ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Następny dzień rozpoczął się, jak to później oceniłam, podejrzanie normalnie. Stevie Rae i ja zjadłyśmy śniadanie, plotkując szeptem o tym, jaki to Erik jest seksowny, i zastanawiając się, co powinnam na siebie włożyć w sobotę. Nawet nie widziałyśmy Afrodyty ani jej zabójczego tercetu: Wojowniczej, Strasznej i Osy. Socjologia wampirów była niezmiernie ciekawa – od historii Amazonek przeszliśmy do starogreckiego festiwalu wampirów zwanego correia. Nawet przestałam myśleć o Córach Ciemności i ich obrzędowej uroczystości zaplanowanej na ten wieczór i na jakiś czas przestałam się zamartwiać, co mam zrobić z Afrodytą. Lekcja z teatrologii też była ciekawa. Postanowiłam opracować jeden z monologów Kate z Poskromienia złośnicy (uwielbiam tę sztukę, od kiedy obejrzałam stary film z Elizabeth Taylor i Richardem Burtonem). A potem, kiedy wychodziłam z lekcji, zatrzymała mnie Neferet i zapytała ile przeczytałam z socjologii wampirów dla starszych formatowań. Musiałam przyznać, że niewiele, co praktycznie oznaczało, że nie przeczytałam ani stroniczki. Byłam strasznie przejęta jej widocznym rozczarowaniem i pod tym wrażeniem poszłam na lekcję angielskiego. Zdążyłam usiąść koło Damiena i Stevie Rae, kiedy nagle otwarły się otchłanie piekielne i wszystko, co choćby z pozoru wydawało się normalne, skończyło się.

Pentesilea czytała fragmenty czwartego rozdziału „Ty idź, a ja jeszcze chwilę zostanę" z „A Night to Remember". To naprawdę dobra książką więc wszyscy siedzieliśmy zasłuchani, kiedy nagle ten głupi smarkacz, Elliott, zaczął kaszleć.

0 rany, ten dzieciak był zupełnie beznadziejny.

Gdzieś w połowie rozdziału, kiedy Elliott wciąż obrzydliwie kaszlał, poczułam jakiś zapach, słodki, aromatyczny, jednak trudny do określenia. Bezwiednie wciągnęłam go do płuc, nadal usiłując skupić się na lekturze.

Kaszel Elliotta stał się nie do zniesienia, więc tak jak cała klasa odwróciłam się, by obrzucić go groźnym spojrzeniem. W końcu mógł przecież wziąć jakieś pastylki na kaszel, napić się syropu czy jakiegoś innego lekarstwa.

Wtedy zobaczyłam krew.

Elliott nie siedział jak zwykle rozwalony i ospały. Wyprostowany patrzył przerażony na swoją rękę, która była pokryta krwią. Zaniósł się raz jeszcze mokrym kaszlem, co mi przypomniało dzień, w którym zostałam Naznaczona, tyle że kiedy on kaszlał, jasnoczerwona krew bluzgała mu z ust.

– Co jest…? – wybełkotał.

– Sprowadźcie Neferet – poleciła Pentesilea wyciągając równocześnie jedną z szuflad swojego biurka, skąd wy jęła złożony starannie ręczniczek i pobiegła z nim szybko do Elliotta. Chłopak, który siedział najbliżej drzwi, wypadł z klasy.

W całkowitej ciszy obserwowaliśmy, jak Pentesilea zdążyła dopaść Elliotta przed następnym atakiem kaszlu i przytknąć mu ręcznik do ust, z których buchnęła krew. Elliott złapał ręcznik i przycisnął go do twarzy, kaszląc, plując

1 czkając. Kiedy wreszcie podniósł głowę, krwawe łzy ciekły mu po okrągłych policzkach, a z nosa także leciała mu krew. Gdy odwrócił głowę do Pentesilei, zauważyłam, że z jego uszu również sączy się krew.

– Nie! – krzyknął z energią, o jaką bym go nie podejrzewała. – Nie! Ja nie chcę umierać!

– Cśś – uciszyła go Pentesilea odgarniając mu ze spoconego czoła rude włosy. – Zaraz twoje cierpienia się skończą.

– Ale… ale nie… – protestował już charakterystycznym słabszym głosem. Zaraz jednak znów zaniósł się kaszlem, potem zaczął czkać i zwymiotował krwią w całkiem już mokry ręcznik.

