O wiele łatwiejszej do odkrycia niż ogień, a tylko odrobinę trudniejszej do odkrycia niż woda.
Nie dlaczego jest czymkolwiek. Po prostu dlaczego jest.
To skrzyżowanie woźnego z portierem. Pedle nie są dobierani ze względu na wyobraźnię, ponieważ zwykle jej nie mają.
Czołowy weterynarz Ankh-Morpork, wzywany zwykle do osób cierpiących na dolegliwości zbyt poważne, by powierzać je zwykłym przedstawicielom medycznej profesji. Jedynym słabym punktem Pączka była jego skłonność do przyjmowania, że każdy pacjent jest — w mniejszym czy większym stopniu — koniem wyścigowym.
W przypadku zimnej fuzji trwało to dłużej niż zwykle.
Magowie są przekonani o istnieniu gruczołu temporalnego, choć nawet najbardziej inwazyjni alchemicy nie zdołali odkryć, gdzie jest ulokowany. Obecnie obowiązująca teoria mówi o jego egzystencji bezcielesnej, jako czegoś w rodzaju eterycznego wyrostka robaczkowego. Gruczoł ten dba o to, jak stare jest ciało, i jest tak podatny na wpływy silnego pola magicznego, że może nawet działać przeciwnie niż zwykle, wchłaniając z organizmu normalne rezerwy chrononiny. Alchemicy twierdzą, że jest to klucz do nieśmiertelności, ale alchemicy mówią tak o soku pomarańczowym, chrupiącym chlebie i piciu własnego moczu. Alchemik urżnie sobie głowę, jeśli uzna, że dzięki temu pożyje dłużej.
Na przykład wykładowca kreatywnej nieoznaczoności utrzymywał z wyraźną satysfakcją, że jest równocześnie w stanie wewnętrzności i zewnętrzności aż do momentu, kiedy ktoś zapuka do jego drzwi i skolapsuje pole. Zatem niemożliwe jest jakiekolwiek kategoryczne stwierdzenie przed zajściem wydarzenia. Logika to wspaniała rzecz, ale nie zawsze przewyższa prawdziwe myślenie.
Magowie też lubią zabawy, jednak nigdy nie mieli okazji rozwinięcia odpowiedniego słownictwa.
To nie żadna magia, ale zwykle prawo wszechświata. Ludzie zawsze planują wykorzystanie słonecznych wakacji jako okazji do przeczytania tych książek, które zawsze planowali przeczytać. Jednak alchemiczne połączenie słońca, kryształków kwarcu i olejku kokosowego dokonuje jakoś transformacji dowolnej kształcącej książki w inną, zwykle grubszą, z tytułem zawierającym przynajmniej jedno greckie słowo lub literę („Rozkaz Gamma”, „Sezon Delta”, „Projekt Alfa”, a w bardziej ekstremalnych przypadkach „Skok Mi Kappa Pi”). Czasami na okładce pojawia się młot i sierp. To prawdopodobnie efekt plam słonecznych, gdyż te narzędzia zawsze odwrócone są w niewłaściwą stronę. Bibliotekarz miał szczęście, że kichnął wtedy, kiedy kichnął, bo mógłby skończyć gruby na tysiąc stron i wypełniony specyfikacjami broni.
Pierwszy prymus przechodził kiedyś obok pokojów pani Whitlow, gdy drzwi były otwarte, i dostrzegł bezgłowy, bezręki krawiecki manekin, którego używała, by szyć wszystkie swoje kostiumy. Musiał wtedy pójść do siebie i poleżeć chwilę w spokoju, a od tego dnia zawsze myślał o pani Whitlow w szczególny sposób.
Magom brakuje w chromosomach genu PD. Feministyczni badacze wyizolowali go i wykazali, że gen ten pozwala dostrzec pranie w zlewie, zanim wyrastające na nim formy życia wynajdą koło. Albo odkryją spamowódź.
Istnieje pewien typ zwierzchnika rozpoznawany dzięki swemu hasłu „Moje drzwi zawsze są otwarte”; prawdopodobnie lepiej byłoby zatłuc się na śmierć własnym CV, niż dla niego pracować. Jednak w przypadku Ridcully’ego stwierdzenie to oznaczało: „Moje drzwi zawsze są otwarte, bo wtedy, kiedy się nudzę, mogę przez cały korytarz strzelać z kuszy do celu tuż nad biurkiem kwestora”.
