Rozdział 8

Max jest tutaj, w Pinwich! I na dodatek chce się ze mną widzieć! Czeka na mnie! Czeka, żebym stawiła się w jego gabinecie!

Przez kilka minut Elyn była sparaliżowana, lecz w miarę jak próbowała odzyskać równowagę, minuty te zdały się przeciągać w nieskończoność. Nigdzie nie pójdę, zdecydowała w końcu i zaczęła szukać torebki, która leżała dokładnie tam, gdzie zawsze. Natychmiastowy powrót do domu wydał jej się najlepszym rozwiązaniem.

Złapała torebkę, gotowa do ucieczki, gdy wtem wstrzymała ją myśl. O Boże! Guy! – przypomniała sobie zbyt późno. Co powie, kiedy zobaczy, że wróciła, i dowie się, że mimo wszystko odeszła z pracy. Zawahała się. Czyż nie dość już ucieczek?

Usiadła. Czy ma uciekać dlatego, że Max chce ją widzieć? A właściwie w jakim celu? I, co za tym idzie, czy sądzi, że ma do powiedzenia coś, co mogłoby ją zainteresować?

Nagle, na myśl o tym, że być może zamierza zwolnić ją osobiście, tak jak zwolnił Hugha Burrella, poczuła, iż tężeje wewnętrznie. Niech no tylko spróbuje! – kipiała ze złości. Nie bacząc już na interesy Guya, powie, co ma do powiedzenia!

Gniew nie opuszczał jej do chwili, gdy stanęła przed drzwiami jego gabinetu.

– Proszę wejść! – usłyszała jego głos w odpowiedzi na swoje pukanie i poczuła, że uginają się pod nią kolana. Wyprostowała ramiona, zaczerpnęła powietrza i nacisnęła klamkę. Nie, nie da po sobie poznać, jak bardzo jest roztrzęsiona.

Nieoczekiwana fala czułości dosięgła ją w chwili, gdy otwierała drzwi i wchodziła do gabinetu Maxa. Wysoki, prosty i chmurny stał obok sofy, wpatrując się w drzwi. Jakże był jej drogi!

Elyn zamknęła drzwi, usiłując panować nad uczuciami, które wróżyły jej klęskę.

– Chciał mnie pan widzieć? – zapytała.

Pan? Tak zwraca się dziś do mężczyzny, który czule obejmował ją w ostatnią sobotę? Do mężczyzny, który tak tkliwie, a zarazem tak namiętnie ją całował? I który – dodała to, co z goryczą dodać musiała – tak zdradziecko z nią postąpił?

Dostrzegła, że spojrzał na nią ostro, wyraźnie dotknięty jej tonem. Ona jednak walczyła o przetrwanie i było jej zupełnie obojętne, czy go dotknęła, czy też nie. Pragnęła mieć już za sobą tę rozmowę. Pragnęła stąd odejść.

– Proszę usiąść – wydał krótkie polecenie, obejmując ciemnymi oczyma jej elegancki szmaragdowy kostium i nieskazitelnie białą bluzkę. – Nie, nie tam – rzucił, gdy podeszła do wysokiego krzesła przy jego biurku, i wskazał jeden z foteli w głębi pokoju.

Elyn wzruszyła ramionami. On tutaj rządził. Przynajmniej w tej chwili. Odwróciła się od niego i zajęła miejsce, które wskazał, a gdy podniosła głowę, dostrzegła, że obszedł wokół sofę i również usiadł.

Starannie założyła nogę na nogę, przybierając efektowną pozę i starając się zachować pozory swobody. Max, milcząc, patrzył na nią spokojnym, badawczym wzrokiem. Pomyślała, że jest zdenerwowany i nie bardzo wie, od czego zacząć, co do reszty wytrąciło ją z równowagi.

Po chwili uświadomiła sobie jednak, jak śmieszna jest to myśl. Max dotknął ręką brody i chłodno zapytał:

– Elyn, dlaczego wyjechałaś z Włoch w takim pośpiechu?

Mógł obyć się bez „Elyn”. Gdyby zwracał się do niej „panno Talbot”, byłoby to bardziej stosowne. Samo uwodzicielskie brzmienie jego głosu, wymawiającego jej imię, pozbawiało ją resztek pewności.

Gdyby mogła przewidzieć tok rozmowy, przygotowałaby się do niej. Ale nie myślała nawet przez chwilę, że Max będąc w Anglii, choć powinien być w Rzymie, zechce ją widzieć.

– Postanowiłam odejść – oznajmiła bez zastanowienia. – Szkoda, żeby Tino tracił na mnie swój cenny czas, skoro i tak odchodzę.

– Hmm… – mruknął Max, z namysłem pocierając ręką swój wyraźnie zarysowany podbródek. – To bardzo szlachetnie z twojej strony. – Elyn nieco się odprężyła. – Gdyby jeszcze – ciągnął, wbijając w nią badawcze spojrzenie ciemnych oczu – była to prawda…

– Co masz na myśli? – wypaliła, nie poddając się panice. Ogarnęło ją jednak wzburzenie, gdy zdała sobie sprawę, że musi stale mieć się na baczności, ilekroć w grę wchodzi ten mężczyzna.

Spojrzał na nią znacząco, a jego wzrok był jak zawsze przenikliwy.

– Mam na myśli to, że albo okłamałaś Felicitę, kiedy powiedziałaś, że zależy ci tylko na przeniesieniu do Anglii, albo okłamujesz teraz mnie. – O Boże! Jest nadto bystry jak na mnie! – Zastanawiam się, Elyn – kontynuował bezlitośnie – dlaczego musisz mnie okłamywać?

Czuła, jak rośnie jej wzburzenie. Gwałtowne słowa cisnęły jej się na usta. Chciała zaprzeczyć temu, że kłamie. Pohamowała się jednak. Do diabła! Za kogo on się ma, by stawiać ją pod pręgierzem, zważywszy na to, jak sam ją okłamał!

– Czy i ja mogę zadać ci takie pytanie? – odparowała, z wyrazem uporu unosząc głowę.

Nie zmieni decyzji. Może nawet zwolnić ją za bezczelność. Nie zależy jej!

Wydawało jej się przez moment, że jest lekko zakłopotany tym pytaniem, on jednak skinął i odpowiedział chłodnym tonem:

– We właściwym czasie wyjaśnię, dlaczego musiałem udawać, że zwichnąłem wtedy nogę.

I ma jeszcze czelność, by tak swobodnie o tym mówić! Elyn nie chciała jednak wracać do niczego, co wydarzyło się w ciągu tych dwudziestu czterech godzin, które spędzili wspólnie w Dolomitach. I choć wewnątrz drżała, postanowiła nie rezygnować z obranej linii postępowania.

– Nie o to mi chodzi! – ucięła ostro. – Mówię o czym innym. O tym perfidnym kłamstwie, którym mnie uraczyłeś, gdy spytałam, czy znaleziono już sprawcę kradzieży tego cennego projektu z pracowni Briana Cole’a.

– Ach, to… – mruknął, na chwilę zamilkł i, jakby z trudem przychodziły mu słowa, dodał: – Miałem nadzieję, że wciąż o tym nie wiesz.

– No jasne! – wybuchła. Tego było za wiele! Jak śmie bezwstydnie mówić, że wolał, by w dalszym ciągu myślała, iż ciążą na niej podejrzenia. – Bardzo ci za wszystko dziękuję! – wycedziła.

Wstała i gwałtownie ruszyła w stronę drzwi. Naciskała już klamkę, by je otworzyć, gdy wołanie: – Elyn, nie odchodź! – wypełniło pokój.

Ręka zawisła w powietrzu. Stanęła nieruchomo. Wtem przypomniała sobie, że mówił już coś podobnego. Tak, ostatniej soboty, w Cavalese… udawał, że potrzebuje pomocy, choć naprawdę nic mu nie dolegało.

Wielki Boże! Jakąż była wtedy idiotką! Ale to się już nie powtórzy. Nigdy nie powtórzy. Szybko odwróciła się, niezdolna powstrzymać potoku gwałtownych słów.

