje ci się to dziwne?

– I kto to mówi! – odpowiadam jej z ironią. – Ta, która desperacko szuka swojej drugiej połowy, opowiada mi teraz, że pospieszyłam się, znajdując swoją!

– Tego nie powiedziałam, Val! Uważam tylko, że pospieszyłaś się, opuszczając własne mieszkanie, żeby zamieszkać z jakimś facetem, którego zupełnie nie znasz. Przedstawił ci swoją rodzinę?

– Jeszcze nie, Soniu. Potrzebuje trochę czasu. Uważam to za normalne. Ma dwoje dzieci i byłą żonę chorą na raka. Patrząc na tę rodzinę, wyobraź sobie, że nagle pojawiam się ja, z dnia na dzień, bez uprzedzenia. To byłoby prawdziwe wejście smoka. Nie uważam, żeby to było w porządku. Przynajmniej na razie.

– Dobrze. Zgoda! Załóżmy, że masz rację. To byłoby za szybko. Ale czy nie wydaje ci się dziwne, że ma luksusową willę w Madrycie, a zanim cię poznał, mieszkał ze swoją matką?

Sonia zaczyna mnie bardzo denerwować. Po pierwsze, przypisuję jej nieufność wynikającą z zazdrości, tak charakterystycznej dla wszystkich kobiet, kiedy inna zdobywa coś, o czym one marzyły przez całe życie. To bardzo ludzkie.

– Kupił tę willę, kiedy był z Caroliną, swoją byłą dziewczyną, którą poznał w Madrycie. Mieszkali tam. W tamtym okresie Jaime miał również biuro w Madrycie. A kiedy przyjeżdżał do Barcelony, zatrzymywał się w domu swojej matki. Wydaje mi się to zupełnie logiczne. Nie widzę nic dziwnego lub tajemniczego w tym, że chciał spędzić trochę czasu z matką.

– Więc wyjaśnij mi, dlaczego nie spotyka się ze swoimi dziećmi w Barcelonie, skoro wszyscy tu mieszkają, zamiast wyjeżdżać do Madrytu?

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Dostrzegam, że Sonia bardzo się przejmuje mną i nowym życiem, które sobie wybrałam. Poza tym jest trochę obrażona, ponieważ od czasu, gdy zaczęłam się spotykać z Jaimem, widujemy się coraz rzadziej.

– Masz rację, Soniu. Ale ty przecież też byłaś ze swoim chłopakiem. W każdym razie obiecuję ci, że od teraz będę się z tobą kontaktować częściej. To przez ten wynajem mieszkania, do tego doszła przeprowadzka, nie miałam do niczego innego głowy. Proszę, zrozum mnie. Słuchaj, chciałam zrobić w domu małą kolacyjkę w najbliższy czwartek, żeby przedstawić ci Jaime'a. Przyjdziesz?

– Oczywiście. Będzie mi bardzo miło.

– I w ten sposób się z nim pogodzisz – mówię, śmiejąc się.

– W porządku.

– Możesz przyjść ze swoim chłopakiem, jeśli chcesz.

Nagle zrobiła grobową minę.

– Rozstaliśmy się tydzień temu.

Właśnie popełniłam faux pas. Teraz wreszcie rozumiem, dlaczego jest tak podejrzliwa w stosunku do Jaime'a. Właśnie rzucił ją kolejny facet i jest obrażona na wszystkich mężczyzn.

– Poza mną miał inną dziewczynę, o której mi nie powiedział. Przypadkiem to odkryłam i zostawiłam go.

– Rozumiem, kochanie. Bardzo mi przykro, ale pomyśl, że przez to, jak potraktował cię ten drań, nie możesz uważać, że wszyscy mężczyźni są tacy sami, Soniu.

– Nie przejmuj się. Wyjdę z tego. Domyślasz się na pewno, że Bigudí strasznie za tobą tęskni?

Ta wiadomość rzeczywiście bardzo mnie martwi. Za każdą cenę chcę odzyskać mojego Bigudí, ale musiałam zostawić go u Soni, ponieważ Jaime nie cierpi kotów. I na razie biedne zwierzątko nie jest mile widziane w domu.

Znajduję pracę

27 lipca 1998

Kiedy Jaime wraca z weekendu spędzonego na łonie rodziny, mówię mu o zaplanowanej na czwartek kolacji z Sonią.

– Byłbym zachwycony, kochanie, ale przez cały tydzień będę w Maladze. Razem z Joaquínem musimy odwiedzić pewnych klientów. Wyjeżdżam jutro rano, a w piątek jadę samochodem bezpośrednio de Madrytu.

Wcale mi się nie podoba ten plan, ale ze wszystkich sił staram się ukryć niezadowolenie.

– Czyli nie zobaczymy się do przyszłej niedzieli?

– Kochanie, taką mam pracę. Zrozum! Podpisaliśmy kilka kontraktów z klientami z południa Hiszpanii i musimy do nich pojechać w tym tygodniu. Już wielokrotnie przekładałem tę podróż. Później znów będziemy razem.

Bierze mnie w ramiona i ustalamy inny termin kolacji z Sonią.

Po jego zwierzeniach na temat niewierności opowiadam mu tej nocy o swoich przypadkowych związkach i o tym, jak łatwo zaciągam do łóżka każdego mężczyznę, który mi się podoba. Jestem z nim zupełnie szczera, nie chcę mieć tajemnic. Jaime ostrzega mnie, że teraz, kiedy mieszkamy razem, muszę porzucić dawne przyzwyczajenia i wszystkich innych facetów. Nietrudno mi to zaakceptować, bo od jakiegoś czasu nie mam żadnego chłopaka, ale dużo mnie kosztuje przekonanie o tym Jaime'a. Jest potwornie zazdrosny. Obiecał mi, że będzie wierny. Ja, dwudziestodziewięciolatka, i on, mający o dwadzieścia lat więcej, spotkaliśmy się w tym samym punkcie, ale na różnych etapach życia. Oboje jesteśmy już zmęczeni trybem życia, jaki prowadziliśmy. Tak naprawdę na nikogo nie zwracam teraz uwagi. Ta zmiana w mojej osobowości bardzo mnie zaskoczyła, ale chyba dlatego, że po raz pierwszy w życiu naprawdę zakochałam się i cały pociąg seksualny do innych mężczyzn zniknął. Będę mu wierna od początku do końca, a jeśli nasz związek się rozpadnie, to przez kilka miesięcy dłużej.

Tej nocy kochamy się. Jakość naszych stosunków seksualnych poprawiła się od czasu, gdy przestaliśmy używać prezerwatyw, ale Jaime ma dziwny zwyczaj myślenia wyłącznie o sobie. Nie pragnie mojej satysfakcji. Czasami zachowuje się jak zwierzę. Ale wszystko mi jedno. Seks nie jest dla mnie najważniejszy w naszym związku. To może dziwne, ale dla mnie zszedł na drugi plan.

28 lipca 1998

Jaime wyjechał z Joaquínem do Malagi, tak jak to sobie zaplanowali. Pożegnałam się z nim czule i prosiłam, żeby uważał na drodze. Przez kilka dni będę sama i postanowiłam, że znów zajmę się poszukiwaniem pracy.

Otrzymałam wiele ofert (moje ogłoszenie wciąż pojawia się w gazecie), a jedna z nich jest bardzo interesująca i obiecująca. Chodzi o międzynarodową firmę zagraniczną z siedzibą w Barcelonie, specjalizującą się w odzieży. Firma poszukuje kobiety, która zajmie się najnowszymi tendencjami w modzie. A to oznacza podróże na najważniejsze na świecie targi tej branży, obwąchiwanie rynku i oglądanie nowości na każdą porę roku. I pomimo, że nie jest w żaden sposób związana z reklamą, perspektywa pracy w tej branży wydaje mi się dość atrakcyjna. Poza tym podróże nie budzą mojego sprzeciwu, zdaję sobie sprawę z tego, że Jaime też będzie dużo podróżował.

Z takich właśnie przyczyn doszło do mojej rozmowy kwalifikacyjnej. Wszystko odbyło się bardzo szybko i dostałam zawiadomienie, że w ciągu tygodnia mogę rozpocząć pracę. Jestem bardzo szczęśliwa, ponieważ zakładam, że wzrosną nasze dochody. Nie wiem, ile zarabia Jaime, nigdy nic o tym nie mówił, ale wygląda na to, że dużo. Zawsze ma przy sobie sporą gotówkę, bardzo dużo wydaje i nigdy nie powiedział mi złego słowa na temat wydatków, nie protestował nawet wtedy, gdy chciałam wynająć mieszkanie w budynku o tak wysokim standing. Wprost przeciwnie, zawsze mi okazuje, że chce tego co najlepsze. Ale nawet w takim przypadku pragnę mieć swój udział w domowych wydatkach.

Jaime zadzwonił do mnie tylko dwa razy, mówiąc, że jest bardzo zajęty. Wielokrotnie próbowałam z nim porozmawiać, ale zawsze miał wyłączoną komórkę. A o numer telefonu do hotelu go nie prosiłam, żeby nie wyglądało na to, że mu nie ufam.

30 lipca 1998

Kiedy dziś wrócił, zauważyłam, że jest bardzo zmęczony i spięty. Zamknął się w łazience, gdy tylko zdjął buty, i siedział tam przez prawie godzinę. Próbuję dosłyszeć jakiś dobiegający stamtąd dźwięk, ale na próżno. Stoję pod drzwiami i pytam:

– Jaime, coś ci się stało?

– Daj mi spokój!

Jego odpowiedź jest krótka i ostra.

– Mogę coś dla ciebie zrobić, kochanie? Może dobrze by ci zrobiło, gdybyś się wygadał. Sama nie wiem. Masz jakieś kłopoty?

– Zostaw mnie w spokoju! – powtarza. – Nie masz nawet pojęcia, jakie mam problemy!

Po godzinie wychodzi z łazienki równie zmęczony, jak wtedy, gdy tam wszedł, z podpuchniętymi oczami, i cały wieczór i część nocy spędza, odpalając papierosa od papierosa i nie odzywając się do mnie ani słowem.

Kiedy kładzie się do łóżka, nawet mnie nie dotyka. Zawsze gdy śpimy razem, kochamy się. To pierwszy raz, kiedy odmówił sobie seksu.

2 sierpnia 1998

Jaime wcześnie wyszedł z domu. Nie miałam nawet kiedy powiedzieć mu, że znalazłam pracę i że zaczynam właśnie dziś. Zostawiam mu więc informację w kuchni, na wypadek gdyby zdarzyło się, że wróci do domu wcześniej niż ja. I tak się właśnie stało.

Kiedy wracam wieczorem, siedzi w salonie i ogląda telewizję.

– Mogłaś mi powiedzieć, że idziesz do pracy – wyrzuca mi natychmiast.

– Wiem, Jaime, ale wczoraj byłeś nieznośny. Nie chciałeś rozmawiać i zamknąłeś się w sobie w taki sposób, że myślałam, że masz jakąś blokadę.

– Miałem problem i nie chciałem o nim rozmawiać. A o co chodzi z tą twoją pracą?

