6

Nick stał przed drzwiami do mieszkania Troya. Wyciągnął rękę i na framudze znalazł klucz. Raz jeszcze zapukał, po czym ostrożnie otworzył drzwi. — Hej! — zawołał. — Jest tu kto?

Carol weszła za nim do salonu. — Nie wiedziałam, że byliście tak bliskimi przyjaciółmi — powiedziała oglądając z wyraźnym zainteresowaniem zbieraninę mebli Troya.

— Nie sądzę, żebym komukolwiek powiedziała, gdzie trzymam moje klucze.

Nick nie znalazł w salonie tego, czego szukał. Wyszedł do przedpokoju, minął dużą sypialnię z magazynkiem na podwodny ekwipunek. Dalej była mniejsza sypialnia, w której sypiał Troy. — Nie do wiary — krzyknął do Carol, która zatrzymała się w korytarzu przy drzwiach do pierwszej sypialni. Gapiła się na ogromny gąszcz elektronicznego wyposażenia, które wypełniało każdy możliwy zakamarek. — Dopiero wczoraj byłem tutaj pierwszy raz, więc naprawdę nie wiem, gdzie… Dobrze, myślę, że coś znalazłem. Podniósł arkusz wydruku komputerowego leżący pod przyciskiem na stole, obok łóżka Troya. Był datowany na piętnastego stycznia 1994 roku i zawierał około dwudziestu nazwisk, adresów i numerów telefonu.

Nick znalazł Carol w korytarzu. Przeczytał szybko stronę i pokazał jej.

— Niewiele tutaj jest. Numery telefonów i adresy magazynów z wyposażeniem elektronicznym i oprzyrządowaniem. Kupę numerów do Angie Leatherwood, prawdopodobnie, kiedy była ciągle w trasie. Wskazał jedną z notatek. — To musi być jego matka, Kathryn Jefferson, Carol Gables na Florydzie, ale nie ma numeru telefonu dołączonego do adresu. — „„>.

Carol wzięła arkusz od Nicka i sprawdziła.

— Nigdy nie słyszałam, żeby wspominał o kimkolwiek prócz Angie, matki i brata Jaimiego. Żadnych przyjaciół czy rodziny. Mam wrażenie, że ostatnio nieczęsto widywał się z matką. Czy kiedykolwiek mówił coś przy tobie o jakichś innych krewnych?

— Nie — odparł Nick.

Weszli do kolejnego pokoju. Nick na próżno naciskał guziki i kręcił przełącznikami omijając poukładany ekwipunek Troya. Stanął i pomyślał przez chwilę. — To znaczy, Angie jest pierwsza. — Powiemy jej od razu i poczekamy…

Nagle usłyszeli odgłos otwieranych i zamykanych drzwi wejściowych. Obydwoje zastygli w bezruchu. Minęła sekunda i Nick krzyknął donośnym, ale niepewnym głosem.

— Hej, jesteśmy tutaj, w sypialni! — Nie było odpowiedzi.

Usłyszeli ciche kroki w korytarzu. Nick instynktownie ruszył do przodu, żeby osłonić Carol. Chwilę później w drzwiach pojawił się Troy. Wszedł do pokoju. — Ho, ho — powiedział szczerząc zęby w uśmiechu. — Jak żyję, nie spotkałem jeszcze pary włamywaczy w swoim własnym domu.

Carol podbiegła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję.

— Troy! — jej słowa przeszły w szybkie staccato — to cudownie cię widzieć. Gdzie byłeś? Przestraszyłeś nas na śmierć. Myśleliśmy, że zginąłeś.

Troy odwzajemnił uścisk Carol i mrugnął do Nicka:

— No, no. Co za przyjęcie. Powinienem znikać częściej.

Wyciągnął dłoń do Nicka. Na chwilę jego twarz spoważniała. — Mówiąc serio, jedno takie doświadczenie stanowczo wystarczy.

Carol cofnęła się i Troy zobaczył arkusz komputerowy w ręku Nicka. — Zamierzaliśmy zawiadomić twoją rodzinę — zaczęła. Troy sięgnął po wydruk. Carol zauważyła, że na prawym przegubie ma bransoletę, której nigdy przedtem nie widziała. Była szeroka na półtora cala, a jej ogniwa wyglądały na zrobione ze szczerego złota. — Gdzie to znalazłeś? — spytała podnosząc jego rękę do góry, żeby przyjrzeć się bransolecie.

Nick nie mógł się dłużej powstrzymać. Zanim Troy zdołał odpowiedzieć na pytanie, wtrącił się do rozmowy.

— Carol ostatni raz widziała cię, jak znikałeś w głębi podwodnego korytarza, ścigany przez sześciostopową amebę. Jak, do diabła, udało ci się uciec? Przeszukaliśmy cały rejon…

Troy uniósł ręce. Lubił być w centrum zainteresowania.

— Przyjaciele, przyjaciele, poczekajcie chwilkę, dobra?

Opowiem wam tę historię po załatwieniu naturalnych potrzeb. Odwrócił się i wszedł do łazienki. Nick i Carol usłyszeli znajome dźwięki. — Weźcie piwo z lodówki i wejdźcie do salonu — krzyknął Troy zza zamkniętych drzwi łazienki. — Cieszmy się tym, co jest.

Dwie minuty później Nick i Carol siedzieli na wielkiej kanapie w salonie. Troy klapnął na fotel obok nich akurat wtedy, kiedy Nick pociągnął potężny łyk piwa. — Dawno temu — zaczął Troy z łobuzerskim uśmieszkiem — był sobie młody czarny chłopak zwany Troyem Jeffersonem.

Nurkując z przyjaciółmi, zniknął na blisko dwie godziny w tajemniczej budowli na dnie oceanu. Kiedy wyplątał się ze swej podwodnej przygody, został uratowany przez płetwonurków z amerykańskiej marynarki wojennej, którym zdarzyło się być w pobliżu w tym samym czasie. Wkrótce potem młody Troy został przywieziony wojskowym helikopterem z powrotem na Key West. Tam go długo przesłuchiwano, pytając skąd wziął się sam na wodach Zatoki Meksykańskiej w odległości dziesięciu mil od najbliższej wyspy. Godzinę później został zwolniony, chociaż nikt ani trochę nie wierzył w jego historię.

