Dom publiczny

Miejsce, w którym ludzka wrażliwość na zranienie i kruchość są na porządku dziennym.


Miałam trzydzieści lat, kiedy podjęłam pracę w domu publicznym. Powodem było moje zerwania z Jaimem, któremu nigdy nie wybaczę tego, że zostawił mnie z pustym kontem bankowym, długami i w stanie, z którego nigdy się nie podniosę. Byłam zdruzgotana, bo nagle poszły z dymem wszystkie moje marzenia o prawdziwej miłości.

Dojrzewałam do tej decyzji przez prawie pół roku, każdego dnia, każdej nocy. Myślałam o tym już wcześniej, ale bardzo niekonkretnie. Sądzę, że brakowało mi czegoś, co dałoby mi odwagę, by to zrobić. Kobiety z najróżniejszych środowisk i klas społecznych – wiem, bo rozmawiałam na ten temat ze swoimi przyjaciółkami – myślą o tym w jakimś momencie życia. Ale rzadko dochodzi do sfinalizowania tych pomysłów, ponieważ są one tylko fragmentem naszych fantazji erotycznych. Zawsze ze strachem przyglądałam się tym kobietom. Zawsze wyobrażałam sobie, że ich świat jest szary i okrutny, jako ofiar alfonsa, który pilnował je przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Zaraz po dramacie chciałam umrzeć. Ale nie można nawet spokojnie popełnić samobójstwa! To po pierwsze, a po drugie, zawsze ktoś albo coś przeszkadzało, czasami niechcący, nieświadomie, bezwiednie w większości przypadków, w tym jakże intymnym akcie, którym jest zezwolenie sobie na śmierć.

W jednym z takich momentów, kiedy chciałam się rzucić przez okno, pojawił się mruczący Bigudí, prosząc mnie o jedzenie. Mruczał ze wszystkich sił swego małego gardziołka i drapał mnie po nogawkach spodni.

Przy innej okazji chciałam zażyć dwa opakowania mocnego środka nasennego, ale gdy miałam przełknąć tabletki, okazało się, że nie ma wody. Zdesperowana, poszukiwałam wody mineralnej albo odrobiny alkoholu, ale tego dnia w domu nie było ani kropli żadnego płynu. Postanowiłam więc przełożyć to na następny dzień. W końcu jednak okazało się prawdziwe powiedzenie starych ludzi, że „jeśli masz coś zrobić dzisiaj, nie odkładaj tego na jutro”.

Później chęć śmierci z czasem malała, a jej miejsce zajęła apatia, smutek i potworna depresja.

Minęło sześć miesięcy, podczas których większość czasu spędzałam zamknięta w domu, za zasłoniętymi żaluzjami, wychodząc z łóżka tylko po to, żeby iść do łazienki i z łazienki prosto do łóżka, nie czując głodu, tylko pragnienie, ponieważ upijałam się codziennie, uważając, że nie ma nic złego w piciu, które pozwalało mi ujrzeć inną rzeczywistość, a przy tym nie krzywdziłam nikogo.

Zawsze byłam silną kobietą, ale po zerwaniu porzuciłam pracę w firmie Harry'ego. Z powodów finansowych musiałam się przeprowadzić do półświatka, z którym miałam niewiele wspólnego. Pozostawiłam swój apartament w Miasteczku Olimpijskim i przeniosłam się do mojego małego mieszkania, a potem pojechałam na tydzień do sanatorium w Paralelo, z tym co miałam. Z jednej strony Bigudí, walizka pełna wspomnień po drugiej, i zaświadczenie z aborcyjnej kliniki w Barcelonie w torebce. Kobiety przeżywają dramaty tylko z powodu utraconej miłości albo straty dziecka. Potrafią sobie jednak radzić z innymi urazami. I to przez miłość byłam teraz samotna, sama na świecie, z sąsiadami o bardzo wątpliwej reputacji, z wulgarnymi prostytutkami pod domem i otoczona przez pełne ludzi bary „pod chmurką”. Przyglądałam się tym biedakom każdego dnia i cieszyłam się, kiedy następnego dnia widziałam znajomą twarz jakiejś dziewczyny. Przyzwyczaiłam się do nich, nigdy z nimi nie rozmawiałam – umarłbym ze wstydu – ale były tu i dotrzymywały mi towarzystwa. W jakiś sposób rozumiałam je. Zawsze uważałam, że lepiej, żeby dożyć do końca miesiąca, sprzedawać swoje ciało, niż dorabiać sobie na boku podczas weekendów w jakimś barze jak niewolnica, dwanaście godzin na dobę, z nędznym zarobkiem. Kiedy chodziłam jeszcze na uniwersytet, wielu moich kolegów zabijało się, pracując jako kelnerzy, żeby móc dobrze żyć i skończyć studia. Ja, w przeciwieństwie do nich, miałam stypendium i pomoc finansową rodziców.

Kiedy zmęczyło mnie już życie szczura kanałowego, zaczęłam wychodzić na ulicę i wkraczać w prawdziwe życie, gdy tylko zeszłam ze schodów. W tym okresie nie korzystałam z windy, bo ze swymi wyklejonymi różową tapetą ścianami wywoływała u mnie klaustrofobię. Bałam się zamknięcia, bez możliwości oddychania, wśród tych ścian koloru gumy do żucia.

W końcu osiągnęłam to, czego chciałam, udało mi się kogoś zabić. Zabiłam w sobie osobę stateczną, wykształconą i ambitną. Zrobiłam to dlatego, że wiedziałam, iż wyzwalając się od niej, wyzwolę inną, o wiele bardziej ludzką, jeszcze wrażliwszą i jeszcze ciekawszą życia.

Zawsze jest pierwszy raz

1 września 1999

Mój pierwszy kontakt z burdelem nastąpił z powodu ostatniego ataku chęci przeżycia, albo autodestrukcji, to zależy od punktu widzenia. Nie wiem dokładnie, jak to jest, ale zawsze dążymy do tego, by przeżyć. Dlatego też wolę wierzyć w pierwszy wariant.

Wszystko to odbiegało od gładkiego obrazu, jaki sobie wyobraziłam. Dziewczyny okazały się malutkimi kopciuszkami, które jednak nigdy nie gubiły kryształowych pantofelków, a tylko część siebie samych. Niewinność niektórych z nich mocno kontrastowała z ich sposobem uprawiania seksu z klientami, i te fizyczne anachronizmy budziły we mnie zaskoczenie.

Byłam jedną z „najstarszych” i wiedziałam, co robię. Wiele z nich jednak przychodziło tu, żeby dobrze zarobić, nie dlatego że musiały, a tylko dlatego że miały „alergię” na biedę i myślały, że szczęście daje wyłącznie czek bankowy. Ja poszukiwałam przede wszystkim czułości i sposobu na dowartościowanie się we własnych oczach, ale poza wszystkim, miałyśmy jeden wspólny cel: kochać.

Wpół do trzeciej.

W końcu idę ulicą, licząc płyty chodnika, niezdolna do myślenia o jakimkolwiek wrażeniu albo uczuciu.

Rano kupiłam gazetę, w której znalazłam ogłoszenie domu publicznego obiecującego najładniejsze i najbardziej luksusowe dziewczyny w mieście. Nie zastanawiając się długo, zadzwoniłam tam, żeby dowiedzieć się, czy nie potrzebują nowego personelu, gdyż jestem zainteresowana współpracą z nimi. Podano mi adres i umówiliśmy się na spotkanie po południu.

Chcę tam dotrzeć najwcześniej jak to możliwe, żeby odkryć ten świat, który wielokrotnie sobie wyobrażałam. Widzę siebie w luksusowym wnętrzu, ubraną w przezroczysty nocny strój, otoczoną jedwabnymi zasłonami i ciekawymi pokojami tematycznymi z łazienkami z jacuzzi.

Za dziesięć trzecia.

Kiedy Susana otwiera przede mną drzwi, przepraszam ją, sądząc, że pomyliłam piętro. Ona, oczywiście, wpuszcza mnie i zapewnia, że to właśnie ten adres.

Susana jest ruda, grubiutka, niska i bardzo brzydka. Trzyma w dłoni papierosa, a palce ma kompletnie poplamione nikotyną. Ale najgorsze ze wszystkiego jest to, że jej zęby przypominają czarne skały, które właśnie mają runąć.

Przestraszy klientów – to moja pierwsza myśl.

– Palisz? – pyta mnie, podsuwając paczkę papierosów.

Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę.

– Tak, dziękuję – odpowiadam jej nerwowo, biorąc jednego. Drżą mi dłonie. Był to pierwszy i ostatni raz, kiedy poczęstowała mnie papierosem. Od tamtej pory to ja stałam się jej ulubioną dostawczynią smoły i nikotyny.

Mimo że doskonale wiedziałam w co się pakuję, jeszcze nie byłam pewna dlaczego to robię, czy przyszłam tu z zemsty, ze wstrętu do mężczyzn i tego, co mieli przytwierdzone między nogami, a może z braku czułości i szacunku dla samej siebie, a także problemów finansowych. To pomieszanie wszystkich tych powodów oraz fakt, że zawsze uważałam się za osobę liberalną, sprawiło, że nie byłam zszokowana ani przerażona.

– Chwileczkę – mówi Susana, oglądając mnie od stóp do głów – zaraz przyjdzie szefowa i poznacie się osobiście. Jestem Susana, pracuję tu w dzień.

Natychmiast spostrzegam przedmiot leżący na podłodze, tuż obok drzwi wejściowych. To cytryna, na której wielokrotnie gaszono papierosy i w której tkwi zapalony papieros.

– Przyciąga klientów – mówi mi ze śmiechem. – To taki czarodziejski trick. Pokazała mi go Cindy.

– Cindy?

– Tak. Portugalska dziewczyna, która tu pracuje. Przedstawię ci ją. Zna mnóstwo sztuczek i wszystkie się sprawdzają.

Prowadzi mnie do pokoiku, w którym jest tylko jedno łóżko i lustro ścienne otoczone lampkami; zaczynam się bać, czy w tym pokoju nie spotka mnie coś strasznego. Mam mdłości i przedziwne wrażenie, że brakuje mi powietrza, a usta zasychają.

– Nie dałabyś mi szklanki wody? – proszę Susanę.

– Oczywiście, kochanie. Usiądź sobie na łóżku, zaraz przyjdzie szefowa, a ja przyniosę ci wodę, dobrze?

Nie najgorzej się czuję z tą dziewczyną. Wygląda strasznie, ale sądzę, że po coś tu jest.

Pokój jest wstrętny i nie ma nic wspólnego z tym, co sobie wyobrażałam. Ściany są pokryte pozrywaną miejscami żółtą tapetą, a do sufitu jest przymocowany czerwony materiał, mający stworzyć poczucie intymności pomieszanej z niemodnym już luksusem. Lustro „zdobi” ileś tam wtopionych pęcherzyków i natychmiast wbijam w nie wzrok. Zdaję sobie sprawę, że wpadam w słodką schizofrenię, która przenosi mnie w inne światy, gdzie przekaz wyrażany słowami nie ma żadnego sensu, istotne są tylko możliwości ciała i odczucia. Wizerunek odbijający się w lustrze jest obrazem osoby jak dotąd mi nie znanej. To twarz kobiety, która wylądowała w miejscu nie przeznaczonym dla niej, ale które chce uznać za swoje.

– Masz swoją wodę – mówi Susana, po cichu wchodząc ponownie ze szklanką wody w jednej dłoni i papierosem w drugiej. Filtr przypala jej już palce.

Nadal, całkowicie zahipnotyzowana, jestem zapatrzona w lustro, i wkroczenie Susany gwałtownie przywraca mnie rzeczywistości.

– Cześć! Dzień dobry! – rozlega się czyjś głos za plecami Susany, z lekkim anglosaskim akcentem.

– Dzień dobry! – odpowiadam ciekawa twarzy towarzyszącej tak słodkiemu głosowi.

Mała ciemna kobieta w ciąży wyciąga do mnie rękę, żeby się przywitać. Jestem zdumiona. Ciężarna kobieta zajmująca się stręczycielstwem w burdelu; właśnie załamały się wszystkie moje schematy. Nie oczekiwałam czegoś takiego, czuję się wręcz rozczarowana, że nie spotkałam tu faceta wyglądającego na kierowcę ciężarówki i wytatuowanego na całym ciele. Owa słodycz i kruchość nie pasują do tego dekadenckiego wnętrza.

– Mam na imię Cristina, jestem właścicielką tego „domu”.

– Cześć! Jestem Val.

– Susana powiedziała mi, że chcesz z nami pracować.

– Tak, rzeczywiście chciałabym. – Gdzie pracowałaś wcześniej?

– Chce pani powiedzieć: w tej branży?

– Oczywiście. W którym burdelu pracowałaś wcześniej? – upiera się Cristina.

Nie wiem, czy skłamać, czy powiedzieć prawdę.

– Nigdy nie wykonywałam takiej pracy. To pierwszy raz.

Cristina i Susana przyglądają mi się z uwagą i w ich oczach widzę, że nie mogą uwierzyć w to, co powiedziałam.

– Jesteś pewna, że możesz to robić? – pyta Cristina. – Tu pracuje bardzo wiele dziewcząt – profesjonalistek.

– Wystarczy sprawdzić – odpowiadam.

Mój ton głosu jest tak zdecydowany, że Cristina sprawia wrażenie od razu przekonanej.

– Zgoda – mówi. – Susano, czy w garderobie jest jakiś strój nocny, który ta dziewczyna mogłaby włożyć?

– Tak, ale wydaje mi się, że należy do Estefanii. Jeśli się dowie, że go wzięłyśmy, będzie mi robić wymówki, Cristino.

– Idź po niego. Na moją odpowiedzialność. Porozmawiam z Estefanią. Ta dziewczyna nie może pokazać się żadnemu klientowi tak ubrana.

– To znaczy, że zaczynam od razu? – Czuję się nieco spanikowana.

– Nie chciałaś przypadkiem pracować? – pyta Cristina z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Oczywiście, że chcę pracować! Ale nie sądziłam, że zacznę tak szybko.

– Tak jest najlepiej, wiesz? Jeśli nie, to jak długo zamierzasz czekać? W salonie siedzi bardzo dobry klient, przyjeżdża co tydzień. Jeśli dziewczyna mu się spodoba, spędza z nią dwie godziny. Wykorzystaj to. Płaci sto tysięcy peset, pięćdziesiąt tysięcy dla ciebie.

– Okej!

Ponownie pojawia się Susana z długim, przezroczystym, czerwonym strojem z ogromnym dekoltem i dobraną bielizną.

– Przymierz to, kochanie, i pospiesz się, klient już czeka – naciska na mnie Cristina. – Powiedziałam mu, że mamy nową dziewczynę, modelkę, która jest przejazdem w Barcelonie i wyjedzie w ciągu kilku dni. Chce cię poznać.

– Dobra – odpowiedziałam, bez namysłu zdejmując dżinsy. – Co mam z nim robić?

– Dowiesz się – odpowiada Susana. – Jest trochę uciążliwy, ponieważ leży. Ale, w gruncie rzeczy, nie chce pełnego zbliżenia, bo nie może. Dobre brandzlowanie go uszczęśliwi.

– Dwugodzinne brandzlowanie? – pytam niewinnie.

– Dziewczyno, nie przez dwie godziny! – wykrzykuje Cristina, śmiejąc się. – Zabawy, masaż, nie wiem. No już, ubieraj się i nie przejmuj, wszystko będzie dobrze. I podmaluj się trochę, jesteś bardzo blada. Klienci lubią dobrze wyglądające dziewczyny. Bo mówią, że niby za co mają płacić kobiecie przypominającej im żonę?

– Jasne – odpowiadam, jednocześnie dopasowując do siebie ubranie.

Obraz, jaki widzę w lustrze, już nie odbiega tak bardzo od wizerunku osoby, która ma zwyczaj przygotowywać się na spotkanie z nieznajomym. Czuję się ze sobą dużo lepiej, ale serce wciąż wali mi jak dzwon, tak jakbym się bała.

– Zobacz, jak ślicznie wygląda w tym nocnym stroju! – woła Susana, przywołując w ten sposób uwagę właścicielki.

– Jest boska! – odpowiada Cristina. – Masz bardzo ładne ciało i powinnaś to wykorzystać. Może piersi są za małe, ale jak zarobisz pierwszy milion, to się zoperujesz!

Ten komentarz na temat moich piersi mi się nie spodobał, ale udaję, że nie zwróciłam na niego uwagi. To nie jest odpowiedni moment na dyskusję.

– Możesz dużo zarobić, jak sobie wszystko poukładasz. Zobaczysz, będzie ci z nami bardzo dobrze. Wydajesz mi się kobietą słodką i sympatyczną. Idź już, później porozmawiamy.

Susana bierze mnie za rękę, jak małe dziecko, poprawia mi makijaż z miną świadczącą o aprobacie i prowadzi mnie do salonu, którego do tej pory nie widziałam. Jest udekorowany w podobnym stylu jak pierwszy pokój. Znajduje się w nim wielka sofa pokryta materiałem pomalowanym w kwiaty we wszystkich kolorach, naprzeciwko stoi stół o szklanym blacie, miedzianych nogach wykutych w formie winorośli. Na stole leży kilka otwartych egzemplarzy Playboya, tak jakby ktoś przed chwilą je przeglądał. Fotel od kompletu z sofą stoi w kącie. W salonie jest dwoje drzwi. Jedne pomalowane na biało i drugie, przechodnie, drewniane, które, jak przypuszczam, prowadzą do pokoju.

– Tu jest sypialnia – wyjaśnia mi z dumą Susana, jakby to ona była właścicielką. – Klient jest już w środku. Później go zobaczysz. Tu jest łazienka. – Otwiera pomalowane na biało drzwi, żeby mi ją pokazać. – A teraz siadaj, pójdę zobaczyć się z klientem.

Delikatnie puka w drewniane drzwi i uchyla je tak, żebym nie mogła zobaczyć, co jest w środku. Znika, pochłonięta całkowicie przez ten tajemniczy pokój. Słyszę westchnienia; zaczynam odczuwać obecność nieznanego mężczyzny i słyszę jego głos pełen zniecierpliwienia spowodowanego tak długim oczekiwaniem. Mój puls sięga tysiąca uderzeń na minutę.

Po paru minutach ponownie pojawia się Susana, z zaróżowionymi policzkami.

– Nie lubię wchodzić do tego pokoju – mówi, śmiejąc się i zakrywając dłonią usta. – Klient jest nagi. Wejdź kiedy zechcesz, kochanie, właśnie mi zapłacił.

I pokazuje mi pieniądze, które trzyma w dłoni.

– Później dam ci twoją dolę.

Wychodząc z salonu, rzuca mi konspiracyjne spojrzenie i jestem zaskoczona, słysząc:

– Baw się dobrze, kochanie.

Stoję nieruchomo przez parę sekund. Przed zastukaniem do drzwi wstrzymuję oddech. Nie boję się pójść do łóżka z nieznajomym. Tak naprawdę przeraża mnie, że nie spodobam się klientowi, nie będę w jego guście; mój szacunek dla siebie jest dotknięty wyłącznie takim pomysłem. Byłby to dla mnie naprawdę wielki cios, gdybym została odrzucona już za pierwszym razem. Wreszcie zbliżam się do drzwi i zmuszam do zapukania, po czym rozlega się nieznajomy głos:

– Wchodź już! Jak nie, to czas minie i nic nie zrobimy.

Leży na plecach na narzucie, całkowicie nagi. Niezbyt dobrze widzę jego genitalia, pokój jest bardzo ciemny. Wydaje mi się, że to młody człowiek, ma najwyżej trzydzieści pięć lat. To, co Susana nazywa sypialnią, składa się z pokoju z czerwoną, aksamitną tapetą na ścianie, grubymi zasłonami, które nie pozwalają przedostać się do środka światłu dnia, i łóżkiem o rozmiarach king size. Po obu stronach łóżka stoją stoliczki podobne do tych w salonie, ozdobione figurkami z brązu, przedstawiającymi nagie kobiety jedzące winogrona. Całą ścianę naprzeciwko łóżka zajmuje lustro, i bez wątpienia sprawia wrażenie, że znajdujemy się w jednym z tych paryskich maisons – closes. Wydawało mi się, że czasy już się zmieniły i te domy powinny być współcześniejsze, pozostawiając za sobą wątpliwy styl, tak dla nich charakterystyczny.

– Pozwól mi się lepiej przyjrzeć – zwraca się do mnie klient, podnosząc się z łóżka. – Jesteś nowa, prawda?

– Tak, właśnie przyjechałam.

– Wszystkie tak mówią, a poza tym twierdzą, że nigdy nie pracowały w tym zawodzie. Ale później można je spotkać we wszystkich agencjach Barcelony. Chociaż wydaje mi się, że ty mówisz prawdę. Zupełnie cię nie znam. Przynajmniej nie pracowałaś w innym miejscu, skoro cię nie widziałem. Weźmiemy kąpiel?

Klient podchodzi do jacuzzi, które znajduje się w kącie apartamentu, i odkręca krany.

– Jak masz na imię? – pyta, sprawdzając ręką temperaturę wody.

– Val – odpowiadam, nie ruszając się z miejsca.

– Jak ładnie! Nigdy dotąd nie słyszałem takiego imienia. Nie jesteś Hiszpanką, prawda? – I dodaje z nieuchwytną manierą: – Tak jak wszystkie, w gruncie rzeczy.

– Tak, jestem Francuzką.

– Mało gadatliwa Francuzka. W porządku. Z reguły dziewczyny mówią zbyt dużo i same głupstwa. Mam na imię Alberto. Chodź, podejdź bliżej, żebym mógł ci się lepiej przyjrzeć. Wyglądasz na strasznie nieśmiałą.

– Nie. Nie jestem lękliwa. Chodzi tylko o to, że to miejsce wydaje mi się dziwne.

– Rozumiem – mówi z wyrozumiałą miną Alberto, usadawiając się w wannie. – Rozbierz się i chodź do mnie, do wanny.

Przyznaję, że branie kąpieli z nieznajomym w tak często odwiedzanym przybytku budzi we mnie lekkie obrzydzenie, ale jakie mam wyjście? Skoro zdecydowałam się to robić, muszę być konsekwentna do końca.

Szybko zdejmuję z siebie strój, poruszając delikatnie moim białym ciałem uwięzionym w obcisłej czerwonej bieliźnie, żeby dodać sobie odwagi przed tym nieznajomym, który nie wydaje mi się zły, ale jak dotąd nie budzi we mnie podniecenia.

– Oooo! Wy Francuzki zawsze jesteście gorące. Zatańcz tak jeszcze raz w wodzie.

Wchodzę do wody, w której siedzi. Jest bardzo gorąca i trochę mnie kosztuje to, żeby się zanurzyć.

– Chodź tu, chcę cię czuć blisko siebie.

Zaczyna dotykać moich piersi, mocząc je gąbką zwilżoną w żelu do kąpieli, który wlał do jacuzzi, a później, pod wodą, jego palce wyruszają na poszukiwanie mojego łona. Pomimo mojego liberalnego podejścia do życia jeszcze nie wiem na jakiej zasadzie działa taki typ związku. Taka sytuacja wydaje mi się dość niezręczna, przeszłam z roli osoby wybierającej mężczyzn, których chcę, do roli, w której moje zdanie nie ma żadnego znaczenia. Najtrudniejsze do zniesienia jest właśnie to, że ono się w ogóle nie liczy.

Oświetlenie jest bardzo dyskretne, ale podniecenie Alberto odzwierciedla się na jego twarzy. A w moim przypadku jest odwrotnie.