Opowiadam mu, jak ją znalazłam i na czym polega.

– Będziesz musiała wyjeżdżać?

– Tak. Od czasu do czasu.

– Sama?

– Nie, z szefem. To Amerykanin. We wrześniu jedziemy na targi do Włoch i…

– Amerykanin? Następny, który będzie chciał cię pieprzyć!

Zaniemówiłam, słysząc ten niespodziewany komentarz. Jamie ma taki sam humor jak wczoraj.

– Ależ… co ty mówisz?

– To co słyszysz! Każe ci ze sobą podróżować, bo chce cię zerżnąć. Przekonasz się, że miałem rację. Jesteś jeszcze bardzo młoda. Nie znasz życia.

Jestem zakłopotana. Wydaje mi się wielką niesprawiedliwością wygadywanie takich rzeczy o człowieku, którego wcale się nie zna.

– Wszystko jedno, jedź sobie do Włoch z tym palantem. Ale jeśli dotknie cię choćby palcem, wsiadasz w pierwszy samolot i wracasz tutaj, zgoda?

Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko powiedzieć mu, że tak. Gdybym tego nie zrobiła, myślę, że by mnie uderzył.

– Tak, oczywiście.

– Obiecujesz mi to?

– Jasne, Jaime, obiecuję!

Po pięciu minutach milczenia, gdy sądzę, że temat został już wyczerpany. Jaime zaczyna od początku.

– A ty też masz ochotę się z nim pieprzyć, prawda?

Zatkało mnie po raz drugi. Nie wiem, dlaczego nagle zadaje mi takie pytania.

– Nie, nie mam ochoty się z nim pieprzyć – odpowiadam, używając ze smutkiem jego własnych słów.

Idę do łazienki, żeby się wypłakać. Tym razem przesadził, nagle ma demoniczny wyraz twarzy i szuka powodu do kłótni ze mną. Tak bardzo się zmienił w ciągu kilku dni, że sprawia wrażenie, jakby był kimś zupełnie innym. W łazience znajduję słoiczek, którego wcześniej nie widziałam. Zawiera około stu gramów białego proszku i etykietkę z apteki, z zapisanymi składnikami. Jaime po cichu podchodzi do mnie z tyłu i kładzie mi rękę na ramieniu. Ze strachu niemal upuszczam słoiczek na podłogę.

– To proszek na ranę, którą mam na kostce. Przygotowują go, specjalnie dla mnie, w jednej aptece. Jest bardzo drogi, więc odstaw to na miejsce!

Stawiam słoiczek na umywalce i nic nie mówię.

Codziennie rano Jaime używa specjalnego skalpela do ścinania martwej skóry pokrywającej jego kostkę. Gdyby tego nie robił, nie [mógłby włożyć buta i normalnie chodzić. Odwiedził już wielu specjalistów i, jego zdaniem, jest to bardzo rzadki przypadek, na który nie ma lekarstwa. Nikt nigdy nie spotkał się z czymś podobnym.

Rozbite talerze

6 sierpnia 1998

Dziś Sonia przychodzi na kolację. Jaime przez całe popołudnie był w domu i pracował w pokoju, do którego wstawiliśmy biurko, a ja przygotowuję w kuchni kolację. Nigdy nie lubiłam gotować, ale nauczyłam się, czytając kilka książek na ten temat, ponieważ Jaime lubi dobrze zjeść. Żadnych kanapek ani gotowych dań, uprzedził mnie o tym.

Podczas gdy Sonia pije w salonie swój aperitif, idę po Jaime'a żeby go poinformować, że nasz gość już przyszedł. Zamknął się na klucz, tak jakby w pokoju znajdował się niewyobrażalny skarb, o którym nikt – poza nim – nie może się dowiedzieć.

– Kochanie, czy przyjdziesz na kolację? – pytam łagodnie, ze strachu, że mu przeszkadzam. – Sonia jest już w salonie.

Odpowiada mi przez drzwi, nie otwierając ich, że będzie za dziesięć minut, musi tylko wziąć szybki prysznic i się przebrać. Wracam do Soni, do salonu.

– Źle wyglądasz, Val. Co się stało? Dobrze się czujesz?

Nie chcę rozmawiać ze swoją przyjaciółką o kłótniach, jakie z Jaimem mamy ostatnimi czasy. Postanawiam udzielić jej zupełnie innej odpowiedzi.

– Jestem tylko zmęczona, kochanie. To przez tę nową pracę. Jest tyle roboty i muszę się przyzwyczaić. Nie zapominaj, że od wielu miesięcy nie pracowałam na pełnym etacie.

Ostatnio bardzo schudłam i Sonia upiera się, że musi chodzić o coś więcej.

– Przecież pracujesz dopiero od tygodnia! Schudłaś już jakieś cztery kilo. Jesteś pewna, że nie chodzi o coś więcej, o czym nie chcesz mi powiedzieć?

– Nie, zapewniam cię, Soniu. Nie martw się.

Próbuję wyczarować najpiękniejszy z moich uśmiechów i uspokoić przyjaciółkę, która ostatnio stała się zbyt ciekawska i kwestionuje wszystko, co robię. Od Jaime'a, kiedy się zjawia, wprost bije blask – jest pachnący i wygląda świetnie. Włożył najlepsze ubranie i kiedy przedstawiam go Soni, widzę w oczach swojej przyjaciółki, jak jest nim zachwycona. Tego właśnie się spodziewałam.

– Sławetna Sonia! Wreszcie mam okazję cię poznać – mówi Jaime, całując ją w rękę.

Ta stara i wychodząca z mody praktyka, zawsze, nam – kobietom – bardzo się podobała, ponieważ pociągają nas gentlemani. Sonia jest w siódmym niebie.

– Ja też chciałam cię poznać, Jaime. Musisz być kimś wyjątkowym, skoro udało ci się skraść serce Val.

Spędzamy wspaniały wieczór, podczas którego, w stosunku do nas obu, Jaime jest absolutnie uroczy i zabawny. Tej nocy ma taki szczególny błysk w oku, niewykluczone, że z powodu butelek wina, które otwiera jedną po drugiej, wyjaśniając nam, że każda potrawa wymaga odpowiedniego wina. Zauważam, że Jaime sporo pije, ale wygląda na to, że mu to służy. Nic nie mówię na ten temat, mając na względzie fakt, że jest w dobrym humorze, którego nie mam ochoty psuć, tak jak nie chcę zniszczyć magicznej atmosfery otaczającej stół. Rozmowa właściwie koncentruje się na Soni, jej życiu i naszej długiej przyjaźni. Później Jaime mówi coś o sobie i szalonej chęci poślubienia mnie, jak tylko jego była żona przezwycięży raka. Jestem mocno zaskoczona tym zwierzeniem, ponieważ nigdy dotąd nie mówił, że ma wobec mnie takie zamiary.

– Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pobierzemy się drugiego maja przyszłego roku – wyjaśnia Soni.

Pod koniec wieczoru, a właściwie już późno w nocy i po kilku drinkach, Sonia chce wracać do domu.

– Jak tu przyjechałaś? – pyta ją Jaime.

– Taksówką – odpowiada Sonia, kończąc baileysa.

– Nie pozwolę, żeby kobieta tak piękna jak ty, wracała taksówką o tej porze. Odwiozę cię. Włożę tylko marynarkę i… możemy jechać.

Nie widzę w tym nic złego, znając, że Jaime chce być miły dla mojej przyjaciółki. Jest to uprzejmość skierowana do Soni, ale również do mnie i bardzo mi się to podoba. Jaime sprawił, że ta noc stała się niezapomniana. Sonia rzuca mi spojrzenie, w którym widzę aprobatę i akceptację propozycji Jaime'a i uśmiecham się.

Kiedy wychodzą, zbieram naczynia ze stołu i zostawiam je w kuchni, ponieważ nie mam ochoty zmywać o tej porze. Minęła ponad godzina, od chwili gdy wyszli, więc postanawiam się położyć.

Budzi mnie potworny hałas dobiegający z kuchni. Rzucam się do drzwi sypialni i biegnę tam. Wygląda na to, że coś spadło. Wszystkie światła są pogaszone, nie widzę więc, czy Jaime już się położył. Kiedy zapalam światło, znajduję wszystkie talerze i naczynia potłuczone na marmurze i walające się pomiędzy resztkami jedzenia. Moją pierwszą reakcją na to wszystko jest zakrycie ręką ust, żeby nie krzyczeć. To przerażający widok. W narożniku kuchni, obok zlewozmywaka, stoi zwrócony plecami do mnie Jaime i pali papierosa, patrząc przez okno wychodzące na ulicę. Pochylam się, żeby pozbierać kawałki stłuczonych talerzy, ale zatrzymuje mnie wypowiedziane przez niego zdanie:

– Skoro nie pozmywałaś naczyń, kiedy mnie nie było, nie będziesz teraz zbierać skorup. Zrobisz to rano. Pozmywasz rano, prawda? – rzuca ironicznie.

Nie odważam się odpowiedzieć, ponieważ nie mam bladego pojęcia o co mu chodzi. Jaime nadal stoi odwrócony do mnie plecami i zaczyna wrzeszczeć jak wariat, gwałtownie gasząc podeszwą papierosa na podłodze.

– Gdybyś pozmywała naczynia, nigdy by do tego nie doszło, słyszysz?!

Powietrze w kuchni jest ciężkie od odoru alkoholu. Jaime się upił, i to w takim stopniu, że stracił zmysły, a wróciwszy do domu, w przypływie szaleństwa zrzucił wszystkie talerze na podłogę. Teraz próbuje mnie sprowokować. Zaczynam płakać, ale moje zachowanie nie wywołuje u niego najmniejszych wyrzutów sumienia. Przeciwnie, Jaime wypada w jeszcze większą wściekłość.

– I przestań beczeć! Spuchnie ci twarz i będziesz wyglądać jak jakieś monstrum.

Nie mogę tego znieść. Nienawidzę takiego stanu zgorzknienia i szaleństwa, w jakie wpycha mnie Jaime. Wychodzę z kuchni i idę do łazienki, gdzie się zamykam, żeby móc się swobodnie wypłakać. Z twarzą nad umywalką, zraszając sobie twarz zimną wodą, słyszę, jak trzaska drzwiami i wychodzi. To nawet lepiej. Mam wrażenie, że gdyby został, wszystko mogłoby się skończyć bardzo źle.

7 sierpnia 1998

Kiedy wychodzę do pracy tego ranka, widzę, że Jaime jeszcze nie wrócił do domu. Spędził całą noc poza nim i nie dał znaku życia. Zaniepokojona, telefonuję z biura do Soni.

– Cześć, kochanie! – mówię i zaczynam szlochać, nim zdążyła się odezwać.

– Val, co ci się stało?

Z początku nie mogę wydusić z siebie słowa, ale w końcu, z wielkim trudem, wyjaśniam jej co zaszło.

– Chodzi o Jaime'a.

– Jesteś w bardzo złym stanie. Co się stało, kochanie?

– Soniu, co wczoraj robiliście? Jaime wrócił do domu kompletnie pijany i zachowywał się jak wariat.

