– Naprawdę było to najbardziej zdumiewające przedstawienie kręgu, jakie kiedykolwiek widziałem – rozpływał się Damien, kiedy już zamknęliśmy krąg i zbieraliśmy świece i różdżkę.
– Myślałam, że „zdumiewające" znaczy: wydumane – wtrąciła Shaunee.
– To znaczy też: cudowne, niesamowite, niezwykłe -wymieniał Damien.
– Nie będę się z tobą sprzeczała – zadeklarowała Shaunee, co zadziwiło wszystkich oprócz Erin.
– Aha, krąg był zdumiewający – powiedziała Erin.
– Czy wiecie, że naprawdę czułam ziemię, kiedy Zoey ją przywołała? – - entuzjazmowała się Stevie Rae. – - Tak jakbym nagle znalazła się w środku pola pszenicy. Chociaż to było coś więcej, niż być otoczoną zbożem. Sama czułam się zbożem.
– Wiem dokładnie, co czułaś. Kiedy Zoey przywołała ogień, czułam, jakby wybuchł w moim wnętrzu – powie działa Shaunee.
Usiłowałam określić swoje uczucia, gdy tak przysłuchiwałam się ich radosnej paplaninie. Na pewno byłam szczęśliwą ale też jakoś przytłoczona i trochę – nawet więcej niż trochę – zmieszana. Więc to prawdą istniało we mnie jakieś pokrewieństwo ze wszystkimi pięcioma żywiołami. Ale dlaczego?
Czy tylko po to, by utrącić Afrodytę? (Nadal nie miałam pojęcia, jak to zrobić). Nie, chyba nie o to chodzi. Przecież nie po to bogini obdarzyła mnie niezwykłą mocą bym tylko wykopsała rozpuszczoną dręczycielkę słabszych, która nie powinna szefować klubowi.
No dobrze, Córy Ciemności to coś więcej niż tylko rada studentek czy coś w tym rodzaju, ale to nie zmienia istoty rzeczy.
– Zoey, dobrze się czujesz?
Zatroskany głos Damiena przywołał mnie do rzeczywistości. Spostrzegłam, że nadal siedzę w środku tego, co niedawno jeszcze stanowiło krąg, i drapiąc po łepku Nalę, która siedziała na moich kolanach, pogrążona byłam w głębokiej zadumie.
– Ojej, przepraszam. Dobrze się czuję, jestem tylko trochę rozkojarzona.
– Powinniśmy wracać. Robi się późno – powiedziała Stevie Rae.
– Tak, masz rację – odrzekłam i zaczęłam wstawać, nadal trzymając Nalę. Wkrótce jednak zostałam w tyle, nie mogąc za nimi nadążyć.
– Zoey?
Damien pierwszy to zauważył i zaczął mnie nawoływać, a wtedy moi przyjaciele też się zatrzymali, patrząc na mnie z troską a nawet z pewnym zmieszaniem.
– Idźcie naprzód, j a tu jeszcze chwilę zostanę.
– Możemy zostać z tobą- zaofiarował się Damien, ale Stevie Rae zaraz mu przerwała:
– Zoey chce sobie przemyśleć pewne sprawy w samotności. A ty byś nie chciał, jakbyś się dowiedział, że jesteś jedynym adeptem w historii wampirów, który odbiera wszystkie pięć żywiołów?
– Chyba bym chciał – przyznał niechętnie Damien.
– Nie zapominaj, że wkrótce zacznie świtać – przypomniała mi Erin.
Uśmiechnęłam się do nich uspokajająco.
– Nie zapomnę. Zaraz wracam do internatu.
– Zrobię ci kilka kanapek i spróbuję skombinować dla ciebie trochę chipsów do napoju, który nie będzie niskokaloryczny. Jej Wysokość Kapłanka powinna coś zjeść po odbytym obrzędzie – powiedziała Stevie Rae z uśmiechem, machając mi na pożegnanie i zabierając ze sobą pozostałą trójkę.
