ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Christian wpada do hangaru. Tuż za progiem zatrzymuje się na chwilę, aby zapalić światło. Po chwili duże drewniane pomieszczenie zalewa białe światło jarzeniówek. Ze swojej pozycji do góry nogami dostrzegam imponującą łódź motorową, kołyszącą się łagodnie na ciemnej wodzie, ale nie mam okazji przyjrzeć się jej uważniej, gdyż Christian wnosi mnie po drewnianych schodach na górę.

Zatrzymuje się w progu i włącza kolejne przyciski – tym razem halogeny, które emitują delikatniejsze, nie tak jaskrawe światło – a chwilę później znajdujemy się w pokoju na poddaszu. Urządzono go w żeglarskim stylu Nowej Anglii: granat, krem i przebłyski czerwieni. Mebli jest mało, właściwie to widzę jedynie dwie kanapy.

Christian stawia mnie na drewnianej podłodze. Nie mam czasu, aby się rozejrzeć – wzrok mam utkwiony w nim. Jestem jak urzeczona… Patrzę na niego tak, jakby był rzadkim i niebezpiecznym drapieżnikiem szykującym się do ataku. Oddycha głośno, no ale przecież przeniósł mnie przez cały trawnik i po schodach aż tutaj. Szare oczy płoną gniewem i czystym, nieokiełznanym pożądaniem.

Jasny gwint. Eksploduję od samego spojrzenia.

– Proszę, nie bij mnie – szepczę błagalnie.

Marszczy brwi, a po chwili otwiera szeroko oczy. Mruga dwa razy.

– Nie chcę, żebyś dawał mi klapsy, nie tutaj, nie teraz.

Proszę.

Otwiera usta ze zdziwienia, a ja zbieram się na odwagę, unoszę rękę i niepewnie przesuwam palcami po jego policzku aż do delikatnego zarostu na brodzie. Intrygujące połączenie – lekko kłujący i zarazem gładki. Christian zamyka powoli oczy i nachyla twarz ku mojej dłoni. Oddech więźnie mu w gardle. Unoszę drugą rękę i wsuwam palce w jego włosy. Uwielbiam je. Wydaje ledwie słyszalny jęk, a kiedy otwiera oczy, patrzy na mnie nieufnie, jakby nie rozumiał, co robię.

Przysuwam się jeszcze o krok i pociągając go delikatnie za włosy, przysuwam jego usta do swoich i go całuję. Wciskam język między jego wargi. Jęczy i bierze mnie w objęcia, mocno do siebie przyciskając. Jego dłonie odnajdują drogę do moich włosów. Nasze języki tańczą razem, naciskając i wirując. Christian smakuje bosko!

Nagle się odsuwa. Obojgu nam rwie się oddech. Opuszczam ręce na jego ramiona.

– Co ty mi robisz? – pyta cicho, wyraźnie skonsternowany.

– Całuję cię.

– Odmówiłaś.

– Słucham? – Odmówiłam czego?

– Przy stole, nogami.

Och… a więc o to w tym wszystkim chodzi.

– Ale siedzieliśmy przy stole twoich rodziców. – Wpatruję się w niego oszołomiona.

– Jeszcze nikt mi nigdy nie odmówił. I jest to strasznie podniecające.

W jego oczach widać zdumienie i pożądanie. Mieszanka uderzająca do głowy. Bezwiednie przełykam ślinę. Jego dłoń zsuwa się na moje pośladki. Przyciąga mnie mocno do siebie, do swojego wzwodu.

O rety…

– Jesteś zły i podniecony, bo powiedziałam „nie”? – pytam bez tchu.

– Jestem zły, ponieważ ani słowem nie wspomniałaś mi o Georgii. Jestem zły, ponieważ poszłaś na drinka z facetem, który próbował cię uwieść, kiedy byłaś pijana, i który potem zostawił cię z kimś niemal zupełnie obcym. Co za przyjaciel tak się zachowuje?

I jestem zły i podniecony, ponieważ zacisnęłaś przede mną uda. – Oczy mu błyszczą niebezpiecznie i powoli podnosi skraj mojej sukienki. – Pragnę cię, pragnę cię teraz. A skoro nie pozwalasz mi dać ci klapsa, na co sobie zasłużyłaś, zamierzam przelecieć cię na tej kanapie, teraz, szybko, dla mojej przyjemności, nie twojej.

W tej chwili sukienka ledwie zakrywa moją nagą pupę. Christian nagle przesuwa dłoń, tak że obejmuje moje łono, a jeden z palców powoli wsuwa do środka. Drugim ramieniem obejmuje mnie w talii i trzyma unieruchomioną. Zduszam jęk.

– To jest moje – szepcze gorączkowo. – Tylko moje. Rozumiesz? – Wsuwa palec i wysuwa, wpatrując się we mnie płonącymi oczami, badając moją reakcję.

– Tak, twoje. – Dyszę, gdyż moje pożądanie, gorące i nabrzmiałe, przedostaje się do krwi, dotykając… wszystkiego. Zakończeń nerwowych, oddechu. Serce mi wali jak młotem, próbując wydostać się z klatki piersiowej, w uszach słyszę dudnienie krwi.

A Christian wykonuje nagle kilka czynności naraz: cofa dłoń, rozpina rozporek i popycha mnie na kanapę, a chwilę później kładzie się na mnie.

– Ręce na głowie – nakazuje przez zaciśnięte zęby i klęka, zmuszając moje uda, aby rozchyliły się jeszcze szerzej, a potem sięga do kieszeni marynarki. Wyjmuje foliową paczuszkę, nie spuszczając ze mnie wzroku, i zsuwa z siebie marynarkę, która spada na podłogę. Nakłada prezerwatywę na imponujących rozmiarów męskość.

