Kodon

To również było niebo. Od horyzontu po horyzont płynęły w powietrzu zielono-białe owalne liście, dryfujące w powietrzu na wysokości trzech kilometrów.

Chmury, niczym lekka mgiełka sunące pod gigantycznymi liliami, wydawały się drobnym pyłem, spadającym z odwrotnej strony liści. Tajemniczy półmrok otulał miasto, osłonięte przed śmiercionośnym światłem żywą tarczą. Wysoko leciał flaer, starannie unikając zbliżania się do drogocennego zielonego pokrycia. Ostre igły wieżowców jakby się uginały, nie chcąc podrapać miękkiego ciała roślin. Powolny dryf lilii był niemal niewidoczny gołym okiem.

Alex popatrzył na niebo. To niebo było inne niż powinno.

Niezwykłe.

– Nie sądziłem, że to będzie takie ładne – powiedział głośno. – Wygląda tak, jakby nad planetą zawisł ogromny smok o łusce porośniętej mchem.

Jego słowa słyszał jedynie automat handlowy przed bramą szpitala. Kolorowa reklamowa gęba na ekranie holograficznym sposępniała. Jeśli nawet w sprzedaży były łuski i mech, to elektroniczny automat rozsądnie nie proponował ich zakupu.

Cichy hol był spokojny i przytulny jak w każdym ludzkim szpitalu. Ściany pomalowane na jasne kolory, podłoga pokryta miękkim grubym dywanem, stłumione światło. Japońskie albo utrzymane w japońskim stylu grafiki przedstawiały sceny z życia kolonistów.

Podchodząc do terminalu informacyjnego, pilot wystukał swoje dane i cel wizyty.

– Aleksie Romanow, zezwolono panu na krótkie odwiedziny – oznajmił uprzejmie terminal. – Proszę zaczekać na przewodnika.

– Jenny! – wykrzyknął Alex, nie czekając, aż robot skończy. Idąca przez hol kobieta w oliwkowym fartuchu zatrzymała się i popatrzyła ze zdumieniem na speca.

Już po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech.

– Yoko, porozmawiamy o tym później – powiedziała do swojej towarzyszki, młodziutkiej dziewczyny z oznakami specchirurga.

Nie kryjąc ciekawości, dziewczyna przyjrzała się pilotowi, prychnęła i poszła dalej.

– Alex! Po co właściwie… – Kobieta zamilkła i ze zrozumieniem skinęła głową. – Z nią wszystko w porządku. Jest pod opieką najlepszych lekarzy.

– A może przyjechałem tu do ciebie?

– Bardzo zabawne – pokręciła głową, ale podeszła bliżej.

– Naprawdę.

– Musiałbyś jeszcze wiedzieć, że wróciłam do szpitala. – Watson rozłożyła ręce. – A nawet gdybyś wiedział…

W powietrzu zawisło niezręczne milczenie. Fontanna na środku holu mieniła się tęczowymi strugami, cicho szemrała woda. Obok nich przeszły dwie surowe, skupione, ciche jak duchy specpielęgniarki w butach na miękkich spodach. Bezgłośnie przesunęły się z pokoju przyjęć nosze z jęczącym chorym; młody sanitariusz, siedząc w rozkładanym fotelu, mówił coś do chorego uspokajająco.

Jeśli nawet istniało bardziej nieodpowiednie miejsce do żartów i kpinek, to trudno byłoby je znaleźć.

– Masz rację, nie wiedziałem. Wybacz nieudany żart. – Alex uśmiechnął się przepraszająco. – Czyżby znudziła ci się praca pomocnika detektywa?

Jenny wzięła pilota za rękę i lekko pociągnęła za sobą.


* * *

Antyseptyczny program działał na całego, mimo że ludzkie choroby nie stanowiły zagrożenia dla pacjentki. Do sali wpuszczono ich dopiero po pięciominutowym cyklu oczyszczania i starannej kontroli sterylności. Rząd planetarny wolał dmuchać na zimne – pacjentka była zbyt cenna.

Nagie ciało, leżące w komorze reanimacyjnej, nadal przypominało ludzkie, do tego stopnia, że środkowa para kończyn wydawała się żartem nieznanego kpiarza. Ranne ręce i nogi wyglądały normalnie, ale regeneracja spalonych plazmą stawów miała się dopiero zacząć.

Czygu otworzyła oczy i popatrzyła na odwiedzających.

Coś na kształt ludzkiego półuśmiechu pojawiło się na jej twarzy. Może naprawdę cieszyła się, że ich widzi. A może dawna towarzyszka księżniczki umiejętnie naśladowała ludzkie emocje.