Spoglądał to na Nicka, to na Carol. — Oczywiście dodał, tym razem już serio — nie opowiedziałem im tego, co się naprawdę zdarzyło. Nie ma mowy, żeby uwierzyli w prawdę.

Carol pochyliła się do przodu. — Więc marynarka wojenna wyłowiła cię tuż po tym, jak odpłynęliśmy? Odwróciła się do Nicka: — Z jakiegoś powodu musieli nas śledzić.

Tam musiała być ta rakieta, pomyślała, ale gdzie dokładnie? Czy marynarka już ją znalazła? Czy to jej ludzie są związani z tym odjazdowym laboratorium? Wszystko bez sensu…

— Szukaliśmy cię ponad godzinę — powiedział Nick.

Poczuł się teraz winny, że tak szybko przestali. — Nie przyszło mi do głowy, że mogłeś wciąż być na dole, w tym miejscu, cokolwiek by to było. Oczywiście, nie mogliśmy bez końca krążyć dookoła. Wszystkie nasze urządzenia elektroniczne zostały spalone przez tę śmieszną, podobną do dywanu rzecz, która wyszła z morza. Więc straciliśmy wszystkie przy…

— Nie przejmuj się tym — odparł Troy wzruszając ramionami — postąpiłbym tak samo. Poza tym teraz już wiem, że spotkałeś jedną z najbardziej charakterystycznych postaci mojej opowieści. Czy przypadkiem nie spotkałeś również jednego z wartowników? Wielka kula wypełniona przeźroczystą galaretą, podobna do ameby, z niewielkimi schowkami w środku i z przewodami zwisającymi ze szczytu?

Nick pokręcił głową. — Strażnik? — spytała pośpiesznie Carol marszcząc brwi. — Dlaczego nazywasz to strażnikiem?

— Strażnik, wartownik, jak zwał tak zwał. „Oni” powiedzieli, że strażnicy strzegą głównego ładunku statku.

— Troy popatrzył uważnie po zdumionych twarzach przyjaciół. — Tu wypada mi wrócić do pierwszego pytania — kontynuował. — To „oni” dali mi tę bransoletę. Jest to rodzaj przyrządu służącego do komunikowania się. Nie umiałbym wyjaśnić, jak to działa, ale wiem, że „oni” słuchają, obserwują, a także przesyłają informacje dla mnie. Tylko część z nich rozumiem.

Carol znowu poczuła się przytłoczona. Cała ta złożona sytuacja zyskiwała według niej nowy wymiar. Setki pytań cisnęło się jej na usta. Nie mogła się zdecydować, które zadać najpierw.

Tymczasem Nick wstał. — Czekaj — powiedział nieco zdezorientowany — czy ja dobrze słyszałem? Czy powiedziałeś że dostałeś od kosmitów bransoletę komunikacyjną, a potem uwolnili cię? Następnie marynarka wojenna wyłowiła cię i przywiozła z powrotem do Key West? Jezu Chryste, Jefferson, masz przywidzenia. Zachowaj swoją wyobraźnię do tej komputerowej gry. Proszę, powiedz nam prawdę.

— Przecież mówię — odparł Troy. — Naprawdę…

— Jak oni wyglądali? — przerwała mu Carol. Dziennikarski nawyk zaczynał brać górę. Wyjęła z torebki mały magnetofon wielkości wiecznego pióra. Troy nie pozwolił go jednak włączyć. — Na razie, aniołku — powiedział — zostanie to tylko między nami… I tak nie sądzę, żebym któregoś z nich widział. Tylko strażnicy i dywany, i przypuszczam, że to tylko swego rodzaju maszyny, roboty.

Owszem, inteligentne, ale kontrolowane przez innych.

— Jezu — przerwał Nick. — Mówisz poważnie?

Zaczął się irytować. To zmienia się w najdziwniejszą bzdurę, jaką kiedykolwiek słyszałem. Strażnicy, dywany, roboty. Nic nie rozumiem. Kim są „oni”? Co „oni” robią w oceanie? I dlaczego dali tę bransoletę? Podniósł jedną z małych poduszek leżących na kanapie i cisnął nią w głąb pokoju.

Carol zaśmiała się nerwowo. — Nie tylko Nick czuje się sfrustrowany, Troy. Przecież byłam z tobą na dole, ale muszę przyznać, że trudno mi uwierzyć w twoją opowieść.

Może powinniśmy przestać ci przerywać i pozwolili mówić.

Opowiedziałam już Nickowi, co się zdarzyło w pokoju z układem słonecznym do chwili, kiedy uciekłeś przed strażnikiem. Zacznij, jeśli możesz, od tego momentu i opowiedz swoją historię w logicznym porządku.

— Nie jestem pewien, czy istnieje tu coś takiego jak porządek logiczny, aniołku — odparł Troy dostosowując się do żartobliwego tonu Carol. — Ten cały epizod nie tworzy logicznej całości. Strażnik dopadł mnie w końcu w ślepym korytarzu, a potem znieczulił jednym ze swych przewodów. Wyglądało na to, że śnię, ale sny były realne.

Podobne odczucia miałem jako nastolatek po walce na pięści. Poczułem po tym lekki szok. Wiedziałem, że żyję, ale miałem bardzo słabe reakcje. Rzeczywistość jakby łagodnie oddalała się hen daleko.

— No i potem pojawił się inny strażnik, o podobnym kształcie, ale z inną zawartością zatopioną w galarecie.

Zaprowadził mnie do pomieszczenia, które, jak myślę, było pokojem przesłuchań. Nie wiem dokładnie, jak długo tam przebywałem. Rozciągnęli mnie na podłodze, gdzie byłem badany wieloma różnymi instrumentami. Odczuwałem to tak, jakby mój mózg pracował bardzo szybko, ale nie mogę przywołać żadnych konkretnych myśli. Niektóre obrazy pamiętam. To był mecz o mistrzostwo stanu Floryda.