– Dlaczego nie wyjdziemy z wanny i nie pójdziemy do łóżka? – wyrywa mi się nagle, żeby skończyć z tym wszystkim. Wstaję i strząsam z ramion pianę z mydła.

– Okej! Ale pod warunkiem, że pozwolisz mi zażyć salsy – odpowiada, rozkładając się w wannie.

– Salsy?

– Tak jak słyszysz, salsa…

– Tak, oczywiście. Lubisz tańczyć?

– Nie!

– Aha…! – wykrzykuję, i nie pytając go o dalsze wyjaśnienia owijam się w ręcznik i idę poszukać Susany, żeby dała mi jakieś CD z salsą.

Po spędzeniu zaledwie godziny w tym domu, już znajduję się w towarzystwie naćpanego kokainą kurwiarza.

Nigdy nie pociągały mnie narkotyki, żaden z nich. Ale gdy pracowałam w agencji, musiałam się godzić z ich istnieniem.

Susana wkłada płytę, o którą prosiłam i, kiedy rozumiem już o co chodziło Alberto, idziemy do łóżka. Tak jak to się zdarzało później w wielu przypadkach, nie zdejmujemy narzuty. Alberto zaczyna wciągać kokę po wypiciu whisky, którą zostawiła mu Susana po jego przyjściu. Wspaniała mieszanka piorunująca! – myślę trochę zdegustowana. Przez ten biały proszek oczy wychodzą mu z orbit i leży bezwładny na plecach.

Po jakimś czasie prosi mnie, żebym zaczęła swoją pracę, ale ponieważ nie ma w ogóle erekcji, nie jestem w stanie założyć mu żadnej prezerwatywy. Mam swoje zdanie na ten temat i nie zamierzam robić niczego z nieznajomym, dopóki nie założy prezerwatywy.

– To ci nic nie da – mówi, patrząc na prezerwatywy, które położyłam na stoliku. – Nie mogę się pieprzyć, chcę tylko, żebyś mnie possała, nie ma żadnego ryzyka.

– Zobaczymy, co da się zrobić – odpowiadam niezręcznie.

Na moment znikam w łazience, tej obok apartamentu, uzasadniając to wyjątkową potrzebą wysiusiania się, z kondomem ukrytym w ręku. Kiedy już tam jestem, delikatnie wyjmuję go z opakowania i zakładam sobie na czubek języka. Powoli go zwilżam, żeby miał temperaturę śliny, bardzo uważając, żeby nie uszkodzić go zębami. Mam wrażenie, że postępuję tak przez całe życie. W rzeczywistości mój mózg pracuje na najwyższych obrotach, żeby znaleźć jakiś sposób zabezpieczenia. Nie chcę mieć kłopotów przez mojego pierwszego klienta. To nie byłby dobry początek. Mam nadzieję, że nie zorientuje się w mojej strategii.

Nagle słyszę, że wykrzykuje moje imię, zmuszam się więc do powrotu do apartamentu. Zdecydowanie nie mam ochoty spędzić z tym gościem dwóch godzin.

– Co robiłaś? Czas ucieka. A ja za coś zapłaciłem – przypomina mi z wyrzutem.

Nie mam odwagi mu odpowiedzieć, gdyż nie chcę, żeby się zorientował, że mam coś w ustach. Uśmiecham się więc do niego i Alberto się uspokaja.

Przez niemal dwie godziny oddaję się mojej pracy, a on nie ma świadomości, że coś kryje się za moimi wargami. Udało się, udało! – mówię sobie, zadowolona z wynalazku.

W końcu Alberto odchodzi, tak jak przyszedł, rozwalony na łóżku i bez kompletnej erekcji. A ja mam pięćdziesiąt tysięcy peset w torebce, jakie to proste!

– Co zazwyczaj robisz? – pyta mnie właścicielka z długopisem i małym zeszytem w rękach, w którym już wpisała moje imię.

Spotkałyśmy się w kuchni, ponieważ mały pokój jest zajęty przez klienta, a Susana sprząta sypialnię.

– O co ci chodzi? – pytam, ponieważ pytanie wydaje mi się głupie.

– O stosunki z mężczyznami, kobietami, francuską miłość, tak czy nie? Seks grupowy, po grecku? To dla mnie ważne. Im więcej rzeczy jesteś gotowa robić, tym więcej będziesz miała pracy.

– Tak? Więc… jeśli chodzi o kobiety, nie ma problemu. Miłość francuska zawsze z prezerwatywą, a jeśli chodzi o miłość grecką, nie robię tego.

– Jaka szkoda! Za grecką płaci się podwójnie. Sto tysięcy peset za godzinę. Pięćdziesiąt dla ciebie. A seks zbiorowy?

– Zbiorowy?

– Tak, jeśli klient zażyczy sobie dwóch dziewczyn.

– Tak to nazywacie?

– Tak. Są klienci, którzy życzą sobie dwóch dziewczyn z jednego burdelu. Dla ciebie mniej pracy, bo będziecie we dwie.

– Nie widzę problemu. Ale do tej pory nie poznałam jeszcze innych dziewczyn. Wydaje mi się, że lepiej by było w takiej sytuacji znaleźć się z panienką, z którą mam dobre układy, prawda?

– Oczywiście. Chociaż czasami nie będziesz miała wyboru. A jeśli chodzi o godziny pracy, jest kilka wariantów. Albo pracujesz w dzień, albo w nocy. A jeśli wolisz, możesz być dyspozycyjna przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jeżeli pracujesz na nocną zmianę, musisz przyjechać tutaj przed północą, inaczej Susana ci nie otworzy. W ciągu dnia powinnaś się zjawić około ósmej. Jeżeli pracujesz dwadzieścia cztery godziny, przychodzisz o której chcesz, a gdybyś była poza agencją, musisz mieć włączoną komórkę, żebyśmy mogli cię wezwać. To znaczy, że zawsze jesteś dyspozycyjna. Jeśli wezwiemy cię do jakiegoś klienta, a nie będziesz mogła przyjść, pójdzie inna dziewczyna, a my będziemy wiedzieli, że nie możemy więcej na ciebie liczyć.

– Rozumiem. To normalne.

– Jeśli będziesz potrzebowała odpoczynku, zawiadamiasz nas i załatwione.

– Okej! A co mam zrobić, gdy będę miała okres?

Naszą rozmowę przerywa jakaś Murzynka koloru hebanu, która wchodzi do kuchni z miną pełną wyższości, okryta małym ręcznikiem, tylko w połowie zasłaniającym jej sterczące pośladki.

– Cristino, klient mówi, że chce muzyki innego typu – oznajmia dziewczyna.

– Dobrze, Iso. Zaraz przyniosę inne CD.

Isa jest piękna, poprawiona silikonem, z całą pewnością. Gdy tylko na nią spojrzałam, zrozumiałam, jak mnie przyjęła; zabiłaby mnie wzrokiem. Odzywam się:

– Cześć, jestem nowa, mam na imię Val.

Isa odwraca głowę w drugą stronę i wychodzi z kuchni, nie odzywając się ani słowem.

– Nie zwracaj na nią uwagi – oświadcza mi właścicielka. – Dziewczyny na początku mają w zwyczaju tak się zachowywać, zwłaszcza Isa. Zawsze gdy pojawia się jakaś nowa, Isa tak się zachowuje. Przyzwyczai się do ciebie. – I dodaje: – Wracajmy do tematu. W jakich godzinach chcesz pracować?

– Dwadzieścia cztery godziny, Cristino. – odpowiadam bez namysłu.

– Dobrze. Więcej zarobisz – mówi, nie patrząc na mnie, i zapisuje to w swoim zeszycie.

– A teraz? Co mam robić? – pytam.

– Możesz zostać albo wrócić do domu. Ale dziewczyny, które tu zostają, zawsze mają pierwszeństwo. Gdy przyjdzie jakiś klient, przedstawiamy mu je, żeby sobie wybrał. Jeżeli żadna mu się nie spodoba, dzwonimy po te, które pracują dwadzieścia cztery godziny. Mamy książkę z fotografiami i pokazujemy je klientowi, żeby sobie wybrał. Masz jakieś zdjęcie, które możemy umieścić w książce?

– Przy sobie nie. Ale przejrzę. Jakiego typu fotografii potrzebujecie?

– Artystycznych. Twarzy, ciała, i z pewnością eleganckich. Żadnej wulgarności. Jesteśmy agencją na wysokim poziomie, rozumiesz?

– Oczywiście. Ale nie sądzę, żebym miała zdjęcia tego typu.

– Więc, jeśli chcesz z nami pracować i nie tracić klientów, radzę ci, żebyś sobie zrobiła zdjęcia u zawodowego fotografa.

– Okej!

– Znasz kogoś?

– Kogo?

– Czy znasz jakiegoś zawodowego fotografa – tłumaczy Cristina.

– Nie. Ale mogę znaleźć.

– Dobrze. Ale chcę, żebyś wiedziała, że pracujemy z bardzo dobrym fotografem, który zajmuje się także naszą stroną internetową.

– Ach tak?

Jestem zaskoczona faktem, jak ci ludzie są dobrze zorganizowani.

– Tak, kiedy pojawiają się nowe dziewczyny, on zajmuje się wykonaniem ich portfolio, fotografując je przez cały dzień, poza granicami Barcelony. A ja jadę z wami, żeby wszystkiego dopilnować.

– W porządku. Jestem zainteresowana. Ile mnie może kosztować takie portfolio i ile będzie w nim fotografii?

– Dobre portfolio kosztuje sto dwadzieścia tysięcy peset, ale jak dla ciebie, to będzie dziewięćdziesiąt tysięcy. Zawiera dwadzieścia zdjęć.

Trzeba zapłacić jak za zboże!

– Jest drogi, nie wydaje ci się? – mówię z naciskiem, zaskoczona ceną.

– Jeśli chodzi o fotografie artystyczne, wcale nie jest drogi – odpowiada mi twardo Cristina.

– Chodzi o to, że nie znam się na wartości takich rzeczy.

– Więc powiem ci, że portfolia są bardzo drogie. Ale to świetne narzędzie pracy. Jest niezbędne.

– Zgoda. Zrobimy to, ale pozwól mi popracować przez jakiś czas, żebym zdobyła te pieniądze, a potem zajmiemy się sprawą zdjęć – mówię jej, zamyślona.

W rzeczywistości wydaje mi się, że to bardzo droga impreza, a przecież dopiero co zaczęłam.

– Oczywiście. Więc chcesz pracować także na którejś zmianie? Rano czy w nocy?

– W nocy, ale będę miała włączoną komórkę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, tak że zawsze będziecie mnie mogli złapać, kiedy będę na zewnątrz, zgoda?

– Zgoda. Mogę więc na ciebie liczyć?

– Tak, tak, ale dziś wrócę do domu, będę cały czas pod telefonem. Możecie do mnie dzwonić.

– Dobrze. Oczywiście! W nocy jest inna służąca, poznasz ją. Ma na imię Angelika. Jest cudzoziemką, ale świetnie mówi po hiszpańsku. Dam jej twoje namiary. I, jeszcze dobra rada, nie mów nigdy nikomu, ani klientom, ani pozostałym dziewczynom, że nigdy tego nie robiłaś. Nikt ci nie uwierzy, wiesz? I jeszcze jedno, dziś tego nie zrobiłaś, bo nie wiedziałaś, ale na przyszłość wiedz, że po numerku w pokoju z klientem natychmiast zmieniasz prześcieradła, resztą zajmuje się Susana. Chodź, pokażę ci, gdzie są prześcieradła. I ręczniki.

Wychodzimy z kuchni, kiedy pojawia się Susana, trzymając w rękach prześcieradła z łóżka, w którym byłam z Alberto.

Kierujemy się do wejścia i Cristina otwiera drewnianą szafę, w której widzę tonę prześcieradeł spiętrzonych w rogu. W innym rogu znajdują się czyste ręczniki. Widzę, że Susana stoi za moimi plecami. Poszła za nami z wiecznie zapalonym papierosem w palcach. W holu jest jeszcze jedna szafa, z której wystaje ramiączko ze strassu od nocnej koszuli, niewątpliwie należącej do jednej z dziewczyn. Cristina widzi, czemu się przyglądam.

– Jeśli przyniesiesz strój, możesz go tu trzymać. I, uważaj! Wydaje się to nieprawdopodobne, ale dziewczyny wzajemnie się okradają.

– Naprawdę?! – wykrzykuję zaskoczona.

Susana kiwa głową. Wracamy do kuchni, gdzie Cristina pokazuje mi, jak działa ekspres do kawy.

– Możesz pić kawę, herbatę albo czekoladę. Zamawiasz ją u Susany. To sto pięćdziesiąt peset. Zgoda?

– Zgoda.

Oczywiście, tu za wszystko się płaci! Poza tym to ja muszę zmieniać prześcieradła!

Żegnam się z Cristiną i Susaną i wreszcie wychodzę na ulicę. Jestem szczęśliwa, bo zarobiłam pięćdziesiąt tysięcy peset w ciągu dwóch godzin, i obiecuję sobie, że będę pracować w tym burdelu jak szalona. I pomimo nerwów wywołanych przez fakt posiadania pierwszego klienta, mam wrażenie, że zajmowałam się tym przez całe życie.

Miss Sarajewa

1 września 1999, nocą

Trzecia nad ranem.

Mija trochę czasu, zanim reaguję; moja komórka dzwoni chyba od wieków.

– Tak. Słucham? – zgłaszam się grobowym głosem.

– Cześć, Val, jestem Angelika, nocna służąca z burdelu – odpowiada mi bardzo miły głos po drugiej stronie telefonu. – Spałaś? Od dziesięciu minut usiłuję się do ciebie dodzwonić.

– Och, cześć! Tak, ale to nieistotne – mówię, stając nagle na równe nogi.

Gdy tylko usłyszałam słowo „burder, obudziłam się natychmiast. Nie chcę stracić ani jednej okazji.

– Słuchaj, mam dla ciebie pracę. To świetny klient z Barcelony. Australijczyk. Czeka na ciebie za dwadzieścia minut w swoim domu. Płaci pięćdziesiąt tysięcy peset poza tym za taksówkę. Jeśli mi się spodobasz, to co tydzień będziesz miała takiego klienta.

– Świetnie. Gdzie mieszka? – pytam, gwałtownie szukając długopisu, żeby zanotować.

– Już ci daję namiary.

Podczas gdy Angelika podaje mi adres, zastanawiam się, w co się ubrać.

– Kiedy już będziesz z nim i ci zapłaci, zadzwonisz do mnie. I jeszcze jak będziesz opuszczała jego dom. Następnie przyjedziesz natychmiast do burdelu, żeby przywieźć mi pieniądze. Zrozumiałaś?

– Tak, oczywiście. Nie ma problemu – odpowiadam. – Jak klient ma na imię?

Wydaje mi się, że to informacja o szczególnym znaczeniu.

– David – mówi i odkłada słuchawkę.

Angelika wydała mi się bardzo sympatyczna. Spodobała mi się i strasznie chciałabym ją poznać.

Biorę szybki prysznic, wzywam taksówkę i w ciągu kwadransa już jestem w drodze do domu Davida.

Dom stoi w górnej części Barcelony, to wspaniały budynek.

– Wejdź! – poleca mi głosem rozbrzmiewającym na pustej ulicy.

Znalazłam się twarzą w twarz z młodym, niedużym mężczyzną w okrągłych okularach, które nadają mu bardzo intelektualny wygląd. Nie jest przystojny, ale ma w sobie coś, co sprawia, że wydaje się sympatyczny i uczuciowy. Uśmiecha się do mnie i natychmiast pozwala mi wejść. Jego mieszkanie jest ładne, ale nie ma w nim zbyt wielu mebli, co pozwala sądzić, że jest kawalerem i nie ma czasu ani ochoty na zadbanie o wystrój mieszkania.

– Jesteś nowa? – pyta, zaprosiwszy mnie, bym usiadła obok niego na niebieskiej sofie.

– Tak – odpowiadam, uśmiechając się. – To widać, prawda?

– Nie, to nie to. Po prostu zawsze dzwonię do tej agencji i nigdy cię nie widziałem. Dlatego przypuszczam, że jesteś nowa. Od kiedy pracujesz?

– Od tego popołudnia – odpowiadam, oglądając bibliotekę pełną książek i płyt CD.

– Angelika powiedziała mi, że jesteś Francuzką. To rzeczywiście rzuca się w oczy - powiedział ze śmiechem.

– Tak. A ty Australijczykiem, prawda? Świetnie mówisz po hiszpańsku – mówię z naciskiem, gdy wstał i poszedł czegoś szukać.

– Możemy rozmawiać po francusku, jeśli wolisz, uczyłem się tego języka przez parę lat, ale czasami brakuje mi słownictwa – mówi, uśmiechając się.

Też się śmieję, z dobrej woli. Wydaje się taki sympatyczny. Chociaż moim zdaniem jest za niski.

Kładzie pięćdziesiąt tysięcy peset na stole w salonie i prosi mnie, żebym przeliczyła banknoty.

– A teraz zadzwoń do swojej agencji, żeby powiedzieć im, że wszystko w porządku. Jeśli tego nie zrobisz, będą mieli do ciebie pretensję.

– Widzę, że wiesz jak to działa – mówię, wybierając numer burdelu w swojej komórce.

Angelika odzywa się natychmiast.

– Wszystko w porządku? – pyta, tak jakby czekała tylko na mój telefon.

– Tak. W porządku.

– Świetnie. Masz godzinę. Kiedy skończysz, zadzwoń do mnie, że już jesteś wolna.

David pokazuje mi sypialnię i od tej pory przestaje się odzywać. Odpowiada mi to, ja też nic nie mówię, bo nie mamy sobie nic do powiedzenia. Zaczyna mnie rozbierać i zaskakuje mnie tym, jak delikatnie mnie dotyka. Zawsze sądziłam, że mężczyźni, którzy płacą za to, żeby być z kobietą, nigdy dobrze się nie kochają, a już zupełnie nie nadają się do pieszczot. Pomyliłam się, to pod żadnym względem nie ten przypadek. Pozwalam się ponieść i zapomnieć, w jakim celu tu przyszłam.

Całuje całe moje ciało, pośladki, stopy, nagle przesuwa się w górę, żeby ugryźć mnie w kark, i znów schodzi w dół.

Odkrywam to maleńkie ciało i odpowiednie do niego genitalia. Nieważne. Jest mi bardzo dobrze. Na nocnym stoliku widzę olejek do masażu, a on, widząc, że go zauważyłam, bez słowa bierze go w ręce, pozwalając mi się odwrócić na brzuch, i masuje mi plecy. Jest fantastycznie. Umie masować jak zawodowiec. To wrażenie jest tak przyjemne, że zgodziłabym się być budzona o trzeciej każdej nocy, żeby tylko z nim być.

Odzyskuję zmysły po godzinie, zaczerwieniona na całym ciele i z delikatnym pocałunkiem na ustach. Kiedy zjeżdżam windą z jego mieszkania, czuję się lekka, a poza tym zarobiłam pieniądze. Nie mogę w to uwierzyć!

Dzwonię do Angeliki, tak jak mnie o to prosiła, i biorę taksówkę. W ciągu kwadransa już jestem w burdelu. To prawdziwa przyjemność poruszać się po ulicach Barcelony o tej porze. Miasto jest kompletnie wyludnione. Kiedy dojeżdżam, Angelika schodzi, by mnie wpuścić, ponieważ ze względów bezpieczeństwa budynek nocą jest zawsze zamknięty.

Po cichym powitaniu, żeby nie budzić sąsiadów, zaprasza mnie na górę.

Wspaniała kobieta. Wysoka, rudowłosa, z wielkimi niebieskimi oczami i mleczną cerą. Nie wygląda na służącą. Jedyną jej wadą, na mój gust, jest zbyt męski wygląd.

Wchodzimy na piętro i prowadzi mnie prosto do kuchni.

– W sypialni trwają teraz usługi, a w drugim pokoju śpią dziewczyny – wyjaśnia.

I nieoczekiwanie całuje mnie w oba policzki.

– Jestem Angelika, witaj w domu!

Jej zachowanie wydaje mi się dziwne i trochę przesadne, w końcu widzimy się pierwszy raz.

– Masz pieniądze? – pyta, otwierając zeszyt, w którym widnieją imiona dziewczyn, godziny pracy i zarobki.

– Tak. Proszę. Pięćdziesiąt tysięcy peset.

– Świetnie. Dla ciebie dwadzieścia pięć tysięcy.

I robi krzyżyk obok mojego imienia.

– Jak było z Davidem? – pyta, obserwując z rozbawieniem moje rumieńce.

– Jak widzisz, świetnie. Jest kochany i potrzebuje wiele czułości.

– Tak. Wszystkie dziewczyny są zachwycone, gdy dowiadują się, że mają się z nim spotkać. Gdyby wszyscy byli tacy jak on… Masz na coś ochotę? Ja zapraszam.

– Przydałaby mi się kawa. Umieram z senności – odpowiadam, ziewając.

Angelika przygotowuje mi ją w ekspresie, a potem robi sobie czekoladę.

– Dziękuję – mówię, dmuchając w kawę, żeby przestygła.

– Cristina mówiła mi, że będziesz pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dużo zarobisz. A kiedy przyjdziesz na zmianę?

– Myślę, że w nocy. Nie wiem, wydaje mi się, że to zależy od ilości pracy, prawda?

– Zależy od dnia, czasami więcej pracy jest w ciągu dnia, a czasami nocą. Ale jeśli będziesz miała zawsze włączoną komórkę, będziesz dużo pracować, przekonasz się.

– A ile tu jest dziewczyn? – pytam zaciekawiona.

– Dużo, ale nie wszystkie przychodzą. Niektóre pracują tylko z portfolio i dzwonimy do nich, jeśli nie ma nikogo do dyspozycji. Żebyś miała jakieś pojęcie, powiem ci, że tej nocy przyszło sześć na swoją zmianę.

Rozumiem z tego, że zostałam przez nią uprzywilejowana, ponieważ mogła wysłać każdą znajdującą się tu dziewczynę. To ciekawe, gdyż burdel wydaje się pusty, nie słychać żadnych dźwięków, żadnych hałasów. Chyba wszystkie śpią w drugim pokoju.

– Pozostałe nie będą mi mieć za złe, że to ja spotkałam się z Davidem?

– Nie przejmuj się, zawsze chce nowych dziewczyn. A te wszystkie, które są na miejscu, już z nim były. Poza tym nie muszą o tym wiedzieć!

– Dobra, nie będę się przejmować.

– Co masz zamiar robić? Zostać czy wracać do domu i zacząć zmianę jutrzejszej nocy?

– Wolę wrócić do domu. Muszę się przyzwyczaić do tego nowego rytmu życia.

– Jak chcesz.

– Dziękuję, Angeliko.

Gdy już się z nią pożegnałam i wsiadłam do taksówki, zdałam sobie sprawę z tego, że zaczyna świtać. Uwielbiam brzask, który oświetla miasto. Powietrze jest czyste i czuję się szczęśliwa, że znów zauważam takie drobiazgi. Już od bardzo dawna tego nie czułam. Poza tym zarobiłam w niecałe dwadzieścia cztery godziny siedemdziesiąt pięć tysięcy peset, a z Davidem przeżyłam cudowne chwile. Mam nadzieję, że dalej wszystko będzie mi tak szło!

Uwaga, pilnują nas!

2 września 1999

Przespałam dzisiaj większą część dnia. Kiedy się obudziłam, miałam ochotę od razu iść do burdelu, żeby sprawdzić, czy jest praca. Ale przez cały dzień nikt do mnie nie zadzwonił.

Pojawiłam się tak, jak mówiła Cristina, około wpół do dwunastej, z torbą pełną nocnych koszul. Wciąż jeszcze drzwi do budynku są otwarte, wchodzę więc na górę, prosto do mieszkania, otwiera mi Susana.

