ROZDZIAŁ 12

Peter czuł się tak, jakby znowu był studentem i uczestniczył w jakiejś błazenadzie, elementem której było wkładanie zwierzętom ubrań. Podszedł do jednej z krów i pogłaskał ją delikatnie u podstawy szyi. Minęły lata, kiedy ostatni raz zbliżył się tak bardzo do krowy.

Wychowywał się w Regina, ale w Saskatchewan mieszkali jego krewni, którzy mieli gospodarstwo mleczne, i w dzieciństwie tam spędzał część lata.

Jak wszystkie przedstawicielki tego gatunku, miała ona olbrzymie brązowe oczy i wilgotne nozdrza. Nie sprawiała wrażenia zaniepokojonej dotykiem Petera. Dzięki temu bez dalszych ceregieli założył jej delikatnie zmodyfikowany hełm skaningowy na podługowatą głowę. Krowa zaryczała, lecz raczej z zaskoczenia niż na znak protestu. Jej oddech cuchnął.

— Gotowe, doktorze? — zapytał brygadzista.

Peter raz jeszcze spojrzał na zwierzę. Było mu go trochę żal.

— Tak.

W tej rzeźni bydło przed ubojem z reguły ogłuszano ładunkiem elektrycznym. Owa metoda przeciążyłaby jednak aparat Petera. Dlatego tę krowę miano pozbawić przytomności dwutlenkiem węgla, a potem poderżnąć jej gardło, by wypłynęła z niej krew. Peter w ciągu lat widział wiele operacji chirurgicznych, lecz zawsze było to cięcie w celach leczniczych. Był zaskoczony tym, jak bardzo rozdrażniło go zabójstwo zwierzęcia. Brygadzista proponował, by został do końca i obejrzał również ćwiartowanie tuszy, lecz Peter nie czuł się na siłach.

Zabrał tylko skonstruowany specjalnie na krowią głowę hełm oraz sprzęt rejestrujący, podziękował różnym ludziom, którym sprawił kłopot, i skierował się z powrotem do swego biura.

Resztę dnia spędził na oglądaniu zapisu. Poddawał dane różnego rodzaju komputerowemu wzmocnieniu. Wynik był zawsze taki sam. Bez względu na to, jakiej metody używał czy jak uważnie się przyglądał, nie mógł znaleźć dowodu na to, że krowy mają duszę.

Wyglądało na to, że w chwili śmierci zupełnie nic nie opuszcza mózgu. Uznał, że nie jest to szczególnie zaskakujące odkrycie, choć szybko zdał sobie sprawę, że na każdą osobę, która obwoła go geniuszem za jego odkrycia, przypadnie inna, która go za nie potępi. W tym przypadku z pewnością niezadowolone będzie lobby radykalnych obrońców praw zwierząt.

Peter i Cathy mieli zamiar zjeść dziś kolację u Barberiana, w swej ulubionej restauracji specjalizującej się w potrawach mięsnych, lecz w ostatniej chwili Peter odwołał rezerwację. Poszli do lokalu wegetariańskiego.

Gdy Peter Hobson odbywał nadobowiązkowy kurs uniwersytecki z systematyki, dwa gatunki szympansów zwały się Pan troglodytes (szympansy zwykłe) i Panpaniscus (szympansy karłowate).

Jednakże linie ludzi i szympansów oddzieliły się od siebie zaledwie pięćset tysięcy pokoleń temu i około dziewięćdziesięciu ośmiu procent ich DNA nadal jest identyczne. W roku 1993 grupa, w skład której wchodzili między innymi ewolucjonista Richard Dawkins oraz popularny autor science fiction Douglas Adams, ogłosiła Deklarację w sprawie wielkich małp nawołującą do przyjęcia karty praw dotyczącej naszych małpich kuzynów.

Potrzeba było na to trzynastu lat, lecz w końcu ich deklaracja trafiła pod obrady ONZ.

Przyjęto bezprecedensową rezolucję, która formalnie przeklasyfikowała szympansy, uznając ich za członków gatunku Homo. Znaczyło to, że od tej chwili ludzkość składa się z trzech gatunków: Homo sapiens, Homo troglodytes i Homo paniscus. Prawa człowieka podzielono na dwie szerokie kategorie: takie jak prawo do życia, do wolności oraz zakaz stosowania tortur, które przysługiwały wszystkim członkom gatunku Homo, oraz inne: jak prawo do szczęścia, swobód religijnych oraz posiadania ziemi, które były zarezerwowane wyłącznie dla Homo sapiens.