– Twoja stopa, co? – szydziła z wściekłym sarkazmem. – Twoja biedna, zwichnięta… – przerwała. Max, nieco przybladły, trzymał się poręczy kanapy. – Co się z tobą dzieje? Źle się czujesz? – zapytała z przejęciem, przerażona i poruszona, bo w chwili, gdy się zerwała, zrobił to samo, jakby chcąc biec za nią. Wydawało się, że sprawia mu to ból. Zachwiał się, stracił równowagę.

Znów udawał. Nie chciała wierzyć, że może być kontuzjowany. Ale choć wiedziała, jakim jest ohydnym kłamcą, gdy tak milczał, musiała cofnąć się od drzwi. Niechętnie obeszła go wokół i stanęła po drugiej stronie kanapy. Wpatrywała się w niego i widziała, jak, powodowany ambicją, usiłuje udawać, że nic mu nie jest. A przecież było inaczej. Jej wzrok przesunął się w dół, ku jego stopom, i wtedy dostrzegła, że spod kanapy wystawał gumowy uchwyt.

Podeszła tam, schwyciła za uchwyt i pociągnęła – był przymocowany do laski.

– Co to jest? – spytała. Zawahała się jednak, czy nie rozbić mu nią głowy, gdy odparł:

– Laska. – I po chwili spokojnie dorzucił: – Pewna kobieta w zachwycającym przypływie gniewu cisnęła we mnie butem narciarskim.

Zaskoczona i wstrząśnięta, patrzyła na niego.

– Ten but trafił w ciebie?! – wykrzyknęła.

– Owszem – przyznał tym samym spokojnym tonem. – Trafił, odbił się i gdy biegłem za tobą, potknąłem się o niego, skręcając nogę w kostce. – Elyn zaparło dech. – Jeśli chcesz dowodu, a nie dziwiłbym się temu – wyznał – chętnie zdejmę bandaż, by pokazać ci opuchliznę i sińce. Chociaż wolałbym zakończyć to, co mamy sobie do powiedzenia, na siedząco.

Serce w niej zamarło. Mówił teraz łagodnym, miękkim tonem i jego ból – musiała to teraz przyznać – stał się jej własnym bólem, a świadomość, że to ona go zraniła, była nie do zniesienia. Jednakże słowa: „to, co mamy sobie do powiedzenia” ponownie ją rozdrażniły. Nie miała mu do powiedzenia nic więcej… Wtem poruszył ją wy raz cierpienia na jego twarzy i mimowolnie zwróciła się do niego tonem prośby:

– Och, Max, usiądź.

Na jego poważnej dotąd twarzy pojawił się cień uśmiechu.

– Jeśli i ty usiądziesz – powiedział.

Pragnąc za wszelką cenę ukryć bezmiar troski o niego, Elyn odwróciła się, by podejść do fotela, który tak gwałtownie opuściła. Gdy znów spojrzała na Maxa, siedział już na kanapie, a jego twarz odzyskiwała normalny koloryt. Tym razem jednak postanowiła mieć się na baczności.

– Musiałeś paskudnie upaść – stwierdziła chłodnym tonem, patrząc w jego stronę.

– Tak mi się wtedy zdawało – odparł, nie odrywając od niej wzroku, jakby nie chciał przeoczyć żadnego szczegółu.

– I co zrobiłeś? – pytała, wyobrażając sobie, jak leżał, niezdolny wykonać ruchu… – Powinieneś był zatelefonować do mojego hotelu. Byłabym… – Urwała, przeklinając swój nieokiełznany język.

– Co byłabyś? – podjął, a w kącikach jego ust znów pojawił się cień uśmiechu. – Wypadłaś tak rozwścieczona, że przypuszczałem, iż poślesz mnie do piekła, jeśli zadzwonię, skarżąc się na skręconą nogę.

– Może rzeczywiście… masz rację – zgodziła się, ale nie chciała widzieć jego uśmiechu ani słyszeć tego ciepłego głosu. Unicestwiały cały jej wysiłek, by stawić im opór choćby na krótką chwilę. – A więc, skoro nie mogłeś prowadzić…

– Nie mogłem prowadzić, nie mogłem chodzić, i, nade wszystko, nie mogłem uwierzyć, że tak niespodziewanie zostałem całkowicie unieruchomiony.

Łzy współczucia cisnęły jej się do oczu. Nie wolno mi się rozczulać, myślała. To prowadzi do katastrofy. Ten człowiek jest zbyt wnikliwym obserwatorem, by nie dostrzec, że gdy on cierpi, cierpię i ja.

– A więc wezwałeś kogoś innego?

– Wezwałem lekarza.

– I…? – dociekała. Wydobycie z niego szczegółów nie było łatwym zadaniem.

– Wysłał mnie do szpitala na prześwietlenie, a stamtąd odwieziono mnie karetką do domu.

O, Max, mój biedny, kochany! – łkało jej serce.

– Ale niczego nie złamałeś?

– O dziwo, nie – odparł, a na jego twarzy pojawił się znów cień uśmiechu.

Widać stopa bolała go tak, iż przypuszczał, że połamał w niej wszystkie kości, pomyślała Elyn.

– To szczęśliwie – mruknęła. Jej głos brzmiał uprzejmie, lecz w najmniejszym stopniu nie zdradzał tego, co naprawdę czuła.

– Biorąc pod uwagę wszystkie moje kłamstwa i oszustwa, jesteś naprawdę wielkoduszna, Elyn.

Chciała zawołać: Przestań! Błagam, przestań! Czuła, że topnieje pod wpływem jego ciepłego spojrzenia.

– A więc karetka zawiozła cię do domu… – zdołała przywołać resztki dystansu.

– Skąd dzwoniłem do ciebie w poniedziałek, prosząc o spotkanie, by, ku swemu zmartwieniu, otrzymać kolejną ostrą odprawę.

– A czego się spodziewałeś? – spytała, przypominając sobie aż nadto wyraźnie ten poniedziałek. Pamiętała także, że dręczyła ją zazdrość o Felicitę, a jak się teraz okazało, zupełnie nieuzasadniona. Za nic w świecie jednak nie zdradziłaby przed tym mężczyzną burzliwych emocji, których ofiarą wówczas padła. Tymczasem wydawało się, że nadszedł właściwy moment, by zmienić temat. – Nie wiem, z jakiego powodu mnie wezwałeś… to znaczy dzisiaj, nie wtedy – zaczynała się plątać. – Jeśli jednak… – odważnie brnęła dalej, odzyskując nawet poczucie humoru. – Jeśli nawet zmieniłeś ostatnio zdanie i nie utrzymujesz już, że mam coś wspólnego z kradzieżą projektu, jeśli nareszcie zezwalasz mi łaskawie – zdobyła się nawet na sarkazm – bym odetchnęła z ulgą, skoro nic już nie ciąży na moim dobrym imieniu, to, mam nadzieję, chyba nie oczekujesz ode mnie podziękowań.

– Nie, nie oczekuję – potwierdził, nie odrywając wzroku od jej zielonych oczu, w których nagle zapalił się gniew.

– To świetnie! – warknęła i uważając sprawę za wyczerpaną, zaczęła wstawać z fotela.

– Nie! – powstrzymał ją Max.

Spojrzała na niego i zrozumiała, że chce powiedzieć jej dużo więcej. Zważywszy jednak, że jego język ojczysty nie jest jej językiem, potrzebował trochę czasu, by najlepiej sformułować to, co miał do powiedzenia.

Jednocześnie uświadomiła sobie, że nie chce stąd odchodzić, jeszcze nie teraz, kocha go i musi go wysłuchać. Opadła na fotel. I wtedy, ku jej ostatecznemu zakłopotaniu, Max zaczął:

– Tak, chciałem ci dziś wyznać, że oszukiwałem cię w sprawie tego projektu. Ale to zaledwie część tego, co chciałbym powiedzieć, mała część… – A gdy spojrzała na niego ze zdumieniem, dodał: – Pragnę ci wyznać więcej… – Odniosła wrażenie, że zawahał się na moment, lecz po chwili w jego głosie znów pojawił się ciepły ton. – Bo przecież, Elyn, łączy nas dużo więcej…

O Boże! – tak bardzo potrzebowała ratunku. Ale, słysząc ton jego głosu, nie mogła myśleć jasno.