– Cześć, kochanie! Jak wcześnie się zjawiasz tej nocy! Większość dziewczyn z nocnej zmiany przychodzi prawie o dwunastej, na pięć minut przed zamknięciem zmiany. Będziesz robiła tak samo, jak zaczniesz odczuwać zmęczenie – mówi Susana.

– Cristina powiedziała mi, że jeśli nie zjawię się przed dwunastą, nie wejdę do środka.

– Taki jest regulamin. – I dorzuca, zmieniając temat: – Są jeszcze dziewczyny z dziennej zmiany. Zaraz sobie pójdą i ja też. Chodź, przedstawię cię.

Regulamin! To brzmi, jakbym się znalazła w klasztorze mniszek!

Idziemy do salonu (sygnałem, że nie ma żadnego klienta, są otwarte drzwi, prowadzące prosto do sypialni), skąd dochodzą głosy i czasami śmiechy.

Siedzą tam trzy dziewczyny na sofie i jedna na podłodze. W zaskakujący sposób różnią się od siebie fizycznie. Rozpoznaję Isę, mulatkę, która wczoraj nie odpowiedziała na moje pozdrowienie. Ma średnio długie włosy, mięsiste usta i mały, zoperowany nos. Włożyła jasnobeżowy komplet, który podkreśla cynamonowy odcień jej skóry. Dekolt pozwala dojrzeć ogromne piersi, przynajmniej sto dziesięć, oczywiście operowane, jak poinformowała mnie wcześniej inna, złośliwa dziewczyna. Z czasem udało mi się „udomowić” Isę. Zaczęłyśmy prowadzić surrealistyczne rozmowy na temat szaleństw ludzi.

– Cały świat jest szalony, wiesz? Wszyscy są szaleni! A mężczyźni! Nawet nie będę ci o tym mówić! Są sfiksowani. Trzeba być zupełnym idiotą, żeby płacić kobiecie za pieprzenie! – mówiła mi bez przerwy.

Właściwie umiała mówić tylko o tym. Nigdy nie wypowiadała się na inny temat. Z jednej strony niesamowicie mnie rozśmieszała, a z drugiej było mi jej żal.

Kiedy zarabiała pieniądze, wydawała je na ciuchy. Pewnego dnia, gdy miała dużo pracy, wydała sto pięćdziesiąt tysięcy peset na szmaty. Wszystkim opowiada, że ma dwadzieścia dziewięć lat, chociaż w rzeczywistości liczy sobie czterdzieści dwie wiosny, ale trzeba przyznać, że jest dobrze utrzymana, bo zoperowała sobie chyba wszystko. Jest z nas najstarsza, i to sprawia, że uważa, że przysługuje jej więcej praw, właśnie dlatego wpada w zły humor z powodu każdej nowej dziewczyny.

Dzisiaj to ja jestem nowa i ledwie na mnie patrzy. Ale spodziewałam się tego.

Później zwracam uwagę na rudą dziewczynę o długich prostych włosach sięgających jej do bioder. Na początku myślałam, że Estefania jest Szwedką. Potem powiedziano mi, że jest Hiszpanką, i to z Valladolid! Nie komentuje tej nocy tego, że rano włożyłam jej czerwony strój, żeby zaprezentować się pierwszemu klientowi. Widocznie Cristina załatwiła tę sprawę na swój sposób. Ma anielską twarz z pełnymi słodyczy niebieskimi oczami. Pracuje tutaj, żeby utrzymać dużo starszego od siebie mężczyznę, który nie pracuje, bo nie ma ochoty. Nic więcej o niej nie wiem, ponieważ jest bardzo dyskretna i nie lubi mówić o swoim życiu. Wita mnie uśmiechem. Z czasem okaże się najsprytniejsza z nas wszystkich; będzie odzywała się bardzo rzadko i wciąż się uśmiechała. Dzięki niej dowiem się, że rozmowa z kimś w takim miejscu jest najgorszą rzeczą jaką można zrobić.

Mae też jest Hiszpanką, z Asturii, to krótkowłosa blondynka o długich nogach. Jest ładna, ale każdym porem swojego ciała wydziela z siebie antypatię i natychmiast czuję, że muszę na nią uważać, ponieważ robi wrażenie prawdziwej żmii. Zawsze chwali się tym, że była modelką. Widocznie nie zarabiała zbyt dużo w swoim zawodzie… Ma wielu takich, którzy zabiegają o jej względy, i żyje z mężczyzn, nawet poza burdelem. Znika na dłuższe okresy, ponieważ wiąże się z mężczyznami, którzy ją utrzymują. Kiedy pieniądze się kończą, i związek też, wraca do burdelu jak porzucony pies. Stara się sprawiać wrażenie damy, ale wydaje mi się, że jest najbardziej wulgarna z nas wszystkich.

Cindy, Portugalka o ciemnych oczach, jest jedyną, która się do mnie odzywa, kiedy się przedstawiam. Chodzi o tę czarownicę od cytryny i zapałek przy drzwiach do mieszkania. Ma czarne włosy, bardzo proste i lśniące, i jest bardzo zgrabna.

– Cześć! Ty jesteś Francuzką, prawda? – pyta.

– Tak, mam na imię Val.

– Bardzo mi miło – mówi, biorąc mnie za rękę.

Jej wyjątkowe zachowanie kontrastuje z okolicznościami i wulgarnym strojem, w jaki się ubrała. Ale przypisuję to brakowi znajomości hiszpańskiego. W gruncie rzeczy mówi okropną mieszanką hiszpańskiego i portugalskiego. Właśnie dlatego powtarza nieliczne grzeczne zwroty, których się nauczyła, mieszając je z bardzo wulgarnymi zdaniami, co sprawia wrażenie, że musiała pracować na ulicy. W jej przypadku mam pewność, że w tym burdelu mam przyjaciółkę. Zawsze miałyśmy dobre układy. Cindy pracuje na dzienne i nocne zmiany, ma bowiem poważne problemy finansowe.

– Mam filha do wyżywienia, do cholery – będzie mi powtarzała bez przerwy.

A ja śmieję się do rozpuku za każdym razem, ponieważ uważa się za Wielką Damę z tym mało eleganckim zakończeniem. To zupełnie surrealistyczne.

Naprzeciwko mnie siedzą cztery dziewczyny z najdłuższym stażem w burdelu. Susana daje mi znak, żebym jeszcze raz poszła z nią do kuchni.

– Posłuchaj, kochanie. Nie ma żadnego powodu, żebyś miała kłócić się z którąś z dziewczyn, zgoda? Między nimi zawsze są jakieś tarcia, więc radzę ci, nie mieszaj się w to. Mówię tak dla twojego dobra – powtarza Susana, tak jakbym zaprzeczała – pewnego dnia będziesz mi za to wdzięczna, sama się przekonasz! Jeśli coś by się działo, pogadaj o tym ze mną albo Cristiną. To ona jest szefową.

– Zgoda – mówię bez mrugnięcia okiem.

Nagle słyszymy dobiegający z salonu szloch.

To Isa.

– To pewne jak nic, że któraś z was, kurwy, ukradła mi żakiet od Versace! – krzyczy histerycznie.

– My? – pyta Mae. – Sama jesteś kurwą! Oszalałaś. Mogę sobie kupić wszystkie marynarki Versace, które mi się spodobają, kretynko!

– Ach tak? Więc dlaczego mój żakiet zniknął wtedy, gdy tu przyjechałyście? – upiera się Isa.

Susana wbiega do kuchni.

– Co tu się dzieje? – pyta z nieodłącznym papierosem w dłoni.

– Ukradły mi żakiet od Versace – wyjaśnia jej Isa. – Jestem pewna, że to któraś z nich.

Obserwuję sytuację z plastikową torbą mocno trzymaną w dłoniach ze strachu, że zaraz z jakiegoś kąta wyskoczy złodziej.

– A dlaczego uważasz, że ci go ukradziono? – pyta Susana.

W tym momencie odzywa się sygnał domofonu.

– Klient! Idźcie do pokoju i przygotujcie się. I koniec kłótni! – oznajmia Susana. I patrząc na mnie, dodaje: – Ty też!

Wchodzimy do małego pokoju, żeby się przebrać. Wyciągamy z toreb ciuchy odpowiednie do pracy, aż do momentu gdy Isa zaczyna przyglądać się mojej, i z góry wiem o czym myśli.

– Mogę zobaczyć twoją torbę? – pyta.

– Moją torbę? – pytam. – Po co chcesz oglądać moją torbę? Chyba nie sądzisz, że ja…?

Wyrywa mi torbę z rąk i wyrzuca jej zawartość na łóżko.

– Nie pozwolę na to…! – mówię obrażona.

– Skoro nie one, to kto? – pyta, przekonana, że znajdzie tam swój żakiet.

Ale żakietu nie ma.

– Widzisz, nic nie mam!

– Dobra! – woła Cindy. – Jak możesz uważać, że ta biedna dziewczyna, która właśnie przyjechała, ukradła twój żakiet?

– Nie pytałam cię o zdanie! – wrzeszczy Isa, i rzuca mi plastikową torbę w twarz. – Poza tym nie pojawiła się teraz, tylko wczoraj po południu i ukradła mi klienta.

Myślę, że to wszystko po prostu mi się śni. Chcę coś powiedzieć w swojej obronie, ale Cindy nie daje mi dojść do głosu.

– A co ty sobie myślisz?! – wrzeszczy Cindy. – Że wszystkie klienty są twoje? Na miłość Boską! Isa, klienty są burdelu, burdelu! Rozumiesz?

Zaczynam się bardzo źle czuć w tym środowisku.

– Tutaj – dodaje Isa – jak zawsze jest zbyt wiele kur w kurniku!

– Oczywiście, że tak! – wtrąca się Mae, wyraźnie w złym humorze. – Ty chciałabyś pracować sama. Ale to NIEMOŻLIWE, rozumiesz, silikonowy cycku? My też mamy prawo pracować.

– Wolę mieć silikonowe piersi niż takie obwisłe, jak masz ty. Idź do diabła! – rzuca Isa, żeby zakończyć dyskusję.

Kiedy jestem już przekonana, że zaczną się bić jak wariatki, wpada Susana, żeby zaprowadzić porządek.

– W porządku! Słychać was aż na ulicy. Szybko, przygotujcie się, bo klient chce was wszystkie obejrzeć.

Tej nocy postanowiłam włożyć do pracy czarną chińską piżamę, spodnie i top, naprawdę świetne. Nie jest ani wulgarna, ani zbyt wymyślna. Jest doskonała. Ale wciąż nie wiem, jak się zaprezentować, a poza tym jestem bardzo zmieszana, przez to, co się właśnie stało.

– Spokojnie! – mówi mi Cindy, wolna od takich emocji. – Bo klient weźmie sobie inną.

Pierwsza prezentuje się Isa, jak diwa operowa. Wchodzi do salonu i natychmiast wychodzi. Ja jestem druga. Wchodzę i widzę młodego chłopaka z pryszczatą twarzą, który czuje się nie bardzo na miejscu; uśmiecham się do niego.

– Cześć, mam na imię Val i jestem Francuzką. – Wyciągam do niego rękę na powitanie, jak jakaś głupia.

Chłopak prawie na mnie nie patrzy i rozumiem, że nie zostanę wybrana.

Kiedy już wszystkie się pokazałyśmy, i dowiedziałyśmy się, że wybrana została Estefania, Cindy pyta mnie, jak się zaprezentowałam.

– Dziewczyno, wcale mnie nie dziwi, że cię nie wybrał, do cholery! – krzyczy. – Klienta trzeba uwieść. Pocałuj go, ale nie podawaj mu ręki.

– Tak?

– Oczywiście! Nie może się przestraszyć, rozumiesz? Musisz umieć się sprzedać. I przestań chodzić w spodniach. Włóż spódnicę, najlepiej krótką.

To dziwne. Zawsze kiedy chciałam spotkać się z jakimś chłopakiem, którego zobaczyłam na ulicy albo w jakimś innym miejscu, nigdy nie miałam problemów z wciągnięciem go do łóżka. Tutaj wszystko wygląda inaczej, jest wiele dziewczyn, czyli prawdziwa konkurencja. Poza tym czuję się, jak bym została odrzucona. Nie mam odwagi.

– Jeśli chcesz wykonywać tę pracę i zarabiać pieniądze, musisz być największą k… ze wszystkich – wyjaśnia mi Cindy. I dziwi mnie, dlaczego nie chciała wymówić tego słowa.

– Dlaczego jej doradzasz? – pyta Mae, zmywając makijaż. – Żeby była sprytniejsza, jak będzie sama? Ta praca jest wystarczająco trudna, żeby jeszcze przekazywać nowym informacje o naszych sztuczkach. Będą nam kradły klientów.

Cindy udaje głupią i nadal zwraca się do mnie.

– Zrozumiałaś? – pyta mnie.

– Tak, Cindy. Dziękuję za radę.

– Nie ma za co, kobieto!

I wyciąga się na łóżku, podczas gdy Mae zbiera swoje rzeczy i wychodzi, nie żegnając się z nami. Znów jesteśmy tylko we trójkę, Cindy, Isa i ja. Zmywamy makijaż i postanawiam się chwilę przespać. Nic nie zrobiłam, po prostu jestem zmęczona. Wszystkie trzy śpimy w niewygodnych pozycjach w małym pokoju, kiedy Angelika otwiera drzwi. Podnoszę się wystraszona. Bardzo głęboko usnęłam.

– Iso, wstawaj! Masz za dwadzieścia minut być w hotelu, klient czeka. Już zamówiłam ci taksówkę, więc się pospiesz!

I zamyka drzwi, a Isa zaczyna się przygotowywać. To straszne, być budzonym w środku nocy. A najgorsze ze wszystkiego jest to, że musisz wstać, ubrać się, umalować i wyjść. Ale Isa wstaje bez protestów. Patrzę na zegarek. Jest trzecia w nocy, Boże Drogi! Kto ma takie pomysły, żeby dzwonić po dziewczynę o tej porze? Rozglądam się wokół i widzę Cindy, która nawet nie poruszyła rzęsami, chrapiąc na całe gardło. Nie ma śladu po Estefanii. Pewnie jeszcze jest z tym samym klientem w apartamencie. Gdy Isa kończy się przygotowywać, postanawiam wstać, ponieważ nie mogę już zasnąć. Idę w piżamie do kuchni, żeby porozmawiać z Angeliką.

– Cześć, Angeliko – mówię chrapliwym głosem.

Właśnie robi sobie paznokcie.

– Cześć! Co jest? Nie śpisz? Jak było dzisiaj? – pyta, unosząc głowę na parę sekund, żeby następnie znowu zająć się paznokciami.

– Jak dotąd nic – odpowiadam. – Nic a nic!

– Nie przejmuj się. Gdy tylko wrócisz do łóżka, telefon znowu zadzwoni. Zawsze tak jest. Praca przychodzi wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewasz. To praca nieprzewidywalna – mówi ze zdegustowaną miną.

W drzwiach pojawia się kompletnie przygotowana Isa, a taksówkarz dzwoni przez domofon.

– Tu masz adres. Hotel Królowej Sofii. Pokój numer dwieście trzydzieści siedem. Pan Peter. Zadzwoń do mnie jak dojedziesz.

Isa bierze od Angeliki kartkę i wychodzi bez słowa komentarza.

– Dziwna jest ta dziewczyna, nie wydaje ci się? – pyta mnie Angelika.

– Tak, zdążyłam się już z nią dzisiaj pokłócić.

– Wiem, Susana mi opowiadała. W sumie to biedna dziewczyna, ma dwoje dzieci w Ekwadorze, wiesz?

– Ach tak? – stwierdzam ze zdziwieniem.

– Tak. Ale ich nie widuje. Nie rozumiem tego. To dziewczyna, która pracuje najwięcej w całym burdelu i bardzo dużo zarabia, a nie chce ściągnąć własnych dzieci do Hiszpanii. Jako matka mogę ci powiedzieć, że jej nie rozumiem!

– Ty też masz dzieci?

Jej twarz nagle się rozpromienia.

– Ślicznego syna – odpowiada. – A ty?

– Nie, jeszcze nie.

– Czyli nie wykonujesz tej pracy dlatego, że musisz utrzymać dziecko? To lepiej!

Jestem zaskoczona, że nie wypytuje mnie, dlaczego się w to wrąbałam. Czuję się niemal zobowiązana do udzielenia jej jakiegoś wyjaśnienia, kiedy pojawia się Estefania z rozmazanym tuszem do rzęs i potwornie zaspana.

– Płaci za następną godzinę. Masz tu pieniądze – mówi do Angeliki.

– To świetnie! Ależ masz noc, dziewczyno!

– Tak. Ale zaczynam być zmęczona.

I wychodzi, nie mówiąc nic więcej.

– Ależ to pracowita dziewczyna! – wykrzykuję.

– Ona i Isa pracują najwięcej. Przychodzi od wtorku do piątku i przez cały czas tu siedzi, nocami i dniami. Straszne, prawda? – wyjaśnia mi Angelika, widocznie przejęta sytuacją. I nagle pyta: – A wiesz, co jest najgorsze ze wszystkiego?

– Nie.

– Robi to wszystko, żeby utrzymać faceta, który próżnuje po całych dniach, wyobrażasz to sobie?

– Nie rozumiem. Jest alfonsem?

– Skoro ona pracuje w tej branży, a on z niej żyje, można powiedzieć, że jest jej alfonsem – odpowiada oburzona Angelika.

– Wiesz, każda z nas utrzymywała jakiegoś mężczyznę w pewnym okresie swojego życia – dodaję, przypominając sobie mój osobisty dramat.

– Ja nigdy! Kiedy widzę te biedne dziewczyny, które pracują jak szalone, sprzedając swoje ciała, uważam, że przynajmniej pieniądze, które zarabiają, powinny być tylko dla nich. Nie sądzisz? – Jest zaskoczona tym, że podniosła głos. – Muszę ciszej mówić, tu ściany mają uszy.

– Co masz na myśli? – pytam bardzo zaintrygowana.

– Właścicieli – odpowiada Angelika, tym razem niemal szeptem.

– Właścicieli? A co się dzieje? Mają mikrofony i nas nagrywają, czy co? – pytam niemal ze śmiechem.

Jestem przekonana, że sobie ze mnie żartuje.

Angelika boi się i kładzie mi palec na ustach.

– Ciii! Mogą cię usłyszeć. Właśnie tak – nadal mówi szeptem – w pokojach są mikrofony, tylko w kuchni ich nie ma, poza tym rejestrują wszystkie rozmowy telefoniczne.

– Co? – Podskakuję przerażona.

– Tak. Dziewczyny ci jeszcze o tym nie powiedziały? To służy kontrolowaniu was, żebyście nie dawały swoich telefonów klientom. A telefon jest na podsłuchu, żeby było wiadomo, czy my, służące, dobrze wykonujemy swoją pracę. Zupełnie jak w filmie, prawda?

– Gorzej! – stwierdzam z naciskiem. – Uważam to za barbarzyństwo i gwałcenie osobistej wolności człowieka! Jak można tak kontrolować innych? Poza tym, jeśli dziewczyna chce dać swój telefon klientowi, kto jej może zabronić?

– Oczywiście! – przyznaje Angelika. – Jeśli jedziesz do klienta do hotelu, możesz robić to, na co masz ochotę. Ale trzeba bardzo uważać na właściciela, Manola. Jego żona Cristina jest urocza, ale on…

– Jeszcze go nie poznałam.

– Jest straszny! Wygląda jak kierowca ciężarówki. Ja nazywam go „prymitywem”. Wiesz, co mam na myśli? Jest wulgarny i strasznie agresywny. Jeszcze go poznasz. Prowadzą podwójną grę, on robi awanturę, a ona pociesza. Ale kontrolują dziewczyny, jakby byli ich rodzicami.

Nareszcie! Pojawia się mój wymarzony alfons, kierowca ciężarówki! A do tego jeszcze „prymityw”! Brzmi obiecująco.

– Jeszcze będziesz miała czas sprawdzić, że to wszystko jest prawdą. Ale, proszę cię, nie mów nikomu, że ci o tym powiedziałam, dobrze? – prosi mnie Angelika. – Nie chcę stracić tej pracy. Kiepsko stoję finansowo i rano robię różne rzeczy. Ale łącznie z nocami tutaj jakoś sobie radzę, rozumiesz?

– Tak, oczywiście. Nie przejmuj się. Idę do łóżka, jestem strasznie zmęczona.

– A! I jeszcze jedno. – Angelika przyjmuje poważny wyraz twarzy. – Nie ufaj Susanie, dziennej służącej. To wariatka.

– Jasne. Dziękuję, że mnie uprzedziłaś – odpowiadam, ziewając i nie przykładając specjalnej uwagi do tego komentarza.

Wychodzę, żeby się położyć po raz drugi; zastanawiam się, dlaczego Angelika powiedziała mi to wszystko, nie znając mnie. Sytuacja wydaje mi się bardzo dziwna, jedno jednak jest pewne, coś tu się dzieje i muszę uważać. Manolo, mikrofony, Susana… To wszystko wydaje mi się rodem z telenoweli. Z drugiej strony, nie mogę zbyt wiele wymagać. W końcu jestem w burdelu. I w gruncie rzeczy już sam ten fakt podnosi mi poziom adrenaliny. Po raz pierwszy od dawna w moim życiu dzieje się coś, co sama wybrałam. A to jest najlepsze na świecie.

Otwieram drzwi do pokoju, uważając, żeby nie obudzić Cindy. Ale ona leży w tej samej pozycji, w jakiej się położyła, i śpi jak dziecko. Myślę, że nic nie jest w stanie jej obudzić. Ponownie się kładę i udaje mi się zasnąć, aż do chwili, kiedy Angelika wchodzi do pokoju, jak za pierwszym razem, zapala światło i budzi mnie.

– Słuchaj! Dobrze mówisz po angielsku? – pyta, potrząsając moim ramieniem.

– Tak. Bardzo dobrze.

– Więc wstawaj. Mam klienta w Juanie Carlosie, który chce Europejki mówiącej po angielsku.

Znowu wstawać! Umieram! Ale najgorsze ze wszystkiego jest przygotowanie. Jak mam się umalować, żeby zlikwidować te ślady snu pod oczami? To już wcale nie wydaje mi się zabawne. I to dopiero pierwsza noc, którą tu spędzam.

– Wezwę ci taksówkę, chodź, pospiesz się! – naciska Angelika. – Tu masz dane klienta.

Sam, pokój trzysta piętnaście. Płaci sześćdziesiąt tysięcy peset za godzinę.

Cindy lekko unosi głowę, słysząc cenę, a kiedy widzi, że się przygotowuję, rzuca mi „powodzenia!” i znów zasypia. Już odkryłam, co wyrywa Cindy z letargu – pieniądze. Koło niej leży Estefania. Nie słyszałam nawet, jak weszła do pokoju. Już zasnęła i się nie rusza. Ile nas mieści się na tym łóżku? Spało w nim pięć dziewczyn! Prawdziwy rekord!

Jest piąta rano i myślę, że klient, który przypadł mi tej nocy, musi być w wielkiej potrzebie, skoro dzwoni o tej porze.

Schodzę po schodach bez hałasu i ze złością stwierdzam, że taksówki jeszcze nie ma. Na dole obok jacyś pijani faceci wychodzą z lokalu ze striptisem. Próbują zwrócić na siebie moją uwagę, ale to nie robi na mnie wrażenia. Żyjemy w odmiennych światach. Czuję się ważna. Będę uprawiać seks z mężczyzną, który płaci sześćdziesiąt tysięcy peset w luksusowym hotelu. Pięciogwiazdkowym. I jeśli będę miała trochę szczęścia, przyjemnie spędzę czas. Zaskakuje mnie, że tak myślę, czuję się śmieszna. To tylko kwestia ceny.