Uwolniłem brata, Jaimiego, przerwałem linię obrony i po przebiegnięciu czterdziestu pięciu jardów uzyskałem punkt.

Potem na przegub nałożono mi bransoletę i miałem wrażenie, że ktoś do mnie mówi. Bardzo cicho, być może nawet w obcym języku, ale rozumiałem to, co mówiono.

— Mówili mi — ciągnął Troy z napięciem w twarzy — że to, co nazwaliśmy laboratorium, w rzeczywistości jest pojazdem kosmicznym z innej planety. Na Ziemi przytrafiło im się awaryjne lądowanie. Potrzebują czasu na przeprowadzenie poważnej naprawy. „Oni”, to znaczy ktoś, kto zbudował statek, oczekują od nas pomocy. Ode mnie i od ciebie. Chcą, żeby zdobyć pewne części niezbędne im do naprawy. Potem będą mogli kontynuować swoją podróż.

Nick siedział na podłodze naprzeciwko Troya. Obydwoje, Carol i on, chłonęli każde jego słowo. Kiedy skończył, siedzieli w milczeniu przez prawie trzydzieści sekund.

— jeżeli ta historia jest prawdziwa — powiedział w końcu Nick — znaczy to, że jesteśmy…

Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Wszyscy troje aż podskoczyli — Kiedy pukanie powtórzyło się po chwili, Troy podszedł do drzwi i lekko je uchylił.

— jesteś tu, ty gnojku — Carol i Nick usłyszeli szorstki, gniewny głos. Kapitan Homer Ashford przecisnął się przez drzwi. W pierwszej chwili nie zauważył Nicka i Carol.

— Umówiliśmy się, a ty nas oszukałeś. Jesteś już od dwóch godzin… — Kapitan Homer dostrzegł kątem oka, że w pokoju były jeszcze inne osoby. Odwrócił się do Grety, która nie zdążyła wejść do mieszkania.

— Nie zgadłabyś — powiedział. — Nick Williams i panna Dawson także tutaj są. Nic dziwnego, że nie mogliśmy jej zastać w hotelu.

Greta wkroczyła do salonu. Jej jasne, pozbawione wyrazu oczy nie zatrzymały się na każdym z nich trojga dłużej niż na sekundę. Carol wydawało się, że widzi w jej spojrzeniu ślad lekceważenia, ale nie była tego pewna. Homer zwrócił się do Carol. Jego głos przybrał bardziej pokojowy ton. — O drugiej widzieliśmy was dwoje, jak wracaliście z wyprawy — powiedział z fałszywym uśmiechem. — Dziwne, ale nie zauważyliśmy Troya. — Mrugnął do Carol i odwrócił się, tym razem do Nicka. — Znalazłeś dzisiaj jakieś interesujące drobiazgi, Williams?

Nick nigdy nie ukrywał, że wręcz nie znosi kapitana Homera. — Ależ oczywiście kapitanie — odpowiedział szyderczo. — Czy uwierzy pan, że znaleźliśmy najprawdziwszą górę złotych i srebrnych sztabek? Wyglądały jak te z Santa Rosa, które mieliśmy na łodzi pewnego popołudnia jakieś osiem lat temu. Pamiętasz? To było zanim Jake i ja kazaliśmy tobie i Grecie je wyładować.

Głos Homera stał się nieprzyjemnie zjadliwy. — Powinienem podać was do sądu o zniesławienie. To zamknęłoby ci mordę raz na zawsze, Williams. Miałeś swój dzień w sądzie. Teraz albo przestaniesz pieprzyć, albo napytasz sobie biedy.

Gdy Homer i Nick obrzucali się nawzajem groźbami i obelgami, Greta kroczyła wyniośle po salonie, jakby była u siebie w domu. Zdawała się nie pamiętać nie tylko o rozmowie, ale i o obecności innych osób.

Miała na sobie biały obcisły podkoszulek i błękitne szorty. Chodziła wyprostowana, eksponując sterczące piersi. Carol zaintrygowało jej zachowanie. Obserwowała Gretę, która właśnie zatrzymała się i przeglądała płyty Troya.

W końcu wyciągnęła jedną, z Angie Leatherwood na okładce i zaczerwieniła się. Tych dwoje musi łączyć coś podejrzanego, pomyślała Carol podsłuchując Troya, który tłumaczył Homerowi, że tego popołudnia był zajęty i że zamierzał wybrać się do niego później. Co ich łączy? Jaką rolę odgrywa w tym tłusta Ellen? Carol przypomniała sobie, że była umówiona tego wieczoru na wywiad z całą trójką. Ale nie jestem pewna, czy rzeczywiście chcę się tego dowiedzieć, dumała.

— Dzwoniliśmy, żeby pani wieczorem wzięła ze sobą kostium kąpielowy — zwrócił się do Carol kapitan Homer.

Nie usłyszała pierwszej części jego wypowiedzi, bo obserwowała przemarsz Grety przez pokój. — Proszę mi wybaczyć — powiedziała uprzejmie. — Czy mógłby pan powtórzyć to, co pan mówił? Obawiam się, że wyłączyłam się na moment.

— Powiedziałem, że powinna pani przyjść wcześniej, około ósmej — odparł Homer. — I niech pani weźmie ze sobą kostium. Mamy bardzo interesujący i niezwykły basen. — Podczas tej wymiany zdań, Greta stanęła za Nickiem i błyskawicznie objęła go ramionami. Na oczach wszystkich obecnych w pokoju potarła go lekko czubkami piersi i wybuchnęła śmiechem, kiedy podskoczył. — Nikki, ty zawsze to lubiłeś — powiedziała uwalniając go po chwili. Carol zauważyła gniewny błysk w oczach Homera.

Nick zaczął coś mówić, ale zanim zdążył zaprotestować, Greta już wyszła frontowymi drzwiami.