– Tak? – wymamrotała i miała nadzieję, że tylko ona dostrzega, iż ochrypła z wrażenia. Odchrząknęła, by zwalczyć ucisk w gardle, lecz czuła, że wzmógł się jedynie. – O co ci chodzi? – spytała. – Bo jeśli o pracę, to…

– Nie chodzi mi o pracę, cara - wtrącił spokojnie, a Elyn znów poczuła ucisk w gardle.

– Ale przecież nie łączy nas nic o jakimkolwiek znaczeniu, jakiejkolwiek wadze, jakimkolwiek… – przerwała, gdyż zaschło jej w ustach. Odkaszlnęła nerwowo, zanim mogła ciągnąć dalej. – Jeśli zaś mówisz o przyjaźni… – O, Boże! Czemu robię z siebie kompletną idiotkę! Przecież nie to miał na myśli! Z trudem przełknęła ślinę. – No cóż, wedle moich zasad przyjaźń oparta jest na zaufaniu, a tobie – głos znów odmówił jej posłuszeństwa – nie ufałabym za grosz.

Tak więc, nawet gdyby miał jakieś powody, by mniemać, że zależało jej na nim, to teraz była przekonana, iż zdołała rozbić je w pył. Tymczasem on, odchylając się swobodnie w tył, przyglądał się jej wyrazistej twarzy przez dłuższą chwilę, a potem stwierdził spokojnie:

– Jakże jesteś piękna, Elyn, olśniewająco piękna… a jednocześnie widzę i czuję, że jesteś kłębkiem nerwów.

– Nic podobnego! – zaprotestowała, ledwie zdołał wypowiedzieć te słowa.

– Owszem, jesteś, a ja wyrządziłem ci krzywdę i teraz chciałbym ją naprawić. – Po chwili dodał z uśmiechem, który do reszty ją zniewolił: – Muszę wyznać, że i ja czuję się zdenerwowany.

– Ty? Dlaczego ty też miałbyś być zdenerwowany?

– spytała i niemal ugryzła się w język, gdyż w jej pytaniu kryło się stwierdzenie, że w rzeczywistości czuje się tak jak i on.

Jeśli nawet Max to dostrzegł, nie dał tego po sobie poznać, tylko nachylił się w przód, a jego pozornie swobodny sposób bycia uległ zmianie.

– Tak wiele pragnąłbym od ciebie, dla ciebie, dla nas…

– mówił, podczas gdy Elyn wpatrywała się w niego, nie wierząc własnym uszom. – Tak bardzo wiele… ale, po pierwsze, i to jest najważniejsze, pragnę odzyskać zaufanie, o którym przed chwilą mówiłaś.

Akurat ci na tym zależy! – pomyślała Elyn, niepewna, czy traci zmysły, czy też w słowach Maxa istotnie kryje się propozycja. Wtedy, w domu w górach, gotowa była mu się oddać, a przecież ją odtrącił. Teraz jednak odnosiła wrażenie, że zmienił zdanie i, mimo wszystko, chętnie uciąłby sobie romans.

– Oczywiście ułożyłeś już sobie plan, jak odzyskać to zaufanie? – spytała z ironią, podczas gdy głos wewnętrzny ostrzegał ją, że powinna natychmiast odejść. Gdy tylko w grę wkraczał Max, stawała się zupełnie bezbronna. Ocknij się, Elyn, ocknij! I uciekaj, póki nie jest za późno! Uciekaj, zanim cię zahipnotyzuje, zanim zrobisz wszystko, o co poprosi.

– Nie mam żadnego planu. – Max nie zwracał uwagi na jej ironię. Zdała sobie sprawę, że zna ją na tyle, by spodziewać się tego, co usłyszał. Więcej, postanowił zapomnieć o swojej ambicji i przyjąć wszystkie ataki z jej strony. Czyżby aż tak bardzo chciał zaciągnąć ją do łóżka? Nie mogła tego zrozumieć Przecież wtedy mógł ją mieć bez trudu, ale teraz… – Nie mam innego planu – powtórzył zdecydowanym tonem – niż wyznać ci całą prawdę.

– To bardzo krzepiąca zmiana! – zauważyła z sarkazmem.

On jednak i tym razem nie zareagował na jej ton, a nawet uśmiechnął się łagodnie:

– Wierz mi, moja droga, zazwyczaj nie uciekam się do kłamstw. – Słysząc owo „moja droga”, Elyn poczuła, że jej opór topnieje. Chciała wstać i odejść, póki jeszcze mogła, ale wtedy Max dodał: – A więc widzisz, co, niemal od pierwszego spotkania, zdołałaś ze mnie zrobić.

Zdołała z niego zrobić? Wszystko przepadło. Już nie mogła się poruszyć. Objęła go badawczym spojrzeniem, ale jego twarz tchnęła szczerością. Rozum podpowiadał, że postępuje głupio, lecz serce wołało: zostań!

– Ja… obawiam się… ja… nie… – głos jej zamarł.

Ośmieliło to Maxa.

– Zupełnie mnie nie dziwi, iż nie rozumiesz – mruczał miękko. – I muszę wyznać, że od chwili, gdy cię poznałem, wielokrotnie nie rozumiałem samego siebie. Być może, jeśli opowiem, jak od pierwszego spotkania, wtedy, w drzwiach, żyłaś nieustannie w moich myślach, zaczniesz pojmować moje zachowanie.

Och, jak dobrze pamiętała to pierwsze spotkanie! Przypominała sobie, że odtąd przestała normalnie funkcjonować. Od tamtego czasu, mimo iż próbowała temu zaprzeczać, każdy kontakt z nim zupełnie wytrącał ją z równowagi. Ale to, że jego też, jak mówił, poruszało każde nieoczekiwane spotkanie… Musiała go słuchać, musiała zadawać coraz więcej pytań…

– Mówisz, że żyłam w twoich myślach?

Przytaknął.

– Najpierw tłumaczyłem sobie, że to dlatego, iż rzadko się zdarza, prawdę powiedziawszy nigdy, by któraś ze znanych mi kobiet potraktowała mnie z góry i odeszła bez słowa.

– Wierzę! – Nie mogła pohamować gorzkiego komentarza.

Jednakże, ku jej rozdrażnieniu, Max sprawiał wrażenie bardziej zadowolonego, niż zbitego z tropu. Na jego ustach błądził uśmiech, gdy zapytał miękko:

– Czyżbyś była zazdrosna?

– Śmieszne! – zaprzeczyła pogardliwym tonem. Nie wyglądał na całkowicie przekonanego, co wywołało w niej złość. Jednakże nie na tyle dużą, by wyjść, nie dowiadując się niczego więcej. – Czy chcesz przez to powiedzieć, że, mijając cię bez słowa, skłoniłam cię do rozważań na mój temat?

– To właśnie chcę powiedzieć – odparł. – Moja droga, czyż nie ulitujesz się nad tym, który myślał o tobie najpierw od czasu do czasu, by wkrótce potem częściej myśleć, niż nie myśleć, aż wreszcie pojął, że całkowicie opanowałaś jego świadomość?

– Och! – wykrzyknęła.

Przecież to samo działo się z nią, gdy chodziło o niego! Ale on nie może mówić tego szczerze! Nie bądź śmieszna!

– strofował ją rozum, wzmagając jej opór.

– I pomyślałeś, iż to będzie takie zabawne, jeśli zasugerujesz mi, że uważasz mnie za złodziejkę? – szydziła.

– Nie, wcale nie – zaprzeczył natychmiast.

– Czyżby? Z mojego punktu widzenia wydaje się, że jednak tak! – Max poruszył się, jakby zamierzał wstać i podejść do niej. Zaniepokoiła się tym, zarówno ze względu na niego, jak i na siebie. – Dobrze słyszę z tego miejsca – powiedziała, podrywając się gwałtownie.

Przez moment sprawiał wrażenie pokonanego, ale po chwili spytał:

– Chyba nie mogę liczyć na to, że podejdziesz tu do mnie?

– Nie możesz.

– Bardzo utrudniasz mi sytuację. Czy wiesz o tym, Elyn?

– Wiem – odparła.