W końcu podjeżdża taksówka i kiedy podaję kierowcy adres, natychmiast rozumie, czym się zajmuję. Widzę, jak obserwuje mnie we wstecznym lusterku i próbuje nawiązać ze mną rozmowę. Ale ja tylko się uśmiecham i nic nie mówię.

Przyjechawszy do hotelu, kieruję się prosto do wind, bardzo pewna siebie, nie patrząc nawet na recepcjonistów, bo nie chcę, żeby się mnie czepiali. Zachowując się w ten sposób, robię wrażenie gościa hotelowego. Nikt mnie nie zaczepia i wjeżdżam bezpośrednio na trzecie piętro.

Kiedy klient otwiera mi drzwi, widzę bardzo wysokiego, śniadego mężczyznę. Wygląda na Hindusa, a jego azjatyckie rysy twarzy od razu mi się podobają. Ma na sobie biały szlafrok, co sprawia, że wygląda ciepło i sympatycznie.

Hello, are you Sam? (Cześć, jesteś Sam?) – pytam, odpowiadając na jego uśmiech.

– Yes, you must be the girl from the agency. (Tak, musisz być tą dziewczyną z agencji).

Yes. My name is Val. My pleasure. (Tak, Mam na imię Val. Bardzo mi miło).

Wpuszcza mnie i prowadzi do nocnego stolika, na którym leżą już przygotowane pieniądze.

You can take it. (Możesz je wziąć) – mówi. – It's yours. (Są twoje).

Ok. Thank you – dziękuję mu. – Can I call my agency to say that everything is ok? (Czy mogę zadzwonić do agencji, żeby powiedzieć, że wszystko w porządku?).

Yes, of course. (Tak, oczywiście). – Znika w łazience.

Dzwonię do Angeliki, a później zaczynam się rozbierać. Sam wraca i mówi, że mogę iść do łazienki, jeśli chcę. Za to też jestem mu wdzięczna. Sam częstuje mnie odrobiną czerwonego wina z minibaru.

Spędzam z nim bardzo miło czas. Jest słodki i chociaż nie mam orgazmu, świetnie się bawię. Bosko umie pieścić. Następnie daje mi napiwek w wysokości dwudziestu tysięcy peset i swoją wizytówkę, gdybym czegoś potrzebowała. Obiecuje korzystać z moich usług za każdym razem, gdy będzie w Barcelonie. Muszę już iść, niemal biegiem, ponieważ dzwoni do mnie Angelika, żeby powiadomić mnie, że godzina już minęła. Zupełnie zapomniałam o upływie czasu.

– Ze mną nie ma sprawy – mówi mi Angelika – ale jak zdarzy ci się coś takiego przy Susanie, będziesz miała straszne kłopoty. Tak więc na przyszłość pilnuj czasu. Jeśli nie, pomyślą, że zostałaś z klientem, on ci zapłacił, a ty przychodzisz z pieniędzmi tylko za jedną godzinę, rozumiesz?

Wracam do agencji około szóstej rano, oddaję pieniądze Angelice, ale nie mówię jej nic o napiwku ani wizytówce klienta. I znów idę do łóżka.

Szofer Manolo

3 września 1999

Dziewiąta rano.

Obudziły mnie jakieś straszliwe hałasy i pełne furii krzyki wariata. W łóżku nie ma już nikogo poza mną i kupą pomiętych prześcieradeł, rzuconych w kąt. Wstaję i idę prosto do kuchni, żeby przygotować sobie kawę. W kuchni jest jakiś ciemnowłosy mężczyzna o szerokich plecach, w krótkich spodenkach i kieszenią na pasie, która właściwie za chwilę powinna rozlecieć się na kawałki z powodu nadmiernej zawartości. Na jego zielonej koszulce w stylu safari można przeczytać napis czarnymi literami: „I love Nicaragua”. Wygląda na wściekłego, a Susana jest czerwona jak burak. Mężczyzna uważnie mi się przygląda przez kilka sekund, jakbym była intruzem. Rzeczywiście, nie znamy się, ale zgaduję po stylu ubrania i okrucieństwie rysów twarzy, że to jest Manolo, właściciel. Wygląda tak, jak mi go opisała Angelika. Jestem chyba jedyną dziewczyną, która jeszcze została w burdelu, a to sprawia, że nagle zaczynam się bać tego mężczyzny. Wszystkie dziewczyny zniknęły jak za sprawą jakiejś magicznej sztuczki.

– A kim ty jesteś? – Manolo pierwszy przełamuje lody.

– Cześć, jestem Val. Jestem nowa. Zaczęłam pracę dopiero dwa dni temu.

– A tak! Zona mi mówiła, że jest jakaś nowa dziewczyna. Cześć. Jestem Manolo! – mówi, szarpiąc mnie gwałtownie za rękę na znak powitania.

Nie patrzy mi w oczy, kiedy podaję mu rękę. Wydaje się, że myśli o czymś innym. I nagle, mówi do mnie: – Właśnie mówiłem tej głupiej Susanie, że nie życzę sobie więcej awantur między dziewczętami. Od tego jest służąca, żeby dopilnować, by wszystko było w porządku. Nie uważasz?

Jak może przy Susanie pytać mnie o zdanie? Nie uważam, żeby to było w porządku. Ale jak mam wyjaśnić temu „prymitywowi”, co jest w porządku, a co nie? Ograniczam się tylko do patrzenia na niego. W ciągu tych niewielu godzin, które minęły, zdążyłam już sobie zdać sprawę z tego, że to, czy ma się pracę, czy nie, w dużej mierze zależy od służącej. Jeśli teraz wystąpię przeciwko Susanie, mogę być pewna, że nigdy w ciągu dnia do mnie nie zadzwoni.

– Zrozumiałaś, głupia? Mam już po dziurki w nosie tego, że dziewczyny dzwonią do mnie do domu i się skarżą. Albo będziesz dobrze wykonywała robotę, albo wylądujesz na kurewskiej ulicy!

Właśnie taki wulgarny jest Manolo. Jeśli Susana jest szalona, jak mówiła Angelika, wcale mnie to nie dziwi. Z takim szefem każdy miałby źle w głowie.

Począwszy od tego dnia, staram się mieć jak najmniej do czynienia z Manolem, żeby nie skaził mnie swoim sposobem bycia.

Robię sobie kawę, płacę Susanie sto pięćdziesiąt peset i idę do salonu, bo chcę być sama. Z piętra poniżej dochodzą potworne dźwięki walenia młotkiem i Manolo wściekły wychodzi z kuchni. Prawdę powiedziawszy, ten hałas każdego mógłby wyprowadzić z równowagi.

– Jak dalej będą tak tłuc, to rozwalą ten zasrany budynek! – wrzeszczy Manolo.

Susana idzie za nim jak pies, z papierosem w ręku, zapominając jak ją potraktował. Powtarza każdy jego ruch.

– Tak jest codziennie – wyjaśnia.

– Chcę, żeby skończyli już te pierdolone roboty. Zejdę tam na chwilę i dowiem się jak długo to jeszcze potrwa.

– Jasne.

Manolo odwraca się do Susany i pokazując na nią palcem, mówi:

– Żeby mi to było ostatni raz, te awantury tutaj. Jak nie, na bruk, zrozumiano? Na kurewską ulicę…

– Tak, Manolo – odpowiada Susana przestraszonym głosem.

Później szef patrzy na mnie, robiąc pożegnalny gest ręką.

– Nieprzyjemna sytuacja, prawda? – mówię do Susany głosem wspólniczki.

– Zawsze są jakieś problemy. Ale on ma rację. Nie mogę pozwolić, żeby dziewczyny dzwoniły do niego po nocy i użalały się na swój ciężki los.

Patrzy na mnie dziwnie kątem oka, jakby mnie podejrzewała. Ciekawe, że Susana nie obraża się na Manola. Może ma jakieś dziwne masochistyczne skłonności?

Ktoś dzwoni do drzwi. To klient; Susana szybko wprowadza go do salonu, a ja biegiem uciekam do małego pokoju, z kawą w ręku. Za chwilę Susana wchodzi i mówi, żebym się przygotowała, bo jestem jedyną dziewczyną w burdelu.

– Susano, nie mogę się pokazać w takim stanie. Spójrz, jak ja wyglądam! Mam podkrążone oczy i jestem śpiąca. Muszę iść do domu odpocząć.

– Kochana moja! Co ty mówisz? Myślałam, że chcesz pracować?

– Oczywiście, że chcę pracować, ale jak jestem w dobrej formie.

– No już, natychmiast się przygotujesz, umalujesz i przedstawisz klientowi. To on zdecyduje, czy wyglądasz dobrze, czy źle.

Nie odważam się jej odpowiedzieć, nie z tchórzostwa – powiedziałabym kilka rzeczy do słuchu tej kobiecie – tylko nie chcę wywoływać awantur. Oczywiście, że chcę pracować. Więc się przygotowuję.

Tak jak podejrzewałam, moja zmęczona twarz nie przypada klientowi do gustu. Pozdrawia mnie, a następnie prosi o book ze zdjęciami, ponieważ ja mu nie odpowiadam.

– Widzisz, mówiłam ci – opowiadam Susanie, wkładając dżinsy.

– Możesz już iść do domu. Zaraz wróci Estefania. Właśnie po nią dzwoniłam, jadła śniadanie na mieście. Ona na pewno zostanie z klientem. Nie wiem, co zrobiłaś, że tak po tobie widać nieprzespaną noc – mówi, przyglądając mi się z niesmakiem.

Słysząc tę wypowiedź, rozumiem, dlaczego dziewczyny są tak próżne i bez przerwy sobie coś kupują i spędzają całe dni przed lustrem. Przy takich komentarzach biedna dziewczyna może wpaść w depresję, spędzić życie na sali operacyjnej i stracić szacunek dla siebie. Ale ponieważ moje poczucie wartości już znajduje się na najniższym poziomie, nie przejmuję się Susaną, zabieram swoje rzeczy i idę do domu.

Gąbka

4 września 1999

Wczoraj w nocy nie poszłam do pracy, bo zaczął mi się okres. Czułam się okropnie i przeleżałam w łóżku cały dzień.

I wtedy o jedenastej rano zadzwoniła Cristina, właścicielka, która chciała się dowiedzieć jak się czuję i zorganizować moją sesję z fotografem, żebym miała własne portfolio.

– Fatalnie, Cristino. Naprawdę, nie najlepiej. Będę w takim stanie przez jakieś sześć dni.

– Sześć dni?! – krzyczy. – Tak długo masz okres?

– Niestety, tak. Ale myślę, że za trzy dni będziemy mogły zrobić zdjęcia.

– Dobrze. Porozmawiam z fotografem. Chciałam pojechać na Costa Brava. To bardzo piękna okolica i można zrobić bardzo eleganckie zdjęcia. Co o tym myślisz?

– Fantastycznie.

– Trzeba będzie wyjechać wcześnie rano, tak kolo szóstej, żeby wykorzystać światło.

– Rozumiem. Szósta to dość wcześnie, ale mi odpowiada. Chcę już zrobić te zdjęcia.

– Może wpadniesz po południu, porozmawiałybyśmy o strojach, jakie powinnaś zabrać? Będę na miejscu około czwartej.

– Dobra! Wobec tego spotkamy się po południu.

Kiedy przyjeżdżam do burdelu, jest tam więcej dziewczyn niż zazwyczaj. Wszystkie są w salonie, jak zawsze, i oglądają jakąś telenowelę w telewizji. Cindy, portugalska dziewczyna, kręci się po całym pokoju z laską cynamonowego kadzidła.

– Cynamon przyciąga pieniądze – wyjaśnia mi, widząc, że przyglądam się jej zdezorientowana. – Później pójdę do kuchni i ustawię cynamon przy telefonie. Żeby klienci dzwonili.

Robi wrażenie poważnej, kiedy tłumaczy mi to wszystko. Zaczynam się śmiać, przestaję zwracać na nią uwagę i staję jak wryta na widok blondynki wychodzącej z łazienki. Wygląda jak lalka Barbie, z taką samą długą blond grzywą, w koszulce opinającej jej wielki silikonowy biust, który współgra z ustami wykonanymi z tego samego materiału, niesamowicie mięsistymi. Ta kobieta wygląda, jakby się miała udusić pod takimi piersiami. Oczy ma bez wyrazu, tak bardzo rozciągnięte, że mam wrażenie, że jej chirurg nieco przesadził. Jest niziutka, ale we wszystkich właściwych miejscach bardzo zaokrąglona. Jak może istnieć takie barbarzyństwo? Patrzy na mnie, ale się nie wita. Idzie i siada obok Isy, która właśnie wypróbowuje nową szminkę przed małym, kieszonkowym lusterkiem. Od razu rozumiem, że się przyjaźnią i dlatego ta Barbie mnie nie lubi. Isa z pewnością już zdążyła ją ustawić przeciwko mnie.

Cristina wychodzi z kuchni.

– Chodź, tu będzie nam wygodniej rozmawiać – mówi do mnie wesoło.

Porusza się z trudem. Jest już chyba w ósmym miesiącu ciąży. Ale za każdym razem, gdy ją widzę, jest w doskonałym humorze.

– Ta blondynka, którą widziałaś, to Sara. Jeszcze jej nie znasz, prawda?

– Nie, widziałam ją pierwszy raz – odpowiadam.

– Więc powiem ci, że pracuje z nami od wielu lat. Mężczyźni ją uwielbiają.

– Tak?

Myślę z obrzydzeniem, że mężczyźni w ogóle nie mają gustu.

– Jest trochę dziwna, na początku, ale nie przejmuj się, w końcu będziecie ze sobą rozmawiać.

Tak naprawdę mało mnie obchodzi, kto się do mnie odzywa, a kto nie. Zależy mi tylko na tym, żeby między dziewczynami w burdelu było więcej poczucia jedności i solidarności. Widzę jednak, że tak nie jest. A to mnie mocno rozczarowuje.

– Codziennie myślę, że eksploduję – mówi Cristina. – Nie mogę już znieść tej ciąży. Marzę o tym, żeby już urodziło się to dziecko…!

– Wyobrażam sobie – odpowiadam. – A przy tym potwornym upale musisz strasznie cierpieć, prawda?

– Tak, poza tym nikt mi nie pomaga. Jestem sama tutaj, na ulicy, w domu. Manolo jest bardzo dobry, ale zajmuje się tylko swoimi sprawami. Nie ułatwia mi pracy. Słyszałam, że poznałaś mojego męża.

– Tak, wczoraj rano. Bardzo źle wyglądałam, bo zbliżał mi się okres i w takim stanie widział mnie pierwszy raz.

– Strasznie wrzeszczy, prawda? – mówi, śmiejąc się. – Bez przerwy mu powtarzam: Manolo, nie denerwuj się, ale on nie zwraca na mnie uwagi. Oj! – wzdycha z ręką na brzuchu – ja jestem jego przeciwieństwem, przynajmniej tyle! W tej pracy nigdy nie wolno tracić zimnej krwi. Zawsze są jakieś problemy, i należy podchodzić do nich z dużym spokojem, prawda?

– Wydaje mi się, że tak.

– Manolo i ja mamy też sklep z odzieżą. Wpadnij któregoś dnia. Jest tam sporo ładnych rzeczy. Może powinnaś odnowić swoją garderobę. Dam ci dobrą cenę.

– Dlaczego nie?

– A wracając do tematu, jeśli termin ci odpowiada, pojedziemy pojutrze zrobić ci zdjęcia. Musisz przywieźć eleganckie ubrania, nocne stroje i twój własny zestaw do makijażu. Z całą pewnością trzeba cię będzie podmalować, bo będziesz się bardzo pocić – wyjaśnia, sprawiając na mnie wrażenie wszechwiedzącej. I dodaje: – Jeśli chodzi o twój okres, zdajesz sobie sprawę, że możesz stracić dużo pieniędzy, nie pracując przez te dni?

– Tak, wiem, ale co mogę zrobić? – odpowiadam z rezygnacją.

– Istnieje metoda na pracę podczas okresu, tak żeby klient się nie zorientował.

– Jaka?

To rzeczywiście niespodzianka. Każdego dnia przepracowanego w tym burdelu coraz bardziej się dziwię. A Cristina kontynuuje wyjaśnienia.

– To takie zawodowe sposoby, kochana. Kiedy masz klienta, zamiast zakładać tampax, używaj gąbki, takiej grubszej z dziurkami. Odcinasz kawałek nożyczkami, bo cała to za dużo. W czasie stosunku klient się nie zorientuje.

– I to naprawdę się udaje? – pytam z niedowierzaniem.

– Oczywiście, że tak! Spróbuj, to się przekonasz.

Ta kobieta ma niewzruszony zamiar uczynienia mnie maksymalnie rentowną.

– Mówię ci o tym, bo tej nocy trzeba razem z Cindy usłużyć dwóm politykom z Madrytu i uważam, że jesteś odpowiednią do tego osobą. Chcą dziewczyn, które nie są wulgarne, żeby wyjść z nimi i się czegoś napić. Na razie zapłacili za godzinę rozmowy i nic więcej. Później, jak im się spodobacie, na pewno będziecie mogły pójść z nimi do hotelu.

Zastanawiam się przez chwilę i takie spotkanie wydaje mi się interesujące. Godzę się więc.

– Dobrze. O której spotkanie?

– O północy. Tylko jeden z nich dwóch wie, że jesteście z agencji. To musi wyglądać na przypadkowe spotkanie, tak jakbyś była jego znajomą. Jego przyjaciel w żadnym wypadku nie może się dowiedzieć, że tamten wam zapłacił, rozumiesz?

– Tak, ale w jaki sposób? – pytam.

Ta historia wydaje mi się obmyślona bez głowy.

– Manuel, nasz wspólnik, tak go nazwijmy, przyjdzie do baru z kolegą około dwunastej. Będzie miał szary garnitur i czerwony krawat od Loewe. Kiedy go zobaczysz, zawołasz go, mówiąc, że jesteś dziewczyną, którą poznał w obojętnie jakim miejscu. Ty sama. Wtedy on zaproponuje, że was zaprosi na drinka, a wy usiądziecie z nimi. I gotowe!

– Dobra, postaram się, żeby wszystko poszło dobrze.

– Cieszę się! Manuel już widział zdjęcie Cindy i wspominałam mu o tobie. Skoro ty mówisz po hiszpańsku lepiej od Cindy, zajmiesz się tym, żeby doszło do spotkania. Przyjaciółka, która ci towarzyszy, właśnie przyjechała z Lizbony. – Cristina milknie na chwilę i zapisuje mi adres na kartce. – O północy w tym barze. Najpierw wpadnij tutaj po Cindy i pojedziecie we dwie.

– Zrozumiałam.

– A pojutrze widzimy się o szóstej, zgoda?

– Zgoda.

Niepoprawne politycznie…

Nocą 4 września 1999

Po spotkaniu z Cristiną idę do domu wybrać ubrania na dzisiejszy wieczór i sesję fotograficzną na pojutrze. Wracam później do burdelu z bardzo dziwnymi odczuciami. Lubię spotkania tego typu. To bardzo podniecające, poziom adrenaliny mi skacze, a skronie niemal eksplodują od szybkiego przepływu krwi.

Kiedy przyjeżdżam, Cindy już jest gotowa i łapiemy taksówkę, żeby pojechać do baru, w którym mamy spotkanie. Wyobrażam sobie tych polityków, bardzo poważnych, w eleganckich garniturach od Ermenegildo Zegna, z kieszeniami pełnymi papierów oraz wizytówek i skórzanymi teczkami, w których są zamknięte nie wygłoszone jeszcze przemowy napisane przez osoby sprawniejsze we władaniu słowem. Nigdy nie przebywałam z żadnym politykiem. Mamy rozmawiać przez godzinę. Co będziemy im opowiadać?

– Ty wiesz, jaki jest ten Manuel? – pyta Cindy, przerywając mój wewnętrzny monolog.

– Nie mam pojęcia! – wykrzykuję. – Wiem tylko, że ma szary garnitur i czerwony krawat od Loewe.

– A po czym się poznaje, że to krawat od Loewe? – pyta Cindy, obciągając spódnicę, która jej się zadarła przy wsiadaniu do taksówki. Szarpie ją delikatnie, bo część utknęła jej pod tyłkiem. Widzę wówczas bardzo ładne, ozdobione koronką, pończochy samonośne. Ubrała się bardzo seksownie na ten wieczór.

– Nie wiem, ale ich znajdziemy.

Bar znajduje się w Tibidabo i ma wspaniały widok na Barcelonę. Jest dość ciemny, a muzyka chyba nie może już grać głośniej. I w tej scenerii mamy znaleźć dwóch polityków z Madrytu. O Boże! Będziemy musieli wrzeszczeć, żeby się zrozumieć!

Zostawiam Cindy na chwilę samą, ponieważ muszę iść do łazienki, gdyż swoją gąbkę mam w torebce. Czekam do ostatniej chwili, żeby ją założyć. Już w domu zadałam sobie trud, żeby pociąć ją na trzy części, dlatego że cała była za duża. Kiedy już jestem zamknięta w toalecie, biorę kawałek gąbki i umieszczam ją ostrożnie we właściwym miejscu. Ta operacja zajmuje mi trochę czasu, nie jestem bowiem przyzwyczajona do wkładania czegoś tak suchego. Ponownie spotykam się z Cindy, która obserwuje mężczyzn wchodzących do baru. W ciemnym świetle lokalu wszystkie garnitury wydają się szare jak koty o zmierzchu i wydaje mi się, że zadanie polegające na znalezieniu dwóch facetów, których nie znamy, będzie dość trudne.

– Widzisz coś? – pyta mnie Cindy.

– Nie, nic. Jeszcze nie ma północy. Poza tym nie wierzę, żeby byli punktualni. Poczekajmy trochę.

Zamawiamy po drinku, Cindy gin z tonikiem, a ja whisky z coca – colą i zaczynamy rozmawiać. Ta dziewczyna wydaje mi się bardzo miła, ma własne poglądy i strasznie nie lubi mężczyzn, czego wcale nie próbuje ukryć.

– Nie chcę nic wiedzieć o mężczyznach. Ja tylko z nimi pracuję. Jeśli chodzi o inne sprawy, nic a nic – mówi, podnosząc szklankę, żeby się ze mną stuknąć.

– Ale nie masz nawet narzeczonego?

– Narzeczonego?! – niemal krzyczy. – Oszalałaś! Żeby mnie kontrolował, odkrył czym się zajmuję, a potem robił mi sceny? Nie, nie! Już wystarczająco dużo przeżyłam z ojcem mojej filha.

– I co się z nim stało?

– Dwa lata po urodzeniu córeczki zostawił mnie dla innej. To się stało, tak, proszę pani! Od tamtej pory prawie nie przychodzi zobaczyć swojej filha. Świnia! A w dodatku ten głupiec ma forsę! Dlatego nie mam chłopaka. Poza tym nie umiałabym już być z mężczyzną, który nie dawałby mi pieniędzy.

– O rany! – Nie wiem co jej powiedzieć. – A w burdelu jak ci idzie?

– Dobrze. Są momenty, że jest dużo pracy, a potem nic. Ale zawsze coś dziabnę!

– Dziabniesz? – Cindy jest bardzo sympatyczna, ale strasznie trudno mi ją zrozumieć w tym zgiełku ludzkich głosów i muzyki. Jej określenia i portugalskie wtręty w każdym zdaniu stają się kompletnie nieczytelne.

– Tak. Zawsze znajduję jakąś pracę, rozumiesz? Przedtem pracowałam w Nowym Jorku i Londynie. Już od dawna się tym zajmuję. A Ty? Dlaczego tu jesteś?