Neferet weszła do klasy, a za nią dwóch wampirów płci męskiej z poważnymi minami. Nieśli nosze i koc, Neferet miała ze sobą tylko fiolkę wypełnioną mlecznym płynem. Zaraz za nimi wparował do sali Smok Lankford.

– To jego mentor – niemal bezgłośnie szepnęła Stevie Rae, pamiętając, jak Pentesilea wypominała Elliottowi, że zmartwi Smoka.

Neferet podała Smokowi fiolkę, którą przyniosła ze sobą. Potem stanęła za Elliottem i położyła mu ręce na ramionach, a wtedy jego kaszel natychmiast ustąpił.

– Wypij to szybko, Elliott ~ powiedział Smok. Kiedy chłopak zaczął słabo protestować, Smok dodał: – - To ci przyniesie ulgę.

– Zostaniesz tu ze mną? – z trudem wyszeptał Elliott.

– Oczywiście – odpowiedział Smok. – Ani na chwilę nie zostawię cię samego.

– Zadzwonisz do mojej mamy?

– Zadzwonię.

Elliott na moment przymknął oczy, po czym drżącą ręką ujął fiolkę i wypił jej zawartość.

Neferet dała znak dwóm mężczyznom, którzy podeszli do Elliotta i położyli go na noszach, jakby był lalką, a nie umierającym dzieckiem, po czym wraz ze Smokiem opuścili klasę. Neferet, zanim do nich dołączyła, zwróciła się do zszokowanych trzecioformatowców:

– Mogłabym wam powiedzieć, że Elliott wy dobrzeje, ale to by było kłamstwo. – Mówiła spokojnym głosem, w którym jednak brzmiała siła i zdecydowanie. – Prawda jest taka, że jego organizm odrzucił Przemianę. Umrze za kilka minut i nie stanie się dorosłym wampirem. Mogłabym wam powiedzieć, żebyście się nie martwili, że to się wam nie przydarzy, ale to też byłoby kłamstwo. Przeciętnie jedno na dziesięcioro nie przeżywa Przemiany. Niektórzy adepci umierają wcześnie, w ciągu trzeciego formatowania, jak Elliott. Inni, silniejsi, dochodzą do szóstego formatowania i wtedy słabną i umierają nagle. Mówię wam o tym nie po to, byście żyli w strachu. Mówię to z dwóch innych powodów. Po pierwsze, abyście wiedzieli, że starsza kapłanka was nie okłamuje, ale jeśli zajdzie potrzeba, pomoże wam łagodnie przenieść się do innego świata, kiedy nadejdzie taka pora. Po drugie, abyście żyli tak, jak chcecie być zapamiętani, bo śmierć może was spotkać jutro. I jeśli umrzecie, wasz duch zazna spokoju, wiedząc, że zostawiacie za sobą wdzięczną pamięć. Jeśli natomiast nie umrzecie, będziecie mieli mocne podstawy do dalszego bogatego życia we wspólnocie. -Spojrzała mi prosto w oczy i dodała na koniec: – Poproszę Nyks, by zesłała wam dziś pocieszenie. Pamiętajcie też, że śmierć jest naturalną konsekwencją życia, nawet życia wampirów. Pewnego dnia wszyscy wrócimy do żywota bogini. – Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem, który zabrzmiał jak końcowy wyrok.

Pentesilea działała szybko i skutecznie. Starła plamy krwi z blatu biurka Elliotta. Kiedy usunęła wszystkie ślady umierającego dziecka zwróciła się do klasy, by chwilą ciszy uczcić jego pamięć. Potem wzięła do ręki książkę i podjęła czytanie w miejscu, w którym przerwała lekturę. Próbowałam słuchać. Usiłowałam wymazać z pamięci widok Elliotta, któremu krew buchała z nosa, oczu, ust i uszu. Starałam się też nie myśleć o tym, że ów smakowity zapach, który mnie zaintrygował, był zapachem krwi uchodzącej z ciała umierającego dziecka.


Wiem, że po śmierci adepta wszystko powinno toczyć się jak dawniej, ale widocznie nieczęsto się zdarza., by jedno umierało zaraz po drugim, toteż cała klasa do końca dnia zachowywała nienaturalny spokój. Lunch przebiegł w przygnębiającej ciszy, większość stołowników rozgrzebywała potrawy i zostawiała je nie zjedzone. Bliźniaczki nie sprzeczały się z Damienem, co byłoby miłą odmianą, gdybym nie wiedziała, jaka jest tego przyczyna. A kiedy Stevie Rae wymówiła się czymś błahym, by nie kończyć lunchu, za to wrócić wcześniej do pokoju i nie iść na piątą lekcję, skorzystałam z okazji, by pójść razem z nią.