Kładę ręce na głowie i wiem, że to po to, abym go nie dotykała. Jestem taka podniecona. Czuję, jak moje biodra ochoczo wysuwają się ku niemu. Tak bardzo pragnę poczuć go w sobie, tu i teraz. Och… to wyczekiwanie.

– Nie mamy dużo czasu. To będzie szybki numerek, dla mnie, nie dla ciebie. Zrozumiano? Nie szczytuj, inaczej dam ci klapsa – rzuca ostro.

W mordę jeża… a niby jak mam to zrobić?

Wystarcza jedno płynne pchnięcie i już jest cały we mnie. Jęczę głośno, gardłowo i rozkoszuję się uczuciem wypełnienia. Kładzie ręce na moich dłoniach, łokciami przytrzymuje mi ramiona, nogami przygważdża mnie do kanapy. Jest wszędzie, przytłaczając mnie, niemal dusząc. Ale to także nieziemskie, hedonistyczne uczucie; moja władza nad nim, to, co mu robię. Porusza się we mnie szybko i wściekle. W uchu czuję jego urywany oddech. Moje ciało reaguje, rozpływając się wokół niego. Nie wolno mi szczytować. Nie. Ale wysuwam biodra ku jego pchnięciom, idealnie synchronizując ten erotyczny rytm. Nagle, zdecydowanie za szybko, nieruchomieje i przeżywa orgazm, wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby. Jego ciało od razu się rozluźnia, tak że czuję na sobie jego cały słodki ciężar. Nie jestem gotowa, aby pozwolić mu wyjść, moje ciało błaga o uwolnienie od nieznośnego napięcia. Ale on się wycofuje, pozostawiając mnie obolałą i wygłodniałą. Piorunuje mnie wzrokiem.

– Nie dotykaj się. Chcę, żebyś czuła frustrację. To właśnie mi zrobiłaś, kiedy ze mną nie rozmawiałaś, kiedy odmawiałaś tego, co moje. – W jego oczach znowu płonie gniew.

Kiwam głową, dysząc. Wstaje i zdejmuje prezerwatywę, zawiązuje ją na końcu, po czym wkłada do kieszeni spodni. Patrzę na niego i bezwiednie zaciskam uda, próbując doznać choć odrobiny ulgi. Christian zapina rozporek i przeczesuje palcami włosy, a potem podnosi z podłogi marynarkę. Odwraca się w moją stronę. Spojrzenie ma już łagodniej sze.

– Lepiej wracajmy już do domu.

Siadam oszołomiona. Lekko kręci mi się w głowie.

– Proszę. Możesz je założyć.

Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjmuje moje majtki. Nie uśmiecham się, biorąc je od niego, ale wiem, że choć mnie za karę przeleciał, tak naprawdę zaliczyłam małe zwycięstwo. Moja wewnętrzna bogini kiwa głową, przyznając mi rację, a na jej twarzy widnieje uśmiech pełen satysfakcji: „Nie musiałaś o nie prosić”.

– Christian! – krzyczy z dołu Mia.

Unosi brwi.

– W samą porę. Chryste, potrafi być naprawdę irytująca.

Pospiesznie zakładam majtki i wstaję z godnością – na tyle, na ile jestem w stanie ją zmobilizować po niedawnym bzykanku. Szybko próbuję przygładzić potargane włosy.

– Na górze, Mia! – woła Christian. – Cóż, panno Steele, czuję się już lepiej, ale i tak mam ochotę przełożyć cię przez kolano – mówi cicho.

– Nie sądzę, abym sobie na to zasłużyła, panie Grey, zwłaszcza, że pozwoliłam na pański nieuzasadniony atak.

– Nieuzasadniony? Pocałowałaś mnie. – Bardzo się stara, aby w jego głosie słychać było urazę.

Sznuruję usta.

– To był atak jako najlepsza forma obrony.

– Obrony przed czym?

– Tobą i twoją ręką, która świerzbi.

Przechyla głowę i uśmiecha się do mnie. Po schodach wchodzi głośno Mia.

– Ale dało się to jakoś znieść? – pyta cicho.

Oblewam się rumieńcem.

– Ledwo, ledwo – odpowiadam szeptem, ale uśmiecham się.

– Och, tu jesteście. – Rozpromienia się na nasz widok.

– Oprowadzałem Anastasię po hangarze. – Christian wyciąga do mnie rękę.

Ujmuję ją, a on lekko ściska moją dłoń.

– Kate i Elliot zaraz wychodzą. Możecie uwierzyć? Nie mogą się od siebie odkleić. – Mia udaje odrazę i przenosi spojrzenie z Christiana na mnie. – Co tu robiliście?

Jezu, ależ jest bezpośrednia. Moje policzki robią się szkarłatne.

– Pokazywałem Anastasii moje nagrody wioślarskie – odpowiada Christian bez zająknięcia. – Chodźmy się pożegnać z Kate i Elliotem.

Nagrody wioślarskie? Przyciąga mnie delikatnie przed siebie, a kiedy Mia odwraca się, aby zej ść na dół, klepie mnie w tyłek. Zaskoczona wciągam gwałtownie powietrze.

– Zrobię to ponownie, Anastasio, niedługo – szepcze mi do ucha groźbę, następnie przytula mocno i całuje moje włosy.

Kate i Elliot żegnają się właśnie z państwem Grey. Kate ściska mnie mocno.

– Muszę z tobą porozmawiać o tej wrogości wobec Christiana – syczę jej cicho do ucha.