Przez długą chwilę Max wpatrywał się uważnie w jej zbuntowaną twarz. Wtem jego napięcie zniknęło i oświadczył ponurym głosem:

– Być może już w chwili, kiedy po raz pierwszy spojrzałem w te uparte, zielone oczy, powinienem był dostrzec twój nieujarzmiony charakter i przewidzieć udrękę, której źródłem miałaś się stać.

Elyn czuła, że wola oporu ostatecznie ją opuszcza, tymczasem on ciągnął dalej:

– Ale nawet gdybym przewidział cierpienia, których przysporzy mi ta wyniosła, elegancka kobieta, figurująca na liście moich pracowników, nie sądzę, bym zachował się inaczej.

Cierpienia?! Rozum podpowiadał jej, że zapewne ma na myśli ból, który sprawiała mu zwichnięta stopa. Lecz co innego mówiło jej serce, szalone serce – mogło przecież być inaczej. Może chodzi mu o coś zupełnie innego?

– Mówisz o kłopotach związanych z kradzieżą projektu? – spróbowała ostatkiem sił.

Max przyglądał się jej spokojnie, potem wymamrotał:

– Ach, ten projekt… to był początek moich kłamstw. Chociaż na samym początku, tak jak każdy, kto miał dostęp do pracowni Briana Cole’a, byłaś podejrzana.

Elyn nie protestowała.

– Dopóki nie znaleziono winnego, nie miałam o to pretensji.

– Dziękuję – uśmiechnął się Max i zaczął jej opowiadać, jak rzecz się przedstawiała z jego punktu widzenia. – Brian był zachwycony projektem. Kiedy informował mnie o nim, był w stanie takiej euforii, że powiedziałem mu, by projektu nie przynosił do mnie, gdyż wspólnie z nim obejrzę go na miejscu.

– Ale projektu już nie było.

– Nawet ślad po nim nie pozostał – uśmiechnął się Max. – Brian był wstrząśnięty. To było jego dziecko, dziecko jego marzeń. Nie mógł w to uwierzyć. Przecież zostawił projekt na biurku i oto go nie ma.

– Biedny Brian – współczuła Elyn.

– Naturalnie zacząłem wypytywać, kto wchodził do jego gabinetu, podczas gdy Brian był u mnie i czekał, aż skończę rozmowę telefoniczną.

– Hugh Burrell powiedział ci, że to ja tam byłam, sama… – podpowiedziała mu Elyn.

Max przytaknął.

– Zapytałem o twój numer wewnętrzny i zadzwoniłem do ciebie. Gdy tylko usłyszałem twój miły głos, byłem pewien, że należy on do tej hardej kobiety, którą spotkałem wcześniej tego samego rana.

– Naprawdę? – wyrzuciła ostatkiem tchu, ale zebrała się w sobie, by dodać: – I od razu zacząłeś mnie wypytywać o ten projekt.

– I bardzo szybko wywnioskowałem z twojego sposobu udzielania odpowiedzi, że nie miałaś z tym nic wspólnego.

– Rzeczywiście? – zapytała zdziwiona.

– Och tak, cara - odpowiedział miękko. – Oczywiście musiałem rzecz ciągnąć dalej, ale im bardziej poszlaki zdawały się wskazywać na ciebie… przecież nie miałaś powodu, by tam wchodzić, bo dysponowałaś już danymi, których jakoby szukałaś, bo wiedziałaś, że nie spotkasz tam nikogo z pracowni projektowej, gdyż zobaczyłaś ich przy automacie, a nade wszystko dlatego, że byłaś związana z zakładami Pillingera i z tego względu zdawałaś sobie sprawę, jaką rynkową wartość ma taki projekt… A mimo to, tym mocniej byłem przekonany, że to nie mogłaś być ty.

Patrząc na niego, Elyn nabierała przekonania, że to, co mówił, jest prawdą. Ale przecież wcześniej kłamał, i to w tej samej sprawie.

– Czy kiedy pod koniec tamtego dnia wezwałeś mnie do siebie, wciąż byłeś tego zdania? – spytała rozważnie.

– A czy miałem cię przesłuchiwać w pracowni projektowej, świadom, że Burrell zaciera ręce, widząc, w jakiej sytuacji się znalazłaś?

– Och, Max, to było naprawdę uprzejme! – wykrzyknęła w chwili słabości, by natychmiast w pośpiechu opanować swoje emocje. – Gdy jednak w tydzień później znów mnie wezwałeś, sprawa przedstawiała się inaczej.

Wtedy miałeś już niezbitą pewność, że to nie ja, lecz Hugh Burrell ukradł ten projekt, gdyż osobiście go zwolniłeś i…

– Proszę cię, moja droga Elyn, spróbuj mnie zrozumieć – Max przerwał jej gniewną tyradę. – Przez cały tydzień żyłem we Włoszech opętany wspomnieniem twojej twarzy.

– Jego słowa pohamowały dalszy ciąg oracji Elyn. – Gdy otrzymałem telefon z wiadomością, że to Burrell został sfilmowany przez ukrytą kamerę, postanowiłem natychmiast jechać do Anglii, choć Brian Cole równie dobrze mógł sam przesłuchać go i zwolnić.

– Uważałeś, że to twój obowiązek? – wolno spytała Elyn.

– Usiłowałem sobie to wmówić – przyznał Max.

– Później jednak zrozumiałem, że moja obecność przy zwabianiu tej kreatury stanowiła jedynie pretekst. W rzeczywistości chciałem znów zobaczyć ciebie.

– O Boże! – szepnęła Elyn słabnącym głosem.

– I dlatego, gdy już się z nim rozprawiłem, prosiłem, żebyś przyszła. Uwierz mi, zamierzałem ci powiedzieć, że to Burrell ukrył projekt, zresztą bardziej po to, by ci zaszkodzić, niż by go ukraść. Tymczasem, gdy zapytałaś, czy już wiem, kto to zrobił, ku własnemu zdumieniu odpowiedziałem: Niestety, nie.

Elyn nie przypuszczała, że niechęć Burrella do niej była aż tak głęboka. Ale nie to ją teraz interesowało.

– A więc początkowo zamierzałeś mi wszystko powiedzieć? – naciskała, starając się pojąć jego motywy.

– Oczywiście, uwierz mi, proszę…

– Więc dlaczego…? – zaczęła pytać, zupełnie zdezorientowana.

– Zadawałem sobie to pytanie wiele razy, ale dopiero znacznie później znalazłem na nie odpowiedź. Wiedziałem tylko jedno: ja, który nigdy nie kłamię, nagle stałem się kłamcą. I po to, by swoje kłamstwo ukryć, musiałem znaleźć jakiś powód, dla którego wezwałem cię do siebie.

– Przez sekundę lub dwie nie spuszczał z niej wzroku, po czym wyznał: – Znalazłem ten powód, patrząc na ciebie. Gdy przy mnie siedziałaś, taka śliczna, taka otwarta na świat, uświadomiłem sobie, że chcę, abyś pojechała ze mną do Włoch jeszcze tego wieczoru.

– Ty… ja… – Elyn przerwała, gdyż jej mózg zaczął gwałtownie pracować. – Przecież żądałeś, żebym pojechała do Włoch na szkolenie… – przypomniała mu. – Wiedziałeś, że bardzo potrzebuję tej pracy i że na pewno ci nie odmówię, gdyż byłam na tyle nieostrożna, by to wypaplać. Ale czyż było konieczne, bym leciała już nazajutrz, a nawet, jak tego chciałeś, tego samego wieczoru?

– Cóż mogę powiedzieć? – Max bezradnie wzruszył ramionami. I to właśnie ją rozczuliło. – Chciałem, żebyś była tam, gdzie mógłbym cię widzieć. A ja pracuję w Weronie, we Włoszech, ty zaś mieszkasz w Anglii, w Pinwich.

– Nagle się rozjaśnił. – Elyn, tak przecież być nie może.

Przełknęła ślinę, starając się zachować resztki rozsądku.

– Ale… – jej głos załamał się. Spróbowała dobyć go znowu. – Ale przez cały czas narzucałeś mi przekonanie, że uważasz mnie za oszustkę.

– Skądże! – zaprzeczył. – Może nie wyrażałem tego w słowach, lecz z całą pewnością moje czyny…

– Czyny! – przerwała mu, czując z radością, że rozpala się w niej gniew. Wielkie nieba! Twoje czyny mówiły głośniej niż słowa! – pomyślała i ciągnęła rozgorączkowana.