– Co? Nic z tego nie rozumiem. Odwiózł mnie do domu, przed drzwiami porozmawialiśmy jakieś pięć minut i odjechał. To wszystko, co się stało. Wyglądało na to, że czuje się dobrze. Ostatniej nocy wszyscy piliśmy, ale nie do tego stopnia, żeby znaleźć się w takim stanie. Jaime musiał wypić coś więcej, żeby być tak pijanym. Kiedy wczoraj się żegnaliśmy, był uroczy.

– Tak, wiem, Soniu. Ale nic nie rozumiem. Musiało się coś stać, bo zachowywał się jak bestia. Kiedy wrócił, nie był tym samym człowiekiem. Tak się przestraszyłam. Nie wiem co teraz robić. Boję się. To drugi raz, kiedy był okrutny i…

– Podniósł na ciebie rękę? – pyta Sonia, przerywając mi.

– Nie. To słowne okrucieństwo skierowane przeciwko mnie i wszystkiemu, co staje mu na drodze. Wczoraj potłukł wszystkie naczynia.

– Trudno w to uwierzyć…

– Tak, a potem powiedział, że gdybym je pozmywała, nigdy by do tego nie doszło. To było tak, jakby chciał mnie za to ukarać. A potem sobie poszedł. Nie wiem gdzie jest teraz.

Wbrew własnej dumie opowiedziałam wszystko Soni, myśląc, że będzie mogła mi wyjaśnić, co się przydarzyło Jaime'owi. Ale skoro nie była w stanie dać mi jakiegoś wartościowego wyjaśnienia, jestem jeszcze bardziej zaniepokojona.

Mija cały dzień, mam ogromne trudności z koncentracją i boję się wrócić do domu. Wyszłam, niczego ze sobą nie zabierając, a zaczynam planować ucieczkę z domu na parę dni, schronienie się u Soni i przemyślenie wszystkiego. Ten związek z Jaimem jest z dnia na dzień coraz dziwniejszy i wątpię, żebym była szczęśliwa u boku takiego mężczyzny. Coś się z nim dzieje, ale nie wiem co. A on nie chce ze mną rozmawiać.

Wracam do domu późno i kiedy otwieram drzwi, wiem, że Jaime wrócił, ponieważ zamek nie jest przekręcony dwukrotnie, tak jak to zrobiłam rano. Zaczynam drżeć na myśl o tym, co mnie czeka.

Zauważam, że w kuchni wszystko jest sprzątnięte.

Jaime wychodzi z salonu z ogromnym bukietem róż w ramionach i żalem wymalowanym na twarzy. Widząc jego minę, rzucam mu się z płaczem na szyję.

– Tak mi przykro! – mówi.

Wręcza mi kwiaty. Płaczę, nie mogąc nic z tego zrozumieć, i ze szczęścia, że widzę na jego twarzy minę świadczącą o wyrzutach sumienia.

– To nieważne, Jaime – mówię mu, szlochając. – Wydaje mi się, że masz kłopoty, którymi nie chcesz się ze mną podzielić.

– Tak, z pewnością mam problemy. Nie chciałem ci o nich mówić, żebyś się nie martwiła. Ale widzę, że sprawiam ci ból, więc opowiem o wszystkim.

Prowadzi mnie za rękę przez cały salon, aż do stołu, i siadamy naprzeciwko siebie, co budzi we mnie wrażenie, że dzieje się coś potwornie złego.

– Są rzeczy, z których nikt z nas nie jest dumny, i dlatego o nich nie opowiada. Myślałem, że poradzę sobie sam, ale widzę jak fatalnie na mnie to działa.

I zaczyna opowiadać mi o swojej sytuacji materialnej, która pociąga za sobą walkę o codzienny byt. Mówi, że zaciągnął długi z winy Joaquína, swojego wspólnika. Joaquín zwrócił się do banku o pożyczkę, którą podżyrował mu Jaime. Jednakże już od kilku miesięcy Joaquín nie płaci bankowi, a ten żąda spłaty od Jaime'a. Jest winien jeszcze jakieś pięć milionów peset i, pomimo że Jaime zarządza co miesiąc dużymi sumami, nie był w stanie wygospodarować takiej kwoty i w tej chwili komornik może odebrać mu willę w Madrycie.

– Mogą mi zabrać wszystko, co zdobyłem przez lata ciężkiej pracy i kosztem własnego potu!

Trudno mi w to uwierzyć, ale w jego głosie jest tyle szczerości i bólu, że nie mogę podważyć prawdopodobieństwa wydarzeń.

– Dlaczego podżyrowałeś Joaquínowi pożyczkę? – pytam.

– A jak mógłbym tego dla niego nie zrobić? Poza tym, że jesteśmy wspólnikami, jesteśmy przyjaciółmi, rozumiesz, Val? Przynajmniej dotąd tak uważałem. Nie zrobiłabyś tego samego dla Soni? Nigdy nie sądziłem, że przestanie płacić i postawi mnie w takiej sytuacji.

– Ale dlaczego przestał?

– Od paru lat w jego małżeństwie źle się dzieje. Od kilku miesięcy dużo pije i wydaje masę pieniędzy na kobiety. Zdarzają się takie dni, że przychodzę do biura i znajduję go śpiącego na dywanie w jego gabinecie, brudnego, pijanego i bez grosza przy duszy, po tym jak wydał wszystko w jednym z tych klubów.

Teraz zaczynam rozumieć, dlaczego Jaime tak się zachował w stosunku do mnie. Musi się czuć osaczony i nerwy odmówiły mu posłuszeństwa.

– Tamtej niedzieli, kiedy wróciłem w tak złym humorze, pamiętasz? – Skinąwszy głową, biorę jego dłonie w swoje. – To dlatego że ludzie z banku poszukiwali mnie, kiedy byłem w Maladze. W piątek pojechałem do Madrytu i dowiedziałem się o rzeczywistym zagrożeniu zajęciem komorniczym.

– Czy teraz nie ma już sposobu, żeby to powstrzymać?

– Oczywiście, że jest.

– Jaki?

– Trzeba zapłacić.

Jaime jest tak zdesperowany, że zaczyna płakać. On, zawsze taki elegancki i dumny, teraz, zupełnie jak mały chłopiec, opuszcza głowę na moje ręce, a ja nie wiem jak go pocieszyć.

– A wiesz, co jest najgorsze? – dorzuca.

– Nie.

– Że płacimy za to obydwoje. Czuję się tak osaczony, że każę za to płacić osobie, którą kocham najbardziej na świecie!

Głaszczę go po policzkach, próbując osuszyć jego łzy. Te słowa wywołują moje podniecenie. Jaime mówi dalej:

– Pracuję jak szalony, żeby dobrze żyć i żeby mojej rodzinie nigdy niczego nie brakowało. Moje dzieci mają wszystko, czego chcą. Pomagam byłej żonie, ponieważ jest bardzo chora. A teraz to!

Nie potrafię powstrzymać jego łez. Współczuję mu, czuję się bardzo ważna i jestem mu wdzięczna za to, że wreszcie powiedział mi całą prawdę.

– Mam tydzień na to, żeby zapłacić i żeby cofnęli nakaz komorniczy. Jeśli tego nie zrobię, zabiorą mi dom.

Przez większą część nocy tuliliśmy się do siebie na sofie, pod kocem, którym nas okryłam, kiedy dopadły go dreszcze. Jaime wygląda na wycieńczonego a ja ciągle zastanawiam się nad całą sprawą. Nie mogę pozwolić, żeby coś takiego spotkało mojego partnera. Skoro go kocham i z nim żyję, powinnam dzielić jego problemy. Nie będę szczęśliwa, wiedząc, że Jaime się zamartwia. Muszę coś zrobić. Mam taką sumę pieniędzy, jakiej mu potrzeba. Postanawiam podjąć z konta pięć milionów peset i dać mu je, żeby odzyskał swój dom w Madrycie.

Komornik

12 sierpnia 1998

Nic nie mówiąc Jaime'owi, poszłam do banku i podjęłam pieniądze z konta. Trochę się bałam nosić ze sobą tyle gotówki, więc rozłożyłam wypłatę na trzy raty. Dyrektor banku, z którym utrzymuję bardzo dobre stosunki, wezwał mnie do swojego gabinetu, żeby się dowiedzieć, czy jestem niezadowolona z obsługi. Bardzo go zaskoczyło, że podejmuję nagle wszystkie swoje oszczędności. Zapewniłam go, że nie mam im nic do zarzucenia. Wprost przeciwnie. Wymyśliłam sobie wymówkę, że spotkały mnie niespodziewane wydatki.

Tego popołudnia, ponieważ jest już środa, Jaime jest bardziej nerwowy niż zwykle. Wyznacznikiem określającym stopień jego zdenerwowania jest czas, który spędza rano w łazience. Im bardziej jest zdenerwowany, tym więcej go potrzebuje na usunięcie martwej skóry z kostki i zostawia po sobie większy bałagan – mieszaninę skóry i białego proszku.

Następnego dnia Jaime musi pojechać wieczorem do Madrytu. Tak mi powiedział. Postanowiłam aż do ostatniej chwili nie mówić o tym, że zdecydowałam się mu pomóc.

Kiedy wracam do domu, Jaime pakuje walizkę. Ze smutkiem w oczach mówi:

– Może to będzie ostatni weekend, który z nimi spędzę. – Po chwili dodaje: – Jak mam im wytłumaczyć, że ten dom już nie jest ich domem?

– Nie będziesz musiał im nic tłumaczyć – mówię wesoło. – Proszę! To dla ciebie.

Podaję mu kopertę. Kiedy ją otwiera, nie może uwierzyć w to co widzi.

– Skąd to wytrzasnęłaś? – pyta podejrzliwie.

– Ze swojego konta. Jest tyle, ile potrzebujesz.

– Zwariowałaś? Sądzisz, że mogę przyjąć te pieniądze? Na pewno wzięłaś pożyczkę w banku!

– Nie, nie przejmuj się tym. Nie wzięłam żadnej pożyczki. Te pieniądze są moje.

Jaime opada na kanapę.

– Nie, nie mogę tego zaakceptować. Przykro mi!

– Proszę, Jaime, nie bądź głupcem! Te pieniądze są moje, a ja jestem z tobą. Są więc nasze! Weź je, proszę! Zapłać bankowi i odzyskaj dom.

Radosna mina Jaime'a, jest dla mnie taką nagrodą, że nie dałoby się jej kupić za wszystkie pieniądze świata. Jest tak zadowolony i obejmuje mnie z taką siłą, że boję się, że mnie udusi.

– Kochanie, nie wiesz nawet ile to dla mnie znaczy. Wróciłaś mi życie, dziękuję! Po tysiąckroć, dziękuję! Nie wiem jak ci to wynagrodzić. Naprawdę nie wiem!

– Możesz jak najszybciej zaprosić mnie do tego bajecznego domu, który masz w Madrycie.

Kiedy to mówię, Jaime patrzy na mnie rozczulony i mocno przytula.

– Oczywiście!