Była znów ciemna i pochmurna noc, wątłe światło latami gazowych tym razem nie wydawało się ciepłe i radosne, tylko zimne i przyćmione.

– Nikt nie lubił Elliotta, ale z niezrozumiałego powodu jego śmierć wydaje się jeszcze straszniejsza – powiedziała Stevie Rae. – Jakoś łatwiej mi było pogodzić się ze śmiercią Elizabeth. Przynajmniej szczerze jej żałowałyśmy.

– Rozumiem cię. Ja też jestem przygnębiona, ale bar dziej z tego powodu, że to, czego byłam świadkiem, może i nam się przydarzyć, niż z powodu śmierci tego chłopaka.


– Przynajmniej nie trwało to długo. Przeszły mnie dreszcze.

– Zastanawiam się, czy to boli.


– Coś ci dają, jakieś białe lekarstwo, to, które Elliott wypił. Przestaje się cierpieć, ale jest się przytomnym do samego końca. Poza tym Neferet zawsze pomaga umierającym.

– To straszne, nie uważasz?

– Aha.

Szłyśmy jakiś czas w milczeniu. Po chwili księżyc wyjrzał zza chmur, srebrząc liście drzew i przydając im lekko niesamowitego wyglądu. Przypomniała mi się Afrodyta i jej obrzędowa uroczystość.

– Czy istnieje jakaś szansa, by Afrodyta odwołała obchody?

– Wykluczone. Uroczystości obchodzone przez Córy Ciemności zawsze się odbywają.

– Do diabła – zmartwiłam się. Spojrzałam na Stevie Rae. – On był ich lodówką.

Popatrzyła na mnie zdumiona.

– Elliott?

– To było naprawdę okropne. Zachowywał się dziwnie, jakby był pod wpływem narkotyków. Chyba wtedy jego organizm już zaczął odrzucać Przemianę. – Zapadło krępujące milczenie. Po chwili dodałam: – Nie chciałam ci nic mówić na ten temat, zwłaszcza po tym, jak ty mi powiedziałaś, no wiesz… Jesteś pewną że Afrodyta nie odwoła obchodów? Po śmierci Elizabeth, a teraz Elliotta…

– To nie ma znaczenia. A poza tym Córy Ciemności nie przejmują się tymi, których wykorzystują w charakterze lodówki. Po prostu biorą sobie kogoś innego. Słyszałam, co Afrodyta wczoraj mówiła. Już ona się postara żeby nikt cię nie zaakceptował. Okaże się na pewno strasznie wredna.

– Dam sobie radę, Stevie Rae.

– Nie, ja mam złe przeczucia. Jeszcze nie obmyśliłaś żadnego planu, prawda?

– Nie, pozostaję na etapie rozpoznawania terenu – usiłowałam nadać lżejszy ton naszej rozmowie.

– W takim razie odłóż ten rekonesans na później. Dzisiejszy dzień jest straszny. Wszyscy są przygnębieni. Uważam, że powinnaś zaczekać.

– Nie mogę tak po prostu nie przyjść, zwłaszcza po tym, co Afrodyta powiedziała mi wczoraj. Pomyśli sobie, że mi nagadała a ja się przestraszyłam.

Stevie Rae ciężko westchnęła.

– W takim razie uważam, że powinnaś wziąć mnie ze sobą. – Potrząsnęłam głową ale ona mówiła dalej: – Teraz jesteś Córą Ciemności. Oficjalnie możesz zapraszać na obchody, kogo chcesz. Więc zaproś mnie. A ja pójdę i będę cię ubezpieczać.

Pomyślałam o próbowaniu krwi i o tym, jak bardzo mi to posmakowało, co było oczywiste nawet dla Wojowniczej i Strasznej. Próbowałam, na ogół bezskutecznie, odsunąć od siebie myśli o zapachu krwi – Heathą Eriką a nawet Elliotta. Stevie Rae kiedyś odkryje moją skłonność do krwi, ale nie dzisiaj. Właściwie jeśli się postaram, nie nastąpi to szybko. Nie chciałabym ryzykować utraty jej przyjaźni czy Bliźnia-czek albo Damiena a obawiam się, że mogłoby się tak stać. Owszem, wiedzieli, że jestem wyjątkowa, i zaakceptowali to, ponieważ moja wyjątkowość była dla nich równoznaczna z tym, że zostanę starszą kapłanką. Moja żądza krwi nie była takim pozytywem. Czy łatwo j ą uznaj ą?