– To niezbędne; wtedy widać, jaki jest naprawdę. Uważaj, Ana, strasznie lubi wszystko kontrolować – szepcze. – No to na razie.

„Wiem, jaki on jest naprawdę, to ty nie wiesz!” – krzyczę na nią w myślach. Rozumiem, że powodem jej zachowania jest troska o mnie, ale czasami zdarza jej się przekroczyć granice. Teraz na przykład znajduje się już w sąsiednim kraju. Gromię ją wzrokiem, a ona pokazuje mi język. Mimowolnie się uśmiecham. Żartobliwa Kate to nowość; to musi być wpływ Elliota. Machamy im na pożegnanie, a potem Christian odwraca się w moją stronę.

– My też powinniśmy jechać, jutro czekają cię rozmowy w sprawie pracy.

Mia ściska mnie mocno, gdy się żegnamy.

– Nie sądziliśmy, że w końcu kogoś znajdzie! – wyrzuca z siebie.

Rumienię się, a Christian ponownie przewraca oczami. Zaciskam usta. Dlaczego jemu wolno, a mnie nie? Chcę przewrócić do niego oczami, ale nie śmiem, nie po tej groźbie w hangarze.

– Dbaj o siebie, moja droga – mówi ciepło Grace.

Christian, zażenowany, a może sfrustrowany atencją, jaką mi okazują Greyowie, bierze mnie za rękę i przyciąga do siebie.

– Bo jeszcze ją wystraszycie albo zepsujecie zbyt dużą ilością uwagi – burczy.

– Christian, przestań się przekomarzać – beszta go Grace. W jej oczach błyszczy jednak matczyna miłość.

A mnie się wydaje, że on się wcale nie przekomarza. Ukradkiem obserwuję ich wzajemne relacje. To oczywiste, że Grece obdarza go bezwarunkowym matczynym uczuciem. On się nachyla i całuje ją sztywno.

– Mamo – mówi i w jego głosie pobrzmiewa szacunek.

– Panie Grey, do zobaczenia i dziękuję. – Wyciągam do niego rękę, a on także obdarza mnie uściskiem!

– Proszę, mów mi Carrick. Liczę, że niedługo znowu się spotkamy, Ano.

Pożegnawszy się, Christian prowadzi mnie do samochodu, w którym siedzi Taylor. Czekał tu przez cały czas? Otwiera przede mną drzwi i siadam na tylnej kanapie audi.

Czuję, jak opada ze mnie część napięcia. Jezu, co za dzień. Jestem wykończona, fizycznie i emocjonalnie. Po krótkiej rozmowie z Taylorem Christian siada obok mnie.

– Cóż, wygląda na to, że moja rodzina także cię polubiła – mruczy.

Także? W mojej głowie pojawia się nieproszona i nieprzyjemna myśl związana z powodem, dla którego otrzymałam zaproszenie. Taylor uruchamia silnik i wyjeżdża z oświetlonego podjazdu na ciemną drogę. Patrzę na Christiana, a on na mnie.

– No co? – pyta cicho.

Przez chwilę się waham. Nie, powiem mu. Zawsze narzeka, że z nim nie rozmawiam.

– Uważam, że poczułeś się zmuszony do tego, aby mnie przywieźć do rodziców. – Głos mam cichy i pełen wahania. – Gdyby Elliot nie zaprosił Kate, nie zrobiłbyś tego. – W ciemności nie widzę jego twarzy.

– Anastasio, niezwykle cieszę się z tego, że poznałaś moich rodziców. Dlaczego tak bardzo w siebie wątpisz? Nigdy nie przestanie mnie to zadziwiać. Jesteś silną, niezależną młodą kobietą, a tak negatywnie o sobie myślisz. Gdybym nie chciał, abyś ich poznała, nie przywiózłbym cię tutaj. Czy tak się właśnie czułaś przez całą wizytę?

Och! Chciał, żebym tu przyjechała – a to nowina. Udzielanie odpowiedzi chyba go nie krępuje, a przecież tak by było, gdyby skrywał prawdę. Wydaje się autentycznie zadowolony z tego, że tu jestem… Powoli otula mnie przyjemne ciepło. Christian kręci głową i sięga po moją dłoń. Zerkam nerwowo na Taylora.

– Nie przejmuj się Taylorem. Mów do mnie.

Wzruszam ramionami.

– Tak. Tak myślałam. I jeszcze jedno. Wspomniałam o Georgii tylko dlatego, że Kate mówiła o Barbadosie. Jeszcze się nie zdecydowałam.

– Chcesz odwiedzić matkę?

– Tak.

Patrzy na mnie dziwnie, jakby toczył wewnętrzną walkę z samym sobą.

– Mogę jechać z tobą? – pyta w końcu.

Że co?

– Eee… to chyba nie jest dobry pomysł.

– Dlaczego?

– Miałam nadzieję na małą odskocznię od tego wszystkiego… od tej intensywności. Chciałam spróbować wszystko przemyśleć.

– Jestem zbyt intensywny?

Wybucham śmiechem.

– Oględnie powiedziane!

W świetle mijanych latarni widzę, jak drgają mu kąciki ust.

– Śmieje się pani ze mnie, panno Steele?

– Jakżebym śmiała, panie Grey – odpowiadam z udawaną powagą.

– Śmiałabyś, i uważam, że często to robisz.

– Bo jesteś zabawny.

– Zabawny?

– O tak.

– Zabawny wesoły czy zabawny śmieszny?

– Och… sporo pierwszego i trochę drugiego.

– A jaki bardziej?

– Sam to rozgryź.

– Nie jestem pewny, czy w twoim towarzystwie jestem w stanie cokolwiek rozgryźć, Anastasio – rzuca sardonicznie, po czym kontynuuje cicho: – O czym musisz pomyśleć w Georgii?

