Rozdział 17


Hampus Broberg milczał, bo nie chciał mówić i nie mógł. Stracił dwa zęby i miał złamaną żuchwę.

O wpół do dziesiątej wieczorem Gunvald Larsson i Kollberg wciąż nie dawali mu spokoju, zasypując bezsensownymi pytaniami:

– Kto zastrzelił Viktora Palmgrena?

– Dlaczego próbował pan uciec?

– Wynajął pan mordercę, prawda?

– Zaprzeczanie nic nie da.

– Proszę powiedzieć wszystko, co pan wie.

– No?! Kto strzelał?

– Dlaczego pan milczy?

– Gra skończona, niech pan mówi.

Od czasu do czasu Broberg kręcił głową, a kiedy skupili się na morderstwie Palmgrena, jego wykrzywiona twarz wykrzywiała się jeszcze bardziej, przypuszczalnie w sardonicznym uśmiechu. Kollberg domyślał się, co znaczy ten grymas.

Na wstępie, gwoli formalności, spytali, czy nie chciałby zadzwonić do swojego adwokata. Pokręcił głową.

– Chciał się pan pozbyć Palmgrena i uciec z jego pieniędzmi, prawda?

– Gdzie jest człowiek, który strzelał?

– Kto jeszcze brał udział w spisku?

– Niech pan odpowiada, do cholery!

– Jest pan aresztowany.

– Kiepsko to wygląda.

– Dlaczego próbuje pan chronić innych?

– Inni mają pana za nic.

– No?!

– Przyznając się, może pan tylko zyskać.

– Postąpiłby pan rozsądnie, decydując się na współpracę z nami.

Tak mówił Kollberg, który czasami silił się na łagodniejszy ton.

– Data i miejsce urodzenia?

Tak mówił Gunvald Larsson, który jak zwykle obstawał przy swoim ab ovo.

– No to jeszcze raz. Kiedy podjął pan decyzję o usunięciu Viktora Palmgrena?

Grymas. Potrząśnięcie głową.

Kollberg odniósł wrażenie, że wargi mężczyzny ułożyły się w słowo „idioci”, i przemknęło mu przez myśl, że to adekwatny epitet.

– Jeśli nie chce się panu otwierać ust, proszę to napisać.

– Tu jest długopis.

– Interesuje nas tylko morderstwo. Resztą zajmą się inni.

– Czy zdaje pan sobie sprawę, że jest pan podejrzany o udział w spisku?

– Który miał na celu morderstwo z premedytacją.

– Przyznaje się pan czy nie?

– Byłoby najlepiej dla wszystkich, gdyby pan się przyznał. Tu i teraz.

– Zacznijmy od początku. Kiedy podjął pan decyzję o usunięciu Palmgrena?

– No?!

– Chyba pan wie, że mamy dostateczne dowody, żeby pana osadzić w areszcie? Już pan jest tymczasowo aresztowany.

Owszem, w walizce znaleźli akcje i inne papiery wartościowe na blisko pół miliona koron. Wprawdzie nie byli ekspertami finansowymi, ale co nieco wiedzieli o szmuglu walut i akcji.

W folderze, w wewnętrznej kieszeni marynarki, Broberg miał bilet lotniczy ze Sztokholmu przez Kopenhagę i Genewę do Zurychu, wystawiony na inżyniera Rogera Franka, a w drugiej wewnętrznej kieszeni – fałszywy paszport, opatrzony zdjęciem Broberga na to samo nazwisko.

– To jak będzie?

– Nie chce pan odciążyć sumienia?

W końcu Broberg napisał kilka słów na bloku stenograficznym.

Pochylili się nad stołem i przeczytali: „Wezwijcie lekarza”. Kollberg odciągnął Gunvalda Larssona na stronę.

– To chyba najlepsze wyjście – powiedział półgłosem. – Przecież nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność.

Guiwald Larsson zmarszczył czoło.

– Chyba masz rację. Czy cokolwiek świadczyłoby o tym, że to on zaaranżował to pieprzone morderstwo? Nie sądzę.

– Uhm.

Obaj byli zmęczeni i marzyli o powrocie do domu. Na zakończenie powtórzyli jeszcze kilka pytań:

– Kto zastrzelił Palmgrena? Wiemy, że nie pan, ale wiemy, że zna pan jego nazwisko. Jak on się nazywa? I gdzie jest?

– Kiedy pan się urodził? – Gunvald Larsson już nie panował nad tym, co mówi. – I gdzie?

Potem dali sobie spokój, wezwali policyjnego lekarza dyżurnego i przekazali Broberga strażnikom aresztu.

Potem pojechali do siebie. Kollberg do żony, która już zasnęła, Gunvald Larsson do pustej kawalerki, w której mógł porozpaczać nad zniszczonymi częściami garderoby. Zanim Kollberg padł na łóżko, próbował się dodzwonić do Martina Becka. Bez skutku.

Gunvald Larsson nie zamierzał do nikogo dzwonić. Długo stał pod prysznicem i myślał o krwi na spodniach, podartej marynarce i zniszczonym bucie. Przed snem przeczytał dwie strony kryminału Steina Rivertona[10].


Bardziej obiecująco wypadło inne przesłuchanie, do którego doszło wcześniej tego dnia.

Gdy tylko Kollberg i Åsa Torell mogli porozmawiać z Heleną Hansson w neutralnym, bezosobowym pokoju w obyczajówce, delikwentka kompletnie się załamała i przyznała do wszystkiego, zalewając ich potokiem słów i łez. Musieli włączyć magnetofon, żeby nie uronić ani kropli.

Tak, jest call girl.

Tak, Hampus Broberg często korzystał z jej usług.

Tak, to on dał jej walizkę i bilet lotniczy. Miała polecieć do Zurychu i zostawić walizkę w hotelowej przechowalni rzeczy wartościowych. On miał przylecieć z Genewy dzień później i odebrać walizkę.

Ona miała dostać za fatygę dziesięć tysięcy koron, gdyby wszystko dobrze poszło.

Nie wiedziała, co jest w walizce.

Hampus Broberg powiedział, że nie mogą ryzykować wspólnej podróży samolotem.

Kiedy do niej przyszli, próbowała się skontaktować z Brobergiem, dzwoniła do hotelu Carlton, gdzie się zatrzymał pod nazwiskiem Frank, ale go nie zastała. Wynagrodzenie za przysługę w Malmö nie opiewało na tysiąc koron, tylko na tysiąc pięćset.

Z rozpędu podała numery kontaktowe call girl.

Powiedziała, że jest niewinna, bo nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi. Tak, jest prostytutką, ale nie ona jedna, poza tym nigdy nie zajmowała się niczym innym.

O morderstwie nie wie absolutnie nic.

W każdym razie nic nadto, co już powiedziała.

Kollberg był skłonny jej uwierzyć.

Загрузка...