Inaczej mówiąc, w głębi serca uważała ich za złośliwych, samolubnych i niegodnych zaufania.
I znowu — kiedy osoby podobne do pani Whitlow używają tego określenia, z jakiegoś niejasnego powodu nie starają się zasugerować, że określani tak ludzie posiadają bogatą, przekazywaną ustnie tradycję, złożony plemienny system praw oraz żywią głęboki szacunek dla duchów przodków. Chodzi raczej o zachowania kojarzone zwykle — co dziwne — z ludźmi ubranymi od stóp do głów, często w odzież z takimi samymi emblematami.
Myślak był takim właśnie dzieckiem. Wciąż miał pionki wszystkich gier, jakie kiedykolwiek dostał. Był chłopcem, który starannie czyta etykietę na każdym strzeżeniowiedźmowym prezencie, zanim go jeszcze otworzy, a w małym zeszyciku notuje, od kogo co dostał, i wszystkie listy z podziękowaniami ma gotowe przed podwieczorkiem. Rodzice już wtedy byli pod wrażeniem, zdając sobie sprawę, że dali życie dziecku, które wyrośnie na kogoś wielkiego, albo też sprawiedliwi obywatele dopadną go, zanim skończy dziesięć lat.
Każdy doświadczony podróżnik szybko uczy się unikać wszystkiego, czym jest częstowany jako „miejscową specjalnością”. Termin ten oznacza po prostu danie tak niesmaczne, że ludzie żyjący w dowolnym innym miejscu woleliby raczej odgryźć sobie nogi, niż je zjeść. Ale mimo to gospodarze wciąż naciskają na gości z daleka: „Proszę, spróbuj tej głowy psa nadziewanej zmacerowaną kapustą i wieprzowymi ryjami — to miejscowa specjalność”.
Warto zaznaczyć, że co rozsądniejsi historycy — zwłaszcza ci, którzy często przesiadują w barach z fizykami teoretycznymi — wyznają pogląd, że całą historię ludzkości można uznać za serię nieudanych scen. Wojny, okresy głodu wywołane złośliwą głupotą, całe uparte i bezmyślne powtarzanie ciągle tych samych błędów, w wielkim kosmicznym planie rzeczy są odpowiednikiem ujęcia, w którym panu Spockowi odpadają uszy.
Istnieje takie zjawisko jak jadalny, nie, smakowity wręcz pływający pasztecik, w groszkowym puree o akurat odpowiedniej konsystencji, z sosem pomidorowym pikantnie natrętnym w smaku, a nadzieniem zbliżonym wręcz do określonych i nazwanych części zwierzęcia. Istnieją platońskie hamburgery produkowane z wołowiny, zamiast z krowich warg i kopyt. Istnieje ryba z frytkami, gdzie ryba jest czymś więcej niż białą mazią przyczajoną w głębi smażonego ciasta, a frytek nie da się używać do golenia. Istnieją hot dogi, gdzie parówki mają więcej wspólnego z mięsem niż tylko różowy kolor, a ich szczęśliwi konsumenci nie używają musztardy, żeby nie zepsuć smaku. Po prostu ludzie zostali wychowani tak, by preferować ten inny rodzaj — i jego poszukują. To tak jakby Machiavelli napisał książkę kucharską.
Ale mimo to nie ma żadnego usprawiedliwienia dla podawania pizzy z ananasem.
Właśnie dlatego protestujący przeciwko noszeniu przez ludzi skór zwierząt nie wiedzieć czemu nie rzucają farbą w Aniołów Piekieł.
Miło byłoby stwierdzić, że to przeżycie nauczyło Myślaka czegoś ważnego i że od tego czasu zachowywał się o wiele taktowniej wobec ludzi starszych. Było to prawdą przez jakieś pięć minut.
Choć naturalnie nie jest to cechą najbardziej oczywistą; istnieją nawet pewne mylące podobieństwa, na przykład skłonność, by w trudnych sytuacjach ukrywać się za chmurą atramentu.
Tej na pierwszym piętrze, z ciekawą anomalią grawitacyjną.