Zdążyłam jeszcze zawołać za nią „dziękuję", gdy znikali już w ciemności. Potem podeszłam do drzewa i usiadłam, opierając się plecami o pień. Zamknęłam oczy i zaczęłam głaskać Nalę. Jej mruczenie było takie znajome i normalne, że podziałało na mnie nadzwyczaj kojąco. Sprowadzało mnie na bezpieczny grunt.
– Jestem nadal sobą- wyznałam Nali – tak jak mówiła Babcia. – Wszystko inne może się zmieniać, ale to co było przedtem Zoey, jest ciągle tą samą Zoey.
Może jeśli będę powtarzać te słowa wiele razy, w końcu sama w to uwierzę. Oparłam głowę na jednej ręce, drugą głaskałam Nalę i mówiłam: to ja… to ja… to ja…
– Patrzcie, jak wdzięcznie skłania główkę na dłoni. Chciałbym być rękawiczką na tej dłoni, by czuć dotyk tego policzka!
Nala miauknęła przeciągle niezadowolona, gdy skoczyłam na równe nogi.
– Wygląda na to, że stale mam cię znajdować pod tym drzewem – powiedział Erik, uśmiechając się do mnie. Wyglądał jak młody bóg.
Znów poczułam słabość w brzuchu, ale zaniepokoiło mnie coś jeszcze. Właśnie, dlaczego on stale mnie znaj duj e? I od jak dawna mnie obserwuje?
– Erik, co ty tu robisz?
– Ja też się cieszę, że cię widzę. Tak, chętnie usiądę, dziękuję za zaproszenie – powiedział, sadowiąc się obok mnie.
Wstałam, co Nali znów się nie podobało.
– Właściwie zamierzałam już wracać do internatu.
– Poczekaj, nie chciałem ci przeszkadzać. Po prostu nie mogłem się skupić na pracy domowej, więc wyszedłem się przejść. Chyba nogi same mnie tu przyniosły, bo wcale im nie mówiłem, że tu będziesz. Naprawdę nie śledzę cię, możesz mi wierzyć.
Wetknął ręce w kieszenie i wyglądał na zmieszanego. Ale też ciągle bardzo atrakcyjnie. Przypomniałam sobie, jak bardzo chciałam odpowiedzieć mu „tak" na jego propozycję, byśmy razem obejrzeli u niego filmy. A teraz ponownie odrzucam jego propozycję, znów wprawiając go w zakłopotanie. Aż dziw, że chłopak chce ze mną jeszcze rozmawiać. Chyba rzeczywiście zanadto przejęłam się swą kapłańską perspektywą.
– W takim razie może odprowadzisz mnie do internatu? Znowu?
– Chętnie.
Teraz Nala narzekała bo chciałam ją nieść. Wolała truchtać za nami, kiedy zaczęliśmy iść noga w nogę, tak jak przedtem. Przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. Chciałam zapytać go o Afrodytę albo przynajmniej powiedzieć mu, co ona o nim mówiła ale jakoś nie pasowało mi pytać go o coś, co nie jest moją sprawą.
– Zatem co robiłaś tutaj tym razem? – zapytał Erik.
– Rozmyślałam – odrzekłam, co teoretycznie nie było kłamstwem. Bo rzeczywiście dużo rozmyślałam nad tym, jak zorganizować i przeprowadzić krąg, ale to wolałam dyplomatycznie przemilczeć.
– Martwisz się o tego chłopaka, Heatha?
Właściwie nie myślałam o nim ani o Kayli od czasu, kiedy rozmawiałam na ten temat z Neferet, ale wydałam tylko nieartykułowane chrząknięcie, nie chcąc wchodzić w szczegóły o przedmiocie swoich rozważań.
– Domyślam się, że ciężko jest zrywać z kimś z powodu Naznaczenia – powiedział.
– Nie zerwałam z nim z powodu Naznaczenia. Przedtem już właściwie doszło do zerwania. Znak sprawił, że stało się to bardziej ostateczne. – - Spojrzałam na Erika, wzięłam głęboki oddech i zapytałam: – A co z tobą i Afrodytą?