Tej nocy Jaime nawet w łóżku jest czuły. Niestety, nie potrafi się pohamować i kończymy, zanim ja osiągam orgazm.

Apartament dla dwojga

7 września 1998

Jestem daleka od przypuszczeń, że Jaime grzebał w moich papierach i rzeczach osobistych i że wiedział doskonale, jaką kwotą dysponuję. Nigdy nie rozmawialiśmy o pieniądzach, dla niego bowiem jest to temat tabu. Nie mam nic do ukrycia, ale też nie opowiadałam ze szczegółami o swojej sytuacji materialnej. Zamykam temat. Chodzi tylko o to, że pieniądze, jakich potrzebował Jaime przy sławnym epizodzie z komornikiem, to była dokładnie taka sama kwota, jaką ja miałam na koncie. W rzeczywistości Jaime zna aż do dwóch cyfr po przecinku kwotę, którą zaoszczędziłam.

Sprawy się uspokajają, a on podróżuje służbowo lub z powodów rodzinnych. Ja nie mam już oszczędności, ale żyjemy na dobrej stopie dzięki jego i mojej pracy. Poza tym Jaime płaci rachunki i co miesiąc z dumą daje mi pieniądze na najem mieszkania. Przeżywamy nasz nowy miesiąc miodowy i wygląda na to, że tamta sprawa w końcu zbliżyła nas do siebie i utrwaliła naszą miłość. Przynajmniej ja tak uważam.

Dziś wyjeżdżam do Włoch, żeby uczestniczyć w słynnych targach mody, na których musi być obecna moja firma i ja. Wiem, że ta podróż nie podoba się Jaime'owi, zwłaszcza po kłótni na temat zakładanych przez niego złych intencji mojego szefa. Ale pozwolił mi jechać. Nigdy nie dałam mu żadnego powodu do zazdrości. Teraz żyję wyłącznie dla niego. Zostawiłam na boku moje ordynarne życie seksualne i nie mam już żadnego kontaktu z przyjaciółmi – mężczyznami.

Kiedy lądujemy w Mediolanie, wspólnik Harry'ego, mojego szefa, czeka na lotnisku, żeby zawieźć nas do hotelu. Podczas jazdy mówi, że jest pewien problem z pokojami hotelowymi. Ponieważ hotele w całym mieście są pełne, był zmuszony wynająć dla nas ogromny apartament. Nie mam żadnych oporów co do dzielenia apartamentu z Harrym, szczególnie kiedy są dwa łóżka w dwóch oddzielnych pokojach. Wygląda na to, że jemu też to nie przeszkadza, więc kiedy przyjeżdżamy do hotelu, okazuje się, że nie będziemy sobie wzajemnie przeszkadzać i wspólna jest tylko łazienka. A to tylko kwestia organizacji.

Jestem pewna, że tego nie powiem Jaime'owi, ponieważ wiem, że może zacząć się wściekać. Ale tak czy owak dzwonię do niego, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku.

– W którym hotelu jesteś? – pyta nagle.

– W Westin Palace. A o co chodzi?

– Chcę wiedzieć. Podaj mi numer telefonu i pokoju, żebym mógł do ciebie dzwonić, inaczej ta podróż wyjdzie ci bardzo drogo. Widzę, że twój szef traktuje cię jak królową. Zatrzymaliście się w świetnym hotelu! – mówi.

Natychmiast mówię Harry'emu, że mój chłopak może dzwonić, więc żeby nie odbierał telefonu. Nie chcę się tłumaczyć, dlaczego mój szef podnosi słuchawkę zamiast mnie. Dzięki Bogu, to fantastyczny szef, który świetnie rozumie takie problemy.

Po kwadransie dzwoni Jaime.

– Kto pierwszy wpadł na ten pomysł? – pyta.

– Słucham? – Zaczynam podejrzewać najgorsze.

– Zapytam cię w inny sposób. Kto kogo uwiódł? – dorzuca ironicznie.

Zaniemówiłam.

– Myślisz, że jestem głupi czy co? Rozmawiałem z recepcjonistą i poprosiłem, żeby mnie połączył z twoim szefem. Przypadkowo macie ten sam numer pokoju. Później zadzwoniłem jeszcze raz i potwierdzili, że mieszkacie razem.

Serce wali mi jak młotem. Jak mam mu udowodnić, że nie jest tak, jak myśli?

– Mogę ci wszystko wyjaśnić, Jaime. Chodzi o to…

– Nie chcę twoich wyjaśnień. Chcę wysłuchać jego. Daj mi go!

– Nie, Jaime! Wolę, żebyśmy to my porozmawiali. To nie jego wina…

– Daj mi go!

Tak bardzo podnosi głos, że Harry, który stoi koło mnie, rozumie natychmiast, co się dzieje, i gestem ręki pokazuje mi, żebym oddała mu słuchawkę.

Słyszę Jaime'a krzyczącego do słuchawki i ze wstydu nie wiem gdzie się podziać. Harry mi się przygląda, później koncentruje się na rozmowie i wszystkim, co mówi Jaime, i od czasu do czasu odpowiada mu twierdząco. To szef, jakich mało: wyrozumiały, rycerski… Pokazuje mi, że może zrozumieć wszystko, i myślę nawet, że czuje się gorzej niż ja. Wysłuchuje tego, co ma mu do powiedzenia Jaime, paląc spokojnie hawańskie cygaro i, kiedy kończy się rozmowa, w której prawie nie uczestniczył, oddaje mi słuchawkę. Jaime chce dać mi dokładne instrukcje.

– Twój ukochany szef wyśle cię do innego hotelu. Jak się już przeniesiesz, masz do mnie zadzwonić i podać mi numer telefonu i numer pokoju. Jeśli to rzeczywiście gentleman, znajdzie ci osobny pokój, żeby hotele w Mediolanie były nie wiem jak bardzo pełne. Czekam na telefon.

I odkłada słuchawkę. Ogromne łzy spadają na wykładzinę w kolorze purpury, zaczynam się jąkać, przepraszając Harry'ego za tę awanturę. Nie przestając żuć końcówki cygara, po zgaszeniu go, mówi:

– Nie przejmuj się. Zaraz wszystko załatwimy.

Wykonuje kilka telefonów i w godzinę później jego wspólnik przewozi mnie do innego hotelu, pięćset metrów od Westina. Nie dzwonię do Jaime'a natychmiast, a kiedy to robię, jest wściekły z niecierpliwości. Daję mu numer telefonu do hotelu i numer mojego pokoju i w ciągu kilku minut oddzwania.

– Co powiedziałeś Harry'emu? – pytam wściekła.

– Wszystko co trzeba, żeby w końcu zachował się jak gentleman. W każdym razie i tak będę musiał z nim porozmawiać w cztery oczy, jak tylko wrócicie z podróży, żeby już nigdy więcej nie przychodziły mu do głowy żadne głupstwa związane z tobą.

Słucham go, obrażona, nic nie odpowiadając. Jestem bardzo smutna. Najgorsze jest to, że czuję się winna całej tej sytuacji. Spędzamy przy telefonie dużą część nocy – on filozofując na tematy życia, miłości i tego, jak wiele jeszcze muszę się nauczyć, a ja nie mówiąc nic, słuchając go. Kiedy odkładamy słuchawki, zaczynam płakać z upokorzenia i ze wstydu przed Harrym. Płaczę, bo nie miałam siły odpysknąć Jaime'owi.

11 września 1998

Wróciłam do Barcelony sama, a Harry poleciał do Anglii. Jaime przyjechał na lotnisko z bukietem kwiatów i kiedy się witamy, tuli mnie mocno. Mówi mi, jak bardzo mnie kocha, i tłumaczy, że zachował się tak wyłącznie dla mojego dobra. Cały czas myślę o tym, że nie będę w stanie spojrzeć Harry'emu w oczy Wciąż jeszcze mi wstyd.

Umarł mój ojciec…

9 grudnia 1998

Mam wrażenie, że w przebłyskach oświecenia Jaime zdaje sobie sprawę z tego, jak mnie traktuje. Proponuje mi, żebyśmy wyjechali na weekend na Minorkę, może dla tego że chce, żebym mu wybaczyła jego zachowanie. Nagroda za moją cierpliwość, zasługuję na wypoczynek – to jego słowa. Mówi, że zajmie się wszystkim i kupi bilety. Przez cały tydzień go nie było, bo wyjechał do północnej Hiszpanii, i powinniśmy wyjechać dzisiaj, w piątek w nocy, do Mahón. Zaplanował, że jak tylko wróci dziś po południu, przyjedzie samochodem, żeby zabrać mnie z domu prosto na lotnisko.

Jestem zachwycona, ponieważ po raz pierwszy spędzę z nim weekend poza miastem, i czekam w salonie ze spakowaną walizką. Jaime zadzwonił do mnie poprzedniej nocy i powiedział, że będzie w Barcelonie około piątej po południu, i prosił, żebym była gotowa, bo nasz samolot startuje o wpół do ósmej. Nie podał mi namiarów na hotel, w którym się zatrzymamy. To miała być niespodzianka.

O szóstej ciągle nie mam od niego żadnych wiadomości. Dzwonię na komórkę, która, jak zawsze, jest wyłączona. Trochę udręczona, zostawiam mu wiadomość, uznając, że utknął w korku, co bardzo często zdarza się w piątki. O wpół do siódmej dzwonię do jego biura, ale sekretarka też nie ma żadnych wiadomości. Już za późno na złapanie samolotu o zaplanowanej porze, ale ja dużo bardziej martwię się tym, że Jaime mógł mieć wypadek. Myślę o najgorszym. Jamie wyjechał razem ze wspólnikiem, więc dzwonię na jego komórkę, też jest wyłączona. Zupełnie przypadkowo nie dostaję zawału i spędzam całą noc przy telefonie, dzwoniąc do wszystkich szpitali w Barcelonie i na prowincji, żeby dowiedzieć się, czy nie przyjęli przypadkiem pana Rijasa. Za każdym razem, kiedy pielęgniarka dyżurna odpowiada mi „nie”, oddycham z ulgą. Wciąż jednak jestem coraz bardziej zdenerwowana.

Tej nocy śpię w salonie. Rano nastawiony na najwyższy poziom dzwonek telefonu, budzi mnie natychmiast. To Jaime.

– Mój ojciec zmarł na zawał serca wczoraj po południu – oznajmia mi groźnym i wyraźnie zaaferowanym głosem.

– Mój Boże! Gdzie jesteś? – pytam.

– W kostnicy, razem z matką. Jakiś czas z nią zostanę. Przykro mi, że cię wystawiłem, ale…

– Nie, nie przejmuj się. Jaime, mogę coś dla ciebie zrobić? Chcesz, żebym przyjechała? W której kostnicy jesteś?

– Nie, lepiej nie. To tragedia, nie wiem jak przez to przejdę. Pozwól mi trochę czasu pobyć z matką, a potem chciałbym być sam. Jest mi bardzo źle.

Powtarzam mu, że mi przykro i że będę w domu czekać na niego tak długo, ile będzie trzeba. Skoro potrzebna mu samotność, uszanuję jego decyzję.