— Zadzwoń do mnie koniecznie, kiedy skończysz tutaj

— Homer zwrócił się do Troya przerywając kłopotliwą ciszę — Musimy uporządkować parę spraw. — Starszy mężczyzna odwrócił się niezdarnie i bez dodatkowego komentarza wyszedł za Gretą. Wsiedli do mercedesa, zaparkowanego przed domem Troya.

— Na czym stanęliśmy? — powiedział Troy zmieniając temat. Zamknął drzwi za Homerem i Gretą.

— Ty — rzekł Nick z naciskiem — opowiadałeś nam zadziwiającą historię i prawie doszedłeś do punktu kulminacyjnego. Miałeś zamiar powiedzieć, co możemy zrobić dla kosmitów, którzy wylądowali tutaj, na Ziemi, żeby pomóc im zreperować pojazd. Ale wcześniej chciałbym usłyszeć od ciebie kilka wyjaśnień. Nie wiem czy wierzyć w te niestworzone brednie, które nam opowiedziałeś. Muszę przyznać, że nie można ci odmówić posiadania bujnej wyobraźni. W tej chwili interesują mnie jednak nie istoty z innych planet, lecz te rzeczywiste, marne kreatury, które właśnie wyszły. Czego oni chcą? Czy są w jakiś sposób wmieszani w naszą przygodę?

— Minutkę, Nick — włączyła się Carol. — Zanim zmienimy temat, chciałabym wiedzieć, jakiej pomocy chcą od nas ci kosmici? Telefonu? Nowego statku kosmicznego?

Najpierw wyjaśnij, o co im chodzi, a potem przejdź do Homera i jego przyjaciółki. — Nie traktowała Grety poważnie. Nick przyjął zdarzenie z Gretą z humorem. Udawał, że został dotknięty. Potem skinieniem głowy dał znak, ze przystaje na sugestię Carol. Troy wyciągnął z kieszeni arkusz papieru i wziął głęboki oddech. — Po pierwsze, musicie zrozumieć, że nie jestem jeszcze całkowicie pewien, czy właściwie odczytałem wszystkie ich informacje. Ten konkretny przekaz, w którym wymieniają rzeczy, jakich od nas potrzebują, jest powtarzany co pół godziny. Moja interpretacja tego nie zmieniła się od półtorej godziny i sądzę, że jest właściwa. To długi wykaz i oczywiście, nie będę udawał, że rozumiem, dlaczego oni tego wszystkiego potrzebują. Jestem jednak pewien, że to was bardzo zainteresuje.

Troy zaczął czytać sporządzoną odręcznie listę.

— Oni chcą angielski słownik i gramatykę, to samo dla czterech innych głównych języków, encyklopedię życia roślinnego i zwierzęcego, krótką historię świata, opracowanie statystyczne określające aktualną polityczną i ekonomiczną sytuację świata i studium porównawcze na temat głównych istniejących religii. Kompletne materiały zawierające publikacje z ostatnich dwóch lat, z co najmniej trzech znaczących dzienników, zestawienie zawierające wyniki badań nad bronią, zarówno już stosowaną, jak i tą, z którą dopiero robi się próby. Dalej, encyklopedię sztuki, z uwzględnieniem technik dźwiękowych i video. Czterdzieści siedem funtów ołowiu i pięćdziesiąt osiem funtów złota.

Kiedy skończył, Nick gwizdnął. Na prośbę Carol Troy wręczył jej arkusz. Nick przeczytał go jeszcze raz ponad jej ramieniem chłonąc każdy szczegół. Żadne z nich nic nie powiedziało. Zamilkli. — Wierzcie lub nie — dodał Troy po chwili namysłu. — Pierwsze osiem pozycji łatwo zdobyć. Wracając z nabrzeża do domu zatrzymałem się w bibliotece publicznej w Key West. Za niewielką opłatą przygotują mi komplet dysków zawierających wszystkie informacje, o które proszą. Najtrudniejsze są pozycje z końca listy. W tym miejscu potrzebuję waszej pomocy.

Troy znowu przerwał, żeby zorientować się, czy Nick i Carol słuchają go.

— Nie jestem pewien czy rozumiem — Nick chodził powoli dookoła pokoju z listą w dłoni. — Ty chcesz lub, jeśli wolisz, „oni” chcą, żebyśmy wrócili do laboratorium, pojazdu czy cokolwiek to jest z tymi wszystkimi informacjami i do tego z ołowiem i złotem? — Troy potwierdził skinieniem głowy. — Ale pięćdziesiąt osiem funtów złota? To jest warte około miliona dolarów. Gdzie to możemy zdobyć?

I co „oni” z tym zrobią?

Troy przyznał, że nie zna odpowiedzi na te pytania.

— Mam przeczucie — dodał — oparte na tym co, jak mi się zdaje, oni mówią, że nawet jak częściowo zaspokoimy ich potrzeby, to znacznie ułatwimy im zadanie. Zrobimy to, co będziemy w stanie i to im chyba wystarczy.

Nick kręcił głową z niedowierzaniem. — Wiesz, Carol — powiedział wręczając jej listę z powrotem — nigdy, nawet w przypływie najdzikszej fantazji, nie wymyśliłbym tak zawiłej i szalonej kombinacji. Cała ta historia jest tak niewiarygodna i fantastyczna, że nie sposób jej przyjąć.

To czysty wybryk wyobraźni.

Troy uśmiechnął się. — A więc, czy mimo wszystko pomożecie? — spytał.

— Nie powiedziałbym — odparł Nick. — Wciąż mam wiele pytań. No i oczywiście nie mogę wypowiadać się za pannę Dawson. Jednak pomysł odegrania roli dobrego samarytanina wobec kosmitów jest bardzo pociągający.

Oczywiście, jeżeli jest w tym jest ziarno prawdy.