– O nas – szepczę.

Patrzy na mnie spokojnie.

– Powiedziałaś, że spróbujesz – mówi.

– Wiem.

– Ogarnęły cię wątpliwości?

– Niewykluczone.

Poprawia się na kanapie.

– Dlaczego?

Jasny gwint. Jakim cudem ta rozmowa stała się nagle taka poważna? Mam wrażenie, że zdaję egzamin, do którego się nie przygotowałam. Co mam powiedzieć? Bo chyba cię kocham, a ty widzisz we mnie jedynie zabawkę. Bo nie mogę cię dotykać, bo za bardzo się boję okazać ci uczucie, bo wtedy ty się wzdrygniesz, odprawisz mnie albo co gorsza zbijesz? Cóż mogę rzec?

Przez chwilę wyglądam przez okno. Samochód jedzie z powrotem przez most. Oboje nas spowija ciemność maskująca nasze myśli i uczucia. Ale do tego nie jest nam potrzebna noc.

– Dlaczego, Anastasio? – naciska Christian.

Wzruszam ramionami, czując się jak w potrzasku.

Nie chcę go stracić. Pomimo tych wszystkich żądań, potrzeby sprawowania kontroli, różnorakich perwersji, jeszcze nigdy nie czułam się tak pełna życia jak teraz. Czuję dreszczyk emocji, mogąc siedzieć tu obok niego. Jest taki nieprzewidywalny, seksowny, inteligentny i zabawny. Ale jego nastroje… och – no i chce zadawać mi ból. Twierdzi, że przemyśli moje zastrzeżenia, ale i tak mnie to przeraża. Zamykam oczy. Cóż mogę powiedzieć? Po prostu chciałabym więcej, więcej uczucia, więcej wesołego Christiana, więcej… miłości.

Ściska moją dłoń.

– Rozmawiaj ze mną, Anastasio. Nie chcę cię stracić. Ten ostatni tydzień…

Dojeżdżamy do końca mostu i droga po raz kolejny skąpana jest w neonowym świetle latarni, więc jego twarz to kryje się w mroku, to staje się widoczna. Jakaż akuratna metafora! To jego uznałam kiedyś za romantycznego bohatera, odważnego białego rycerza – czy też mrocznego rycerza, jak sam się określił. To nie bohater, lecz człowiek z poważnymi emocjonalnymi ułomnościami, który pociąga mnie za sobą w ciemność. Czy ja nie mogę go poprowadzić ku światłu?

– Nadal chcę więcej – mówię cicho.

– Wiem – odpowiada. – Spróbuję.

Mrugam powiekami, a on puszcza moją dłoń i ujmuje podbródek, uwalniając uwięzioną dolną wargę.

– Dla ciebie, Anastasio, spróbuję. – Głos ma nabrzmiały szczerością.

To sygnał dla mnie. Odpinam pasy i wdrapuję mu się na kolana, biorąc go z zaskoczenia. Oplatam rękami jego szyję i całuję, długo i mocno. Nie muszę długo czekać na reakcję.

– Zostań dziś ze mną – wyrzuca z siebie. – Jeśli pojedziesz, nie będziemy się widzieć cały tydzień. Proszę.

– Dobrze – zgadzam się. – I ja też spróbuję. Podpiszę twoją umowę. – Decyzja podjęta pod wpływem chwili.

Patrzy na mnie.

– Podpisz po Georgii. Przemyśl wszystko. Dobrze przemyśl, maleńka.

– Tak zrobię. – I przez kilometr czy dwa milczymy.

– Naprawdę powinnaś zapiąć pasy – Christian szepcze z dezaprobatą do mych włosów, ale nie wykonuje żadnego ruchu, żeby mnie zepchnąć z kolan.

Przytulam się do niego; oczy mam zamknięte, nos schowany na jego szyi. Wdycham seksowny zapach Christiana i piżmowego żelu pod prysznic. Głowę opieram mu na ramieniu. Pozwalam sobie fantazjować, że ten mężczyzna mnie kocha. Och, i jest to takie rzeczywiste, niemal namacalne, a maleńka część mojej paskudnej podświadomości zachowuje się zupełnie zaskakująco i ośmiela się mieć nadzieję. Uważam, aby nie dotykać jego klatki piersiowej, a jedynie tulę się do niego mocno.

Zbyt szybko zostaję wyrwana ze swoich niespełnialnych marzeń.

– Jesteśmy w domu – mruczy Christian.

To takie zwodnicze zdanie, pełne olbrzymiego potencjału.

W domu, z Christianem. Tyle że jego mieszkanie to galeria sztuki, a nie dom.

Taylor otwiera nam drzwi i dziękuję mu nieśmiało, świadoma tego, że słyszał naszą rozmowę. Ale jego uprzejmy uśmiech niczego nie zdradza. Gdy wysiadamy, Christian mierzy mnie wzrokiem.

O nie… a teraz co zrobiłam?

– Czemu nie masz żakietu? – Marszczy brwi, zdejmuje marynarkę i narzuca mi na ramiona.

Zalewa mnie fala ulgi.

– Jest w moim nowym samochodzie – odpowiadam sennie, tłumiąc ziewnięcie.

Uśmiecha się znacząco.

– Zmęczona, panno Steele?

– Tak, panie Grey. – Czuję się nieswojo pod jego bacznym spojrzeniem. Niemniej jednak uważam, że jestem winna wyjaśnienie.

– Zostałam dziś nakłoniona do robienia rzeczy, których w życiu nie uznałabym za możliwe.