15 grudnia 1998

Codziennie, jak robot, chodzę do pracy. Nie udaje mi się w żaden sposób skupić na tym, co robię, i mój szef chce wiedzieć, dlaczego. Mętnie opowiadam mu o śmierci kogoś z rodziny i Harry, widząc mój kiepski stan, postanawia dać mi kilka dni wolnego, poza tymi, które przysługują na Boże Narodzenie.

Nie wiem nawet, przez ile dni nie było Jaime'a. Jedno jednak jest jasne – bardzo za nim tęsknię i bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało. Będę na niego czekać i mam nadzieję, że odezwie się przed świętami. Wierzę, że będziemy razem, skoro dzieci spędzą je z matką. Ale na razie nie mam od niego żadnej wiadomości.

Tydzień od 24 grudnia 1998 do 31 grudnia 1998

To najgorsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu. Jestem sama w domu, na próżno oczekując telefonu od Jaime'a i wierząc, że postanowił zrobić mi niespodziankę i pojawi się w ostatniej chwili. Ale nic takiego się nie dzieje. Muszę przyznać, że mam sporo czasu na zastanowienie i czasami myślę, że wszystkie te wydarzenia chyba nie są prawdziwe. Potem czuję się winna, nie wolno mówić nawet dla żartu o śmierci kochanej osoby.

2 stycznia 1999

Na Nowy Rok Sonia postanowiła wyciągnąć mnie z domu, zapraszając na imprezę, którą organizował jeden z jej byłych. Odrzuciłam propozycję. Znów do mnie zadzwoniła, żeby dowiedzieć się, co u mnie słychać. Chciała zobaczyć się ze mną, ale słysząc ton mojego głosu, przestała się upierać, żebym ją odwiedziła.

Jaime pojawia się trzy tygodnie po śmierci ojca, chudszy przynajmniej o pięć kilo, co nadaje mu wygląd chodzącego trupa. Jego długie i cienkie palce są spuchnięte i ma problemy nawet z zamknięciem dłoni. Kuleje bardziej niż kiedykolwiek i prawie się do mnie nie odzywa. Ja nie odważam się do niego mówić. Rozumiem, że jest w żałobie, i muszę to uszanować. Oczywiście umieram z chęci otworzenia przed nim ramion, całowania go i przywrócenia poprzedniego ładu naszego życia, ale w końcu Jaime zamienia się – chcący albo niechcący, nie wiem – w jeszcze jeden mebel w mieszkaniu. Jego obłęd osiąga niespotykane dotąd poziomy. Myślę, że to ból sprawia, że tak się zachowuje. Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy człowiek, w którym się zakochałam, ma cokolwiek wspólnego z tym, kim jest w rzeczywistości.

Jaime coraz częściej spędza noce poza domem. Na początku tłumaczę to bólem po stracie ojca i nie odważam mu się nic powiedzieć. Ale kiedy wraca do domu nocą, pijany w trupa, zawsze szuka powodów do kłótni. Tak więc, w większości przypadków, w końcu udaję, że śpię, a on zamyka się jak zwykle w łazience i słyszę skalpel pracujący na pełnych obrotach. Chowam się pod prześcieradło, umieram ze strachu i cała drżę.

Kiedy zostaje na noc w domu, przychodzi bez zapowiedzi Joaquín, jego wspólnik i obydwaj zamykają się w gabinecie Jaime'a. Joaquín zawsze przychodzi pijany i kończą spotkanie, kłócąc się, bo chodzi o pieniądze. Kiedyś podsłuchałam, że są mu potrzebne, żeby wydać je na prostytutki z klubów albo transwestytów z Ciutadella.

Obsesja czasu

3 stycznia 1999

Tej nocy Jaime odebrał telefon, który mnie obudził, i widziałam, jak pospiesznie wychodzi z domu. Jedynym wyjaśnieniem, jakiego udzielił mi po powrocie, było to, że z jego byłą żoną jest bardzo źle i że dzwonił do niego syn, domagając się jego przybycia.

Już drugi miesiąc Jaime nie daje mi pieniędzy na mieszkanie, za które płacę sumiennie z własnej kieszeni. Przypomniałam mu o tym i poprosił, żebym nieco zaczekała, ale zdaję sobie sprawę z tego, że ostatecznie przestał się tym przejmować. Mam wrażenie, że wpada w głęboką depresję, o której oczywiście nie chce mówić.

4 stycznia 1999

W zasadzie nie utrzymujemy już stosunków seksualnych, wyjąwszy dzień dzisiejszy. Jaime zamówił sobie usługi prostytutki u nas w domu, bez mojej zgody.

Kiedy wracam z pracy, zastaję go rozmawiającego w salonie z jakąś kobietą wątpliwej konduity. W lot łapię, o co chodzi.

– Kochanie, to prezent dla ciebie. Skoro ostatnio tak niewiele się tobą zajmuję…

Jego słowa są nasycone mieszaniną ironii i przebłysków czułości. Uważam, że Jaime chce sprawdzić, czy to doświadczenie przywróci jego pożądanie, które najwyraźniej stracił. Zgadzam się, żeby kobieta została na godzinę.

Dla mnie to był koszmar. Czułam się odrzucona, podczas gdy Jaime czuł się jak ryba w wodzie. Oczywiście, po wyjściu prostytutki i po tym, jak jej zapłaciłam, podnieca się i zaczyna dotykać mnie.

– I tak z marszu może zmajstruję ci dzieciaka! – woła, zamykając się w łazience, żeby wziąć prysznic.

5 stycznia 1999

Przejmuję się Jaimem. Jego manie wydają mi się coraz dziwniejsze. Zawsze lubił kalendarze, ale nigdy nie podejrzewałam, że do tego stopnia. Kupuje kalendarze każdego typu, skórzane, albo z kartonową okładką, i kiedy już zapełni swój najnowszy nabytek numerami telefonów, wypisanymi jego najlepszym charakterem pisma, zmienia go na inny i przepisuje tam wszystkie informacje. Co za strata czasu! Poza tym to nie ma żadnego sensu. Próbuję go usprawiedliwić, uznając, że lepiej, żeby ktoś miał hobby, niż gdyby go nic nie interesowało. Przynajmniej jest to jakaś metoda na zachowanie zdrowia psychicznego w dobrym stanie. Jedni zbierają znaczki, a Jaime kolekcjonuje kalendarze.

Dziś kupiłam mu jeden, żeby go przeprosić, że ponownie wyjeżdżam. Jest oprawiony jasnobrązową skórą i ma wytłoczoną na okładce datę. Umieściłam w nim swoje zdjęcie, żeby czuł się dobrze za każdym razem, gdy go otworzy.

Kalendarz chyba mu się podoba i ma go cały czas pod ręką.

6 stycznia 1999

Dziś znalazłam skórzany kalendarz w torbie ze śmieciami, kiedy schodziłam wyrzucić ją do kontenera. Jaime musiał ją otworzyć, kiedy już była zamknięta, i wyrzucić kalendarz, tak żebym o tym nie wiedziała. Poczułam lekkie ukłucie w piersi i wyjęłam kalendarz. Zapisał tam wszystkie osobiste numery telefonów, ale w jednym zrobił błąd. Zamazał go i wygląda na to, że kalendarz przestał mu się podobać.

Pocieszył mnie tylko fakt, że nie ma w nim mojej fotografii. Na pewno Jaime ma ją w portfelu. Jak ja go kocham!

Drugą jego pasją są zegarki. Pewnego dnia kupił śliczne drewniane pudełka, które poustawiał jedno na drugim w swojej szafie. Trzyma w nich wszystkie zegarki, które zgromadził na przestrzeni lat. Dziś je policzyłam. Jest ich ponad dwieście. Uwielbiam sprawdzać, jak bardzo jest zorganizowany.

Zaczynam się bardzo źle czuć, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, cały dzień wymiotuję. W biurze nic nie zauważyli, ponieważ cały czas się uśmiecham. Mam wrażenie, że te wymioty są spowodowane tym, że w domu panuje zła atmosfera, ponieważ Jaime jeszcze całkiem nie pozbierał się po śmierci ojca.

7 stycznia 1999

Czuję się fatalnie. Dziś wezwałam hydraulika, ponieważ mamy awarię w łazience. Już od kilku dni woda w muszli klozetowej spływała bardzo wolno. Hydraulik stwierdził, że po prostu coś zatyka odpływ. Po godzinnym demontażu części znalazłam tam cząstki fotografii, którą włożyłam do kalendarza, pływające na powierzchni.

Chcę dojść prawdy o Jaimem. Znów zaczęłam grzebać w jego rzeczach, nie bez poczucia winy. Znalazłam jednak coś, co być może pozwoli mi zrozumieć co się z nim dzieje.

Znalazłam kwity na zwrot czeków, którymi Jaime płacił w sklepach z meblami, kiedy się przeprowadzaliśmy. Znalazłam też rachunki telefoniczne, za które on miał zapłacić, ukryte w archiwum biurowym, między innymi dokumentami. Kwoty są tak wysokie, że nie mógł zapłacić ostatnich i napływały rachunki z odsetkami. Wszystkie numery są wyszczególnione, a zwłaszcza jeden, madrycki, który powtarza się codziennie o dowolnej porze, wyjąwszy weekendy, kiedy, jak wiadomo, on tam jest.

Postanowiłam zadzwonić pod ten numer. Chcę raz na zawsze wyjaśnić sytuację. Wiem, że to nie jest w porządku, ale czuję, że muszę tak postąpić.

Usłyszałam w słuchawce miły głos młodej osoby. Poprosiłam do telefonu Jaime'a Rijasa.

– Nie ma go w ciągu tygodnia, ale przyjedzie w piątek. A kto mówi?

– Jego żona – odpowiedziałam bez zastanowienia.

Kobieta po drugiej stronie zamilkła. Ale później odezwała się:

– Proszę pani, nie wiem, kim pani jest. Ja jestem Carolina, jego narzeczona.

Powiedziała to bardzo spokojnie, czym trochę mnie zaskoczyła. A może, tak jak ja, podejrzewała, że Jaime prowadzi podwójne życie, i nie zdziwiło jej to, co usłyszała. Od początku Carolina wydała mi się sympatyczna. Uznałam ją za osobę inteligentną, która nigdy nie zdradza się z typowymi urazami kobiet dzielących się z inną swoim mężczyzną.

– Przykro mi, Carolino. Mam na imię Val i jestem narzeczoną, którą Jaime ma w Barcelonie. Mieszkamy razem od kilku miesięcy.

Zabrzmiało to jak dowcip i bardzo się bałam, że Carolina nie potraktuje mnie poważnie.

Nagle bardzo źle się poczułam, wszystko się kręciło wokół mnie, miałam wrażenie, że zemdleję. To znów pojawiły się te przeklęte nudności i musiałam odłożyć słuchawkę.

Minęła godzina i czuję się dużo lepiej. Ponownie dzwonię do Caroliny.

– Przepraszam. Czułam się bardzo źle i musiałam się rozłączyć. Przykro mi, że w taki sposób pojawiam się w pani życiu. O nic mi nie chodzi, tylko Jaime zrobił się tak dziwny, że chciałam sprawdzić co się dzieje. Teraz rozumiem. Bardzo mi przykro.