Nie chcę wchodzić w szczegóły swojego życia, chociaż Cindy budzi we mnie sporo zaufania.

– Z winy mężczyzny, który mnie okradł. Mam długi.

– Świetnie. A teraz ty odbierasz mężczyznom pieniądze. Rewanż?

– Nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby chodziło tylko o to.

Kiedy usiłuję wyjaśnić Cindy powody mojego przyjścia do burdelu, czuję, że ktoś mi się przygląda. Instynktownie podnoszę wzrok i widzę mężczyznę mówiącego coś do ucha swojemu przyjacielowi. Dwóch samotnych mężczyzn. To na pewno oni! Nie udaje mi się rozróżnić koloru krawata. Wydaje mi się tylko, że to jakiś żywy kolor. To jedyna tu obecna męska para, więc nie zastanawiając się dłużej i zostawiając Cindy w pół słowa, postanawiam podejść do mężczyzny, który mi się przygląda. Ale gdy wstaję, czuję, że przeszkadza mi coś między nogami. To ta przeklęta gąbka, która się przesunęła i sprawia mi potworny ból. Poza tym mam okropne wrażenie, że chodzę jak kaczka.

Cindy, która dostrzega, że coś jest nie tak, bierze mnie pod rękę.

– Dobrze się czujesz? – pyta wyraźnie przejęta.

– Tak, tak. Nic mi nie jest. To ta wstrętna gąbka… Poczekaj, mam wrażenie, że to oni. Tam, w kącie baru. Zaraz wracam.

Czuję, że poci mi się twarz, ale skoro już wstałam i na nich patrzę, powinnam podejść. Robię co mogę.

– Manuel? To ty? – pytam z lekkim uśmiechem na ustach.

– Nie. Jestem Antonio, a to mój przyjaciel Carlos. A jak ty się nazywasz, ślicznotko? – odpowiada mi osobnik w prawdopodobnie szarym garniturze i krawacie w żywym kolorze.

Gdy tylko wymawia swoje imię, mina zmienia mi się natychmiast.

– Przepraszam, pomyliłam cię z kimś. Przykro mi, byłam pewna.

Szybko odchodzę, zanim zupełnie wypełni mnie uczucie wstydu. Niepotrzebnie podchodziłam, śmiesznie się poruszając, z tym okropnym wrażeniem, że noszę pieluszkę. Wracam do stolika, gdzie Cindy z zapałem rozmawia z jakimiś typami przy sąsiednim stoliku.

– Są z Kuwejtu – wyjaśnia mi. – Mówią po angielsku i ani słowa po hiszpańsku. Ja trochę mówię po angielsku, ale sprawia mi to trudność, a ty?

– Ależ Cindy, co ty wyprawiasz? Czekamy na dwóch klientów. Nie możesz rozmawiać z tymi facetami!

Kuwejtczycy przyglądają mi się z uśmiechami, które dużo mówią na temat ich intencji.

– Słuchaj, jeśli ci faceci nie przyjdą, pójdę z jednym z nich. Mają pieniądze i na pewno dobrze zapłacą. Wszystko dla mnie. Nie powiemy o tym w agencji.

– Oszalałaś, czy co? Susana wciąż czeka na mój telefon, a ci politycy się nie pojawili. Jeśli nie przyjdą, będziemy musiały wrócić do burdelu.

– Dobra, niech sobie jeszcze poczeka, poza tym pójdzie sobie i zastąpi ją Angelika, która jest w porządku. Wrócimy i powiemy, że czekałyśmy, ale się nie zjawili. A w tym czasie zajmiemy się tymi.

Dla niej to takie proste.

Do you want to drink something? (Czy napije się pani czegoś?) – proponuje mi jeden z nich.

No, thanks. I am sorry, but we are waiting for some friends (Nie, dziękuję. Przykro mi, ale czekamy na przyjaciół) – odpowiadam mu najgrzeczniej na świecie.

Denerwuje mnie ta sytuacja.

– Dam im swój numer telefonu – mówi Cindy. I zaczyna szukać długopisu w torebce, żeby zapisać im numer na kartce.

Don't hesiate to call me (Możesz do mnie zadzwonić) – mówi do jednego z nich, podając mu papierek.

– Jesteś zadowolona? – mówię do niej z urazą. – Wszyscy na nas patrzą. Teraz widać, że jesteśmy dziwkami.

– Nie złość się. Z czasem zaczniesz robić to samo, co ja, przekonasz się! Facet, który na ciebie patrzy, to prawie pewne pieniądze w banku.

I zaczyna się śmiać.

Może ma rację, może jeszcze nie umiem tego robić?

– Val?

Odwracam się, żeby zobaczyć, kto się do mnie zwraca, i widzę naprzeciwko trzydziestosiedmioletniego mężczyznę w szarym garniturze i czerwonym krawacie. Jest przystojny i widać, że to facet z klasą. Odzywam się bez zastanowienia:

– Manuel? Oczom nie wierzę! Co ty tu robisz? Nie mieszkasz w Madrycie?

Całuje mnie w oba policzki, jakbyśmy się znali całe życie.

– Niech ci się przyjrzę. Nic się nie zmieniłaś!

Kontynuuję grę. Jest bardzo zabawnie. Widzę, że Cindy ukrywa uśmiech.

– Ty też nie! – mówię, uśmiechając się szeroko. – Pozwól, że przedstawię ci moją przyjaciółkę. Cindy, to Manuel, mój stary znajomy.

Manuel wita się z Cindy, całując ją w rękę. Potem Cindy przysuwa się do mnie i szepce:

– Wzruszająca scena!

Nie zwracając na nią uwagi, odwracam się do Manuela, obok którego teraz ktoś stoi.

– Przedstawiam ci mojego przyjaciela i kolegę, Rodolfa. Mieliśmy konferencję w Barcelonie, a on dziś ma urodziny. Postanowiliśmy więc tu je uczcić.

– Bardzo mi miło, Rodolfo, wszystkiego najlepszego – mówię, ściskając jego rękę.

– Bardzo miło i wszystkiego najlepszego – naśladuje mnie Cindy.

Rodolfo też jest dość przystojnym i bardzo sympatycznym mężczyzną. Ale Manuel podoba mi się bardziej.

– Czekacie na kogoś? – pyta mnie Manuel, z jawną intencją przyłączenia się do nas.

Problem będzie teraz polegać na tym, jak się podzielić. Jeśli dobrze zrozumiałam, Rodolfo ma pierwszeństwo, skoro to jego noc. Manuel zostanie z dziewczyną, której nie wybrał przyjaciel.

– Nie, proszę dotrzymajcie nam towarzystwa, jeśli macie ochotę – proponuję im grzecznie.

Po chwili wahania Rodolfo siada koło Cindy. Wygląda na to, że dokonał już wyboru. Manuel rozsiada się na wolnym krześle, a ja jestem uradowana.

– Nadal zajmujesz się polityką? – pytam go.

– Tak. Z czegoś trzeba żyć.

Rzeczywiście wygląda na to, że do perfekcji opanowaliśmy nasze role. Przysuwa się do mnie i pyta szeptem:

– Twoja przyjaciółka wie, że Rodolfo nie może się o niczym dowiedzieć, prawda?

– Tak. Nie przejmuj się.

– Dobrze. Wiesz, jesteś całkiem, całkiem! – mówi niespodziewanie.

– Och! Ty też. I cieszę się, że twój przyjaciel wybrał Cindy.

– Ja też! Bałem się! – mówi, patrząc mi w oczy. Nie odpowiadam. Trochę mnie onieśmiela.

– Jesteś niewiarygodna! Naprawdę zachowujemy się jak starzy przyjaciele.

Podoba mi się ten polityk. I chcę z nim iść do łóżka.

Gdy już porozmawiałyśmy sobie z naszymi partnerami, przypominam sobie nagle, że miałam zawiadomić Susanę. Przepraszając, że muszę skorzystać z toalety, oddalam się od stolika.

Dzwonię, odpowiada mi Angelika, która już puszcza dym uszami przez słuchawkę. Wykorzystuję sytuację również po to, żeby poprawić sobie tę cholerną gąbkę, której nie mogę już znieść. Cóż za pomysł miała Cristina! To pierwszy i ostatni raz, kiedy zakładam sobie to świństwo!

Kiedy wracam do stolika, Rodolfo bardzo źle się czuje i jest mu niedobrze, ponieważ za dużo wypił tej nocy. Manuel jest zmartwiony, ale uświadamia mi, że lepiej będzie, jeśli wrócą do hotelu. Próbuję przekonać go, że możemy się spotkać później w jego pokoju, ale się nie zgadza. Wyjaśnia mi, że nie chce ryzykować, skoro jego przyjaciel jest w takim stanie.

Cindy i ja czujemy się głupio, a przede wszystkim jesteśmy sfrustrowane, bo obu nam podobali się ci mężczyźni. Obok nadal siedzą faceci Z Kuwejtu, którzy chcą ponownie nawiązać rozmowę. Perswaduję Cindy, żebyśmy nie zwracały na nich uwagi, i po krótkim czasie wsiadamy do taksówki i wracamy do burdelu.

Walc markiza de Sade

5 września 1999

Czwarta po południu.

Budynek stoi naprzeciwko placu Barcelonety, w dzielnicy znanej wszystkim z tego, że pozostawia wiele do życzenia.

Zgodziłam się tam pójść między innymi dlatego, że Susana po raz pierwszy zadzwoniła do mnie w ciągu dnia, i czaję się uprzywilejowana. Chcę ją przekonać, że zawsze może na mnie liczyć. Susana dala mi dokładne wskazówki na temat tego szczególnego klienta i zbliżam się do jego mieszkania, pewna siebie, w dżinsach i białej koszulce.

– Nie ubieraj się wymyślnie – poradziła mi Susana. – Dżinsy i żadnego makijażu. On chce małą dziewczynkę, a ty nie masz piętnastu łat.

Ten bezsensowny komentarz rozzłościł mnie na chwilę, ale szybko podniecił mnie pomysł udawania podrastającej panienki. W końcu będę robić coś innego! Zaczynali mnie już nużyć mężczyźni płacący za normalny stosunek seksualny. Po spotkaniu z politykami miałam ochotę wyrwać się z tej rutyny, a to zlecenie zapowiadało się interesująco.

Kiedy wchodzę do budynku, zdaję sobie sprawę, że nie ma w nim windy. Jest bardzo stary, a parter w sobotnie noce służy za kwaterę główną drobnych przestępców, ponieważ ściany są pełne graffiti, a kąt pod schodami nosi ślady umyślnych podpaleń. Puszki po coca – coli leżą porozrzucane na ziemi, a smarkacze, widząc, że się zbliżam, zaczynają grać nimi w piłkę nożną, chcąc się przede mną popisać.

Klient mieszka na ostatnim piętrze. Zbieram całą odwagę i zaczynam wchodzić po schodach po dwa stopnie, na piąte piętro. Jestem trochę zdenerwowana, ponieważ zastanawiam się z jakiego typu człowiekiem przyjdzie mi się spotkać w tak ohydnym miejscu.

Kiedy pokonuję ostatni stopień schodów, dzwoni moja komórka.

– Tak?

Muszę niemal krzyczeć, bo dzieci z dołu strasznie hałasują.

– Dojechałaś? – pyta mnie niecierpliwie Susana. – Pół godziny jedziesz taksówką. Co ty robisz? Klient na ciebie czeka!

– Miałam do ciebie telefonować. Już prawie dzwoniłam do drzwi – mówię bez tchu i nagle czuję, że ze szczytu schodów ktoś mi się przygląda.

Ciemny mężczyzna, o mocnej budowie ciała patrzy na mnie z niechęcią, stojąc w drzwiach, do których zbliżam się z telefonem w ręce.

– Musimy kończyć – informuję Susanę, obserwując mężczyznę dającego mi znaki, że mam natychmiast wyłączyć komórkę. Wygląda na to, że jest wściekły.

Rozłączam się.

Wpuszcza mnie szybko, bez słowa, patrzy w głąb korytarza, żeby sprawdzić, czy ktoś mógł zobaczyć tę scenę.

W mieszkaniu prowadzi mnie do salonu, cały czas w milczeniu, i po jakimś czasie wybucha ze złością:

– No, przykładem dyskrecji to ty nie jesteś!

Aż do tego momentu wydawało mi się, że ten pan jest niemową. Ale jego groźny głos zaskakuje mnie i sprawia, że zaczynam się źle czuć.

– Przykro mi! Masz rację. Powinnam była wyłączyć komórkę.

– Powiedziałem o tym twojej szefowej. Żadnych komórek! Nie chcę, żeby moi sąsiedzi się dowiedzieli, że płacę kurwie.

To słowo źle na mnie działa. Ale patrząc w twarz tego człowieka, nie mam odwagi mu odpowiedzieć.

– Ile masz lat?

– Dwadzieścia dwa.

– Prosiłem o młodszą dziewczynę.

Zapala papierosa. Nie odzywam się. Już odjęłam sobie osiem lat, więcej nie mogę. W mieszkaniu panuje ciężka atmosfera. Pokój śmierdzi starymi meblami i kurzem, a ten zapach sprawia, że źle się czuję. Staram się odprężyć.

– Jak milo jest mieszkać nad samym morzem! – mówię, podchodząc do tarasu.

– Co ty mówisz? Nie widzisz, że to gówniane mieszkanie?

Oczywiście ma rację. To stare mieszkanie, urządzone starymi meblami, z podartą sofą i szarą, brudną podłogą, wykonaną z tanich kafli upstrzonych czarnymi plamami, gdzie stoją rozchwierutane sprzęty, a ściany są pomalowane na bladożółty kolor, z białymi plamami po odpadniętym tynku. Wszystko to daje świadectwo, jak mało o to mieszkanie dbali lokatorzy.

– No, ale za oknami masz morze – upieram się.

– Mam w dupie morze! Mieszkam w gównianym mieszkaniu!

Oczywiście uparł się dyskutować z każdym moim komentarzem. Pada na sofę, przykrytą starym zmechaconym kocem w kratkę, ledwie ją osłaniającym. Moja praca zapowiada się nie najlepiej. Facet jest zgorzkniały i rozżalony, a poza tym chyba nie bardzo mu się podobam.

– Podejdź bliżej, niech ci się przyjrzę.

Rozwalił się na sofie. Zbliżam się ku niemu, on każe mi się obrócić, żeby móc mnie obejrzeć z przodu i z tyłu. Potem ściąga spodnie i prosi, żebym go naśladowała. Ponownie wstaje, w skarpetkach ozdobionych pyłkami z koca, które przyczepiły się do nich w dużych ilościach, po czym podchodzi do aparatury muzycznej. Włącza CD.

– Tańczysz? – pyta.

– Tak – mówię, sądząc, że odrobina muzyki może go ułagodzić.

Po pięciu minutach, znudzony tańcem i muzyką, rozkazuje mi:

– A teraz chcę, żebyś stanęła na czworakach.

Wyciąga z kieszeni spodni pieniądze, którymi ma mi zapłacić, i rzuca je na podłogę.

Przyglądam mu się przez chwilę, żeby zrozumieć o co mu chodzi; jestem posłuszna i się schylam.

Wówczas on wykorzystuje moją pozycję i dosiada mnie jak jeździec konia. Nie mam najmniejszej wątpliwości – spotkałam wściekłego szaleńca, który ma niewzruszoną chęć upokorzyć mnie. Tylko tego mi brakowało! Zaczyna mnie ujeżdżać, brutalnie ciągnie mnie za włosy, jak jakiś dzikus. Jego ciało dużo waży i uciska mi kości lędźwiowe.

– Co robisz?! – krzyczę, podnosząc się gwałtownie.

– Nie podoba ci się?

– Jak ma mi się podobać?! Sprawiasz mi ból.

– Skoro płacę, robię to, na co mam ochotę!

– Przepraszam – mówię, czerwona jak burak – ale bardzo się mylisz. Nie przyszłam z agencji sado – maso. Skoro chcesz upokarzać kobiety, są dziewczyny, które się w tym specjalizują! Ale ja do nich nie należę.

Zaczynam odczuwać nieprzyjemny dreszcz strachu, bo nie wiem jak może zareagować na to ten wariat.

– Więc tak, chciałem upokarzać i uważam, że można to robić z pierwszą lepszą kurwą. Ale widzę, że nie chcesz współpracować – mówi obraźliwym tonem.

– Przepraszam, ale nie jestem pierwszą lepsza kurwą, jak mówisz Jeśli chcesz, mogę wyjść. Zapłacisz mi za taksówkę i z głowy – oznajmiam mu, pragnąc najbardziej ze wszystkiego, żeby się zgodził.

Atmosfera jest przygniatająca.

– Nie, nie! Zadzwoń do swojej agencji i powiedz, że zostajesz na godzinę.

Nic nie rozumiem.

– Ale bez fizycznego okrucieństwa, zgoda?

– Nie przejmuj się – mówi, patrząc na mnie jak morderca – bez fizycznego znęcania się.

Mało przekonana dzwonię do Susany, ale zupełnie nie mam ochoty zostawać z tym facetem, który wydaje mi się przedziwny. Mam nadzieję, że Susana usłyszy strach w moim głosie i każe mi wracać natychmiast. Poza tym ta nagła zmiana w nim nie wróży nic dobrego.

– A teraz natychmiast do pokoju – mówi, gdy tylko się rozłączyłam.

Wskazuje mi drogę do sypialni, która jest maleńka i brudna. Pośrodku stoi wąskie łóżko. Facet zdejmuje ze mnie bieliznę, przygląda mi się i dosłownie rzuca mnie na nie.

Później znika w łazience. Wykorzystuję tę chwilę samotności, żeby się rozejrzeć, próbując zrozumieć z jakim typem człowieka muszę się przespać. Są tu rozmaite książki, ustawione na regale, o tytułach przyprawiających O dreszcze, i kompletna kolekcja dziel Sade'a, przetłumaczonych na hiszpański. I fetysze. Na ścianie wisi długi bat i skórzana maska. Znalazłam się w domu Hannibala Lectera we własnej osobie!

Wychodzi z łazienki w maleńkiej przepasce na biodrach i zaczyna się przede mną przechadzać jak ekshibicjonista.

– Obserwuj mnie i nic nie mów – mówi, patrząc na mnie wychodzącymi z orbit, strasznymi oczami.

Przepaska uciska mu genitalia w taki sposób, że musi ją zerwać gwałtownym ruchem, po czym zakłada prezerwatywę i bez gry wstępnej szuka palcami drogi do mojego wnętrza. Dobrze przynajmniej, że laboratoria farmaceutyczne wymyśliły glicerynę!

Kiedy mnie penetruje, mamrocze potworne rzeczy. A mnie w głowie tylko jedno – skończyć z tym jak najszybciej i wydostać się z tego miejsca. Waga jego obleśnego ciała na moim przypomina stutonową skałę, a każdy ruch, który wykonuje, sprawia, że czuję odór ciała dzikiego zwierzęcia. W chwili, gdy się spuszcza, tę masę ogarnia seria drgawek i konwulsji, trudnych do wytrzymania. Kiedy już jest po wszystkim, biorę swoje ubranie i zaczynam się ubierać już w drodze do drzwi. Zbiegam ze schodów i przed dziwnie cichymi łobuziakami wykonuję sprint godny mistrzostw w lekkiej atletyce. Chcę uciec od tego typa i pozostawić za sobą wszystkie wulgarne słowa, które do mnie mamrotał. Biegnąc, mam nadzieję, że te słowa rozwieje wiatr. W końcu, bez tchu, zatrzymuję się i nie próbując się powstrzymać, zaczynam płakać, wypłakuję wszystkie zgromadzone łzy, całą powstrzymywaną wściekłość.

W oku obiektywu

6 września 1999

Szósta rano.

– Susana wszystko mi opowiedziała – mówi Cristina, bez cienia współczucia, pojawiając się w drzwiach. – Na tym świecie wszystko się zdarza i będziesz musiała się przyzwyczaić, bo spotkasz jeszcze niejednego takiego świra.

– Niemal mnie zranił – mówię z naciskiem.

Mój głos brzmi groźnie, tym bardziej że prawie nie spałam i jestem w bardzo złym humorze. Wcale nie podoba mi się, że muszę ładnie wyglądać do zdjęć, ale będę robić dobrą minę. Od tego zależy moja praca.

Na ulicy czeka na nas samochód. Za kierownicą siedzi Ignacio, fotograf, a obok niego pomocnik, który okaże się bardzo przydatny przy poprawianiu makijażu.

– Poza rym chciałam ci przypomnieć, że to bardzo ważne, żebyś dzwoniła do Susany, gdy tylko znajdziesz się w domu klienta. W przeciwnym wypadku uznamy, że dojechałaś wcześniej i wyciągnęłaś od niego ekstra kasę. To się już kilka razy zdarzyło z innymi dziewczynami i dlatego Susana do nikogo nie ma zaufania. Tak samo przy wyjściu. Chcemy znać dokładne godziny waszej pracy. Jeśli klient życzy sobie więcej czasu, dzwonisz do Susany i mówisz jej o tym.

– Miałam zadzwonić do Susany, ale ona się pospieszyła. Klient mieszkał bardzo daleko i nawet jadąc taksówką, przy tych korkach spóźniłam się. Ale nie byłam z nim dłużej, Cristino!

– Susana jest przekonana, że tak.

Zanim znów zaprotestuję, Cristina postanawia zakończyć dyskusję.

– Tym razem nic się nie stało – mówi – ale niech to będzie pierwszy i ostatni raz!

Patrzę na nią oburzona, ale nic nie mówię. Zapowiada się napięty poranek.

Po drodze ledwie się do siebie odzywamy. Wszyscy są zmęczeni. Ja głównie dlatego, że dopiero przyzwyczajam się do wstawania o świcie. Poza tym jestem obrażona na Susanę. Nie pojmuję, jak może myśleć i mówić o mnie w ten sposób. Jestem kim jestem, ale nie złodziejką.

Przed rozpoczęciem sesji zdjęciowej zatrzymujemy się w jakiejś wiosce na śniadanie w barze.

– Cristina mi powiedziała, że odwalasz w burdelu świetną robotę – mówi Ignacio, przerywając milczenie.

– Tak, jak na razie idzie mi dobrze.

– Przekonasz się, że ze zdjęciami będziesz miała dwa razy więcej pracy – mówi, przekonany, że portfolio będzie największą inwestycją mojego życia.

– Mam nadzieję!

Po kilku kawach z mlekiem zaczynam czuć się lepiej i z niecierpliwością czekam na początek sesji.

9 września 1999

Dziś nie zdarzyło się nic znaczącego, wyjąwszy kłopot z Isą, dla odmiany. Znów ją okradziono. Tym razem podobno ze złotej bransolety i pierścionków od Cartiera, które podarował jej stary facet, utrzymujący ją przez ostatnie trzy miesiące.

Jestem w salonie, kiedy słyszę jej histeryczne krzyki i kilka słów, które wymienia z Sarą, Barbie.

– To na pewno ta Francuzka – mówi do Sary.

Wolę nie reagować, bo inaczej jestem gotowa na nią naskoczyć. A poza tym zdaję sobie sprawę, że właśnie o to jej chodzi, szuka jakiegoś pretekstu, żeby mnie wyrzucili.

Isa i Sara idą do kuchni porozmawiać z Susaną. Próbuję usłyszeć, co tam mówią, ale mamroczę coś niezrozumiale. Susana z papierosem w ręku nagle wychodzi ze swojej kwatery głównej i zbliża się do mnie.

– Mogę z tobą porozmawiać, kochana? – pyta mnie jak ktoś, kto wcale nie ma na to ochoty.