Przez następne pół godziny Carol i Nick zadawali Troyowi wiele pytań. Zręcznie uniknął rozmowy na temat Homera i Grety wyjaśniając szybko, że w czwartkowy wieczór umówił się, iż będzie informował ich o wszystkim, co zdarzy się na pokładzie Florida Queen w zamian za krótkoterminową pożyczkę. Podkreślił także, że nigdy nie miał zamiaru tak naprawdę przekazywać im jakichkolwiek prawdziwych informacji. Czuł się w tym względzie w porządku, bo i tak miał do czynienia zvoszustami. To wyjaśnienie nie do końca zadowoliło Nicka. Czuł, że Troy nie powiedział całej prawdy. Miał coraz więcej wątpliwości odnośnie opowiedzianej historii. Ale jakie jest inne wytłumaczenie? Widziałem ten dywan na własne oczy. Jeśli to nie jest kosmita lub ich wytwór, musiałby to być bardzo zaawansowany technicznie robot zaprojektowany przez Rosjan lub przez naszych. W miarę jak zadawał Troyowi pytania, w jego głowie powstawał alternatywny scenariusz zdarzeń, wprawdzie mało prawdopodobny, niemniej jednak wyjaśniający wszystkie wypadki ostatnich trzech dni w sposób równie racjonalny, co zwariowana historia Troya o pojeździe kosmicznym z innej planety.

Coś mi się wydaje, rozmyślał Nick, że Troy i to łajno Homer współpracują z Rosjanami. A ta cała sprawa jest tylko przykrywką dla spotkań, na którym będą przekazywane nielegalne informacje. Homer zrobi wszystko dla pieniędzy, ale po co miałby to robić Troy? Jego udział w akcji sprzedaży amerykańskich tajemnic obcemu państwu był największą słabością alternatywnego wyjaśnienia Nicka. Prawdopodobnie Troy potrzebował dodatkowych pieniędzy na elektroniczny sprzęt niezbędny do jego komputerowych projektów. Z pewnością nie mógł zaoszczędzić wystarczającej sumy ze swojej marnej pensji, myślał dalej Nick. Przypuszczam więc, że te komputerowe dyskietki, o których mówił, zawierają, zamiast tych wszystkich zwariowanych danych, które wymienił, tajne informacje wojskowe. No a złoto może być zapłatą dla niego. Albo dla kogoś jeszcze.

Nick zadał jeszcze kilka pytań. Troy przyznał, że nie rozumiał dokładnie, co „oni” mówili mu przez bransoletę i dlaczego potrzebują ołowiu i złota. Mamrotał coś o tym, że złoto i ołów trudno wytworzyć przez transmutację i to wszystko.

Z kolei Carol była coraz bardziej przekonana, że historia opowiedziana przez Troya jest prawdziwa. To, że nie umiał odpowiedzieć na wszystkie pytania, nie przeszkadzało. Prawdę móWiąc dodawało to jej nieco fantastycznego charakteru. Gdyby potrafił na poczekaniu odpowiedzieć na wszystkie pytania, byłaby mniej pewna, że to wszystko naprawde się wydarzyło. Zarzucając swoje dziennikarskie nawyki poczuła się zaintrygowana, a nawet do pewnego stopnia oczarowana wizją przybyszów z innego świata, którzy potrzebują jej pomocy.

Carol, wyrabiając sobie pogląd w tej kwestii, w równym stopniu kierowała się intuicją, co logiką. Przede wszystkim ufała Troyowi. Obserwowała go uważnie, kiedy odpowiadał na pytania i nie dostrzegła najmniejszej oznaki kłamstwa. Nie miała wątpliwości. On wierzył w to, że mówi prawdę. Ale czy było tak, czy też był manipulowany i kierowany przez kosmitów, których miałby reprezentować — tego nie była pewna. To była zupełnie inna sprawa.

Ale w jakim celu? zastanawiała się. Nie możemy zbyt wiele dla nich zrobić. Informacje, o które proszą, z wyjątkiem tych, które dotyczą broni, są względnie nieszkodliwe. Na razie odsunęła na bok przypuszczenia, że jej przyjaciel Troy stał się dla „obcych” nic nie znaczącym pionkiem.

Zauważyła natomiast, że Nick stawał się coraz bardziej podejrzliwy. Wydawało mu się bardzo dziwne, że trzech nurków marynarki wojennej znalazło się akurat w tym miejscu, gdzie jeden z dywanów wyprowadził Troya na powierzchnię. Relacja Troya z przesłuchania w Key West była tak zagmatwana, że Nick znowu zaczął tracić panowanie nad sobą.

— Chryste, Jefferson — powiedział — ty masz albo bardzo krótką, albo bardzo wygodną pamięć. Mówisz nam, że marynarka wojenna przetrzymywała cię prawie przez godzinę, a ledwie pamiętasz ich pytania i nie masz pojęcia, dlaczego cię przesłuchiwali. To po prostu brzmi niewiarygodnie.

Troy zezłościł się: — Cholera, Nick, mówiłem ci, że byłem zmęczony. Miałem za sobą jakiś eksperyment dokonany na moim mózgu. Wydawało mi się, że ich pytania nie mają żadnego sensu. Przez cały czas czułem się tak, jakby w mojej głowie próbował odezwać się jakiś głos.

Nagle Nick zwrócił się do Carol. — Chyba zmienię zdanie. Nie chcę brać udziału w tej grze. Irytują mnie, ale mogę się z nimi dogadać, jeżeli trzeba. Ale marynarka wojenna przestraszyła mnie. Musiał być jakiś powód, dla którego nas śledzili. To nie mógł być tylko cholerny przypadek. Może Troy coś o tym wie, a może nie. Nie umiem tego rozstrzygnąć. To wszystko zaczyna mi brzydko pachnieć.

Wstał zamierzając wyjść. Carol skinęła na niego, żeby jednak usiadł i nieco ochłonął. — Słuchajcie no — powiedziała półgłosem. — Muszę wam coś wyznać. Wydaje mi się, że teraz jest najlepsza pora, by to zrobić. Nie przyjechałam tutaj do Key West, żeby oglądać wieloryby — spojrzała na Nicka — ani po to, by szukać skarbów. Przyjechałam tu, żeby sprawdzić pewną plotkę. Podobno nowa rakieta marynarki wojennej zboczyła z kursu i rozbiła się w Zatoce Meksykańskiej — przerwała na parę sekund, aby wiadomość mogła do nich dotrzeć. — Prawdopodobnie powinnam wam o tym powiedzieć wcześniej. Ale nigdy nie udało mi się trafić na właściwy moment… bardzo was przepraszam.