– Trzeci dzień próbuję się przebić. Wyszedłem z aresztu i od razu pojechałem do szpitala – wyjaśnił Alex.

– Dżękuję – powiedziała przedstawicielka obcej rasy, pewnie jedyna znajdująca się obecnie na terytorium Imperium Ludzi. Język został poddany zabiegom regeneracyjnym, ale mówienie nadal sprawiało trudność. – Obsza dżękuje szługom…

Uśmiech zmienił ostatnie słowo w gorzką ironię.

– Zawsze do usług, Sej.

Takie imię miała teraz nosić ta, która straciła starszą towarzyszkę. O powrocie na łono ojczystej cywilizacji również należało zapomnieć. Młode osobniki pszczółek wybierały sobie drogę życia i towarzyszkę raz na zawsze. Może była w tym siła, a może słabość ich cywilizacji.

Była pomocnica specdetektywa odsunęła pilota, w milczeniu podeszła do chorej, sprawdziła jakiś czujnik i zadowolona skinęła głową.

– Mam opowiedzieć o innych ze statku? – Alex liczył, że to będzie dobry temat. – Interesuje cię to? Nawigator, no, ten człowiek-mężczyzna z warkoczem i malowaną twarzą, już zaciągnął się na inny statek… i to nie sam, lecz z tą kobietą, naszym lekarzem.

Alex z zadowoleniem zauważył cień emocji na wymęczonej twarzy.

– Dżyka kobieta…

Ledwie poruszając uszkodzonym językiem, mimo wszystko zdołała wyrazić swoje odczucia.

– Jeśli zapomnimy, że właśnie ona uratowała ci życie, to owszem.

– Masz raczję, człowieku. – Sej słabo skinęła głową. – Nie mam żalu. Obszy zawsze byli dla niej wrogami, ale ona przeżwyczenżyła szebe… Nie wszyszczy szą zdolni do czegosz takiego…

– Kim Ohara, po wykupieniu ciała przestępcy, pojechała w nieznanym kierunku.

Obcej nie zainteresował ten fakt, który tak wiele znaczył dla niego. Zarówno młoda specbojownik, jak i kawał mięsa, w jaki przemienił się zabójca, były zamkniętym etapem jej życia.

To wydawało się normalne. Alex pomyślał, że w kontaktach dwóch osobników, nawet należących do jednej rasy i kultury, słowa i nazwiska kluczowe dla jednego z nich nie znaczą zupełnie nic dla rozmówcy – i przeciwnie. Co to za dziwna rzecz, mowa… Przecież można nią wyrazić wszystko, co się chce, ustnie czy na piśmie… Rzecz w tym, że najprawdopodobniej zostaniesz źle zrozumiany.

I tylko cienka nić słów wiąże istoty rozumne w jedną całość, pozwala się porozumieć. A najbardziej przykre jest to, że gdy próbujesz powiedzieć coś naprawdę ważnego, to nikt cię nie rozumie. Każdy ma swoje spojrzenie na świat; głupi żart może spowodować czyjeś zainteresowanie i uwagę, podczas gdy ból i smutek pozostaną bez odzewu. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, ale niestety zbyt rzadko.

– Ona ształa sze twoją pierwszą namiętnoszczą, ale ża późno – powiedziała niespodziewanie Sej, przymykając oczy. – U nasz też szę to częszto dżeje…

– Nie wiem, jak zdołałaś to pojąć, ale dziękuję ci za to – powiedział Alex, a była pomocnica detektywa obrzuciła go dziwnym spojrzeniem. – Jedyny człowiek, o którym nic nie wiem, to…

– Morrison pojechał nad morze. Dowiedziałam się o tym przypadkiem. – Watson nadal nie odrywała od Aleksa zdumionego i zaintrygowanego spojrzenia. – Zabrzmi to dziwacznie, ale specpilot postanowił zająć się akwarystyką. Potrzebują tam pastuchów delfinów. Czy to nie zdumiewający pomysł, jak na pilota? Nawet mówili o tym w wiadomościach.

– Jesteś pewna?

– Na sto procent. Jeśli oczywiście ma na imię Hang. Chodźmy, nie męczmy naszej pacjentki, już drzemie…

Cichutko wyszli na korytarz. Ominęli nosze wiozące swojego pacjenta.

– Yy… – mamrotał nieprzytomnie chory, a lekarz szeptał do komunikatora: – Yoko, proszę przyjść do sali operacyjnej numer 17, natychmiast! Pacjent w stanie ciężkim!

– Pewnie nie mniejsza tu odpowiedzialność niż w kosmosie – powiedział Alex, patrząc na pacjenta. – Ciągła nerwówka. Tutaj pewnie nawet speclekarzowi jest ciężko… A jak ty sobie radzisz?