Carolina nie sprawia wrażenia obrażonej i próbuje mnie uspokoić.

– Nie przejmuj się, Val – mówi mi po imieniu. – Jaime jest osobą, która zawsze miała dużo problemów. Ale naprawdę nie sądziłam, że zrobi coś takiego.

Jej szczerość mnie zaskakuje.

Carolina kontynuuje:

– Jaime i ja spędzamy razem tylko weekendy, ponieważ on prowadzi swoje interesy w Barcelonie. Nie wiedziałam, że z kimś mieszka.

Daję jej swój numer telefonu i żegnamy się. Poprosiła mnie, żebym nic nie mówiła Jaime'owi, i postanawiamy „zemścić się” na swój sposób, aranżując spotkanie we trójkę, bez jego wiedzy. Carolina powiedziała mi, że Jaime ma w planie spędzić Walentynki w Madrycie – jak może mi to robić? – i jeśli chcę, mogę przyjechać i zobaczyć na własne oczy to, co zawsze przede mną ukrywał.

Muszę przyznać, że Carolina była dla mnie zawsze bardzo miła. Nie kłóciłyśmy się ani ona mi niczego nie wyrzucała. W końcu byłyśmy obydwie „w tym samym worku”. Jedynym winnym tej sytuacji jest Jaime, a my jesteśmy po prostu ofiarami zakochanymi po uszy w tym samym mężczyźnie. Próbuję ukryć, że wiem o wszystkim, choć nie bez trudu, aż do daty ustalonej z Carolina.

W tym czasie mdłości nasiliły się, zwłaszcza rano, i zaczynam obawiać się najgorszego.

Kontrakt

8 stycznia 1999

Jaime torturuje mnie coraz bardziej. Może coś przeczuwa? Tego wieczoru wybiera się na kolację służbową ze swoim wspólnikiem i potencjalnym klientem. Uparł się, żebym z nim poszła i wyglądała bardzo seksownie.

– Na kolację z klientem?

– Tak, to bardzo szczególny klient i proszę cię o współpracę, po raz pierwszy.

– W jakim sensie?

– Bądź dla niego miła. Dobrze? Czy proszę o zbyt wiele?

Po raz kolejny zaczyna się wściekać i postanawiam pójść na tę kolację, żeby uniknąć kolejnej awantury. Po drodze, w samochodzie, mówi mi wszystko o kliencie.

– Już od dawna o niego zabiegam, ale zawsze zatrzaskuje mi drzwi przed nosem. Zgodził się zjeść z nami kolację, a to znaczy, że może podpiszemy z nim kontrakt.

Jaime i Joaquín mają się spotkać w barze, żeby omówić, co mogą powiedzieć i jak pokierować kolacją, żeby przekonać klienta do podpisania kontraktu o wartości trzech milionów peset.

Bar to bardzo małe miejsce, ale za to ekskluzywne i posiada tylko jedno wejście. Po otwarciu drzwi wchodzi się na wąskie schody, które prowadzą do maleńkiego lokalu z barem z mahoniu zajmującym więcej niż połowę powierzchni baru. Wiele osób umówiło się tu wcześniej niż my i jest bardzo ciasno. Nie czuję się w tym miejscu dobrze i mam wrażenie, że to widać. Dlatego Jaime kilkakrotnie prosi mnie, żebym się uśmiechała.

Joaquín już siedzi w kącie baru, rozmawiając ciepło z dwiema panienkami o zbyt wyzywającym wyglądzie. Kiedy pojawia się Jaime, obydwie pozdrawiają go jak starego znajomego, później patrzą na mnie z pogardą. Najwyraźniej postanawiają traktować mnie jak powietrze. Ustawiłam się za plecami Jaime'a – po pierwsze, ze względu na brak miejsca, a po drugie, onieśmielona obecnością i zachowaniem tych kobiet. W ten sposób nie będę uczestniczyć w rozmowie. Zauważam spojrzenia i uśmiechy, jakie Joaquín i Jaime wymieniają między sobą. Wygląda na to, że przekazują sobie coś, o czym wiedzą tylko oni. Nie rozumiem zachowania Jaime'a, zwłaszcza po tym jak mi się zwierzył, że Joaquín zaciągnął pożyczkę, którą on mu podżyrował. Wygląda na to, że ta sprawa nie miała żadnego wpływu na ich wzajemne stosunki. Nie podoba mi się Joaquín. Nigdy nie wydawał mi się szczególnie sympatyczny, nawet w dniu, kiedy go zobaczyłam. Jest wysokim mężczyzną o całkiem siwych włosach, który zawsze nosi jaskrawe krawaty i ciemne okulary w stylu Onassisa. Ponurak! Zapach jego fajki unosi się na odległość co najmniej kilometra, bez względu na to, czy ją akurat pali, czy nie. Joaquín należy do dekadenckiej burżuazji katalońskiej i mieszka poza Barceloną w przepięknym domu należącym do jego żony. Od kilku miesięcy prowadzi nocne życie i dziś w najjawnieszy sposób podrywa dwie kobiety w barze. Nagle odwraca się do mnie i widząc moją niezadowoloną minę, rzuca:

– Jesteś za młoda, żeby zrozumieć pewne rzeczy. Musisz się jeszcze dużo nauczyć.

Nie warto mu odpowiadać. Zaczynam jednak czuć straszną nienawiść do Jaime'a, za to że mnie nie bronił i nie usadził Joaquína.

Po wypiciu drinka udajemy się do restauracji, w której już czeka na nas klient. Jaime bierze mnie na stronę i mówi:

– Joaquín jest już pijany. Nie powinien więc za dużo mówić. Rozmowy z klientem przeprowadzimy razem, ty i ja, zgoda?

– Ja?

– Pomożesz mi. Jesteś inteligentniejsza, niż sobie wyobrażasz, przekonasz się.

Co to ma znaczyć? Klient czekający przy stole dla czterech osób, oddalonym od reszty stolików, palący papierosa. Witamy się i Jaime przedstawia mnie jako współpracownicę. Nie chcę tego prostować, bo wygląda to na część strategii, którą przyjął Jaime, żeby nie mieszać interesów i spraw prywatnych. Jaime upiera się, żebym usiadła obok klienta.

Kolacja upływa na dyskusjach, w których boję się wziąć udział, a klient – mały, zaśliniony człowieczek – nie przestaje pić i przyglądać się moim nogom. Jestem zła, że Jaime, widząc, co się dzieje, nic nie robi. Zawsze był taki zazdrosny, a teraz nie mówi słowa, bo w grę wchodzi kontrakt na trzy miliony.

Po deserze klient zaczyna głaskać pod stołem moje nogi. Cały czas rozmawia z Jaimem. Skamieniałam i obserwuję, jak Joaquín, zupełnie nieobecny duchem, koncentruje się tylko na zapaleniu swojej fajki. Nie mogę zrozumieć, o co chodzi, kiedy Jaime, patrząc na mnie, z aprobatą kiwa głową. Bezwiednie napinam mięśnie i zwieram kolana, a kiedy klient usiłuje wsunąć rękę między moje uda, zrywam się na równe nogi i rzucam serwetkę na stół. Nie mogę się dłużej powstrzymywać, widząc, że Jaime nawet nie myśli zareagować.

– Jestem dla ciebie warta tylko trzy miliony! – krzyczę, a wszyscy w restauracji odwracają głowy w naszą stronę.

Jaime ma zaskoczoną minę.

– O co ci chodzi?

– Nic nie zrobisz, żeby ten cham mnie nie dotykał?

Jaime przez chwilę obserwuje klienta.

– Zachowuj się! – odpowiada mi.

Joaquín poklepuje swoją fajkę kpiarskim gestem.

– Słucham? – pytam, nie wierząc własnym uszom.

– Powiedziałem, że masz się zachowywać jak należy! – rozkazuje mi Jaime. – Wszystko przez ciebie stracimy!

Nie wiem, co mnie bardziej boli, chamstwo klienta czy zachowanie Jaime'a. Urażona, odchodzę od stołu, proszę kelnera o swój płaszcz i wybiegam z restauracji. Jaime zgodziłby się tej nocy podzielić mną z obcym mężczyzną. Chce mi się wymiotować.

Wracam do domu, płacząc. Kiedy Jaime pojawia się około piątej rano, spokojny, jakby nic się nie stało, jestem bardziej niż pewna, że mnie nie kocha i że tak naprawdę nigdy mnie nie kochał.

Kiedy się kładzie obok mnie, szepce mi do ucha:

– Jesteś za młoda. Musisz nauczyć się jeszcze wielu rzeczy.

Czuję wstręt, gdy mnie dotyka. Nie będę dłużej znosić tej sytuacji.

Nadchodzi najgorsze

9 stycznia 1999

Apteka jest pełna ludzi, siadam więc na krześle, które postawiono obok wystawy. Okres spóźnia mi się już o tydzień i choć dopiero zamierzam zrobić sobie test, wiem, że jestem w ciąży. Postanowiłam się jednak o tym przekonać. Pewności co do ciąży nabrałam, czując delikatne uderzenia małego serduszka w okolicach mojego prawego jajnika. I pomimo protestów Soni, że jest niemożliwe odczuwanie czegoś takiego przed upływem kilku miesięcy, wiem, że coś we mnie rośnie. Nic nie mówię Jaime'owi ze strachu przed jego reakcją, chociaż mógł się tego spodziewać, skoro nie używamy żadnych środków zabezpieczających. Nawet więcej, pewnego dnia powiedział mi, że chciałby znowu być ojcem, teraz kiedy jest dojrzały, i że powinno to nastąpić jak najszybciej. Ze względu na jego wiek nie chciałby być ojcem – dziadkiem. Oczywiście tylko tak gadał. Znacznik nie potrzebował w ogóle czasu, żeby zmienić kolor. W tej samej chwili, w której umieściłam go w moczu, pokazał makabryczną, pozytywną reakcję. Jestem „bardzo w ciąży”.

Mówię Jaimemu o tym w nocy i patrzy na mnie tak, jakby zobaczył ducha. Mam nadzieję na jakąś reakcję – radość czy też złość – ale nigdy nie sądziłam, że może mi powiedzieć: „To niemożliwe!”.

– Jak to niemożliwe? Tu masz wyniki próby ciążowej.

Daję mu znacznik, który zachowałam w oryginalnym aluminiowym opakowaniu.

– Powtarzam ci, że to niemożliwe! – mówi, nie biorąc pod uwagę faktów. Jego głos ma kpiarski odcień, który powoduje, że po plecach przebiegają mi ciarki. – Nie wątpię, że jesteś w ciąży. Wątpię tylko w to, że to moje dziecko.

O mało na niego nie skoczyłam. Poza tym z pewnością spodziewał się reakcji tego typu. Siadam spokojnie, z sercem wyrywającym się z piersi.

– Jaime, jak możesz tak mówić? Jedynym mężczyzną, z którym sypiam, od kiedy cię znam, jesteś ty.

– Wątpię. – Poważnieje i się obraża.