— Myślałaś, że rakieta była w szczelinie — powiedział po chwili Troy — to dlatego wczoraj wróciłaś.

— A my mieliśmy znaleźć ją dla ciebie i w ten sposób dostarczyć ci światowej sensacji — dodał szyderczo Nick.

— Wykorzystywałaś nas przez cały czas.

Szczerość przeprosin Carol mimo wszystko osłabiła poczucie, że zostali oszukani.

— Możesz to i tak nazwać — przyznała Carol — ale jako dziennikarka nie patrzę na to w taki sposób.

W pokoju narastało napięcie. Szczególnie spięty wydawał się Nick. — Teraz nie ma to żadnego znaczenia — ciągnęła dalej. — Najważniejsze jest to, że znalazłam wyjaśnienie obecności marynarki wojennej w miejscu, gdzie nurkowaliśmy. Przez ostatnie dwa dni przeprowadziłam wiele poszukiwań we wszystkich możliwych kierunkach na temat tajnych działań, podjętych w celu znalezienia pocisku przez marynarkę wojenną. Wczorajszej nocy ten meksykański porucznik dobrze przyjrzał się naszym najlepszym fotograficznym zbliżeniom pocisku. Niewątpliwie ktoś musiał skojarzyć jedno z drugim.

— Słuchaj, aniołku — odezwał się Troy po kolejnej chwili milczenia. — Nic nie wiem o pocisku. Zraniłaś mnie wystarczająco, bo mnie okłamałaś. Jestem jednak pewien, że miałaś swoje powody. Teraz chciałbym się tylko dowiedzieć, czy pomożecie mi zebrać te rzeczy dla kosmitów czy obcych, czy jak ich tam zwał.

Zanim Carol zdążyła odpowiedzieć, Nick wstał znowu i ruszył w kierunku drzwi. — Jestem bardzo głodny — obwieścił. — Muszę to wszystko przemyśleć. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Troy, zjem wczesną kolację i odpowiem ci później, wieczorem.

Carol uświadomiła sobie, że ona także jest niezwykle głodna. Kończył się długi, wyczerpujący dzień, a ona nie miała nic w ustach od śniadania, Ciekawiła ją reakcja Nicka na jej wyznania. — Czy mogłabym się do ciebie przyłączyć? — powiedziała. Wzruszył niezobowiązująco ramionami, jakby mówił „rób co chcesz”. Carol uściskała Troya: — Spotkajmy się wszyscy w moim pokoju, w Mariotcie o siódmej trzydzieści. Muszę tam być, żeby się przygotować do wywiadu z tymi trzema gadami. Możecie mi udzielić, chłopaki, jakichś wskazówek?

Próba rozładowania atmosfery w pokoju niezbyt się powiodła. Troy wyraźnie niepokoił się. Na jego twarzy znać było przejęcie, wręcz powagę.

— Profesorze — zwrócił się do Nicka cichym, bezbarwnym głosem — wiem, że nie dałem wszystkich odpowiedzi na twoje pytania. Nie potrafię odpowiedzieć nawet na moje własne. Ale jedną rzecz wiem na pewno: nic podobnego nie zdarzyło się jeszcze na ziemi, w każdym razie nikt o tym nie pisał. Istoty, które zbudowały ten statek kosmiczny, są dla nas tym, czym my jesteśmy dla mrówek lub pszczół, oczywiście, gdy te będą mogły nas rozumieć. Poprosili nas troje o pomoc w sprawie ich pojazdu. Powiedzieć, że to jedyna szansa w życiu to i tak kolosalnie mało. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli wspólnie usiąść i rozważać tę sprawę tygodniami lub nawet miesiącami, ale nie możemy, czas ucieka. Marynarka wojenna z pewnością wkrótce ich znajdzie, może już ich zresztą znalazła. Może to spowodować tragiczne skutki dla wszystkich ludzkich istot na naszej planecie. „Oni” wyjaśnili mi jednoznacznie, że ich misja musi być wypełniona, że muszą naprawić swój pojazd i kontynuować podróż, nawet jeśli musieliby wejść w kolizję z całym ziemskim systemem, to i tak osiągną swój cel.

— Wiem, że wszystko to brzmi nieprawdopodobnie — ciągnął Troy — być może nawet absurdalnie. Mam jednak zamiar zebrać sztabki ołowiu od kolegów płetwonurków i przywieźć dyskietki z biblioteki. Z waszą pomocą lub bez.

Chcę być na ich statku kosmicznym jutro o świcie.

Podczas tej przemowy Nick obserwował Troya bardzo uważnie. Odnosił wrażenie, jakby to nie Troy, ale ktoś lub coś innego przemawiało za jego pośrednictwem. Lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach. Cholera, zaklął w duchu, wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Jestem wmieszany w tę sprawę tak samo jak oni. Skinął na Carol, żeby ruszyła za nim i podszedł do drzwi.

Mówiłem wam już dwa razy — głos był znużony i znudzony — wyjechałem nurkować z przyjaciółmi, Nickiem Williamsem i Carol Dawson. Ona miała kłopoty ze swoim ekwipunkiem i zdecydowała szybko wrócić na łódź. Znaleźliśmy szczególnie interesującą rafę, o kilku niezwykłych właściwościach. Nie byliśmy pewni, czy uda nam się ponownie ją zlokalizować, więc zdecydowałem, że zostanę i poczekam na powrót Carol. Kiedy ostatecznie wynurzyłem się po pół godzinie, nie zastałem ani ich, ani łodzi.;;

Magnetofon zatrzeszczał. Dwaj porucznicy spoglądali na siebie. — Cholera, Ramirez, wierzysz w historię tego drania? Chociaż trochę? — Drugi mężczyzna pokręcił głową. — No więc dlaczego do diabła pozwoliłeś mu odejść? Ten czarny gówniarz siedział tu przez godzinę i robił z nas durniów, dawał śmiechu warte odpowiedzi na nasze pytania, a tym w końcu zwolniłeś go.