– Okłamywałeś mnie w sprawie kradzieży projektu!

– Wyjaśniałem ci. Nie mogłem…

– Zmusiłeś mnie do wyjazdu do Włoch! – Nie pozwalała sobie przerwać. W jej mózgu budziły się coraz to nowe podejrzenia. – Musiałeś to zrobić, prawda? – syczała. – Wiadomość o tym, iż wylałeś Burrella mogła roznieść się w każdej chwili. Wiedziałeś, że jeśli zostanę przy swoim biurku, tu, w Anglii, na pewno o tym usłyszę.

– Prawda – zgodził się bez wahania. – Ale przecież nie to było głównym powodem, dla którego chciałem, żebyś wyjechała do Werony. W Weronie mógłbym widywać cię każdego dnia.

Spojrzała na niego wojowniczo, ale naraz straciła całą swoją energię i zdołała jedynie wybąkać z uporem:

– Ale przecież nie widywałeś mnie co dzień…

– Och, Elyn! Czy ty nie wiesz, co ze mną zrobiłaś?

Ton jego głosu, wyraz jego twarzy, przyprawiały serce Elyn o żywsze bicie. Budziły nadzieję, która osłabiała chęć walki.

Nagle gniew ustąpił. Odezwała się tak cicho, że z trudem sama siebie słyszała.

– Nie, myślę, że nie wiem – odparła.

– Moja słodka! – wyszeptał, patrząc na nią czule i przemawiając łagodnie: – Tak świetnie potrafisz liczyć, a przecież dotąd nie pojęłaś, podobnie zresztą jak i do niedawna ja, dlaczego chciałem mieć cię blisko, dlaczego tamtego wieczoru pędziłem z lotniska w Weronie na lotnisko w Bergamo, by cię spotkać…

Na chwilę osłupiała, po czym zamrugała powiekami.

– Przecież jechałeś właśnie do domu, kiedy Felicita zawiadomiła cię, że mój samolot… – zaczęła.

– Ponieważ nigdy już nie będę cię okłamywał – przerwał jej gwałtownie Max – postanowiłem teraz wyznać ci całą prawdę.

Elyn do reszty straciła głowę.

– Nie wytrzymałbym do następnego dnia. Musiałem cię zobaczyć – ciągnął. – Przyznaję jednak, że wtedy ukrywałem to nawet przed samym sobą. – Elyn ściskało w gardle, on zaś mówił dalej: – Gdy okazało się, że twój samolot ląduje w Bergamo, najszybciej, jak mogłem, przejechałem z jednego lotniska na drugie. I nie zdołałem jeszcze złapać tchu, a już poczułem, że serce zamiera mi na twój widok, na widok twojej urody i promiennego uśmiechu.

– Naprawdę? – Jej oczy stały się ogromne ze zdumienia.

– Naprawdę – przyznał i rzucając na nią jeszcze jedno czułe spojrzenie, dodał: – Ale dopiero o wiele później uświadomiłem sobie, że to od tej chwili wszystko przestało się dla mnie liczyć oprócz ciebie.

Nadzieja, potężny przypływ nadziei wezbrał w niej, ale poczuła nagle, iż brakuje jej słów, że nie może wykrztusić nic więcej prócz gardłowego:

– I zawiozłeś mnie do apartamentu twojej fumy.

– Miałem wtedy dawno umówione ważne spotkanie związane z interesami przedsiębiorstwa – oświadczył.

– Więc nie chciałeś mnie zostawić? – zapytała, przypominając sobie, że naprawdę sprawiał wtedy wrażenie kogoś, kto nie chce odjechać.

Przytaknął.

– Nie mogłem tego zrozumieć – wyznał. – Przypuszczam, iż mój instynkt samozachowawczy ponosił odpowiedzialność za to, że nazajutrz nasze drogi nie skrzyżowały się. Ale – ciągnął dalej – poleciłem, by Felicita, rzekomo w twoim interesie, informowała mnie o podejmowanych przez ciebie czynnościach, bez względu na to, jak banalne mogły się one wydawać.

– Wielkie nieba! – jęknęła Elyn.

– Gdy w pierwszy piątek twojego pobytu Felicita zawiadomiła mnie, że masz zamiar spędzić weekend na zwiedzaniu, nie przyszło mi na myśl, iż możesz wyjechać poza Weronę. Gdybym wiedział, że wybierasz się do Bolzano, również i temu bym zapobiegł.

– Również? Nie rozumiem…

– Wybacz mi! – przerwał Max, wpatrując się swymi ciemnymi oczyma w jej twarz. – Wybacz zazdrość, która mnie opętała, gdy dowiedziałem się, że byłaś w Bolzano.

– Ty byłeś zazdrosny? – z niedowierzaniem zapytała Elyn.

– Wiedziałem, że nie byłaś w Bolzano sama – odpowiedział. – Podejrzewałem, że byłaś z Tinem Agostą. Zdołałem więc zapobiec waszej wspólnej kolacji w piątek wieczór, zmyślając chorobę sekretarki.

– Zmyślając? Przecież poszła do domu, bo była chora. Spędziłam wiele godzin, przepisując sprawozdanie, którego pilnie potrzebowałeś. Sprawozdanie, które…

– … które Felicita przepisała mi po włosku dzień wcześniej, a którego wersji angielskiej w ogóle nie potrzebowałem.

– Nie potrzebowałeś? – Elyn zakręciło się w głowie.

– Pogrążałem się coraz bardziej w sieci kłamstw – wyznał Max. – Cieszyłem się, że jesteś obok mnie, z satysfakcją obserwowałem efekty twojej przenikliwej inteligencji. Ja… – urwał. Potem, patrząc prosto w jej oczy, wyszeptał: – Elyn, moja droga, kochana Elyn, myślę, że teraz powinnaś użyć swej bystrości, by pojąć, co się ze mną dzieje. – I spoglądając na nią z przejęciem, uśmiechnął się, a potem zapytał: – Czy nadal upierasz się przy tym, kochanie, by siedzieć tak daleko ode mnie?

Cóż on mówi! Docierało do niej brzmienie jego słów, ale nie była pewna, czy pojmuje ich sens. Tak był nieoczekiwany.

– Czy mogę podejść do ciebie? – zapytał, gdy wciąż siedziała nieruchomo, jakby przykuta do miejsca.

Próbował zmienić pozycję.

– Nie, zostań tam! – krzyknęła z niepokojem, w obawie o jego zwichniętą nogę.

Osunął się na kanapę i nie spuszczając z niej wzroku, spokojnym, lecz stanowczym głosem zapytał:

– Przyjdziesz tu do mnie?

– Dlaczego? – spytała drżącym głosem i przywarła do poręczy fotela.

– Ponieważ – rzekł tonem poważnym i szczerym – chociaż okłamywałem cię i oszukiwałem w przeszłości, nie okłamuję i nie oszukuję teraz, gdy mówię, iż bardzo cię kocham, amore mia, kocham cię całym sercem.

– Och! – wyszeptała Elyn, a dźwięk jej głosu, bez reszty wypełnionego uczuciem, sprawił, iż Max nie mógł dłużej wytrwać na swoim miejscu. Zaczął wstawać, jak gdyby chciał się zbliżyć do niej. Zerwała się z fotela i znalazła przy nim w chwili, gdy zdołał stanąć i otworzyć ramiona. Wpadła w jego objęcia, świadoma tylko tego, że słyszy miękką muzykę niezrozumiałych włoskich słów, które Max szeptał jej do ucha, i że słowa te brzmią cudownie. Pragnęła pozostać w jego ramionach. Jej ręce uniosły się, by go objąć. Stanęli, jakby spleceni z sobą na wieki.

– Daj mi na siebie spojrzeć – zażądał, odchylając się nieco w tył, by widzieć jej twarz. – Elyn, Elyn… – szeptał, wpatrzony z uwielbieniem w jej oczy. – Ty też czujesz to samo, prawda?