Oczywiście, zgodnie z prawami przysługującymi Homo, nikt już nie mógł zabijać szympansów w celach doświadczalnych ani nawet przetrzymywać ich w laboratoriach.

W wielu krajach zmieniono obowiązujące w nich prawne definicje zabójstwa w ten sposób, by objęły one również uśmiercanie szympansów.

Adrian Kortlandt, pierwszy etolog, który obserwował szympansy w stanie dzikim, nazwał je ongiś „niezwykłymi duszami ukrytymi pod zwierzęcym futrem”. Teraz jednak Peter Hobson był w stanie przekonać się, na ile dosłownie należy traktować uwagę Kortlandta. Fala duszy występowała u Homo sapiens. Nie występowała u Bos taunts, bydła domowego. Peter popierał ruchy walczące o prawa małp, lecz całe dobro, które osiągnięto w ostatnich latach, mogło zostać zaprzepaszczone, gdyby dowiedziono, że ludzie mają dusze, a szympansy nie. Wiedział jednak, że jeśli sam nie przeprowadzi tego testu, prędzej czy później zrobi to ktoś inny.

Choć nie chwytano już szympansów dla laboratoriów, zoo czy cyrków, niektóre z nich przebywały jeszcze w kierowanych przez ludzi instytucjach. Zjednoczone Królestwo, Kanada, USA, Tanzania i Burundi wspólnie ufundowały szympansi dom spokojnej starości — właśnie w Glasgow — dla tych przedstawicieli tego gatunku, którzy nie mogliby się już przystosować do życia w stanie dzikim. Peter zadzwonił do schroniska, by dowiedzieć się, czy któryś z szympansów nie jest bliski zgonu. Zgodnie ze słowami dyrektor, Brendy MacTavish, kilka z nich przekroczyło pięćdziesiątkę, co było sędziwym wiekiem, lecz żaden nie stał w obliczu śmierci. Mimo to Peter załatwił, by wysłano do niej trochę sprzętu skaningowego.

— Tak to wygląda — powiedział Sarkarowi podczas ich wtorkowej kolacji u Sonny’ego Gotlieba. — Chyba jestem już gotowy ogłosić swe odkrycia. A, ludzie w dziale marketingu wymyślili nową nazwę dla superEEG. — Nazywają go wykrywaczem duszy.

— No nie! — zawołał Sarkar.

Peter uśmiechnął się.

— Hej, zawsze zostawiam takie decyzje Joginderowi i jego ludziom. Zresztą patenty na wykrywacz duszy są już załatwione i mamy na składzie prawie dwieście aparatów gotowych do wysłania do klientów, sporządziłem trzy czytelne zapisy tego, jak fala duszy opuszcza ludzkie ciało, wiem, że przynajmniej niektóre zwierzęta nie mają dusz, i wkrótce mam nadzieję uzyskać dane dotyczące szympansów.

Sarkar pokrył połowę obwarzanka wędzonym łososiem.

— Nadal brakuje ci jednej istotnej informacji.

— Tak?

— Dziwi mnie, że sam nie pomyślałeś o tej kwestii, Peter.

— Jakiej kwestii?

— Odwrotnej stronie twego pierwotnego problemu. Wiesz już, kiedy dusza opuszcza ciało. Ale czy wiesz, kiedy się pojawia?

Peter zaniemówił.

— Chodzi… chodzi ci o płód?

— Dokładnie.

— Cholera jasna — powiedział Peter. — To… to pytanie może mi przysporzyć kupę kłopotów.

— Możliwe — odparł Sarkar. — Pamiętaj jednak, że gdy tylko ogłosisz swe odkrycia, ktoś je zada.

— Polemika będzie niewiarygodna.

Sarkar skinął głową.

— W rzeczy samej. Jestem zaskoczony, że nie przyszło ci to do głowy.

Peter odwrócił wzrok. Niewątpliwie tłumił tę myśl. Stara rana, dawno już zaleczona.

Tak przynajmniej sądził. Niech to cholera, pomyślał. Niech to jasna cholera.

Загрузка...