– Zastanawiasz się, czy nie zostać lekarzem? – uśmiechnęła się Watson.

– Kto wie, kto wie… Nie zawołają cię do pomocy? – zapytał pilot.

– Yoko sobie poradzi. To mądra dziewczyna, poza tym spec… W naszym szpitalu są setki lekarzy a ja już skończyłam pracę.

– Masz wolny wieczór?

– Oho! Z dziesięć lat temu takie pytanie starego wilka morskiego bardzo by mi pochlebiło… pod warunkiem, że bym zapomniała, co mama mówiła o romansach z nie umiejącymi kochać pilotami. – Jenny uśmiechnęła się szeroko.

– Rzecz w tym, że ja umiem.

– Żartujesz?

– I tak, i nie. Yoko też wygląda na miłą dziewczynę, ale… – Pilot zatrzymał się gwałtownie i objął Jenny. – Ona nie jest w moim typie. Podobasz mi się ty i obawiam się, że zaczynam się w tobie zakochiwać.

Alex patrzył poważnie, bez uśmiechu. Nieufność w oczach kobiety zaczęła gasnąć.

– Co ci się stało, pilocie? Takich jak ty należałoby pokazywać w cyrku! Kolejki się będą ustawiały. Specpilot, który umie kochać!

– Dokładnie tak. Oczywiście, nie stało się to od razu. – Alex z uśmiechem rozkoszował się jej zmieszaniem. – Niektórzy myśleli, że ta zdolność, tak jak się pojawiła, tak i wygaśnie sama z siebie. Gdyby się tak stało, pewnie byłoby mi lżej. Ale, niestety, nadal umiem kochać.

– Alex, mówisz dziwne i poważne rzeczy… – wymamrotała speszona Jenny.

Kobiecie trudno prowadzić dyskusję, kiedy całuje ją mężczyzna, który jej się podoba. Jeśli sądzić z reakcji Jenny, tak właśnie było.

– Miłość to dziwna rzecz… Czuje się ją od razu – rzekł pilot, na chwilę odrywając się od jej warg.

– Ja też to czuję… Ale to niemożliwe.

– Jeśli wątpisz, wyznacz mi okres próbny.


* * *

Szpital, tak jak być powinno, mieścił się na peryferiach miasta. Od bramy, przed którą stały wynajęte samochody, ruszyli na piechotę, chociaż wcale się nie umawiali. Oboje chcieli się przejść.

Alex popatrzył w niebo.

Pewnie zobaczy jeszcze w życiu setki planet, a przecież już widział niemało. Dlaczego każde niebo jest takie dziwne i zdumiewające? Płonące chmury Omielii, latające lilie Zodiaku, tornada pyłowe Nangijały…

– Zdaje się, że jednak pozostanę pilotem – odezwał się w zadumie. – A ty pewnie będziesz musiała przyswoić sobie umiejętności lekarza-astronauty.

Watson zaśmiała się.

– Szkoda, że nie słyszy cię mój były „szef. Natychmiast zacząłby dociekać przyczyn twojego dziwnego zachowania.

Alex pokręcił głową.

– Wiesz, mam takie przeczucie, że on zmieni pracę. Może zostanie muzykiem… Jeśli już nim nie został.

– Skąd ta myśl?

– Przeczucie, i już.

Intryga to najlepsza i najstarsza broń. Dopiero teraz pilot zrozumiał, czym jest prawdziwe staranie się o kobietę: zalecanki, kuszenie, przyciąganie, zdobywanie miłości… to nie to, co szybki i beztroski seks. Jeśli to był jeden ze składników miłości, to bardzo mu się podobał.

– Zdaje się, że wymagasz pomocy specjalisty. Olga, moja przyjaciółka, jest wybitnym specpsychoterapeutą. Wypisać ci skierowanie? Pod koniec roku będziesz jak nowy. – Watson uśmiechała się, ale mówiła poważnie.

– Tej chorobie nie zaradzi żaden specjalista.

Watson długo patrzyła mu w oczy, zanim zrozumiała, że to prawda.

J


* * *

Takie dalekie wydaje się niebo, gdy leży się na trawie…

Nagie ciało kobiety, jej zapach, dłonie, pocałunki…

Niebo nakryło ich tysiącami płynących lilii, delikatną, żywą kotarą.

Jeśli się ją zerwie, ukaże się nie tylko palące światło białego słońca, ale również gwiazdy.

Całe niebo gwiazd.


Moskwa, styczeń – czerwiec 1999 roku

Загрузка...