Nie zrozumiał.
– O co ci chodzi?
– O to, że ona powiedziała mi, że ty nigdy nie będziesz jej byłym, ponieważ zawsze będziesz do niej należał.
Zmrużył oczy, wyglądał na zniesmaczonego.
– Afrodyta ma poważne problemy z mówieniem prawdy – powiedział.
– Wprawdzie to nie moja sprawą ale…
– To j e s t twoja sprawa – - przerwał mi. Ale zaraz, czym mnie absolutnie zaskoczył, ścisnął moją dłoń i dodał:
– W każdym razie chciałbym, żeby to była twoja sprawa.
– O… Okay. No dobrze – - jąkałam się. Z pewnością Erik może czuć się zaskoczony moimi zdolnościami konwersacyjnymi.
– Więc nie chciałaś się mnie pozbyć dziś wieczorem, tylko rzeczywiście miałaś coś do przemyślenia? – zapytał, znacząco cedząc słowa.
– Wcale nie chciałam się ciebie pozbyć. Tylko… – za wahałam się, nie wiedząc, jak mam mu wyjaśnić coś, czego nie powinnam ujawniać. – Tyle się dzieje teraz w moim życiu. Cała ta Przemiana jest czasem naprawdę trudna.
– Będzie lepiej, zobaczysz – powiedział, znów ściskając mi rękę.
– Jakoś tego sobie nie wyobrażam, nie w moim przypadku – mruknęłam.
Roześmiał się i poklepał palcem mój Znak.
– Po prostu nas wyprzedzasz. Najpierw to się może wy dawać trudne, ale wierz mi, z upływem czasu wszystko staje się łatwiejsze, dla ciebie też takie będzie.
Westchnęłam.
– Mam nadzieję, że masz rację. – - W gruncie rzeczy jednak w to wątpiłam.
Stanęliśmy przed wejściem do internatu. Erik odwrócił się twarzą do mnie i powiedział poważnym tonem:
– Z, nie wierz tym głupstwom, które opowiada Afrodyta. Nie jesteśmy ze sobą od wielu miesięcy.
– Ale przedtem byliście. Kiwnął głową rysy miał ściągnięte.
– To nie jest miła osoba.
– Wiem.
Wtedy uświadomiłam sobie, co mnie rzeczywiście gnębi, i w końcu zdecydowałam się wyrzucić to z siebie.
– Nie podoba mi się, że byłeś z kimś, kto jest taki wredny. W związku z tym mam mieszane uczucia co do tego, czy powinnam z tobą zostać. – Otworzył usta by coś odpowiedzieć, aleja dalej mówiłam, nie chcąc słuchać wymówek, w które nie wiadomo, czy mogłam wierzyć. – Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. Cieszę się, że mnie znów odnalazłeś.
– I ja się cieszę, że cię odnalazłem – - powiedział. -Chciałbym jeszcze się z tobą spotkać, i to niekoniecznie przez przypadek.
Zawahałam się. I zastanowiłam, skąd to wahanie. Przecież chciałam się z nim spotykać. Powinnam zapomnieć o Afrodycie. Naprawdę, w końcu to bardzo ładna dziewczyną a on jest przecież mężczyzną. Na pewno zagięła na niego parol, złapała go w swoje wiedźmie macki, zanim zdążył się zorientować, co się dzieje. Jednym słowem, ona kojarzyła mi się z pająkiem. Powinnam się cieszyć, że nie odgryzła mu głowy, tylko dała chłopakowi szansę.
– Okay, to może obejrzymy razem te twoje filmy na DVD w najbliższą sobotę? ~ powiedziałam szybko, żeby nie stchórzyć i nie wyperswadować sobie randki z najfajniejszym chłopakiem z całej szkoły.
– Jesteśmy umówieni – ucieszył się.