– Cóż, jeśli mi podpadniesz, niewykluczone, że nakłonię cię do jeszcze innych rzeczy.

Bierze mnie za rękę i prowadzi do budynku. Ożeż ty…

znowu!

W windzie przyglądam mu się uważnie. Najpierw sądziłam, że chce, abym z nim spała, ale teraz przypominam sobie, że on z nikim nie sypia. Nie licząc tych kilku razy ze mną. Marszczę brwi i nagle jego oczy ciemnieją. Wyciąga rękę i uwalnia mi wargę z zębów.

– Pewnego dnia zerżnę cię w tej windzie, Anastasio, ale teraz jesteś zmęczona, więc sądzę, że powinniśmy pójść spać.

Pochyla głowę, bierze moją wargę w zęby i delikatnie pociąga. Cała się rozpływam, przestaję oddychać, a wszystko we mnie skręca się z pożądania. Odwzajemniam się, chwytając zębami jego górną wargę. Z jego gardła wydobywa się niski jęk. Kiedy drzwi windy się rozsuwają, chwyta mnie za rękę i wyciąga do holu. Przechodzimy przez podwójne drzwi i jesteśmy w domu.

– Chcesz się czegoś napić?

– Nie.

– To dobrze. Chodźmy do łóżka.

Unoszę brwi.

– Zadowoli cię zwykły, stary waniliowy seks?

Przechyla głowę.

– W waniliowym nie ma nic zwykłego czy starego; to bardzo intrygujący smak – wyrzuca z siebie.

– Od kiedy?

– Od ubiegłej niedzieli. A czemu pytasz? Miałaś nadzieję na coś bardziej egzotycznego?

Moja wewnętrzna bogini się wychyla.

– O nie. Wystarczy mi egzotyki na jeden dzień. – Bogini wydyma usta i nie bardzo jej wychodzi ukrywanie rozczarowania.

– Na pewno? Jesteśmy w stanie zaspokoić wszystkie gusta, co najmniej trzydzieści jeden smaków. – Uśmiecha się do mnie lubieżnie.

– Zauważyłam – odpowiadam cierpko.

Kręci głową.

– Chodź, panno Steele, jutro ważny dzień. Im szybciej znajdziesz się w łóżku, tym szybciej cię przelecę i tym szybciej będziesz mogła zasnąć.

– Panie Grey, urodzony z pana romantyk.

– Panno Steele, masz niewyparzony język. Możliwe, że będę to musiał jakoś utemperować. Chodź. – Prowadzi mnie korytarzem do swojej sypialni i kopniakiem zamyka za nami drzwi. – Ręce do góry – nakazuje.

Robię, co mi każe, a on, jak jakiś magik, jednym płynnym ruchem zdejmuje ze mnie suknię.

– Ta da! – woła żartobliwie.

Chichoczę i grzecznie biję brawo. Kłania się z gracją, uśmiechając się przy tym szeroko. Jak mogę mu się oprzeć, kiedy jest właśnie taki? Kładzie sukienkę na stojącym obok komody krześle.

– A jaka będzie następna sztuczka? – pytam wesoło.

– Och, moja droga panno Steele. Wskakuj do wyrka, a ci pokażę.

– Sądzisz, że choć raz powinnam grać trudną do zdobycia? – pytam kokieteryjnie.

Zaskoczony otwiera szeroko oczy i widzę w nich błysk podniecenia.

– Cóż… drzwi są zamknięte. Nie bardzo wiem, jak byś miała mnie unikać – stwierdza zgryźliwie. – Wydaje mi się, że klamka zapadła.

– Ale jestem dobrą negocjatorką.

– Ja także. – Przygląda mi się i stopniowo wyraz jego twarzy ulega zmianie. Pojawia się na niej konsternacja i atmosfera staje się nagle napięta. – Nie chcesz się pieprzyć? – pyta.

– Nie – odpowiadam bez tchu.

– Och. – Marszczy brwi.

Okej, no to się zaczyna… głęboki oddech.

– Chcę, żebyś się ze mną kochał.

Nieruchomieje. Twarz mu posępnieje. Cholera, nie wygląda to dobrze. „Daj mu chwilę” – warczy moja podświadomość.

– Ana, ja… – Przeczesuje palcami włosy. Obu rąk. Jezu, naprawdę go zaskoczyłam. – Myślałem, że już to robiliśmy? – mówi w końcu.

– Chcę cię dotknąć.

Odruchowo robi krok w tył i przez jego twarz przebiega strach. Po chwili bierze się w garść.

– Proszę – szepczę.

– O nie, panno Steele, dziś wieczorem poszedłem na wystarczająco wiele ustępstw. I mówię „nie”.

– Nie?

– Nie.

Och… z tym się nie da polemizować… prawda?

– Słuchaj, ty jesteś zmęczona, ja jestem zmęczony. Chodźmy po prostu do łóżka – mówi, uważnie mnie obserwując.

– A więc dotykanie jest dla ciebie granicą bezwzględną?

– Tak. Wielka mi nowość.

– Proszę, powiedz mi dlaczego.

– Och, Anastasio, błagam. Odpuść ten temat – burczy z rozdrażnieniem.

– To dla mnie ważne.

Ponownie przeczesuje palcami włosy i zdusza pod nosem przekleństwo. Odwraca się na pięcie, podchodzi do komody, wyjmuje T-shirt i rzuca w moją stronę. Łapię go zdeprymowana.

– Włóż to i chodź do łóżka – warczy z irytacją.

Marszczę brwi, ale postanawiam ustąpić. Odwracam się do niego plecami, zdejmuję stanik i jak najszybciej wkładam koszulkę, aby zakryć nagość. Majtki zostawiam; w końcu nie miałam ich na sobie przez większą część wieczoru.