Uśmiechnęła się i przytaknęła w milczeniu. Z okrzykiem radości przyciągnął ją do siebie i trzymał przez długą chwilę. Czuła na włosach jego wargi. Potem czule i łagodnie zaczął obsypywać pocałunkami jej oczy. Wreszcie spotkały się ich usta.

– Max… – szeptała, z sercem wypełnionym uczuciem.

– Elyn, najdroższa… – Wtem się zachwiał*.

– Może usiądziemy? – szybko zaproponowała.

– Tak, usiądźmy – zgodził się. – A teraz opowiedz mi, jak mogłaś pokochać takiego drania jak ja. – Siedzieli teraz wygodnie na kanapie. Max obejmował ją jedną ręką, mocno przytulając do swego boku i, pochłaniając wzrokiem jej twarz, ponaglał: – No, opowiadaj!

– Jesteś prawdziwym tyranem – żartowała, wciąż nie wierząc, że wszystko to dzieje się naprawdę. – Powinnam była zdać sobie sprawę, że grożą mi poważne kłopoty, jeszcze wtedy, w Bergamo, gdy na dźwięk twojego głosu poczułam, jak ogarnia mnie absurdalne szczęście.

Max sprawiał wrażenie wniebowziętego. Ale to mu nie wystarczało.

– Mów dalej! – ponaglał.

– Cóż mogę ci powiedzieć? Czy to, jak dwa dni później jedliśmy kolację, gdy skończyłam przepisywać ci sprawozdanie, które było tak pilne, że musiałam pracować do późnego wieczoru? – zapytała, rozczulona jego uśmiechem, za którym wcale nie kryło się poczucie winy. – Spojrzałam na ciebie i nagle zabrakło mi tchu – wyznała.

– Z mojego powodu?

– A z jakiego innego? Wkrótce potem – zwierzała się dalej – prawdę mówiąc, tej samej nocy, uświadomiłam sobie, że dopuściłam się rzeczy nie do pomyślenia… zakochałam się w tobie!

– Wiedziałaś już wtedy?

Przytaknęła, a on mocno ją przytulił i całował, by wynagrodzić jej cierpienia.

– Ale dlaczego było to nie do pomyślenia? – zapytał.

– Widzisz, niezależnie od mojego przeświadczenia, że ty nigdy nie zakochasz się we mnie…

– A widzisz, tu zupełnie nie miałaś racji! – przerwał jej.

– To prawda – zgodziła się. – Ale najpierw myślałam, że jesteś niepoprawnym kobieciarzem i…

– Moja droga Elyn – szybko wpadł jej w kwestię – jedynym powodem, dla którego wziąłem cię w ramiona wtedy, po kolacji, było to, że nie mogłem się powstrzymać. Do tej pory zawsze nad sobą panowałem. Ale wówczas twój urok mnie zwyciężył.

– Naprawdę? – szeroko otworzyła oczy.

– Proszę, uwierz mi! Nie pociąga mnie przygodny seks, a z całą pewnością nie pociąga mnie w wypadku, gdy w grę wchodzą moje pracownice. Zawsze chełpiłem się, że jestem na to zbyt opanowany. Tymczasem ty… – Uśmiechnął się do niej żałośnie, co do głębi ją poruszyło. – Zostawiłem cię tego wieczoru, zdając sobie sprawę, że w przyszłości powinienem się ciebie wystrzegać.

– I tak postępowałeś – przypomniała mu Elyn. – Potem nie widziałam cię przez całe wieki.

– Dokładnie aż do następnej środy – dopowiedział.

Elyn nabierała do niego coraz większej ufności. Rzeczywiście spotkali się w następną środę. Czyżby on także liczył dni, w których się nie widzieli?

– Mimo iż chciałem trzymać się jak najdalej od ciebie, dziwnym trafem po kilka razy dziennie przemierzałem korytarze w pobliżu działu komputerów.

– Chciałeś mnie zobaczyć… – uśmiechnęła się zachwycona.

– Tak, miałem nadzieję – wyznał.

– I udało ci się. Właśnie wracałam z lunchu i…

– I po zdawkowym przywitaniu odpłynęłaś z nosem zadartym do góry, a ja uświadomiłem sobie po raz pierwszy, że bez względu na charakter uczucia, jakie do ciebie żywię, nie jest to uczucie przelotne.

Elyn westchnęła.

– A więc wtedy jeszcze nie wiedziałeś, że… mnie kochasz?

– Że cię kocham i uwielbiam, cara mia - poprawił ją i potrząsnął głową. – Nie, wtedy nie rozumiałem jeszcze swoich uczuć. Wiedziałem tylko, że twój chłód sprawia mi ból. Czy się dziwisz – spytał – że znów postanowiłem zachować jak największy dystans?

– Nie widziałam cię potem cały tydzień.

– A więc i ty liczyłaś dni? – spytał rozpromieniony, a gdy i ona rozjaśniła się, widząc jego radość, ciągnął: – Nie wyobrażasz sobie, Elyn, jak mnie opętałaś. Nie wiesz, że następnej środy specjalnie wyszedłem do pracy później niż zazwyczaj i czekałem na parkingu, tak ustawiając lusterka w samochodzie, by dostrzec cię, gdy nadejdziesz.

– A wiec to spotkanie nie było przypadkowe!?

– W żadnej mierze – zapewnił zdecydowanie. – Ale choć niczego nie pragnąłem bardziej niż rozmowy z tobą, przekonałem się, że nie potrafię przy tobie zachowywać się naturalnie. No cóż – rzekł z cierpkim uśmiechem – w każdym razie tak było do chwili, kiedy oznajmiłaś, że zwiedzałaś Bolzano. Wtedy bowiem, pewien, że musiał towarzyszyć ci mężczyzna, wpadłem w szał zazdrości.

– To cudowne! – wykrzyknęła z radością Elyn.

– Za karę będę cię teraz całował aż do utraty tchu – groził Max, ale słysząc jej śmiech, sam roześmiał się ze szczęścia. – Wróćmy jednak do kolejnych wydarzeń. Felicita poinformowała mnie, że wybierasz się na weekend z Tinem Agostą.

– Przecież mieliśmy osobne pokoje! – gwałtownie wtrąciła Elyn.

– Nie mieliście niczego! – ostro rzucił Max i ku jej bezmiernemu zdumieniu dodał: – Szybko znalazłem sposób, by wysłać go na ten weekend jak najdalej od Cavalese.

– To ty zorganizowałeś tę sesję! – wykrzyknęła.

– Należałaś do mnie, nie do niego! – odparł ze stanowczością, która ją wzruszyła. – W pierwszej chwili chciałem go od razu zwolnić, potem jednak górę wzięło poczucie przyzwoitości.

– I wysłałeś Tina na szkolenie… – dokończyła, ale znów drgnęła, nagle coś sobie uświadamiając. – Cóż za zdumiewający zbieg okoliczności, że i ty wybrałeś się do Cavalese w tamten weekend!

Max spojrzał na nią z ukosa, po czym wyznał:

– Nie było w tym nic przypadkowego. Tak się złożyło, że spotkałem ciebie, wychodząc w piątek wieczorem z biura. Gdy dałaś mi do zrozumienia, że mimo wszystko wybierasz się na narty, wpadłem we wściekłość. Wkrótce jednak ochłonąłem i zdecydowałem, iż czas najwyższy, bym i ja to zrobił. Wyjechałem do Cavalese wcześnie rano w sobotę i zacząłem cię rozpaczliwie szukać.

– Szukałeś mnie?

– Szukałem cię wszędzie, aż wpadłem w gniew, że to dla mnie takie ważne. Byłem już bardzo zmęczony, gdy przyszło mi na myśl, że musisz być w Alpe Cermis, ale i tam nie mogłem cię znaleźć. Udręczony ponad wszelką miarę pomyślałem, że może wysiłek fizyczny wybije mi ciebie z głowy. Wyciągiem krzesełkowym dostałem się więc na górę. I wtedy – uśmiechnął się – gdy byłem już za wysoko, by zeskoczyć, zobaczyłem, jak kierujesz się w stronę drzew.

– Zobaczyłeś mnie z wyciągu? – zapytała.

– Przerażony, że potem cię już nie odnajdę, musiałem czekać, aż ten przeklęty wyciąg stanie i będę mógł za tobą pobiec.