– Ale jak możesz mówić mi coś takiego?

– Po prostu jestem bezpłodny.

Podczas mojego życia z Jaimem czasami go nienawidziłam z całego serca, czułam złość, niemoc, ale dziś… dziś cały świat zawalił się na moją głowę. Pomyślałam, że to wszystko to jedna wielka farsa. Nie widzę innego wyjaśnienia. Biegnę do łazienki, żeby zwymiotować, i zostaję tam, z twarzą w muszli klozetowej, usiłując odzyskać jasność umysłu, kiedy nagle pojawia się za mną i kontynuuje swoją przemowę.

– Jestem bezpłodny od wielu lat. Miałem wielkie szczęście, że mam dwoje dzieci, ale nigdy więcej nie będę ich miał. Przestań więc udawać niewiniątko i przyznaj się, że sypiałaś z innym!

Nie jestem zdolna udzielić mu odpowiedzi. Właśnie na moich oczach zamienił się w potwora i nie chcę się do niego odzywać.

– Nie zdziwiłby mnie fakt, że sypiałaś ze swoim szefem, a teraz chciałabyś mnie tym obarczyć.

Każde jego słowo jest jak cios w szczękę. Zaczynam znów wymiotować.

– Nie zdziwiłbym się nawet, gdybyś to robiła z moim wspólnikiem, ponieważ coraz częściej wpada do nas do domu. Oczywiście, ty i Joaquín! Nie powinienem był ci ufać!

Chcę zaprzeczyć, ale jestem tak załamana, że zaczynam krzyczeć.

– Jesteś histeryczką. Spójrz na siebie! Poza tym, co ja wiem o tym, co robisz w weekendy, kiedy ja jestem w Madrycie!

Mogłam powiedzieć mu, że wiem o Carolinie, i uświadomić, że jego podwójna gra wyszła na jaw, ale nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zaniemówiłam, a to wywołało u niego nową falę okrucieństwa.

– Milczenie jest potwierdzeniem! Budzisz we mnie obrzydzenie!

I z tymi słowami na ustach wychodzi z domu.

Mój prezent walentynkowy

14 lutego 1999

Przeprowadziłam aborcję, sama. Nadal uważam, że dziecko nie jest tym, co pragnę posiadać najbardziej na świecie. Dzień, w którym poinformowałam Jaime'a o moim stanie, był dniem, w którym opuścił nasz dom. Znalazłam w jego papierach informację psychiatryczną na temat jego stanu z całą serią pytań, na które Jaime odpowiedział. Między innymi, że najbardziej w życiu uszczęśliwiłby go tydzień spędzony z Caroliną, ale ponieważ ona już nie może z nim wytrzymać, znów zaczął brać kokainę. Są także inne odpowiedzi, o których wolałabym zapomnieć ze względu na ich ciężar gatunkowy. Oczywiście moją uwagę zwróciło to, co myślał o kobietach. Mówił, że nienawidzi wszystkich, wyjąwszy swoją matkę. Zdaniem psychiatry Jaime jest schizofrenikiem, który cierpi na rozdwojenie jaźni, ponieważ jego neurony pożarła ilość spożywanej kokainy. Powinien przez jakiś czas leczyć się w klinice.

Nie mogę dopuścić do tego, żeby wydać na świat dziecko szaleńca, poczęte z wariatem, a do tego narkomanem. Boję się, że dziecko mogłoby się urodzić uzależnione, i to mnie powstrzymuje przed utrzymywaniem jakichkolwiek kontaktów z furiatem, który mógłby skrzywdzić dziecko i mnie.

Przedwczoraj dzwonił Jaime, groził mi, że jeśli nie usunę ciąży, zrobi wszystko co w jego mocy, żeby „spieprzyć” mi życie. Wierzę mu. Jest do tego zdolny, byle tylko przetrwać.

Dziś wsiadam do samolotu i lecę do Madrytu, żeby poznać Carolinę. Opowiedziałam jej już wszystko o dziecku i bardzo posmutniała, dlatego że Jaime potraktował ją tak samo. Kilka lat wcześniej. Nie jest bezpłodny. Wymyślił tę potworność, żeby móc się uwolnić od każdej kobiety, która będzie chciała go zmusić do czegokolwiek szantażem emocjonalnym, za pomocą dziecka. Oczywiście w moim przypadku nic takiego nie wchodziło w grę. Jedyne, czego chcę, to uwolnić się od krzyża, który niosę, od tej miłości, którą do niego czuję, i zacząć nowe życie. Dlatego też muszę porozmawiać z kimś, kto zna go lepiej i dzieli z nim życie, a przy okazji poddać się egzorcyzmom.

Carolina umówiła się ze mną w barze, sama, i jestem bardzo zdenerwowana przed tym spotkaniem. Instynktownie poznajemy się na pierwszy rzut oka. Nieszczęście natychmiast widać na twarzach i podczas pierwszych kilku minut czuję się niezręcznie. Carolina jest ode mnie dużo starsza i niewiarygodnie miła i piękna. Czuję się wyróżniona tym, że Jaime przyprawiał jej rogi właśnie ze mną. Ale później odrzucam te bzdurne myśli i koncentruję się na smutnej rzeczywistości. Manipulował mną i nigdy mnie nie kochał.

Carolina i ja potrzebujemy czegoś mocniejszego, żeby móc porozmawiać o tym, co wiemy na temat Jaime'a. Opowiadam jej mętnie o tym, jak się poznaliśmy, o kłopotach jakie mieliśmy z zajęciem jego domu, o śmierci jego ojca i o nocnych libacjach oraz powtarzających się zniknięciach.

Carolina słucha mnie z uwagą i otwiera szerzej swoje wielkie czarne oczy za każdym razem, gdy odnajduje siebie w mojej historii.

– Jedyny raz, kiedy słyszałam, żeby Jaime o tobie mówił, to był ten, kiedy opowiadał mi, że zatrudnił Francuzkę – mówi, gdy już jest pewna, że skończyłam.

– Nigdy z nim nie pracowałam. Nigdy nie chciałam.

– Pogrzeb jego ojca to fikcja. Nie umarł, żyje, ale kiepsko, w jakiejś chacie bez elektryczności. Jaime pochodzi z bardzo biednej rodziny i nie rozmawia z ojcem od wielu lat. Kiedy go poznałam, też zastosował tę sztuczkę z pogrzebem, ale ja odkryłam prawdę. Oczywiście potrzebował alibi, żeby zniknąć na kilka dni z jakąś dziewczyną, i opowiedział mi tę potworną wymyśloną historyjkę. Jaime jest maniakalnym kłamcą. Przed Bożym Narodzeniem pojechaliśmy w podróż na Wyspy Kanaryjskie. Dlatego poczęstował cię śmiercią swojego ojca. Przykro mi!

Słowa odbijają się echem w mojej głowie.

– Jeśli chodzi o willę, nie jest jego. Mój mąż ją kupił, gdy się pobieraliśmy. Kiedy zmarł, odziedziczyłam dom. Jaime przyjechał, żeby żyć ze mną tutaj. Ale dom jest mój i nigdy nie było na niego żadnego nakazu komorniczego. W tym też cię okłamał.

Nie mogę uwierzyć, że upadłam tak nisko.

– A jego dzieci? Mówił mi, że spędza tu z nimi wszystkie weekendy.

– Jego dzieci nie chcą go nawet widzieć. Od miesięcy prawie ze sobą nie rozmawiają, a i to tylko z konieczności.

– Więc te pięć milionów peset, które mu dałam, na co poszło?

Carolina ma minę, jakby nic nie wiedziała o sprawie.

– Dałam mu pięć milionów peset, żeby mógł zatrzymać ten dom! – krzyczę.

– Wydaje mi się, że po prostu chciał cię oskubać.

Poza tym, że jest kłamcą, okazał się oszustem.

– Jaime zawsze miał problemy finansowe. Wydaje wszystko co ma. Prowadzi iście królewskie życie. Utrzymywałam go przez jakiś czas, ale się tym zmęczyłam. Od dwóch lat już mu nie pomagam. Od tamtej pory otrzymał mnóstwo pozwów od współpracowników, od wielu ludzi. Nie chcę o niczym wiedzieć. Myślę sobie tylko, że teraz potrzebował kogoś, kto zaopatrzy go w środki. Tak samo było z jego byłą żoną. W końcu się zmęczyła i wyrzuciła go z domu. Woli żyć spokojnie bez tego awanturnika. Przykro mi, że ci to mówię, ale chyba powinnaś wiedzieć.

– Jego była żona jest bardzo chora, prawda?

– Ależ skąd. Carmen jest najzupełniej zdrowa. Już widzę, że tobie też wmówił, że ma raka, czyż nie? Więc nie. Czuje się świetnie i jedyne czego pragnie to wymazać ze swojej pamięci lata przeżyte z tym panem. Ja też usiłuję to zrobić, ale wciąż jestem w nim zakochana i mi się to nie udaje.

Chcę umrzeć natychmiast, w tym miejscu. Jestem rogaczką, oszukaną i zrujnowaną kobietą, zniszczoną psychicznie i fizycznie. I mam przed sobą inną kobietę w takim samym stanie, która umiała mu wybaczyć niemal wszystkie doznane upokorzenia. Carolina mówi, że umówiła się z Jaimem w barze po drugiej stronie ulicy i że musi już iść, bo on może się tam zaraz pojawić. W tej chwili dzwoni moja komórka. To Jaime.

– Mimo że nie jestem przy tobie, chcę ci życzyć szczęśliwego dnia Świętego Walentego – mówi.

Jak można być aż tak cynicznym? Muszę się hamować, żeby nie dać po sobie nic poznać.

Nie może się dowiedzieć, gdzie jestem.

– Gdzie jesteś? – pytam zaniepokojona.

– Ten weekend spędzam z matką, w Barcelonie.

Nie mówię mu, gdzie ja jestem. Nawet nie podejrzewa, że mogłyśmy się spotkać z Caroliną w Madrycie. Żegnamy się i Karolina mówi:

– Widzisz, jak kłamie? Jest w drodze do baru.

Tym razem jej komórka zaczyna wibrować. Patrzy na mnie zaskoczona i obydwie wiemy, że to znowu Jaime.

– Zgoda – mówi, odebrawszy telefon – czekam na ciebie za dziesięć minut.

Rozłącza się. Właśnie jej powiedział, że wysiadł z metra i już jest prawie na miejscu.

Patrzymy na siebie w milczeniu, nie wierząc, że ktoś może być tak bezczelny.

Nie wiem, skąd biorę siły, żeby dwadzieścia minut później pojawić się w barze. Jestem rozdarta pomiędzy chęcią ucieczki i wyjaśnieniem mu, że odkryłyśmy, jakim człowiekiem jest naprawdę. Z drugiej strony, wciąż jestem w nim zakochana, ale chcę dać mu nauczkę za całe zło, jakie mi wyrządził i jakie nadal wyrządza Carolinie.