– Muszę skorzystać z łazienki. – Mój głos jest niewiele głośniejszy od szeptu.

Patrzy na mnie zaskoczony.

– Czy ty mnie pytasz o pozwolenie?

– Eee… nie.

– Anastasio, wiesz, gdzie jest łazienka. Dzisiaj, na tym etapie naszego dziwnego układu, nie potrzebujesz mojego pozwolenia, aby z niej skorzystać. – Nawet nie kryje rozdrażnienia. Rozpina koszulę, a ja czmycham do łazienki.

Przyglądam się sobie w olbrzymim lustrze, zaszokowana faktem, że w moim wyglądzie nic się nie zmieniło. Po tym wszystkim, co dzisiaj robiłam, patrzy na mnie ta sama zwyczajna dziewczyna. „A czego się spodziewałaś, że urosną ci rogi i zakręcony ogon?” – warczy moja podświadomość. – „I co ty, u licha, wyprawiasz? Dotykanie to jego granica bezwzględna. Za wcześnie, ty idiotko. Trzeba to robić krok po kroku”. Podświadomość jest wściekła, a w swym gniewie wygląda jak Meduza. Dłońmi ściska twarz niczym postać z Krzyku Muncha. Ignoruję ją, ale ona nie da się tak łatwo zbyć. „Doprowadzasz go do szaleństwa, pomyśl o tym wszystkim, co ci powiedział, do czego się przyznał”. Patrzę gniewnie na swoje odbicie. Muszę umieć okazać mu uczucie – wtedy być może je odwzajemni.

Kręcę zrezygnowana głową i biorę szczoteczkę Christiana. Moja podświadomość ma naturalnie rację. Popędzam go. Nie jest gotowy, i ja też nie. Balansujemy na delikatnej huśtawce, którą stanowi nasz dziwny układ – na samych końcach, wahając się, a ona chwieje się niebezpiecznie. Oboje musimy przejść bliżej środka. Mam jedynie nadzieję, że żadne z nas podczas tej próby nie spadnie. Wszystko dzieje się tak szybko. Może przydałoby mi się nieco dystansu. Georgia kusi mnie jeszcze bardziej. Gdy zabieram się za mycie zębów, rozlega się pukanie do drzwi.

– Proszę – mówię z ustami pełnymi pasty.

W drzwiach staje Christian, a spodnie od piżamy zwisają mu z bioder w taki sposób, że każda komórka mego ciała podnosi się i wychyla, aby lepiej widzieć. Od pasa w górę jest nagi, a ja karmię oczy tym widokiem, jakbym umierała z głodu. Patrzy na mnie beznamiętnie, następnie uśmiecha się znacząco i staje obok mnie. Nasze spojrzenia krzyżują się w lustrze, niebieskie z szarym. Kończę myć zęby, opłukuję szczoteczkę i wręczam mu ją, ani przez chwilę nie spuszczając z niego wzroku. Bez słowa bierze ją ode mnie i wkłada do ust. Również się uśmiecham, a w jego oczach nagle pojawiają się wesołe iskierki.

– Nie krępuj się, pożycz sobie moją szczoteczkę – mówi lekko drwiąco.

– Dziękuję panu. – Uśmiecham się słodko i wychodzę, kierując się prosto do łóżka.

Parę minut później dołącza do mnie.

– Nie tak miał się potoczyć dzisiejszy wieczór – burczy nadąsany.

– Wyobraź sobie, że ja bym ci powiedziała, że nie możesz mnie dotykać.

Siada po turecku na łóżku.

– Anastasio, już ci mówiłem. Pięćdziesiąt odcieni. Miałem w życiu niełatwy start, wcale nie chcesz tego wszystkiego wiedzieć. No bo czemu miałoby być inaczej?

– Dlatego, że chcę cię lepiej poznać.

– Znasz mnie wystarczająco dobrze.

– Jak możesz tak mówić? – Klękam twarzą do niego. Przewraca z frustracją oczami.

– Przewróciłeś oczami. Kiedy ja tak ostatnio zrobiłam, przełożyłeś mnie przez kolano.

– Och, chętnie bym to powtórzył.

Spływa na mnie natchnienie.

– Powiedz mi, a będziesz mógł tak zrobić.

– Co takiego?

– Słyszałeś.

– Próbujesz się targować? – W jego głosie wibruje zaskoczone niedowierzanie.

Kiwam głową. Owszem… może to jest sposób na niego.

– Negocjować.

– To tak nie działa, Anastasio.

– W porządku. Powiedz mi, a ja przewrócę wtedy oczami.

Śmieje się, a ja mam nieczęstą możliwość oglądać beztroskiego Christiana. Sporo czasu minęło od ostatniego razu. Po chwili poważnieje.

– Zawsze taka złakniona informacji. – Przygląda mi się uważnie. Następnie zeskakuje z łóżka. – Zostań tu – mówi i wychodzi z pokoju.

Ogarnia mnie niepokój i podciągam kolana pod brodę. Co on robi? Ma jakiś niecny plan? Kuźwa. A jeśli wróci z laską albo jakimś innym perwersyjnym dziwactwem? Jasna cholera, co ja wtedy zrobię? Kiedy Christian w końcu wraca, trzyma w dłoni coś niewielkiego. Nie widzę co i zżera mnie ciekawość.

– O której godzinie masz jutro pierwszą rozmowę? – pyta miękko.

– O drugiej.

Na jego twarzy pojawia się leniwy, grzeszny uśmiech.