Elyn westchnęła i przypomniała sobie:

– A ja wybrałam się na spacer trasą dla narciarzy…

Potrząsnął głową.

– To ja zjeżdżałem nieprawidłowo. Za wszelką cenę pragnąłem znaleźć się przy tobie. Próbując cię ominąć, zbyt ostro skręciłem. Upadłem. I wtedy – ciągnął czułym tonem – ogarnęło mnie prawdziwe szczęście, gdyż usłyszałem twój zatroskany głos. Moja droga Elyn, tak bardzo wzruszyła mnie twoja troska… – wyznał z łobuzerską miną. – I choć nic mi się nie stało, ku swemu własnemu zdumieniu naraz zdałem sobie sprawę, że opowiadam o swojej kontuzji.

– Niezły z ciebie numer! – wykrzyknęła głosem pełnym czułości.

– Masz rację – przyznał – ale wtedy wiedziałem tylko tyle, że nie chcę siedzieć sam w domu w górach, podczas gdy ty będziesz sama w jakimś hotelu. Pamiętasz, jak rozmawialiśmy, jedząc kolację? Z każdą chwilą byłem coraz bardziej tobą oczarowany. A potem, moja słodka, cudowna Elyn, zaczęliśmy się całować i byłem już zgubiony.

Elyn pogrążała się jakby w sennym marzeniu, z którego już nigdy nie chciała się ocknąć. Przypomniała sobie jednak, co się wówczas stało, i zadała pytanie:

– Powiedz mi, Max, czy wydałam ci się zbyt… łatwa?

– Łatwa? – zdumiał się i spojrzał badawczo na jej zakłopotaną twarz. – Jak mam to rozumieć? – spytał łagodnie.

Elyn odchrząknęła, ale teraz już nie mogła się wycofać. Max chciał, by go zrozumiała, chciał położyć kres wszelkim nieporozumieniom. I ona również tego chciała.

– To było wtedy… gdy już mieliśmy się kochać. Nagle się odsunąłeś, a ja pomyślałam, że… zbyt łatwo się zgodziłam… – przerwała, bo na jego twarzy pojawił się wyraz bezbrzeżnego zdumienia.

– Nie! – wykrzyknął silnym głosem. – Nie dlatego się odsunąłem! Czy nie widziałaś, najdroższa, że zupełnie się zatraciłem, upojony twoim ciepłem, twoją naturalnością? Że myślałem jedynie, jak piękne jest to, co nas łączy! Aż do chwili, gdy powiedziałaś: Nigdy jeszcze nie pragnęłam żadnego mężczyzny.

– A więc te słowa zniechęciły cię do mnie? – pytała niepewnie.

– Och, Elyn, Elyn! – zawołał Max, mocniej ją obejmując. – Nic mnie nie zniechęciło. Pragnąłem cię do szaleństwa, lecz gdy wypowiedziałaś te słowa, uświadomiłem sobie, że będę dla ciebie pierwszym, że powierzasz mi swoją dziewiczą czystość. I choć w żadnej mierze nie osłabiło to mojego pragnienia, nie wiedziałem, jak postąpić. Nagle straciłem pewność siebie. Zdawałem sobie sprawę, że kierując rozmowę na temat twoich rodziców i ich rozstania, trafiłem w czuły punkt, przełamałem twoje mechanizmy obronne… Bałem się, że rano, gdy uświadomisz sobie, iż wykorzystałem twoją słabość, możesz mnie znienawidzić.

– Och, Max! – Nie mogła powstrzymać słów zachwytu. – Naprawdę jesteś cudowny!

– Chciałbym, żebyś zawsze tak mówiła. – Uśmiechnął się i dodał: – W tamtą niedzielę bynajmniej nie czułem się cudownie.

– Po tej nocy spędzonej na kanapie z drewnianymi poręczami? – przypomniała.

– To było najmniej ważne – odparł. – Tak bardzo cię pragnąłem, że rano nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Chciałem na ciebie patrzeć i wciąż walczyłem z niepohamowanym pragnieniem, by wziąć cię w ramiona, w których już zawsze byłabyś bezpieczna. Tyle że pamiętałem, co się potem może wydarzyć… Zrozum, tamtej niedzieli w Cavalese pogrążyłem się w uczuciowym zamęcie, zupełnie straciłem zdolność jasnego myślenia.

– W końcu ją jednak odzyskałeś?

– Tak, gdy pewna ognista blondynka o zielonych oczach cisnęła we mnie butem narciarskim… Zdałem sobie wówczas sprawę, że – niech to diabli! – jestem po uszy zakochany w tej kobiecie.

– To wtedy zrozumiałeś!

– Teraz wiem, że kochałem cię od samego początku. Ale wtedy, niczym oślepiające światło, poraziła mnie świadomość, jak bardzo cię kocham. Unieruchomiony, nie mogłem natychmiast za tobą pobiec.

– Przepraszam cię, bardzo, bardzo przepraszam – współczuła mu, nachylając się, by nieśmiało dotknąć go wargami.

– Moja ukochana! – wyszeptał i długo ją całował. Kiedy przestał, jej policzki mieniły się purpurą. – O czym to ja mówiłem? – spytał gardłowym głosem.

– Nie pamiętam – wykrztusiła, wyrwana ze świata zmysłowych doznań.

– Ach tak! – przypomniał sobie. – Niezdolny nawet kuśtykać, zostałem uwięziony w domu…

– Tak mi przykro, tak przykro! – wykrzyknęła, porażona myślą, że to ona spowodowała.

– Lepiej mnie pocałuj! – poradził jej Max i dokończył:

– Gdy znalazłem się we własnym domu, myśli o tobie doprowadzały mnie do szaleństwa. Próbowałem się czymś zająć, zadzwoniłem do Felicity, by odwołała mój wyjazd do Rzymu i przywiozła mi dokumenty, nad którymi miałem pracować. – Uśmiechnął się. – Ale tak dalece zaprzątałaś mój umysł, że zanim Felicita nadjechała, zadzwoniłem do ciebie, pytając, czy nie możesz do mnie przyjść, skoro ja nie mogę przyjść do ciebie.

– A ja trzasnęłam słuchawką…

– Czyż nie mówiłem, że masz niezwykły temperament? Byłem jednak pewien, że wiadomość o mojej kontuzji musiała do ciebie dotrzeć i że po prostu w nią nie uwierzyłaś.

– Nie uwierzyłam – przyznała.

– I któż mógłby mieć ci to za złe? A ponieważ wydawało mi się, że natrafiłbym na taką samą reakcję z twojej strony, gdybym zadzwonił ponownie, nie miałem wyboru. Musiałem czekać, pewien, że nazajutrz dowiesz się, jak rzeczy wyglądają naprawdę.

– Liczyłeś na Felicitę? – Elyn uruchomiła swoją inteligencję. – Przypuszczałeś, że może mnie powiadomi, iż naprawdę masz zwichniętą nogę?

– Nie było żadnego „może”, droga Elyn – powiedział.

– Zanim przyszła, opracowałem cały plan. Felicita miała przedstawić rozmiar moich okaleczeń. Ufałem, że w rezultacie tego okażesz się bardziej przychylna, gdy zacznę o ciebie zabiegać.

– Zabiegać?! – Serce w niej zamarło. Jak to pięknie brzmiało! Czy chciał przez to wyrazić, zgodnie z obyczajem łacińskich krajów, że zamierza starać się o jej rękę?

– Och, mój Boże – westchnęła.

– Czy możesz wyobrazić sobie moje zdumienie? – pytał Max, a twarz mu spochmurniała. – Czy możesz pojąć moje osłupienie, gdy przybyła Felicita i na pytanie o to, jak zareagowałaś na wiadomość o mojej zwichniętej nodze, oświadczyła, że właśnie poprosiłaś o przeniesienie do Anglii. Gdy powiedziała mi, że sformułowałaś swoją prośbę, zanim zdążyła ci powiedzieć o moim prawdziwym wypadku, poczułem, iż musiałem cię bardzo boleśnie zranić i dlatego chcesz wyjechać z Włoch.

– I tak było – przyznała.

– Nigdy więcej świadomie cię nie zranię – przyrzekł i pocałował ją w czoło.