— Nie możemy nikogo zatrzymać bez dowodu wykroczenia — odparł Ramirez cytując wojskowy regulamin.

— A pływanie w oceanie nawet dziesięć mil od brzegu, aczkolwiek dziwne, nie stanowi przewinienia. — Ramirez zauważył, że jego kolega siedział nachmurzony. — Poza tym nie miał ani jednej wpadki, za każdym razem opowiadał dokładnie tę samą historię.

— To znaczy te same brednie — porucznik Richard Todd odchylił się do tyłu na swoim fotelu. Dwaj mężczyźni siedzieli przy małym stoliku w pokoju wytapetowanym na biało. Naprzeciwko nich, na stole, obok pustej popielniczki stał magnetofon. — Nawet on sam nie wierzył w to, co opowiadał. Siedział z bezczelnym uśmieszkiem na swoim czarnym pysku, bo wiedział, że nie możemy go o nic oskarżyć — Tedd z powrotem oparł nogi fotela na podłodze i uderzył pięścią w stół. — Doświadczony płetwonurek nigdy nie zostałby sam na pięć minut, a co dopiero trzydzieści. Zbyt wiele może się wydarzyć. Jeśli byli jego przyjaciółmi, dlaczego u diabła go zostawili? — Todd wstał i zaczął gwałtownie gestykulować. — Otóż powiem ci dlaczego, poruczniku. Ponieważ wiedzieli, że wszystko z nim w porządku, że został wyłowiony przez rosyjską łódź podwodną. Cholera. Mówiłem ci, że powinniśmy wziąć jedną z tych nowych łodzi. Prawdopodobnie moglibyśmy wtedy rozpoznać tę ich przy użyciu zaawansowanego sprzętu elektronicznego.

Podczas wykładu Todda, Ramirez bawił się leniwie popielniczką. — Naprawdę wierzysz, że ta trójka wmieszana jest w tę sprawę z Rosjanami? Według mnie to wszystko wydaje się naciągane.

— Pieprzone A — odparł Todd — wszystko to wydaje się bez sensu. Każdy inżynier, z którym rozmawialiśmy, potwierdził, że wykluczone, żeby równocześnie nastąpiła usterka mechanizmu rakiety i błąd w danych telemetrycznych na stacji nasłuchu. A więc to Rosjanie sprawili, że pocisk zboczył z kursu.

Todd coraz bardziej podniecał się wyjaśniając dalsze elementy spisku.

— Rosjanie wiedzieli, że będą potrzebowali pomocy miejscowych do określenia właściwego położenia rakiety w oceanie. Wynajęli więc Williamsa z załogą, żeby poszukał rakiety, a następnie ujawnił gdzie ona jest. Planowali przetransportować ją jedną ze swych łodzi podwodnych.

Dołączenie do zespołu tej Dawson było majstersztykiem.

Jej poszukiwania zahamowały śledztwo, bo skoncentrowaliśmy się na poczynaniach prasy.

Porucznik Ramirez roześmiał się. — To co mówisz, zawsze brzmi przekonująco, Richard. Ale my wciąż nie mamy ani okrucha dowodu. Podobnie jak ty, nie wierzę w historię Troya Jeffersona, ale powodów dla których on kłamie może być wiele. Dla nas ważny jest tylko jeden z nich. Co do twojego wyjaśnienia, pozostaje sprawa zasadnicza: dlaczego Rosjanie mieliby zadawać sobie tyle trudu, by zdobyć pocisk Pantera?

— Ty, ja, a nawet komandor Winters możemy nie znać całej prawdy o tych rakietach — błyskawicznie skontrował Todd. — One mogą być zaprojektowane do przenoszenia całkiem nowej, przełomowej broni, o jakiej jeszcze nawet nie słyszeliśmy. Dla marynarki wojennej to nic nowego zastosować taki kamuflaż, by ukryć prawdziwy cel… Przepał, żeby pomyśleć. — Dla nas nie jest ważne, czym kierują się Rosjanie. Mamy dowód na spisek. Nasze zadanie to zlikwidować go.

Ramirez nie odpowiedział od razu. Nadal popychał popielniczkę dookoła stołu. — Nie widzę tego w ten sposób — powiedział w końcu wpatrując się w Todda. — Nie widzę konkretnych, solidnych dowodów żadnego spisku.

Odkładam moje śledztwo do czasu, kiedy komandor Winters osobiście rozkaże podjąć dalsze działania — popatrzył na zegarek. — Przynajmniej będę mógł spędzić sobotni wieczór i niedzielę z rodziną. Podniósł się do wyjścia.

— A jeżeli dostarczę ci dowód? — spytał Todd nie usiłując ukryć oburzenia postawą Ramireza.

— Dowód przekona równie dobrze Wintersa — odparł chłodno Ramirez. — Wystarczająco dużo ryzykowałem podejmując to zadanie. Nie będzie żadnej dodatkowej akcji bez instrukcji odpowiednich władz.

Winters nie był pewien, czy znajdzie coś odpowiedniego.

Zazwyczaj starannie unikał centrów handlowych, szczególnie w sobotnie popołudnia. Jednak kiedy leżał na kanapie oglądając mecz baseballu i popijając piwo, przypomniał sobie jaki był zachwycony, kiedy Helen Turnbull, która grała Maggie, podarowała mu po premierze Kotki na gorącym, blaszanym dachu komplet uroczych tacek. — Boję się, że jest to w teatrze zanikająca tradycja — powiedziała doświadczona aktorka, kiedy jej dziękował — ale dawanie drobnych prezentów po premierze to nadal mój sposób na wyrażanie wdzięczności tym ludziom, z którymi lubiłam pracować.