– Nie ma mowy, Stevie Rae.

– Ależ, Zoey, nie powinnaś sama iść w paszczę lwa.

– Nie będę sama, Erik też tam będzie.

Tak, ale był przecież chłopakiem Afrodyty. Nie wiadomo, czy potrafi jej się przeciwstawić, skoro ona pała do ciebie taką nienawiścią.

– Kochanie, potrafię sama się obronić.

– Wiem, ale… – urwała i dziwnie na mnie spojrzała.

– Zoey, czy ty wibrujesz?

– Czy co robię?! – I wtedy usłyszałam i poczułam, że to mój telefon komórkowy. Zaczęłam się śmiać. – - To moja komórka. Po naładowaniu wetknęłam ją do torebki. – Wy jęłam aparat i sprawdziłam, która godzina. Było po północy, kto to mógł być? Otworzyłam klapkę i zauważyłam, że mam piętnaście SMS-ów i pięć nieodebranych połączeń.

– O Boże, ktoś się do mnie dobijał, a ja nawet tego nie zauważyłam.

Najpierw sprawdziłam wiadomości tekstowe. Poczułam ucisk w gardle, czytając pierwszą wiadomość:

Zo, zadzwoń do mnie. Ciągle Cię kocham, zadzwoń, proszę. Muszę się z Tobą spotkać Ja i Ty. Zadzwonisz?

Chcę z Tobą porozmawiać Zo!

Oddzwoń!

Nie musiałam czytać następnych. Wszystkie były podobne.

– Cholera! To od Heatha.

– Twojego byłego?

– Tak – odpowiedziałam z ciężkim westchnieniem.

– Czego on chce?

– Chyba mnie.

Zmieniłam polecenie na odsłuchanie wiadomości głosowych i doznałam szoku, słysząc podniecony głos Heatha.

Zo! Zadzwoń do mnie! Ja wiem, że jest późno, ale… zaraz, dla ciebie nie jest późno, tylko dla mnie. Ale to nie ma znaczenia, jest mi wszystko jedno. Chcę tylko, żebyś do mnie zadzwoniła. No to na razie. Cześć. Zadzwoń.

Jęknęłam i usunęłam wiadomość. Następna była jeszcze bardziej maniakalna.

Zoey, musisz do mnie zadzwonić. Poważnie. I się nie wściekaj. Wiesz, Kayla nawet mi się nie podoba. To pokraka. Ciebie kocham. Zo, tylko ciebie. Więc zadzwoń do mnie. Wszystko jedno kiedy. Obudzę się.

– O rany -jęknęła Stevie Rae, bez trudu słysząc na granie Heatha. – Chłopak jest opętany. Nie dziwię się, że go rzuciłaś.

– Aha. – Szybko wykasowałam i tę wiadomość. Trzecia była podobna do poprzednich, tylko bardziej desperacka. Wyciszyłam głos i zdenerwowana przestępowałam z nogi na nogę, sprawdzając wszystkie wiadomości, kto je nadał, ale nie odsłuchując ich do końca, tak że mogłam je wykasować i przejść do następnych.

– Muszę zobaczyć się z Neferet – mruknęłam bardziej do siebie niż do Stevie Rae.

– Jak to? Chcesz zablokować jego numer, żeby nie dzwonił więcej, czy co?

– Nie. Tak. Coś w tym rodzaju. Po prostu chcę z nią porozmawiać, wiedzieć, co powinnam zrobić. ~ Udałam, że nie widzę zaciekawionego spojrzenia Stevie Rae. – Wiesz, on już raz tu się pokazał. Nie chcę, żeby więcej tu przychodził, bo może mi narobić kłopotów.

– A, rzeczywiście. Źle by się stało, gdyby tak wpadł na Erika.

– To by było okropne. Och, powinnam się pospieszyć, by złapać Neferet przed piątą lekcją.

Nie czekałam, aż Stevie Rae pożegna się ze mną tylko pognałam w stronę gabinetu Neferet. Czy może mnie spotkać dzisiaj jeszcze coś gorszego? Elliott umarł, a mnie nęci jego krew. Muszę iść na obchody Samhain urządzane przez Córy Ciemności, które mnie nienawidzą i chcą mieć pewność, że ja dobrze o tym wiem, a na domiar złego przypuszczalnie nacechowałam swoją byłą niedoszłą sympatię.

O, ten dzień jest naprawdę do dupy.

Загрузка...