– Świetnie. – I na moich oczach dokonuje się w nim subtelna zmiana. Staje się surowszy, bardziej nieustępliwy… gorący. To Christian – Pan. – Zejdź z łóżka. Stań tutaj. – Pokazuje mi, a ja w ekspresowym tempie wykonuję jego polecenie. Patrzy na mnie uważnie, w jego oczach migocze obietnica. – Ufasz mi? – pyta.

Kiwam głową. Wyciąga rękę i moim oczom ukazują się dwie srebrne, błyszczące kulki połączone grubą czarną nicią.

– Są nowe – mówi dobitnie.

Posyłam mu pytające spojrzenie.

– Zamierzam włożyć je w ciebie, a potem dać ci klapsy, nie za karę, ale dla twojej przyjemności i mojej.

Łykam głośno powietrze, a wszystkie mięśnie w moim podbrzuszu słodko się zaciskają. Moja wewnętrzna bogini wykonuje taniec siedmiu welonów.

– Potem będziemy się pieprzyć, a jeśli po tym wszystkim nie zaśniesz, opowiem ci trochę o swoim wczesnym dzieciństwie. Zgoda?

Pyta mnie o zgodę! Bez tchu kiwam głową. Nie jestem w stanie wykrztusić ani słowa.

– Grzeczna dziewczynka. Otwórz usta.

Usta?

– Szerzej. – Bardzo delikatnie wkłada mi kulki do ust. – Potrzebne im nawilżenie. Ssij – nakazuje. Głos ma miękki.

Kulki są zimne, gładkie, zaskakująco ciężkie i mają metaliczny posmak. W moich ustach zbiera się ślina, gdy badam językiem te nieznajome przedmioty. Christian nie odrywa ode mnie wzroku. A niech to, podniecam się. Przestępuję z nogi na nogę.

– Nie ruszaj się, Anastasio – rzuca ostrzegawczo. – Wystarczy. – Wyjmuje je z moich ust. Odrzuca na bok kołdrę i siada na skraju łóżka. – Chodź tutaj.

Staję przed nim.

– Teraz się odwróć, pochyl i złap za kostki.

Mrugam, a przez jego twarz przebiega cień.

– Żadnego wahania – beszta mnie i wsuwa kulki do swych ust.

O kuźwa, to bardziej seksowne od szczoteczki do zębów. Natychmiast wypełniam jego polecenie. Jezu, uda mi się złapać za kostki? Okazuje się, że owszem, bez problemu. T-shirt zsuwa mi się po plecach, odsłaniając pupę. Dobrze, że zostawiłam majtki. Ale podejrzewam, że niedługo się nimi nacieszę.

Christian ze skupieniem kładzie mi rękę na tyłku i delikatnie go pieści. Widzę tylko jego nogi. Zamykam oczy, gdy delikatnie odsuwa materiał majtek na bok i powoli przesuwa palcem w gore i w dół po mojej kobiecości. Moje ciało szykuje się na uderzającą do głowy mieszankę szaleńczego oczekiwania i podniecenia. Wsuwa we mnie jeden palec i zatacza powolne, zmysłowe kółka. Och, ale przyjemnie. Jęczę.

Słyszę, jak głośniej oddycha, powtarzając ten ruch. Wyjmuje palec i bardzo powoli wsuwa kulki, jedną po drugiej. O rany. Mają temperaturę ciała, ogrzane przez nasze usta. Interesujące doznanie. Kiedy już są we mnie, właściwie ich nie czuję – ale wystarczy, że wiem, iż tam są.

Christian poprawia mi majtki, pochyla się i delikatnie muska ustami moją pupę.

– Wstań – mówi, a ja niepewnie się prostuję.

Och! Teraz je czuję… tak jakby. Chwyta mnie za biodra, aby pomóc w odzyskaniu równowagi.

– Wszystko dobrze? – pyta surowo.

– Tak.

– Odwróć się w moją stronę.

Tak robię. Kulki się przesuwają i moje mięśnie bezwiednie się wokół nich zaciskają. To doznanie mnie zaskakuje, ale wcale nie negatywnie.

– I jakie to uczucie? – pyta.

– Dziwne.

– Dziwne dobre czy dziwne złe?

– Dziwne dobre – przyznaję, rumieniąc się.

– To świetnie. – W jego oczach czają się wesołe iskierki.

– Chciałbym szklankę wody. Przynieś mi, proszę. Och.

– A kiedy wrócisz, przełożę cię przez kolano. Pomyśl o tym, Anastasio.

Wody? Chce wody… teraz… dlaczego?

Gdy wychodzę z sypialni, staje się aż nazbyt jasne, dlaczego chce, żebym chodziła – gdy to robię, kulki przesuwają się we mnie, delikatnie masując. To takie dziwne uczucie i wcale nie nieprzyjemne. Prawda jest taka, że mój oddech przyspiesza, gdy z szafki w kuchni wyjmuję szklankę. O rany… Możliwe, że je zatrzymam. Dzięki nim mam wielką ochotę na seks.

Gdy wracam, Christian przygląda mi się bacznie.

– Dziękuję – mówi i bierze ode mnie szklankę.

Bierze niespieszny łyk, następnie odstawia szklankę na nocny stolik. Czeka już na nim foliowa paczuszka, gotowa jak ja. I wiem, że robi to, abym czekała z jeszcze większą niecierpliwością. Moje serce przyspiesza.

– Chodź tutaj. Stań obok mnie. Tak jak poprzednio.

Podchodzę do niego i tym razem… jestem podekscytowana. Podniecona.

– Poproś mnie – mówi miękko.

Marszczę brwi. Ale o co?

– Poproś – powtarza, tym razem surowiej.

O co? Czego on chce?