Wiem, o czym chce ze mną rozmawiać. Przyzwalająco kiwam głową.

– Słuchaj, nie wiem co się z tobą dzieje! Poprzednio zginął Isie żakiet od Versace. Później wysyłam cię do klienta, a ty jedziesz tam bardzo długo. Teraz Isa mówi, że ukradziono jej złotą bransoletę i pierścionki. Wybacz, ale bardzo dużo się dzieje od kiedy tutaj pracujesz.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – pytam zmęczona bezpodstawnymi oskarżeniami.

– Nic, nic. Ale to wszystko wydaje mi się bardzo dziwne, kochana.

– Czy insynuujesz, że to ja ukradłam Isie żakiet i biżuterię? – Już wyszłam z siebie.

– Nie, nie mówię, że to ty, ale bardzo mnie to dziwi.

– A nie uważasz, że Isa mówi to wszystko dlatego, że jestem nowa i nie może na mnie patrzeć, nawet na zdjęciu? I nie widzisz, że wszystko, czego pragnie, to to, żeby wszyscy byli przeciwko mnie? Nie znosi mnie, Susano, i zaczynam odnosić wrażenie, że ty też mnie nie znosisz.

– Jak możesz tak mówić, kochana? W żadnym wypadku. Ja tylko wykonuję swoją pracę. Nic więcej! Kiedy są jakieś problemy między dziewczętami, muszę je rozwiązywać. Nie chcę, żeby było tak jak ostatnim razem i żeby Isa wydzwaniała do Manola. Później ja za to obrywam.

A skoro o wilku mowa, drzwi się otwierają i pojawia się Manolo, w krótkich spodenkach i tych samych mokasynach oraz z kieszenią, która tym razem wygląda na pustą.

– Nic nie mów – ostrzega mnie Susana. – Sama z nim porozmawiam.

– Co tu się dzieje?! – wrzeszczy Monolo. – Żadnych potajemnych zebrań!

– Nic się nie dzieje. Po prostu rozmawiamy.

Susanie drży głos i kiepsko kłamie, od razu można zauważyć. Teraz to jasne, że boi się Manola.

– Więc jeśli nic się nie dzieje, wracaj do kuchni, kretynko!

Tym razem bardzo żal mi Susany. Traktuje ją jak zwierzę.

Biegnie do kuchni, z której wychodzą Isa i Sara.

– A wy co robicie w kuchni? – pyta Manolo.

– Czy mogę z tobą chwilę porozmawiać, Manolo? – nagle prosi go Isa.

Patrzy na mnie złośliwie i rozumiem, że opowie mu, co się stało. Postanawiam nabrać wody w usta i czekać na rozwój wydarzeń, podczas gdy Isa zamyka się z Manolem w małym pokoju. Siedzą tam długo i po jakimś czasie Manolo wychodzi razem z Isą.

– Nie ma problemu. To mi się podoba, kiedy zostaję zawiadomiony na czas! Oczywiście możesz wziąć na Boże Narodzenie dwa tygodnie wolnego – mówi jej Manolo i żegna się z nami.

Isa nic mu nie powiedziała, zawiadomiła go tylko, że chce spędzić święta z rodziną w Ekwadorze. Ale zdaję sobie sprawę, że zrobiła to wszystko, by mnie przestraszyć. Kiedy Manolo wychodzi, Isa spojrzeniem daje mi do zrozumienia: „Następnym razem wpędzę cię w kłopoty”.

Plastik jest fantastyczny…

15 września 1999

Barbie nie mówi, nie ma swojego zdania, nie uśmiecha się, nie patrzy. Barbie tylko dotyka swoich włosów. Spędza cale godziny na ich gładzeniu. Pojawia się David, klient z Australii, z którym byłam pierwszej nocy, kiedy poznałam Angelikę. Zajrzał do burdelu, ponieważ wyszedł z kolegami na miasto i po zamknięciu wszystkich dyskotek w Barcelonie nie miał ochoty sam wracać do domu, postanowił więc ofiarować sobie trochę przyjemności.

Nigdy nie był z Barbie, gdyż zawsze kiedy dzwonił, nie była dyspozycyjna. Ale tej nocy tak. I Barbie prezentuje się Davidowi, z wygładzonymi przez tyle godzin spędzonych przed lustrem włosami. Natychmiast wybiera ją.

– Podnieca mnie – zwierza się Angelice. – Ma taki ogromny biust!

I dumna Barbie opuszcza salon.

Po jakichś dziesięciu minutach wybiega sama, naga, cala zapłakana. Widząc ją pojawiającą się w takim stanie, nie spodziewając się tego, opadają nam szczęki. Z ciekawości wszystkie pytamy ją, co się stało. Czy klient zrobił jej krzywdę? Szczerze w to wątpię, ponieważ David był bardzo czuły, kiedy z nim byłam. Zmienił zdanie i przestraszył się, że się udusi pomiędzy jej piersiami? Niechcący zgniótł jej organ wypełniony silikonem? Tyle tajemnic do odkrycia… Nastrój tej nocy jest bardzo ożywiony.

Po kilku sekundach z salonu wybiega z krzykiem klient i żąda zwrotu pieniędzy.

– Ta kobieta to nie kobieta! – krzyczy David. – To transwestyta, transwestyta!

Jest wściekły.

– Ale co ty mówisz, Davidzie? – odpiera zarzut Angelika. – To nie jest transwestyta. To prawdziwa kobieta. Zapewniam cię.

– Mówię ci, że to zoperowany transwestyta. Poza tym ma piersi twarde jak kamienie! Cóż za obrzydliwość! Jestem pewien, że zmienił płeć.

– Człowieku, rzeczywiście jest zoperowana! Ale tylko piersi, nic więcej. Davidzie, zapewniam cię, że Sara jest kobietą.

– To transwestyta. Natychmiast oddajcie mi pieniądze!

– Ale…

Angelika próbuje go przekonać, ale nie ma takiej możliwości. David nie chce ustąpić, a Barbie zaczyna obrzucać go wyzwiskami, a potem płakać jak głupia.

– Jak on mógł powiedzieć, że mam twarde piersi? Operował mnie najlepszy chirurg w Hiszpanii. A jeszcze ile mnie kosztowała ta operacja!

Jest to pierwszy i bez wątpienia ostatni raz, kiedy słyszę głos Sary.

20 września 1999

Zaczynam się coraz lepiej czuć w burdelu. Już prawie wszystkie dziewczyny mnie zaakceptowały, z wyjątkiem Isy, która nadal krzywi się na wszystkich. Poza tym zrobiło się jakoś spokojniej, zaczynam mieć własnych regularnych klientów. Jestem zadowolona i zniknęła moja nerwowość, towarzysząca pierwszym dniom.

Czuję się dobrze w swoim ciele, a przede wszystkim z głową wszystko już w porządku. To nie jest trudniejsza praca niż jakakolwiek inna, naprawdę. Jest odmienna, nic poza tym. Teraz, gdy minęły początkowe burze, zaczęła się rutyna, która pozwala cieszyć się z każdego spotkania i przeżywać do woli własną seksualność.

Od czasu epizodu z Barbie David chce się widywać tylko ze mną. To znaczy tylko tak mówi, bo wiem, że dzwoni do innych agencji i spotyka się z innymi dziewczynami. Lubi seks, a ja znam reguły gry Dwa razy w tygodniu ze mną mu nie wystarczają. Bardzo lubię z nim być, chociaż nie jest mężczyzną w moim typie.

Zdobyłam jeszcze jednego klienta. Początkowo to nie ja miałam się z nim spotkać tylko inna dziewczyna, ale padło na mnie. Ma na imię Pedro.

21 września 1999

Jestem z pewnym Amerykaninem w hotelu Princesa Sofia, kiedy dzwoni do mnie Angelika, żeby mi powiedzieć, że jak skończę usługę, mam złapać taksówkę i pojechać do hotelu pod Barcelonę. Zanim zadzwoniła do mnie, wysłała tam Ginę, blondynkę, która czasami pracuje dla burdelu, bo chce spłacić mercedesa, którego właśnie sobie kupiła, ale gdy tam dojechała, klientem okazał się… jej szef! Cala historia… Gina uciekła, wsiadła do swojego wspaniałego mercedesa i z prędkością stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę wróciła do burdelu. Na szczęście klient jej nie rozpoznał, ponieważ w korytarzu nie było światła, i kiedy otworzył jej drzwi, nie zorientował się, że to ona. Ale biedny facet jest teraz sfrustrowany i z niecierpliwością oczekuje innej dziewczyny.

Kiedy poznaję Pedra, od razu wydaje mi się strasznie nerwowy, niemal neurotyczny. Wydałam mu się osobą bardzo spokojną i od razu mu się spodobałam. Podobno przeciwieństwa się przyciągają. Z jego punktu widzenia to prawda, z mojego nie. Przez pięć dni w tygodniu mieszka w hotelu, w pobliżu firmy, którą zarządza. A na weekendy przyjeżdża do domu, gdzie odgrywa rolę dobrego ojca i męża.

Tej nocy, kiedy jesteśmy w łóżku, bardzo się upiera, żebym wzięła jego członek do ust bez prezerwatywy, bo już od czterech lał nie dotykał swojej żony. Ponieważ odmawiam zrobienia czegokolwiek bez zabezpieczenia, zaczyna płakać jak dziecko, a później podczas stosunku spuszcza się w ciągu pięciu minut. Ja nie mam z tego żadnej przyjemności. Jest bardzo miły, ale jako kochanek do niczego. Jestem zrezygnowana, ale myślę, że w każdym razie nieźle zarobiłam.

23 września 1999

Pedro dostaje obsesji na moim punkcie. Zadzwonił, żeby dowiedzieć się, czy jestem wolna, i pojawia się na początku nocy, żeby ją całą spędzić ze mną. Najpierw płaci za kilka godzin i idziemy do apartamentu. Mówi mi, że w gruncie rzeczy seks tak bardzo go nie interesuje. Usiłuje we mnie znaleźć przede wszystkim kogoś w rodzaju doradczyni – psychologa. Ale jeśli będę przez cały czas gotowa na seks, tym lepiej!

Czuję do niego szczególną czułość. Jasne, że wolę być z nim, bo dobrze mnie traktuje, niż z jakimś degeneratem, który może zażądać ode mnie jakichś wstrętnych rzeczy. Mówi, że czuje, że robi coś dobrego, ponieważ dzięki temu nie muszę być z innymi mężczyznami. Później postanawia wyjść i zabiera mnie, żebyśmy sobie potańczyli, uprzedzając mnie wcześniej, że nie znosi alkoholu. Ja, w przeciwieństwie do niego, znoszę wszystko. W końcu właśnie się odrodziłam i mam wewnętrzną silę, która pozwala mi przetrzymać wszystko. Tej nocy postanawiam wykorzystać swoją wyższość. Pedro zaprasza mnie na drinka do baru w centrum i wtedy mówi mi, że rozmyśla nad możliwością zaręczenia się ze mną. Chce mi nawet podarować pierścionek z białego złota. Odrzucam kategorycznie tę propozycję.

– Nie chcę, żebyś był moim narzeczonym. Nie chcę żadnego narzeczonego.

Poza tym w tej chwili jestem niezdolna do miłości. Chcę zarabiać pieniądze, spłacić swoje długi i koniec!

– Zrobię wszystko, żebyś się we mnie zakochała, obiecuję.

– Nie chcę się zakochiwać, nie rozumiesz? Poza tym nie jesteś w moim typie, pod żadnym względem. Przykro mi!

Każde odrzucenie zdaje się go coraz bardziej motywować. Dla niego jest jak wyzwanie, pierwsze wielkie wyzwanie, z jakim spotyka się w życiu. Im jestem okrutniejsza, tym bardziej się przy mnie upiera, ponieważ – jak mówi – potrzebuje obok siebie apodyktycznej kobiety. Sądzę, że w głębi duszy odpowiada mu rola dobrego samarytanina i wybawcy dziewczyny, która znajduje się w najskrajniejszej nędzy To łechce dumę Pedra i nadaje, po raz pierwszy, sens jego nudnemu życiu. Ale fizycznie brzydzę się Pedrem, a tej nocy postanawiam zrobić wszystko, żeby nie mieć z nim stosunków seksualnych. Jego narząd przypomina cienkie spaghetti, którego jedyną prawdziwą rolą jest zwisanie pomiędzy nogami. Nic poza tym.

Zaczynamy tańczyć, ale kiedy widzę, jak skręca się na parkiecie, robi mi się go żal. Rusza się gorzej niż drewniany kolek – Nie przestaję zamawiać whisky i przelewać zawartości swojej szklanki do jego, żeby pil. Chyba nie zdaje sobie z tego sprawy. Postanowiłam nie dawać mu swojego ciała. Już wystarczająco dużo robię, znosząc jego pojękiwania.

Nagle oświadcza mi:

– Rozwiodę się.

– To znaczy, że tak źle się czujesz w domu? – pytam.

Nie wierzę, żeby mówił poważnie. Poza tym jest kompletnie pijany.

– Jak prawdziwy palant! Od kiedy cię znam, zdaję sobie sprawę, jak bardzo się oszukiwałem przez te wszystkie lata. Nie zniosę dłużej swojej żony, to małżeństwo jest prawdziwą farsą.

– Skoro tak jest, bez wątpienia musisz zmienić swoje życie. Ale dla siebie, nie dla mnie. Nie domagaj się, żebym pomogła ci bardziej, niż pomagam. Nie chcę być twoją jedyną kochanką.

– Nie chcę, żebyś była moją kochanką, chcę żebyś była moją narzeczoną!

– I znów się oszukujesz, Pedro. Zakochałeś się w kimś, kogo poznałeś w bardzo szczególnym środowisku. Czujesz się wolny, mogąc przyjść i odejść kiedy ci się spodoba. To tylko kwestia pieniędzy. W prawdziwym życiu byłabym inna, nie zniósłbyś mnie.

– Jak możesz tak mówić? Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham! Kocham cię bardziej niż własne dziecko!

To potwierdzenie moich podejrzeń wydaje mi się mocne i groźne, więc postanawiam podać mu więcej alkoholu. Nie znoszę tego typu rozmów i tego człowieka, który nie wiem jak bardzo kocha swoje dziecko. Oczywiście, do końca nie wie, co mówi. Ale nie mam zamiaru słuchać już ani słowa na ten temat!

– Poza tym nie wiem, co taka kobieta jak ty robi w takim miejscu. To nie jest miejsce dla ciebie. Dlaczego wykonujesz tę pracę, ty – taka wykształcona? – dorzuca.

– Robię to dlatego, że istniejesz! – odpowiadam obrażona.

O co chodzi? Czy nie można mieć studiów uniwersyteckich, być menedżerem i robić tego, co robię? Czy to oznacza, że jestem przestępczynią albo złym człowiekiem, że zdecydowałam się pracować w tej branży? Pedro patrzy na mnie, ale zdaje się niczego nie pojmować.

Po chwili zaczyna się bardzo źle czuć i z wielkim trudem wyprowadzam go z lokalu. Wszyscy patrzą na nas z zaskoczeniem. Prawie niosę go w ramionach; Pedro nie waży dużo więcej niż ja, ale scena musi być komiczna.

Kiedy w końcu wychodzimy na ulicę, mam dylemat i nie wiem jak przekonać taksówkarza, żeby zawiózł nas do jego hotelu. To trudne zadanie, ponieważ widząc stan, w jakim znajduje się mój towarzysz, nikt nie odważy się nas zabrać, ze strachu, że pasażer zwymiotuje na tylne siedzenie. Pewien starszy pan, gruby i dobroduszny, w końcu się zgadza, gdyż nie do końca zdaje sobie sprawę ze stanu Pedra, który siedzi na ławce, kiedy ja łapię taksówkę. W połowie drogi oczywiście musimy się zatrzymać na zapasowym pasie szosy, ponieważ mój kompan gotów jest zostawić na siedzeniu wszystko co wchłonął podczas całej nocy. Szczęśliwie nic takiego nie następuje. W tym czasie taksówkarz obrzuca mnie wyzwiskami i twierdzi, że go oszukałam. Zawstydzona, nie przestaję go przepraszać.

W końcu dojeżdżamy do hotelu i podejmuję się wywołać u niego wymioty, za wszelka cenę, bo jeśli nie, będę musiała czuwać przy nim całą noc i go pilnować. Zwłaszcza że teraz straszy mnie, że się rzuci przez okno, mówiąc, że jest zakochany w kobiecie, która go nie kocha. Tak melodramatyczne zachowanie wyczerpuje moje zapasy cierpliwości, łapię go więc od tyłu w łazience i chwytam oburącz na wysokości żołądka, po czym naciskam mu brzuch, żeby się wreszcie wyrzygał. Zaczyna się seria długich i bolesnych wymiotów, a potem Pedro idzie do łóżka. W końcu mnie też udaje się zasnąć.

Następnego dnia rano Pedro wstaje z potwornym kacem i zaczyna palić papierosa za papierosem, aż mnie to budzi. Uwolniłam się z tej seksualnej uwięzi, której nie mogłam już znieść, i jestem bardzo dumna ze swojej małej gierki. Dziś wracam do burdelu świeża i szczęśliwa.

– Bardzo lubisz tego klienta, prawda? – pyta mnie Susana.

Właściwie bardziej stwierdza niż pyta. Oczywiście nie powiem jej, że zarobiłam pieniądze, nie robiąc nic. Ponieważ ją znam, wiem, że byłaby gotowa powiedzieć o tym Manolowi i Cristinie, a to niewątpliwie oznaczałoby kłopoty. Poza tym, że jest ciekawska, Susana okazała się donosicielką.

– To pewne, że jest ci z nim bardzo dobrze w łóżku.

Uśmiecham się do niej, odbieram swoje pieniądze i idę do domu.

Dzisiaj ja stawiam…

23 września 1999

Jestem w sali gimnastycznej, kiedy dzwoni do mnie Susana. Na szczęście komórkę mam przy sobie, dźwięk dzwonka odbija się od ścian ogromnej sali, do której przychodzę kilka razy w tygodniu. Muszę odpowiadać przyciszonym głosem, żeby nie wywoływać zainteresowania wszystkich ciekawskich, którzy już unoszą głowy, niezadowoleni, bo przeszkadza im to w ćwiczeniach.

– Musisz wracać. Żadnej dziewczyny nie ma w burdelu, a klient wybrał twoje zdjęcie.

– Susano, jestem w sali gimnastycznej. Przygotuję się, ale to chwilę potrwa.

– Pospiesz się!

Zawsze noszę ze sobą odpowiedni ubiór, na wypadek gdyby coś takiego się zdarzyło, i dobrze, że jestem tak przewidująca. Dzięki temu nie muszę wpadać do domu, żeby się przebrać. Przygotowuję się w damskiej przebieralni i łapię taksówkę, która zawozi mnie na miejsce.

Dzień jest pochmurny, trochę padało, a ja mam pieski humor. Niestety, praca to praca.

Susana oczekuje mnie z niecierpliwością. Zawsze taka jest. Profesjonalizm nie pozwala jej na to, by klient wymknął się jej z rąk tylko dlatego, że jakaś dziewczyna spóźnia się z przyjazdem.

Zawsze robi się od tego nerwowa, a w konsekwencji łuszczyca pojawia się na całym jej ciele. Żyje w ciągłym strachu, że ją wyrzucą, i z tego powodu nigdy nie pozwala nam poczuć się komfortowo. Właśnie to jej zachowanie sprawiło, że zacieśniają się moje więzy z Angeliką, która jest dużo bardziej elastyczna niż ona.

– Idź, przedstaw się w końcu klientowi, inaczej sobie pójdzie…

– Wiem o tym, Susano. Ale byłam w zupełnie innej części Barcelony i nie mogłam dojechać szybciej.

Poprawiam włosy przed lustrem i wchodzę do salonu. Klient ogląda telewizję, sącząc Cuba Libre. Wygląda na to, że wypił ich już kilka, oczekując na moje przybycie. Kiedy mnie widzi, uśmiecha się, ale nic nie mówi, więc to ja muszę rozpocząć rozmowę. Okazuje się, że jest inżynierem aeronautykiem, ojcem rodziny (jak wszyscy), który czuje się samotny. Wcale nie jest przystojny. Jeśli mam być szczera, fizycznie jest dość odpychający, ale ma w sobie coś, co sprawia, że jest charyzmatyczny. Kiedy siadam obok niego, czuję się oszołomiona wrażeniem, jakie na nim wywarłam. Dosłownie zaczyna się trząść. Zwierza mi się, że bardzo się boi, i to mnie tak wzrusza, że próbuję go uspokoić i przechodzimy do sypialni, w której gwałtownie zdejmuje z siebie ubranie, rzuca się na łóżko i przykrywa całkowicie, żebym nie mogła widzieć jego nagości. Świetnie zaczynamy! Myślę, że skoro zachowuje się w ten sposób, będzie to kolejna klapa seksualna, ale… Okazuje się, że jest nam cudownie. Mam orgazm, nie musząc udawać. Jego pieszczoty na całym moim ciele sprawiają mi przyjemność. Jest prawdziwym ekspertem w dziedzinie kobiecej anatomii, do tego stopnia, że zaczynam wątpić, czy mężczyzna, z którym jestem w łóżku, to ten sam, którego kilka minut wcześniej widziałam w salonie.

Gdy jest już po wszystkim i on bierze prysznic, wyjmuję z torebki portmonetkę i po przeliczeniu banknotów daję mu pięćdziesiąt tysięcy peset.

– Co to jest? – pyta zdziwiony, wycierając energicznie plecy ręcznikiem.

– Zwrot pieniędzy, które dałeś Susanie, żeby ze mną być – szepcę, żeby nie usłyszały mnie mikrofony.

– Co…?

– To co słyszysz! Proszę, weź je!

– Ale dlaczego?

– Żeby podziękować ci za ten moment. Dziś ja zapraszam. Ale nie przyzwyczajaj się… i ani słowa Susanie! – Uśmiecham się do niego.

Muszę się upierać, żeby wziął pieniądze, ponieważ nie chce się na to zgodzić.

– Z każdą chwilą mniej rozumiem kobiety.

Kiedy wychodzi z pokoju, mruczę mu do ucha:

– Nie ma czego rozumieć.

Może raczej mówię to do siebie, bo w żadnym wypadku nie jest w moim typie.

Stan oblężenia

30 września 1999

Tego ranka Manolo strasznie pokłócił się z Angeliką. Śpię w małym pokoju i budzą mnie wrzaski kierowcy ciężarówki. Usłyszałam Angelikę, która w końcu też podniosła głos, i przestraszona, poszłam zobaczyć, co się dzieje – Znajduję się w domu wariatów, w związku z czym wszystko może się zdarzyć.

Pozostałych dziewczyn to nie wzrusza. „Kiedy szef interweniuje, chodzi o rację stanu”, powiedziały mi. „Zajmij się swoimi sprawami”, dorzuciła Mae pewnego dnia. Ale to jest silniejsze ode mnie. Wygląda na to, że Manolo jest gotów uderzyć Angelikę, więc muszę się wtrącić.

Manolo robi jej wyrzuty, między innymi ma do niej pretensję, że nie wypełniła swoich obowiązków poprzedniej nocy i usnęła. Dowodem na to ma być fakt, że kiedy o czwartej rano zadzwonił telefon, to ja odebrałam.

– Zapomniałaś już, głupia, że wszystko nagrywamy! – rzuca jej w twarz Manolo. – Mamy nagrany głos Val. Dlaczego odebrała zamiast ciebie? Jesteś odpowiedzialna czy nie?

Chcę interweniować, ponieważ widzę, że Angelika jest roztrzęsiona.

– Ona była w ubikacji – tłumaczę, próbując dać alibi Angelice.