Centrum przy sobocie było zatłoczone kupującymi i komandor Winters miał poczucie, że dziwnie rzuca się w oczy, jakby wszyscy patrzyli tylko na niego. Przez parę minut kręcił się w kółko, zanim przyszło mu do głowy, jaki prezent mógłby jej kupić. Coś prostego, oczywiście, pomyślał. Nic, co mogłoby być niewłaściwie zrozumiane. Jakaś drobna pamiątka. Oczami wyobraźni ujrzał Tiffani taką, jaka pojawiła się w jego rojeniach poprzedniego wieczoru tuż przed zaśnięciem. Ta wizja, pośród tłumu kupujących, zawstydziła go. Błyskawicznie przywołał inny obraz, najzupełniej do przyjęcia. Tiffani — podlotek w czasie jego rozmowy z jej ojcem. Jej włosy, pomyślał przypominając sobie warkocze. Kupię jej coś do włosów.

Wszedł do sklepu z upominkami i próbował znaleźć coś sensownego w natłoku drobiazgów pokrywających ściany i wyłożonych na ladach. — Czy mogę panu pomóc?

— Winters podskoczył, kiedy pojawiła się przy nim sprzedawczyni. Pokręcił głową. Dlaczego to zrobiłeś? — powiedział do siebie. Oczywiście, że potrzebujesz pomocy. W przeciwnym razie nigdy się nie zdecydujesz.

— Przepraszam, młoda damo — prawie krzyknął za odwróconą sprzedawczynią — Myślę, że przydałaby mi się jakaś porada. Chcę kupić prezent — Winters znów poczuł się, jakby wszyscy go obserwowali. — Dla mojej kuzynki — dodał szybko. Sprzedawczyni była brunetką około dwudziestki o dość pospolitej urodzie, ale twarz miała pełną entuzjazmu.

— Czy ma pan coś szczególnego na myśli? — spytała.

Miała długie włosy, jak Tiffani. Winters odprężył się nieco.

— Tak jakby — powiedział. — Ona ma piękne długie włosy. Jak pani. Czy mógłbym wybrać dla niej coś specjalnego? Są jej urodziny. Znowu poczuł dziwny niepokój, którego nie mógł zrozumieć. — Jakiego koloru? — spytała dziewczyna.

Pytanie nie miało sensu. — Jeszcze nawet nie wiem, czego chcę. — odparł zmieszany. — A na pewno nie wiem, jaki wybrać kolor.

Dziewczyna uśmiechnęła się. — Jakiego koloru włosy ma pana kuzynka? — powtórzyła bardzo wolno, prawie tak jakby mówiła do opóźnionego w rozwoju.

— Ach, oczywiście — Winters zaśmiał się — rudobrązowe kasztanowe — powiedział — i są bardzo długie. Już to mówiłeś, szepnął wewnętrzny głos, zachowujesz się jak głupiec. Sprzedawczyni skinęła na niego i przeszli w głąb sklepu. Wskazała na małą okrągłą gablotkę ze szkła pełną grzebieni o różnych kształtach i rozmiarach. — To byłby znakomity prezent dla pana kuzynki — powiedziała. — Kiedy wymawiała słowo „kuzynka”, w jej głosie pojawił się jakiś nowy ton. Zaniepokoiło to Wintersa. Czyżby coś wiedziała? Jedna z jej przyjaciółek? A może była na spektaklu? Wziął oddech i uspokoił się. Raz jeszcze zdumiała go zmienność własnych emocji.

Na jednej z małych półek były dwa pięknie do siebie pasujące brązowe grzebienie z odrobiną złota na górze.

Jeden z nich był wystarczająco duży, żeby upiąć jej wspaniałe włosy w kok nad karkiem. Drugi, mniejszy grzebień idealnie nadawał się na ozdobę boku lub tyłu fryzury.

— Wezmę tamte, ze złoceniem u góry — powiedział do dziewczyny. — Proszę je zapakować. — Sprzedawczyni zręcznie sięgnęła do wnętrza wskazanej szkatułki i wyciągnęła grzebienie. Poprosiła Wintersa, żeby chwilę poczekał, a ona tymczasem zapakuje prezent. Zniknęła na zapleczu sklepu zostawiając go samego. Położę je na jej stoliku w garderobie, pod koniec przerwy, pomyślał. Wyobraził sobie scenę z Tiffani wchodzącą do garderoby, gdzie na wprost lustra znajduje prezent ze swoim nazwiskiem. Winters uśmiechnął się, wyobrażając sobie jej reakcję. W tym momencie jakaś kobieta z kilkuletnią córeczką potrąciła go niechcący. — Przepraszam — powiedziała nie rozglądając się wokół siebie. Obie biegły żeby obejrzeć wielkanocny koszyk wiszący na ścianie.

Sprzedawczyni skończyła pakować prezent i stała przy kasie. Kiedy Winters zbliżył się do lady, wręczyła mu karteczkę, na której w lewym górnym rogu wydrukowano słowa: „Szczęścia w dniu urodzin”. Winters wpatrywał się w nią przez kilka sekund. — Nie — powiedział w końcu — bez kartki. Kupię inną w moim sklepie.

— Gotówką czy czekiem? — spytała go dziewczyna. I Winters wpadł w panikę. Nie wiem, czy mam przy sobie wystarczającą ilość gotówki, pomyślał, i w jaki sposób wytłumaczyłbym się z tego czeku przed Betty? Otworzył portfel i przeliczył pieniądze. Uśmiechnął się do dziewczyny, kiedy okazało się, że ma prawie pięćdziesiąt dolarów i powiedział: — Zapłacę gotówką. — Rachunek wynosił tylko trzydzieści dwa dolary, wliczając podatek.

Komandor Winters poczuł przypływ dobrego humoru i omalże wyskoczył ze sklepu. Jego wcześniejsze zdenerwowanie znikło bez śladu. Zanim opuścił klimatyzowane wnętrze centrum handlowego, zaczął pogwizdywać. Mam nadzieję, że ona lubi ozdobne grzebienie, powiedział sam do siebie. Potem znowu się uśmiechnął. Jestem przekonany, że polubi.

Загрузка...