Schylił się do mnie bardzo powoli, najwyraźniej chcąc dać mi czas na wycofanie się, gdybym uznała to za słuszne, i w końcu mnie pocałował. Miał ciepłe usta i ładnie pachniał. Pocałunek był miękki i przyjemny. Naprawdę. Zapragnęłam, żeby dłużej trwał. Skończył się jednak szybko, ale Erik nie odsunął się ode mnie. Staliśmy bardzo blisko siebie, zauważyłam, że trzymam dłonie na jego piersi. On opierał ręce na moich ramionach. Uśmiechnęłam się do niego.
– Cieszę się, że znów chciałeś się ze mną umówić – powiedziałam.
– A ja się cieszę, że w końcu powiedziałaś „tak". Wtedy znów mnie pocałował, tym razem już bez wahania.
Objęłam go mocno za szyję. Jęknął, zwarliśmy się w długim, mocnym pocałunku. Poczułam pożądanie przeszywające moje ciało niczym prąd. Nikt jeszcze nie wzbudzał we mnie takich uczuć ani takich reakcji. Moja ciało pasowało do jego ciała przylegało, jędrne i miękkie. Przytuliłam się do niego mocno, już nie pamiętałam o Afrodycie, kręgu i otaczającym nas świecie. Gdy pocałunek się skończył, obydwoje mieliśmy przyspieszone oddechy, pożeraliśmy się wzrokiem. A kiedy zeszłam z obłoków na ziemię, spostrzegłam, że jestem całkowicie nim odurzona i że stoję przed wejściem do internatu, wystawiając się na widok publiczny jak ladacznica. Wysunęłam się z jego objęć.
– Co się stało? Skąd ta nagła zmiana? – zapytał, nie puszczając mnie.
– Erik, ja nie jestem taka jak Afrodyta – powiedziałam, wyrywając się z jego uścisku. Tym razem nie próbował już mnie przytrzymać.
– Wiem, że nie jesteś. Gdybyś była, to bym ciebie tak nie lubił.
– Nie chodzi o moją osobowość. Chodzi mi o to, że takie wystawanie i podpieszczanie się w miejscu publicznym nie leży w moich obyczajach.
– Okay. – Wyciągnął ku mnie rękę, jakby mnie chciał znów przytulić, ale widocznie zmienił zamiar, bo ją opuścił zrezygnowanym gestem. – Zoey, wzbudzasz we mnie uczucia jakich nigdy żadna dziewczyna we mnie nie wzbudzała.
Poczułam, jak gorący rumieniec oblewa mi twarz, nie wiedziałam tylko, czy z gniewu czy ze wstydu.
– Erik, nie traktuj mnie w ten sposób. Widziałam cię w holu z Afrodytą. Na pewno w przeszłości doznawałeś ta kich uczuć, kto wie, czy nie silniejszych nawet.
Potrząsnął głową, w jego spojrzeniu widać było, że go zraniłam.
– To, co czułem do Afrodyty, było wyłącznie fizycznym doznaniem. Ty natomiast poruszasz moje serce. Wiem, na czym polega różnica. Miałem nadzieję, że ty też wiesz.
Patrzyłam mu prosto w oczy, w te jego piękne błękitne oczy, których spojrzenie zauroczyło mnie, gdy tylko po raz pierwszy nasze spojrzenia się spotkały.
– Przepraszam – powiedziałam łagodnie. – - To było nie fair z mojej strony. Widzę tę różnicę.
– Obiecaj mi, że Afrodyta nie stanie między nami.
– Obiecuję ~ powiedziałam. Zdjął mnie strach na to przyrzeczenie, ale dałam je szczerze.
– Dobrze.
Nala wyłoniła się z ciemności, zaczęła ocierać się o moje nogi i miauczeć.
– Chyba powinnam pójść już i położyć ją spać.
– Okay. – Uśmiechnął się i pocałował mnie szybko na pożegnanie. – Do soboty, Z.
Przez całą drogę do pokoju czułam na ustach jego pocałunki.