– Też chcesz skończyć na ulicy? – Manolo z każdą chwilą coraz bardziej podnosi głos. – Dlaczego jej bronisz, kłamiąc? Wiemy, że spala. Sama powiedziałaś o tym Isie. To też zostało nagrane.

Zaczynam się zastanawiać i zdaję sobie sprawę, że taka rozmowa rzeczywiście się odbyła. Znów wdepnęłam, tym razem na całego. Angelika i ja patrzymy na siebie, następnie ona zbiera swoje rzeczy i mówi, że nie ma zamiaru ani minuty dłużej zostawać w tym domu wariatów, gdzie śledzą ja pilniej niż w domu Wielkiego Brata.

– Świetnie, zabieraj swoje graty, wiesz dobrze gdzie jest wyjście! – mówi Manolo.

Angelika wychodzi, trzaskając drzwiami, tak że wszyscy sąsiedzi musieli to usłyszeć.

– Nie przejmuj się – mówi Manolo. – Jeszcze tej nocy będzie tu ktoś inny. Tym razem prawdziwy zawodowiec!

Czuję się porzucona i nie umiem udawać, że jest inaczej. Angelika była jedyną osobą w tym burdelu, z którą mogłam rozmawiać zupełnie szczerze. W jakiś sposób czuję się winna, że wyrzucono ją tak nagle. Jedyne, co zostało mi po Angelice, to jej numer telefonu. Obiecuję sobie dzwonić do niej, żeby nie stracić kontaktu.

Cały dzień jestem smutna, rozmyślając o Angelice, ale nocą wracam na dyżur. Rzeczywiście zatrudnili już kogoś nowego, jakąś Dolores. Jest szczuplutka, właściwie dość ładna, ma kruczoczarne włosy i cudowne oczy w kolorze miodu. Prawdziwa laleczka. Przedstawiamy się sobie i od razu zdaję sobie sprawę z tego, że usiłuje być miła. Normalka. Tyle kobiet w jednym miejscu – każdy by się przestraszył! Musi się przyzwyczaić.

Kiedy wchodzę do salonu, żeby zostawić swoje rzeczy, dzieje się coś niespotykanego. Wszystkie zgromadzone tu dziewczyny są ciche i patrzą na mnie z przejęciem. To pierwszy raz, gdy czuję, że coś nas łączy.

Wszystkie palą, i robią to już od dłuższego czasu, bo popielniczka jest pełna petów. Domyślam się, że dzieje się coś złego i są zdenerwowane. Cindy odzywa się pierwsza.

– Zamknij drzwi i siadaj, proszę.

Robię, o co mnie prosi.

– Co się wam wszystkim stało? Dlaczego tak się zachowujecie?

– Co nam się stało? – mówi Isa.

– Nie widzisz? – dodaje Mae.

– To jakiś koszmar! – stwierdza Estefania.

– Mogę pożegnać się ze swoim mercedesem! – mówi Gina, patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem.

Jedyną, która się nie odzywa, jest Barbie. Jestem pewna, że właśnie zastanawia się nad swoją najbliższą operacją plastyczną.

– To nasz koniec! – krzyczy Cindy.

Nic z tego nie rozumiem. Co takiego strasznego mogło się stać, żeby wszystkie były tak zdenerwowane? Dlaczego przestały się nagłe kłócić? Z jakiegoś powodu wszelkie konflikty zniknęły jak za działaniem magii.

– Czemu skończone? – pytam.

Już nie mogę znieść tej tajemniczości.

– Ta kobieta… – mówi Isa.

– Z pewnością będzie odbierać nam klientów! – kończy za nią Mae.

– Ale o czym wy mówicie? To nowa nocna służąca. Dziś rano wyrzucili Angelikę, a Manolo powiedział mi, że zatrudni prawdziwą profesjonalistkę – wyjaśniam z zapałem, żeby je uspokoić. – Dlaczego miałaby odbierać nam klientów?

– Bo jest ładna – odpowiada Estefania. – I jak tylko zda sobie sprawę z tego, że płacą jej grosze, w porównaniu z tym, co my zarabiamy, zacznie nam kraść klientów. Przekonasz się! Już to kiedyś przeżyłam.

– Nie przesadzaj!

– Nigdy nie powinno się zatrudniać tak ładnej służącej. To zawsze jest ryzyko. Nie rozumiem Manola! – stwierdza Gina.

Barbie kiwa głową i gładzi włosy.

– No, skoro tak twierdzicie… To co można teraz zrobić?

– Musimy trzymać się razem – podkreśla Cindy. – I jesteśmy z tobą!

– Tak. Trzeba jej pilnować i słuchać wszystkiego, co mówi klientom. Przy najmniejszym podejrzeniu powiemy o wszystkim Manolowi – podsumowuje z przekonaniem w glosie Isa.

– Zgoda. Możecie na mnie liczyć, ale naprawdę nie sądzę, dziewczyny, żeby to było możliwe!

– Jeszcze się przekonasz! – wykrzykuje Gina. – Ale na razie udawajmy, że nic się nie stało.

Bolesna strata Angeliki zjednoczyła nas jeszcze bardziej. Zaczynamy więc organizować „straże”. Zdecydowałyśmy, że wszystkie, które są na miejscu, w burdelu, muszą obserwować Dolores. Tej nocy Dolores wywiązuje się ze swoich zadań, bardzo dobrze zachowuje się w stosunku do nas i nic nie można jej zarzucić. Ani jednego błędu! Jestem nawet gotowa zrezygnować z naszego stanu podniesionej gotowości.

4 października 1999

Dzisiaj dzwoniło wielu zagranicznych klientów, którzy w ogóle nie znają hiszpańskiego. I zaczęły się kłopoty z Dolores. Ponieważ jestem jedyną, która włada wieloma językami, Dolores budzi mnie w środku nocy, prosząc, żebym odbierała telefony. Wydaje mi się to bezczelne z jej strony, ale zgadzam się, ponieważ dziewczyny i ja wiemy, że Manolo wcześniej czy później to odkryje. To doskonały pretekst, żeby się jej pozbyć. Telefon jest na podsłuchu i pewnego dnia Manolo lub Cristina usłyszą mój glos. Dolores zapewniła, że świetnie włada angielskim i francuskim. Teraz wyjdzie na jaw, że ich okpiła.

I rzeczywiście, Manolo pojawia się następnego dnia rano, żeby porozmawiać z Dolores, a właściwie, żeby zrobić jej awanturę. Mówi jej, że to bez znaczenia jak to zorganizuje, ale to ona powinna obsługiwać klientów, a nie my. Zdając sobie sprawę, że wcześniej czy później straci pracę, Dolores kokietuje klientów przez cały dzień, po tym jak ze mną porozmawiała o mojej pracy.

– Powiedz, ile możesz zarobić tygodniowo?

– To zależy, Dolores. Nie wszystkie tygodnie są takie same.

– No, ale tak mniej więcej…

– Sześćset, siedemset tysięcy peset.

Oczywiście zawyżyłam trochę zarobki.

– Co? Co za barbarzyństwo! I pomyśleć, że mnie płacą dwieście tysięcy peset miesięcznie! To skandal!

– Tak. Ale ja oddaję się mężczyznom, a ty nie. To normalny proporcjonalny podział zysków, nie uważasz?

Zamyśla się. Sądzę, że już przyszło jej do głowy, że umawiając się z niektórymi klientami, zarobi sporo pieniędzy, zanim ją wyrzucą. Dziewczyny miały rację.

6 października 1999

Dziś złapałyśmy Dolores, jak dawała swój numer telefonu jednemu z klientów, który odwiedza nas co tydzień. Zadzwoniłyśmy do Manola i, pomimo że wszystkiemu zaprzeczyła, po południu Dolores ląduje na ulicy.

– Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się…! – wrzeszczy Manolo.

Zmiany personelu

7 października 1999

Po historii z Dolores w roli głównej dziewczyny przestają wreszcie patrzeć na mnie jak na ewentualną złodziejkę rzeczy Isy. To dziwne, ale w burdelu przestały się zdarzać kradzieże.

Kiedy dziś pojawia się Sofia, jest jak zastrzyk tlenu do kartonowego pudła z małymi otworkami. Ma jakieś pięćdziesiąt lat i bardzo zabawny wygląd hipiski – nosi długie różnokolorowe spódnice, ogromne kolczyki i aksamitny kapelusz. Od razu domyślamy się, że z tą nową nocną służącą będziemy mieć bardzo dobre układy Jest wykształcona, miła, a poza tym ma w sobie coś, co przypomina mi moja babcię ze strony ojca. Jej prawdziwym powołaniem jest opieka nad zwierzętami. Uwielbia je i zabiera z ulicy każde czworonożne stworzenie.

Zawsze uważałam, że człowiek, który kocha zwierzęta, ma dobre serce i nie jest zdolny do krzywdzenia innych. W przypadku Sofii nie pomyliłam się. Jest osobą uroczą i szlachetną.

Sofia ma pieska, którego nazwała Jordi, żeby podkreślić jego katalońskie korzenie. Tak naprawdę Jordi nie ma w sobie nic z Katalończyka. To kundel znaleziony na ulicy Paryża, w którym jakieś dziesięć lat temu Sofia spędziła długi czas ze swoim kochankiem. Dla niej Jordi jest wszystkim i poprosiła Manola o pozwolenie przyprowadzania go czasem do burdelu, ponieważ jej zdaniem zwierzątko popada w depresję, kiedy jest samo w domu. Właściciel zgodził się pod warunkiem, że pies nie będzie szczekał w środku nocy. Zaczynam wierzyć, że Manolo jednak ma serce.

Spędziłam całą noc z Pedrem, a po powrocie proponuję Sofii, że przespaceruję się z Jordim. Oddając mi pieniądze zarobione w nocy, mówi:

– Nie bądź głupia. Jak skończysz spłacać długi, zaoszczędź coś. Nie rób tak jak inne dziewczyny i nie wydawaj wszystkiego na ciuchy. Zaoszczędź ile tylko możesz! I nie zakochuj się!

Ale prawdziwa miłość, gdy się zjawia, uderza jak piorun z nieba. I spotkało mnie to w najmniej odpowiednim miejscu i z najmniej spodziewaną osobą. Było to 10 października 1999.

Pierwsze spotkanie z Giovannim

10 października 1999

Po miesiącu uprawianie seksu z nieznajomymi całkowicie przestało mnie interesować. Przekształciło się w zwykłą „gimnastykę”. Zarobiłam już prawie dwa miliony peset, i to w tak krótkim czasie. Myślę, że utrzymując takie tempo, będę mogła spłacić swoje długi dużo szybciej, niż się spodziewałam. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w ciągu pięciu miesięcy skończę spłacać zadłużenie; sądzę, że popracuję w burdelu nieco dłużej, żeby finansowo stanąć na nogi, a następnie zmienić tryb życia.

Tego popołudnia jestem w domu i sprzątam, kiedy dzwoni do mnie Susana.

– Przyjeżdżaj natychmiast, mam dwóch włoskich klientów, którzy na ciebie czekają. Musisz się pospieszyć, bo niedługo mają samolot. Dobrze, kochanie?

– Dobrze. Przygotuję się tylko, ale wiesz przecież, że nie umiem latać. Powiedz im, żeby zaczekali.

Natychmiast przystępuję do akcji. Szybko nakładam makijaż i po chwili wybiegam na ulicę w poszukiwani taksówki. Ironia losu… Nie ma żadnej wolnej taryfy. A czas ucieka i po półgodzinie znów dzwoni moja komórka.

– Co robisz, kochanie? Jeśli się nie pospieszysz, będę musiała zadzwonić po inną dziewczynę.

– Wiem. Próbuję złapać taksówkę, ale są godziny szczytu, wszyscy wracają z pracy i to nie jest takie proste. Proszę, powiedz klientom, że jestem w drodze i że jest strasznie duży ruch. Susano, proszę!

Pewnego dnia obraziłam się na nią, ale teraz coś mi mówi, że powinnam zachować spokój. W końcu, z godzinnym spóźnieniem, docieram do burdelu z rozmazanym od potu tuszem do rzęs. Susana się na mnie gniewa, a włoscy klienci właśnie chcą wychodzić.

Natychmiast do nich podchodzę. To dwaj bardzo eleganccy mężczyźni, typowi Włosi. Jeden jest mały, gruby i łysy, i ma na imię Alessandro, a drugi wysoki i szczupły. Czaruje szelmowskim spojrzeniem, które sprawiło, że natychmiast go polubiłam. Giovanni nie jest pięknym mężczyzną, ale na jego twarzy maluje się opanowanie i sympatia. Niestety, to jasne, że po raz kolejny nie mam prawa wyboru. Wracam do małego pokoju, w którym znajdują się Estefania i Mae. Obydwie już widzieli, ale tylko Estefania spodobała się Alessandrowi. Czuję głęboką ulgę na myśl, że mnie przypadł ten, który mnie bardziej pociąga.

Mae pozostaje w zawieszeniu, siedzi na łóżku i pali, ale nie jest na mnie bardzo zła, ponieważ już ustalił się między nami swego rodzaju kodeks honorowy: „Klient wybrał mnie, więc się nie wpierdalaj!”.

Giovanni i ja przechodzimy do sypialni. On bierze szybki prysznic, ja się rozbieram, a kiedy wychodzi z łazienki, mocno chwyta mnie w ramiona, co bardzo mnie zaskakuje, ponieważ mężczyźni raczej nie mają tego w zwyczaju. Wszyscy wolą robić swoje od razu. Jesteśmy przez jakiś czas spleceni w uścisku, a później on patrzy na mnie z czułością i pogrążamy się w głębokim pocałunku. Oboje mamy ochotę się całować, jest między nami jakaś przyciągająca nas ku sobie energia. W gruncie rzeczy jesteśmy oboje bardzo zaskoczeni tym przyciąganiem i zaczynamy rozmawiać o Włoszech i przyczynach jego podróży do Hiszpanii. W tym czasie słyszymy dobiegające z pokoju obok krzyki Estefanii, mieszające się z odgłosami wydawanymi przez Alessandra. Nasza aktywność seksualna jest bardzo daleka od osiągnięcia tego poziomu. Spotkanie kończy się wówczas, gdy masturbuję Giovanniego, który jest zbyt zmęczony, żeby mieć stosunek. Ja zadowalam się jego pocałunkiem i nie czuję się sfrustrowana. To, co wydarzyło się między nami, jest dla mnie wielką nagrodą. Mam dziwne wrażenie, że znam tego mężczyznę całe życie, jego zapach, uśmiech, dotyk. Żegnając się ze mną, mówi, że wróci za dwa dni i ma nadzieję, że znów się spotkamy. Potem pyta mnie, jak mam naprawdę na imię.

– Tak jak ci powiedziałam. To moje prawdziwe imię, zapewniam cię.

Dai! Non é vero. So che il tuo nombre é diferente. (Przestań! To nie prawda. Masz inaczej na imię).

– Nie, nie. Zapewniam cię. Nie mam pseudonimu, jeśli o to ci chodzi.

Odchodzi, śmiejąc się i zapewniając, że następnym razem w końcu podam mu swoje prawdziwe imię i numer telefonu. Nic o nim nie wiem, nie wiem nawet czy jeszcze się zobaczymy. Mężczyźni wiele obiecują, a potem nie spełniają przyrzeczeń. Ale w duszy coś mówi mi, że nasze drogi niedługo znów się skrzyżują.

Człowiek ze szkła

11 października 1999

To spotkanie z Giovannim kazało mi się mocno zastanowić nad drogą, którą przebyłam do tej pory. Wierzę, że przeznaczenie zawsze bawi się ludźmi i zna wiele dróg. Sądzę, że ta, którą ja wybrałam, doprowadziła mnie do Giovanniego, za pośrednictwem domu publicznego. Gdybym nie podjęła decyzji, że będę to robić, z pewnością nigdy bym go nie poznała. Wydaje się, że mamy ze sobą mało wspólnego, a prawdopodobieństwo, że znów się spotkamy, jest niewielkie. W gruncie rzeczy jedynym, czego szukam, jest miłość. Może dlatego że nigdy nie czułam się kochana. Wszystko, co robiłam, było spowodowane pragnieniem odnalezienia miłości. Randki w ciemno, przygody na jedną noc, burdel, tyle środków zaangażowanych w to, żeby odnaleźć coś, czego zawsze szukałam. Dziś czuję się szczęśliwa, że to odkryłam, i sądzę, że powinnam to wszystkim przekazać.

I tak świetnie nastrojona, idę do pracy, jak zazwyczaj, zdecydowana przekazać swoje przesłanie wszystkim wokół, nie wiedząc, że moją „ofiarą” tej nocy będzie osoba, która najbardziej tego potrzebuje.

O drugiej nad ranem budzi mnie Sofia, z Jordim na rękach, żeby mnie poinformować o zleceniu. Nowy klient, młody, prosi o jakąś europejską dziewczynę, wyjątkowo czułą. „Później sama zrozumie dlaczego” – wyjaśnił Sofii klient.

Tej nocy Isa i ja jesteśmy jedynymi dziewczynami w burdelu, które przyszły do pracy. Ale Sofii wydaje się jasne, że Isy nie może wysłać.

Jadę więc do domu klienta. Mieszka w wyżej położonej części miasta, w bardzo ładnym budynku z całodobową ochroną.

Kiedy otwiera mi drzwi, nie jestem w stanie ukryć wyrazu zaskoczenia i strachu na twarzy, chociaż próbuję być jak najbardziej naturalna. Iñigo uśmiecha się do mnie, siedząc wygodnie na inwalidzkim wózku. Natychmiast prowadzi mnie do salonu, ponieważ, „nie ma najmniejszego sensu prowadzić cię do sypialni”, tłumaczy mi, śmiejąc się w głos. Mieszkanie jest duże i nowoczesne, ale panuje w nim jakiś stęchły zapach, który trudno znieść. Wszystkie progi są zaadaptowane do przejazdu wózkiem i zaczynam się bardzo źle czuć z powodu nieszczęścia tego chłopca, który na pewno nie ma więcej niż dwadzieścia sześć lat.

– Jestem niemal całkowicie sparaliżowany – oznajmia w najnaturalniejszy sposób na świecie.

Na to stwierdzenie siadam w rogu sofy – bo niemal się przewracam – i proszę go, żeby pozwolił mi zapalić papierosa.

– Ja też palę – odpowiada. – Możesz dla mnie zapalić i podać papierosa do ust?

Robię to natychmiast, pragnąc sprawić mu przyjemność, i wsuwam mu filtr w usta. Zaciąga się kilkakrotnie i wzrokiem prosi mnie o kolejną przysługę, żebym zabrała jego papierosa.

– Dziękuję! – mówi. – A teraz, czy mogłabyś mnie położyć na sofie? Potrafię zrobić to sam, ale tracę wtedy sporo sił.

Ten chłopiec budzi we mnie szacunek i przez kilka minut zastanawiam się, czy mogę go podnieść. Boję się go dotknąć, żeby nie zrobić mu krzywdy.

– Bez obaw! Nie przejmuj się, nic nie czuję. Jedyne miejsce, w którym coś odczuwam, to szyja i troszeczkę ręce.

Jakby czytał w moich myślach.

Kiedy już leży, prosi mnie, żebym go rozebrała. Jest bardzo chudy, we wszystkich członkach nastąpił zanik mięśni, a jego nogi nie są grubsze od moich rąk. Nie czuję się komfortowo. Jego maleńki członek, ku mojemu zaskoczeniu, jest w stanie erekcji – Od wypadku zawsze tak jest. To nie podniecenie – tłumaczy mi – tam, na dole, nie czuję nic.

I zaczyna się śmiać. Czuję się jak idiotka i w myślach daję sobie kilka razy po pysku, za to, że parę razy w swoim życiu chciałam umrzeć. Jakie miałam prawo poczuć się nieszczęśliwa, kiedy prawdziwy dramat widzę dopiero teraz?

Oczywiście do niczego między nami nie dochodzi, spędzam godzinę, całując jego szyję, na co reaguje cichymi pojękiwaniami.

Wracam do burdelu, przekonana, że już nigdy więcej nie będę narzekać, i nie chcę opowiadać na temat Iñigo niczego, żadnej dziewczynie ani służącej. To zdarzenie jest przesłaniem przeznaczonym wyłącznie dla mnie, żebym zaczęła właściwie reagować, żyć teraźniejszością i chwytać szansy, jakie tylko się pojawią, bez zastanowienia.

Jaki on jest? Gdzie się w tobie zakochał?

12 października 1999

Giovanni znów zadzwonił. Tak, znów zadzwonił! Zrobił tak, jak powiedział. I razem z Alessandro będzie czekał na mnie w burdelu o czwartej. Susana zawiadomiła mnie o tym tego ranka, a ja aż skaczę z radości.

– Co ci się stało, kochanie? Zachowujesz się jakbyś miała zamiar za niego wyjść!

Oczywiście muszę trochę się kontrolować, kiedy Susana jest obok. Jeśli nie, zacznie coś podejrzewać. Nie mam zamiaru dawać Giovanniemu swojego numeru telefonu przy drugim spotkaniu. Po pierwsze, dlatego że chcę go bliżej poznać. Poza tym mogę mieć kłopoty w burdelu. Kontroluję się i boję właścicieli.

Tym razem Alessandro postanowił spędzić godzinę z Mae. Widać, że teraz mu się podoba. Wchodząc, widzę tylko czekającego na mnie Giovanniego, ponieważ i tym razem się spóźniłam. Ale jego uśmiech, gdy się pojawiam w salonie, sprawia, że rozumiem, że chęć zobaczenia się ze mną była silniejsza od niecierpliwości.

Tym razem przypada nam mały pokój, ponieważ sypialnia jest zajęta przez Alessandra. Mimo pewnej niewygody kochamy się tak, jak nigdy bym się nie spodziewała w miejscu takim jak to. Pozwalamy sobie na wszelkiego rodzaju zabawy, a kiedy czas dobiega końca, Susana puka do drzwi, żeby przypomnieć nam, że pora wychodzić.

– Daj mi swój numer telefonu – prosi Giovanni.

– Nie, przykro mi, nie mogę – odpowiadam, niczego mu nie wyjaśniając.

– Ale dlaczego? Nie chcesz mnie więcej widzieć? Mogłabyś czasami ze mną wyjechać. Płaciłbym ci tak samo, jeśli o to chodzi.

– Oczywiście, że chcę się z tobą jeszcze spotkać! Ale tylko tutaj.

I wskazuję palcem na sufit, żeby zrozumiał, że jesteśmy nagrywani.

– Co ci się stało?

Wygląda na to, że nic nie rozumie, i bierze mnie za ręce w niemej prośbie, żebym powiedziała mu, co się dzieje.

Wtedy zaczynam szukać w torebce papieru i długopisu i piszę „W pokoju są mikrofony”.

Odbiera mi długopis i pisze „Daj mi swój telefon, per piacere”.

Nie daję mu go. Umieram z chęci uczynienia tego, ale sama nie wiem co się ze mną dzieje. Nie daję mu go tym razem. Giovanni odchodzi, trochę zasmucony, ale obiecuje mi, że wróci 25 listopada, żeby spędzić ze mną całą noc poza burdelem. Do tego dnia zostało jeszcze wiele czasu i nie wiem, jak zniosę jego nieobecność. To drugie spotkanie z Giovannim było dla mnie wstrząsem i z całą pewnością wpłynie na moją pracę w burdelu. Walczę ze sobą, gdyż sądzę, że to może być wielka miłość mojego życia, ale nie wiem, co on czuje. Bez wątpienia bardzo mu odpowiadam, ale nic więcej. Nie chcę ponownie grać o własne życie z jakimś mężczyzną. W ogóle nie przychodzi mi do głowy, że on się we mnie zakochał bez pamięci.