Pojawiam się, jak żywy trup, a Jaime jest tak zaskoczony moim widokiem, że potrzebuje kilku minut, żeby zareagować. Czuję się fatalnie, tak jakbym bez pozwolenia wmieszała się w prywatne sprawy jakiejś pary nieznajomych. Carolina podsuwa mi krzesło i oczywiście pyta Jaime'a, czy wie kim jestem. Nie potrafi nawet odpowiedzieć. Zrobił się zielony, po raz pierwszy w życiu to on został wystrychnięty na dudka, odebrano mu maskę. Próbuje się podnieść, żeby uciec z tego trójkąta, ale zmuszam go, żeby usiadł, ciągnąc go mocno za rękaw. Ludzie w barze obserwują nas, zawieszeni pomiędzy odrętwieniem a rozbawieniem, patrzą na ten latynoski serial, którego głównymi bohaterami jesteśmy my, ale nikt nie odważa się interweniować. W końcu Jaime'owi udaje się uciec, a Carolina proponuje, żebym pojechała do jej domu, który znajduje się w słynnej dzielnicy rezydencji, jakieś dwadzieścia kilometrów od Madrytu. Chce pokazać mi, gdzie mieszka, i nawet proponuje, żebym u niej przenocowała, ponieważ Jaime nie odważy się wrócić.

Przyjmuję jej zaproszenie, mimo że czuję się jak intruz, ale Carolina pewnie potrzebuje mnie, żeby nie czuć się samotnie. Wygląda na to, że między nami został niechcący zawarty jakiś pakt. Jestem jej winna przynajmniej jedno – wdzięczność za to, jak się ze mną obeszła.

W domu upijamy się ginem i Carolina postanawia pokazać mi swoją sypialnię. Może zgadzam się tu zostać, żeby poznać otoczenie Jaime'a, żeby go lepiej zrozumieć? Ale co tu jest do rozumienia? Nie wiem. W całym domu jest pełno zdjęć jej i Jaime'a.

– Wspomnienia po dobrych chwilach spędzonych razem – mówi nostalgicznie Carolina. – Oczywiście, od wielu lat już nie byłam z nim szczęśliwa. Nie potrafię jednak uwolnić się od Jaime'a. Przez telefon udaje mi się powiedzieć, że nie chcę o niczym wiedzieć, ale kiedy znów się pojawia, padam mu w ramiona. To nie jest życie. Przynajmniej nie jest to życie, jakiego chciałam dla siebie czy dla swoich dzieci.

W nocy, gdy nadal pijemy, żeby znieść ciężar tej miłości, Jaime znów dzwoni na komórkę Caroliny. Chce ją przeprosić. Ale nie zdaje sobie sprawy, że obydwie jesteśmy u niej w domu. Carolina wyraża pragnienie, żeby zabrał się z jej domu, raz na zawsze, ale Jaime ją błaga, żeby tego nie robiła, żeby go nie opuszczała. Że ta sprawa ze mną to był błąd. Po dziesięciu minutach dzwoni do mnie, żeby powiedzieć mi to samo. Ze nigdy nie kochał Caroliny, tylko jej współczuł, biednej wdowie, samej z dziećmi, i że chce wrócić do mnie. Nie słucham jego przeprosin, wolę się rozłączyć. Carolina i ja jesteśmy już pijane, ale nie mniej urażone jego zachowaniem. Do czego może się posunąć?

– Mam pomysł – mówi nagle Carolina ze złośliwym błyskiem w oczach, kiedy już dobijam do punktu, w którym mogę popaść w alkoholowy sen. – Dotknąć rzeczy Jaime'a, to najgorsze co możesz zrobić. Przekonasz się…

Zabiera mnie do pokoju, w którym Jaime zostawił wszystkie swoje rzeczy W jego szafie znajduję, zaskoczona, takie same drewniane pudełeczka, jakie trzyma w naszym apartamencie w Barcelonie, żeby przechowywać w nich zegarki. Zrekonstruował w naszym mieszkaniu ten sam klimat, jaki ma tutaj, w Madrycie. Ze złością wyciągamy wszystkie jego ubrania i Carolina, używając nożyczek, tnie je na kawałeczki. Robię to samo z jego jedwabnymi krawatami, które umieścił starannie na różnych wieszakach, a potem wkładamy wszystkie kawałeczki do plastikowej torby. Carolina wyciąga walizkę, pakujemy do niej plastikowe torby i przyklejamy nalepkę, na której umieszczamy wszystkie dane Jaime'a. Właśnie, niechcący, stałyśmy się wspólniczkami aktu wandalizmu. Carolina dzwoni do hotelu i rezerwuje pokój na nazwisko Rijas, po czym wyjaśnia recepcjoniście, że zostanie dostarczona walizka z jego rzeczami osobistymi, którą mają mu oddać, kiedy tylko przyjedzie. Wsiadamy do samochodu i jedziemy prosto do hotelu, żeby zostawić walizkę. Później Carolina wysyła mu wiadomość z adresem hotelu, do którego ma się zgłosić, żeby odebrać swoje rzeczy. Jaime nie odpowiada, nie ma odwagi. Nigdy nie zapomnę tej chwili. Z powodu napięcia, jakiemu byłyśmy poddane prze ostatnie dwadzieścia cztery godziny, Carolina i ja zaczynamy wybuchać śmiechem, wyobrażając sobie minę Jaime'a, kiedy zobaczy, co zrobiłyśmy z jego ubraniami.

Nieszczęśliwe zakończenie

15 lutego 1999

Żegnam się z Caroliną, prosząc ją o wybaczenie za to, że wmieszałam się w jej życie. Chciałam jedynie zrozumieć tego mężczyznę i uwolnić się od miłosnego czaru, którym mnie związał. W żaden sposób nie chcę jej zaszkodzić, ponieważ wiem, że stała się niewolnicą egoistycznego potwora, który czuje tylko wściekłość wobec kobiet.

Myślę, że z czasem Caroliną mnie znienawidzi za to, co zrobiłam.

3 marca 1999

Muszę pozbyć się apartamentu, ponieważ nie stać mnie na to, żeby płacić taki czynsz i inne wygórowane opłaty, poza tym nie wyobrażam sobie, żebym mogła tu mieszkać. Każdy pokój przypomina mi Jaime'a, a przede wszystkim jego szaleństwo. Postanowiłam wysłać pismo do agencji nieruchomości, żeby poinformować ich, że oddajemy apartament, ponieważ jesteśmy w separacji. Zgodnie z kontraktem to ja muszę wypłacić im odszkodowanie, ponieważ nie minął nawet rok od czasu, gdy podpisałam kontrakt. Jedyną osobą, która ponosi winę, jestem ja, czyli najemca. Te małe sprawy kosztowały mnie wiele wysiłku, zaczynam cierpieć na bezsenność i jestem coraz bardziej nerwowa. Wciąż jeszcze utrzymuję jakiś kontakt z Caroliną, która opowiada mi, że Jaime prześladuje ją codziennie w pracy, przepraszając i błagając, żeby pozwoliła mu wrócić. Dotąd mu odmawiała. Ale wiem, że wróci w jego ramiona. Trudno jest jej oprzeć się Jaime'owi, dlatego że boi się zostać zupełnie sama, a jemu dlatego, że Carolina jest jedyną osobą, która rzeczywiście dobrze go zna.

Kwiecień 1999

Przeprowadziłam się dość szybko do dużo mniejszego mieszkania po przeciwnej stronie miasta. Zadzwoniłam do firmy transportowej, żeby przyjechali rano, i o świcie, z ciemności wyłonił się Jaime, który podczas mojej nieobecności zabrał z mieszkania najcenniejsze rzeczy, jakie posiadaliśmy. To oznacza, że zostawił mnie praktycznie z niczym. Poniekąd jestem mu wdzięczna, gdyż w miejscu, w którym chcę zamieszkać, wszystko by się nie zmieściło. Zamieniłam studwudziestometrowy apartament na skromniejszy, o powierzchni pięćdziesięciu metrów kwadratowych. Schowany przed światem, ale odnaleziony przeze mnie podczas licznych wędrówek po Barcelonie. Poza tym, w ramach zemsty – wciąż jeszcze nie wiem jak to zrobił – Jaime zniszczył marmurową posadzkę w kuchni, co spowodowało, że miałam straszne problemy z właścicielem, który oczywiście domagał się ode mnie pokrycia kosztów reperacji. Moja sytuacja jest absolutnie katastrofalna. Nie mam już oszczędności, za to mam masę długów przez to, co Jaime zrobił w mieszkaniu, i do tego musiałam porzucić pracę z Harrym, ponieważ w takim stanie się do niej nie nadawałam. Byłby to z mojej strony brak profesjonalizmu. Ale, poza wszystkim, jestem załamana; nie pamiętam nic tak gorzkiego, co dałoby się porównać z tym, że zakochałam się w człowieku, który nigdy mnie nie kochał, który się ze mnie tylko wyśmiewał, wykorzystywał mnie i zostawił całkowicie odrętwiałą.

Ciekawe, że nie jestem zazdrosna o Carolinę. Myślę, że to więcej niż dobrze, że solidaryzujemy się od momentu, w którym się poznałyśmy. Nigdy nie miała wątpliwości co do moich wypowiedzi na temat mojego związku z Jaimem i zawsze będę jej wdzięczna za to, że pozwoliła mi być swoim gościem. W końcu jestem dla niej nieznajomą, która na siłę wdarła się w jej życie i spowodowała wstrząs w pewnej jego sferze.

Jaime wiele razy próbował ze mną porozmawiać. Wie, dokąd się przeprowadziłam, i mnie również prześladuje. Pewnej nocy zadzwonił do drzwi, a ja, wciąż czując do niego miłość, pozwoliłam mu wejść. Przyszedł pijany, przepraszając mnie i zapewniając, że jego romans z Caroliną dobiegł końca. Wiedziałam, że znowu kłamie, ponieważ utrzymuję kontakt z Caroliną. Powiedział mi także, że jego firma się rozrasta i potrzebuje pieniędzy. I wrócił do mnie, myśląc, że mu je dam,] ale po kilku kopach, które wymierzyłam mu wbrew sobie, wypadł z mojego mieszkania.

Wciąż nie wiem, dlaczego Jaime zrobił to właśnie mnie. Ma wszystkie kobiety u swoich stóp, a wiele z nich posiada więcej pieniędzy, niż ja miałam kiedykolwiek.

Już odkryłam, że ten słoik, który miał kilka denek, zawierał czystą kokainę i przysięgam, że przez parę dni byłam gotowa usprawiedliwiać tego mężczyznę. Dlatego że go kocham. Od tej chwili muszę walczyć z dwoma wrogami – z nim i ze wspomnieniem o nim, a przede wszystkim ze sobą, żeby znów się nie poddać.

Sierpień 1999

Minęły już długie miesiące letargu, których nie pamiętam. Zamknęłam się w swoim domu, z meblami po przeprowadzce ustawionymi bez ładu pod ścianami. Nie jem, nie dzwonię do nikogo, nie mam takiej odwagi, pozwalam się po prostu nieść życiu. Chciałabym zniknąć. Umieram jeszcze tej nocy, nie pozwalam na to, żeby moja śmierć kazała na siebie długo czekać.

Загрузка...