– Byłam także… – Elyn odchrząknęła, nim zdołała dobyć z siebie dalszy ciąg wyznania – aż zielona z zazdrości o Felicitę.

– I ty byłaś zazdrosna! – rozpromienił się, lecz po chwili owładnęło nim zdziwienie. – O Felicitę?!

– Wiem teraz, jak bardzo się myliłam, ale przecież nie wiedziałam, co o tobie sądzić. Kiedy Felicita opowiedziała o twojej kontuzji, nawet przez chwilę w to nie uwierzyłam. A kiedy, w kilka minut potem, pojechała do twojego domu, wprawdzie z jakimiś dokumentami, dodałam do siebie dwa i dwa, i wyszło mi bez trudu, choć błędnie… pięć.

– Wybaczam ci, skoro i ty poznałaś ten straszny, przeszywający ból zazdrości – zawyrokował, a potem zapytał:

– Czy to dlatego wyjechałaś z Włoch, nie mówiąc nikomu, gdzie się wybierasz?

– Nie tylko dlatego – przyznała. – Byłam dotknięta, zazdrosna, odtrąciłeś mnie i… – Urwała, gdy jego ramię mocniej ją objęło, a potok tak gorących włoskich słów spłynął z jego ust, że, choć nie rozumiała ich treści, wiedziała, iż całym sercem zaprzecza, jakoby ją odtrącił.

– W każdym razie – podsumowała, uśmiechając się po to, by okazać mu, że nie czuje się już dotknięta – twój telefon dopełnił miary. Dłużej nie mogłam tego znieść.

– Moja ukochana! – Max całował ją i gładził jej twarz swymi delikatnymi, troskliwymi palcami.

– Tak, mój miły – kiwała głową. I nagle, czując gwałtownie potrzebę żartu, rzuciła, przedrzeźniając go z rozbawieniem: – O czym to ja mówiłam?

– O powrocie do Anglii – przypomniał jej. – Tego się po tobie nie spodziewałem.

– Być może rzeczywiście mam nadmiar temperamentu – mruknęła Elyn. Wtem zainteresowało ją coś innego: – A swoją drogą, skąd wiedziałeś, że wyjechałam?

– To było łatwe. Trudniej przyszło mi dociec, dlaczego tak zrobiłaś, i mimo wszystko nie tracić nadziei. Zostawiłaś klucze u portiera, który nazajutrz rano zadzwonił do mojej sekretarki, by zapytać, czy maje zatrzymać, czy przekazać jej. Felicita z kolei zadzwoniła do Tina Agosty, który zapewnił ją, że nigdy się nie spóźniasz, ale jeszcze cię nie ma, a dzień wcześniej skarżyłaś się na migrenę i wyszłaś wcześniej.

– Zmyśliłam tę migrenę – wyznała Elyn.

– Czy to nie wstyd tak kłamać, panno Talbot? – czule skarcił ją Max.

– I kto to mówi!? – wykrzyknęła z rozbawieniem, lecz po chwili spoważniała. – A więc Felicita wiedziała, że wyjechałam do Anglii?

Max skinął głową.

– W pierwszej chwili nie mogłem w to uwierzyć. Potem zdałem sobie sprawę, że moje oszustwa musiały doprowadzić cię do furii. Że dotknęły cię do tego stopnia, iż nawet twój lęk przed długami nie był w stanie cię zatrzymać. Przecież nawet nie zaczekałaś na oficjalne przeniesienie. Po prostu porzuciłaś pracę. Była dziesiąta trzydzieści czasu włoskiego. Po kilku minutach mój mózg pracował tak chaotycznie i podsuwał mi tak zdumiewające rozwiązania, że nie mogłem sobie przypomnieć numeru naszego telefonu w Pinwich…

– I zacząłeś podejrzewać… Dzwoniłeś tutaj? – spytała, usiłując nadążyć za jego relacją.

– Z powodu mojej nogi nie mogłem stawić się tu osobiście. Pamiętając o tym, jak bardzo boisz się niedostatku, zamierzałem zostawić polecenie dla działu finansowego, by przekazano ci całą pensję na twoje konto w banku.

– O Boże! – wykrzyknęła zdumiona.

– Zdołałem wszakże powiedzieć jedynie tyle, że dzwonię w sprawie panny Talbot, gdy usłyszałem, iż zaledwie przed piętnastoma minutami złożyłaś wymówienie. Spytałem więc, czy to znaczy, że panna Talbot jest dziś w pracy.

– Ja… to znaczy Guy, mój przyrodni brat, bardzo się tym przejął. Uważał, że porzucając pracę, zrobię złą opinię całej rodzinie i zaprzepaszczę jego szanse na zatrudnienie w twoich zakładach – wyjaśniła.

– Moja słodka Elyn! A więc dla niego to zrobiłaś! W każdym razie – ciągnął – było dla mnie pewną pociechą, że wiedziałem, gdzie będziesz od poniedziałku do piątku przez następne cztery tygodnie. Oczywiście miałem twój adres, ale aż do dziś, gdy wreszcie mogę włożyć na nogę but, zresztą ogromnych rozmiarów, który zakupiła dla mnie moja gospodyni, nie mogłem się ruszyć.

– Dopiero dzisiaj zdołałeś włożyć but?

– Właśnie. A jednocześnie nie mogłem się doczekać, by tu przyjechać… – urwał, patrząc jej głęboko w oczy – i przez całą drogę wymyślałem sobie od ostatnich głupców.

– Sądziłeś, iż możesz się mylić… że ja wcale cię nie kocham.

– Nie wyobrażasz sobie, ile miałem wątpliwości… W końcu tu dotarłem, rozpaczliwie pragnąc usłyszeć choćby twój głos. Podniosłem słuchawkę, by z tobą porozmawiać, a ty odpowiedziałaś mi tak ostro, że znów ogarnęły mnie wątpliwości. I wówczas mój głos stał się również ostry.

– Więc nie miałeś zamiaru mówić do mnie takim tonem? – Skądże! W myślach prowadziłem tę rozmowę dziesiątki razy: „Elyn, czy zechciałabyś…? Elyn, czy mógłbym prosić… Tu mówi Max, Elyn… Elyn, winien ci jestem przeprosiny, czy zechciałabyś do mnie przyjść?”. A co powiedziałem?

– Panno Talbot, proszę do mnie! Natychmiast! – parsknęła śmiechem.

– Najdroższa panno Talbot – westchnął. – Tak bardzo cię kocham! – Wziął ją w ramiona i przez nie kończące się chwile całowali się, mocno spleceni w uścisku. Potem odsunął się lekko i patrząc w jej spłonioną twarz rzekł niskim, gardłowym głosem: – Kochanie, tak wiele złego wyrządziłem, że teraz chciałbym postąpić wedle przyjętych zasad. – Spojrzał na nią czule i dodał: – Jeśli więc pozwolisz, pragnąłbym złożyć wizytę twojej rodzinie.

– Mojej rodzinie? – wyjąkała.

– A w szczególności, pod nieobecność twojego ojca, twojej matce – wyjaśnił.

– Och! – Z jej ust wyrwał się okrzyk, a wielkie zielone oczy stały się jeszcze większe. – Ależ tak, oczywiście – zgodziła się w pośpiechu. – Z radością przedstawię cię mojej rodzinie. Ale… ale co z twoją nogą?

– Z nogą?

– Czy zdołasz się na niej utrzymać? – spytała z niepokojem.

– Na pewno się utrzymam – oświadczył. – Zrobię wszystko, by się utrzymać. Przecież w przyszłym tygodniu będę czekał na ciebie przy ołtarzu.

– Przy ołtarzu?! – wykrzyknęła dźwięcznym jak kryształ głosem.

Amore mia - wyszeptał Max. – Jak sądzisz, czy mówiłbym to wszystko, gdybym nie chciał cię prosić, byś została moją żoną?

Żoną! – Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Wtem dostrzegła, że w oczach Maxa pojawił się wyraz lęku.

– Wyjdziesz za mnie, Elyn? – zapytał niecierpliwie.

– Mój najdroższy! – wykrzyknęła. Czyż mogłaby odmówić!? Uśmiechnęła się promiennie: – No cóż, w takim razie chodźmy do mojej matki.

Загрузка...