Wypadek przy pracy

22 października 1999

Chodzę z głową w chmurach jeszcze dziesięć dni po spotkaniu z Giovannim. Nie mam sposobu nawiązania z nim kontaktu. Tylko on może to zrobić za pośrednictwem Susany albo Sofii. Myślę o nim przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i coraz rzadziej pracuję. Fizycznie nie czuję się na siłach. Z psychologicznego punktu widzenia myśli mam zajęte jedną tylko osobą: nim. Widuję się z nielicznymi klientami, chociaż nadal dobrze zarabiam. Ale ograniczam się wyłącznie do tych stałych. Problem niewierności nigdy nie wywoływał u mnie wyrzutów sumienia. W gruncie rzeczy zawsze uważałam, że niewierność nie istnieje. Uważałam, że można być wiernym, nawet utrzymując stosunki seksualne z innymi osobami. Ciałem można się dzielić, ale duszą zdecydowanie nie. Odkąd znam Giovanniego, za każdym razem, kiedy jestem z jakimś nowym klientem, czuję się źle i nie potrafię sobie wyjaśnić dlaczego.

Dziś przyszedł po mnie Pedro, żeby spędzić ze mną noc. Idę niechętnie, nieco zirytowana, ponieważ wiem, że będę musiała po raz kolejny wysłuchiwać jego jęków. Mam już dość! Myślę, że nie chcąc znów robić za jego matkę, będę musiała uprawiać z nim seks. Dzięki temu się uspokoi i może zostawi mnie w spokoju. Kiedy proponuje, żebyśmy poszli na kolację, odmawiam i zapraszam go prosto do jego hotelu. W jego oczach widzę zachwyt wywołany tym pomysłem. To pierwszy raz, kiedy wykazuję tego typu inicjatywę. I Pedro nie może w to uwierzyć. Ale nie pozwala prosić się dwa razy. W końcu dochodzi do tego, czego się bałam, a do czego powinno dojść już dawno temu.

Jesteśmy nadzy i leżymy na narzucie służącej dziś bardzo określonemu celowi – osuszeniu moich łez, które płyną bez przerwy. Płaczę jak głupia.

– Proszę, nie zachowuj się tak. Nic się nie stało, przekonasz się, że mam rację – szepce Pedro, żeby mnie uspokoić.

Mam w gardle supeł, który nie pozwala mi oddychać i sprawia, że łzy sprawiają jeszcze większy ból.

– A co ty możesz o tym wiedzieć? Sam mi mówiłeś, że nigdy nie robiłeś sobie testu – mówię. – Jesteś tchórzem. Tym właśnie jesteś! Ja zawsze robiłam. Zawsze, zawsze, zawsze!

Pedro jest przerażony, widząc mnie w takim stanie, i próbuje mnie przekonać o czymś, czego nie może pominąć.

– Przestań, proszę! Nie robiłem sobie testu, ponieważ nie było powodu. Powiedziałem ci już, że od czterech lat nie utrzymuję stosunków z żoną. Poza tobą nie miałem żadnego związku pozamałżeńskiego.

– Nie jestem żadnym związkiem pozamałżeńskim! – wyrzucam z siebie jednym tchem.

Powoli powietrze zaczyna przechodzić mi przez gardło.

Ale na widok pękniętej prezerwatywy w jego ręku znów dostaję ataku paniki. Wstaję i zamykam się w łazience.

– Słuchaj. Zrobimy coś. Już jutro zrobię sobie test na AIDS i, skoro go nie mam i ty też nie, będziesz spokojniejsza. Odpowiada ci to?

Jego słowa odbijają się od drzwi łazienki. Nie udaje mi się mu odpowiedzieć i nienawidzę go ze wszystkich sił, za to że bez mojej zgody wlał we mnie swoje nasienie, chcąc dać mi zbyt dużo miłości, chociaż ja go o to nie prosiłam: Nienawidzę go z całej duszy i czuję obrzydzenie do tego, co się stało.

Myślę, że to kara boska. Wchodzę pod prysznic, żeby pozbyć się wszelkich śladów grzechu.

Wyjście z szafy

30 października 1999

Od tygodnia jestem dręczona przez Pedra. Odbiło się to na mojej pracy w burdelu. Często odrzucam proponowane mi wykonanie usługi i znów jestem w strasznym stanie psychicznym. Prosiłam Pedra, żeby nie pokazywał mi się na oczy, dopóki nie będzie miał wyników badań.

Z dziewczynami nadal mam dobre układy, a Cindy nawet zwierzyłam się z tego, co się stało. Zrobiła groźną minę i próbowała mnie pocieszyć, mówiąc, że istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że złapałam jakąś chorobę od takiego faceta jak Pedro. Poza tym opowiedziała mi, że jej przydarzyło się to dwukrotnie i że to jest ryzyko zawodowe.

– Zawsze istnieje możliwość, że prezerwatywa może być uszkodzona – tłumaczy mi. – Im więcej masz stosunków, tym bardziej jesteś narażona na to, że zdarzy się coś takiego.

Zastanawiające, że nigdy dotąd o tym nie myślałam, przez co jeszcze bardziej nienawidzę samej siebie. W gruncie rzeczy ten chłopak nie ponosi żadnej winy. Każdemu się może zdarzyć. Ale obwiniam go o wszystko, nawet o nieobecność Giovanniego.

Pedro przestał się pojawiać, co sprawia, że boję się najgorszego. Gdybym znów spędziła z nim całą noc, chociaż mi się nie podoba, oznaczałoby to koniec mojej „paranoi związanej z AIDS”. Ale jest jeden problem – Pedro więcej nie przyszedł do burdelu.

Do tych zmartwień należy dodać jeszcze podejrzenia właścicieli, że widuję się z Pedrem poza burdelem i biorę pieniądze za swoje usługi, nie oddając im polowy zarobków. To oczywiście nieprawda. Gdyby tylko wiedzieli!

Tej nocy zgadzam się pójść do domu pewnej kobiety. Klientka jest drobną dwudziestoletnią dziewczyną, która otwiera mi drzwi w białej przezroczystej koszuli z koronkami na rękawach i dekolcie. Jest bardzo ładna, ale zaskakuje mnie widok tak młodej osoby.

Mieszkanie wydaje się ogromne, z wysokimi sufitami i niekończącym się korytarzem. Dziewczyna prowadzi mnie do małego pokoiku, który pełni rolę salonu, gdzie proponuje mi drinka.

– Mam na imię Beth – mówi, podając mi szklankę z whisky, o którą poprosiłam.

– Jesteś sama dzisiejszej nocy?

– Tak. Moi rodzice wyjechali i strasznie się nudziłam, więc zadzwoniłam, żeby mieć towarzystwo. Jesteś zaskoczona, że spotkałaś się z kobietą?

– Nie, zupełnie nie – odpowiadam. – Zaskakuje mnie tylko to, że spotkałam tak młodą kobietę o tak wyrobionych poglądach. Właśnie to mnie zaskakuje!

– Wiele razy już to słyszałam. Ale o co chodzi? Tak samo lubię mężczyzn, jak kobiety. A tej nocy pragnę być z kobietą. Poza tym rzucił mnie chłopak i chcę o nim zapomnieć.

W czasie, gdy spokojnie rozmawiamy, słyszę jakiś dziwny hałas dobiegający z innego pokoju. Nie jesteśmy same w domu. Najwyraźniej na mojej twarzy widać niepokój, ponieważ Beth natychmiast próbuje mnie uspokoić.

– To Paki, mój pies. Nie przejmuj się!

W salonie pojawia się piękny owczarek niemiecki, dyszący, z wywalonym ozorem.

– Cześć, kochanie moje! Chodź tu, kochanie. Chodź!

Pies się zbliża, obwąchuje mnie, a potem wkłada nos pod koszulę Beth. Nie przeszkadza jej zuchwałość zwierzęcia i zaczyna głaskać jego boki.

– To przyjaciółka. Widzisz? Jesteśmy przyjaciółkami – mówi do psa, jakby chciał mnie zaatakować i odgryźć mi część twarzy.

Słowa Beth nie uspokajają mnie, wprost przeciwnie.

– Co się dzieje? Twój pies jest agresywny? – pytam półżartem, choć tak naprawdę jestem przerażona.

– Nie. Bądź spokojna! Tylko nie lubi intruzów. Ale to dobry chłopiec. – Teraz Beth drapie psa po grzbiecie.

W Beth jest coś zmysłowego, co wywołuje u mnie dreszcz. Ma w sobie słodycz dorastającej panienki, a jednocześnie duża seksualną przebiegłość w oczach. Podczas gdy się jej przyglądam, ponownie słyszę hałas dochodzący z innej części mieszkania.

– Beth, ktoś tu jeszcze jest, prawda?

– Skąd! Nie przejmuj się. Prawdopodobnie coś spadło. Pójdę sprawdzić Ty zostań tutaj!

– Beth, proszę. Nic się nie stanie. Wołałabym tylko, żebyś powiedziała mi prawdę.

Ignorując moje słowa, wychodzi z salonu.

– Zaraz wracam – mówi, odwracając się do mnie plecami.

Jestem przekonana, że w mieszkaniu ktoś jeszcze jest. Poza tym pies się nie poruszył, więc z pewnością jest to ktoś, kogo zna, a Beth mnie okłamała.

Mija jakieś pięć minut, podczas których nie odważam się poruszyć Paki ponownie mnie obwąchuje, ziewa i kładzie się.

– Widzę, że już się zaprzyjaźniliście – mówi Beth po powrocie, przyglądając się psu ułożonemu u moich stóp.

– Tak, mniej więcej. Bardzo lubię psy i myślę, że Paki to wyczuł. I co to było?

– Nic. Drewno w kominku, który mam w pokoju. Chcesz go zobaczyć?

To oczywiste zaproszenie, żeby przejść do jej sypialni. Idę za nią, z naszymi drinkami w jednej ręce, torebką w drugiej i z psem za plecami. Sypialnia jest bardzo duża i ładna, z rustykalnymi meblami i łóżkiem w kształcie łodzi. Śnieżnobiałe prześcieradła są mocno pogniecione na całej długości łóżka, a naprzeciwko znajduje się świeżo rozpalony kominek.

Na nocnym stoliku stoi mnóstwo szklanek z resztkami napojów alkoholowych, a obok, na blacie widnieją białe plamy.

– Mój chłopak przyszedł dziś po południu. Byliśmy w łóżku, a potem się rozstaliśmy. Dziwne, prawda? – mówi Beth, wkładając sobie rurkę do nosa. – Chcesz?

Kończy przygotowywać rurkę z resztkami białego proszku z nocnego stolika. Palcem zbiera to co zostało i zlizuje.

– Nie, dziękuję. Nie lubię tych rzeczy.

Wyobrażam sobie przez chwilę Beth z rozłożonymi nogami, leżącą pod ciemnoskórym, muskularnym chłopcem, wydającą jęki rozkoszy. Pewnie zażywali kokainę przez całe popołudnie, a potem ona, bardzo ułożona, ze łzami w oczach rozkazała mu, żeby sobie poszedł i na zawsze zniknął z jej życia. Tej nocy, jak już trochę oprzytomniała, zadzwoniła do burdelu, żeby zamówić sobie dziewczynę i zemścić się na wszystkich mężczyznach świata, a przede wszystkim na swoim chłopaku. Już ją rozumiem.

Oplata rękami moją szyję i całuje mnie w usta. Ma gorący język, bardzo gorzki od koki, którą właśnie zjadła i po krótkiej chwili mój język drętwieje. Z tym nieprzyjemnym uczuciem kładę się z nią i znowu słyszę hałas. Nie pochodzi z kominka, włożyłabym za to rękę w ogień. Cóż za trafne określenie! Wydobywa się z ogromnej szafy stojącej koło okna. Zaalarmowana, podnoszę się, mimo że Beth próbuje mnie zatrzymać.

– Nic się nie dzieje! Wracaj, nie możesz mnie tak zostawić, w połowie.

Nie zwracam na nią uwagi i otwieram drzwi szafy.

– To jest to drewno z kominka! – wykrzykuję, dostrzegając sylwetkę w głębi szafy. Ciągnę mężczyznę za rękaw.

– Ty, wyłaź stamtąd! Już się skończyła zabawa w chowanego!

Facet wychodzi tak gwałtownie, że grozi mu to natychmiastowym upadkiem. Nie mogę uwierzyć, że zrobił mi coś takiego! Mam przed sobą Pedra, zawstydzonego swoją nieudaną gierką i tym, że został zdemaskowany.

– To ty?! – krzyczę, kompletnie zapominając o swoim dobrym wychowaniu. – Co, do kurwy nędzy, tu robisz?! Możesz mi wyjaśnić?

Pedro, zdezorientowany, siada obok Beth, która sprawia wrażenie, jakby wpadła w histerię. Jej śmiech rozlega się w całej sypialni, a Paki zaczyna szczekać.

– Przykro mi, kochanie – decyduje się wyrzucić wreszcie z siebie Pedro. – Chciałem zrobić ci specjalny prezent i zatrudniłem tę kobietę, żeby sprawić ci przyjemność. Później chciałem pojechać za tobą do burdelu i powiedzieć ci, że wyniki testu są negatywne.

Opuszcza głowę, a podbródek przykleja mu się do szyi, jak u dziecka, które właśnie coś zbroiło.

– Więc twój prezent jest w bardzo złym guście! I z pewnością chciałeś się przyłączyć. Powinieneś sam otworzyć mi drzwi, głupcze. Śmiertelnie mnie przestraszyłeś. Skoro nie jesteś w stanie mieć erekcji w normalnych warunkach, przekazujesz pracę innym. I w dodatku zatrudniasz do tego kobietę. Nie chciałeś, żeby było mi dobrze z innym mężczyzną. Egoista!

Sprawiło mi to ogromną przyjemność, ale już żałowałam połowy wypowiedzianych słów.

– A kim ty jesteś? – pytam Beth, która w końcu się uspokoiła i poszukuje resztek białego proszku na stoliczku.

– Ja? – pyta, jakby w pokoju była jeszcze jedna osoba. – Jestem taka jak ty. Wykonuję taką sama pracę jak ty, ale przyjmuję u siebie w domu.

I znów zaczyna się śmiać. Wszelkie próby Pedra uspokojenia jej nie dają skutku. Biorę torebkę i wychodzę, trzaskając drzwiami, przed nosem biednego Paki, który odprowadził mnie do drzwi.

Pedro postanawia iść za mną i na ulicy zaczyna biec, żeby zmniejszyć dzielący nas stumetrowy dystans.

– Zaczekaj! Zaczekaj, proszę! – krzyczy bez tchu.

Daję znak pierwszej taksówce, która przejeżdża ulicą.

– Wyjdź za mnie, proszę! Błagam!

– Idź do diabła – szepcę.

I wracam prosto do domu.

Wymiany

25 listopada 1999

Siódma po południu.

Dziś ani śladu Giovanniego. Obiecał mi, że przyjedzie i że spędzimy razem całą noc. Ale Susana nie zadzwoniła, żeby mnie zawiadomić, że mam zarezerwowaną noc. Przez cały dzień byłam bardzo nerwowa i miałam świetnie znane mi odczucie, że zostałam oszukana, drugi raz w życiu. Próbowałam trochę się przespać, żeby zapomnieć, ale nie mogłam zmrużyć oka. Zatem poszłam do siłowni. Oczywiście zabrałam ze sobą komórkę, licząc, że Giovanni zadzwoni w ostatniej chwili. W głębi duszy nie tracę nadziei, że znów zobaczę Włocha, który ukradł mi serce.

Kwadrans po dziewiątej wieczór.

Już od godziny podnoszę ciężary, w myślach obrzucając inwektywami wszystkich mężczyzn na świecie, kiedy wreszcie odbieram najbardziej oczekiwany telefon listopada.

– Przypominam ci, że o jedenastej masz być w hotelu Hilton.

– Jak to „przypominasz mi”? Susano, aż do tej chwili, nic o tym nie wiedziałam!

– Więc teraz już wiesz – mówi trochę zakłopotana. – Mae i ty idziecie z Włochami na całą noc. Ciesz się! Kochanie, to dla ciebie więcej pieniędzy.

Jest późno i mam mało czasu. Biegiem wracam do domu ubrana w dres i błyskawicznie wskakuję pod prysznic Wściekłość, jaką odczuwałam cały dzień, ustąpiła miejsca radości, postanowiłam już nawet nie kłócić się z Susaną, że tak późno mnie zawiadomiła. Niestety, nie mam zbyt dużo czasu, żeby zrobić się na bóstwo i wypróbować różne warianty, muszę więc ubrać się w pierwszą rzecz, jaka wpada mi w ręce, to znaczy w czarny nocny komplet i kaszmirowy płaszcz. Muszę najpierw wpaść po Mae i proszę taksówkarza, żeby na nas zaczekał. Wbiegam po schodach, pokonując po cztery stopnie na raz. Mae wygląda bosko i podejrzewam, że została zawiadomiona dużo wcześniej niż ja, ponieważ miała nawet czas pójść do fryzjera.

Susana czeka na mnie z karteczką, na której są wypisane numery pokoi hotelowych, i odkrywam kolejną potworność:


Val i Alessandro, pokój 624.

Mae i Giovanni, pokój 620


Nie mogę uwierzyć własnym oczom.

– Wydaje mi się, że tu jest błąd! – natychmiast uprzedzam Susanę.

– Błąd? Gdzie?

– W imionach! Źle nas podzieliłaś – Jest odwrotnie, prawda?

Mae przygląda mi się wyzywająco i rzuca ironicznie:

– Więc przekonamy się, czy chcą się zamienić. Ostatnio to mi przypadł Alessandro. Teraz jest twój. Poza tym nie podobał mi się. Ten drugi robi wrażenie lepszego w łóżku. Opowiem ci jak było w nocy!

Muszę się powstrzymać, żeby się na nią nie rzucić i nie powyrywać włosów z głowy. Nie mogę w to uwierzyć. Jak można być tak okrutnym? Jak ten mężczyzna mógł okazywać mi, że mu się podobam? A poza tym prosi o mnie po to, żebym była z jego przyjacielem! Robi mi się słabo i prawie mdleję. Nie wiem, czy uciec, czy spędzić noc z Alessandro i być najlepszą kochanką, jaką kiedykolwiek miał, żeby następnego dnia opowiedział Giovanniemu, jak cudownie spędził ze mną czas. Chcę sprawić, żeby Giovanni cierpiał i umarł z zazdrości. W końcu postanawiam się nie rozpraszać i jedziemy taksówką do hotelu. Przyjeżdżamy dziesięć minut za wcześnie i proponuję Mae, żebyśmy wstąpiły na drinka do baru. Potrzebuję czegoś mocniejszego, żeby znieść upokorzenie, przez które muszę przejść. Czy Giovanni spojrzy mi w oczy? I przede wszystkim, czy w ogóle się zobaczymy?

Zamawiam czystą whisky, bez lodu, i wypijając ją jednym haustem, widzę, że Mae aż promienieje ze szczęścia, pijąc swoją pomarańczową fantę przez czerwoną słomkę. Wszyscy się ze mnie nabijają i nie rozumiem, dlaczego właśnie mi przypadła w udziale ta zaimprowizowana rola pajaca.

Odstawiamy na bar puste szklanki, opróżnione w rekordowym tempie, i wjeżdżamy na szóste piętro. Jestem czerwona ze złości. Kiedy dochodzimy do pokoju 620, Mae chce się ze mną szybko pożegnać.

– Dobra, ja tu zostaję. Twój pokój jest trochę dalej, w głębi korytarza.

I puka do drzwi.

Stoję tam nadal, jak wmurowana, z nieugiętym postanowieniem zobaczenia Giovanniego.

– Już ci mówiłam, że twój pokój jest dalej! – powtarza zirytowana Mae.

Giovanni otwiera drzwi, a tuż za nim pojawia się Alessandro. Spotkali się w pokoju 620 i wpuszczają nas obie, ku wielkiemu rozczarowaniu Mae, która, próbując ukryć wściekłość, zaczyna żartować na temat możliwości zorganizowania orgii. Ja oczywiście mam grobową minę i Giovanni natychmiast zdaje sobie z tego sprawę.

– Coś ci się stało?

– Nie, nie! Wszystko w porządku… – kłamię. – Czy można tu zapalić?

– Tak, oczywiście! Pal. Pal wszystko, co zechcesz. Ale pozwól, że to z ciebie zdejmę.

I podchodzi do mnie, żeby pomóc mi zdjąć płaszcz. Mae siada na łóżku i wyciąga papierosa, a Alessandro rozsiada się obok niej i zaczynają rozmawiać. Nie mam nic do powiedzenia, chcę już stąd wyjść i nie wiem dlaczego zdecydowałam się przyjechać. Po jakimś czasie, patrząc na zadowoloną z siebie Mae, nie mogę wytrzymać i zaczynam w środku wrzeć.

– Dobra. Przejdźmy do rzeczy Skoro spędzam noc z Alessandro, a Mae z Giovannim, myślę, że powinniśmy już iść – mówię, zwracając się do Alessandra, który zachwyca się właśnie dekoltem tej, która obecnie jest moim największym wrogiem.

Giovanni skamieniał jak pomnik, a Alessandro zaczyna się śmiać, zarażając swym rozbawieniem Giovanniego, który również wybucha głośnym śmiechem, podczas gdy Mae patrzy na mnie z wyrzutem za moją zuchwałość, a ja mam ochotę dać im wszystkim w zęby.

– Głuptasie, ty zostajesz tutaj! – mówi Giovanni, kiedy przestaje wreszcie płakać ze śmiechu.

– Tak? Czyli nie idziesz z Mae?

– Z Mae? To Alessandro chce być z Mae! Ja wybrałem ciebie. Co to za historia? – pyta, poważniejąc.

– Nie wiem! Ty mi wytłumacz! Powiedziano mi, że mam iść do 624, z Alessandro.

Ma nie, głuptasie! – nagle wyskakuje z włoskim.

Dobrze mówi po hiszpańsku, ale czasami zdarza się, że wymknie mu się jakieś słowo w rodzimym języku. Jakiż on seksowny! – myślę.

– Jest dokładnie odwrotnie. Musieli się pomylić! – mówi.

Co to za żart? Chce mi się płakać z radości, a jednocześnie jest mi wstyd, że tak się zachowywałam, i proszę o pozwolenie skorzystania z łazienki. Zamykam się tam na jakieś pięć minut, po których przychodzi po mnie Giovanni.

– Dobrze się czujesz? – pyta z niepokojem.

– Teraz tak. Jest mi lepiej. To prawda, że nie chciałeś iść z Mae?

– Oczywiście, że nie! Obiecałem ci, że spędzę z tobą całą noc, i mnie masz.

– Nawet nie chciałeś z nią być?

Widać, że jest zmartwiony tym niefortunnym zdarzeniem i w odpowiedzi bierze mnie w ramiona. Tamci dwoje już wyszli, w końcu zostaliśmy sami.

– Nawet przez sekundę?

Kochamy się przez całą noc i odkrywam, z wielkim zaskoczeniem, że mogę mieć wiele orgazmów z rzędu. Nie obchodzi go to, kim jestem, nie obchodzi go to, czy zapłacił, nie obchodzi go czas ani moja prawdziwa tożsamość, chce tylko, żebym była szczęśliwa. Nie interesuje go nic więcej.

Następnego dnia, po obfitym śniadaniu zamówionym przez Giovanniego do pokoju specjalnie dla mnie, daję mu swój numer telefonu, prosząc, żeby o tym nikomu nie mówił.

Ten uczynek był niczym podpisanie wyroku śmierci na siebie samą w burdelu. Dni mojej pracy są policzone, a ja jeszcze nawet tego nie podejrzewam.

Загрузка...