– Poproś mnie, Anastasio. Więcej tego nie powiem. – W jego słowach kryje się zawoalowana groźba i nagle już wiem. Chce, żebym go poprosiła o klapsy.

Jasny gwint. Patrzy na mnie wyczekująco, a jego spojrzenie staje się coraz chłodniejsze.

– Daj mi klapsy, proszę… panie – szepczę.

Zamyka na chwilę oczy, rozkoszując się moimi słowami. Chwyta moją lewą dłoń i pociąga na swoje kolana. Serce mam w ustach, gdy ręką gładzi mój tyłek. Tym razem też leżę tak, że klatkę piersiową mam na łóżku obok niego. Ale nie przytrzymuje nogą moich nóg. Odgarnia mi włosy z twarzy i zakłada je za ucho. Następnie chwyta je na karku, unieruchamiając głowę.

– Chcę widzieć twoją twarz, Anastasio – mruczy, nie przestając głaskać moich pośladków.

Zsuwa dłoń niżej i ociera ją o moją kobiecość, a to, co wtedy czuję, jest… Jęczę. Och, to uczucie jest niesamowite.

– To jest dla przyjemności, Anastasio, mojej i twojej – szepcze.

Unosi rękę i opuszcza szybko, uderzając w złączenie moich ud i pośladki. Kulki przesuwają się w głąb mnie i gubię się w grzęzawisku doznań. Pieczeniu pośladków, uczuciu wypełnienia, jakie zapewniają kulki i fakcie, że Christian mnie unieruchamia. Krzywię się, próbując przyswoić te wszystkie uczucia. Dociera do mnie, że klapsy nie są tak mocne jak ostatnio. Znowu pieści moją pupę, przesuwając dłonią po skórze i bieliźnie.

Czemu nie zdjął mi majtek? Wtedy jego dłoń znika, a chwilę później znowu czuję uderzenie. Jęczę. I tak to idzie: lewy pośladek, prawy, a potem niżej. Te ostatnie klapsy są najlepsze. Wszystko przesuwa się do przodu… wewnątrz mnie… a pomiędzy uderzeniami pieści mnie, gładzi – tak więc jestem masowana na zewnątrz i od wewnątrz. Niezwykle stymulujące erotyczne doznanie i z jakiegoś powodu, ponieważ to się odbywa na moich warunkach, nie przeszkadza mi ból. Zresztą nie jest taki duży – okej, jest, ale do zniesienia. A nawet przyjemny… Wydaję jęk. Tak, dam radę.

Christian przerywa i powoli zsuwa mi majtki. Wiercę się na jego nogach, nie dlatego, że chcę uciec przed klapsami, ale ponieważ pragnę więcej… A potem wraca do ustalonego rytmu. Kilka lekkich klapsów, a potem mocniejsze, lewa, prawa, dół. Och, te doły. Jęczę.

– Grzeczna dziewczynka. – Oddech ma urywany.

Wymierza mi jeszcze dwa klapsy, a potem pociąga za przytwierdzoną do kulek nitkę i wyciąga je nagle ze mnie. Niemal szczytuję – doznanie jest tak nieziemskie. Płynnym ruchem przekręca mnie na plecy. Słyszę odgłos rozrywanej folii, a potem Christian kładzie się przy mnie. Przytrzymuje mi ręce nad głową i opuszcza się we mnie, powoli, wypełniając mnie tam, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się srebrne kulki. Jęczę głośno.

– Och, mała – szepcze, wykonując powolne, zmysłowe pchnięcia, rozkoszując się mną, czując mnie wokół siebie.

Jeszcze nigdy nie był tak delikatny i nie mija dużo czasu, a docieram nad krawędź, a potem przeżywam rozkoszny, intensywny, wyczerpujący orgazm. Gdy zaciskam się wokół niego, to jeszcze potęguje jego rozkosz. Wbija się we mnie, a potem nieruchomieje, wykrzykując moje imię.

– Ana!

Leży na mnie, głośno oddychając, a dłońmi nadal przytrzymuje mi ręce nad głową. W końcu odsuwa się i patrzy mi w oczy.

– Podobało mi się – szepcze, a potem całuje mnie słodko.

Wstaje, przykrywa mnie kołdrą i znika w łazience. Po chwili wraca z buteleczką białej emulsji. Siada na łóżku.

– Przekręć się – poleca, a ja bardzo niechętnie obracam się na brzuch. Po co tyle zamieszania? Strasznie chce mi się spać.

– Twój tyłek ma teraz piękny kolor – stwierdza z uznaniem i czule wmasowuje chłodzącą emulsję w różowawe pośladki.

– To teraz puść farbę, Grey – ziewam.

– Panno Steele, pani to potrafi zepsuć nastrój.

– Mieliśmy umowę.

– Jak się czujesz?

– Wyrolowana.

Wzdycha, kładzie się przy mnie i bierze w ramiona. Uważa, żeby nie dotykać mojego obolałego tyłka. I tak znowu leżymy na łyżeczki. Całuje mnie delikatnie w ucho.

– Kobieta, która wydała mnie na świat, była dziwką i narkomanką, Anastasio. A teraz śpij.

O w mordę… co to znaczy?

– Była?

– Nie żyje.

– Od jak dawna?

Wzdycha.

– Umarła, kiedy miałem cztery lata. Nie bardzo ją pamiętam. Carrick trochę mi opowiedział. Pamiętam jedynie pewne rzeczy. Proszę, śpij już.

– Dobranoc, Christianie.

– Dobranoc.

I odpływam w oszołomiony i wyczerpany sen, śniąc o czteroletnim szarookim chłopczyku w jakimś ciemnym, przerażającym, smutnym miejscu.

Загрузка...